W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Tajne służby we współczesnej Polsce  
Podobne tematy
Czwarta Rzeczpospolita - państwo policyjno religijne 515
Poszukujemy foty agenta, który wrobił Sawicką 79
Komorowski proponuje ograniczenie praw do zgromadzeń 8
Pokaz wszystkie podobne tematy (31)
Znalazłeś na naszym forum inny podobny temat? Kliknij tutaj!
Ocena:
24 głosy
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Polska i Polacy Odsłon: 29563
Strona:  «   1, 2, 3, 4   »  Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Czy popierasz taką akcję?
Tak
80%
 80%  [ 29 ]
Nie
19%
 19%  [ 7 ]
Wszystkich Głosów : 36

Autor Wiadomość
Bimi
Site Admin



Dołączył: 20 Sie 2005
Posty: 20448
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 14:23, 17 Paź '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
- W Polsce mamy w sumie dziewięć służb, które mogą stosować podsłuchy - powiedział w TVN 24 Janusz Zemke. Poseł SLD mówił w studio o kulisach stosowania podsłuchów przez służby specjalne. Wcześniej poinformowano, że ABW podsłuchiwała dziennikarzy Cezarego Gmyza i Bogdana Rymanowskiego.

- Trafiały do mnie skargi kod operatorów, którzy podsłuchują Polaków na zlecenie służb. I czynią to na swój koszt - oświadczył Janusz Zemke. - Mechanizm wygląda tak: szef odpowiedniej służby kieruje wniosek o podsłuch do prokuratury, ten przesyła go do akceptacji sędziego w Warszawie, a później operator musi stworzyć odpowiednie warunki do podsłuchu. A że operatorzy muszą zrobić to na swój koszt, to zaczęli się burzyć - ujawnił poseł SLD.

Jak zaznaczył Zemke, kiedyś podsłuchy były tylko środkiem nadzwyczajnym, lecz dziś stosowanie tej techniki jest powszechniejsze. - Dzisiaj w Polsce nikt nie wie, ile jest takich podsłuchów; z pewnością są to liczby idące w tysiące - podkreślił.

- Ostatni raz w Polsce informacje na temat liczby podsłuchów przekazano w 1996 roku, zrobił to jeszcze istniejący wtedy Urząd Ochrony Państwa. A tymczasem w innych państwach takie informacje podaje się co roku, to standard. W Skandynawii informuje się nawet obywatela o tym, że był na podsłuchu, w chwili gdy niszczy się zebrane informacje, jeśli te, tak jak i podsłuch, okazały się bezużyteczne - podkreślił poseł SLD.

z video: http://wiadomosci.onet.pl/2062051,11,pos.....,item.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Bimi
Site Admin



Dołączył: 20 Sie 2005
Posty: 20448
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 11:57, 25 Paź '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

to już prawie 3 miesiące od założenia tego tematu.
czas na podsumowanie:
1) liczba zdjęć budynków specsłużb nadesłanych przez forumowiczów: 0
2) liczba nadesłanych w tym samych czasie zdjęć/filmów ufo, chemtralsów, objawień i innych wierutnych bzdur: lepiej nie mówić

nikt zdjęcia nie przysłał - czyżby nikt nie widział siedziby ABW/CBA czy innej w ciągu ostatnich 3 miesięcy? taaa... Smile
gratuluje obywatelskiej postawy i chuj wam wszystkim za nią w dupę.


przy okazji polecam nowo powstały artykuł na wiki2 Tajne służby we współczesnej Polsce

c.d.n.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
ya




Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 1036
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 14:46, 28 Paź '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zaniedbanie ABW przyczyną katastrofy w kopalni "Wujek"?
rozbroiło mnie to
Zdarzenie dotyczące sprowadzenia powszechnego zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi nie stanowi bowiem wystarczającej przesłanki do zakwalifikowania sprawy jako podlegającej właściwości rzeczowej ABW". Sprawa została przesłana przez ABW do KWP w Katowicach oraz WUG.
Zaniedbanie ABW przyczyną katastrofy w kopalni "Wujek"?
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Z.....;_ticrsn=3
Cytat:
zef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło przesłał do Ministra Sprawiedliwości zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Według BBN ABW miała zaniechać wykonywania obowiązków służbowych, w związku z nieprawidłowościami w Kopalni Węgla Kamiennego "Wujek", w okresie od maja do września 2009 r.

"W tej sprawie zachodzi uzasadnione prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa określonego w art. 231 k.k. Zawiadomienie, ze względu na treści zawarte w uzasadnieniu, jest dokumentem ściśle tajnym" - głosi komunikat BBN.

Według doniesień mediów - opublikowanych po wybuchu metanu w KWK "Wujek", do którego doszło 18 września br. - w kwietniu tego roku, ABW przekazała do Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach oraz tamtejszej Komendy Wojewódzkiej Policji (KWP), informację o zagrożeniu wybuchu metanu w kopalni.


Z korespondencji prowadzonej w powyższej sprawie z ABW wynika, że Agencja nie czuła się odpowiedzialna za podjęcie działań w tym zakresie. W piśmie z 23 września 2009 r. szef ABW napisał: "Wiedza otrzymana (...) na temat przestrzegania przepisów BHP w zakresie dokonywania pomiarów stężenia metanu w KWK "Wujek - Śląsk", została oceniona jako niezgodna z kompetencjami Agencji. Zdarzenie dotyczące sprowadzenia powszechnego zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi nie stanowi bowiem wystarczającej przesłanki do zakwalifikowania sprawy jako podlegającej właściwości rzeczowej ABW". Sprawa została przesłana przez ABW do KWP w Katowicach oraz WUG.

W opinii BBN, to Agencja - ze względu na możliwość powstania powszechnego zagrożenia dla życia i zdrowia górników pracujących pod ziemią - miała tytuł prawny oraz faktyczne możliwości, aby samodzielnie zająć się sprawą nieprawidłowości w kopalni. W ocenie BBN, prowadzenie przez Wyższy Urząd Górniczy zapowiedzianych kontroli oraz oficjalnych rozmów z pracownikami kopalni, nie mogło spowodować ujawnienia nieprawidłowości. Zdecydowanie skuteczniejsze, w powyższym przypadku, byłoby prowadzenie działań przez ABW.

Z informacji zebranych przez BBN wynika, że funkcjonariusze ABW, pomimo świadomości, że nieprawidłowości w kopalni mogą stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi, od maja br. nie kontynuowali wyjaśniania przedmiotowej sprawy.

Wyjaśnienia szefa ABW, z 23 września br., BBN oceniło jako próbę zatuszowania braku działań Agencji w KWK "Wujek".

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie chce komentować zawiadomienia BBN. - W tej chwili sprawę prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Katowicach. Nie będzie żadnego komentarza ze strony ABW w tej sprawie - poinformowano w biurze prasowym Agencji. ABW przypomina przy tym, że wydała komunikat w sprawie nieprawidłowości w Kopalni Węgla Kamiennego "Wujek" 18 września.

ABW poinformowała wówczas, że 16 kwietnia 2009 r. przekazała do Wyższego Urzędu Górniczego oraz Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach informacje o nieprawidłowościach dotyczących nieprzestrzegania przepisów BHP w zakresie dokonywania pomiarów stężenia metanu w kopalni KWK "Wujek", wchodzącej w skład Katowickiego Holdingu Węglowego S.A.

"W dniu 11 maja 2009 roku w piśmie do Komendanta Wojewódzkiego Policji w Katowicach przekazaliśmy informacje, iż w KWK "Wujek" nadal nie są przestrzegane przepisy BHP w zakresie wykonywania pomiaru stężenia metanu w wyrobiskach kopalnianych" - głosił wrześniowy komunikat ABW.

Agencja podkreślała także, że "wszelkie sygnały i doniesienia dotyczące nieprawidłowości lub przestępstw, których ściganie nie mieści się we właściwości rzeczowej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, są niezwłocznie przekazywane do właściwych organów, w tym przypadku do Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach".

_________________
Kiedy wyeliminuje się wszytko co niemożliwe, cokolwiek pozostanie, choćby nie wiem jak nieprawdopodobne, musi być prawdą."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Bimi
Site Admin



Dołączył: 20 Sie 2005
Posty: 20448
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 10:03, 13 Sty '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Sąd stwierdził bezczynność szefa ABW ws. pytania o podsłuchy

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie stwierdził we wtorek bezczynność szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wobec wniosku Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka o udostępnienie informacji publicznej co do liczby i zakresu stosowania "kontroli operacyjnej" przez ABW.
Teraz ABW ma ponownie rozpatrzyć ten wniosek. Wyrok jest nieprawomocny, a ABW może jeszcze złożyć kasację do NSA.


W kwietniu 2009 r. Fundacja wystąpiła do ABW o podanie statystyk podsłuchów i innych form inwigilacji stosowanych przez Agencję. ABW odpowiedziała, że takie informacje są tajemnicą państwową i nie mogą być udostępniane w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej. Odmowa nie miała formy decyzji administracyjnej, jaką - według Fundacji - powinna mieć.

Szef ABW Krzysztof Bondaryk od tego czasu milczał, dlatego Fundacja złożyła skargę na jego bezczynność. ABW twierdziła, iż nie pozostaje w stanie bezczynności, gdyż nie była zobligowana do wydania decyzji administracyjnej i wystarczyła "zwykła pisemna odpowiedź", gdyż żądane dane nie są informacją publiczną.

We wtorek WSA stwierdził bezczynność szefa ABW, gdyż jego obowiązkiem było załatwienie wniosku o dostęp do informacji publicznej zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego. WSA podkreślił, że niewydanie przez ABW decyzji administracyjnej w tej sprawie zamknęło Fundacji drogę merytorycznego odwołania do sądu od odmowy podania tych danych przez Agencję.

WSA nie badał sprawy merytorycznie i nie przesądza, czy te dane podlegają ujawnieniu. ABW może w drodze decyzji administracyjnej odmówić ich podania Fundacji, która wtedy zapowiada odwołanie do sądu, a w dalszej kolejności nawet do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Na rozpatrzenie przez WSA czeka jeszcze skarga Fundacji na CBA, które powołując się na tajemnicę państwową, choć w trybie decyzji administracyjnej, odmówiło w 2009 r. podania takich samych danych z zakresu działań Biura.

Co pewien czas odżywa publiczna dyskusja o podsłuchach, które dziś może stosować dziewięć służb specjalnych. Mogą to robić tylko za zgodą sądu dla wykrycia wymienionych w odpowiednich ustawach ściśle określonych najgroźniejszych przestępstw oraz gdy inne środki zawiodą. Dziś tajne są nawet same statystyki tych działań. Resort sprawiedliwości chce zwiększyć sądową kontrolę nad tymi środkami oraz wprowadzić jawność statystyk.

Źródło: PAP
http://wyborcza.pl/1,91446,7444058,Sad_s.....nia_o.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Bimi
Site Admin



Dołączył: 20 Sie 2005
Posty: 20448
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 11:40, 01 Paź '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Porażka CBA w sądzie

CBA powinno ujawniać - jako informację publiczną - statystyczne dane o liczbie środków kontroli operacyjnej - uznał Naczelny Sąd Administracyjny. O takie dane bezskutecznie dotąd zwracała się do CBA Helsińska Fundacja. NSA uwzględnił jej kasację.

Helsińska Fundacja Praw Człowieka o ujawnienie statystycznych danych o stosowaniu podsłuchów zwracała się do CBA, ABW i innych służb specjalnych, które mogą je stosować wobec obywateli. Takich służb jest w Polsce dziewięć. - Działania służb specjalnych powinny podlegać społecznej kontroli, a ilość prowadzonych kontroli operacyjnych powinna być znana - powiedziała w ustnym uzasadnieniu piątkowego wyroku sędzia NSA Irena Kamińska.

W czerwcu zeszłego roku CBA i ABW odmówiły Fundacji podania informacji publicznej na temat liczby i zakresu stosowania przez te służby kontroli operacyjnej, czyli podsłuchów, obserwacji czy kontroli korespondencji. - Informacje, o udostępnienie których zwraca się wnioskodawca, stanowią tajemnicę państwową - podkreśliło wówczas CBA w odpowiedzi dla Fundacji. Dodano, że te informacje zawsze figurują w dorocznym sprawozdaniu szefa CBA dla sejmowej komisji ds. służb specjalnych, w której zasiadają przedstawiciele wszystkich klubów parlamentarnych.

Fundacja zaskarżyła decyzję szefa CBA, a Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie oddalił jej skargę. Kolejny etap to kasacja, którą w piątek rozpoznał NSA.

W skardze Fundacja zarzuca CBA i wyrokowi WSA "niewłaściwą wykładnię pojęcia tajemnicy państwowej", co pozbawiło ją prawa dostępu do informacji publicznej. "Same dane statystyczne powinny być jawne, inaczej nie dowiemy się, czy społeczeństwo obywatelskie nie jest inwigilowane ponad rzeczywistą potrzebę" - przekonywała pełnomocnik Fundacji mec. Beata Czechowicz. Podkreśliła, że obywatele mają prawo wiedzieć, ile było wniosków CBA do sądu o kontrolę operacyjną, ile razy wnoszono o przedłużenie zgody, a wreszcie, ile wniosków spotkało się z odmową - nie wnikając w żadnym wypadku w treść samych działań operacyjnych.

Pełnomocnik szefa CBA radca prawny Marcin Jabłoński wnosił o oddalenie kasacji Fundacji. "To nie jest widzimisię szefa CBA, że opatruje klauzulą tajności także liczbę środków kontroli operacyjnej. Zmusza go do tego przepis ustawy" - podkreślił, przypominając zarazem, że trwają prace nad nowelizacją przepisów w tej części.

NSA uwzględnił kasację i zwrócił sprawę do ponownego rozstrzygnięcia w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym. Uzasadniając wyrok sędzia Kamińska podkreśliła, że nie tylko przez pryzmat przepisu ocenia się, co jest tajemnicą - należy także dokonać wykładni funkcjonalnej. "Jest tajny formularz rejestru środków kontroli operacyjnej. Ale szerokość rubryk, czy rodzaj tuszu, jakim się rejestr wypełnia, tajemnicą już nie jest" - dodała.

W 2008 r. doszło do tajnego wystąpienia w Sejmie ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego dotyczącego podsłuchów. Jak ujawniła wtedy "Rzeczpospolita", podał on, że w 2007 r. o 18 proc. wzrosła liczba wniosków policji o kontrolę operacyjną (m.in. podsłuchy), a o 25 proc. wzrosła liczba takich działań policji w trybie niecierpiącym zwłoki, co potem akceptowały sądy. Prokuratorzy odmówili zgody wobec 2 proc. ogółu wniosków policji, a sądy - 0,5 proc.

Ćwiąkalski zastrzegł, że danych co do czynności operacyjno-rozpoznawczych innych służb niż policja nie może przedstawić nawet na tajnych obradach Sejmu, bo wymaga to "specjalnej decyzji" szefów ABW, CBA i innych służb. W kwietniu 2007 r. ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ujawnił tylko, że w 2006 r. policja złożyła o 4,6 proc. mniej wniosków o podsłuchy w porównaniu z 2005 r., a ABW - o 5,3 proc. mniej.

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/porazka-c.....omosc.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
slidexman




Dołączył: 01 Gru 2008
Posty: 828
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 09:48, 30 Mar '11   Temat postu: Tajna ewakuacja Odpowiedz z cytatem

Tajna ewakuacja
23 mar, 08:00
Leszek Szymowski / Onet.pl

Największa w historii operacja polskich służb specjalnych realizowana była przez cztery lata z ogromnym ryzykiem i miała na zawsze pozostać ściśle chronioną tajemnicą.

Wydarzenie, które doprowadziło do zorganizowania w Polsce największej operacji specjalnej, miało miejsce pod koniec lata 1988 roku w Tel – Awiwie. Premier Izraela Icchak Szamir zaprosił na spotkanie ówczesnego ambasadora Związku Sowieckiego. Dyplomata przyjechał bardzo szybko, gdyż od wielu miesięcy zabiegał o poparcie rządu Izraela dla koncepcji złagodzenia amerykańskich sankcji gospodarczych wobec ZSRR. Szamir wyraził wstępną akceptację, ale postawił jeden warunek: w rewanżu rząd ZSRR zgodzi się na emigrację do Izraela wszystkich osób narodowości żydowskiej, które wyrażą taką wolę.

Tą samą propozycję w następnych dniach w Moskwie złożyli sowieckim dyplomatom ambasadorzy Izraela i USA. Rząd ZSRR – dotychczas nieskory do podejmowania szybkich decyzji – tym razem zgodził się bez wahania. Tym bardziej, że Icchak Szamir obiecał Moskwie zorganizowanie wszystkiego na własny koszt, a także pokrycie niewielkiej części długu zagranicznego ZSRR.

Ostateczne warunki zaakceptował nie kto inny tylko sam I sekretarz Michaił Gorbaczow. Wypuszczając osoby narodowości żydowskiej, pokazywał światu łagodne oblicze transformacji ustrojowej w Związku Sowieckim. Poza tym, za złagodzenie amerykańskich sankcji, gotów był dać naprawdę dużo. Z politycznego wyrachowania dla pozoru postawił tylko Szamirowi jeden warunek: majątek pozostawiony przez emigrantów w ZSRR przechodzi na własność komunistycznego państwa. Ten warunek Szamir zaakceptował. Osoby narodowości żydowskiej były w ZSRR tak samo biedne, jak wszyscy inni obywatele, więc zbyt wiele nie było do stracenia.

Spotkanie na szczycie

Gdy oba rządy zaakceptowały warunki współpracy, Szamir wezwał szefa Mossadu – Nahuma Admoniego. Poinformował go o porozumieniu z ZSRR i nakazał przygotowanie szczegółów operacji. Główny problem polegał na tym, aby nie dowiedzieli się o niczym Palestyńczycy, współpracujący blisko ze służbami specjalnymi ZSRR. Admoni – po konsultacjach ze swoimi doradcami – zaproponował współpracę z Polską.

Polska, która w latach 70. ubiegała się o ogromne kredyty dewizowe w krajach kapitalistycznych, dla udowodnienia wiarygodności w oczach zachodnich partnerów, usunęła ze swojego terytorium wszystkie osoby podejrzewane o działalność terrorystyczną. Wydalono m.in. słynnego terrorystę Abu Nidala, którego milicyjni komandosi zatrzymali w wynajmowanym mieszkaniu na warszawskim Muranowie.

Te akcje osłabiły bardzo aktywność palestyńskich służb specjalnych w Polsce. W 1988 roku miało to zostać wykorzystane. Jesienią 1989 roku, ambasador Izraela w Polsce poprosił o pilne spotkanie z premierem Tadeuszem Mazowieckim i przedstawił prośbę swojego rządu. Zaproponował również 3,5 miliarda dolarów na spłatę zadłużenia zagranicznego Polski. Mazowiecki – po konsultacji z szefami resortów siłowych – wyraził zgodę.

Z przesiadką do Warszawy

Jesienią 1988 roku, stosownie do ustaleń rządów w Moskwie i Tel-Awiwie, do wszystkich obywateli ZSRR narodowości żydowskiej ambasada zaczęła rozsyłać listy informujące o możliwości emigracji do Izraela. Do każdego listu załączano formularz. Z formularzem tym, każdy zainteresowany zgłaszał się do rejonowego posterunku milicji, gdzie dopełniał formalności. Podpisywał również zgodę na to, aby państwo przejęło jego majątek. Gdy wszystkie formalności dobiegły końca, każdy zainteresowany otrzymywał paszport uprawniający do jednokrotnego opuszczenia terytorium ZSRR. Mając ten paszport, każdy musiał kupić bilet kolejowy do przejścia granicznego w Terespolu. Tam, po wielu godzinach formalności granicznych mógł opuścić terytorium ZSRR.

Po drugiej stronie granicy, na emigrantów czekały autobusy należące do polskiego MSW. W każdym z nich, nad bezpieczeństwem czuwało dwóch, trzech uzbrojonych komandosów. Każdy autobus w drodze do Warszawy dodatkowo ochraniały dwa samochody milicyjne. Podróż zajmowała 2-3 godzin. Emigrantów przywożono do dużego budynku należącego do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Nocne rejsy

W budynku tym, emigranci czekali od kilkunastu godzin do kilku dni na samolot izraelskich linii lotniczych. Zakazywano im wychodzenia na zewnątrz. Wszystko po to, aby nie przyciągnęli uwagi mieszkających w Warszawie Palestyńczyków. Tego samego dnia, gdy do punktu zbornego przywieziono pierwszą grupę rosyjskich Żydów, z lotniska Ben Guriona w Izraelu wystartował pierwszy Boeing. W godzinach wieczornych wylądował na Okęciu. Gdy zapadł zmrok, z budynku MSW zabrano tyle osób, ile było miejsc w samolocie. Autobusy przewiozły wszystkich pod sam trap, z pominięciem procedur granicznych i celnych. Samolot natychmiast dostawał zgodę na start i kilka godzin później emigranci wysiadali w swojej nowej ojczyźnie. Tam rozpoczynały się procedury dotyczące przyznawania obywatelstwa.

Nagły przeciek

Operacja opatrzona kryptonimem "Most" zakończyła się jesienią 1992 roku. W jej efekcie, udało się zapewnić bezpieczny transport do Izraela ponad 60 tysiącom Żydów z terenów byłego ZSRR. Na początku 1990 roku, mimo zaostrzonych procedur bezpieczeństwa, wywiad palestyński dowiedział się o akcji. Próbowano zlokalizować punkt zborny należący do MSW, gdzie emigranci czekali na samolot. Próbowano również zorganizować zamach na Okęciu z użyciem terrorysty – samobójcy. Obie próby zostały udaremnione. Polskie służby obserwowały 24 godziny na dobę każdego Palestyńczyka mieszkającego w Warszawie i w okolicach. W ten sposób wiedziały wszystko, co się dzieje w środowisku Palestyńczyków i mogły neutralizować każde niebezpieczeństwo.

Palestyńskie służby zorientowały się co jest grane i zidentyfikowały jedną osobę zaangażowaną w operację "Most". Był to oficer pułku komandosów zabezpieczającego akcję. Palestyńczycy usiłowali sprowokować sytuację, w wyniku której znalazłby się w kompromitującej sytuacji, co można byłoby wykorzystać do szantażowania go. Oficera ostrzegł jednak polski kontrwywiad. Przykazano mu, aby uważał na siebie, a podczas pobytu w Izraelu nie zwracał uwagi na tych, którzy za wszelką cenę usiłują nawiązać z nim znajomość. Ostatecznie Palestyńczykom nie udało się zatrzymać wielkiej operacji i kilkadziesiąt tysięcy osób bezpiecznie dotarło do Izraela. Wykonawcy całej operacji zostali odznaczeni medalami pamiątkowymi przez rząd w Tel – Awiwie. Nie mogą się tym jednak chwalić, bo nakazano im dożywotnie milczenie.

http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/tajna-ewakuacja,2,4217634,kiosk-wiadomosc.html
_________________
Otwarte Piramidy Finansowe
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
connard




Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 626
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 19:36, 27 Cze '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ej no, nie jest tak źle - zamiast osób zaginionych w niewyjaśnionych okolicznościach mamy tylko zabieranie stołków - nauczyły się chłopaki, że czasem wystarczy pogrozić palcem, a nie od razu łeb urywać...


Cytat:
Szef białostockiej skarbówki zdymisjonowany. Dociekliwość ukarana?

Minister finansów zdymisjonował szefa białostockiego Urzędu Kontroli Skarbowej Dariusza Ćwikowskiego, który koordynował najpoważniejsze śledztwa finansowe w kraju – dowiedział się „DGP”. To właśnie ten inspektor współpracował z prokuratorem Andrzejem Piasecznym, któremu odebrano śledztwo dotyczące m.in. szefa służb specjalnych generała Krzysztofa Bondaryka.

Decyzja wiceministra

Według naszych informacji Ćwikowskiego z dyrektorskiego stanowiska odwołano na początku czerwca, i teraz jest zwykłym inspektorem kontroli skarbowej. Zgodnie ze swoimi uprawnieniami decyzję podjął nadzorujący piony skarbowe wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz. – Mogę powiedzieć, że zdecydowała zła ocena pracy pana Ćwikowskiego jako dyrektora UKS – tłumaczy nam swoją decyzję Parafianowicz.

Informacja o tej dymisji natychmiast obiegła wszystkie urzędy skarbowe, gdyż Ćwikowski ma renomę jednego z najbardziej wnikliwych inspektorów. Kilku rozmówców „DGP” łączy ją z ujawnioną w ubiegłym tygodniu przez „Gazetę Wyborczą” historią warszawskiego prokuratora Andrzeja Piasecznego. Jak ustalili dziennikarze „Wyborczej”, Piasecznemu odebrano poważne śledztwo dotyczące handlu lewymi fakturami. W tej sprawie zarzuty karne usłyszeli menedżerowie telekomu Era, ale także badany był wątek dotyczący obecnego szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego generała Krzysztofa Bondaryka. Bondaryk przed objęciem stanowiska szefa służb pracował właśnie w Erze.

Jak potwierdziliśmy w kilku niezależnych od siebie źródłach, decyzję o kontroli skarbowej na potrzeby śledztwa prowadzonego przez prokuratora Piasecznego podejmował właśnie Dariusz Ćwikowski. Pełnił on wtedy obowiązki dyrektora warszawskiego Urzędu Kontroli Skarbowej i to właśnie drobiazgowa praca nadzorowanych przez niego inspektorów pozwoliła na postawienie zarzutów m.in. szefom Ery.
Utrata zaufania

Wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz niemal całą swoją karierę w instytucjach publicznych związał z generałem Bondarykiem. Razem pracowali w służbach specjalnych, a także dziś utrzymują bliski, koleżeński kontakt.

– Nie było żadnych innych powodów, tylko ocena pracy dyrektora Ćwikowskiego – powtarza, broniąc swojej decyzji, wiceminister.

Jednak jeszcze niedawno ufał on kompetencjom szefa białostockiego UKS. To jemu powierzył koordynowanie kontroli skarbowej dotyczącej setek firm działających w branży jednorękich bandytów. Inspektorzy, pracujący z policjantami z Centralnego Biura Śledczego i nadzorowani przez prokuratorów apelacyjnych z Białegostoku, odkryli przestępcze mechanizmy, które przez lata uszczuplały dochody państwa o miliardy złotych. Zarzuty w tej sprawie usłyszeli już dziesiątki właścicieli firm oraz wysoki urzędnik resortu finansów.

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Artykuł z dnia: 2011-06-27, ostatnia aktualizacja: 2011-06-27 13:25

http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/ar.....arana.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
zainteresowany




Dołączył: 22 Lis 2008
Posty: 884
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 19:47, 30 Cze '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Służba Kontrwywiadu Wojskowego przez nieuwagę sama ujawniła, gdzie mieszczą się jej tajne budynki. Jak ustaliły "Wiadomości" TVP1, kontrwywiad na swojej stronie internetowej zamieścił ogłoszenia o przetargach na wywóz śmieci, dostawę energii elektrycznej czy ochronę obiektów. W ogłoszeniach znalazły się dokładne adresy tych obiektów.

Kontrwywiad wojskowy to jedna z najbardziej tajemniczych instytucji w Polsce. Nie wiadomo, ile osób zatrudnia, jakim dysponuje sprzętem czy budżetem. Kontrwywiad zamieścił jednak na swojej stronie internetowej ogłoszenia o przetargach, z których można się dowiedzieć, gdzie znajdują się jego tajne obiekty.

Oto treść jednego z ogłoszeń: "Przedmiotem zamówienia jest sprzedaż energii elektrycznej i świadczenie usług jej dystrybucji do instalacji znajdującej się w obiekcie w Skierniewicach 96-100, ul. Strobowska (działka o numerze ewidencyjnym 421/1)".


W innym ogłoszeniu – zamówieniu na ochronę budynku w Wildze pod Garwolinem - nie ma adresu posesji, ale znalazł się on w załączniku do Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia. Obiekt mieści się na ulicy Brzozowej i ma jedną bramę od ulicy Brzozowej i dwie od Poziomkowej. Przetarg rozpisano także na wywóz śmieci z tego obiektu.

- Działania SKW to bezmyślność - ocenił twórca Grom gen. Sławomir Petelicki.

Ogłoszenia o przetargach zniknęły ze strony SKW po tym, jak reporterzy "Wiadomości" wysłali w tej sprawie pytania do MON i SKW.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,P.....omosc.html


Ma ktoś screeny ze stron SKW? Razz
_________________
Myśl jest bronią.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Bimi
Site Admin



Dołączył: 20 Sie 2005
Posty: 20448
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 07:06, 07 Lip '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dyskusja która tu była została wycięta do innego wątku: viewtopic.php?t=17218


Rzecznik praw obywatelskich skarży do Trybunału Konstytucyjnego nieprecyzyjne przepisy dające służbom specjalnym i policji dowolność w tajnym zbieraniu danych. A sekretarz kolegium ds. specsłużb proponuje powołanie niezależnej komisji do ich kontroli

Publiczna dyskusja o granicach tajnych działań służb oraz inwigilacji obywateli toczy się od kilku lat. Nabrała tempa po opublikowaniu przez "Gazetę" w październiku 2010 r. informacji o inwigilowaniu dziesięciorga dziennikarzy z różnych mediów w latach 2005-07.

Jej efektem był m.in. wniosek posłów SLD do Trybunału Konstytucyjnego zmierzający do ograniczenia swobody, z jaką policja i służby specjalne mogą pozyskiwać dane telekomunikacyjne. Chodzi o identyfikację abonenta, billingi, miejsca jego pobytu (logowania do sieci), ale także dane identyfikujące użytkowników komputerów (numery IP). W przypadku dziennikarzy mogą one służyć do rozszyfrowywania ich źródeł, które zobowiązani są chronić.

Pytań o takie dane telekomunikacyjne policja, służby, prokuratury i sądy zadały w ubiegłym roku 1,4 mln! To europejski rekord.

Wczoraj na stronach internetowych rzecznik praw obywatelskich Ireny Lipowicz znaleźć można było jej wniosek do Trybunału. Jako niezgodne z konstytucyjnym prawem do ochrony prywatności skarży przepisy dające uprawnienia do kontroli operacyjnej policji, straży granicznej, wywiadowi skarbowemu, żandarmerii, ABW, CBA, SKW i SWW.

Punktem wyjścia dla RPO jest ujawnienie przez Fundację Helsińską, że ABW może w ramach tajnego zbierania informacji korzystać z GPS. Rzecznik zauważa, że problem nie dotyczy tego, że służby (czy policja) w ramach kontroli mogą się posługiwać najnowocześniejszą techniką, "lecz tego, że za pomocą tych środków służby mogą pozyskiwać dane o jednostce", a dane te nie są precyzyjnie określone w ustawach.

W przepisach dotyczących kontroli operacyjnej mowa jest bowiem tylko o uzyskiwaniu w sposób niejawny "treści rozmów telefonicznych i innych informacji przekazywanych za pomocą sieci telekomunikacyjnych" (czyli np. SMS-ów, e-maili). W przypadku straży granicznej czy żandarmerii także "obrazu" (czyli - jak się można domyślać - MMS-ów albo zapisów monitoringu). Ale - pisze Lipowicz we wniosku do Trybunału - ustawy nie precyzują, ani jakie techniczne środki inwigilacji stosować mogą służby, ani czy mogą pozyskać w ten sposób każdą informację o życiu człowieka, głęboko ingerując np. w "nienaruszalność mieszkania", "wolność poruszania się", "autonomię informacyjną".


całość: http://wyborcza.pl/1,75478,9892530,Mniej.....z1RG7VI1ey
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
stefani




Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 315
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 19:20, 16 Lip '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bimi napisał:
Dyskusja która tu była została wycięta do innego wątku: viewtopic.php?t=17218


Chyba nie tylko tam, bo dość interesujący post z tego tematu poleciał do Śmietnika: viewtopic.php?t=17290


_________________
Cenzura, Dezinformacja, Agentura na forach
viewtopic.php?t=7581&start=0
_________________
Cenzura, Dezinformacja, Agentura na forach
viewtopic.php?t=7581&start=0&postdays=0&postorder=asc&highlight=
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
KillKing




Dołączył: 22 Sty 2011
Posty: 13
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 20:32, 02 Gru '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Fajny temat, szkoda, że nie zaglądam często ...

Myślę, że ciekawe rzeczy można znaleźć wpisując w https://ssl.scroogle.org/ frazę

Cytat:
"Biuro Logistyki Służby Kontrwywiadu Wojskowego" site:http://eprzetargi.org


Na stronie http://bip.skw.gov.pl/portal/skw/378/Ogloszenia_o_zamowieniach.html są aktualne przetargi ze specyfikacjami. Temat potrzebny i interesujący ale (bez urazy Bimi,sam to zauważyłeś) chyba nie na to forum ...

Tutaj jest podobny wątek , ale bardziej worldwide :

http://libertarianizm.net/thread-1746.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Bimi
Site Admin



Dołączył: 20 Sie 2005
Posty: 20448
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 06:57, 14 Paź '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tu mam coś z cyklu rzeczy które są możliwe tylko w Polsce...

Jeśli pozwolicie, nie opowiem się tu po żadnej ze "stron" - pozostawię tekst bez komentarza, ale niech da wam on wyobrażenie jakie rzeczy się dzieją w naszej cudownej ojczyźnie, 23 lata po upadku komuny.


Prokuratura Apelacyjna w Krakowie prowadzi jeszcze jeden wątek śledztwa w sprawie podejrzeń korupcji i powoływania się na wpływy w Sądzie Najwyższym. Chodzi o m.in. o groźby wobec biznesmena Józefa Matkowskiego, który wraz z CBA prowadził operację przekazywania łapówek dla prawników i sędziów. Prokuratura Generalna rozpoczyna kontrolę śledztwa. Akta zostały już wysłane z krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej, która niecałe dwa tygodnie temu umorzyła wątek dotyczący prawników i sędziów.

- Rozpoczęliśmy wysyłanie akt umorzonej części śledztwa do Prokuratury Generalnej. To żmudny proces, bowiem jest ich bardzo dużo, a ze względu na niejawność sprawy dokumenty musimy wysyłać pocztą specjalną – mówi tvn24.pl Piotr Kosmaty, rzecznik krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej.

Powodem były m.in. błędy prawne, popełnione przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, które prowadziło operację specjalną w tej sprawie. Prokuratorzy kazali Biuru uzupełniać luki i braki w zebranych dowodach. Po żmudnej analizie prawnej doszli do wniosku, że większości nagrań zachowań korupcyjnych nie można będzie przedstawić w sądzie jako dowodu przeciwko prawnikom.

Prokuratorzy uznali, że gdyby doszło do procesu prawników i sędziów, to prokuratura z kretesem przegrałaby sprawę.

Wczoraj CBA dostało uzasadnienie umorzenia. - Obecnie je analizujemy - potwierdza Jacek Dobrzyński, rzecznik Biura. Być może prawnicy CBA odwołają się od decyzji o umorzeniu.

Jednak krakowscy prokuratorzy wciąż prowadzą jeszcze jeden wątek dotyczący tej afery. Jak dowiedział się nieoficjalnie portal tvn24.pl chodzi w nim m.in. o łapówki na przekształcenie jednej z działek we Wrocławiu.

Jednak krakowscy prokuratorzy wciąż prowadzą jeszcze jeden wątek dotyczący tej afery. Jak dowiedział się nieoficjalnie portal tvn24.pl chodzi w nim m.in. o łapówki na przekształcenie jednej z działek we Wrocławiu.

Ale śledczy badają również w tym wątku, czy jeden z rozpracowywanych prawników groził pracującemu dla CBA przedsiębiorcy. Tvn24.pl ujawnił na początku października, że dowody przeciwko prawnikom, razem z funkcjonariuszami CBA, dostarczał polsko – niemiecki biznesmen, Józef Matkowski, przyrodni brat bohatera afery hazardowej – Ryszarda Sobiesiaka. To on był głównym świadkiem w śledztwie dotyczącym m.in. powoływania się na wpływy w Sadzie Najwyższym. Z pieniędzy CBA wręczał łapówki radcom prawnym, adwokatom i pracownikom wymiaru sprawiedliwości. Formalnie w sprawie występował jako „osoba udzielająca pomocy przy wykonywaniu czynności operacyjnych”.

- Jeden z prawników, którego rozpracowywałem dla CBA, groził mi. Padały zdania o „odpaleniu mnie”. O faktach gróźb i zastraszania mnie meldowałem podczas praktycznie wszystkich zeznań w krakowskiej prokuraturze. Z tego powodu byłem chroniony – mówi tvn24.pl Matkowski.

Matkowski czuje się teraz oszukany przez krakowską prokuraturę, jak i CBA. Twierdził, że zawarł umowę z CBA, iż będzie prowadzić działania operacyjne – przekazywać łapówki i nagrywać spotkania. W zamian za to Biuro miało dać mu nową tożsamość, wywieźć za granicę i chronić jego prawne interesy – czytamy w pismach Matkowskiego, które wysłał m.in. do posłów, szefa rządu i prezydenta.

Dotarliśmy do pism, które Matkowski rozesłał do posłów, premiera, prezydenta, ministra sprawiedliwości oraz do Andrzeja Seremeta.

Biznesmen pisze w nich, że teraz musi oddać prawie 40 mln złotych wspólnikowi swojego przyrodniego brata. Twierdzi, że nie doszłoby do tej sytuacji, gdyby krakowska prokuratura pociągnęła do odpowiedzialności prawników i ewentualnie sędziów, którzy zajmowali się jego procesem. Dzięki temu byłaby bowiem podstawa do anulowania przegranej przez niego sprawy sądowej.


całość tekstu: http://www.tvn24.pl/rozpracowywal-dla-cb.....976,s.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 40000 sat

PostWysłany: 00:15, 07 Mar '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
POLOWANIE NA ARCHIWISTÓW. OFICEROWIE PEERELOWSKIEJ BEZPIEKI ZAŁOŻYLI PRYWATNE INSTYTUTY PAMIĘCI 05 Mar 2016 Napisane przez Jan Piński

pixabay.com

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego rozpoczęła polowanie na prywatne archiwa byłych funkcjonariuszy peerelowskiej bezpieki. Analizowane obecnie są setki informacji, głównie anonimów, które zasypały Instytut Pamięci Narodowej i ABW. Chociaż problem prywatnych „instytutów pamięci” znany był doskonale przez ostatnie ćwierć wieku, to dopiero teraz potraktowano go poważnie.

Jak ustaliliśmy, ABW wytypowała już miejsce, gdzie Kiszczak ukrył drugą część swojego archiwum, na razie jednak nie ma wystarczających podstaw prawnych, aby dokonać przeszukania. A polowanie dopiero się zaczęło.

Pierwsze prywatne archiwum zostało odkryte już w marcu 1993 r., w Gdańsku, w mieszkaniu Jerzego Frączkowskiego, byłego majora Służby Bezpieczeństwa. Znaleziono u niego mikrofilmy z teczką Lecha Wałęsy i jego współpracy z SB jako agenta „Bolka”. Funkcjonariusze UOP dokonali przeszukania i przejęli materiały nie tylko dotyczące Wałęsy, ale również innych opozycjonistów. Operacja odzyskania została przeprowadzona bardzo sprawnie. Frączkowskiego wmanewrowano w podejrzenie handlu materiałami rozszczepialnymi i pod tym pretekstem otrzymano nakaz rewizji. Dokumenty zostały przewiezione do Warszawy do lokalu konspiracyjnego UOP i słuch po nich zaginął. W lipcu 2010 r. jeden z tajnych dokumentów UOP zabranych z mieszkania majora Frączkowskiego Lech Wałęsa umieścił… na swojej stronie internetowej. Mimo opisania sprawy w mediach, ani ABW, ani prokuratura nie zajęły się wyjaśnianiem, skąd Wałęsa ma dokumenty stanowiące tajemnicę państwową i nie wyciągnięto wobec niego żadnych konsekwencji za łamanie prawa.

Prywatne archiwa byłych bezpieczniaków, mające zapewnić im bezkarność za czyny w PRL i sukcesy w biznesie, były tajemnicą poliszynela. Niektórzy „archiwiści”, jak były premier Piotr Jaroszewicz (zamordowany 31 sierpnia 1992 r.) i jego były współpracownik gen. Jerzy Fonkowicz, szef wojskowego kontrwywiadu peerelowskich służb (zamordowany 7 października 1997 r.) za swoją wiedzę zapłacili życiem. Oba głośne mordy popełniono z pobudek innych niż rabunkowe, a ofiary były przed śmiercią torturowane. Sprawców nie złapano. Co więcej, gdy postęp techniczny mógł po zabezpieczonych śladach doprowadzić do zabójców Jaroszewicza, to okazało się, że policjanci… zgubili zabezpieczone ślady biologiczne.

Bezpańskie psy

Czasy transformacji były takie, że „kwitami” bezpieczniackimi handlowano we wszystkich sypiących się krajach socjalistycznych. W marcu 1990 r. polskie służby otrzymały od kolegów z bezpieki Niemieckiej Republiki Demokratycznej (słynna STASI) ofertę zakupu teczek dotyczących Polaków. Funkcjonariusze STASI za dokumenty chcieli kilkaset tysięcy dolarów. Akcję zakupu zatwierdził ówczesny szef MSW Krzysztof Kozłowski. Dokumenty (m.in. listę agentów STASI w Polsce) przejęli jednak Amerykanie z CIA. Zwyczajnie przebili polską ofertę. Od końca 1989 r. prowadzili oni zakończoną sukcesem operację „Rosenwood” przejęcia archiwów STASI. Zachodnie Niemcy kopie akt enerdowskiej bezpieki, przejęte przez Amerykanów, dostali dopiero pod koniec lat 90. Polacy, tego co chcieli kupić od Niemców, nie otrzymali nigdy, bo zapewne nikt – z powodu obawy przed zawartością – nie prosił Amerykanów o kopie.
Kopie archiwów polskiej bezpieki także zostały wywiezione z kraju. Gen. Edmund Buła został złapany niemal za rękę, jak kopie akt peerelowskich wojskowych tajnych służb wysłał do Moskwy, a to, co zostało, kazał w znacznej części zniszczyć.

Recepta na sukces

Jeszcze w latach 90. przy okazji śledztwa w sprawie wynoszenia dokumentów z Urzędu Ochrony Państwa przez oficera, byłego esbeka, znaleziono na jednej z działek komplet dokumentów na wpływowe osoby, które odgrywały poważną rolę w liczącym 40 tys. mieszkańców Świdniku. Według pracowników IPN-u, którzy znają dokumentację, można zaryzykować hipotezę, że w latach 90. ów były esbek, był, nieformalnie, jednym z decydentów miasta. Miał „haki” na dużą część osób sprawujących władzę. Symptomatyczne, że skazano go tylko na symboliczną karę kilku tysięcy złotych grzywny za sprywatyzowanie bieżącej dokumentacji UOP. Sprawa esbeka i jego archiwum stała się głośna, gdy dziesięć lat temu okazało się, że zarejestrował on jako swojego tajnego współpracownika prof. Zytę Gilowską, ówczesną minister finansów (została oczyszczona z zarzutów współpracy z SB przez sąd lustracyjny).

Siłę „kwitów” i wiedzy w biznesie pokazują kariery byłych prominentnych funkcjonariuszy w biznesie. Tworzyli i tworzą oni ze swoimi byłymi podopiecznymi tandemy w biznesie. W 2007 r. jeden z najbogatszych Polaków został oskarżony o współpracę z SB. Już rok później jego bezpieczniacki „cień” z PRL-u stracił robotę. Przestał być potrzebny.

Najbardziej znani esbecy, którzy zrobili w III RP kariery w biznesie, to generałowie Gromosław Czempiński i Sławomir Petelicki. Ten pierwszy odszedł ze służby w 1996 r. ze stanowiska szefa Urzędu Ochrony Państwa, ten drugi nie przeszedł pozytywnie weryfikacji (w PRL zajmował się zwalczaniem opozycji niepodległościowej) do nowych służb, ale zrobił karierę jako twórca jednostki specjalnej GROM. Samobójcza śmierć Petelickiego 4 lata temu do dziś budzi wątpliwości.

Brak lustracji potęgował siłę przekonywania, bo nawet jeśli esbecy nie dysponowali kopiami dokumentów, to mieli wiedzę. Wszyscy są przekonani, że zatrudnia się nas, by pogrążyć przeciwników, wykorzystując wiedzę z przeszłości. Wszyscy widzą nas w czarno-białych barwach i tak nas oceniają. Nikt nie chce dostrzec tego, że potrafimy kojarzyć fakty, analizować zjawiska, zbierać informacje – tłumaczył w jednym z wywiadów Czempiński. Dopytywany, czy chodzi o zbieranie „haków” przyznał: Oczywiście, że szukamy u przeciwników słabych stron. Liczy się skuteczność.


http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/343.....ty-pamieci
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 05:27, 16 Kwi '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
DZIENNIKARZY PRACUJĄCYCH DLA NASZYCH SŁUŻB. ZGADNIJ, KTO UKRYWA SIĘ ZA PSEUDONIMAMI 11 Kwi 2016 Jan Piński

pixabay.com

Minister kontrolujący służby specjalne– Mariusz Kamiński zapowiedział audyt działań służb w środowisku dziennikarskim. Chodzi nie tylko o inwigilację, ale przede wszystkim o nielegalne wykorzystywanie dziennikarzy w pracy służb.

Po kilku dniach emocji i fałszywych komunikatów sprawa ucichła. Wszystko dlatego, że lista czynnych dziennikarzy uwikłanych we współpracę ze służbami specjalnymi III RP jest ogromna i jest to potężne lobby. Także wśród dziennikarzy oficjalnie wspierających PiS. Spora część z nich pracę dla służb rozpoczęła w PRL-u. Dziś są wykorzystywani jako donosiciele, kreatorzy wydarzeń, dezinformatorzy i dezintegratorzy środowiska.

Ilu jest agentów w mediach?

Problem współpracy dziennikarzy ze służbami III RP bywa często bagatelizowany. Niesłusznie. To narzędzie kontroli mediów, gospodarki i polityków. Obecnie na rynku jest kilkuset dziennikarzy, którzy mają za sobą epizod współpracy ze służbami. Skąd te wyliczenia? W 2007 r. dziennikarze programu „30 minut” podali, że Wojskowe Służby Informacyjne miały 115 agentów wśród dziennikarzy. Dorzućmy do nich drugie tyle pracujących dla cywilnych służb (a co, gorsi są?) i mamy już circa 230 agentów. Jeżeli do tego dorzucimy dziennikarzy-agentów CBŚ i CBA, będzie już ich przynajmniej 300. Ale to nie koniec. A przecież są ludzie współpracujący z bezpieką PRL cywilną i wojskową, którzy do tej pory nie zostali zlustrowani, bo ich teczki zostały zniszczone albo wyniesione lub schowane w tzw. zbiorze zastrzeżonym Instytutu Pamięci Narodowej. W 1997 r. wybuchła awantura polityczna, po tym jak Zbigniew Siemiątkowski polecił szefowi UOP zrobienie listy współpracujących z tajnymi służbami dziennikarzy i polityków. Pod wpływem szoku zakazano werbunku dziennikarzy, chyba że za zgodą premiera. Na niewiele to się zdało. Służby znalazły sposoby, aby dalej korzystać z dziennikarskiej agentury. Albo nie rejestrują współpracy albo udają, że nie wiedzą, iż osoba jest dziennikarzem.

Stokrotka i inni

Poniżej najbardziej znani ze współpracowników służb w mediach. Dziennikarka „Stokrotka”, zwerbowana jeszcze w czasach PRL. Wzięła udział w zwerbowaniu jednego ze znanych obecnie polityków, który miał z nią romans, o czym nie wiedziały ani żona, ani inna kochanka (jak tutaj nie podpisać zobowiązania?). Pozytywnie przeszła weryfikację do UOP. Urwała się ze smyczy, gdy za rządów Lecha Wałęsy dzięki prywatnym kontaktom odzyskała teczkę, pozostały jednak zapisy rejestracyjne, meldunki i ludzie, którzy pamiętają. Zapiekła przeciwniczka lustracji.

Dla odmiany z drugiej strony sceny politycznej: dziennikarka uchodząca za prawicową. Zwerbowana w 2000 r. przez Wojskowe Służby Informacyjne, które zatuszowały fakt, że jechała autem pod wpływem alkoholu. Teczka próby werbunkowej w III Zarządzie nieistniejących WSI (kontrwywiad) ma kryptonim „Kurant”. Jakież było zdziwienie oficerów, gdy po rutynowym zapytaniu ówczesny UOP stwierdził, że pani ta pracuje też dla UOP. Za rządów PiS wróżono jej wielką karierę w mediach, ale bez efektu (na razie).

Nagradzany dziennikarz śledczy, obecnie schowany w jednej z prywatnych telewizji, dla służb pracuje dłużej niż jest dziennikarzem. Zwerbowany został przez kontrwywiad cywilny w połowie lat 90., gdy został na terytorium Rosji, a konkretnie Czeczeni, złapany z bronią. Czyn ten był przestępstwem również w polskim prawie, dziennikarz jednak nie został oskarżony, tylko zwerbowany. Był początkującym dziennikarzem, służby pomogły mu w karierze, załatwiając przeniesienie do stolicy, do ogólnokrajowego pisma. Później dziennikarz ten wielokrotnie był wykorzystywany przez dawanie mu kontrolowanych przecieków.

Kontakt Operacyjny Centralnego Biura Antykorupcyjnego „Jelinek”. Uosobienie buty i bezwzględności osób mieniących się dziś dziennikarzami. Zabiegał sam o rozpoczęcie współpracy, a później chwalił się, że zgodę na jego werbunek wydał sam premier Donald Tusk. CBA pytała rzeczywiście o zgodę premiera, ale do formalnego werbunku dziennikarza nie doszło. Brał on jednak pieniądze za konsultacje od służby i przekazywał jej materiały. Swoją pozycję w CBA wykorzystał do zainkasowania miliona złotych od jednego z najbogatszych Polaków za napisanie korzystnej wersji jego biografii.

„Marta” – czołowa dziennikarka tzw. salonu, zawsze ma właściwe poglądy. Wielokrotnie wykorzystywana do siania dezinformacji, chociaż formalnie wynagrodzenia nie pobierała.

Konsultant X. W latach 1993-1998 współpracował za pieniądze z Biurem Studiów i Analiz UOP. Pisał jako konsultant o Niemczech, Kościele katolickim i o rynku medialnym. Za pieniądze. Były dwie kategorie współpracy z biurem – „ekspert” i „konsultant”. Ekspert pracował stale albo systematycznie, konsultant doraźnie. Dziś w środowisku dziennikarskim przezywany „chlorem” lub „flaszką” z racji braku kontroli nad spożyciem alkoholu, stara się pozować na sumienie środowiska. Brak możliwości wyłączenia się z sieci służb wynika z materiałów obyczajowych, pokazujących, że prowadzi on podwójne życie, odwiedzając kluby nocne dla panów.

„Dres z Ursynowa” – jak nazywają go oficerowie ze służb. Starał się na przełomie 1997/1998 o pracę w Zarządzie I UOP (obecnie Agencja Wywiadu). Nie został jednak przyjęty. Będąc kandydatem został wówczas zarejestrowany w kartotece operacyjnej jako osoba, która może udzielić pomocy wywiadowi. W 2002 r. zarejestrowany został przez Wydział 35 Zarządu III WSI (Obecnie SKW). Chodziło o sprawę o krypt. „Mól” i „Belfer”, które dotyczyły nielegalnego handlu bronią przez WSI. Wraz ze znaną dziennikarką (również została zarejestrowana, nazywana była przez żołnierzy „Anią z Zielonego Wzgórza”) na polecenie jednego z szefów WSI realizowali zadania. Ostatnie już po formalnym ustaniu współpracy w 2008 r. Miało ono na celu pozbawienie wiarygodności osób związanych z likwidacją WSI.

„Majkel” – w 1996 r. jako młody człowiek chciał zostać szpiegiem wywiadu. Nie został przyjęty, bo wykrywacz kłamstw sugerował, że bierze narkotyki. Dziś wykorzystuje swoje firmy związane z mediami do prania pieniędzy dla tajnych służb, a także do doraźnych interesów i załatwiania porachunków w mediach.

Pokusa nie do odparcia

Za poprzednich rządów PiS poprzestała na ujawnieniu 9 dziennikarzy pracujących dla WSI. Dlaczego? Okazuje się, że pokusa, aby korzystać z takiej współpracy, jest za silna dla każdej obecnej władzy. Dodatkowe pytanie jest takie, czy współpraca z polskimi służbami dziennikarza zawsze jest naganna. Przykładem niech będzie tu „A”, dziennikarz, który był korespondentem w obcym kraju i podjął współpracę z pobudek patriotycznych z WSI (wynagrodzenie jednak pobierał...), jeszcze inny dziennikarz za pomaganie WSI zapłacił życiem na wojnie.

Dylemat pracy dziennikarzy dla służb jest trudny do rozstrzygnięcia. Przypomnijmy, że przed wojną duża część dziennikarzy (i polityków) pracowała dla słynnej „dwójki” (II zarząd sztabu generalnego, czyli wywiad wojskowy). Problemem jest raczej to, do czego agentura w polskich mediach jest używana. Problemem są także sposoby jej werbunku, które są takie same jak w PRL-u. Czytałem kiedyś notatkę WSI z 2006 r., na której napisane było o dziennikarzu, że ma żonę i dwójkę dzieci, a sypia ze studentką, więc jest na niego „wejście”. Krótko mówiąc: można go szantażować. Czyli mamy sytuację taką, jaką znamy z teczek SB. Oficerowie polskich służb kupują sobie dziennikarzy, płacąc za wystawne kolacje (wybierają celowo drogie lokale, tak aby rachunki wynosiły nie mniej niż 1000 zł), ułatwiając karierę itp. Tacy dziennikarze nie tyle pracują dla służb, co dla swoich prowadzących, a pokusie wykorzystania takiej siły trudno się oprzeć.

Zdarza się również, że mamy do czynienia z etatowymi funkcjonariuszami służb, zatrudnionymi w redakcjach lub stacjach telewizyjnych na stanowiskach dziennikarzy. Tak jest i tak było od lat w wypadku Agencji Wywiadu, która lubuje się w lokowaniu swoich ludzi w opiniotwórczych tytułach. AW ma pod swoją kontrolą jedną z większych gazet w Polsce. Z agencją współpracuje zarówno właściciel, jak i prezes, redaktor naczelny (od lat 80.), na szefie działu informatyki, śledzącemu, co piszą dziennikarze, kończąc.

Czasami mają w związku z tym miejsce zabawne historie. Tak było m.in. w redakcji pewnego tabloidowego dziennika, gdy doszło do poważnej sprzeczki między dwoma jej dziennikarzami, w czasie której obaj licytowali się, który jest wyższego stopnia oficerem i więcej może! Wyglądało to naprawdę komicznie! Warto jedynie zaznaczyć, że obaj wcale nie byli pod wpływem alkoholu podczas opisywanej sprzeczki. Współpraca dziennikarzy ze służbami skutecznie psuje jakość polskich mediów. Ale jest też przejawem brutalnego łamania ich niezależności.
http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/363.....eudonimami
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
FortyNiner




Dołączył: 08 Paź 2015
Posty: 2131
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 16:54, 16 Kwi '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tzw. pieprzenie o Chopinie czyli wiem, ale nie powiem. To żenujące. Jeśli wiedzą, że ktoś współpracował, to niech dadzą nazwiska. Tymczasem gówno mają i pieprzą takie aluzje....
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goska




Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 3535
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:15, 16 Kwi '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wreszcie znalezli tych co rzadza tymi, ktorzy nami rzadza. Ich siedziba miesci sie w Monachium i jest to forteca zakonow. Dowodza tym Niemcy. W kazdym narodzie maja pomagierow [czasem pomagierzy maja po 140 lat]. Ta wladza istnieje 200 lat i obejmuje caly swiat. Ta formacja zostala po wojnach krzyzowych.

To oni tez wprowadzali w Europie i na swiecie Chrzescijanstwo. Teraz maja zamiar wprowadzic satanizm !!!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 14:09, 01 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
NA TROPIE OBCYCH SZPIEGÓW. ILU POLITYKÓW JEST NA ŻOŁDZIE OBCYCH WYWIADÓW? 30 Lip 2016 Krzysztof Baliński

fot: pixabaycom


Poprzez lustrację i rozwiązanie WSI próbowano pozbyć się agentów związanych z Moskwą. PiS nie jest jednak równie skrupulatne, gdy chodzi o ludzi kojarzonych z innymi wywiadami. Nie widać w nim dociekliwości, ilu polityków jest na żołdzie innych wywiadów.

Minister Witold Waszczykowski mówiąc o zagrożeniach, mówi wyłącznie o absolwentach moskiewskiego MGIMO. Tymczasem najwięcej szkód w MSZ (a wcześniej w MON) poczynił nie absolwent MGIMO, ale Oksfordu. A tam chyba kuźni sowieckich szpiegów nie ma. W okresie swych rządów w MSZ ukrył z premedytacją przed weryfikacją wielu funkcjonariuszy WSI, i to wtedy, gdy raport Macierewicza klarownie wykazał, że WSI była agendą służb specjalnych byłego Związku Sowieckiego. Radek zawsze łaskawym okiem patrzył na wszelkie wywiady, nie mówiąc o jego powszechnie znanej sympatii do wywiadu brytyjskiego. Na tej niwie jego ambicje sięgały wysoko. W MSZ stworzył własną służbę specjalną: Inspektorat Służby Zagranicznej, która inwigilowała, kontrolowała korespondencję, podsłuchiwała rozmowy telefoniczne pracowników MSZ, nie dla kontrwywiadowczej ochrony ministra, lecz ochrony jego reputacji. Ciekawe, że dziś, pod nowym kierownictwem, Inspektorat nadal działa, zajmuje się tym samym, a na jego czele Waszczykowski umieścił resortowe dziecko – Jacka Bazańskiego. Mimo że Sikorski wziął ich pod ochronę, oficerowie WSI pokątnie rozpowszechniali informacje o tym, kto finansował jego naukę w Oksfordzie, o dziwnej znajomości z Tomaszem Turowskim i o tym, dlaczego na początku lat 90., będąc wiceministrem obrony, częściej kontaktował się z rezydentem brytyjskiego wywiadu niż ze swoim szefem.

A propos Turowskiego, czy nie czas na wyjaśnienie, dlaczego gen. Maciej Hunia przywrócił go do pracy w Agencji Wywiadu dwa miesiące przed katastrofą Smoleńską, a Sikorski zatrudnił w MSZ? Nie od rzeczy byłoby też wyjaśnić, co się stało z siedemdziesięcioma kartami, które Hunia ukradkiem usunął z teczki operacyjnej Turowskiego po otrzymaniu raportu informującego, że rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa kupiła mu apartament w centrum Moskwy. Tymczasem na kierownicze stanowiska w „nowej” AW promowani są ludzie tegoż Huni i podejmują nawet próby zatrudnienia w AW 20 oficerów zwolnionych ze służb wojskowych przez ministra Macierewicza. Raz po raz wychodzi na jaw współpraca ze służbami PRL najbliższych współpracowników Waszczykowskiego - w ubiegłym miesiącu przeszłość dopadła przyszłego ambasadora w Berlinie. Nasilają się pogłoski o niejasnych powiązaniach z bezpieką w latach 80. zastępcy ministra ds. polityki wschodniej.

Spokojnie, to tylko Mossad

Polsce szkodzi nie tylko wywiad ze Wschodu. Żemek z FOZZ ujawnił, że korzystał z usług Arie Goldsteina z Izraela i że nielegalnie, choć za wiedzą Balcerowicza, finansowano z pieniędzy FOZZ Amerykańsko-Polskie lobby z siedzibą w Amsterdamie, zorganizowane przez Bloomfielda i Goldsteina. Z zeznań tego ostatniego, podczas procesu FOZZ, wynika jednoznacznie, że był powiązany z Mossadem. Można więc z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że kasę FOZZ obrobił izraelski wywiad.

Wielu towarzyszy broni gen. Marka Dukaczewskiego pracowało dla izraelskiego konsorcjum zbrojeniowego zabiegającego o kontrakty w Polsce. Afera z gen. Waldemarem Skrzypczakiem zaczęła się od podejrzeń, że korumpuje go izraelski lobbysta Menachem Bull. Założona przez tego ostatniego spółka Impart zatrudniała całe stado b. oficerów wywiadu i WSI, którzy negocjowali wielkie kontrakty z MON. Powinno to stawiać na nogi ministra-koordynatora odpowiedzialnego za bezpieczeństwo Polski. Tymczasem nikt nie bije na alarm, że ogromne pieniądze wydawane są w przetargach ustawianych przez obce wywiady, że nachalnie panoszą się przy nich i hulają obce tajne służby i toczą się korupcyjne podchody lobbystów izraelskich z francuskimi, amerykańskich z niemieckimi, że państwo polskie daje się rozgrywać przez obce służby, że to de facto one decydują o potencjale bojowym naszej armii i tym samym bezpieczeństwie kraju.

A propos Mossadu – ani na moment z ekranu TVN nie znika gęba Michała Kamińskiego, b. szef aparatu propagandy rządu PO. Przed objęciem stanowiska u Kopacz, pracował dla izraelskiej firmy wywiadowczej PRISM, której szefem jest wyszkolona przez Mossad analityczka antyterrorystyczna. Dlaczego firma zainwestowała w Kamińskiego? Do czego był jej potrzebny? Podejrzenie, że pracuje dla izraelskiego wywiadu obróciła w żart Dominika Wielowieyska. „No bo wcześniej był posłem z ziemi łomżyńskiej, znanej z pewnego poziomu antysemityzmu”.
Na tle niesłychanej wprost sprawności w wyłapywaniu szpiegów rosyjskich, poraża indolencja ABW na polu ochrony interesów ekonomicznych państwa. Przykład – ciągle nie wiemy, gdzie znalazły się pieniądze z rozkradzionego majątku publicznego? Czy, aby nie w pewnym kraju z palmami?

Zawód: przyjaciel Niemiec

Kluczowe dla interesów państwa negocjacje dot. członkostwa w UE prowadzili dawni agenci, ale czy tylko „komunistyczni”, a nie na przykład „niemieccy”? Wszyscy inkryminowani dostali później intratne posady w Brukseli. I czy nie stąd wynikała ich uległość i służalczość petenta, a nie partnera przy stole negocjacyjnym? Antoni Macierewicz zauważył słusznie: na takich ludziach druga strona mogła wiele wymóc. W Polsce istnieje prawdziwy front obrony niemieckich interesów, ludzi o żebraczym usposobieniu, którzy egzystują za niemieckie pieniądze. Czy nie są również aktywami niemieckich służb specjalnych (także tych odziedziczonych po Stasi)? Tzw. „eksperci od Niemiec” utrzymywani są przez fundacje finansowane przez państwo niemieckie. Zapraszani są do Berlina do wygłaszania referatów, przez Niemców traktowane jako znakomita okazja do wynagradzania prelegentów. Inną okazją jest przyznawanie nagród i krzyży zasługi oraz związanych z nimi gratyfikacji pieniężnych. Dyżurnym „ekspertem od Niemiec” (jak się okazuje, nie tylko) jest dla przykładu Kazimierz Wóycicki, który ostatnio nawoływał do aresztowania ks. Isakowicza-Zaleskiego za krytyczne pod adresem Ukraińców wypowiedzi.

W latach 80. Wóycicki był stypendystą Fundacji Adenauera. Jest autorem wielu tendencyjnych publikacji „naukowych” na tematy polsko-niemiecko-żydowskie, finansowanych przez fundację Eberta. Jest pracownikiem Centrum Studiów Międzynarodowych, sponsorowanym przez Fundację Adenauera, która w 95 proc. finansowana jest przez rząd niemiecki. Oprócz niemieckiego finansowania otrzymał także Krzyż Zasługi RFN. Z poręki Bronisława Geremka był dyrektorem Instytutu Polskiego w Düsseldorfie, a później w Lipsku. Rzecz ciekawa - po obaleniu rządu J. Olszewskiego, na pierwszej stronie „Życia Warszawy” ukazał się jego artykuł „Odejście w niesławę”, w którym Macierewiczowi zarzuca pucz i używanie archiwów do celów politycznych. Później mianowano go dyrektorem IPN w Szczecinie i nikogo nie dziwiło, że szefował placówce na terenach intensywnie penetrowanych niegdyś przez Stasi. Wystarczy też przyjrzeć się „naszym” ambasadorom w Niemczech. Prawie wszyscy rekrutowali się z wyselekcjonowanej przez Geremka i Bartoszewskiego ekipy „stypendystów-niemcoznawców”, o bardzo niejasnych powiązaniach pozazawodowych z okresu, gdy w RFN przebywali na emigracji.

Dla Polski głównym zagrożeniem jest aktywność służb Rosji. Jej rozpoznanie jest jednak słabe. Wiedza o tym, ilu pracowników w ambasadzie rosyjskiej jest z wywiadu, niewiele daje. Mało wiemy też o działalności nielegałów. Wiadomo, że tylko Stalin skierował do Polski w tym celu tysiące osób. Przypomnieć tu trzeba, że w latach 50. kilkunastu tysiącom obywateli Związku Sowieckiego służącym w wojsku i MSW wydano polskie dowody osobiste. Większość, w tym ich potomków, łączą związki z Rosją, a wiedza o nich jest zamknięta w sejfach na Łubiance i tylko ktoś naiwny może sądzić, że dzisiaj nie jest wykorzystywana. Wielu z nich pracuje w służbach. Kiedy przejrzano ankiety osobowe funkcjonariuszy kontrwywiadu pracujących na kierunku rosyjskim, ponad 80 proc. z nich miało krewnych w komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa. Dziś, reformując służby, należy zaglądać głęboko w metryki i pytać o rodziców. Tymczasem główny doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa, pisząc o potrzebie reformowania służb, rzuca taką oto myśl: „Izraelski Mossad dlatego jest jedną z najlepszych tajnych służb, gdyż w swoich międzynarodowych akcjach może liczyć na współpracę osób pochodzenia żydowskiego na całym świecie”. Wśród funkcjonariuszy służb ciągle dominują wzory zachowań wpajane za PRL. „Wiedzy i umiejętności z zakresu pozyskiwania i prowadzenia najcenniejszej agentury wraz z całym arsenałem psycho- i socjotechniki należy się uczyć na kursach w Moskwie i Tel Awiwie” - to cytat z opracowania dot. planu reform służb specjalnych. Odradza on także przyjmowanie do pracy osób identyfikujących się z „jakąkolwiek grupą wyznaniową”.

Do dziś adeptów do pracy w służbach nie szuka się w środowiskach patriotycznych, ale wśród rodzin z czekistowską tradycją rodzinną. Kandydat wywodzący się z takiego środowiska spokojnie przechodzi procedurę naboru, natomiast ten, który działał w organizacji o profilu narodowym, jest postrzegany jako polityczny ekstremista.

Cudowne uzdrowienie służb

Pierwsze publikacje mediów przed powołaniem rządu dotyczyły potrzeby zmian w służbach. Brzmiały optymistycznie, bo potrzeba była oczywista. Mariusz Kamiński, przymierzany do stanowiska ministra-koordynatora, mówił: „na jesieni posprzątamy ten syf”. A w służbach „syfu” rzeczywiście było sporo. Po 8 latach rządów PO ich zapaść była katastrofalna. Ten optymizm kolidował jednak rażąco z rzeczywistą sytuacją. W listopadzie 2015 r. premier zapewniła: Polacy mogą się czuć bezpiecznie, zaś szef MSWiA: polskie służby są przygotowane do tego, by sprostać wyzwaniom i zapewnić bezpieczeństwo Polakom. Nikt nie zapytał, jak to możliwe, że w ciągu kilku dni od objęcia rządów dokonała się sanacja służb i kim jest cudotwórca, który sprawił, że funkcjonariusze służb, słusznie oskarżani o nieudolność, stali się nagle strażnikami bezpieczeństwa Polski? Naiwność rządzących potwierdziła seria niepokojących wydarzeń: odwołanie komendanta głównego policji, uszkodzona opona w samochodzie prezydenta, próby zamachów terrorystycznych, cyberataki na banki i urzędy, alarmy bombowe. Prosta konkluzja „Gazety Polskiej” – stoją za tym Rosjanie i ich agentura - nie wyjaśniła problemu. Wytworzona atmosfera zagrożenia sugerowała niedwuznacznie, że mamy do czynienia z pewnym scenariuszem, że ktoś ma interes w prowokowaniu paniki, i że w polskich realiach jedynie ludzie służb mogą inspirować takie wydarzenia. Upłynęło 9 miesięcy, o zapowiadanej „wielkiej reformie służb cywilnych” zapanowała cisza. W jej miejsce wysyłano bzdurne sygnały, że zbyt radykalne zmiany w służbach zagroziłyby bezpieczeństwu szczytu NATO. W czasach PRL służby nieprzerwanie udowadniały władzom partyjno-rządowym swą przydatność (na pierwszej linii walki z imperializmem). Popisywały się oddaniem i ciężką służbą (dla PZPR). Dziś, zagrożone rozliczeniami, oskarżane o niechlubną działalność, też chcą potwierdzić swą przydatność. Ich przesłanie jest jasne: jedynie oni mogą obronić kraj przed rosyjską agenturą. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że z podobną próbą uwiarygodnienia w oczach decydentów już mieliśmy do czynienia. Bo czymże była sprawa Brunona K., „osoby motywowanej względami narodowościowymi, nacjonalistycznymi i ksenofobicznymi”, którego do terroryzmu namówili oraz podsunęli cele ataków agenci ABW, a którego jedynym terrorystycznym czynem było nazwanie Tuska „rudym bandytą”?

Komunizm w Polsce wprowadzili członkowie KPP, przybyli w taborach armii sowieckiej. Stalin przysłał do nas tysiące agentów o duszy obcej, rosyjskiej, ukraińskiej, żydowskiej, aby zajęli miejsce wyniszczonych polskich elit. W ich tradycji i nawykach było donoszenie w ambasadzie sowieckiej przy Belwederskiej na polskich „nacjonalistów” i oskarżanie oponentów politycznych o faszyzm. Tradycje te kultywują do dziś. Przypomnijmy tylko, jak to ludzie Janusza Palikota poczłapali do ambasady Rosji z donosem na „grupę bandytów inspirowanych przez środowisko związane z PiS i Radiem Maryja, o skrajnych poglądach narodowo-katolickich”. Niewiele od donosu Palikota różniły się żenujące przeprosiny Sikorskiego za podpaloną budkę przed ambasadą Rosji.

Nawiasem mówiąc w podsłuchanej rozmowie Sienkiewicza z Belką nt. Marszu Niepodległości pojawia się dziwne zdanie: „Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie? Bo ja mam poczucie, że jest to wariant ok, World Trade scenario."

Czy chciał coś wysadzić w powietrze w centrum Warszawy, czy montował coś na kształt podpalenia Reichstagu, tj. pretekst do spacyfikowania „ekstremistycznej” opozycji? Na dobry początek, w Białymstoku antyterroryści, na polecenie dzisiejszego szefa ABW, zatrzymali kibiców terroryzujących tamtejszą ludność zawołaniem - „Polska dla Polaków”. Wtargnęli też do mieszkań uczniaków protestujących przed islamizacją Polski.

Polska jest umiejętnie rozgrywana przez Rosję, państwo w którym faktycznie rządzą służby specjalne szkolone do manipulowania przeciwnikiem. Mądrzy ludzie w służbach (bo są i tacy) mówią, że groźniejszym agentem jest ten, który wnosi tajemnice (czyli inspiruje pewne działania), niż ten, który je wynosi. Ponieważ w Polsce tajemnic praktycznie nie ma, to w sprawie medialnej akcji wyłapywania rosyjskich szpiegów chodzić tylko może o akcję „wnoszenia”, tym razem prowadzoną przez „Gazetę Wyborczą” pospołu z „Niezależną”. Przez 8 lat trwał rozkład państwa. Tymczasem słuchając wypowiedzi polityka odpowiedzialnego dziś za jego bezpieczeństwo, można odnieść wrażenie, że największym zagrożeniem dla Polski jest facet, który zniszczył pomnik Bandery i wymachiwał plastikowym krzesłem. Jeżeli w ten sposób zaspokoi się „popyt” na rosyjskich szpiegów, to kto będzie szukał tych prawdziwych? W dodatku narrację w tej materii narzuca Polakom dziennikarz „Wyborczej” o proweniencji klasycznej agentury wpływu i drugi z „Gazety Polskiej”, który przyjął medal od szefa ukraińskiej bezpieki, która – jak wiadomo – jest jeszcze bardziej przesiąknięta rosyjską agenturą niż polska.
http://warszawskagazeta.pl/polityka/item.....h-wywiadow
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goska




Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 3535
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 16:09, 01 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Sluzby w Polsce sa bardzo tajne, bo zagraniczne !!!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 07:26, 12 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Oficer SKW walczyła w Afganistanie. Została zdegradowana. Zarzut: samowola 12 sierpnia 2016 12.08.2016

Pani oficer zarzucono ukrywanie operacji przed przełożonymi po zmianie władzy w 2015 roku Foto: skw.gov.pl

Zarzut samowolnego prowadzenia operacji uwolnienia polskiego kapitana z więzienia na Białorusi i ukrywania tego przed przełożonymi usłyszała oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Piotr Bączek, obecny szef SKW, ukarał kobietę degradacją ze stopnia majora do kapitana. Vincent V. Severski, były podpułkownik m.in. Agencji Wywiadu nie ma wątpliwości: - Każdy oficer operacyjny, który pracuje w terenie, zawsze porusza się na granicy prawa.


Oficer pracę w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego zaczęła w 2007 roku. W listopadzie 2015 r. została oddelegowana do Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, wciąż pozostając funkcjonariuszem SKW. Na przełomie jesieni i zimy 2015 roku, mimo przejścia do CEK NATO, kontynuowała operację uwolnienia więzionego na Białorusi kapitana polskiego wojska.

Wiedzieli o niej m.in prezydent Andrzej Duda i minister-koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński, którzy zaakceptowali plan wymiany więzionego żołnierza na skazanego w Polsce Białorusina.

12 lipca br. szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego ukarał ją degradacją, zarzucając m.in. samowolę i ukrywanie operacji przed przełożonymi w okresie po zmianie władzy w 2015 roku.

Dokumenty SKW: listy zasług i zarzutów

O roli zdegradowanej oficer w sprawie uwolnienia polskiego żołnierza z więzienia na Białorusi wiemy głównie dzięki dwóm jawnym dokumentom: uzasadnieniu wniosku o jej ukaranie autorstwa rzecznika dyscyplinarnego SKW i uzasadnieniu jej ukarania podpisanemu przez Piotra Bączka, szefa SKW.

Z tych dokumentów dowiadujemy się także, że zdegradowana oficer brała udział w dwóch misjach w Afganistanie, za które była nagradzana przez polski rząd i naszych sojuszników. Zaś po tych misjach – jak wynika ze wspomnianych dokumentów – zajęła dyrektorskie stanowisko w SKW i brała udział w operacjach kontrwywiadowczych, za które także była nagradzana.

Bączek: postąpiła wbrew zasadom

"Wysokie oceny, osiągnięcia, a także ponadprzeciętne zaangażowanie w wykonywanie zadań służbowych nie mogą w okolicznościach przedmiotowej sprawy być brane pod uwagę na korzyść obwinionej. Pomimo bowiem swojego doświadczenia obwiniona postąpiła wbrew podstawowym zasadom działania służb mundurowych, których skuteczność działania uzależniona jest od zachowania hierarchii. Decyzje w tego rodzaju służbach są podejmowane przez wyższych przełożonych, zaś rolą podwładnych jest wykonywanie poleceń, przekazywanie istotnych informacji przełożonym i zgłaszanie inicjatywy działania, nie zaś podejmowanie działań w sposób samowolny" – napisał Piotr Bączek, szef SKW w decyzji o ukaraniu pani oficer.

- Uwolnienie polskiego żołnierza z białoruskiego więzienia, to przede wszystkim zasługa pani major. To ona sama – często wbrew mojemu stanowisku – dzięki swojej determinacji i uporowi, a także odwadze, doprowadziła do tego – odpowiada na te zarzuty wobec zdegradowanej oficer generał Piotr Pytel, były szef SKW i także były wiceszef CEK NATO, w którym pracowała kobieta.

Ani Piotr Bączek, ani MON, pomimo upływu terminu przewidzianego prawem prasowym, nie odpowiedzieli na nasze pytania w tej sprawie. Ale stanowisko SKW i argumenty przeciwko pani oficer są zawarte w cytowanym już uzasadnieniu kary autorstwa Bączka i w uzasadnieniu wniosku o jej ukaranie sporządzonym przez rzecznika dyscyplinarnego.

PO i PiS razem.

Kulisy operacji O co chodzi w tej historii? W maju 2015 roku Białorusini skazali na siedem lat więzienia za szpiegowanie na rzecz Polski kapitana z 18. Pułku Rozpoznawczego w Białymstoku. Na mocy Dokumentu Wiedeńskiego żołnierz ten brał udział w wielu inspekcjach, m.in. na terenie Federacji Rosyjskiej i na Ukrainie. Wizytował tamtejsze jednostki wojskowe pod kątem broni konwencjonalnej. Dla Polski był bardzo cennym oficerem.

Sprawą zajęła się SKW. Nad jego uwolnieniem pracowała m.in. pani oficer. W rządzie, wtedy jeszcze premier Ewy Kopacz, powstała cała grupa, której zadaniem było uwolnienie żołnierza. Byli w niej Marek Biernacki, ówczesny koordynator służb specjalnych, Tomasz Siemoniak, szef MON i Grzegorz Schetyna, minister spraw zagranicznych.

Na wielu płaszczyznach – dyplomatycznej, prawnej i współpracy służb specjalnych – doszło do porozumienia z Białorusinami. Nasz kapitan miał zostać wymieniony na skazanego w Polsce Białorusina, szpiegującego na rzecz swojego kraju.

Szczegóły akcji uzgodniono jeszcze z przedstawicielem nowego prezydenta – szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ministrem Pawłem Solochem. Po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych wiedza na ten temat została też przekazana nowemu koordynatorowi służb specjalnych – Mariuszowi Kamińskiemu.

Z niejasnych przyczyn wtedy właśnie rodzina kapitana przestała być informowana o postępach w uwolnieniu żołnierza i o jego sytuacji. Okazało się, że po zmianie na kierowniczych stanowiskach w SKW w tej służbie nie kontynuowano sprawy. Zaś pani oficer od listopada 2015 r. pracowała w CEK NATO. Operację prowadziła już tylko Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

O szczegółach współpracy znanych polityków PO i PiS i o tym, jak doszło do wymiany szpiegów CZYTAJ TUTAJ http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3.....28423.html

Rodzina więzionego prosi o pomoc

Rodzina skazanego kapitana, po zmianie rządu jesienią 2015 r., była odcięta od informacji o losie więzionego krewnego. Jego najbliżsi zwrócili się o pomoc do osób, które znali. Zaalarmowali m.in Biernackiego i właśnie panią oficer.

Major pracowała już wtedy w CEK NATO. Mimo to spotkała się z rodziną kapitana z Białegostoku. Zaczęła zbierać informacje na temat tego, co się z nim dzieje i jaki jest stan jego zdrowia. Poprosiła o pomoc konsula RP pracującego w Grodnie, który z ramienia MSZ zajmował się polskim żołnierzem osadzonym w białoruskim więzieniu.

Zarzuty za spotkania z rodziną i konsulem w trakcie urlopu

Główny zarzut przedstawiony pani oficer dotyczy właśnie spotkań z rodziną więzionego kapitana i z konsulem z Grodna. Przytoczmy ponownie treść dwóch jawnych dokumentów SKW, w których opisana jest rola zdegradowanej major:

"W dniu 2 i 9 grudnia 2015 roku działając z zamiarem bezpośrednim przekroczyła swoje uprawnienia w ten sposób, że przebywając w tych dniach na urlopie nagrodowym podpisanym przez jej ówczesnego przełożonego pana płk Krzysztofa Duszę, samowolnie, bez zgody lub polecenia Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego albo innych uprawnionych osób, będąc oddelegowaną do pełnienia obowiązków w Centrum Eksperckim Kontrwywiadu NATO na stanowisku służbowym Specjalisty ds. Bezpieczeństwa w Wydziale Wsparcia i Administracji, a więc w jednostce, która nie była, ani nie jest uprawniona do wykonywania i prowadzenia czynności określonych w art. 25 ustawy o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego odbyła trzy spotkania z (…), panem (…) oraz rodziną (…) podczas, których prowadziła rozmowy, uzyskiwała informacje i wymieniała się informacjami na tematy dotyczące (…), posługując się przy tym (…), a więc wykonując czynności bezpośrednio dotyczące prowadzonej wówczas przez (…) w ramach czynności (…) o kryptonimie (…), do czego nie była uprawniona, czym zakłóciła realizację ustawowych zadań podejmowanych w tym zakresie przez SKW" – czytamy w decyzji o degradacji pani oficer.

Rzecznik dyscyplinarny w swoim uzasadnieniu wniosku o ukaranie oficer wymienia miejsca jej spotkań z rodziną żołnierza i potwierdza, że zdegradowana major zdobyła od konsula z Grodna informacje o stanie zdrowia skazanego na Białorusi kapitana. I te informacje przekazała jego krewnym.

"Dezynwoltura i brak poszanowania"

Rzecznik wytknął pani oficer również to, że prowadziła sprawę przetrzymywanego żołnierza jako "osoba nieuprawniona", a jej działania były "bezprawne", zaś operację jego uwolnienia traktowała jako "autorską" i "ukryła" ją przed przełożonymi z SKW.

"Obwiniona nakazała ponadto ukrycie podległemu żołnierzowi procedury (…) rzekomo z obawy przed niewłaściwym działaniem SKW, wręcz zepsuciem sprawy przez SKW" – napisał m.in. rzecznik dyscyplinarny.

Zdaniem rzecznika major nie miała też prawa wyjeżdżać za granicę i spotykać się z przedstawicielami strony białoruskiej, by omawiać z nimi sytuację więzionego kapitana. Wystawiało to – zdaniem rzecznika - na niebezpieczeństwo ją samą jak i pośrednio żołnierza z Białegostoku.

Rzecznik zarzucił oficer, że bezprawnie kontaktowała się z konsulem i informacje od niego "zachowywała dla siebie i nie przekazywała ich uprawnionym funkcjonariuszom SKW". "Obwiniona nie jest i nigdy nie była władną do oceny tego, jakie informacje są ważne, a jakie nieważne". Rzecznik jej zachowanie w sprawie uwolnienia żołnierza nazwał "swoistą dezynwolturą i brakiem poszanowania i przestrzegania podstawowych zasad (…)".

- Wszelkie czynności prowadzone przez panią major w tej sprawie były konsultowane przez jej wyższych przełożonych, w tym także przeze mnie. Działania realizowane przez panią major sytuowały się w granicach prawa i obowiązujących przepisach wewnętrznych SKW – odpowiada na te zarzuty gen. Pytel, były szef SKW i przełożony oficer w CEK NATO.

W rozmowie z tvn24.pl obrońca pani oficer tłumaczy nam, że sprawą więzionego żołnierza major zajmowała się jeszcze przed oddelegowaniem do CEK NATO. - Wdrożyła wtedy tzw. procedurę i ją prowadziła do momentu przejścia do CEK NATO. W połowie grudnia 2015 roku obecny szef SKW odwołał ją z oddelegowania do Centrum Eksperckiego. Wydał też rozkaz personalny nakazujący jej pozostawanie w dyspozycji szefa, ponieważ jej poprzednie stanowisko służbowe było już zajęta – wyjaśnia mecenas Antoni Kania-Sieniawski.

W takim razie, w jakim charakterze spotkała się - co zarzuca jej szefostwo SKW - z rodziną więzionego kapitana i konsulem, gdy była na delegacji w CEK NATO?

- Teraz nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ sprawa degradacji pani major będzie przedmiotem skargi do wojewódzkiego sądu administracyjnego - odpowiada mec. Kania-Sieniawski.

Biernacki: "Poprosiłem, by opiekowała się rodziną"

Były koordynator służb specjalnych stwierdził, że to on poprosił major, by zajęła się rodziną kapitana z Białegostoku.

- Pani major jest oddanym funkcjonariuszem, wielokrotnie ryzykowała dla ojczyzny. W tej bardzo trudnej sprawie objęła ochroną rodzinę kapitana przetrzymywanego w więzieniu na Białorusi. Prosiłem ją, by jak najdłużej opiekowała się tymi ludźmi – mówi Marek Biernacki.

I dodaje: - Obecny szef SKW formułuje wobec pani major zarzut, że będąc już w CEK NATO opiekowała się rodziną skazanego kapitana. Jest to zarzut karykaturalny. Obowiązkiem każdego żołnierza, każdego Polaka jest otoczenie opieką rodziny, drugiego żołnierza. Przypominam, że kapitan był przetrzymywany w ciężkich warunkach na Białorusi i był niepewny swojej przyszłości. Taka kara to bardzo zły sygnał dla każdego żołnierza.

"Nie wracała na noc, spała na tapczanie"

W jawnej wniosku o ukaranie pani oficer rzecznik dyscyplinarny oceniał także zaangażowanie pani major w pracę w SKW.

"Wymierzając karę obniżenia stopnia należy wziąć także pod uwagę pobudki, jakimi kierowała się obwiniona. W/w została scharakteryzowana jako osoba bardzo pracowita, która mnóstwo czasu spędzała w służbie, często kosztem życia prywatnego. Obwiniona jak Zastępca Dyrektora dalej wykonywała czynności (…), chciała mieć wgląd w detale każdej ze spraw, uczestniczyć w nich z innymi funkcjonariuszami Zarządu. Współpracownicy i podwładni postrzegali obwinioną jako osobę, na którą po prostu został nałożony zbyt duży ciężar. Doszło więc do sytuacji, kiedy obwiniona nie wracała do domu na noc, lecz spała na kanapie w służbowym pomieszczeniu".

- Mam nadzieję, że ostatecznie kara zdegradowania pani major będzie cofnięta, a ona za swoje zaangażowanie i lojalność zostanie nagrodzona – podsumowuje Biernacki.

Kapitan z Białegostoku, o którego uwolnienia starała się ukarana oficer, wrócił do Polski w połowie lutego 2016 roku.

Na granicy prawa

Poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie Vincenta V. Severskiego, byłego oficera SB, UOP i Agencji Wywiadu w latach 1982 do 2007. Severski wziął udział w 140 misjach w blisko 50 krajach. Na emeryturze, na którą przeszedł w stopniu podpułkownika w 2007 roku na własną prośbę, zajął się pisaniem książek. Jest autorem trylogii o polskim wywiadzie. - Ta sprawa, niezależnie od jej znaczenia, przebiegu, faktów, nigdy nie powinna być upubliczniona, tak jak inne, które znam - mówi tvn24.pl.

- To zawsze przynosi szkodę państwu. Jego zdaniem, każdy oficer operacyjny, jak pani major, który "pracuje w terenie, ma wyniki, zawsze porusza się na granicy prawa".

- Nie ma takiego oficera, na którego nie można by znaleźć "haka". Im lepiej pracuje, tym więcej można na niego znaleźć. My to doskonale wiemy. Oficer operacyjny, to nie księgowy, u którego wszystko musi się zgadzać co do zera - wyjaśnia. - Nie ma dwóch takich samych spraw, dlatego każdą trzeba rozwiązywać czy planować indywidualnie. By to zrobić, potrzebna jest wyobraźnia, fantazja, pomysłowość, pracowitość i odpowiedzialność, czasami odwaga.

W ocenie Severskiego właśnie takie cechy ma pani major.

- Służby specjalne, szczególnie wywiadowcze, działają w stanie wyższej konieczności, nie rzadko, łamiąc prawo dla dobra naszego kraju. Mamy oczywiście przepisy wewnętrzne, które regulują zasady naszej pracy, ale ważniejsze jest 100 odstępstw od tych reguł. Gdyby stosować się do przepisów, nie można byłoby nic zrealizować – mówi były oficer m.in. Agencji Wywiadu.

Jak twierdzi, sprawa pani major sprawia na nim wrażenie typowej rozgrywki powyborczej. - Nowa ekipa zawsze robi audyt poprzedniej i szuka haków, by wykazać niekompetencje poprzedników - kontynuuje. - Ofiarami są oficerowie, prowadzący najtrudniejsze sprawy, bo w takich historiach zawsze można znaleźć coś do "wykorzystania". Nikogo nie obchodzi, jakie katastrofalne skutki to przynosi dla służby. Tak, jak pani major, oficer wielokrotnie nagradzany, niespodziewanie, za "wydumane" powody jest ciężko karany. Bo degradacja w wojsku to bardzo ciężka kara, kara moralna i prestiżowa. Jest sto sposobów na ukaranie oficera, by nie dotykać jego honoru i by nie wpływać demoralizująco na pozostałych. Sam to przecież robiłem, więc wiem.

Jak podkreśla, kary i nagrody w służbach specjalnych to bardzo wrażliwe narzędzie zarządzania i kierowania oficerami. Dlatego wszystkie nagrody są dokumentowane w aktach oficera.

- Jakie znaczenie dla pracy oficera, jego motywacji, może mieć ciężka służba w terenie, poświęcenie, nagrody i odznaczenia, jeżeli jedna "pomyłka" w sztuce, drobiazg, który nadaje się na rozmowę w gabinecie szefa, skutkuje degradacją i medialną aferą? – pyta były podpułkownik.

Według niego, następni będą siedzieć cicho za biurkiem, byle tylko nie narazić się, "bo przyjdzie kolejna ekipa z znów zacznie szukać trupów po szafach". - A wszystko to kosztem państwa i naszego bezpieczeństwa. Ale kogo to obchodzi – kończy Severski.

"To nie był film o Jamesie Bondzie". SKW o zdegradowanej oficer

"Obwiniona chyba nie zdawała sobie sprawy, że stawką prowadzonych czynności jest życie i wolność człowieka, a podejmowane działania są realne i nie mają nic wspólnego z filmami o Jamesie Bondzie, czy innym bohaterze pop kultury (…)". "Uzasadniając wymierzenie kary obniżenia stopnia należy wskazać ponadto, iż pani (…) była wielokrotnie wyróżniana, nagradzana otrzymywała listy pochwalne, gratulacyjne, zwiększano jej dodatki do uposażenia, wyznaczano na wyższe stanowiska, by następnie mianować zastępca dyrektora w najważniejszej jednostce organizacyjnej SKW. Obwiniona nie była nigdy ukarana dyscyplinarnie, jej dotychczasowa służba w SKW była oceniana przez przełożonych na ocenę bardzo dobrą. Była też oficerem starszym – majorem (…). Od 2014 roku pełniła funkcje kierownicze, najpierw jako naczelnik w (…) SKW, a następnie jako zastępca dyrektora. Przy czym funkcje kierownicze sprawowała od października 2014 roku by w grudniu 2014 r. zostać zastępcą dyrektora. Przy czym funkcje kierownicze sprawowała od października 2014 r., by w grudniu 2014 r. zostać mianowanym zastępca dyrektora (…). Obwiniona od listopada 2015 r. pełniła służbę w CEK NATO. Tam otrzymywała wynagrodzenie, wykonywała swoje obowiązki, a decyzję o przejściu do CEK NATO podjęła dobrowolnie, nie będąc przez nikogo do tego zmuszaną. Obwiniona jako osoba sprawująca funkcję publiczną powinna liczyć się z tym, że zgodnie z łacińską zasadą "honos onus" – honor przynosi ciężar poddany jest surowszej ocenie niż zwykli obywatele tym bardziej, że jest oficerem służb specjalnych, który w zakresie swoich obowiązków jest oceniany surowiej niż funkcjonariusz, który nie jest oficerem, ponieważ oficer odpowiada za ludzi, którymi dowodzi jest dla nich przykładem i musi podejmować decyzje, od których niekiedy może zależeć zdrowie lub życie człowieka. Niestety obwiniona nie sprostała temu ciężarowi i zwyczajnie go nie uniosła. Wymierzona kara nie jest najdotkliwszą z kar jakie ustawodawca przewidział w katalogu kar dyscyplinarnych jakie mogą zostać wymierzone funkcjonariuszowi SKW. Należy zauważyć, że kara obniżenia stopnia dawałaby obwinionej możliwość dalszej służby jako oficer, także stwarzałaby realną szansę na naprawienie błędów jakich dopuściła się prowadząc sprawę (…) oficera WP."

SKW Walczyła w Afganistanie, a później łapała szpiegów?

Maciej Duda, tvn24.pl: W jawnych uzasadnieniach decyzji o ukaraniu pani oficer autorstwa SKW czytamy m.in., że była ona bardzo często nagradzana. Obecne szefostwo SKW oficjalnie twierdzi, że brała ona udział w walkach zbrojnych z talibami w ramach Polskiego Kontyngentu Wojskowego i spędziła w Afganistanie dwie zmiany, dwunastą i trzynastą, w latach 2012 – 2013. Co pani oficer robiła w Afganistanie?

Adwokat Antonii Kania-Sieniawski, obrońca zdegradowanej major: - W decyzji o ukaraniu obecny szef SKW wymienił całą, długa listę jej zasług dla ojczyzny. To kobieta, która ma na koncie więcej udanych operacji przeciw talibom w Afganistanie niż jej koledzy mężczyźni. Jako jedna z nielicznych została odznaczona brązowym medalem zasługi dla obronności kraju, także krzyżem wojskowym. I chodzi nie tylko o to, co zrobiła dla Polski i jej sojuszników w Afganistanie. Ale przede wszystkim o to, co robiła w SKW, czyli o ochronę Polski przed obcymi wywiadami, szczególnie państw zza wschodniej granicy. O jej sukcesach szeroko informowały media, mimo że z oczywistych powodów ich autorka musiała pozostać w ukryciu. Jednak jej zasługi nie przeszkodziły szefowi SKW w ukaraniu jej karą dyscyplinarną.

Ilu terrorystów zabiła?

- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Ale mogę powiedzieć, że brała niejednokrotnie udział w akcjach specjalnych z komandosami z Polski i państw sojuszniczych. Nie słyszałem o innej kobiecie, która by była na linii frontu z najlepszymi polskimi i zachodnimi komandosami. To prawdziwa bohaterka, co zresztą samo przyznaje nawet obecne szefostwo SKW.

Czym się zajmowała po misjach w Afganistanie?

- Po powrocie z misji została awansowana do stopnia majora i objęła wysokie stanowisko w SKW.

Czyli rozpracowywała agentów wywiadu obcych służb działających w Polsce?

- Do tego była szkolona.

Mówił pan, że o jej sukcesach było głośno w mediach, ale z oczywistych przyczyn pani major musiała pozostać anonimowa. Czy to ona rozpracowywała ppłk Zbigniewa J. z MON, oficera wojska polskiego ostatnio skazanego za szpiegostwo na rzecz Rosji? WIĘCEJ O TEJ SPRAWIE CZYTAJ TUTAJ. http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3.....47991.html

- Proszę zapytać szefa SKW.

W odwołaniu od kary degradacji zarzucił pan SKW złamanie procedur w postepowaniu dyscyplinarnym. Stwierdził pan, że żadne dowody zgłoszone przez obronę nie zostały uwzględnione przez rzecznika dyscyplinarnego. Zarzucił mu pan stronniczość i mylenie przepisów prawa poprzez błędne podanie jako podstawy ukarania pani major art. 139 ustawy o SKW i SWW, a później stwierdzenie, że w sprawie major ten artykuł nie ma zastosowania. Czy rzeczywiście tak było?

- Proszę sobie wyobrazić, że rzecznik dyscyplinarny potrafił przyjść do osobistego lekarza pani major, zdradzając mu, że jego pacjentka jest po pierwsze oficerem służb specjalnych, a po drugie, że jest obwinioną w postępowaniu dyscyplinarnym. I zażądał od lekarza oświadczenia, że major może być przesłuchiwana w trakcie trwającego zwolnienia lekarskiego. W efekcie rzecznik dyscyplinarny zaczął odwiedzać chorą w domu. Poza tym, jako pełnomocnik, nie zostałem dopuszczany do całości akt. A zgodnie z prawem powinienem. Żaden z naszych wniosków dowodowych nie został dopuszczony, żaden z wnioskowanych przeze mnie świadków nie został przesłuchany. A byli to ludzie z byłego i obecnego rząd, nie wyłączając najważniejszych osób w Polsce. Byliśmy też śledzeni i monitorowani.

Z treści pana odwołania wynika, że chce pan przesłuchania prezydenta Andrzeja Dudy i ministra koordynatora Mariusza Kamińskiego. Czy sprawa degradacji pani major trafi do sądu?

- Tak. Odwołanie rozpatrywać będzie szef SKW, czyli ten sam, który wymierzył jej karę po uprzednim wniosku rzecznika dyscyplinarnego. Dlatego z oczyszczeniem pani major czekamy na rozpoznanie sprawy już przez sąd. Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl), Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl)//plw
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3.....67725.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Bimi
Site Admin



Dołączył: 20 Sie 2005
Posty: 20448
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 15:48, 03 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

I czym to przepraszam różni się od SBcji z czasów komuny?
Chyba tylko tym, że teraz ubeckie skurwysyny mają jeszcze większy budżet.
Wolna Polska, ja pierdole...


Ameer Alkhawlany, doktorant UJ, pochodzący z Iraku Kurd, został zatrzymany 3 października br. w Krakowie, podczas Czarnego Protestu. Mimo, że od lat mieszka w Polsce legalnie i nie zrobił nic złego, aresztowano go, osadzono i wydano decyzję o deportacji. Jedynym pretekstem do niej, była opinia szefa ABW, że "zachowanie cudzoziemca stanowiło zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa". Rubrykę "podstawy faktyczne" pozostawiono pustą. Dziś na jaw wychodzi, o jakie tajemnicze zachowanie chodzi: Ameer nie chciał zostać tajnym współpracownikiem Agencji, odmówił donoszenia i inwigilowania społeczności migranckiej.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 16:01, 03 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kiedyś mieliśmy agenturę spod znaku sierpa i młota, a teraz krzyża. To jest jedyna różnica.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
de93ial




Dołączył: 17 Lip 2013
Posty: 3096
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 16:17, 03 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Chyba chciałeś powiedzieć gwiazdy.
_________________
http://www.triviumeducation.com/
Punkt startowy dla wszystkich.
http://trivium.wybudzeni.com/trivium/
Wersja PL
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Bimi
Site Admin



Dołączył: 20 Sie 2005
Posty: 20448
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 08:21, 02 Cze '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie będzie BOR. Min. Błaszczak tworzy kolejną „swoją” służbę specjalną z prawem do inwigilacji obywateli

W miejsce likwidowanego BOR-u powstanie Państwowa Służba Ochrony. To będzie druga już formacja o uprawnieniach służb specjalnych, podległa ministrowi Błaszczakowi. PSO będzie mogła zakładać podsłuchy, sięgać po dane internetowe i gromadzić dane o obywatelach

Kilka dni temu na stronach Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt ustawy o Państwowej Służbie Ochrony, która ma zastąpić BOR. Projekt zapisami przypomina rozwiązania jakie resort ministra Mariusza Błaszczaka zawarł w projekcie powołującym nową służbę tj. Biuro Nadzoru Wewnętrznego, które ma kontrolować policję.

Biuro i PSO będą miały niemal bliźniacze uprawnienia, dzięki którym prawie zrównają się ze statusem innych służb specjalnych.

dalej: https://oko.press/bedzie-bor-min-blaszcz.....obywateli/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 09:31, 02 Cze '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
ABW W OBJĘCIACH ROSJAN. ZA RZĄDÓW PLATFORMY OBYWATELSKIEJ OFICEROWIE ABW PODEJMOWALI CZYNNOŚCI „NA TELEFON” Z MOSKWY! 26 Maj 2017 Jan Piński

fot: YouTube

Szef Rady Europejskiej Donald Tusk zeznawał przed wojskową prokuraturą w sprawie zarzutów dla kierownictwa Służby Kontrwywiadu Wojskowego z czasów rządów PO-PSL, że nawiązała ona współpracę z tajnymi służbami Rosji bez oficjalnej zgody premiera (zainteresowani bronią się, że taką akceptację mieli).

Tymczasem, jak ustaliła „Warszawska Gazeta”, współpraca z rosyjskimi służbami „na gębę” była za rządów PO nie tyleż wyjątkiem, co regułą. Na telefon z Moskwy ABW zatrzymywała, bez papierów, ludzi. Ba, nawet współdziałała z Federalną Służbą Bezpieczeństwa w tropieniu handlarzy narkotyków, którzy okazali się zwykłymi obywatelami. Wszystko to bez żadnej oficjalnej zgody władz.

Niczym w PRL-u, nasi oficerowie chcieli wykazać się gorliwością wobec nowo pozyskanego „partnera”. Jak to zwykle bywa, nasi szpiedzy zostali przez Rosjan ograni i ośmieszeni, a „partnerstwo”, które im się marzyło, jest do dziś zapewne przedmiotem niewybrednych żartów rosyjskich szpiegów. Mają oni bowiem wyuczoną pogardę dla pożytecznych idiotów. Najlepiej oddaje ją słowo „gównojady”, którym sowieccy czekiści określali członków towarzystw przyjaźni ze Związkiem Sowieckim, czyli pożytecznych idiotów, za darmo propagujących zbrodniczy ustrój i pomagających mu przetrwać.

Bić wrogów Rosji!

I tak przed 72. rocznicą napaści Związku Sowieckiego na Polskę (17 września 1939 r.) ABW rozpoczęła akcję o kryptonimie „Cmentarze”, której celem była ochrona grobów czerwonoarmistów przed profanacją. Aby odbyło się to skutecznie, ABW postanowiła podsłuchiwać… publicystów i dziennikarzy głoszących antysowieckie poglądy (na tę listę „załapał” się też wydawca i redaktor naczelny „Warszawskiej Gazety” Piotr Bachurski). Akcja ta prowadzona była przez kilka lat i pochłonęła ogromne kwoty. Każda z 15 delegatur musiała bowiem powołać specjalny zespół, który zajmował się tą sprawą. Z góry założono, że profanacje będą dokonywane przez środowiska radykalne związane z PiS-em i bliżej nieokreślonymi kręgami antyrosyjskimi. Oczywiście kryterium decydujące o uznaniu danej osoby za nastawioną „antyrosyjsko” nie zostało zdefiniowane. Skutek był taki, że ABW legalnie inwigilowała kogo tylko chciała. Gromadzono przede wszystkim informacje o osobach i organizacjach. Zbierano tzw. dane wrażliwe (czyli sytuacja rodzinna, materialna, nałogi, możliwe źródła nacisku). Na tej podstawie tworzono charakterystyki, wykorzystane w niektórych przypadkach do werbunku. Na koniec najlepsze. Ponieważ nikt nie demolował grobów sowieckich żołnierzy, to ABW ogłosiła, że jest to jej sukces. Mało tego, stworzono w ten sposób bazę osób o poglądach wrogich Rosji. Biorąc pod uwagę szczelność naszych struktur wywiadowczych, stawiam dolary przeciwko orzechom, że owa lista „wrogów Rosji” trafiła już do Moskwy.

Ty dzwonisz, a my zatrzymujemy

Kolejny przykład służalczości miał miejsce 2 stycznia 2012 r., gdy grupa szturmowa ABW zatrzymała rosyjskiego prokuratura Aleksandra Ignatienkę na skutek… telefonicznej prośby od rosyjskich służb. Dopiero po zatrzymaniu przez ABW sprawa trafiła do prokuratury, która podjęła stosowne działania. Dla laików przypomnienie: ABW nie ma prawa podejmować akcji (chyba że w stanie wyższej konieczności) bez zgody odpowiednich organów, czyli prokuratury i sądów. W tym wypadku, aby podlizać się Rosjanom, złamano wszelkie procedury. Akcja ta sprawiła, że po roku Ignatienko został wydany przez Polskę stronie rosyjskiej. To bynajmniej nie była „czysta” sprawa. Oskarżenia o korupcję w Rosji są generowane przeciwko tym, którzy mają odwagę postawić się systemowi. Jak by jednak nie było (czy Ignatienko był winny, czy niewinny), to żadna normalna służba specjalna nie oddałaby go Rosji. Zostałby zatrzymany, przedstawiono by mu jego sytuację, a następnie dano wybór: wolność za wiedzę. Strona rosyjska mogła zawsze się dowiedzieć, że – niestety – ale podejrzanemu udało się zbiec w trakcie przygotowywania formalności.

Również od telefonu zaczęła się współpraca ABW z FSB w sprawie zwalczania przestępczości narkotykowej na terenie Polski. Ot, koledzy poprosili, aby za kimś pojeździć, kogoś sprawdzić, kogoś poobserwować. Ani się szef ABW Krzysztof Bondaryk obejrzał, podobnie jak jego zastępcy, w tym pułkownik Jacek Gawryszewski, a koledzy z FSB już jeździli do Polski, aby zacieśniać współpracę. Gawryszewski do dziś pozostaje w służbie, będąc żywym dowodem na naiwność pisowskich specy od służb, którzy dali się obłaskawić jednemu z głównych rozgrywających za rządów PO-PSL. Po kilkunastu miesiącach chodzenia pod rękę z FSB nasi geniusze szpiegostwa załapali, że nie ma żadnych narkotyków, a oni są osłami, którzy pokazali nieprzyjaznym służbom swój sposób pracy i tożsamość ponad setki oficerów. Sprawę szybko zamieciono pod dywan i do dziś obecne kierownictwo udaje – w oparciu m.in. o zapewnienia płk. Gawryszewskiego – że sprawy nie ma i nie było.

Służalcza tradycja

W 2008 r. późniejszy szef kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego krytykował gremialny powrót byłych esbeków do ABW. Rzecznik ABW komentował wówczas, że tylko około 7 proc. funkcjonariuszy w szefostwie zaczynało pracę w PRL-u. Faktycznie jednak za rządów PO dokonano restauracji ich wpływów. Symbolem było stworzenie dla byłych zasłużonych peerelowskich oficerów sieci niejawnych etatów. Traktowano ich jako konsultantów i doraźnych agentów, a faktycznie po prostu dawano im spore dodatki do i tak wysokich emerytur. Symbolem podejścia PO i jej nominata Krzysztofa Bondaryka do tej sprawy było nieodpłatne, bo „po kosztach” wynajęcie siedziby organizacji zrzeszającej byłych esbeków, czyli Związkowi Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa (ZBFOP). Organizacja ta walczyła oczywiście z każdą próbą obniżenia esbeckich przywilejów emerytalnych (o likwidacji nie wspominając). Jeżeli do tego dodamy, że do dziś najlepszym sposobem zrobienia kariery w polskich służbach jest posiadanie silnych związków rodzinnych ze strukturą, to stanie się jasne, dlaczego prorosyjska i służalcza opcja jest tam dominującą. Żeby było śmieszniej, ówczesny szef ABW Bondaryk, otaczając się byłymi esbekami, autoryzował raport swojej firmy, w którym otwarcie przyznawał: – Przedstawienie tej współpracy (z sowieckimi służbami – red.) we wszystkich aspektach, jej zbilansowanie, opisanie jej skutków i pozostałych po niej układów oraz aktywów ma nadal istotne znaczenie ze względu na wciąż możliwy wpływ tej współpracy na aktualny stan bezpieczeństwa RP. Można stwierdzić, że przywracając byłych esbeków do czynnej służby, Bondaryk kierował się chęcią pozyskania materiału badawczego.

Kosmetyczne zmiany, jakie nastąpiły w ABW po przejęciu władzy przez PiS, wiele nie zmienią. Funkcjonariusze ABW nie są idiotami. Faktycznie uczestniczą w politycznej grze i dostosowują swoją działalność do bieżących politycznych zapotrzebowań decydentów. Dlatego ci, którzy wczoraj zatrzymywali ludzi na telefon z Moskwy, dziś gotowi są do skrajnie innych, niekoniecznie legalnych działań. Sęk w tym, że jak zmienią się rządy, to oni zaraz znów będą czapkować Rosjanom, zapewniając o tym, że wszelkie poprzednie działania wynikały tylko i wyłącznie z pragmatycznej chęci przeżycia rządów „pisowskich faszystów”.
https://warszawskagazeta.pl/kraj/item/48.....n-z-moskwy
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Ordel




Dołączył: 04 Lip 2009
Posty: 8682
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:33, 02 Cze '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bimi napisał:


Biuro i PSO będą miały niemal bliźniacze uprawnienia, dzięki którym prawie zrównają się ze statusem innych służb specjalnych.

PSOm już dziękujemy , ile można Wink
Normalnie Ameryka .




Cytat:
ABW W OBJĘCIACH ROSJAN. ZA RZĄDÓW PLATFORMY OBYWATELSKIEJ OFICEROWIE ABW PODEJMOWALI CZYNNOŚCI „NA TELEFON” Z MOSKWY!

A to jest bardzo ciekawe , szczególnie pod kątem dzisiejszej współpracy ABW z CIA .
Bo tak mi się wydaje że PO była pod Niemieckimi skrzydłami ( jest ) więc raczej sugerowałbym opcję Niemiecką . Ale przecież Niemcy mają "wyśmienite " stosunki z Rosjanami . A to jeszcze gorzej bo znaczyłoby , że Ruskie posługują się ABW przez Niemieckie służby ( co oni tam mają ? ) . Normalnie kto da więcej .
Jest jeszcze taka opcja , że dziś PIS straszy ruskimi wszystkich .
Sam tytuł jest wręcz wyraźnie ohydną potwarzą sugeruje - jak dla mnie - nadchodzące czystki w ABW .
Nie czytałem dalej bo może i nie muszę Wink , by wiedzieć , że w sprawie Piskorskiego komuś kończą się cierpliwości . I albo będzie miał wypadek , albo będą musieli go puścić . Nie mogą postawić mu zarzutów , bo byle adwokat je obali przed każdym "niezawisłym" Wink sądem . Jak nie w Polsce to w UE . A tego PIS nie chce , by sprawa Piskorskiego była rozpatrywana na forum Europejskim . Więc gdyby tak PO z tymi ruskimi kolaborowało , to może by bronili tego Piskorskiego , świetny temat medialny , więzień polityczny IV RP , ale cisza .
Pamiętacie tę scenę z "Psów" , jak Franz pił z tym Drugim i jak za skrzynkę rudej wódy kupił tę czarną dziwkę . To zgadnijcie kto jest kim w tym melanżu , kto CIA , kto FSB , a kto tanią kurwą za skrzynkę wódki Wink .
_________________
https://www.youtube.com/watch?v=0K4J90s1A2M
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Polska i Polacy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona:  «   1, 2, 3, 4   » 
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Tajne służby we współczesnej Polsce
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile