USA chciało, by ich żołnierze byli terrorystami. Znaczną część tych niezwykle skutecznych metod działania wymyślili sami jankesi, ale później im się odmieniło i teraz, jak ktoś inny po te skuteczne metody chce sięgać to je skurwielem niepospolitym. Albowiem to jankesi są najlepszym, najbardziej etycznym narodem świata i to jego władcy decydują, co na świecie jest słuszne a co słuszne nie jest. Jak ktoś ma inne zdanie to może się spotkać z dronem a z takiego spotkania trudno wyjść cało.
Amerykanie wymyślili koncepcję bom atomowych w pleckach rozwijaną do '89, która jest dokładnie tą samą koncepcją, co bomba atomowa w walizce. Gdy jankesi rozwijali tą koncepcję to była ona cacy a dziś jest oczywiście be i niech nikt nie waży się myśleć inaczej. A mówią, że metoda Kalego to arabska jest
http://www.wykop.pl/ramka/1869798/z-bronia-atomowa-w-plecaku-nieznany-plan-usa/
"Już po zrzuceniu bomb na Hiroszimę elitarne amerykańskie jednostki wdrażały bezprecedensowy program, który miał być sposobem na zatrzymanie sowieckiej inwazji w Europie. W grę wchodziło użycie bomb nuklearnych... przeniesionych przez żołnierzy w plecakach. Sprawę opisuje "Foreign Policy".
Amerykański magazyn założony przez Samuela Huntingtona skrupulatnie opisuje plan akcji. Na dowódcę misji został wyznaczony kpt. Tom Davies. Akcja była odpowiedzią na inwazję ze strony ZSRR na kraje Europy Wschodniej. Żołnierze specjalnego oddziału USA dostali zadanie, aby przedostać się przez zalesione góry na tyły wroga i zniszczyć instalacje kluczowe do produkcji broni jądrowej.
Żołnierze mieli zostać zrzuceni z samolotów ze spadochronami. W ich plecakach znajdowały się 26-kilogramowe paczki z tzw. walizkową bombą atomową.
Z samolotu spadochroniarze wyskakiwali w 30-sekundowych odstępach. Do celu docierali w nocy. Niebezpieczna podróż przez góry zajęła im około dwóch dni.
Akcja opisana przez "Foreign Policy" to tylko ćwiczenia. Misja nie była prawdziwa, ale akcja odbyła się w rzeczywistości w lasach stanu New Hampshire. Obiekt, który był imitacją wrogich instalacji, był tak naprawdę od dawna nieczynnym zakładem papierniczym.
Od lat 50. ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych prowadzony był jednak specjalny projekt określany przez amerykańską armię jako Specjalne Jądrowe Środki Rażenia ("Special Atomic Demolition Munition"). Żołnierze złożeni z elitarnych jednostek inżynierów i Sił Specjalnych oraz Navy SEAL byli przeszkoleni z zastosowania walizkowych bomb. Wszystko po to, aby wygrać zimną wojnę. Dla Stanów Zjednoczonych, które w porównaniu z państwami Układu Warszawskiego dysponowały drastycznie mniejszą liczbą żołnierzy, broń atomowa była swoistym korektorem tej różnicy.
Strategia atomowa miała jednak dużą wadę - pisze magazyn. Brakowało jej elastyczności w reagowaniu na agresję wroga. W przypadku, gdy sowieci nie użyliby broni jądrowej podczas ataku, Stany Zjednoczone musiałyby stanąć przed wyborem: przegrać, używając akceptowanej broni konwencjonalnej, lub wygrać i uśmiercić miliony osób.
Specjalne Jądrowe Środki Rażenia wzbudziły wiele kontrowersji w amerykańskim Kongresie. Jednak wątpliwości podnoszone przez kongresmenów nigdy nie zostały rozstrzygnięte ze względu na wycofanie planów rozwoju tej broni w 1989 roku.
Na całe szczęście dla nas wszystkich, pomimo wielu zagrożeń, np. podczas kryzysu kubańskiego, żaden z "plecaków na broń atomową" nie został użyty podczas prawdziwej akcji. W 1995 roku zostały odtajnione niektóre szczegóły skrywanych planów.
Dla żołnierzy przydzielonych do specjalnych oddziałów cała sprawa jest już tylko przeszłością, jednak należy pamiętać, że niezależnie od tego, każdy z nich przez długi czas nosił ciężar zimnej wojny na własnych plecach - podsumowuje "Foreign Policy". "