http://wiadomosci.onet.pl/1,15,11,44377974,120653897,5182438,0,forum.html
PRAWDA - O CZYM MÓWI IRAN - PRZECZYTAJCIE
jest to przedruk z poprzedmniego posta - jest on już kopiowany conajmniej 3 raz
- ale warto go tutaj przytoczyć ponieważ tłumaczy on o co chodzi tak naprawde
Iranowi i jak może pomóc w tym Europie.
Prawdziwy powód ataku na Iran
I. Ekonomia imperiów
Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne
państwa narodowe. Historia imperiów, od hellenistycznego i rzymskiego po
osmańsko-tureckie i brytyjskie, poucza nas, że ekonomicznym fundamentem każdego
bez wyjątku imperium jest opodatkowanie innych narodów. Zdolność imperium do
narzucania podatków zawsze opiera się na lepszej i silniejszej gospodarce, a w
konsekwencji - na lepszym i silniejszym wojsku. Część podatków ściąganych od
poddanych szła na podnoszenie stopy życiowej obywateli imperium; część zaś
służyła dalszemu wzmacnianiu dominacji militarnej niezbędnej do egzekwowania
owych podatków.
Historycznie rzecz biorąc, kraje podporządkowane składały daniny w rozmaitych
formach - zwykle w złocie i srebrze tam, gdzie kruszce te miały walor
pieniądza, ale nieraz także w postaci niewolników, żołnierzy, ziemiopłodów,
bydła czy innych produktów i surowców naturalnych, w zależności od tego, jakich
dóbr gospodarczych imperium żądało a kraj podwładny był w stanie dostarczyć.
Dawniej opodatkowanie na rzecz imperium miało zawsze formę bezpośrednią:
państwo podporządkowane przekazywało te dobra gospodarcze wprost do imperium.
W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie
wprost - za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku,
jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w
zamian za towary, własną walutę bez pokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego
doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie
każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr - właśnie owa różnica [między
ilością dóbr importowanych a eksportowanych] stanowiła imperialny podatek
spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.
W początkach XX wieku gospodarka USA uzyskała dominującą pozycję w świecie.
Dolar amerykański był wówczas ściśle związany ze złotem, toteż jego wartość ani
nie rosła, ani nie malała, lecz była wciąż równa tej samej ilości złota. Wielki
Kryzys, z poprzedzającą go inflacją w latach 1921 - 1929 oraz napęczniałymi
deficytami budżetowymi w latach następnych, pokaźnie zwiększył ilość waluty w
obiegu - dalsze utrzymywanie jej pokrycia w złocie stało się niemożliwe. To
skłoniło Roosevelta do zniesienia w 1932 r. sprzężenia między wartością dolara
a wartością złota. Aż do tego momentu USA mogły co prawda dominować w
gospodarce światowej, ale, w sensie ekonomicznym, nie były jeszcze imperium.
Stała wartość dolara i jego wymienialność na złoto nie pozwalała Amerykanom
ekonomicznie wykorzystywać innych krajów.
Amerykańskie imperium w sensie ekonomicznym narodziło się w Bretton Woods w 1945
r. Wprawdzie dolar nie był już w pełni wymienialny na złoto, ale ową
wymienialność na złoto zagwarantowano rządom innych państw - i tylko im. Tym
samym dolar stał się walutą rezerwową całego świata. Było to możliwe, ponieważ
w czasie II wojny światowej Stany Zjednoczone zaopatrywały aliantów żądając
zapłaty w złocie, dzięki czemu zgromadziły u siebie znaczną część światowych
zasobów tego kruszcu. Imperium nie mogłoby zaistnieć, gdyby, zgodnie z
postanowieniami z Bretton Woods, podaż dolara pozostała ograniczona i nie
przekraczała wartości dostępnego złota. Umożliwiałoby to pełną wymianę dolarów
z powrotem na złoto. Jednak polityka "armaty i masła" z lat sześćdziesiątych
miała typowy charakter imperialny: podaż dolara zwiększano nieustannie, żeby
finansować wojnę w Wietnamie i projekt "wielkiego społeczeństwa" L. B.
Johnsona. Większość owych dolarów trafiała za granicę w zamian za towary
sprzedawane do USA bez szans na odkupienie ich po tej samej cenie. Wzrost
zasobów dolarowych zagranicy wywoływany przez nieustanny deficyt handlowy
Stanów Zjednoczonych był równoznaczny z opodatkowaniem - z klasycznym podatkiem
inflacyjnym nakładanym przez dany kraj na własnych obywateli, tyle że tym razem
był to podatek inflacyjny nałożony przez USA na resztę świata. Kiedy zagranica
zażądała w latach 1970-1971 wymiany posiadanych dolarów na złoto, 15 sierpnia
1971 rząd USA ogłosił niewypłacalność. Wprawdzie opinię publiczną karmiono
frazesami o "zerwaniu więzi między dolarem a złotem", ale w rzeczywistości
odmowa spłaty w złocie była aktem bankructwa rządu Stanów Zjednoczonych. W
gruncie rzeczy USA ogłosiły się wtedy imperium. Wyciągnęły z reszty świata
ogromną ilość dóbr, nie mając zamiaru ani możliwości ich zwrócić, a bezsilny
świat musiał się z tym pogodzić - świat został opodatkowany i nic nie mógł na
to poradzić.
Od tego momentu, aby Stany Zjednoczone mogły utrzymać status imperium i nadal
ściągać podatki, reszta świata musiała w dalszym ciągu akceptować - jako
zapłatę za dobra ekonomiczne - stale tracące na wartości dolary. Musiała też
gromadzić ich coraz więcej. Trzeba było więc dać światu jakiś powód do
gromadzenia dolarów, a powodem tym stała się ropa.
Gdy coraz wyraźniej było widać, że rząd USA nie zdoła wykupić swych dolarów
płacąc za nie złotem, zawarł on w latach 1972-73 żelazną umowę z Arabią
Saudyjską: USA będą wspierać władzę królewskiej rodziny Saudów, a w zamian za
to kraj ten będzie sprzedawał ropę wyłącznie za dolary. Śladem Arabii
Saudyjskiej miała podążyć reszta państw OPEC. Ponieważ świat musiał kupować
ropę od arabskich krajów naftowych, utrzymywał rezerwy dolarowe, aby mieć czym
za nią płacić. Świat potrzebował coraz więcej ropy, a jej ceny szły stale w
górę, toteż popyt na dolary mógł tylko wzrastać. Wprawdzie dolarów nie można
już było wymienić na złoto, ale za to stały się one wymienialne na ropę
naftową. Sens ekonomiczny wspomnianej umowy sprowadzał się do tego, że dolar
miał pokrycie w ropie naftowej. Dopóki tak było, świat musiał gromadzić coraz
większe sumy dolarów, ponieważ były one niezbędne, aby móc kupić ropę. Tak
długo jak dolar był jedynym dopuszczalnym środkiem płatności za ropę, miał on
zagwarantowaną dominację w świecie, a amerykańskie imperium mogło dalej ściągać
podatki z całego świata. Gdyby dolar, z jakiegokolwiek powodu, stracił pokrycie
w ropie naftowej, amerykańskie imperium przestałoby istnieć. Trwanie imperium
wymagało więc, aby ropa była sprzedawana wyłącznie za dolary. Wymagało ponadto,
aby rezerwy ropy pozostawały rozproszone pomiędzy osobne, suwerenne państwa nie
dość silne politycznie bądź militarnie, żeby móc żądać zapłaty za ropę w
jakiejś innej formie. Gdyby ktoś zażądał innej zapłaty, należało go przekonać
do zmiany zdania - poprzez naciski polityczne albo środkami militarnymi.
Człowiekiem, który faktycznie zażądał za ropę zapłaty w euro był, w 2000 r.,
Saddam Husajn. W pierwszej chwili jego życzenie zostało wyśmiane, później było
lekceważone, ale kiedy stawało się coraz jaśniejsze, że jego zamiary są
poważne, zaczęto wywierać na niego polityczną presję, aby zmienił zdanie. Kiedy
również inne kraje, takie jak Iran, zażyczyły sobie zapłaty w innych walutach,
przede wszystkim w euro i w jenach, dolar znalazł się w realnym
niebezpieczeństwie. Taka sytuacja wymagała akcji karnej. W Bushowskiej operacji
"Szok i Przerażenie" w Iraku nie chodziło o nuklearny potencjał Saddama, o
obronę praw człowieka, o propagowanie demokracji, ani nawet o zagarnięcie pól
naftowych; chodziło o obronę dolara, a tym samym - amerykańskiego imperium.
Chodziło o pokazanie światu, że każdy kto zażąda zapłaty za ropę w walucie
innej niż dolar USA, będzie przykładnie ukarany.
Wielu krytykowało Busha za to, że wszczął wojnę, aby zająć irackie pola naftowe.
Krytycy ci jednak nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego Bushowi zależało na
zajęciu owych złóż - przecież mógł po prostu wydrukować puste dolary i uzyskać
za nie tyle ropy, ile tylko mu było potrzeba. Musiał więc mieć inny powód do
inwazji na Irak.
Historia uczy, że imperium ma dwa uzasadnione powody do toczenia wojen:(1) w
obronie własnej; albo(2) aby uzyskać poprzez wojnę jakieś korzyści. W każdym
innym wypadku, co po mistrzowsku wykazał Paul Kennedy w "The Rise and Fall of
the Great Powers", wysiłek wojenny wyczerpie jego zasoby ekonomiczne i
przyczyni się do jego rozpadu. Mówiąc językiem ekonomicznym, aby imperium
wszczęło i prowadziło wojnę, korzyści muszą przewyższać koszty militarne i
społeczne. Korzyści z opanowania irackich złóż ropy z trudem usprawiedliwiają
długofalowe, rozłożone na wiele lat koszty operacji wojskowej. Bush musiał
natomiast uderzyć na Irak, aby bronić swego imperium. Potwierdzają to fakty: w
dwa miesiące od momentu inwazji, program "Ropa za żywność" został wstrzymany,
irackie konta prowadzone w euro przestawione z powrotem na dolary, a ropa znów
była sprzedawana wyłącznie za walutę USA. Przywrócono globalną supremację
dolara. Bush triumfalnie zstąpił z myśliwca i obwieścił pomyślne zakończenie
misji - udało mu się obronić dolara, a wraz z nim - amerykańskie imperium.
II. Irańska Giełda Naftowa
Władze Iranu w końcu opracowały ostateczną broń "jądrową", która może
błyskawicznie unicestwić system finansowy leżący u podstaw amerykańskiego
imperium. Tą bronią jest Irańska Giełda Naftowa, której inaugurację planowano
na marzec 2006 [otwarcie giełdy opóźniło się, ale ma nastąpić w najbliższym
czasie - przyp. red.]. Ma ona być oparta na mechanizmie handlu ropą rozliczanym
w euro. W kategoriach ekonomicznych projekt ten stanowi znacznie większą groźbę
dla hegemonii dolara niż wcześniejsze posunięcie Saddama. W ramach transakcji
giełdowych bowiem każdy chętny będzie mógł kupić albo sprzedać ropę za euro,
bez żadnego pośrednictwa dolara. Możliwe, że w takiej sytuacji prawie wszyscy
chętnie przyjmą system rozliczeń w euro. Europejczycy, zamiast kupować i
trzymać dolary, aby zabezpieczyć swe płatności za ropę, będą mogli płacić
własną walutą. Przejście na rozliczenia w euro w transakcjach naftowych
nadałoby euro status światowej waluty rezerwowej - z korzyścią dla
Europejczyków, z niekorzyścią dla Amerykanów. Chińczycy i Japończycy będą
szczególnie zainteresowani nową giełdą, gdyż umożliwi im drastyczne
zmniejszenie swych ogromnych rezerw dolarowych i ich dywersyfikację, co będzie
dla nich ochroną przed następstwami deprecjacji dolara. Część posiadanych
dolarów będą chcieli nadal zatrzymać; drugiej części być może w ogóle się
pozbędą; trzecią część zachowają na pokrycie dolarowych płatności w
przyszłości, tym razem już bez odnawiania tych rezerw, a przechodząc stopniowo
na rezerwy w euro.
Rosjanie mają żywotny interes ekonomiczny w przejściu na euro - większość
wymiany handlowej prowadzą właśnie z krajami europejskimi, z krajami -
eksporterami ropy naftowej, z Chinami oraz z Japonią. Przejście na
rozliczeniach w euro natychmiast uwidoczni się w handlu z pierwszymi dwoma
blokami, a z czasem także ułatwi handel z Chinami i Japonią. Ponadto Rosjanie,
zdaje się, z niechęcią trzymają dolary, które tracą na wartości, skoro ich
nowym objawieniem jest rozliczanie się w złocie. Poza tym, w Rosji odżył
nacjonalizm, i jeśli przejście na euro miałoby być dotkliwym ciosem dla
Ameryki, z przyjemnością go zadadzą i będą z satysfakcją się przyglądać, jak
imperium krwawi. Arabskie kraje eksportujące ropę chętnie będą przyjmować euro
jako środek dywersyfikacji ryzyka wobec piętrzących się gór dewaluujących się
dolarów. Te kraje także, podobnie jak Rosja, handlują przede wszystkim z
krajami Europy, a zatem będą preferować walutę europejską, zarówno ze względu
na jej stabilność, jak i dla ograniczenia ryzyka walutowego, nie mówiąc już o
motywie ideologicznym - dżihadzie przeciwko Niewiernemu Wrogowi.
Tylko Brytyjczycy znajdą się między młotem a kowadłem. Ze Stanami Zjednoczonymi
łączy ich wieczne strategiczne partnerstwo, ale równocześnie naturalnie ciążą
ku Europie. Jak dotąd mieli wiele powodów, aby trzymać z tym, który wygrywa.
Kiedy jednak zobaczą, że ich blisko stuletni partner upada, czy będą wytrwale
trwać u jego boku, czy też go dobiją? Nie należy jednak zapominać, że obecnie
dwie wiodące giełdy naftowe to nowojorski NYMEX i londyńska Międzynarodowa
Giełda Ropy Naftowej (International Petroleum Exchange - IPE), obie praktycznie
w rękach Amerykanów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Brytyjczycy będą
musieli pójść na dno razem z tonącym okrętem, w przeciwnym bowiem razie
strzeliliby sobie w nogi, szkodząc własnym interesom na londyńskiej IPE. Warto
zauważyć, że bez względu na retorykę objaśniającą powody utrzymania funta
szterlinga, Brytyjczycy nie przeszli na euro najprawdopodobniej właśnie
dlatego, że sprzeciwiali się temu Amerykanie: gdyby tak się stało, londyńska
IPE musiałaby się przestawić na euro, tym samym zadając śmiertelną ranę
dolarowi i strategicznemu partnerowi Wielkiej Brytanii. W każdym razie bez
względu na to, co postanowią Brytyjczycy, jeśli Irańska Giełda Naftowa nabierze
tempa, liczące się siły interesu - europejskie, chińskie, japońskie, rosyjskie i
arabskie - z zapałem przyjmą w rozliczeniach euro, a wówczas los dolara będzie
przypieczętowany. Amerykanie nie mogą do tego dopuścić, i użyją, jeśli zajdzie
konieczność, szerokiego wachlarza strategii, aby powstrzymać lub zahamować
funkcjonowanie planowanej giełdy:
Sabotaż giełdy - mógłby polegać na wprowadzeniu wirusa komputerowego, ataku na
sieć, system łączności lub serwery, rozmaitych naruszeniach bezpieczeństwa
serwerów, albo też na zamachu bombowym na główne i pomocnicze obiekty giełdy w
stylu 11 września.
Zamach stanu - zdecydowanie najlepsza strategia długoterminowa, jaką dysponują
Amerykanie.
Wynegocjowanie takich warunków i ograniczeń prowadzenia giełdy, które będą do
przyjęcia dla USA - inne znakomite rozwiązanie dla Amerykanów. Oczywiście,
rządowy zamach stanu jest strategią wyraźnie preferowaną, gdyż zagwarantowałby,
że giełda wcale nie będzie funkcjonować, a więc niebezpieczeństwo dla
amerykańskich interesów będzie zażegnane. Gdyby jednak próby sabotażu czy
zamachu stanu się nie powiodły, wówczas negocjacje byłyby z pewnością najlepszą
dostępną opcją.
Wspólna rezolucja wojenna ONZ - tę będzie bez wątpienia trudno uzyskać,
zważywszy na interesy wszystkich pozostałych państw członkowskich Rady
Bezpieczeństwa. Gorączkowa retoryka o tym, jak to Irańczycy opracowują broń
jądrową niewątpliwie ma na celu utorowanie drogi do tego typu działań.
Jednostronne uderzenie nuklearne - to byłby straszliwy wybór strategiczny, z
tych samych względów, co strategia następna - jednostronna wojna totalna. Do
wykonania tej brudnej roboty Amerykanie prawdopodobnie posłużyliby się
Izraelem.
Jednostronna wojna totalna - to jawnie najgorszy możliwy wybór strategiczny. Po
pierwsze, zasoby wojskowe USA zostały już nadwerężone przez dwie poprzednie
wojny. Po drugie, Amerykanie jeszcze bardziej zraziliby do siebie inne silne
narody. Po trzecie, państwa posiadające największe rezerwy dolarowe mogłyby się
zdecydować na cichą zemstę w postaci pozbycia się swoich gór dolarów, tym samym
utrudniając Stanom Zjednoczonym dalsze finansowanie ich ambitnych wojowniczych
planów. Po czwarte wreszcie, Iran ma strategiczne sojusze z innymi silnymi
narodami, co mogłoby doprowadzić do ich zaangażowania się w wojnę; mówi się, że
Iran ma takie przymierze z Chinami, Indiami i Rosją, znane pod nazwą
Szanghajskiej Grupy Współpracy, a także osobny pakt z Syrią. Bez względu na to,
która strategia zostanie wybrana, z czysto ekonomicznego punktu widzenia można
stwierdzić, że o ile Irańska Giełda Naftowa nabierze rozpędu, główne potęgi
gospodarcze z zapałem zaczną z niej korzystać, a to pociągnie za sobą zgon
dolara. Upadanie dolara dramatycznie przyspieszy amerykańską inflację i stworzy
presję na dalszy wzrost długoterminowych stóp procentowych w USA. W tym momencie
Bank Rezerwy Federalnej znajdzie się między Scyllą a Charybdą - między groźbą
deflacji a hiperinflacji - i będzie musiał pospiesznie albo zażyć swoje
"klasyczne lekarstwo" deflacyjne, polegające na podniesieniu stóp procentowych,
co wywoła poważną depresję gospodarczą, zapaść na rynku nieruchomości oraz
załamanie się rynku obligacji, akcji i walorów pochodnych, a w następstwie -
totalny krach finansowy, albo, alternatywnie, wybrać wyjście weimarskie, czyli
inflacyjne, a więc utrzymać na siłę oprocentowanie obligacji długoterminowych,
odpalić "helikoptery" i "zatopić" rynek powodzią dolarów, ratując przed
bankructwem liczne fundusze długoterminowe (LTCM) i wywołując hiperinflację.
Austriacka teoria pieniądza, kredytu i cykli gospodarczych uczy nas, że pomiędzy
ową Scyllą a Charybdą nie ma rozwiązania pośredniego. Prędzej czy później system
monetarny musi się przechylić w jedną lub w drugą stronę, co zmusi Rezerwę
Federalną do podjęcia decyzji. Głównodowodzący Ben Bernanke (nowy prezes Fed -
przyp. red.), renomowany znawca Wielkiego Kryzysu i wprawny pilot śmigłowca
"Black Hawk", bez wątpienia wybierze inflację. "Helikopterowy Ben" nie pamięta
wprawdzie America's Great Depression Rothbarda, ale dobrze zapamiętał lekcje
płynące z Wielkiego Kryzysu i zna niszczycielskie działanie deflacji. Maestro
nauczył go, że panaceum na każdy problem finansowy jest wywołanie inflacji,
choćby się paliło i waliło. Uczył on nawet Japończyków własnych
niekonwencjonalnych metod zwalczania deflacyjnej pułapki płynności. Podobnie
jak jego mentorowi, marzy mu się przezwyciężenie "zimy Kondratiewa". Żeby nie
dopuścić do deflacji, ucieknie się do drukowania pieniędzy; odwoła wszystkie
helikoptery z 800 zamorskich baz wojskowych USA; a jeśli będzie trzeba, nada
stałą wartość pieniężną wszystkiemu, co mu się nawinie. Jego ostatecznym
dokonaniem będzie hiperinflacyjna destrukcja amerykańskiej waluty, z której
popiołów powstanie nowa waluta rezerwowa świata - barbarzyński relikt zwany
złotem.
post opublikowany przez gościa o nicku: Dlatego promują terroryzm ,w dniu
28.05.2008 07:03, z uwa