Uwaga! Znajdujesz się w jednej z sekcji autorskich forum.
Administracja forum nie ponosi odpowiedzialności za ewentualną cenzurę w tym wątku. Moderatorem tego tematu jest jego założyciel czyli autor pierwszego posta.
Dołączył: 13 Lut 2009 Posty: 348
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 12:16, 16 Kwi '09
Temat postu: David Icke i jego kosmici
Wstęp.
W wątku viewtopic.php?p=87939#87939 dotyczącym Davida Icke'a, gdzie pojawiły się opinie twierdzące, że "bajki o kosmitach" głoszone przez w/w gentlemana, mają się do całości jego przekazu, jak pięść do nosa i lepiej byłoby, gdyby David zrezygnował ze swoich "reptiliańskich obsesji", a skupił się jedynie na demaskowaniu złowieszczych macek globalnej władzy, prowadzących do wszechobecnej kontroli i represji ze strony NWO, padły również opinie, że w ogóle "temat kosmitów" to jeden wielki humbug i oszustwo, mający na celu oddalenie, odseparowanie ludzi od prawdy, czyli knowań uzurpatorów zamierzających zdominować ekonomicznie i społecznie lud pracujący miast i wsi. Na co ja zwróciłem uwagę na fakt, iż nawet jeżeli "kosmici" są wymysłem, to "odpowiadają oni naszym żywotnym potrzebom" jak tytułowy miś w "Misiu" Barei, co w efekcie "zeszło" na dyskusję o tym, że "istnieje prawda czasu i prawda ekranu", też jak w "Misiu" Barei.
Poruszyłem tam dość (może zbyt) poważnie kwestię względności prawdy o istnieniu "kosmitów" i prawdy jako takiej, po to, aby zwrócić uwagę na fakt, iż teorie Davida Icke'a są w tej kwesti tyleż fascynujące i "o wysokim faktorze dziwności", co niepełne i podszyte ignorancją.
Niestety dyskusja potoczyła się - nie bez mojej winy - na ciężkostrawne tory ontologiczne, epistemlogiczne (teoriopoznawcze), toteż poczułem potrzebę wyartykułowania moich poglądów dotyczących "kosmitów" w osobnym wątku. Robię to również dlatego, iż zostałem "posądzony" o obłąkańcze propagowanie fikcji w tej kwestii, co gorąco pragnę sprostować i wyjaśnić, że moje stanowisko jest tu dalekie od propagandy i wielce odmienne od wizji samego Davida Icke'a i entuzjastów jego teorii.
SEKRET GŁUPCÓW
1. Obcy, ósmy pasażer Nostromo, czyli życie jest snem.
Jeżeli mamy mówić o kosmitach, to najpierw spójrzmy jak z nimi obchodzi się i co nam o nich mówi popkultura. Bo w popkulturze znajdujemy metaforę głębszych treści i próbkę całości kondycji poznawczej społeczeństwa, które ową popkulturę konsumuje, akceptuje i adoruje.
Na początku, kiedy już doniesienia o "latających spodkach" rozpowszechniły się w masowej świadomości, narodziło się amerykańskie kino sci-fi lat 50'tych i 60'tych, które opisywało kosmitów w różnych kontekstach, ale zazwyczaj w kontekście "zimnowojennym", czyli jako uzewnętrznienie lęków związanych z ewentualną agresją komunistycznego ZSRR na Amerykę. Spośród dziesiątek lepszych lub gorszych obrazów, wymienić w naszych rozważaniach należałoby przynajmniej dwa wybitne filmy tego nurtu: "Forbidden Planet" i "The Day, the Earth Stood Still". I może jeszcze "Invasion of the Body Snatchers" oraz "Village of the Damned".
Potem przyszły szalone i psychodeliczne lata 70'te, gdzie bezdyskusyjnym szczytem osiągnięć kina opowiadającego o "kosmitach" są "Bliskie spotkania trzeciego stopnia", jako ucieleśnienie, odzwierciedlenie ducha i idei które tak zrewolucjonizowały świat i życie społeczne w owych czasach.
A potem przyszedł rok 1979 i... coś się stało: na ekrany wszedł film "Alien" Ridleya Scotta. Film, który duchem i ideą wdarł się już w lata 80'te. A zrozumienie treści niesionych przez tę genialną filmową metaforę, jest kluczowe zarówno dla mojego dalszego wywodu, jak i dla pojmowania zjawisk fundamentalnych dla naszej kondycji poznawczej.
Dla wielu, "Alien" to po prostu atrakcyjna estetycznie, heroiczna opowieść science - fiction, jakich wiele. W rzeczywistości zaś Ridley Scott zawarł w tym obrazie metaforę dramatu poznania i zakodował wyraźny przekaz o charakterze społecznym.
Znacie? To posłuchajcie:
Pierwsza scena filmu pokazuje nam stalowe cielsko statku kosmicznego przemierzającego bezkresne przestrzenie Kosmosu. Już wiemy, kto jest bohaterem i podmiotem opowieści - statek kosmiczny Nostromo. Następna scena bardzo szybko przenosi nas do wnętrza statku, byśmy mogli zauważyć, iż coś się zaczyna dziać: do statku dotarł sygnał, "obcy" sygnał, którego komputer pokładowy zwany Matką nie potrafi odkodować, odczytać, zrozumieć. W następnej scenie widzimy, że załogę statku tworzy siedem osób plus kot, którzy się właśnie budzą z hibernacyjnego snu, przywołani do przytomności przez "zdezorientowany" komputer pokładowy, który wyjaśnia od razu załodze, że tak jest zaprogramowany, by obudzić załogę w razie napotkania "obcego" sygnału. Załoga "kreci nosem", trochę się kłóci, ale w końcu decyduje się postąpić zgodnie z procedurą i umową, której zobowiązali się przestrzegać i postanawia zmienić kurs frachtowca, by zbadać charakter i źródło "obcego" sygnału.
Mamy tu od samego początku filmu metaforę dramatu (wydarzenia) wewnętrznego (o charakterze psychologiczno-poznawczym), w którym Nostromo to opancerzone, stalowe i naszpikowane elektroniką, pół-technologiczne Ego, świadomość, podróżująca przez zimne i niepoznane otchłanie nieświadomości. Kiedy do świadomości dociera nowa i niepoznana treść "z zewnątrz", świadomość "budzi się" z błogiego snu, letargu, a raczej budzą się poszczególne, kluczowe i żywotne jej składowe, reprezentowane tu przez poszczególnych "członków załogi". To one podejmują, po burzliwej dyskusji decyzję wedle wcześniej przyjętych, odgórnych wytycznych i norm, by zmienić kurs i dotrzeć do źródła emitującego nowe (obce, nieznane) treści - zgodnie z zaakceptowaną na starcie podróży umową mają one obowiązek nie ignorowania takich sytuacji (sygnałów).
Kolejne sceny ukazują nam wyprawę załogi Nostromo na nieznaną planetę, gdzie znajdują oni rozbity statek kosmiczny wraz z okaleczonym śmiertelnie ciałem obcej istoty, a stan owego statku i ciała świadczą o tym, że cokolwiek się tam zdarzyło, miało miejsce w bardzo zamierzchłej przeszłości, gdyż ciało obcej istoty jest skamieniałe, a sam sygnał jest równie "stary", co wydarzenia na rozbitym statku. Podczas badania wnętrza obcego statku, jeden z członków załogi opuszcza się wgłąb otworu w podłodze i dociera do wielkiego, przypominającego wnętrze, trzewia żywej istoty pomieszczenia, w którym znajdują się dziwne organiczne twory. Podczas bliższego oglądu jednego z nich, badacz zostaje zaatakowany i pozbawiony przytomności przez obcy organizm, który ściśle przywiera mu do twarzy i głowy. W międzyczasie inna członkini załogi - Ripley - odcyfrowuje przy pomocy komputera Matki obcy sygnał i interpretuje go jako przestrogę, ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem. Po przetransportowaniu zaatakowanego członka załogi z obcego statku i planety na Nostromo, okazuje się iż jest on nieprzytomny, acz żywy, a obcego organizmu nie da się usunąć, gdyż podczas prób usunięcia tryska on kwasem z żył. Ku zaskoczeniu jednak załogi po pewnym czasie ów obcy intruz obumiera, a zaatakowany odzyskuje przytomność i będąc wedle słów lekarza perfekcyjnie zdrowym udaje się na posiłek. Podczas beztroskiej rozmowy w trakcie posiłku, pośród nagłego ataku, krzyku i chaosu i rwetesu, z trzewi zaatakowanego wcześniej członka załogi w spektakularny sposób, brutalnie i krwawo, wydziera się na zewnątrz dziwny stwór o pyszczku pełnym zębów, po czym ucieka i kryje się w zakamarkach statku Nostromo.
Powyższe sceny i zdarzenia również odwołują się do fragmentu ludzkiego procesu poznawczego i metaforycznie go przedstawiają. Są metaforą aktywności naszego umysłu w zetknięciu z nowymi i obcymi treściami. Znamienne w tym akcie filmu są dwie kwestie: pierwsza, która sugeruje odbiorcy, iż nowa treść pojawiająca się w świadomości jest de facto bardzo stara i ma genezę w wydarzeniach prehistorycznych, ewolucyjnie pierwotnych (skamieniałość). Akt ten zawiera również scenę odwoływania się do podświadomości w procesie zejścia w głąb "organicznych" (świetnie przedstawionych przez scenografa Gigera) czeluści, gdzie świadomość napotyka i zostaje skonfrontowana z treścią o wrogim, obcym i agresywnym charakterze, która jest w stanie część tej świadomości opanować i w efekcie zniszczyć, wykorzystując ją do zainfekowania całej świadomości, całego ego, jakim jest statek Nostromo, któremu na nic zdał się pancerz odgradzający go od nie(pod)świadomości...
W następnych scenach obserwujemy heroiczną walkę załogi Nostromo z kosmicznym drapieżcą, który okazuje się być "organizmem doskonałym" - doskonałym biologicznie i mentalnie. Członkowie załogi jeden po drugim w desperackich aktach beznadziejnej walki giną w okrutnych i krwawych okolicznościach. W międzyczasie jeden z członków załogi okazuje się być androidem, który zaprogramowany jest by każdy nowy gatunek napotkany w kosmosie przetransportować na Ziemię. Załoga odkrywa ten fakt i niszczy androida, który przed "śmiercią" wyraża swój niekłamany podziw dla zabójczego, obcego gatunku. Komputer pokładowy w tym czasie analizuje wszelkie dane i informuje załogę, iż walka z "potworem" jest beznadziejna, gdyż zabicie takiego organizmu jest niemożliwe.
Mamu tu przedstawienia całej gamy zjawisk, które mają miejsce w świadomości podczas konfrontacji z nową treścią. Świadomość już zdaje sobie sprawę, że ma kontakt z treścią o charakterze zwierzęcym, bezrefleksyjnym, pierwotnym i destruktywnym dla dotychczas wyznawanych norm i przekonań. Ta część świadomości, która jest zainteresowana interakcją z ową treścią, zostaje przez inne składowe świadomości unicestwiona (android Ash). Sam tytułowy Obcy jest tu reprezentacją dzikiej, bezempatycznej, destruktywnej i zwierzęcej części naszego umysłu, która nagle ujawniona sieje spustoszenie w świadomości zdominowanej przez technologię, przyjęte normy społeczne i ustalony, nawykowy sposób pojmowania rzeczywistości. W tej sytuacji świadomość odkrywa, że owa nieakceptowana część jej samej, jest odwieczna i niezniszczalna.
Kolejne wydarzenia w filmie to walka o przetrwanie pozostałej przy życiu Ripley, która postanawia unicestwić potwora doprowadzając do autodestrukcji statek Nostromo wraz z Obcym na pokładzie. Sama Ripley zaś wcześniej zamierza ewakuować się w kapsule ratunkowej. Przezwyciężając pułapki i ataki Obcego, Ripley uruchamia w Matce procedurę samozniszczenia i ucieka do statku ratowniczego wraz z towarzyszem podróży - rudym kotem, dla uratowania którego w ostatnich momentach na Nostromo ryzykuje życie. Kiedy Ripley oddala się na bezpieczną odległość od statku Nostromo, następuje eksplozja, która unicestwia kosmiczny frachtowiec. Spokojna już Ripley nagrywa głosowy raport z wydarzeń dziejących się z jej udziałem na Nostromo i przygotowuje się do długiej podróży. Wtedy okazuje się, ze wcześniej Obcy zdołał również przeniknąć do wnętrza statku ratowniczego, w chwili kiedy Ripley ratowała z opresji swojego kota. Ripley zatem podejmuje ostatnią, desperacką próbę pozbycia się potwora i wcześniej zabezpieczając siebie i kota skafandrem kosmicznym i następnie otwierając śluzę w kapsule, powoduje wyssanie Obcego na zewnątrz statku. Po pozbyciu się intruza, Ripley wraz kotem kładą się do długiego, hibernacyjnego snu.
Końcowe przedstawienia filmu dotyczą ostatecznej rozgrywki świadomości z nieakceptowanym składnikiem jej natury. Ripley, jako najkreatywniejsza, skadowa część świadomości uznaje, że jedynym ratunkiem przed inwazyjnymi i opresyjnymi podświadomymi treściami jest zniszczenie dotychczasowego systemu ego wraz z infekującymi je zwierzęcymi i dzikimi, destruktywnymi elementami. Świadomość (ego) dokonuje aktu dezintegracji. Ocalała tylko jedna "część" świadomości wraz reprezentowanymi przez kota udomowionymi i oswojonymi (cywilizowanymi), akceptowanymi treściami związanymi z pierwotnym i zwierzęcym aspektem świadomości. Kiedy okazuje się, że jednak dbałość o owe oswojone składniki świadomości, powoduje, że do "nowego ego" jakim jest kapsuła ratunkowa jednak przenikają nieakceptowane treści, jedynym sposobem na ich pozbycie się jest wyparcie, wyrzucenie ich na zewnątrz ego, na powrót w czeluście nieświadomości. Po tym akcie wyparcia, świadomość wewnątrz ego ponownie zapada w letarg i sen wraz z opozycyjnymi do "Obcego" oswojonymi i akceptowanymi zwierzęcymi aspektami świadomości. Nota bene, statek ratowniczy nazywa się "Narcissus".
Ridley Scott w swoim "Alien'ie" zaprezentował mała rozprawkę filozoficzną, która doskonale przedstawiła ducha całych nadchodzących lat 80'tych. Duch ten realizował się poprzez hasła technologizacji, komputeryzacji, kultu geniuszu rodzaju ludzkiego, zwrotowi ku plastikowi, sztuczności i pragmatycznych acz skutecznych postaw typu "self-made man".
Scott nazywając statek kosmiczny: "Nostromo" odwołał się do powieści Josepha Conrada o tym samym tytule, do której mottem jest mniej więcej takie zdanie: "Człowiek żyje tak jak i śni - w samotności".
Godne zauważenia jest również, że kolejne filmy cyklu o Obcym w całkiem udany sposób (choć już nie tak doskonały i konsekwentny symbolicznie) obrazują ducha czasów późniejszych, kiedy w warstwie metaforycznej obce treści zostają w końcu zintegrowane ze świadomością. Znamienne jest również, że ostatnia scena ostatniego "odcinka" cyklu odbywa się "u bram" planety Ziemia, na którą zmierza statek kosmiczny wypełniony po brzegi dzikimi kosmicznymi drapieżcami.
Wyżej przedstawiony i zanalizowany obraz filmowy ma tu nam uzmysłowić mechanizm i zasadę naszego postrzegania samych siebie i treści z których wszyscy pojedynczo i kolektywnie się składamy. Ten film również zawiera przekaz charakterystyczny dla kondycji poznawczej nas współczesnych. Przekaz ten można podsumować sugestią Scotta, iż za wszelką cenę należy unikać kontaktu z naszą prawdziwą naturą i poprzez technologię, poświęcenia i trzymanie się dotychczasowych norm, należy wypierać wszelkie niewygodne dla naszego ego treści, aby tylko ocalić nasze niepowtarzalne osobowości i "styl życia". Heroiczny zryw w obronie nas samych jest jedynie narzędziem do tego aby przez dalsze życie przejść w stanie komfortowego letargu i snu.
Film Scotta w kapitalny sposób eksponuje strukturę naszego umysłu i sposób w jaki "radzi sobie" z tym nasze ego i świadomość.
Ów "sposób" jest oczywistą opozycją do "hippisowskiego" wezwania Spielberga, który w "Bliskich spotkaniach..." przedstawia wizję jakże odmienną, gdzie nowe i obce treści i sygnały pojawiające się w naszej świadomości, po początkowym strachu, przynoszą nam swoiste dary, wzbogacają nas i otwierają na życiową przygodę i pełny kontakt z nieświadomością.
W tym kontekście, nie od rzeczy jest również przypomnienie filmu Freda Wilcox'a "Forbidden Planet" z 1956 roku. Film raczej nie jest żadną wyrafinowaną metaforą, ale w świetle interesujących nas wątków, zawiera kapitalny dla "kwestii istnienia kosmitów" koncept. "Forbidden Planet" (identycznie jak "Bliskie spotkania.." lub "Alien") rozpoczyna się od pojawienia się tajemniczego sygnału o charakterze ostrzeżenia, które zostaje przez odbierającą sygnał załogę statku kosmicznego zignorowana, co prowadzi w konsekwencji do konfrontacji z demoniczną istotą terroryzująca osiadłych na pewnej planecie ludzi. Okazuje się, że owa istota, to materializacja kolektywnej pierwotnej natury, której "wyparła" się wcześniej egzystująca na planecie rasa stworzeń, które oparły swój rozwój na intelekcie i technologii. Ludzie salwują się ucieczką i opowieść się kończy.
W powyższych przykładach ważne jest to, że uwidaczniają one aż nadto wyraźnie, że w obecnych czasach, człowiek "ma problem" ze swoją nieświadomością i nieakceptowanymi, wypartymi ze świadomości w nieświadomość treściami. Ważne jest również to, iż obecnie ludzka kondycja poznawcza w tej kwestii charakteryzuje się postrzeganiem owych nieświadomych treści jako "czegoś obcego", czegoś "z zewnątrz", zaś sama nieświadomość obierana jest jako zewnętrzna i niezależna od umysłu, obiektywna rzeczywistość. "Dziwnym trafem" również wszelkie dotyczące ściśle tego tematu obrazy popkultury, wiążą się z kosmitami, nieziemskimi istotami, gośćmi lub agresorami z kosmosu.
2. Głupiec, czyli wyruszamy w podróż.
Hieronymus Bosch przedstawiać zwykł na licznych obrazach postać samotnego, obdartego wędrowca, z tobołkiem na kiju, którego podczas wędrówki szarpią za nogawki bezdomne psy. Sceny te dzieją się zazwyczaj w biednej, rozpadającej się wiejskiej scenerii, pośród natury. Tematem tych renesansowych przedstawień jest oczywiście charakterystyczny dla europejskiego, przesyconego hermetyzmem Renesansu, tarotowy Głupiec, a ich (obrazów) treścią jest sytuacja człowieka, który znajduje się "na drodze" do prawdy. Głupiec niesie troskliwie swój dobytek w tobołku, targają nim psy - przeciwności losu i wewnętrzne konflikty, ale wędruje wytrwale jak Koziołek Matołek "po szerokim szukać świecie, tego co jest bardzo blisko".
Oświeceniowym "wcieleniem" Głupca jest w zachodniej kulturze błazen. Jest osobą która eksponuje cechy "nieświadomego głupca", by wzbudzić rozbawienie u publiczności i stworzyć opozycję dla "mądrego i świadomego" majestatu króla.
Każdy z nas jest takim Głupcem w wielu aspektach życia i w różnych jego momentach. Co nie znaczy, że jesteśmy w potocznym znaczeniu tego słowa: "głupi". To znaczy, że znajdujemy się w pewnej kondycji, sytuacji, która charakteryzuje się takimi a nie innymi naszymi cechami. Inna sprawa, kiedy wędrówka trwa absurdalnie długo, bagażu i dobytku przybywa, a cel podróży nie przybliża się ani o cal. Uporczywe tkwienie w takim stanie umysłu zaczyna wtedy mieć coraz więcej cech potocznej "głupoty" i wtedy jedynym ratunkiem dla Głupca pozostaje uświadomienie sobie, że tym Głupcem jest, co zawsze prędzej, czy później musi nastąpić.
David Icke, jako "dziecko" lat osiemdziesiątych, kiedy to wedle Jego relacji doznał wielu doświadczeń i olśnień, które miały wpływ na jego późniejsze życie, jak sam twierdzi z dumą - od 25 lat jest w podróży. Magazynuje i zbiera wiedzę, ma wiele wątpliwości ale wedle jego słów "nie dba o to" i ignoruje to co sądzą o nim i "zawartości jego umysłu" inni ludzie. David Icke publicznie ogłasza, iż nie "dotarł jeszcze do celu" i nie rozgryzł do tej pory pierwotnej i centralnej genezy złowieszczych wydarzeń, których on i my jesteśmy świadkami od lat. Mówi jednak, że nie spocznie, dopóki "nie zedrze tej zasłony", za którą kryje się prawda. Ostatnio David Icke zawędrował do Australii, gdzie - mogę się założyć - przedstawił swoją osobę w takim samym świetle jak dotychczas, a zawartość jego wiedzy i treść wykładu powiększyła się o kolejne "elementy układanki".
Pośród poglądów i opinii głoszonych przez Davida Icke'a, niejednokrotnie bardzo trafnych i błyskotliwych, przedstawianych w przystępny dla każdego sposób, a dotyczących polityki, gospodarki, religii, historii i nauki i filozofii, przedstawianych w kontekście spisku mającego na celu zniewolenie ludzkości, centralnym punktem i fundamentem jest jego kontrowersyjna teoria o obcej kosmicznej rasie, przejawiającej się ludziom w gadziej postaci, która "zza kurtyny" dyryguje globalnymi wydarzeniami, by wywrzeć swą wolę na nieświadomej pasożytujących na niej istotach, ludzkości. Koncepcja istnienia owej zbrodniczej rasy przeprowadzającej od tysiącleci swoistą inwazję na bogu ducha winnych Ziemian jest swoistym spirytus movens przekazu Davida Icke'a. Zdaje się również, że ta teoria nie jest jego autorskim konceptem, jednak on to potrafi swoje przemyślenia w tej kwestii przedstawić w sposób na tyle prosty i "przystający" do rzeczywistości, że można go uznać za absolutnego "eksperta" i przewodnika po tej domenie, tej swoistej krainie niesamowitości.
David Icke przedstawia siebie jako "prostego faceta", everyman'a, który nie pozuje na intelektualistę, lubi "założyć czapkę błazna" i w zdrowy sposób nie stroni od kolokwializmów czy wulgaryzmów w swoich wywodach. Jednak przy okazji lubi eksponować, że co prawda wywodzi się spośród "common people", to obecnie już gardzi ich stylem życia i przekonaniami, dalekimi od wyznawanej przez Davida prawdy o świecie.
"Historia" Davida Icke'a, jakiego dziś znamy zaczyna się w 1991 roku, kiedy wystąpił on w angielskim programie Wogan Show, gdzie wraz ze swoimi poglądami został dotkliwie upokorzony przez prowadzącego, który niedwuznacznie zasugerował Davidowi, iż jest on niedojrzałym emocjonalnie i egzaltowanym prostakiem, przeżywającym kryzys wieku średniego. Wydaje się, że ten epizod miał decydujący wpływ na obecną postawę i (paradoksalnie) sukces Davida Icke'a. Na skutek doznanej na oczach milionów widzów, psychologicznej traumy, David Icke stał się nagle osobą publiczną i w dodatku osobą, która stwierdziła , że ma coś do udowodnienia. Ten imperatyw udowadniania i potwierdzania stał się na tyle silny, że David do dziś mówi "I don't care" na wspomnienie o jego domniemanej śmieszności i równocześnie pchnął go do tytanicznej pracy zmierzającej do udowodnienia, że to on jest depozytariuszem prawdy o świecie.
Konkludując, David Icke, to niezwykle złożona osobowość, o - wbrew pozorom - nieskomplikowanym podejściu do rzeczywistości, która na skutek doświadczeń, wybrała się w długą podróż po świecie w poszukiwaniu prawdy, która de facto jest poszukiwaniem prawdy o sobie i poszukiwaniem potwierdzenia siebie i swojej tożsamości, swojej wizji.
Podczas swojej podróży, David Icke z dumą i ostentacją eksponuje artefakty, które udało mu się zmagzynować, a które układają się we wzór pod nazwą: "reptilian agenda and all that stuff".
I jak dotychczas nie ma w tym niczego niewłaściwego, czy specjalnie nagannego.
3. Jądro ciemności, czyli co nam w duszy gra.
Joseph Conrad Korzeniowski, w swojej wielkiej powieści opisał metaforyczną podróż człowieka "wgłąb siebie", gdzie napotyka on jedynie amoralne i destruktywne aspekty ludzkiej osobowości wywodzące się z pierwotnych i zwierzęcych popędów, pożądań i instynktów. W tym artystycznym akcie psychoanalizy wskazał on, że u fundametów naszego bytu istnieją dzikie i nieokiełznane moce, które przemożnie wpływają na nasze życie i postrzeganie prawdy. Conrad opisywał odrażające i pełne przemocy rytuały, jako fenomeny nie do zaakceptowania przez cywilizowaną ludzkość i współczesną mu kulturę.
David Icke zaś wykazuje ostentacyjną niechęć i wręcz obrzydzenie dla psychoanalizy i introspekcji, a koncentruje się na "światłych" aspektach naszego umysłu. Kosmiczna świadomość, światło zrozumienia, to słowa klucze, którymi epatuje słuchaczy, każąc im skierować "reflektor świadomości" w stronę fizyki kwantowej, paradoksów postrzegania i new age'owej duchowości i ezoteryce. Samo w sobie znowu niej jest to niczym nagannym, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę, że David Icke kompletnie ignoruje i odrzuca fakt, że "reptilian brain" jest nierozerwalnym składnikiem naszej "mrocznej strony" i że człowiek z przyrodzenia mroczną stronę posiada, a nasza nieświadomość, czy chcemy tego, czy nie wpływa przemożnie na ludzkie poczynania, to uznamy, że David Icke pomija w swojej układance te klocki, które wielu innym jawią się jako kluczowe.
Nie dziwota, że wizja kosmitów, jako pasożytniczych istot z innego wymiaru, pojawiła się w umyśle Davida. Pojawiła się, bo musiała się pojawić, jako reprezentacja wypieranych i nieakceptowanych przez niego treści. Według Icke'a człowiek jest częścią boskiego absolutu, jest "dobry" i "mądry". Tylko dlaczego na litość materii, David zakłada, iż absolut to "sam miód" i że nie ma w nim miejsca na zwierzęco pierwotne popędy i instynkty? Wszak ich istnienie nie oznacza wcale, że człowiek (ludzkość) musi im ulegać i być wyłącznie przez nie zdeterminowana. W końcu absolut zawiera "wszystko". Jak wszytko, to wszystko. Czyli "ciemną stronę" też.
Układanka Icke'a jest zatem niepełna, a on sam - wciąż w podróży - magazynuje i przedstawia wciąż te same potwierdzające jego urażone niegdyś ego, fakty i opinie.
Co wcale nie znaczy, że jego przekaz jest zupełnie bezwartościowy - przeciwnie. Na poziomie historycznym i politycznym, jego ujawnienia mają dużą wartość heurystyczną, gdyż w swej prostocie i uczciwości David Icke odnosi je nieświadomie do sfery ludzkiej mrocznej strony, tyle, że postrzega ją jako zewnętrzną siłę o agresywnym i pasożytniczym charakterze.
Według Icke'a człowiek jest przede wszystkim istotą duchową i ignoruje on pogląd, iż człowiek jest duchową istotą "również" lub "przy okazji" istnienia jako byt materialny, cielesny, z mięsa, krwi, kości i popędów, i instynktów.
"Kosmici" u Davida, koincydentalnie, mają dokładnie te same cechy, które kompletnie ignoruje on w opisach człowieka (czy ludzkości).
Ale znowu, paradoksalnie, to wcale nie znaczy, że skoro David błądzi, to kłamie i oszukuje. Co będzie do okazania...
Dołączył: 23 Gru 2008 Posty: 1227
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 12:33, 16 Kwi '09
Temat postu:
Po pierwsze primo : Icke nie mówi że Jego układanka jest kompletna. Wciąż szuka odpowiedzi na pytanie - kto stoi za Reptimi? Jeśli stoi ... Wyraźnie dał to do zrozumienia w "Beyond".
Po drugie, primo : Repti/Anu/Chita etc mogą być zasłoną dymną, najzwyklejszą - po to by uważano Go za niegroźnego szaleńca który mówi że Królowa jest Jaszczurką. Wariat? Nie ma sie kim przejmować - i o to chodzi...
Po trzecie, primo : W Koranie jest napisane że muzułmanin ma prawo wyrzec się swojej wiary, skłamać by ocalić życie - sądzę że podobny system mógł obrac Icke - ale głowy nie dam.
Po czwarte : Teoria jaszczurek z pozoru wydaje się niedorzeczna -
ale weźmy pod uwagę fakty - 0,05% światła widzialnego, 5 zmysłów,
a reszty nie widać ! Nie mamy żadnej pewności co do tego co jest poza horyzontem postrzegania. Icke wyraźnie o tym mówi.
Po piąte : dowiemy się wcześniej czy później jaka jest prawda.
Jak dla mnie Icke to mały - wielki człowiek. Lubię go słuchać.
_________________ "W pozornie beznadziejnej walce, rozwiązanie tych problemów jest proste. Jedyną broń jaką mają przeciwko nam jest ukrywanie przed nami wiedzy. Musicie dużo czytać, by
poznać prawdę i dostrzec korzenie zła"
Dołączył: 13 Lut 2009 Posty: 348
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 01:20, 17 Kwi '09
Temat postu:
SEKRET GŁUPCÓW - ciąg dalszy:
4. Człowiek wielowymiarowy, czyli berek z kosmitami.
Jedną z tez głoszonych entuzjastycznie przez Davida Icke'a jest stwierdzenie, iż człowiek jest istotą wielowymiarową. Konkluduje on również, że nasza egzystencja w postulowanych przezeń innych wymiarach (czymkolwiek by one nie były), czy dostęp do nich są systematycznie negowane i blokowane przez systemową propagandę, która w celu zniewolenia nas i odcięcia od źródeł mocy, od dziecka każe nam myśleć o sobie jako o istotach bez siły sprawczej i wpływu na rzeczywistość.
Winą za ten stan rzeczy David obarcza istoty rezydujące tuż poza obszarem naszego postrzegania, w sąsiednim wymiarze, albo wręcz w przestrzeni "międzywymiarowej". Wedle jego opinii, współdzielimy rzeczywistość z pasożytniczą rasą niematerialnych Reptilian odżywiających się wibracjami o niskich częstotliwościach, generowanych w naszych organizmach na skutek sztucznie wywoływanego stresu i strachu, i wszelkich emocji negatywnych, odwołujących się do przetrwania i pierwotnych instynktów związanych z dominacją, władzą i sferą seksualną. Co dobitnie widać w obecnych religiach, które zwodniczo kierują ludzką uwagę ku przemyślnie ukrytym symbolom o charakterze wegetatywnym, materialnym i seksualnym.
Według Davida Icke'a te istoty podporządkowały sobie bogu ducha winną ludzkość w stosunku pasożytniczym. Istnieje jednak uprzywilejowana kasta, grupa specjalnie modyfikowanych genetycznie ludzi, zwanych przez Icke'a elitą, a przez innych Illuminatami, którym owe złe istoty zaproponowały zalezność symbiotyczną, z której już obie strony kolaboracyjnego układu czerpią dla siebie korzyści. Kosmici mają dzięki temu nielimitowany dostęp do nieograniczonej ilości pożywienia, a Elita ma specjalne przywileje "w tym świecie", władzę, pieniądze i dostęp do wysokich technologii.
W powyższych rewelacjach Davida pobrzmiewa echo tej prawdy o ludzkiej kondycji, którą uwidacznia nam również film Wachowskich: "Matrix", na którego symbolikę David Icke nadmiernie często się powołuje, ewidentnie jej nadużywając, jak zresztą inni "truthseeker'rzy". David Icke znamiennie dla całej jego reptiliańskiej teorii zapomina tutaj o drobnym niuansie, który umyka uwadze również innych entuzjastów apokaliptycznej wizji "Matrix'a". A mianowicie zapomina, że symboliczna sytuacja zniewolenia ludzkości przedstawiona w filmie braci Wachowskich, wynika nie z zewnętrznej inwazji obiektywnych sił, ale jest skutkiem i efektem czysto ludzkiej aktywności, która to tworzy najpierw swoich późniejszych ciemiężycieli i oprawców.
Toteż, o tym drobnym niuansie zapomniawszy, David Icke traktuje propagowane w swoich wywodach obce istoty, dociekając ich genezy na obcych planetach i pośród kosmicznych i egzotycznych inteligencji. Co zastanawiające, David twierdzi przy okazji - zupełnie odwrotnie niż w afirmowanym przez siebie "Matrix'ie" - że to właśnie owi nasi ciemiężyciele stworzyli sami dla siebie podległą rasę ludzką.
Ale gdzie są owi gadopodobni kosmici, w którym konkretnie wymiarze rzeczywistości, w której egzystuje człowiek wielowymiarowy, tego David Icke nie precyzuje i nie nazywa inaczej jak tylko: "tuż poza spektrum naszego postrzegania". Tyle, że tuż poza spektrum naszego postrzegania, z definicji, lokuje się również nasza podświadomość, która jest elementem wielowymiarowego człowieka doskonale wpasowanym w wielowymiarową rzeczywistość. Czyli "tam gdzie rosną poziomki", tam też "budzą się demony". Czyli gadopodobni kosmici operują dokładnie w tej przestrzeni (wymiarze) w której lokuje się nasza osobista i kolektywna nieświadomość. Czy zatem możemy mówić o pozaziemskiej rasie przybyszów z odległej planety, która stworzyła sobie ciepłe synekury tuz pod naszymi nosami, w przestrzeni i miejscu, które z natury jest niepostrzegalne?
Myślę że co najwyżej możemy mówić o naturze owych fenomenów, które definiowane są przez Davida Icke'a jako Reptilianie, obca i wroga rasa istot z kosmosu. A natura tych fenomenów jest analogiczna do zachowania się treści, które znalazły strukturalne odzwierciedlenie we wspomnianym na wstępie "Alien'ie" Scotta. Czyli "tuż poza spektrum naszego postrzegania" rzeczywiście istnieje coś, co ma cechy charakterystyczne dla autonomicznych i obiektywnych bytów, jednak de facto są to składniki naszego własnego, ludzkiego umysłu, postrzegane jako wręcz istoty posiadające własne intencje i autonomię (gdyż to się rzeczywiście tak zachowuje), na które David Icke i jemu podobni "truthseekerzy" projektują wizje najeźdźców z kosmosu.
Przypomnę tu również "Forbidden Planet", gdzie dzięki świetnej intuicji twórców filmu mamy ukazany bardzo podobny mechanizm ujawniający strukturę i naturę obiektywizacji i autonomizacji wypartych i nieświadomych treści.
Tym samym fenomeny opisywane przez Davida Icke'a mimo, że nie są gadopodobnymi najeźdźcami z innej planety, to wykazują się taką specyfiką, jakby rzeczywiście nimi były. I jeżeli ignoruje się spore działy wiedzy i mądrości ludzkiej, to rzeczywiście można się pomylić. Co jak śmiem twierdzić, zdarzyło się Davidowi Icke'owi.
Jednakowoż, nasza podświadomość zdaje się rezydować nie tyle "tuż poza spektrum naszego postrzegania", co zaraz za barierą załamania funkcji falowej, czyli w przestrzeni (wymiarze) badanej przez m.in. fizykę kwantową i zachowuje się również podobnie, jak nieożywione części tej przestrzeni. Czyli reaguje na intencję obserwatora. Paradoksalnie więc jeżeli David Icke bada podświadome treści i mające "dom" w nieświadomości fenomeny jako Reptilian, to rzeczywiście bada właśnie Reptilian.
Reasumując, David Icke ma problem z urzeczywistnieniem prawd, praw i postaw, które sam głosi w kwestii naszego postrzegania i wpływu na rzeczywistość. Postulując wielowymiarowość istoty ludzkiej, nie stosuje konsekwentnie promowanego przez siebie modelu do własnej osoby i własnych ujawnień.
5. Ujawnianie jawnego, czyli sekret głupców.
Kafka, Fromm, Jung, Stachura, Vonnegut, Goethe, Dante, Mann, Hesse, Krishnamurti, Kessey, Conrad - to tylko sami literaci, i to nieliczni z tych, którzy przez ostanie setki lat poruszali tematy, które dziś ze sceny referuje nam David Icke.
Jego ujawnienia w tonie często egzaltowanej rewelacji, dla wielu są jedynie interesującym uzupełnieniem i zabarwieniem posiadłej z kontaktu z kulturową spuścizną Wschodu i Zachodu wiedzy. Zda się, że dla Davida Icke'a magazynowanie i katalogowanie owej wiedzy ("connecting dots") jest wartością wyższą, niż jej zastosowanie.
David Icke jest znakomitym "deszyfratorem" i komentatorem rzeczywistości, jednak w specyfice swej podróży tak się rozlubował, iż koncentruje się wyłącznie na niej, zapominając iż spore części tego dystansu zostały przebyte już wielokrotnie przez doskonalszych i wnikliwszych podróżników, którzy w dodatku mieli odwagę porzucić przywiązanie do swego bagażu, w którym krył się jakiś mityczny i strrrasznie ważny, domniemany sekret. Sekret Głupców.
Dołączył: 01 Lut 2006 Posty: 567
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 05:50, 17 Kwi '09
Temat postu:
USS Auryga był fajniejszy. A kapitan , to chłop z jajami miał łeb na karku. Chłopiec przewoźnik i ta fantastyczna sztuczna inteligencja, obsługująca statek. Podobnie jak Stanley Kubrick i jego HAL. David Bowman, czeszący swoją nieprzytomną matkę, to dopiero scena.
WSZYSTKIE ŚWIATY SĄ WASZE - OPRÓCZ EUROPY. NIE PRÓBUJCIE TAM LĄDOWAĆ.
_________________ Kto wyrządził rasie ludzkiej tak wiele złego ? Inimicus homo hoc fecti - " nieprzyjaciel człowieka to uczynił "
Dołączył: 30 Lip 2008 Posty: 1450
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 07:38, 17 Kwi '09
Temat postu:
Zabawne bo jak czytałem o Obcym, to mi się przypomniała Odyseja Kosmiczna. Z tym, że głównie dlatego, iż nigdy nie widziałem w tym filmie przesłania panteizmu ewolucjonistycznego. Tak samo w Obcym nie widziałem wielu rzeczy, o których pisze Lech. Naturalnie świadczy to zapewne o mojej nieumiejętności wyciągania tego typu przekazów z filmów i mogę jedynie nad tym faktem ubolewać, ale zawsze mnie rozkładają na łopatki podobne wnioski wyciągane z przeróżnych filmów.
_________________ Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko mało prawdopodobne.
Dołączył: 17 Sie 2008 Posty: 1198
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 08:00, 17 Kwi '09
Temat postu:
no coz Lech, moge tylko przyklasnac i niczym tinky winky krzyknac "jeszcze jeszcze!" odnosnie bytu ktory karmi sie naszymi "niskimi wibracjami" to dzieki twoim wywodom uswiadomilem sobie iz jest to nasz mroczny sobowtor "doppelganger", czyli wyparta tudziez nieuswiadomiona czesc psychiki, a nie jakies istoty "z zewnatrz". oczywiste jest to o tyle ze nie istnieje wszak nic "na zewnatrz". dlatego walka z ta "istota" jest niczym innym niz samobojstwem na raty. integracja jest jedynym wyjsciem. tak wiec dzieki Lech - warto czasem posluchac starszego
skoro tak gladko ci idzie pisanie takich dlugasnych wywodow to poprosze teraz o analize "golema" gustava meyrinka.
aa i no nawiazujac do tematu podpinam dwa takie utwory:
(teledysk jest bardziej niz drugorzedny - liczy sie tekst)
Cytat:
łuhu łaha łuhu łaha łuhu łaha łuhu łaha
mam na prerii dom mam dom mam dom tam przycupnę u drzwi i...
postaram sie nie zmrużyc oka, gdy przyjadą do mnie moje mysli
rozkulbacze konie, zaprosze za próg, zapytam: jak droga??
zapytam: nalezycie do mie, czy do mojego we mnie wroga??
łuhu łaha łuhu łaha łuhu łaha łuhu łaha
będę czekał, nie zasnę
paluchy w drzwiach przytrzasne, własne
będę czekał, nie zasnę
paluchy w drzwiach przytrzasne
i będę pytał spokojny, zły nie będę w ogóle
jesli beda wsród was także te ochrypło-czarno-ponure
byle by gaz uiścić będziemy sobie pichcić, będziemy sobie mieszkać
was braciszkowie czarni czul przytulę, przeganiać was chcę przestać
łuhu łaha łuhu łaha łuhu łaha łuhu łaha
przemówcie do mnie ja wysłucham co macie do powiedzenia
bo żeby się obudzić muszę poznać date i miejsce waszego urodzenia
będę czekał, nie zasnę
paluchy w drzwiach przytrzasne, własne
będę czekał, nie zasnę
paluchy w drzwiach przytrzasne
nie zasnę! nie zasnę! nie zasnę! nie zasnę! nie!
jada braciszkowie moje - jadą, czarne kowboje
jada braciszkowie moje - jadą, gnoje
jada braciszkowie moje - jadą, czarne kowboje
jada braciszkowie moje - jadą, troche się ich boje
jada braciszkowie moje - jadą, czarne kowboje
jadą, w pistoletach mają ołowiano-chujowe nastroje
mam na prerii dom tam przycupnę u drzwi i
postaram sie nie zmrużyc oka, gdy przyjadą do mnie moje mysli
rozkulbacze konie, zaprosze za próg, zapytam: jak droga?
zapytam: nalezycie do mie, czy do mojego we mnie wroga?
i będę pytał spokojny, zły nie bede w ogóle
jesli beda wsród was także te ochrypło-czarno-ponure
byle by gaz uiścić będziemy sobie pichcić, będziemy sobie mieszkać
was braciszkowie czarni czul przytulę, przeganiać was chcę przestać
Dołączył: 13 Lut 2009 Posty: 348
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 08:38, 17 Kwi '09
Temat postu:
@Aqualinespirit
Akurat kino SF to mój konik, "Space Oddyssey 2001" nie jest szczególne przeze mnie wielbionym tytułem. I tez nie dopatrzyłem się tam wzmiankowanego panteizmu ewolucyjnego. Ale może dlatego, że się nie przyglądałem. A filmem SF, który dosłownie wywrócił mnie na lewą stronę, wkręcił w grunt i popchnął w bezsenność i epizody alkoholowe, jest "Stalker" Tarkowskiego. Mistyczne doświadczenie, które dosłownie przenosi w inne wymiary. Epicka, nowoczesna (i przy okazji słowiańska ) kwintesencja hermetycznego oglądu rzeczywistości. Film, w którym przedstawiona fikcja jest tak prawdziwa, jak nie jest prawdziwe nasze codzienne doświadczenie... No film, że klękajcie narody...
Teraz sobie pomyślałem, że nie od rzeczy byłoby w naszych dyskusjach o prawdziwości/nieprawdziwości kosmitów, dotyczących opozycji prawda a fikcja, rzeczywistość a złudzenie itp., włączyć "Stalkera" jako doskonały przykład mówiący o tym co jest, a co nie jest złudzeniem lub prawdą... Tu mała próbka formy:
Również ten fragment bardzo dobitnie i wprost przedstawia moje stanowisko w kwestii prawdy i fikcji, którego to postulatu "użyłem" w "tropieniu" Reptilian u Davida Icke'a:
polecam gorąco i kategorycznie Ci zresztą obejrzenie całego filmu Slavoja Zizka - zapewniam Cię że po tej "lekturze" kino już nigdy nie będzie dla Ciebie takie samo. Będzie lepsze
Dołączył: 13 Lut 2009 Posty: 348
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 09:27, 17 Kwi '09
Temat postu:
Al Kohol:
Cytat:
odnosnie bytu ktory karmi sie naszymi "niskimi wibracjami" to dzieki twoim wywodom uswiadomilem sobie iz jest to nasz mroczny sobowtor "doppelganger", czyli wyparta tudziez nieuswiadomiona czesc psychiki, a nie jakies istoty "z zewnatrz". oczywiste jest to o tyle ze nie istnieje wszak nic "na zewnatrz". dlatego walka z ta "istota" jest niczym innym niz samobojstwem na raty. integracja jest jedynym wyjsciem
Ja akurat nie byłem i nie jestem na tyle odważny, by twierdzić kategorycznie, że "integracja jest jedynym wyjściem". Sądzę tutaj, że na początek wystarczy świadomość i wiedza. "Poznaj siebie" - jak głoszą starożytni mędrcy, a nawet bracia Wachowscy w "Matix'ie". Krishnamurti zaś mówi jedynie o "zachowaniu czujności i uwagi", tak jakby się żyło w jednym pokoju z jadowitym wężem. Tym wężem, któremu jednak pozwala ukąsić się Mały Książę, by świadomie poddać się własnemu cyklowi rozwoju i "przejść" do "nowego wymiaru".
Przy okazji zgadzam, się że "walka z tą istotą" i paradoksalnie jakikolwiek "ruch oporu" nakierowany przeciwko naszej mrocznej stronie tylko ją wzmacnia, karmi, gdyż coraz bardziej obiektywizuje.
Myślę, że w obliczu również innych ujawnień i doniesień o kosmitach w wydaniu np. Karli Turner, czy Phila Schneidera, należy zachować się bez histerii i być po prostu czujnym, gdyż mamy tu do czynienia z relacjami, które są poza naszym bezpośrednim doświadczeniem i ja osobiście niekoniecznie wiem, czego tak naprawdę one dotyczą i jaka jest ich natura. Jeżeli zaś kompletnie "zjungizujemy" (od C.G. Junga) naszą rzeczywistość, to również możemy wpaść w pułapkę i ganiać jedynie za własnym ogonem. Mam niejasne przeczucie, że to jedynie kwestia DECYZJI, na jaki klucz do rzeczywistości się zdecydujemy, ewentualnie jest to tylko etap, faza rozwojowa, przez którą trzeba przejść, jak przez jedną z wielu "prób" w baśniach i mitach.
Dołączył: 17 Sie 2008 Posty: 1198
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 10:25, 17 Kwi '09
Temat postu:
faktyko - nieco sie zagalopowalem wszelkie skrajnosci sa niebezpieczne - wszak totalna integracja to rozplyniecie sie w absolucie. trzeba zasuwac srodeczkiem
Aqua i Lech polecam wam powiesci wiktora pielewina - jest to autor ktory bardzo finezyjnie i humorystycznie opisuje nasza rzeczywistosc, zgrabnie lawirujac miedzy paradoksami bezustannie probuje zawiesic umysl czytelnika niczym najlepszy mistrz zen. daje sie przerobic na mace ze bedziecie zachwyceni jego dzielami! nie ma znaczenia od ktorego zaczniecie, choc akurat dwa tomy opowiadan ktore ukazaly sie w polsce polecam na samym koncu. mysle ze moglibyscie przerobic na poczatek "helm grozy", powiesc napisana w stylu czatu pomiedzy kilkoma osobami, w ktorej niebagatelna role pelni... czytelnik z reszta niezaleznie od tego co napisze na temat tych powiesci to i tak bedzie zupelnie niewspolmierne do ich zawartosci - te ksiazki po prostu zyja.
Dołączył: 09 Gru 2008 Posty: 51
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 13:51, 17 Kwi '09
Temat postu:
Poczytałem posty Lecha w tamtym temacie, zerknąłem też tutaj i bardzo spodobała mi się logiczna i psycho-poznawcza konsekwencja w przedstawianym punkcie widzenia odnośnie kosmitów Icke'a. Jednak chciałbym wtrącić troszkę moich kosmologicznych dywagacji, ponieważ to mój konik
Oczywiście zgadzam się, że istoty pozaziemskie niezależnie od tego czy istnieją, czy nie - są częścią składową naszej kultury od niepamiętnych czasów i byty te egzystują w naszej kolektywnej podświadomości i nieświadomości zbiorowej. Zresztą zagadnienie obcych mieszkańców kosmosu towarzyszy nam w ogromnych proporcjach w popkulturze oraz w kulturze nauki. Niezliczone filmy, artykuły i materiały o kosmitach pokazały ludzkości symboliczną bombę w temacie interakcji z pozaziemską inteligencją w wielu różnych aspektach. Również naukowcy badający przestrzeń kosmiczną prowadzą poważne dysputy na temat możliwości istnienia życia na innych planetach w formie prostej i złożonej. Właściwie to po zapoznaniu się ze znaną nam budową poznanej dotąd przestrzeni kosmicznej oraz jej ogromu, niemal każdy astronom w głębinach swego umysłu prowadził rozmyślania i wyobrażenia na temat obcych cywilizacji. Chcąc, nie chcąc musimy pogodzić się z faktem, że kosmici stale towarzyszą naszej ewoluującej egzystencji i nadal tak będzie. Gdybyśmy jako obserwatorzy cofnęli się w przeszłość, stanęli z boku i przyjrzeli się wszystkim poprzednim epokom, to można wysnuć jasne wnioski, iż nasza pozaziemska fascynacja i rozwój tego tematu były nieuniknione. Wystarczy trochę psychoanalizy, aby przewidzieć najbardziej prawdopodobne ścieżki rozwoju ludzkiej cywilizacji. Wedle wszelkich rachunków prawdopodobieństwa wystąpienie i rozprzestrzenienie aspektu obcych z kosmosu na wiele dziedzin naszego życia podpali na czerwono wszelkie wykresy statystyczne. Oznacza to, że właściwie od początku istnienia ludzkości taka kolej rzeczy była niejako wprogramowana w nasz naturalny rozwój. Oczywiście pomijam ewidentne dowody na ingerencje tzw. "Bogów" w czasach starożytnych oraz fantastyczną wiedzę na temat interakcji z wielowymiarowymi bytami, która zachowała się wśród wielu kultur indiańskich po dziś dzień.
No to teraz troszkę kosmologii. Zastanawialiście się kiedyś skąd biorą się nasze myśli ? Nasz mózg nie jest ich bezpośrednim stwórcą, a jedynie przetwarza elektromagnetyczne informacje i dostosowuje do percepcyjnych możliwości poznawczych człowieka. Na głębszym poziomie mózg składa się z cząstek elementarnych, które operują w swoim kwantowym mikroświecie i pobierają wzorce energetyczne, które następnie dekodują w postaci rozpoznawalnych przez podświadomość symboli. Te trafiają następnie jako informacja meta-binarna do obwodów neuronowych mózgu i po przejściu wszelkich testów analitycznego modelu osobowości (EGO), wychodzą na dzienne światło świadomości manifestując się jako idee, pomysły, myśli itp. Ludzie myślą, że choroby, myśli i wizje rodzą się znikąd - są jakby naturalną funkcją i możliwością naszego procesora jednostki centralnej. Jednak na najgłębszym poziomie wszystko rodzi się z tańca energii. Moim zdaniem wszystko we Wszechświecie ma charakter fraktalny. Oznacza to dla mnie, że mechanizmy natury oraz struktura ludzkiej psyche wraz z jej aspektem duchowym są jedną wielką apoteozą Kreacji. Oznacza to, że wszelkie nasze myśli mają swój początek w tym samym energetycznym kotle potencjałów, z którego czerpie Kreacja, a raczej jej zindywidualizowane części (Logosy) w programowaniu schematów świadomości w poszczególnych galaktykach. Dlatego fantastyczne wizje artystyczne przedstawione w science-fiction, w światach fantasy i wielu odważnych popularnonaukowych teoriach są częścią składową Wszechświata w takim samym stopniu, w jakim my nią jesteśmy. Inaczej mówiąc jesteśmy unikalną drobinką kosmosu, poprzez którą Jedność doświadcza wielości w nieskończonych układach wzorców wibracyjnych. Przykładowo wymyślamy świat, w którym na jakiejś planecie istnieją agresywne i niezwykle zaawansowane istoty pozaziemskie podobne do tych z filmu "Obcy". Już sam pomysł istnieje jako potencjał naniesiony na matrycę Kreacji. Pomysł, czyli przekształcone z energii informacje symboliczne miały swój początek w polu świadomości funkcji zerowej, czyli w nieskończonym kotle samostwarzającej energii. Jako, że postrzeganie przeszłości i przyszłości jest percepcyjną iluzją, istnieje jedynie jedno, wielkie, słodkie TERAZ - chwila tchnienia animacji. Nie możemy przyjąć, że nasz pomysł zasilił matrycę Kreacji i będzie wykorzystany w przyszłości - on już tam jest. Według mnie we Wszechświecie nic nie może się zmarnować, każdy pojedynczy atom ma swoje miejsce i cel. Dlatego wymyślony przez nas świat jest jakimś symbolicznym wołaniem Kreacji o istnieniu potencjału do istnienia/zaistnienia tego typu rzeczywistości. W końcu egzystujemy w nieskończoności. Oznacza to, iż wszelkie abstrakcje automatycznie mają nieskończoną wartość na zaistnienie/istnienie w skali prawdopodobieństwa. Możemy wydedukować z tego, że rasy szaraków, gadów, nordyków itp. wedle scenariusza naszej galaktyki mogą tu faktycznie istnieć. Osobiście wierzę, że Wszechświat dąży do ciągłego rozwoju, ekspansji i wszelkich możliwych, zróżnicowanych doświadczeń. Osamotniona Ziemia, a na niej rasa ludzka, która w promieniu milionów lat świetlnych nie ma żadnych "sąsiadów", ponadto z obcymi zakorzenionymi w naszej mrocznej otchłani psyche, to strasznie nudny scenariusz. Oczywiście możliwy, ponieważ w Nieskończoności istnieją wszelkie scenariusze. Możemy jedynie zgadywać czy z nieskończonych wzorów, możliwości, linii czasowych, potencjałów trafiliśmy akurat w ten "osamotniony" program... nie wierzę w to. Nie po liczbie przestudiowanych materiałów na temat ingerencji wysoce zaawansowanych technologii od Sumeru, po dziś dzień. Istnienie obcych w różnorakiej formie jest zakorzenione w ewolucji naszego gatunku, bardzo możliwe, że miało to również związek z manipulacjami w naszym materiale genetycznym. Wzór istnienia pozaziemskich cywilizacji jest więc ARCHETYPEM ! Wedle moich badań, z jak najbardziej prawdziwym podłożem.
Zgadzam się również z Lechem co do całego psychologicznego aspektu jego wywodu. To oczywiste, że nasze lęki, kompleksy i strach wypierane do podświadomości zaczynają żyć własnym życiem i mogą przejawiać się jako złe jaszczurki z międzywymiarowej przestrzeni, które zajadają się naszymi emocjami, ingerują w struktury polityczne i odpowiedzialne są za negatywne polaryzowanie naszej rasy. Jednak co w przypadku, w którym pierwsza ludzka cywilizacja we Wszechświecie eony lat temu z racji swojej naturalnej, mrocznej, zwierzęcej części osobowości - umacniała na planie mentalnym emanacje takich właśnie gadoidalnych sił ? Było to na tyle silne, że kolejne pokolenia robiły to samo, kolejne cywilizacje ludzkie również umacniały ten wzorzec. Wówczas takowa rasa może faktycznie w przestrzeni międzywymiarowej (tam gdzie funkcjonuje kolektywna podświadomość i nieświadomość) narodzić się, zacząć ewoluować, rozprzestrzeniać na kolejne obszary Wszechświata i rozwijać coraz bardziej zaawansowane techniki czerpania pokarmu. A w tym przypadku muszą nas "zjadać", ponieważ sami ich stworzyliśmy i jesteśmy dla nich źródłem zasilania. W sumie to całkiem logiczna w swej abstrakcyjności kolej rzeczy. Za pomocą emocji stworzeni, potrzebują emocji do egzystencji. Co w takim przypadku ? Czy możemy zanegować taką możliwość ? Oczywiście, że nie. Niekoniecznie też gadów lub szaraków mogli stworzyć nasi przodkowie z galaktyki Alfa Guardiados VII Mogło to być po prostu naturalną konsekwencją prawa różnorodności w Uniwersum... ogólnie temat rzeka do teoretyzowania.
Podsumowując, David Icke jest tylko człowiekiem. Poświęcił życie na badanie rzeczywistości. Dotarł do takich, a nie innych wniosków, które mogą być prawdziwe lub nie. Nie wiadomo też czy celowo lub nieświadomie pomija mroczne aspekty ludzkiej psychiki. Trzeba przyznać, że na ten temat powstało już dostatecznie dużo opracowań i każdy ma do nich dostęp. David skupia się na naprawdę istotnych i wyidealizowanych cechach naszej natury, świadomości itd. Uważam, że jest to w obecnych czasach o wiele bardziej potrzebne ludziom. Dostatecznie długo skupialiśmy się właśnie na analizie mrocznej strony i niestety nie przyniosło to rewelacji w psychologii. Dopiero symbioza analizy instynktów głębi z transpersonalizmem, czyli postrzeganiem jednostki jako uniwersalnego klucza jedności, istoty na głębszym poziomie sprzężonej z samym jądrem Wszelkiej Kreacji, zaczęło przynosić pożądane efekty. Ludzka psyche to na tyle skomplikowana sfera, że w rzeczywistości nie wiemy co siedzi w głowie Icke'a. Jaki wpływ miał na niego słynny występ w Wogan Show. Możemy jedynie dywagować. Tak jak dywagować możemy na temat kosmitów, Wszechświata i jego holograficzno-fraktalnej natury. David robi to co lubi, cieszy się ze zdobywania wiedzy i przekazywania jej dalej - jego informacje pomagają odnaleźć się wielu ludziom na tej planecie. Narodziliśmy się tutaj, aby bawić się doświadczeniami odbieranymi przez pasmo naszych zmysłów. Nie musimy niczego brać na wiarę, ponieważ w nieskończoności coś takiego, jak prawda obiektywna nie istnieje - jest jedynie prawda uniwersalna. Wszystko jest względne - nawet nasza matematyka i fizyka głupieją w świecie kwantowym. Dlatego cieszę się, że powstał taki temat i osoby pokroju Lecha uczciwie zastanawiają się nad różnymi aspektami, wariantami i przyczynami. Właśnie o to chodzi... jak mawiał ś.p. Robert Anton Wilson: "Nie wierz w nic, badaj wszystko przez pryzmat skali prawdopodobieństwa, ciesz się informacją". To właśnie róbmy, ale z zachowaniem złotego środka Nieskończoności - nie popadania w skrajności - możliwe, niemożliwe, kłótnie sympatyków jednych teorii z drugimi itd. bla bla bla
Cieszmy się życiem
_________________ w przygotowaniu: "Ayahuasca: Transkomunikacja i Detoksyfikacja"
Dołączył: 30 Lip 2008 Posty: 1450
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 14:51, 17 Kwi '09
Temat postu:
Pytanie tylko, czy skoro nasze umysły są połączone ze Świadomością Wszechświata (bardzo lubie to określenie i nie zamierzam z niego rezygnować ) nie oznacza to, że sam fakt zaistnienia czegoś w naszym umyśle jest równoznaczny ze "stworzeniem tego czegoś"? Ostatecznie fraktalny charakter rzeczywistości jak pokazuje Teoria Chaosu podąża określonym torem i mimo nieskończonej ilości możliwości pewne układy w materialnym świecie najzwyczajniej nie istnieją, bo stoją w opozycji do praw np. fizyki. Być może dlatego właśnie, że nie muszą, bo stwarza je nasz umysł. Albo odwrotnie nasz umysł istnieje po to, żeby stwarzać to czego nie może stworzyć rzeczywistość.
_________________ Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko mało prawdopodobne.
Dołączył: 13 Lut 2009 Posty: 348
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 10:14, 20 Kwi '09
Temat postu:
@Toe Negro PhD
To nie zarzut, ale sucha konstatacja: przeczytałem jakieś 83 razy Twoją definicję myśli i przyznam się bez bicia, że za cholerę jej nie rozumiem Możesz mniej hermetycznie, a bardziej obrazowo?
Cytat:
Nasz mózg nie jest ich bezpośrednim stwórcą, a jedynie przetwarza elektromagnetyczne informacje i dostosowuje do percepcyjnych możliwości poznawczych człowieka. Na głębszym poziomie mózg składa się z cząstek elementarnych, które operują w swoim kwantowym mikroświecie i pobierają wzorce energetyczne, które następnie dekodują w postaci rozpoznawalnych przez podświadomość symboli. Te trafiają następnie jako informacja meta-binarna do obwodów neuronowych mózgu i po przejściu wszelkich testów analitycznego modelu osobowości (EGO), wychodzą na dzienne światło świadomości manifestując się jako idee, pomysły, myśli itp.
Myślę, że mimochodem dotykamy tym wątkiem fundamentalnych kwestii egzystencji, bytu. Mnie utkwiło w pamięci to co kiedyś na tym forum napisałeś odnośnie "bitwy o energię" - bardzo tam ładnie opisałeś rzeczy, które ja akurat bardziej przeczuwałem, niż potrafiłem zwerbalizować. Myślę, że fakt istnienia i sposób istnienia owej "bitwy o energię" jest z kolei fundamentem istnienia w naszej świadomości takich pojęć, które lokują nas również w przestrzeni poza- lub nad-materialnej i czterowymiarowej (i w ogóle mierzalnej) jak moralność, sprawiedliwość, miłość, itd. A rzeczywistość, jako hologram jest tylko odzwierciedleniem elementarnych procesów zachodzących "na matrycy". Czy jednak ta holograficzna iluzja, do której lgniemy, którą udomowiliśmy, oswoiliśmy i nadaliśmy imiona jej elementom składowym, jest aby naszym jedynym możliwym "środowiskiem naturalnym"? Czy może jest tylko artefaktem (czyli czymś z definicji "sztucznie powstałym") podlegającym ciągłej modyfikacji - wzbogacaniu i zubożaniu różne elementy, w tym w "kosmitów"?
Od dłuższego czasu towarzyszy mi wrażenie, ze ktoś lub coś, znając lepiej niż inni reguły za zasłoną iluzorycznego hologramu, prowadzi i tworzy tę "bitwę o energię", której my jesteśmy elementem i bardziej będąc pionkami, niż np. hetmanami. I sądzę, że "kosmici" są tu bardziej skutkiem, niż przyczyną tych procesów, których doświadczamy kolektywnie i jednostkowo. A zdarzenia i relacje "z udziałem kosmitów" (Roswell, Dulce, abductions) wynikają bardziej z mocy archetypu, który przez "graczy" akurat jest w danym momencie wykorzystywany jako oręż w "bitwie o energię".
Lech
P.S. W kontekście metafory szachowej, jako zobrazowania "bitwy o energię" szachy nagle zaczęły mi się jawić jako niezwykle magiczny i mistyczny instrument, za pomocą którego Persowie przedstawiali sobie na dualistycznej matrycy (patrz: masońskie podłogi!) "taniec energii", "bitwę o energię" w jej nieskończonych wariantach, wedle ścisłych reguł dotyczących różnych klas figur na szachownicy, z których każda miała swoje specyficzne i dla siebie tylko charakterystyczne ograniczenia i uprawnienia w poruszaniu się poprzez "matrycę"... Ach jaki piękny temat!
_________________ lechszukapracy@gmail.com
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów