Dołączył: 17 Maj 2008 Posty: 2461
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 11:14, 26 Mar '09
Temat postu: Afera FOZZ Oszołom Michał Falzmann cz.1 z 7
Film Jerzego Zalewskiego o Michale Falzmannie który wykrył aferę FOZZ
"Oszołom" [Michał Falzmann, Afera FOZZ] (1995) Jerzy Zalewski (63m52) 1/7
''za rok trafi Cie zawał i nie będziesz wiedział ,że to my..''
''chcę usunięcia oszustwa narodowego , kradzieży narodowej , oszustów, którzy rujnują naród, złodziei , którzy okradają naród...''
''u nas jest kraj gościnny zmieści się każdy złodziej..''
Dołączył: 18 Sty 2007 Posty: 1884
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 21:46, 26 Mar '09
Temat postu:
Niezależnie od samego filmu, temat FOZZ-u zasługuje na większe poświęcenie uwagi użytkowników forum, gdyż jak w soczewce skupia się w nim cała fikcja tzw. transformacji ustrojowej. Do tematu jeszcze wrócę, ale najpierw muszę na spokojnie oglądnąć wszystkie części filmu.
P.S. Czy też macie na ekranach te filmy mocno przyciemnione? Nie wiem, czy taki był zamiar reżysera, czy to wyszło w sposób niezamierzony, ale tego nie da się oglądać. Poniżej podaję dwa przykłady kadrów - z lewej jak ja to widzę na filmach, a z prawej - tak, jak to normalnie powinno być.
Czy ktoś może zna jakieś programy do rozjaśniania filmów?
Dołączył: 26 Maj 2008 Posty: 552
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 00:12, 27 Mar '09
Temat postu:
ffdshow pomoże, jest w paczce K-lite mega codec pack
_________________ 13:13 13.09.1979 Caulbearer
Unos nacen con estrella y otros nacen estrellados
******* Ad astra per aspera ******
.............! Semper paratus !.............
Dołączył: 17 Maj 2008 Posty: 2461
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 23:15, 27 Mar '09
Temat postu:
Cytat:
Niezwykła jest zwykłość - Wspomnienie o Michale Falzmannie
Małgorzata Kopczyńska -Dakowska
[Michał – odkrywca „afery FOZZ”, zginął 18 lipca 1991 r. To wspomnienie wydrukowano w piśmie Diecezji Wrocławskiej Nowe Życie, nr. 2, w lutym 1997 r. Obecnie, w 2008 r., sprawa FOZZ i Jego w niej udział, są dalej przemilczane a jej rozwiązanie blokowane. Adm.]
Wspomnienie o Michale Falzmannie
Niezwykła jest zwykłość
Kiedy po raz ostatni widziałam Michała Falzmanna, zapadły w moją pamięć jego słowa: Trzeba przerwać ten rabunek, inaczej nasze dzieci i wnuki będą bez końca spłacać dług zaciągnięty i stale powiększany przez komunistycznych złodziei. Trzy dni później, 18 lipca 1991 r. zmarł na zawał serca. Miał niecałe 38 lat. Warto przybliżyć postać tego inspektora Najwyższej Izby Kontroli, człowieka, który odkrył mechanizm działania Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ) i zmusił instytucje państwowe do ujawnienia i nadania biegu "sprawie FOZZ".
Dzisiaj temat ten nie jest już tak blokowany, jak 5 lat temu. TV pokazuje czasem setki tomów akt sprawy, "Życie Warszawy" zamieściło całą kolumnę rozmowy z prowadzącym śledztwo prokuratorem Januszem Kalwasem. Tamże (kursywą, w ramkach) podano, na podstawie analizy biegłych, że gdyby pieniądze FOZZ zostały wykorzystane prawidłowo, kupiono by dług o wartości trzy razy wyższej. Nazwisko Falzmann nie pojawia się jednak już wcale, można wręcz odnieść wrażenie, że jest skrzętnie pomijane, tak, by nie kojarzyło się więcej z tą tajemniczą sprawą.
Kim był, jaki był, w co wierzył, co zrobił (a czego zrobić nie zdążył) Michał Tadeusz Falzmann? Pozostawił po sobie cztery córki i syna. Zmarł na trzy dni przed drugą rocznicą urodzin najmłodszej Marysi. Zapamiętałam to grzeczne, zdyscyplinowane dziecko, uderzająco podobne do ojca, które bez słowa protestu, w strugach ulewnego deszczu siedziało w wózeczku podczas długiej ceremonii pogrzebowej. Starsze rodzeństwo – siostry Joanna, Zuzanna, Anna oraz brat Patryk liczyli sobie wówczas 15, 13, 9 i 11 lat.
Warto, ze względu na obce brzmienie nazwiska Michała wspomnieć o jego pochodzeniu irlandzko-niemieckim. Pradziad był budowniczym kolei warszawsko-wiedeńskiej, który osiadł w Polsce, a już jego dzieci - choć pozostały przy wyznaniu ewangelicko-augsburskim czuły się Polakami. Żyjący do dziś ojciec Michała, Frank, był żołnierzem. Armii Krajowej, natomiast jego brat, Aleksander, pastor w Łodzi, za odmowę wpisania się na volkslistę został więźniem Oświęcimia i tam zginął.
Michał Falzmann ukończył Wydział Ekonomiczno Społeczny ówczesnego SGPiS-u. Studiował zaocznie, cały czas pracując i utrzymując rodzinę. Tamte czasy charakteryzowało "przyrastanie do posad", które często były synekurami. Michał był mobilny - często zmieniał pracę, nie tylko w poszukiwaniu lepszych zarobków, lecz także - interesujących go problemów. Pracował jako księgowy i doradca ekonomiczny m.inn. w KAW-ie, Mostostalu, w kilku firmach polonijnych i jako inspektor w Izbie Skarbowej. Czasami wykonywał bilanse różnych przedsiębiorstw jako prace zlecone. Miał niebywałą orientację i intuicję w rozszyfrowywaniu wstydliwych tajemnic różnych instytucji.
Dobrze zorientowany w istnej karuzeli stanowisk w sferach finansowych PRL, gdzie osoby spalone na jednym stanowisku znikały, aby następnie wypłynąć na innych, często wyższych , często wyższych stanowiskach, był zapewne również dobrze znany „tamtej stronie" .
Istnieją podstawy do domniemania, że pewne zlecenia dawano mu jako swego rodzaju test: jeśli Falzmann się nie połapie - nikt się nie połapie. Tak się jednak na ogół zdarzało, że Falzmann się "połapywał" i odmawiał uwiarygadniania swym nazwiskiem wątpliwych rozliczeń. Chodziło najczęściej o sumy ogromne, a odmowa oznaczała kłopoty. Niejednokrotnie były to otwarte pogróżki. Kiedy wykonując bilans pewnej firmy, z nazwy zajmującej się unowocześnianiem rolnictwa, a w istocie transferem zaawansowanych technologii do ZSRR (istniało wówczas embargo), odmówił firmowania swoim podpisem fałszywej analizy ekonomicznej i przyjęcia pieniędzy za wykonaną pracę, usłyszał: Nie myśl Pan, że się tak łatwo z tego wyplączesz. Łatwiej dostaniesz Pan zawału. Kiedy, jako inspektor NIK, rozpoczął kontrolę FOZZ, groźby, pogróżki, naciski i szantaże stały się jego chlebem codziennym.
Śledztwo w sprawie FOZZ trwa już ponad 5 lat. Od ponad pięciu lat nie żyje ten, który ujawnił tę - jak twierdzi się dzisiaj oficjalnie - największą aferę finansową w dziejach Polski. Z osób, które Michał Falzmann wskazywał w swoich notatkach służbowych jako odpowiedzialnych za utratę przez Polskę zawrotnych sum, jedni robią dziś wielkie interesy jako biznesmeni, inni karierę polityczną. Jedynymi, jak dotąd, skazanymi w związku ze sprawą FOZZ, są dziennikarze, którzy odważyli się przerwać zmowę milczenia. [Parę zyc-priedsiedatielej skazano parę lat później, ale ryby uciekły. Przedawniło się.. Adm., ’08 r ]
Pozostawiając rozwikłanie zagadki FOZZ prokuratorom i sędziom, wróćmy do postaci Michała Falzmanna w kontekście tej jego ostatniej pracy. Nie miał do niej, bynajmniej, stosunku euforycznego. W dniu 21 kwietnia 1991 roku zapisał w swoim dzienniku: Dalsza praca to osobiste śmiertelne niebezpieczeństwo. Szans na sukces nie widzę żadnych. Pracę tę jednak z determinacją kontynuował, gdyż uważał, że skoro ją zaczął, to powinien ją doprowadzić do końca.
W czasie kontroli odbywał wiele rozmów z ludźmi na najwyższych stanowiskach i zadawał im pytania, na które nie chcieli odpowiadać: Podczas którejś z rozmów "na wysokim szczeblu" zaproponowano mu ,,układ": Z tamtej strony poleci głowa Pana X, a Pan Inspektor zostawi już tę sprawę. Albo niech Pan sam wskaże, kogo usunąć... Odpowiedź Michała była krótka: A cóż mnie ten .... obchodzi!
Nie miał złudzeń, że przy istniejących błędach systemowych każda luka w strukturze zostąnie natychmiast wypełniona przez kogoś innego, kto będzie robił to samo.
A przecież, obok tych wszystkich trudnych spraw zawodowych, toczyło się 'normalne życie codzienne: wyjazdy w góry (np. wspaniały pobyt w prymitywnej bacówce z półtoraroczną Marysią, przy 30- stopniowym mrozie panującym wówczas w Gorcach), wycieczki do Kampinosu i niezliczone spacery po Warszawie, często połączone z wyjazdem do odległych, „egzotycznych” dzielnic stolicy. Wiedli życie niecelebrowane i może dlatego, przy całym obciążeniu znaleźli czas na to, co najistotniejsze : więź rodzinną. Charakterystyczna dla Michała aktywność, połączona z „drążeniem do dna” przedmiotu jego zainteresowań dotyczyła jeszcze innej sfery: wiary i religii.
Rodzice Michała, zapewne z powodu różnicy wyznaniowej, mieli bierny stosunek do praktyk religijnych i Michała nie ochrzcili. Przyjął chrzest bardzo późno, mając 34 lata, a zaraz potem zapisał się na studia w filii Papieskiej Akademii Teologicznej. Wkrótce jego biblioteka teologiczna budziła wśród znajomych zdziwienie i niedowierzanie. On sam codziennie uczestniczył we Mszy św. i przyjmował Komunię Św.
W teczce jego, obok pęczniejących notesów z zapiskami (robionych równolegle z codziennymi "notatkami służbowymi", przeznaczonymi dla przełożonych w NIK) zwykle znajdowała się Ewangelia. Bywały też i podręczniki teologiczne, zwłaszcza, gdy zbliżała się pora egzaminów, jak pamiętnej wiosny 1991 roku.
Ze śmiercią Michała skończyły się rodzinne spacery i prowadzone podczas nich rozmowy: rodziców między sobą i z dziećmi.
Żona Michała, Iza, z właściwym jej, przesadnym obiektywizmem, mówi: W czasie pracy Michała w NIK miało miejsce wiele trudnych do zakwalifikowania wydarzeń, jak np. pogróżki telefoniczne. Pewnego dnia na ulicy, przed kościołem św. Barbary pewna pani usiłowała wcisnąć mu gruby plik zielonych banknotów... Ale hipotezy nie potwierdzone odrzucam - dodaje, ucinając snucie domysłów wokół szeregu dziwnych incydentów, mających miejsce tak przed śmiercią męża, jak i później. Zauważ - powiada - że niezwykła jest zwykłość. Michał tylko po prostu uczciwie i konsekwentnie wykonywał to, co do niego należało.
Małgorzata Kopczyńska -Dakowska
W dniu 16 stycznia 1997 roku Rada Miejska Wrocławia nadała imię Michała Falzmanna ulicy łączącej ulicę Poświęcką z ulicą Henryka Kamieńskiego na Poświętnem we Wrocławiu
Dołączył: 17 Maj 2008 Posty: 2461
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 14:12, 28 Mar '09
Temat postu:
Cytat:
Trzeciego marca 2009 r. Prezydent Rzeczypospolitej przyznał Michałowi Falzmannowi Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Nie wiem, co to znaczy, jaka waga tego orderu, ale odnotowuję. Stało się to w ramach uroczystości 90-lecia powstania Najwyższej Izby Kontroli. Może jednak Michał dostał to odznaczenie w 20-lecie odkrycia i ujawnienia przez niego gigantycznego rabunku Polski poprzez FOZZ. Jak widać jednak, widocznie uznano, że taki gest nie jest już niebezpieczny, że nie może już zaszkodzić beneficjentom tego rabunku ani ich dzieciom.
''W sobotę, 18 lipca 2009, mija 18 lat od śmierci Michała Tadeusza Falzmanna, głównego specjalisty Najwyższej Izby Kontroli, który na trzy miesiące przed śmiercią podjął samotną i beznadziejną walkę z procederem rozgrabiania Polski, poprzez rządzący od tamtego czasu „układ finansowy”. Jeśli ktoś jest skłonny wymienić nazwisko Falzmanna to przeważnie kojarzy je z tzw. aferą FOZZ, ale Falzmannowi nie chodziło tylko o FOZZ: uważał on FOZZ za fragment większej całości – mechanizmu drenażu finansów publicznych, którego FOZZ był tylko najbardziej jaskrawą i, na dzisiaj, stosunkowo najlepiej udokumentowaną egzemplifikacją.
Dzisiaj możemy tylko zgadywać, dlaczego 19 marca 1991 zgłosił się do Falzmanna dyrektor NIK Anatol Lawina z pismem od Lecha Wałęsy, proponując mu pracę w NIK i kontrolę FOZZ? Czy naprawdę chodziło im o rzetelne zbadanie „nieprawidłowości” w sprawie Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, czy też o zwyczajowe „odfajkowanie sprawy”: papiery, notatki, sprawozdania, które szefowie odkładają na „bardziej sposobną chwilę”? Tego się już nie dowiemy, nie żyje już ani Anatol Lawina, ani jego szef, prezes NIK, Walerian Pańko. „Żyją” tylko notatki Falzmanna, i te służbowe, kierowane do szefów, i te prywatne, i te pisane do różnych politycznych personaży poza drogą służbową. Są jak kawałki ogromnego „puzzla”, do których wciąż brakuje kawałków łączących, ale i tak rysują przerażający obraz stanu finansów Rzeczypospolitej, a na tym tle, niczym złowrogie koszmary, pojawiają się postacie oficjalnych strażników pieniędzy publicznych.
Przełożeni nie docenili odwagi, determinacji i sprawności Michała Falzmanna. Mając w ręku upoważnienie Prezydenta Państwa i Prezesa NIK, szedł on jak burza przez ciche i wypełnione kulturą gabinety prezesów banków, dyrektorów departamentów, ministrów, a nawet premierów. Nie dawał się zastraszyć ani wyprowadzić w pole. Za to na biurkach jego szefów nieustannie dzwoniły telefony. Jak wyznał w wywiadzie prasowym po jego śmierci Anatol Lawina: „liczba skarg na Michała Falzmanna przekraczała ludzkie wyobrażenie!”. Kiedy na tych biurkach rosła liczba notatek służbowych Falzmanna i wyłaniać się zaczął prawdziwy obraz – na wszelkie sposoby starali się go powstrzymać!
On sam nie miał wątpliwości ani za co się wziął, ani co go czeka. W swoim notatniku zapisał: „Dalsza praca to ogromne, śmiertelne niebezpieczeństwo. Szans na sukces nie widzę żadnych”. Z tą świadomością zdecydował się walczyć do końca.
Wiemy, że z tego zagrożenia zdawał sobie sprawę i sam Prezes NIK. Z relacji jego wdowy wiemy, że niechętnie udawał się do pracy w stylowym gmachu NIK: „ty mnie na śmierć wysyłasz” – mówił do żony. Ta śmierć spotkała go w nie całe trzy miesiące po śmierci Falzmanna. Co ciekawe, nie odnaleziono klucza do jego osobistego sejfu, a kiedy sejf ten otworzono, okazało się, że niczego tam nie ma!
Oczywiście, w tych śmierciach nie wolno dopatrywać się niczego niezwykłego! Dochodzenia prokuratorskie zostały umorzone, żadnych nadzwyczajnych przyczyn nie wykryto. Jak nas zapewnił oficjalny przedstawiciel Prezesa NIK na tzw. konferencji naukowej, jaka trzy lata temu odbyła się na Uniwersytecie Śląskim, tylko źli ludzie mogą się dopatrywać jakichś nienaturalnych przyczyn! Walerian Pańko był kochanym przez wszystkich człowiekiem, który nie miał wrogów, nikt nie mógł wpaść na tak nieludzki pomysł, żeby go zabijać! A Falzmann? Cóż, to typowy troublemaker, człowiek sprawiający wszystkim kłopoty, nic więc dziwnego, że i sobie też…
Dostojne Grono Konferencyjne z należnym szacunkiem przyjęło tę egzegezę – wystąpienia moje i dra Wojciecha Błasiaka zostały bezceremonialnie przerwane, żeby Grono mogło spokojnie udać się na lunch. Moje pismo w tej sprawie do Prezesa NIK pozostało bez odpowiedzi.
Po śmierci Falzmanna, razem z moim kolegą–fizykiem Mirosławem Dakowskim, na podstawie dokumentów, jakie pozostawił nam Michał, napisaliśmy książkę Via bank i FOZZ, która nie została przychylnie przyjęta. Nie pozostawiły na nas suchej nitki „NIE”, „Trybuna” i „Gazeta Wyborcza”, inne media rzecz taktownie przemilczały. Książka nasza nie trafiła do księgarń. Jak mi oświadczył kierownik jednej z uniwersyteckich księgarń: „bo to nikogo nie interesuje, proszę pana”. I faktycznie. Do dzisiaj nie znalazł się wydawca, który by chciał się podjąć jej wznowienia.
Jednakże na wniosek jednego z głównych „macherów” FOZZ, niejakiego Dariusza Tytusa Przywieczerskiego, zainteresował się naszą książką Sąd Okręgowy w Warszawie i w rezultacie tego „zainteresowania” musiałem przez 14 lat jeździć do Stolicy, aby przed sądem odpierać stawiane mi zarzuty. Pełnomocnik powoda, wybitny warszawski jurysta, mec. Ryszard Siciński, kwestionował wszystko, w ogóle i w szczególe. Najbardziej, naturalnie, kwestionował sam Przywieczerski, który z ogniem w oczach zapewniał Sąd, że nigdy, przenigdy nie miał żadnych związków z żadnymi „służbami specjalnymi”, a wszystko, co napisaliśmy to haniebna potwarz! Kiedy jednak zażądaliśmy sprawdzenia tego w IPN, to Sąd natychmiast sprawę utajnił. Niepotrzebnie zresztą, bo naszą książką pies z kulawą nogą się nie interesował, nie byli ciekawi wyniku procesu wybitni dziennikarze śledczy, którzy z takim zaangażowaniem tropią godne tego sprawy.
Z procesu, który w istocie był procesem o dobre imię Michała Falzmanna, wyszliśmy cało: upadł i wycofał się z procesu „Universal” – największa kiedyś spółka handlu zagranicznego; uciekł z Polski nasz „bohater” – Dariusz Tytus, który podobno przebywa dzisiaj USA, współpracując z oddaniem z tamtejszymi służbami specjalnymi. Jego chlubna przeszłość w komunistycznych służbach z pewnością dodaje mu tylko wdzięku i znaczenia. Oddał pełnomocnictwo wybitny warszawski jurysta. Sąd pozew oddalił, po 14 latach dochodząc do wniosku, że był bezzasadny.
Z pewną satysfakcją możemy dzisiaj powiedzieć, że obroniliśmy dobre imię Michała Falzmanna, że wszystko co nam zostawił w swoich dokumentach jest wiarygodne i wytrzymało próbę czasu. Ale cóż więcej przyniosła ofiara jego młodego życia?
Dzisiaj już nikt na nasz widok nie puka się w głowę, nikt, śladem Jerzego Urbana nie pisze, że jesteśmy „oszołomami, tropiącymi wymyśloną mafię czerwonych szpiegów”. Tak, dzisiaj już wszyscy wiemy, że „mafia czerwonych szpiegów" to żaden wymysł, lecz brutalna rzeczywistość III RP, że większość z tych „czerwonych szpiegów” ma się dobrze, a nawet jeszcze lepiej, że finansami Rzeczypospolitej nadal zajmują się ówcześni „eksperci”, ze wspaniałym profesorem Balcerowiczem na czele. Przez 18 lat nie doczekaliśmy się specjalnej sejmowej i prezydenckiej komisji śledczej, której powołania domagał się Falzmann. Sprawa FOZZ jest nadal niewyjaśnioną zagadką, mechanizm FOZZ, o jakim wielokrotnie pisaliśmy i mówiliśmy w jakichś marginalnych publikacjach, nie został oficjalnie przedstawiony i nie wyciągnięto z niego żadnych konsekwencji.
Ale Michał Falzmann „nie wszystek umarł”. Sprawa, której badanie przypłacił życiem, jak duch z zaświatów pojawia się, od czasu do czasu, w mediach publicznych.
A na grobie Michała zapalmy świeczkę i pomódlmy się słowami Poety:
W swej racji samowiednej, w natchnieniu wytrwałym,
Bo słowo wyszło z prawdy i stało się ciałem.
I stanie się wolnością, i Bóg jej wysłucha.
W imię Ojca i Syna, i polskiego ducha.''
''W kontrolowanym przez Skarb Państwa Banku Gospodarstwa Krajowego są zatrudniani ludzie związani z Funduszem Obsługi Zadłużenia Zagranicznego - wynika z ustaleń "Rzeczpospolitej". Działalność FOZZ skończyła się aferą uznawaną za największy skandal III RP. Według prokuratorów badających sprawę, Skarb Państwa stracił na nielegalnych transakcjach FOZZ przynajmniej 350 mln zł.
Jedynym urzędnikiem państwowym, któremu prokuratura postawiła wówczas zarzuty m.in. braku nadzoru w aferze FOZZ, był Janusz Sawicki, który - jak wynika z ustaleń "Rz", od 24 lutego jest doradcą prezesa BGK Ireneusza Fąfary. Sawicki był przewodniczącym rady nadzorczej funduszu (1989-1990) i wiceministrem finansów (1988-1991), któremu FOZZ podlegał. Jego sprawa została prawomocnie umorzona w 2001 r.
Aktor afery FOZZ wyjdzie z więzienia?
Kolejną osobą związaną z FOZZ, a zatrudnioną niedawno w BGK, jest Jerzy Dzierżyński, który 8 czerwca został ekspertem w Departamencie Wspierania Handlu Zagranicznego. W styczniu 1991 r. został on mianowany pierwszym likwidatorem FOZZ.
Jak pisze"Rz", Ministerstwo Finansów nie widzi w nominacjach żadnych kontrowersji.
Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego na początku lat dziewięćdziesiątych miał wykupywać po niższych cenach część długu zagranicznego Polski. Według prokuratorów badających sprawę, Skarb Państwa stracił na nielegalnych transakcjach FOZZ przynajmniej 350 mln zł.''
tka/sk/k
P.S tu nie ma nic do śmiania...ani do zaskoczenia bo jeśli jesteś świadom tego ,że tak naprawdę to się nic nie zmienia od zarania dziejów niezależnie od obecnego ustroju to się niczemu człowiek nie dziwi.
Reguły gry są zawsze takie same powtarzam takie same.
Ten kto miał układy/władzę/pieniądze/wpływy czy też rodzina z której pochodził będzie posiadał je nadal. Ot co.
Jeśli ludzie chcieliby sprawiedliwości/zemsty musieliby wziąć sprawy w swoje ręce i wiadomo co trzeba by było zrobić...
Jednak większości populacji nie zależy na niczym więcej aniżeli na przysłowiowej pełnej misce. Związku z czym niech nie marudzą i nie narzekają
Dołączył: 17 Maj 2008 Posty: 2461
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 21:40, 18 Lip '11
Temat postu:
Dziś mija dwudziesta rocznica śmierci Michała Falzmanna, bohaterskiego inspektora Najwyższej Izby Kontroli, który odkrył największą aferę III RP – Aferę FOZZ. Za dociekliwość zapłacił życiem.
Śmierć Falzmanna rozpoczęła serię dziwnych wypadków i wyjaśnionych zgonów. Walerian Pańko – ówczesny prezes NIK – zginął w wypadku samochodowym. W jego służbowe auto uderzył jadący z naprzeciwka samochód. Wypadek przeżył kierowca Pańki. Jednak w przeciągu kilku miesięcy również on zmarł w dziwnych okolicznościach. Podobnie, jak policjanci, którzy przybyli jako pierwsi na miejsce wypadku Pańki. Okoliczności śmierci Anatola Lawiny – bezpośredniego szefa Falzmanna - również nie zostały do końca poznane. Biorąc pod uwagę zaangażowanie WSI w nieprawidłowości w FOZZ wielu komentatorów wskazuje, że śmierć ludzi związanych z wyjaśnianiem największej afery III RP nie jest przypadkowa. Niewykluczone, że zostali zamordowani.
Afera FOZZ skupiła jak w soczewce patologie polskiej rzeczywistości opartej na powiązaniach z PRLowskimi służbami. Ludzie, których przejęły po PRLu służby, byli zaangażowali w okradanie Polski. Parasol ochronny nad nimi roztaczali najważniejsi politycy w kraju, a ci, którzy chcieli te patologie leczyć i im zapobiegać, stawali się ofiarami mediów, polityków i służb. Za swoją uczciwość i patriotyzm często płacili najwyższą cenę. Dla takich ludzi Polska transformacyjna miejsca nie miała. Przeszkadzali w robieniu interesów...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów