Z najnowszych informacji nt. „miękkiej wojny” (patrz książka J. Nye „Soft Power”) na Froncie Białoruskim.
Niewątpliwie „dobrze wyszkolony” (Univ. of Oxford) i jeszcze lepiej „poinformowany” (sponsorowana przez RP białostocka telewizja Biełsat) minister Rad Sikorski stwierdził kilka dni temu w polskim Radio, że administracja prezydenta Łukaszenki sfałszowała wybory, dosypując ustępującemu prezydentowi 30-40% głosów, czyli fałszując PONAD DWA MILIONY kartek wyborczych (w obecności ok. 1000 obserwatorów z całej Europy).
Natomiast odwiedzający aktualnie Polskę prezydent Ukrainy Wiktor Janukowicz (nb. pochodzący z Białorusi z polskiej wsi Janukowicze) stwierdził coś odwrotnego, mianowicie że jest przekonany, że Łukaszenka wygrał wybory (podała to „antyłukaszenkowska” agencja
www.tut.by).
I komu tu wierzyć? Przypominam, że tak zwane „pomarańczowe” (jak kolor raka UK-USA-IL toczącego naszą planetę) społeczeństwo demokratyczne już w roku 2004 osądziło, iż to Janukowicz przegrał wybory prezydenckie na Ukrainie i dopiero po powtórzeniu wyborów prezydenckich na Ukrainie w pięć lat potem „kłamca Janukowicz” został tam prezydentem, mając w pierwszej turze 6-krotną przewagę głosów nad ustępującym „pomarańczowym” (jak kolor choroby na jego twarzy) Wiktorem Juszczenką. A więc to zapewne i w roku 2004 jak i w roku 2010/11 obecny prezydent Ukrainy miał – i ma – rację, a nie TV Beł(kot)sat i „wykształcony w Oxfordzie” min. Sikorski.
Do licznych uwag zebranych na portalu
www.wiernipolsce.pl pozwolę sobie dodać własny, szerszy komentarz:
Proszę oglądnąć wyświetlany obecnie w Mińskiej TV krótki film o „społeczeństwie obywatelskim” w polskim 50 tysięcznym mieście Nysa na Dolnym Śląsku:
http://ont.by/programs/programs/kontyry/topics/0064496 .
Pochwalającego antykorupcyjną działalność Łukaszenki, byłego burmistrza tego miasta, pana Janusza Sanockiego znam z konferencji „Mut zur Ethik” w Feldkirch, Austria w 2002 roku. Słyszałem też o szykanowanym w III RP lekarzu z białostockiego, który ostatnio po prostu „uciekł” na Białoruś. To nie jest jedyny przypadek. Już dwa lata temu pani Marta O. ze Szczecina prosiła mnie o pomoc w załatwieniu jej azylu politycznego (wraz z 18-letnim synem, entuzjastą Łukaszenki) na Białorusi, bo jako afiszująca sie ze swym komunizmem aktywistka z tego odległego polskiego miasta została pozbawiona pracy.
(Przy okazji przypominam, ze dotychczasowa, do końca 2010, cena wiz „Schengen” dla Białorusinów do Polski wynosiła aż
60 euro (240 zł), czyli dwa razy więcej niż cena analogicznych wiz dla obywateli Rosji oraz Ukrainy. Z własnych kontaktów z Białorusinami wiem, że na tajnej „czarnej liście” osób nie-wjezdnych do UE od lat znajdują się setki (jeśli nie ponad tysiąc) osób, nie tylko Zarząd i aktywiści zalegalizowanego w RB Związku Polaków Białorusi, ale i członkowie białoruskiego Parlamentu, itd., itd.)
No i jeszcze warto przypomnieć ew. czytelnikom, że w grudniu średnia płaca na Białorusi wynosiła
równoważność 532 dolarów i była aż o 15% wyższa niż w listopadzie ub. roku. To się nazywa "państwowa kiełbasa wyborcza" i trudno się dziwić, że po takim "przemówieniu ludności do kieszeni" Łukaszenka uzyskał aż 80% procent głosów poparcia. Bezrobocie na Białorusi wynosi ponoć 0,6 %, a rozdzial między 10% najlepiej i 10% najgorzej zarabiajacych grup ludności wynosi tylko 3,6 raza. Oba te współczynniki z pewnością są najniższe w Europie. I po co z takim "dyktatorskim reżymem" walczyć? Raczej chyba należy taki dyktatorski reżym (na Bialorusi jest wyjatkowo czysto i schludnie jak w Szwecji, zwłaszcza na kolejowych dworcach) imitować, co tak bardzo trwoży Zjednoczoną (z USA) Wolną Europę.