29-letni mieszkaniec Olsztyna
zginął z rąk policjanta Dariusza Dawidczyka 19 listopada 2006 roku, około godziny 20:00, na skutek rany postrzałowej w tył głowy... W tym momencie kończy się konsensus w sprawie okoliczności śmierci Przemysława Błońskiego.
Choć olsztyńska prokuratura umorzyła sprawę już po trzech miesiącach, a sąd już dwukrotnie oddalił pozew matki ofiary przeciw zabójcy, okoliczności sprawy warte są tego by poświecić im co najmniej ten jeden artykuł.
Pomimo, że śmierć Przemka wydarzyła się po godzinie 20:00 już tego samego wieczora lokalne media przedstawiały szczegółowo przebieg wydarzeń.
Około godziny 21
policjanci jadący w nieznakowanym samochodzie zauważyli białego Forda Escorta - mówi Anna Siwek z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji. - Jechał ulicą Wilczyńskiego szybko i bardzo niebezpiecznie.
W okolicach sklepu Max Duet na ul. Kanta Ford zjechał na chodnik, rozganiając pieszych. Wtedy policjanci wystawili na dach koguta. Na 29-letnim Przemysławie B. próba zatrzymania nie wywarła większego wrażenia. We krwi miał prawie 3 promile alkoholu, a w pamięci świeże wspomnienia 2002 roku, kiedy za jazdę po pijanemu na 12 miesięcy stracił prawo jazdy. Skręcił więc w osiedlowe uliczki w nadziei, że tam zgubi pościg. Gdy to się nie udało, chciał rozstrzygnąć pojedynek na dłuższym dystansie. Wjechał więc na drogę prowadzącą do Bartąga. W tym czasie goniły go już jednak dwa policyjne auta, którym Escort obciążony trzema osobami nie był w stanie uciec.
- Zatrzymał się kilka kilometrów od Olsztyna na skrzyżowaniu z drogą wiodącą do Bartążka - mówi Anna Siwek. - Gdy funkcjonariusze wysiedli ze swoich wozów i pobiegli w jego stronę, on nagle wrzucił wsteczny i usiłował ich rozjechać. Jeden z policjantów zaczął strzelać. Wtedy kierowca wrzucił jedynkę i ruszył ostro do przodu.
Policjant oddał trzy strzały. Jeden z pocisków rozbił lewą tylną szybę w Eskorcie i trafił kierowcę prosto w głowę. Chwilę potem samochód uderzył w drzewo. Ciężko ranny kierowca został przewieziony prosto na salę operacyjną w szpitalu wojewódzkim.
Następnego dnia wiadomości olsztyńskiej TVP INFO nie były już takie stanowcze w opisywaniu tego co zaszło. Można wręcz odnieść wrażenie, że w przeciwieństwie do swoich kolegów z przytoczonej Gazety Olsztyńskiej starali się zachować obiektywne podejście do tematu.
Niemały rozgłos nabrała natomiast ta sprawa na Internetowym Forum Policyjnym gdzie koledzy zabójcy gromko oklaskiwali, ich zdaniem, wzorowo przeprowadzoną akcję. Zachęcam do dokładniejszego przejrzenia tego wątku - doskonale przedstawia obraz polskich policjantów.
Z tego co słyszałem chłopaki nie będą mieli problemów za nieuzasadnione użycie broni. I BARDZO DOBRZE!!! Chciałbym tylko aby ten gnój przez którego muszą się tłumaczyć przeżył i prorok się nim zajął. HIENY, MORDY W KUBEŁ!!! CHŁOPAKI ZROBILI CO DO NICH NALEŻAŁO! ZAJMIJCIE SIĘ AFERAMI POLITYCZNYMI A POLICJANTAMI KTÓRZY NARAŻAJĄ SIEBIE I SWOJĄ RODZINĘ W IMIĘ OJCZYZNY!
Tyle mam do powiedzenia na ten temat.
a prusak jeżeli nie jest hieną to się na mnie nie obrazi.
CHWDP- Chawała Wszystkim Dzielnym Policjantom
1.2. Działania wymiaru sprawiedliwości
Jak na razie chronologia śledztwa, a raczej jego umarzania, była następująca:
Prokurator z Prokuratury rejonowej Olsztyn południe Radosław Szymański umorzył postępowanie 7 lutego 2007 roku, po niecałych trzech miesiącach.
Rodzina ofiary złożyła zażalenie od tej decyzji do Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. Po kolejnych 3 miesiącach, w maju 2007 umorzenie zostało formalnie utrzymane w mocy.
Tym razem rodzina zwróciła się do Sądu Rejonowego, który w lipcu 2007 nakazał prokuraturze przeprowadzić dodatkowe wyjaśnienia; uzupełnić opinię biegłego z balistyki oraz sprawdzić znajomość policjanta zabójcy z byłym mężem partnerki ofiary (o tej sprawie dalej w tekście). Ponadto sąd, analizując przeprowadzoną w dniu 11 grudnia 2006 rekonstrukcję, stwierdził iż gdyby było tak jak Dawidczyk zeznał, że był ustawiony w czasie strzału, niechybnie trafił by policjantkę. Tym samym sąd skierował sprawę do innej prokuratury.
W dniu 21 listopada 2007 Krzysztof Olszewski z Prokuratury Rejonowej w Łomży ostatecznie umarza śledztwo.
Po 20 grudnia 2007 pełnomocnik matki zmarłego skierował pozew prywatny do Sądu Okręgowego w Olsztynie. Na skutek tego procesu w dniu 22 maja 2009 sędzia Andrzej Gwizdała uniewinnia Dawidczyka od zarzutów przekroczenia uprawnień, nieuzasadnionego użycia broni.
13 października 2009 roku Sąd Apelacyjny w Białymstoku, w składzie: Eugeniusz Wildowicz, Nadzieja Surowiec, Andrzej Ulitko utrzymuje w mocy poprzedni wyrok.
22 września 2010 Sąd Najwyższy, przychylając się do wniosku matki zabitego oraz prokuratury, nakazał Sądowi Apelacyjnemu powtórne rozpatrzenie sprawy. Uzasadnienie wyroku pozostawia jednak wiele do życzenie; sąd już na wstępie uzasadnienia, rzekomo mimochodem, oświadcza iż śmiertelna kula była niewątpliwym rykoszetem, twierdzi że zarzuty manipulowania kolegów Dawidczuka przy śledztwie są bezpodstawne, sugeruje jedynie możliwość złamania procedury oddania strzałów przez zabójcę - jedynie pod tym kątem sprawa wraca do ponownego rozpatrzenia. W praktyce oznacza to tyle, iż ciągle nie można skierować jej do Trybunału w Strasburgu.
10 marca 2011 Sąd Apelacyjny w Białymstoku stwierdza (tłumacząc z języka prawniczego na polski), że kasacja Sądu Najwyższego to jakieś bezpodstawne brednie i ponownie zasądza, że zastrzelenie Przemysława Błońskiego przez Dawidczyka było w pełni zgodne z prawem, a wręcz (w opinii sądu) jest godne pochwały.
15 grudnia 2011 Sąd Najwyższy - pomimo że od poprzedniej kasacji SN kompletnie nic się nie zmieniło, tym razem jednak "oddala kasację a kosztami sądowymi obciąża Krystynę Błońską".
W międzyczasie umorzony został też wątek narażenia życia pasażerów Forda Escorta poprzez strzelanie w ich kierunku przez pana Dariusza Dawidczyka (o tym dalej).
W 2010 roku była jeszcze prośba o pomoc do Rzecznika Praw Obywatelskich, ale jako że bywalcy Prawda2 zapewne dobrze poznali tego pana, pozwólcie że oszczędzę wam cytatów z jego żenującej odmowy. Swoją drogą koniec końców chociaż on dostał to na co zasłużył.
1.3. Krystyna Błońska
Niniejszy artykuł postał przy współpracy z matką zabitego, panią Krystyną Błońską. Składa się głównie z cytatów tego co nam przekazała. Oto pierwszy z nich.
Były to godziny wieczorne, po godz 20, 11 listopada. Ciemno, samochód cywilny, policjanci po cywilnemu. Do zdarzenia doszło poza granicami miasta, praktycznie w lesie. Policjanci twierdzą że pościg rozpoczął się na terenie miasta, że syn wjeżdżał na chodniki, rozjeżdżał przechodniów. I kobietę z dzieckiem. A nie znaleźli żadnego świadka, który by to potwierdził. Nie było zgłoszenia na policję o takim incydencie. Policjant który strzelał z koleżanką uciekli z miejsca zdarzenia przed prokuratorem chowając się pod skrzydła lekarzy i wysoką rangą policjantów. Dariusz D., który strzelał był przesłuchany po 3 tyg. od zdarzenia. Nie leżał w szpitalu. Na wizję lokalną nie wezwano świadków, których syn podwoził. Uczestniczyli tylko policjanci. Drugi świadek zaginął, przesłuchano go po zajściu. Policja ich zabrała na komendę bez wiedzy prokuratora, który potwierdził to w sądzie. Drugiego sąd nie przesłuchał, choć go poszukiwało CBŚ I Komenda Główna. I do dziś go nie znaleziono (ja wiem że tak musiało być).
Od samego początku byłam traktowana przez prokuratora jak zło konieczne. Nie zaprosił mnie na przesłuchanie. Po pogrzebie syna, po 2 tygodniach, sama zgłosiłam się do prokuratora celem dowiedzenia się jak wygląda sytuacja. Na skutek tego, nic mi nie mówiąc, przesłuchał mnie zapisując naszą rozmowę. Pewne fakty napisał z sufitu, ja się rozpłakałam ta sytuacja była dla mnie trudna i w tym czasie powiedział że potrzebny mi psycholog bym poszła do lekarza. Dał mi instrukcje co mi przysługuje i kazał podpisać odbiór. Również podstawił mi protokoł przesłuchania do podpisu, nie dał mi do przeczytania, byłam roztrzęsiona i zapłakana, powiedział że napisał to tylko o czym tu rozmawialiśmy, podpisałam i wyszłam i już następny raz byłam tam niepożądana. Prosząc prokuratora o ksero dokumentów do zapoznania się wszystkich, kazał mi napisać nr stron. Napisałam - i tak nie otrzymałam tych które chciałam (pomimo, że płaciłam 1zł za stronę). Na zwróconą uwagę odpowiedział, że nie ma takiej siły która by go zmusiła do tego bym otrzymała kopie dokumentacji. Wyszłam z płaczem. Moje następne wizyty odbywały się w biegu, na korytarzu. O umorzeniu postępowania dowiedziałam sie od znajomych, którzy usłyszeli tą informację w radiu gdzie zwołano konferencje prasową oznajmiając iż policjant miał prawo strzelać, mogę przesłac wyroki sądu, i zażalenia i apelację.
2. Świadkowie
2.1. Pasażerowie białego Forda
W samochodzie którym kierował Przemysław Błoński jechały jeszcze dwie osoby. Pierwszy z nich, znajomy z podwórka twierdzi iż wersja przedstawiona przez policję i niezakwestionowana przez sądy ani prokuraturę jest nieprawdą. Krystyna Błońska, matka zastrzelonego mówi nam o nim tak:
Drobny złodziejaszek - więcej w więzieniu niż w domu. Zeznał że nie wiedział kto za nimi jedzie. Policjanci (nieumundurowani, w nieoznakowanym samochodzie - red.) nie dawali sygnałów błyskowych. "Zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu zobaczyć o co tu chodzi. Polonez zawrócił, skręcił i facet wyskoczył z miejsca pasażera. Biegł do nas trzymając wyciągniętą broń. My ruszyliśmy gwałtownie z miejsca i odjechaliśmy. Przejechaliśmy kawałek jak padły strzały... Zauważyłem że Przemek padł na kierownicę i momentalnie skręciliśmy w lewo i uderzyliśmy w drzewo". Powiedział że policjanci kłamią, został pobity i znalazł się znowu w więzieniu.
Później zeznawał między innymi tak:
Nie pamiętam co to był za dzień, czasu nie pamiętam. Od tamtej pory dziwne rzeczy się ze mną dzieją. To było 1 stycznie 2007 roku o godzinie 2 w nocy (w sylwestra - red.). Zostałem zatrzymany przez policję i powiedziano mi "chujowo strzelali na Bartągu i że został ktoś kto zeznaje" - to powiedział policjant przy radiowozie pod stacją CPN w czasie gdy mnie zatrzymywali. Odebrałem to jako zastraszenie związane ze sprawą Błońskiego. Wyjęto mnie z taksówki, pobito i przywieziono na izbę wytrzeźwień. Jak mnie zatrzymywali miałem niecały promil alkoholu w wydychanym powietrzu. Ja na stację pojechałem taksówką. Błońskiego znałem około 12-13 lat. Błoński był bardziej kolegą mojego świętej pamięci brata. Moim kolega też był, a raczej znajomym. Siedziałem w więzieniu 9 lat, za kradzieże.
I dalej na temat samego zdarzenia:
Przemek Błoński zadzwonił do mnie na komórkę, bo miał jakiś problem w lokalu "Alibi", bo czekali na niego jacyś chłopacy, którzy siedzieli w zakładzie karnym i chcieli go pobić i on zadzwonił żebym mu pomógł. Ja przyjechałem i załagodziłem sytuację. Z pubu wyszedł Przemek z kolegą i wsiedliśmy do samochodu. Spod "Alibi" jechaliśmy do domu, to jest ok. 5 minut drogi samochodem. To jest szeroka ulica. Ja siedziałem z przodu, na miejscu pasażera. Z tyłu siedział jego kolega. Taki blondyn, ale nic więcej nie pamiętam, wtedy pamiętałem jego imię, ale mam problemy z pamięcią. Był taki moment, że prawie nic nie pamiętałem po tym wypadku. Po pewnym czasie zrównał się z nami samochód i pasażer tego samochodu coś do nas machał i coś nam pokazywał. Wtedy byłem trzeźwy, miałem 0,05 promila. Byłem później badany alkomatem. Przemek Błoński możliwe że coś tego dnia wypił, ale nie był pijany, moim zdaniem nadawał się do jazdy. W mojej obecności tam w pubie Przemek nie pił.
Ja nie zorientowałem się nawet że ktoś nas goni, dopiero później w środku, w samochodzie była rozmowa, że czegoś od nas chcą. Dopiero później się zorientowałem, że uciekamy, ale to było po dłuższym momencie. Na tym samochodzie, co za nami jechał nie było oznaczeń ani nic. Dopiero jak pojawiały się radiowozy to domyśliłem się, że to policja.
Nie było sytuacji, że o "mały włos" w kogoś nie uderzyliśmy, czy że ludzie uciekali nam "spod kół".
Jak była blokada zatrzymaliśmy się. Przemek wrzucił wsteczny i ominęliśmy ją. Tak że było czysto i zaczął jechać dalej i wtedy jeszcze strzałów nie było. Później zaczęli strzelać. Mi się wydaje że blokada była jeszcze w Olsztynie, a strzały oddane były już poza Olsztynem.
Pamiętam, że wyjęto mnie z samochodu, zakuto w kajdanki i położono na ziemi. Pamiętam, że jeden z policjantów podszedł do Przemka, dotknął jego szyi i powiedział "już po nim" i zajęli się nim dopiero, jak Przemek zaczął jeszcze charczeć to jakiś policjant powiedział do drugiego "ty, on jeszcze żyje" i zaczęli wzywać karetkę przez krótkofalówkę.
Pierwszy raz przesłuchano mnie od razu, zawieziono mnie do prokuratury. Ja wiem co zeznawałem, a tam są takie fakty, o których ja nie wiedziałem. Na przykład, że Przemek był wcześniej karany - nie mówiłem o tym a to jest w moich zeznaniach.
Drugi ze świadków złożył na policji krótkie zeznanie, mówiąc m.in:
Przemek mówił, że jedzie do mieszkania na Jarotach i poprosiłem żeby mnie podwiózł. Wsiadłem do samochodu z tyłu za pasażerem. Kierował Przemek. Pojechaliśmy ul. Krasickiego w kierunku Jarot. Przemek kierował normalnie, ale mógł jechać trochę więcej niż 50 km/h. Nie szarżował. Jak zauważyłem że jesteśmy w pobliżu mego miejsca zamieszkania, na ulicy Wilczyńskiego w pobliżu Max Duetu, to Przemek nagle przyśpieszył. Następny moment, który pamiętam to jest to jak leżę na asfalcie, a obok są policjanci. Nie pamiętam żebym wtedy widział światła bąka policyjnego czy też słyszał dźwięk syreny policyjnej. Nie pamiętam, jakimi ulicami jechaliśmy i czy ktoś nas gonił.
Urwał mi się film i dlatego nie pamiętam tego, co się wtedy działo. Nie słyszałem wtedy żadnych strzałów i nie wiem jak nasz samochód uderzył w drzewo. Jak odzyskałem przytomność to nie widziałem już Przemka. Mirek leżał obok mnie na asfalcie, ale nie rozmawialiśmy
Nie zeznawał w sądzie gdyż nie udało się go odszukać ani KGP, ani nawet CBŚ.
2.2. Policjanci
Według ustaleń śledztwa na miejscu wypadku, prócz policjanta który strzelał, obecna była również jego służbowa partnerka Beata Bekulard (z domu Chojnowska) - oboje byli nieumundurowani i poruszali się nieoznakowanym Polonezem.
Dodatkowo śledztwo stwierdza że tuż za Dawidczykiem i Chojnowską na miejsce zdarzenia przybyła dwuosobowa ekipa Golfa (innego nieoznakowanego radiowozu). Policjant z tego radiowozu zeznał m.in.:
Jak Ford pojechał w kierunku Bartążka to od razu pojechałem za nim. Jechał on raczej ze stałą prędkością i nie przyśpieszał. Nie potrafię określić jego prędkości. Po przejechaniu około 100-200 m Ford zjechał na lewe pobocze i uderzył w drzewo. Zatrzymaliśmy się za nim, wybiegłem z radiowozu i podszedłem do Forda od strony pasażera z przodu. Zaświeciłem latarką i zobaczyłem, że kierowca ma opartą głową na kierownicy i nie rusza się. Po lewej stronie deski rozdzielczej widziałem ślady krwi. W samochodzie było jeszcze dwóch pasażerów, jeden z przodu a drugi z tyłu. Nic nie mówili i zachowywali się spokojnie.
Natomiast policjantka:
Ford uderzył lub otarł się o Poloneza. Następnie ruszył z ogromną prędkością na Darka, który stał wtedy przed tym pojazdem. Darek stał wtedy przed maską tego pojazdu. Ja wówczas krzyknąłem do Leszka "zobacz on chce go przejechać". Po chwili lub w tym samym czasie kiedy to mówiłam padły strzały. Widziałam że Darek odskoczył, bo w przeciwnym razie ten samochód by go przejechał. Nie widziałam kto strzelał. Dokładnie nie powiem ile padło strzałów ale na pewno więcej niż jeden. Wydaję mi się że strzały padły w momencie gdy Ford jechał do przodu na Darka, po tym usłyszałem strzały pojazd ten w kierunku Bartążka. Wówczas my golfem ruszyliśmy za tym Fordem. Nie pamiętam czy przed tym Leszek zatrzymał Golfa. Jak skręciliśmy w drogę na Bartążek przejechaliśmy odległości około 50 metrów. Widziałam że pojazd Ford powoli zjeżdża w lewą stronę i uderzył przodem w drzewo
Krystyna Błońska - matkę zabitego:
Dawidczyk składał zeznanie (2006.12.08-Dawidczak.pdf) po 3 tygodniach od zdarzenia. Wyreżyserowane! Na jego zeznaniach oparł się biegły pisząc opinię balistyczną.
Prześlę panu mailem zeznania policjantów w których są rozbieżności. Policjantka potwierdza, że Przemek chciał przejechać Dawidczyka gdy ten stał z przodu Forda i w tym czasie oddał strzały. On twierdzi, że syn chciał przejechać policjantkę, widział że było zagrożone jej życie, dlatego strzelał stojąc z tyłu samochodu. Następny policjant powiedział ze Dawidczyk powiedział mu że jego życie było zagrożone. Na taśmach z wizji lokalnej widać ewidentnie, że tak jak zeznawał oskarżony, iż rzekomo był ustawiony "niechybnie trafiłby policjantkę" (to słowa sądu rejonowego który rozpatrywał moje zażalenie na umorzenie postępowania przez prokuraturę). Po umorzeniu przez prokuraturę dwie policjantki biorące udział w tamtym pościgu awansowały; jedna na rzecznika komendanta, a druga do biura prasowego komendanta wojewódzkiego - policjantka ta miała narzeczonego prokuratora (nie wiem skąd), wyszła za niego za mąż.
Oskarżony odmówił odpowiedzi dla mnie i mojego pełnomocnika - odpowiadał tylko na pytania sądu.
Prokurator która przyjechała na miejsce zdarzenia zeznała w sądzie, że zawiadomiono mnie jako ostatnią, a powinnam być pierwasza lub druga. Policjantów biorących udział w zdarzeniu nie zastałam, zastalam komendanta, któremu przekazałam wniosek o okazanie broni strzelającego. Broni nie zobaczyłam, samochód Polonez stał na poboczu, był przestawiany co jest nie zgodne z procedurą. Światła błyskowe były wewnątrz samochodu na siedzeniu!!!!! Polonez miał lekko uszkodzony przedni zderzak, a przyjęta przez sąd ekspertyza mówi, że mój syn uderzał w Poloneza dwa razy w tylny zderzak. Policja zabrała samochód mego syna do garażu policyjnego. Stał tam przez 8 miesięcy, a ja nie mogłam otrzymać pozwolenia od prokuratora bym mogła go obejrzeć.
Prokurator która przesłuchiwała w szpitalu bezpośrednich świadków powiedziała że była to dla niej sytuacja bulwersująca; wysocy rangą policjanci siedzieli przy nich, okrążyli ich wianuszkiem, próbowali wpłynąć by dziś dała sobie spokój z przesłuchaniem. Nie wyraziła zgody - jednego przesłuchała. "Podczas przesłuchania przeszkadzano mi wchodząc do pomieszczenia gdzie przesłuchiwałam celem dowiedzenia się o jej policjantki zdrowie. Zgłosiłam to swojemu przełożonemu, ale tą sprawę dostał inny prokurator."
Inni świadkowie którzy mogliby potwierdzić wersję policji, prócz samych policjantów? Niestety nie. W każdym razie żaden nie ośmielił się zeznawać.
Proszę pana, gdyby taka sytuacja miała miejsce, że syn rozpędzał ludzi na chodnikach, a byłoby to prawdą, policja na kolanach przyprowadziłaby tych świadków. A nie ma ani jednego na potwierdzenie ich wersji! Dawidczyk twierdzi że auto z małym dzieckiem w środku musiało uciekać przed synem. Na pytanie adwokata jakie auto: nie wiem; jaki kolor auta: nie wiem. A widział w nocy małe dziecko w samochodzie - tego łgarstwa jest mnóstwo tylko "to nie dowody", a sąd ode mnie żąda dowodu po 2 latach przepychanek przez prokuratury!
3. Dowody
3.1. Stracone nagrania
Jednym z ważniejszych dowodów który powinien był posłużyć do odtworzenia tragicznych wydarzeń tamtego wieczora miały być nagrania z komunikacji radiowej policjantów. Niestety uległy one niezwykłemu uszkodzeniu. Pani Krystyna mówi:
Internetowe Forum Policyjne - była tam osoba która miała nick programista czy coś w tym stylu, która zajmowała się mediami. Potem policjanci jemu dziękowali, że tak pokierował sprawą - odrzekł że oni od tego są.
21 lub 22.11.2006r policjant z Olsztyna powiadamiał kolegów na forum że jest pewien, że chłopacy nie będą odpowiadać za użycie broni - domyślam się że chodziło m.in. o uszkodzenie tych nagrań z radia. Nagrane 3 kasety były nie do odtworzenia - zarejestrowane były tylko urywki, już po wszystkim. Rzekomego pościgu i całej akcji nie zarejestrowano! Na nasz wniosek powołano biegłego przez sąd (był to policjant), który napisał:
- 1 kaseta - błąd danych, nie otwierać
- 2 kaseta - to samo
- trzecią - po kilku razach udało się; zrobił z kopi kopię i odczytał co 10-15 słowo, ale po fakcie, gdy prokuratura oficjalnie zamknęła już śledztwo.
3.2. Alkohol
Policja twierdzi że Przemek był pijany. Kto i w jakich okolicznościach przeprowadzał badanie krwi? Zapytałem o to Panią Krystynę:
Nie mam pojęcia (kto przeprowadzał badanie krwi), w aktach tego nie widziałam. Dopiero na pisemny wniosek o okazanie mi wyniku po 4-5 miesiącach to zobaczyłam.
Obydwaj świadkowie zeznawali że Przemek według nich był trzeźwy. Czas kiedy przyjechała karetka to około 30 min.
Ale jakiego rodzaju był to dokument? Czy nie było nazwiska osoby która robiła to badanie? Na pewno jest dokument bo go widziałam. Nie znam się jak powinien wyglądać, nie pamiętam czy było jakieś nazwisko. To co kojarzę to było mało informacji, chyba laboratorium w szpitalu, pewności nie mam, na pewno nie lekarz. W tej chwili tego nie zweryfikuję i nie sprawdzę, akta są w Warszawie. To nie jest problem, pobierając krew na zawartość alkoholu wystarczy "dobrze" przetrzeć spirytusem.
Słyszałam od jednego dziennikarza który powiedział mi że policjanci coś modzili w szpitalu; słyszał jak w prokuraturze mówili że policjanci pozacierali ślady na miejscu zdarzenia. Wycofał się i nie daje znaku życia do mnie (na pewno przestraszył się). Powiedział dla mnie, że jego informator podsłuchał tą rozmowę radiową i przekazał mu że to było polowanie - gdyby wiedział że tak się skończy to nagrał by to. Nie wyraził zgody na zeznanie w sądzie, wiec tu działa cała banda, która to zatuszowała łącznie z KGP. Dlatego tak ciężko z tym walczyć.
Też nie wiem jak powinien taki dokument wyglądać, ale myślę, że skoro są wątpliwości co do tego dowodu to powinno się w ramach procesu ustalić kto i kiedy pobierał krew oraz kto to później badał w laboratorium; przesłuchać świadków, itp.
Wydaje się to ważne - jeśli pani syn był trzeźwy to teoria iż wjeżdżał na chodnik taranując pieszych (których nie udało się odnaleźć) wydaje się niewiarygodna, myślę nawet dla polskiego sądu. Być może gdyby udało się pani obalić dowód na to że syn był pijany to sąd zmuszony byłby do poddania w wątpliwość wersji wydarzeń opisanej przez policjantów? Tej teori nie da rady obalić. Składanie wniosków przez adwokatów - odrzucane przez sąd, ponieważ sąd twierdzi że nam to nie odpowiada bo jest niekorzystne - nie wyraża zgody.
Jeżeli opinia balistyczna opiera się na zeznaniach oskarżonego i sąd mu daje wiarę; my próbujemy to poważyć argumentując że na wizji lokalnej nie było świadków tylko policjanci, ich zeznania nie powinny być brane pod uwagę - na to sąd stwierdza "opinię robił pan profesor, to sława, nie ma takiej możliwości żeby zakwestionować".
Opinia biegłego musi być badana ze wszystkimi zeznaniami, nie może prowadzić do "prawdopodobnie tak mogło być, bo tak pisze pan profesor".
Prokurator z Łomży nie przesłuchiwał policjantów - dlaczego działał na dokumentach z prokuratury z Olsztyna? Zwróciła mu córka uwagę na różniące się zeznania policjantów prosząc o weryfikacje bo nie może policjant raz mówić tak, następnym razem inaczej. A on odpowiada: a pani sądzi że teraz powiedzą inaczej? Nikt, razem z sądem, nie interesował się zmiennymi zeznaniami. Sąd orzekł: były różnice ale one nie mają wpływu na wyrok. Sąd w Olsztynie odczytując wyrok, ogłasza dla mediów, że syn sam sobie jest winien że wsiadł pijany do samochodu i on spowodował to wszystko - oskarża syna, broni oskarżonego, ręce opadają.
3.3. Balistyka
Biegły sądowy profesor Kasprzak
Część raportu biegłego.
stwierdził że to był rykoszet. Trzy razy uzupełniał opinie. Nie wyrażono zgody na powołanie innego biegłego (są wnioski). Za trzecim razem napisał że strzał był oddany z 4-6 metrów i trzykrotnie strzelano w opony... Nie trafił ponieważ samochód się poruszał i przesunął. Jedna kula w głowie syna a dwóch nie znaleziono i nie wyjaśniono co z nimi się stało.
Fotografie z wizji lokalnej
4-6 m taką odległość podał pan prof Kasprzak biegły od balistyki i on stwierdził, że to był rykoszet po rzekomo rozerwanym płaszczu pocisku i rysach. My takiej możliwości obejrzenia nie mieliśmy - oględziny kuli wyjętej z głowy syna w pierwszej kolejności prowadzili policjanci z KMP w Olsztynie, w której pracował i pracuje (po roku awansował) Dawidczyk.
Jeszcze jedna sprawa. Policjantka zeznaje "skręcił na Bartążek, to jest w prawo, zatrzymał się przy prawym poboczu". Więc pokazane ustawienie samochodów nie mogło mieć miejsca. Tym bardziej gubili się na wizji lokalnej, obydwoje pokazywali różne miejsca. To jest w dokumentach. Potem w sądzie Chojnowska twierdziła, że "tak to postrzegała w tym czasie". Pouczona przez kolegów jak ma się ustosunkować do tych różnych zeznań.
3.4. Zderzak
Syn i mąż pani Krystyny. Obaj już nie żyją.
Mam jeszcze taki dylemat. Po roku został mi oddany samochód. Poprosiłam biegłego o expertyzę i sfotografowanie całego auta. Przed zezłomowaniem go, nie mogłam patrzeć na to auto. Po wręczeniu mi opinii i zdjęć wdaliśmy się w dyskusję na temat tego zdarzenia. Poprosiłam go by mi poradził, uświadomił co mam robić, ze względu na to że mąż nie żyje (bardzo długo chorował syn opiekował się nim woził po całej Polsce po szpitalach), teraz syn, więc nie mogę sobie poradzić. Zastanawiał się i powiedział "proszę zabrać zderzak od samochodu dlatego że tak jak policjanci zeznają uszkodzenia takie jakie są na zderzaku nie mają miejsca". Zabrałam, schowałam i czekałam. Po pewnym czasie poprosiłam go o napisanie opinii, dostarczę mu wszystkie dokumenty. A on "proszę pani ja tego nie zrobię, zniszczą mnie, będę musiał zamknąć firmę i to będzie mój koniec. Nikt pani nie wystąpi przeciwko policji, bo to nasz koniec. Może gdzieś w innym województwie."
Co z tego że my wiemy, nic nie poradzimy, tylko ręce załamać. A ten zderzak jeszcze mam. Adwokat mi powiedział że prywatnej opinii sąd nie będzie honorował, a na drugą nie wyraża zgody.
3.5. Okoliczności zdarzenia
Czy człowiek z kulą w głowie jest w stanie przejechać drogą 130 metrów, wymijając po drodze inny samochód i zapewne zmieniając biegi, aby nagle w jednej chwili osunąć się na kierownicę, skręcić w lewo i uderzyć w drzewo?
Tak musiało być jeśli by wierzyć opinii biegłego, iż strzał padł z odległości 4-6 metrów kiedy Ford ruszał z miejsca.
Jak to możliwe by człowiek z kulą w głowie, nieprzytomny przejechał 120-150m nie powodując zderzenia z nadjeżdżającym z naprzeciwka autem? Będąc na miejscu zdarzenia łatwo stwierdzić iż jest to nieprawdopodobne. Sąd jednak orzekł że to możliwe. Jedna kula znalazła się w głowie syna, a dwóch nie ma - nie wiadomo co się z nimi stało.
Podczas tego zdarzenia, w trakcie pierwszych dni śledztwa ci policjanci między sobą i z KMP, KWP, ze szkółką policyjną w Szczytnie, oraz chyba kolegami po fachu przeprowadzili z 300 rozmów telefonicznych. Nie byli odizolowani, mieli cały czas kontakt se sobą - osobisty i telefoniczny. Czy była uzgadniana wersja zdarzenia? Śmiem twierdzić że tak, bo w jakim celu wykonano tyle połączeń? Na pytanie adwokata "w jakim celu tyle telefonów?" odpowiedź "martwiliśmy się o Darka". Te różne zeznania; raz "ciemno", raz "jasno", "wyciągnęłam broń i przeładowałam", drugim razem "nie wyciągałam broni i nie przeładowywałam" - o czym mówią? O kłamstwie. Notatka służbowa około godz 20:40: "Otrzymałem informację o zdarzeniu użycia broni i że jest potrzebna karetka. Powyższą informację przekazałem dyżurnemu. Natychmiast przedzwoniłem na tel. Chojnowskiej i otrzymałem nieskładną odpowiedź że doszło do użycia broni przez Dawidczyka. Po upewnieniu się powiadomiłem Komendanta KMP Załuskiego, a następnie KWP Wójcika, a następnie prok Jankowską i psychologa panią Sadurską. Ze względu na sytuację załoga Dawidczyk i Chojnowska udali się do Polikliniki MSWiA w Olsztynie". Udała się cała czwórka - uciekli z miejsca przed prokuratorem. Kulę wyjętą z głowy zabezpieczał st. sierżant S. Czepek z KMP bez udziału biegłego, w obecności asp. Malanowskiego. Czyżby zbieg okoliczności, że cały czas KMP w której pracował oskarżony tak prężnie i szybko pracuje?
4. Motyw
Co mogłoby skłonić 29-latka by najpierw taranować pieszych na chodnikach, później policyjny radiowóz, a na koniec próbować przejechać policjanta? (tudzież policjantkę - w zależności od wersji zeznań)
Na to pytanie śledztwo nie odpowiedziało. Sąd podsumował to krótko: bo był pijany.
Warto jednak zastanowić się na tym czy olsztyńska policja mogła mieć motyw ku temu by chcieć śmierci Przemysława Błońskiego. Tu znowu zacytuję matkę zabitego:
Mój syn od 2002r był prześladowany przez jednego policjanta i jego kolegów, którzy przez parę lat wyrobił mu opinię, dlatego że związał się z jego żoną. Oni (policjant z tą żoną - red.) mieszkali w jednym domu ale prowadzili osobne życie. Mój syn był zastraszany, prześladowany przez tą grupę policjantów. Jakieś 5-6 miesięcy przed zdarzeniem miał przystawioną broń do głowy przez 3 osobników, których nie znał - powiedziano mu "jeżeli nie odp.......sz się od Marzeny, to nie żyjesz". Ona potem wzięła rozwód i z moim synem ma dziecko. Sprawę zgłaszaliśmy na policję, ale została umorzona bo "nie ustalono sprawców". Zresztą już policjantka, która mnie przesłuchiwała, powiedziała że i tak sprawa będzie umorzona. W zeznaniach powiedziałam, że obawiam się o życie i zdrowie mojego syna i wnuka, ponieważ ten były mąż przychodzi pod mój dom. Policjantka powiedziała, że on ma rentę i "ze względów psychicznych" nic mu nie można zrobić. On często dzwonił do mego syna i zastraszał go.
Nadmieniam jeszcze że n.t. podjęcia decyzji o pościgu przez policjantów zeznał: "auto cywilne, wieczór ciemno, zatrzymał nas przypadkowy przechodzień że na osiedlu Jaroty szaleje pijany kierowca".
Nie zapisali i nie zgłosili tego dyżurnemu, podjęli rzekomy pościg opuszczając swoje miejsce patrolowania, gdzieś ponad 10km.,W tym czasie na Jarotach był inny patrol - dlaczego go nie poinformował tylko sam się tym zajął?
Nadmieniam że obydwaj i oskarżony, i były mąż partnerki syna pracowali razem w jednej komendzie przez okres 2 lat - są dokumenty na to. Potem w 2 komendach oddalonych od siebie o 5min. Również mieszkali blisko siebie - jedna minuta drogi. I obydwaj nadużywali alkoholu - sąd nie znalazł dowodu na ich znajomość! Tylko orzekł, że nie daje wiary moim zeznaniom.
Mogę więcej tego przysłać, ale to chyba nie ma sensu. Tu widac jednostronność, nikt nie chciał się podjąć, w bezpośrednich relacjach inaczej się zachowywali, a w mediach jak widać. Osoby wysoko postawione powiedziały mi tylko "tu nie wygrasz w Polsce". Jestem przygotowana na Strasburg, bo tam ich łapy nie sięgają. Pod mój dom jak również na ulicy chodzili za mną, obserwowali z kim się spotykam, kto mi pomaga. Ja ich się nie boję powiedziałam im to. Skargi składane przez adwokata na policjantów do komendanta, do kontroli wewnętrznej, jak również do KGP w Warszawie do kontroli wewnętrznej na działania policji na miejscu zdarzenia nie odniosły skutku; mam odpowiedzi, że wszystko było zgodnie z prawem, a w rzeczywistości zanim dotarła prokurator czynności wykonywali policjanci z KMP (jednostki w której pracował oskarżony), pod nadzorem komendanta KMP w Olsztynie, co JEST NIEZGODNE Z PRAWEM. Pozacierali ślady świadomie.
Wyjaśnię, syn miał rzeczywiście odebrane prawo jazdy. Z kolegą pojechali na wioskę na zabawę, tam zaczęły się problemy. Bójka jak to na wsi, syn wypił alkohol, drugi kolega miał kierować autem. Ze względu na zaistniałą konieczność (syn był z kolegą i 2 koleżankami) nie mogąc znaleźć drugiego kolegi, nie było czasu, wsiedli wszyscy do samochodu i pojechali na policję... Dalszy ciąg znany. Pomimo że odwoływał się od wyroku, wyrok utrzymano. "Pił pan alkohol?" "Tak", Prowadził pan auto?" "Tak". "Dziękuję". I tak się zakończyła "wyższa konieczność". To gwoli wyjaśnienia dla pana.
To muszę panu napisać. Około godz. 24 w nocy zadzwonił do mnie oficer dyżurny i zapytał czy Przemysław Błoński to pani syn (byłam zaspana). Oświadczył "pani syn miał KRAKSĘ samochodową na drodze na Butryny (poza terenem zabudowanym), jest w szpitalu NIC SIĘ NIE STAŁO, jutro pani pójdzie do szpitala wszystkiego się dowie." W wiadomym celu to zrobiono, ponieważ bali się że ja lub rodzina koledzy pojadą na miejsce zdarzenia i dowiedzą się za dużo. Okłamano mnie.
W mojej obecności policjanci i świadkowie nie byli badani na zawartość alkoholu. Krew policjantom pobierał nie lekarz i nie podpisał lekarz tylko ratownik medyczny w obecności policjanta z KMP gdzie pracował i pracuje oskarżony. Odszukam protokół prokuratora i prześlę meilem. Tego dokumentu nie pozwolono mi skopiować. Nawet zabroniono mi sporządzić notatkę (ale i tak zrobiłam). Jest dokument w aktach gdzie prokurator powołuje się na ochronę danych (miałam status osoby pokrzywdzonej). Zaskarżenie przez adwokata też nie przyniosło efektu, tłumacząc się oględnie.
Po paru dniach po zdarzeniu przyszedł do mnie mężczyzna i poinformował mnie że tą sytuacje widziało 2 mężczyzn. Opowiadali że to wyglądało jak porachunki gangsterów. Strzelali podczas jazdy, po zdarzeniu jak podjechały policyjne auta, oni podeszli do policjantów by zapisali ich dane bo oni widzieli to zdarzenie. Policjant powiedział im "wyp......ać stąd, bo jak nie to czeka was to samo". Nie byłam w tym czasie zdolna nic z tym zrobić, liczyłam na sprawiedliwą ocenę przez prokuratora, który miał być bezstronny. Ja znalazłam tego człowieka, ale on boi się. Okłamał mnie, że to nie może być prawda ponieważ w tym czasie był w szpitalu. Wynajęłam detektywa (za późno), który stwierdził że kłamał mówiąc że był w szpitalu. Był ale w zupełnie innym okresie. Jego żona powiedziała że po mojej wizycie przyjechało kilka wozów policyjnych do tej miejscowości. Przestraszyli ludzi, nikt nie chce mówić, oni wiedzą że ja wiem i tam jeżdżę. Człowiek potem już do mnie nie wychodził z domu, wyglądał tylko dyskretnie.
Moja walka z tą mafią trwa już czwarty rok. Biorą mnie na zmęczenie. W stosunku do mnie są butni, na moje pytanie do Komendanta Policji, dlaczego mojego syna wyciągnięto z samochodu wiedząc że ma ranę w głowie (nie wolno ruszać) sędzia uchylił pytanie. A wszyscy policjanci w sądzie mieli zanik pamięci, nic nie pamiętają. Ja wyrażając opinię w internecie piszę wprost: największą mafią w Polsce jest POLICJA, PROKURATURY, SĄDY. I taka rzeczywistość. Ja gdybym nie miała do czynienia z tą niby sprawiedliwością nie uwierzyła bym że taka sytuacja istnieje. Nie wiem jak w innych miastach, ale Olsztyn jest najbardziej skorumpowana kliką, czyli mafią. Na pewno pan czytał o porwaniu i zabójstwie K. Olewnika. Ten człowiek po 6 latach daje trochę sobie radę (ma kasę), ale daleko mu do celu. Wszyscy świadkowie którzy zaczynają mówić tracą życie, jest rzeczywiście mafia.
6. Koniec
Niezorientowanym przypominam że Olsztyn to stolica województwa warmińsko-mazurskiego zamieszkała przez prawie 200 tysięcy Polaków.
Bimi, kwiecień 2010
Ostatnia aktualizacja: 22 września 2010