Długo się zastanawiałem, czy to wysłać do Was, czy mnie to przypadkiem nie "spali" na forum. W zasadzie kogo obchodzi tylko moja wszak osobista sprawa? Telewizja raz na tydzień pokazuje rózne tego typu sytuacje, i ludziska sobie patrzą i nic się nie dzieje: ot "jeszcze jeden co miał pecha". Jednak ja nie chcę i nie mam zamiaru być bohaterem newsa w "Panoramie", a raczej spróbuję wykorzystać wszystkie szanse, by do tego nie dopuścić. Mimo wstydu i zażenowania. Poza tym tu nie chodzi tylko o mnie.
Na wszelki wypadek przepraszam z góry, że potencjalnie angazuję Was w rzeczy, które być może guzik Was obchodzą - moją intencją jest zaradzenie kryzysowi, a nie sianie paniki i zamętu w Waszych sercach i głowach.
Jeśli więc poniższy tekst Was zezłości i zniesmaczy, to przyjmę bez skargi wszelkie tego konsekwencje.
---------------------
Się narobiło.
Lecha dopadły poważne tarapaty.
Takie w stylu: "być albo nie być", przetrwanie albo absolutna, zupełna klęska. Tak na serio i bez histerii. Mimo, że pilno i sprawa na ostrzu noża.
W sposób równie nagły, co niezawiniony (to kwestia sporna oczywiście, jednak w tej chwili drugorzędna), z grubej rury los przywalił zza winkla. I to w unikalnej chwili, akurat kiedy mam minimalne pole manewru i równe prawie zeru możliwości zaradzenia sytuacji, że niech fakt wysłania przeze mnie tej wiadomości do Was, będzie tego dowodem. Gdyby mistrz strategii,np. Napoleon albo Aleksander Macedoński, chciał mnie "pokonać", też "uderzyłby" właśnie w tej a nie innej chwili, w ten a nie inny sposób.
Z zewnątrz, natura problemu i cała ta sprawa jest trywialna i nawet może wzbudzać ironiczne komentarze i uśmiechy politowania. Jednak w tym osobliwym momencie, tu i teraz, dla mnie jest to kwestia tyle ważka, co nierozwiązywalna w standardowy i dostępny dla większości przeciętnych zjadaczy chleba, sposób.
Tak, jestem zdesperowany, co widać na załączonym obrazku.
Została mi opcja: opowiedzieć o sprawie Wam, współtworzącym i czytającym prawda2.info i poprosić o światłą i przemyślaną interwencję każdą osobę, którą ewentualnie "wzruszy moja historia". Gorzka to ironia, ale nie znajduję innego wyjścia jak łykać teraz ten wstyd, zważywszy stawkę w tej sprawie.
To nie prowokacja, ani perwersyjny "test" z mojej strony. "To nie są ćwiczenia", tylko realna sytuacja jeszcze nie zdruzgotanego faceta i jego próba sprostania okolicznościom. Bo bez pomocy (nawet niekoniecznie bezinteresownej) nie dam rady.
Jeżeli ktoś z Was współtworzących i/lub czytających prawda2.info znalazłby w sobie wolę i chęć pomocy oraz porcję zwykłego zaufania, to proszę o kontakt na PW lub email ze stopki, a ja nie szczędząc szczegółów, natychmiast przekażę wszelkie informacje dotyczące natury mojego problemu, oczekiwanej pomocy, i wszelkich kwestii tzw. "technicznych".
Zdaję sobie sprawę, że powaga mojej sytuacji nie koniecznie musi się przełożyć na Waszą reakcję, jednak tych z Was, którzy chcą tylko kibicować proszę, żeby przynajmniej "trzymali kciuki" i na razie wstrzymali się od publicznych komentarzy, gdyż ewentualny odzew z niektórych z Was będzie wymagał ode mnie jeszcze większej determinacji, poszanowania "delikatności" sprawy i daru otrzymania kredytu wyrozumiałości, empatii i zaufania.
Lech
_________________
lechszukapracy@gmail.com