Chylę czoła przed autorem tego tekstu...
źródło: magazyn Nexus 2/2003 (32)
http://www.nexus.media.pl
Kody Zniewolenia
Zakodowane jest nasze życie,
tkwimy w niemocy żelaznym uchwycie,
zakodowane jest nasze ciało,
przez lata życia, by wciąż cierpiało.
Gdy się rodzimy, jesteśmy niewinni,
robimy to, cośmy powinni,
bawimy się i radości doświadczamy,
pamięć miłości jeszcze w sobie mamy.
Lecz czas szybko mija i świadomość życia
pakuje nam
kody w niewinność z ukrycia.
Zapominamy, że z nieba przyszliśmy.
że niebo na Ziemi tworzyć mieliśmy.
Słuchamy tego, co nam inni każą,
nieświadomi, że z posługą obce
kody włażą.
Zaczynamy chorować, bo się z tym nie zgadzamy,
lecz do dziecięcej miłości już nikły dostęp mamy.
Idziemy do szkoły i znów nas
kodują,
w strachu i służalstwie każdego wychowują.
Ksiądz na religii straszy Bogiem każącym,
koduje szatanem w kościół wątpiącym.
Przyjmujemy
kody, żeśmy grzeszni od urodzenia,
że tylko przez kościół świat na lepszy się zmienia.
Brniemy w tym kłamstwie, szukając na zewnątrz Boga,
bo nas
zakodowano, że to jedyna do nieba droga.
Rodzice nasi, korzystając z naszej miłości,
zmuszają nas do powielania swoich błędów młodości.
Niby nas kochają, lecz ciągle
kody dają,
chyba już nie wierzą, że nad sobą władzę mają.
I dalej brniemy w życia ślepym zaułku,
przyjmując komunię świętą w kościółku.
Od tego momentu Boga, swego przyjaciela,
zjadać będziemy w kościele co niedziela,
będziemy pić jego krew dla jego chwały,
kodując się dalej, jaki człowiek mały.
Idziemy przez życie z coraz większym
kodów bagażem,
pakując podarki niemocy od ludzi z większym stażem.
W szkole się uczymy wszystkiego, tylko nie miłości,
kodując się na innych w uczuciach uległości.
I wtedy co niektórzy budzą sie z letargu,
nie chcą uczestniczyć w życiu dusz przetargu,
znajdują prawdę w sobie, z Bogiem rozmawiają,
budząc strach w innych, że wpływ na życie mają,
są izolowani w życiu społeczeństwa
za odbieranie kościołowi władzy palmy pierszeństwa,
że się ośmielili iść inną drogą, jak kościół każe,
i zamiast cielce miłość i prawdę wnoszą na ołtarze.
Ci, co Boga w swoim sercu do tej pory nie odkryli,
do końca się zamkną i pod dyktando władzy będą żyli.
Sakrament bierzmowania wetrze się w ich Boskie ciało,
żeby służyli hierarchii, gdyż kościołowi jest wciąż mało.
I tak docieramy do wieku mocy dojrzewania,
tłumi się pod strachem energię naszego wzrastania.
Nikt nam nie tłumaczy, jak wielką mocą dysponujemy,
gdyż nieświadomi dobrymi niewolnikami systemu zostaniemy.
Kształcić się będziemy przez lata w wielkim stresie,
nie zdając sobie sprawy, że wiedza jest w nas, a nauczyciele w lesie.
Kończąc naukę, zasilamy szeregi bezrobotnych armii,
licząc na to, że władza i kościół nasze ciała nakarmi.
Gdy już tak tkwimy w niewoli i chorzy z uzależnienia,
nasze dusze wołają o pobudkę ze snu niemocy spełnienia.
I niektórym się udaje zerwać
kody nieświadomości,
zdobywając Boską wiedzę napełniając się uczuciem miłości,
zasilając szeregi ludzi pragnących wolności,
doprowadzając tym system do uczucia wściekłości.
Lecz większość niestety we śnie swym zostaje,
licząc wciąż na to, że przy bogatym i głodny się naje.
Większość też ludzi sakrament małżeński przyjmując,
kochaną osobę wiąże, fałszywą miłością
kodując.
I rodzą się dzieci Boże w biedzie i braku miłości,
byle było ich więcej, to kod kościoła dla swej chciwości.
Kościół i władza obdzierają nas z ostatniego tchnienia,
zabierając nam godność i możliwość samostanowienia.
Ci, co szczęście mają, pracować będą w pocie czoła,
kodując się na ciężkie życie, smutek rozsiewając dookoła.
Smutki i żale nasze zatopione w oparach alkocholu
wprowadzać będą zakłócenia i kody niemocy w ziemskim polu.
Bogaci jeszcze bardziej bogacić się będą,
nie wiedząc, że tacy do wnętrza klucza nie zdobędą.
Z każdym oddechem materialnego uzależnienia,
będą patrzyli w swą duszę z pozycji własnego cienia.
Jednak i z nich co niektóry ze snu się obudzi
i zapał do gromadzenia w swym sercu ostudzi.
Gdy pojmą, że bogactwo i władza żądzą światem iluzji,
zdejmą
kody niewiedzy, budząc świat miłości, energii fuzji,
i będą pionierami, głosząc prawdę w społeczeństwie,
że życie bogate na zewnątrz jest fałszem w bezpieczeństwie,
że świątynią Boga jest nie budynek kościelny,
że ci, co tak myślą, w niewiedzy służą mocom piekielnym,
że Bóg umiłował tylko jednego przedstawiciela,
tego, co w nas żyje i jego nauki w życie wciela.
Lecz takich osób jest i będzie bardzo niewiele,
będą szykanowani i opuszczą ich przyjaciele,
fałszywi zresztą, drżąc ze strachu o egzystencję,
oddadzą swą wolności prawdę w pazerne władzy ręce.
I większość z nich będzie, nie mogąc z
kodami sobie dać rady,
szukać na zewnątrz pomocy korzystając z lekarza porady.
Dożywając kwiecia wieku, wieku swego przekwitania,
dusze bardzo wielu ludzi zanucą pieśń rozstania,
pieśń rozpaczy dla ciała, dla duszy westchnienia,
że znowu w tym wcieleniu mało było zrozumienia,
co jest w życiu ważne, po co tu żyliśmy,
za jaką prawdą w świecie ciągle goniliśmy.
Niektórzy odeszli, lecz inni pozostają,
dalszą szansę nauki od swej duszy dostają.
I znowu tylko garstka z nich oprzytomnieje,
że życie to nie starość, co jak metal rdzewieje,
że ważna jest miłość do wszelkiego stworzenia,
by u schyłku życia mieć poczucie zjednoczenia,
że każda istota, co z miłości się tworzy,
nasze serca na wszechświat jedności otworzy.
Uczyć też będą ci szanowni ludzie,
że żyjąc dla pieniędzy żyje się w ułudzie,
że goli tu przyszliśmy i goli odejdziemy,
że tylko w miłości swe spełnienie znajdziemy.
Lecz i oni, gdy odejdą, już na to wpływu nie będą mieli,
złożą ich kości na cmentarzu grobie, choćby tego nie chcieli.
Ostatni
kod przyjmą od swego martwego ciała,
że gdy zapłacą za pogrzeb, w niebie ich czeka chwała.
I skończyć w zasadzie tę smutną opowieść można by było,
żeby nie myśl, że bez pieniędzy i władzy lepiej by się żyło.
Bo cóż nam dają te wszystkie kody władzy i kontroli,
niszczą nasze ciała i psychikę trzymają w niewoli,
wyciskują uczucia nienawiści, pogardy i strachu,
gdyż są zła mistrzami iluzji w swym piekielnym fachu.
A gdyby tak spojrzeć na życie nasze z dobrej strony
i mieć wszystkie stworzenia i miłość przed złem do obrony,
żyć chwilą obecną, widzieć w każdym swe odbicie Boskie,
być Bogiem za życia i prowadzić życie beztroskie,
wierzyć w swą moc, o której Chystus opowiadał,
być taki jak on, by każdy świadectwo prawdzie dawał.
Nie będzie morału z tej długiej o życiu opowieści,
scenariusz niech każdy napisze sam, a życie jego prawdę obwieści.