No i moja teza się sprawdza..
z naszego forum:
Kto stoi za plecami Saakaszwilego?
Gruziński prezydent ma opinię „agenta Ameryki”. Nikt oczywiście nie wie do końca, jaki charakter ma ta „agentura”. Jedno wszakże nie ulega wątpliwości – Saakaszwili to pupil Waszyngtonu, to polityk, któremu uchodzi na sucho bardzo dużo. Kiedy dławi opozycję, trzyma media w uścisku czy nawet – jak twierdzi opozycja gruzińska – fałszuje wybory – Waszyngton, tak ponoć uwrażliwiony na kwestię „praw człowieka” w innych częściach świata – tutaj jest wyjątkowo tolerancyjny. To jasne, że Saakaszwili to w polityce Ameryki „nasz skurwysyn”, a to oznacza, że może robić prawie wszystko, co chce. Tu jednak pojawia się pytanie – jaką rolę wyznaczyli mu polityczni sponsorzy? I kto tym sponsorem jest?
Okazuje się, że odpowiedzi trzeba szukać w najbliższym otoczeniu gruzińskiego prezydenta. Kluczową postacią w jego rządzie jest urodzony w 1978 roku gruziński Żyd – Davit Kezeraszwili. Postać to tajemnicza, oficjalny życiorys mówi tylko, że studiował najpierw w Rosji a potem w Izraelu. Mówi płynnie po hebrajsku, był też (a może nadal jest) obywatelem Izraela. Wedle rosyjskich źródeł, Mossad skierował go do koordynowania tzw. rewolucji róż (2003), wiadomo także, że działania te wspierali ludzie z otoczenia Georga Sorosa. Celem operacji było odsunięcie od władzy starego i umiarkowanego Eduarda Szewardnadze, który nie gwarantował odpowiednio antyrosyjskiego kursu Gruzji. Przypomnijmy, że w ramach „osaczania” Rosji po wygnaniu z niej organizacji Georga Sorosa i wszechwładnych żydowskich miliarderów – Borysa Bierezowskiego i Władimira Gusinskiego – przeprowadzono jeszcze tzw. pomarańczową rewolucję i próbowanego tego samego na Białorusi.
Kezeraszwili objął w nowym rządzie gruzińskim funkcję ministra finansów (od 2004 r.), a od listopada 2006 ministra obrony. To on był architektem programu uzbrojenia Gruzji w broń izraelską i amerykańską. Jak informuje izraelska agencja yetnews, „jego drzwi były zawsze otwarte dla Izraelczyków, którzy oferowali jego krajowi systemy made in Israel”. Kezeraszwili ściągnął do Gruzji takich ludzi jak: Roniego Milo, byłego ministra oraz jego brata Szlomo, byłego dyrektora zakładów zbrojeniowych. W programie brali też udział emerytowani generałowie armii izraelskiej: Gal Hirsch i Israel Ziv. Izrael dostarczył Gruzji nowoczesne systemy obrony przeciwlotniczej, samoloty bezzałogowe, systemy łączności, pociski i rakiety. Z kolei Gal Hirsch zajął się szkoleniem sił specjalnych. Jak donosi izraelska agencja, te działania miały autoryzację ministerstwa obrony w Tel Awiwie.
Szkolone przez Izraelczyków i Amerykanów jednostki specjalne Gruzji były przygotowywane do operacji w Osetii Południowej. Szkolił je inny gruziński Żyd w rządzie – Temur Jakobaszwili. Oficjalnie to minister ds. integracji europejskiej, w rzeczywistości ktoś zupełnie inny. „Izrael powinien być dumny z tych wojskowych, którzy szkolą Gruzinów” – powiedział Jakobaszwili w radiu izraelskim. Już w czasie walk w Osetii buńczucznie informował: „Zabiliśmy wczoraj 60 rosyjskich żołnierzy”. Stwierdził też: „Walczymy teraz przeciwko Wielkiej Rosji”. Jak się okazało, armia gruzińska szybko pierzchła z pola bitwy po rosyjskim kontrataku, tracąc masę sprzętu i ludzi. Rosjanie już wcześniej zestrzelili kilka izraelskich samolotów bezzałogowych, które latały nad Osetią.
Jest rzeczą pewną, że Gruzja została użyta w globalnej grze prowadzonej przez niektóre ośrodki żydowskie przeciwko Rosji, została bezprzykładnie wykorzystana i porzucona. Zachowanie gruzińskich sił w Osetii – jak oceniają niektóre źródła – przypominało akcje pacyfikacyjne prowadzone przez Izrael przeciwko Palestyńczykom. W rzeczywistości było jeszcze gorzej – Izrael stara się atakować wybrane cele, tymczasem Gruzini podstępnie, w nocy, rozpoczęli zmasowany atak artyleryjski na śpiące miasto – Cchinwali, burząc je w 90 proc. i zabijając ok. 2000 ludzi.
I na koniec pytanie – jaką rolę w tej grze odegrała Polska, a konkretnie mówiąc jej prezydent? Wiadomo, że od pewnego czasu Lech Kaczyński był częstym gościem z Tbilisi, z jego wypowiedzi wynikało, że coś wie na temat tego, co się wydarzy. Ale o wiele bardziej intrygujące jest inne pytanie – o czym rozmawiał w maju br. podczas swojej wizyty w Izraelu z szefem Mossadu Meirem Daganem (o tym fakcie poinformował tygodnik „Wprost”)? I co oznacza ogłoszone przez prezydenta „strategiczne partnerstwo” z Izraelem?