Stracony gambit Saakaszwilego
Azrael - azraelkubacki.blog.onet.pl - 2008-08-09 17:30:00
Micheil Saakaszwili przegrał. Przegrała też Gruzja, przegrała moralne i polityczne prawo do Osetii i Abchazji. Nie wygrała też oczywiście Rosja, bo bomby na Gori i inne miejscowości Gruzji nie zostaną zapomniane. Przegrała Unia Europejska, która jest bezradna wobec tego konfliktu, przegrały Stany Zjednoczone, które chciały tu (również rękami Polski) zbudować swoją strefę wpływów. Przegrała Polska, swoje interesy partnerstwa wschodniego i nowego ładu energetycznego, jako chciała na linii Saakaszwili – Juszczenko – Kaczyński zbudować. I przegrały już setki, a może tysiące niewinnych ludzi, którzy stracili życie w wyniku działań wojennych.
Rzadko się zdarza, aby przywódca kraju w ciągu 24 godzin odstrzelił sobie głowę, zniszczył stabilizację swojego kraju i swoja karierę polityczną. Czytając i słuchając doniesień Andrzeja Mellera, korespondenta „Tygodnika Powszechnego” z terenów objętych wojną – wiadomo, że Gruzini swemu prezydentowi nie darują. Jego kariera dobiega końca.
Polacy, jak zwykle, ustawili się po stronie „słabszego”, nie bacząc, że jest on agresorem. Bo jest – i to nie po raz pierwszy. Warto przypomnieć, że już w czasie rewolucji Osetyńcy ciążyli bardziej ku Rosjanom, a nie Gruzinom. Warto również pamiętać, że po rozpadzie imperium sowieckiego, kiedy sytuacja była płynna – Gruzini weszli na tereny Osetii Południowej, pomimo sprzeciwu jej mieszkańców. Było to w styczniu 1991 roku i w wyniku działań wojennych zginęło 3000 ludzi – głównie Osetyńców, z rąk Gruzinów.
Ustawiamy się po stronie Gruzji, bo Grigorij, z „Czterech pancernych…”, bo „Taniec z szablami”, czerwone wino… zapominamy, że wielki Stalin pochodził z Gori, gdzie stoi jego pomnik, a nauki komunizmu pobierał w Tyflisie i Baku, na Kaukazie… Jesteśmy wreszcie po stronie Gruzji, bo ponoć mamy tam swoje interesy, nie widząc, że realizujemy interesy USA. I że prawdziwa real politik to jest to, co robi Rosja. Stanowisko polskich władz, ostre noty i stanowisko – nie ma praktycznie żadnego znaczenia, również na forum Unii Europejskiej.
Oskarża się Rosję, że chce odbudować swoje imperialne interesy, kosztem Gruzji. Brutalna prawda, pisana na mapie, pisana ropą i gazem, interesami i siłą jest taka, że Rosja nigdy z tych interesów nie zrezygnowała i nie zrezygnuje. Uważa tamte tereny za swoją strefę wpływów – i zawsze, kiedy jeżeli ktoś da Rosji prawo i pretekst do zaakcentowania swojej pozycji – to z tego skorzysta. Tak samo, jak USA dla obrony swoich interesów naftowych skorzystał z okazji zaanektowania Iraku.
Osetia Południowa zamieszkała jest w ponad 60% przez Osetyńców, a tylko w 25% przez Gruzinów. Do tego 80% ludności ma paszporty rosyjskie. I dlatego, nawet z punktu widzenia prawa (Rosjanie stacjonują na tym terenie na podstawie mandatu ONZ) Rosjanie mieli mandat obrony ludności, swoich obywateli, przed agresją Gruzji.
Saakaszwili postąpił jak naiwne dziecko, zaplanował akcję, jak murzyński kacyk, sądząc, że małe terytorium, wielkości i ludności polskiego powiatu, da się przyłączyć przy pomocy kilku czołgów do „macierzy”. Że Rosjanie, zajęci olimpiadą w Pekinie nie zareagują, a nowy prezydent, Dmitrij Miedwiediew, jest niedoświadczony i będzie niezdecydowany. Pomylił się bardzo, Rosjanie brutalnie go sprowadzili na ziemię – a społeczność międzynarodowa, nie wprost, powiedziała mu – radź sobie sam. Angela Merkel już W PRZYSZŁYM TYGODNIU przyjedzie na konsultacje… do Moskwy, szef prezydencji francuskiej, Nicolas Sarkozy – nie zabrał głosu w ogóle. George W. Bush dał głos – ale wiadomo, że też nie ruszy palcem. A Rada Bezpieczeństwa ONZ jest ciałem bezwładnym i bez znaczenia, bo Rosja z prawem veta zablokuje wszystko.
Społeczność międzynarodowa potępi Rosję, werbalnie, za bombardowania Gruzji, ale winą za awanturę kaukaską obarczy Saakaszwilego, za to, że złamał rozejm, który miał finalnie doprowadzić do rozmów wielostronnych o przyszłości Osetii Południowej.
Europa ma oczywiście problem. Problem, którego nie chcą widzieć także polscy politycy. Precedens z lutego tego roku, kiedy Unia Europejska uznała niepodległość Kosowa, jak niektórzy twierdzą – nie zbyt zgodnie z wewnętrznymi regulacjami samej wspólnoty – dał natychmiast Rosji asumpt do stwierdzenia, że jeżeli na Bałkanach tam można było – to na Kaukazie też nie ma przeciw temu żadnych przeciwwskazań.
Dlatego słowa polskich i niektórych zachodnich polityków o „integralności terytorialnej Gruzji” brzmią fałszywie, obłudnie. Z tym, że w przypadku Kaukazu sprawa jest jeszcze bardziej jednoznaczna, niż w przypadku Serbii i Kosowa.
Terytorium Osetii Północnej ( w ramach Federacji Rosyjskiej) i Osetii Południowej – nie podlegają sankcjom umów międzynarodowych, ponieważ swe ramy terytorialne zostały określone sztucznie, po rozpadzie imperium sowieckiego. W związku z tym zasada prawa narodów do samostanowienia ma w tym przypadku zastosowanie i może zostać zrealizowana. Oczywiście – nie czarujmy się – Rosja nie pozwoli na powołanie niezależnego bytu państwowego, ponieważ mogłoby to przynieść reperkusje w innych rejonach kraju (choćby w Czeczenii) – ale bardzo chętnie przyjmie protektorat na całym zjednoczonym terytorium Osetii, jak okręgu autonomicznego.
Co się będzie działo dalej? Zależy to od tego, jak się rozwinie wewnętrzna sytuacja w samej Gruzji. Mówiąc wprost – kiedy zostanie obalony Micheil Saakaszwili. Najlepsze, co będzie mógł zrobić, jako przegrany przywódca – to odejść sam ze stanowiska. Bo jeżeli dojdzie do wewnętrznego konfliktu i rozlewu krwi – to nie ma dla Gruzji ratunku.
Osetia (i Abchazja) będą natomiast protektoratami Rosji, tak, jak to było do tej pory.
W gambicie poddaje się piona, czasem nawet skoczka, w celu uzyskania lepszej pozycji. Saakaszwili miał szansę, aby spokojnie wyrobić sobie pozycję, mając za plecami Stany Zjednoczone, niedawno zdobyta przychylność NATO i UE, wsparcie Polski.
On natomiast zrobił silne otwarcie – ale tak jak by był ślepym graczem, który nie widzi pionów przeciwnika.
Azrael
Dopowiem do tego tylko jedno: AMEN!!!
|