W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Drukarka FEDu znowu w akcji   
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
6 głosów
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Gospodarka i pieniądze Odsłon: 10398
Strona: 1, 2   »  Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mamamia




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 504
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 20:58, 03 Lis '10   Temat postu: Drukarka FEDu znowu w akcji Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Rezerwa Federalna skupi obligacje za 600 mld USD

Na listopadowym posiedzeniu Komitetu Otwartego Rynku zapadła decyzja o rozpoczęciu skupu długoterminowych obligacji rządu USA. Program ten ma opiewać na kwotę 600 mld dolarów. Analitycy oczekiwali, że koszt tego przedsięwzięcia sięgnie przynajmniej pół biliona dolarów.

„Aby sprzyjać silniejszemu ożywieniu gospodarczemu i aby zapewnić inflację na poziomie zgodnym z naszym celem, Komitet zdecydował dzisiaj o rozszerzeniu swojego portfela papierów dłużnych. Komitet utrzyma dotychczasową politykę reinwestowania kapitału z posiadanych obligacji. Dodatkowo Komitet zamierza zakupić dodatkowe 600 miliardów dolarów długoterminowych obligacji skarbowych do końca drugiego kwartału 2011 roku, w tempie około 75 mld USD miesięcznie” – głosi opublikowany w środę komunikat amerykańskich władz monetarnych.

Tzw. ilościowe poluzowanie polityki monetarnej jest odpowiedzią Fed-u na zbyt wolne ożywienie gospodarcze w Stanach Zjednoczonych. „Obecnie mamy do czynienia z podwyższoną stopą bezrobocia (9,6% przyp. red.) i miarami inflacji zbyt niskimi w stosunku do poziomów postrzeganych przez Komitet za pożądane” – tłumaczą członkowie FOMC.

Oceniając stan amerykańskiej gospodarki, władze Rezerwy Federalnej napisały o spowalniającym tempie wzrostu produkcji i zatrudnienia. Stopniowemu wzrostowi wydatków i dochodów gospodarstw domowych towarzyszy wysokie bezrobocie i ograniczona dostępność kredytowania, co hamuje dynamikę konsumpcji. Z kolei przedsiębiorstwa ograniczają wzrost wydatków na inwestycje i niechętnie zatrudniają nowych pracowników. W ocenie Fed-u rynek mieszkaniowy pozostaje w stanie depresji.

Bernanke i spółka tradycyjnie już zlekceważyli kwestię inflacji, uważając ją za zbyt niską. Na przekór niektórym wskaźnikom sądzą, że długoterminowe oczekiwania inflacyjne w USA pozostają stabilne.

Skrajnie ekspansywnej polityce pieniężnej ponownie sprzeciwił się jedyne Thomas M. Hoenig, który uważa ryzyko kupowania obligacji za większe od potencjalnych. Hoenig twierdzi też, iż zbyt luźna polityka monetarna zwiększa ryzyko przyszłej nierównowagi finansowej, a wzrost długoterminowych oczekiwań inflacyjnych może zdestabilizować gospodarkę.
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Rezerwa-.....37224.html


Ciekawe jaki ruch zrobi ECB Laughing
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
sebek2k




Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 110
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 21:15, 03 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

I tu mi się przypomina piosenka Muńka
Jest super, jest super więc o co ci chodzi Smile
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Storczyk




Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 218
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 12:39, 05 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
USA: Fed kupi obligacje za dodatkowe 600 miliardów dolarów
[2010-11-03 19:53:21]

Rezerwa Federalna w okresie do grudnia 2011 roku wykupi z rynku amerykańskie obligacje skarbowe za dodatkowe 600 miliardów dolarów. Zakupy będą miały wartość około 75 miliardów dolarów miesięcznie, ale program będzie modyfikowany w miarę potrzeb, tak by najlepiej służyć maksymalnemu zatrudnieniu i stabilności cen - ogłosił Komitet Otwartego Rynku Rezerwy Federalnej (Fed’s Open Market Committee) w Waszyngtonie 3 listopada o 19.15 czasu polskiego. Bank centralny utrzymał także swoją obietnicę utrzymywania stóp procentowych na bardzo niskim poziomie (obecnie 0-0,25 proc.) przez długi okres czasu.

Decyzja była szeroko oczekiwana przez finansistów i spekulantów, choć skala dodrukowania dolarów była określana raczej na mniej - na 500 miliardów dolarów. Rynek był nieco rozczarowany tym, że kupowane będą tylko obligacje skarbowe, a nie aktywa związane z kredytami hipotecznymi. Jednak jeśli doliczyć reinwestowanie przychodów ze spłat kredytów hipotecznych, Fed kupi łącznie do czerwca 2011 roku aktywa o wartości 850-900 miliardów, a więc za około 110 mld miesięcznie.

Prezes Fed Ben S. Bernanke otwierając drugi etap programu "poluzowania ilościowego" (quantitative easing, QE II), próbuje zwiększyć podaż pieniędzy, a poprzez to ożywić gospodarkę, dzięki osłabieniu dolara pomóc eksporterom, a także zapobiec deflacji. Obecnie bezrobocie jest w USA bliskie najwyższego od 26 lat - od 14 miesięcy nie spadło poniżej 9,5 proc (obecnie wynosi 9,6 proc.).

Decyzja Fed nie została podjęta jednogłośnie. Jej przeciwnicy, także w Komitecie, obawiają się, że dodruk pieniędzy nie pomoże gospodarce, a przyczyni się jedynie do stworzenia nowej bańki spekulacyjnej, a następnie - być może - do kolejnego kryzysu.

Poprzednie "poluzowanie ilościowe" miało wartość 1 700 miliardów dolarów. Pomogło ono dużym firmom, zwłaszcza bankom, powrócić do wysokiej zyskowności. Ceny akcji mierzone wartością indeksu pięciuset największych spółek na giełdzie nowojorskiej (S&P 500) wzrosły od najniższego poziomu z początku marca 2009 roku do szczytu w kwietniu 2010 roku o 83 procent. Obecnie znajdują się o około 3 procent od tego najwyższego poziomu i niektórzy analitycy giełdowi przewidują, że to nie koniec wzrostów. Tymczasem gospodarka amerykańska rośnie w tempie ok. 2 procent rocznie. Wzrosty na giełdzie w dużej mierze nie mają więc podstaw fundamentalnych.


http://lewica.pl/?id=22754

Admin Bim Prawdy Się Boi !!!!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Bimi
Site Admin



Dołączył: 20 Sie 2005
Posty: 20448
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 12:45, 05 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

storczyk narzekasz że ci blokuje pisanie prawdy, a tymczasem jedyna "prawda" jaką potrafisz z siebie wydukać to gorzkie żale pod moim adresem oraz newsy o tym samym co 2 wypowiedzi wyżej.
dzięki bogu że masz tylko 1post/dzień bo dopiero byś nam zasrał forum.
tak że racje masz co do jednego: twojej "prawdy" na tym forum istotnie się boję, niczym psiego gówna w mym salonie.


wracając do tematu dodruku kolejnych setek miliardów dolców.
ciekawe czy są jeszcze tacy co wierzą, że to się może skończyć inaczej niż ekonomiczna katastrofą.
bo niewątpliwie są już tacy którzy uważają, że są świadkami ekonomicznej katastrofy.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Janiekowalsk




Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 1466
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 18:40, 05 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ekonomicznej katastrofy dla kogo ?
Krach w USA skończył się katastrofą ...Dla kogo ?
I Wojna skończyła się katastrofą ...Dla kogo ?
II Wojna skończyła się katastrofą ...Dla kogo ?
Ostatnia Kredytowa bańka spekulacyjna skończyła się katastrofą ...Dla kogo ?
Drukowanie dolarów skończy się katastrofą ....Dla kogo ? nie wiem ale na pewno nie dla drukarza ...
_________________
Gaza Strefa śmierci
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Bimi
Site Admin



Dołączył: 20 Sie 2005
Posty: 20448
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 18:57, 05 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

dla pieniądza jaki znamy = podwalin naszego świata Smile
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Bonzo78




Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 83
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 19:05, 05 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Była I wojna światowa?...Była.
Była II wojna światowa?...Była.
To która teraz będzie?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
porfirij




Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 507
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 20:27, 05 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bonzo78 napisał:
Była I wojna światowa?...Była.
Była II wojna światowa?...Była.
To która teraz będzie?


ta właściwa kolego ta właściwa Smile
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Vondagar




Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 24
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 13:48, 06 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
ciekawe czy są jeszcze tacy co wierzą, że to się może skończyć inaczej niż ekonomiczna katastrofą.
bo niewątpliwie są już tacy którzy uważają, że są świadkami ekonomicznej katastrofy.


eh...mnie sie zdaje że w ekonomii powstanie nowy dział i ktos dostanie znwou za to Nobla, a drukowanie bedzie czymś zupełnie naturalnym. Kiedys prowadziłem dyskusje z człowiekiem po ekonomii - cieżki przypadek oni zawsze wiedza lepiej, magister uparcie twierdził ze FED nie miał nic wspólnego z kryzysem finansowym.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Janiekowalsk




Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 1466
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:46, 06 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jakieś 10 lat temu spotkałem starego kolegę taki wieczny student ma więcej fakultetów niż włosów na głowie i jakoś zgadaliśmy się o ekonomi to był chyba rok 2001 wrócił właśnie z jakich wykładów w Zurychu ...powiedział mi wtedy że już po wykładzie jakiś znany profesor podszedł do innego profesora i patrząc na studentów i innych słuchaczy (on stał obok) powiedział coś takiego ..."8 lat może 10 a potem uczymy się od nowa"
Nie specjalnie się wtedy przejąłem ...Według tego jak zrozumiał to kolega chodziło raczej o Europę bo wykłady dotyczyły głównie Europy...
_________________
Gaza Strefa śmierci
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JimmyB




Dołączył: 09 Lis 2009
Posty: 175
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 21:38, 06 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W końcu pierdolnie Smile Nie można dodrukowywać tak ogromnych ilości waluty bez poważnych konsekwencji.

Nic tylko inwestowac w srebro Smile

http://stooq.pl/q/?s=xagusd&c=1y&t=l&a=lg&b=0
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
goldbug




Dołączył: 27 Lis 2007
Posty: 1202
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:46, 06 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No ja już tutaj dawno pisałem na tym forum, że srebro będzie czarnym inwestycyjnym koniem Smile. A to dopiero początek fajerwerków. Prawdziwe będą wtedy jak ujawniony zostanie publice fakt, że większość srebra obracanego na rynkach nie ma faktycznego pokrycia w kruszcu. Jednym słowem system rezerwy częściowej to nie tylko domena systemu bankowego. Tę samą sztuczkę megabanki inwestycyjne głównie JP Morgan, HSBC i Goldman Sachs zastosowały także na rynach metali szlachetnych, w szczególności srebrze. Ale już się pojawiają pierwsze sprawy w sądach zakładane przez inwestorów przeciwko manipulacji ze strony tych banków. Któregoś dnia się obudzimy i główne giełdy specjalizujące się w obrotem kontraktami na srebro i złoto jak COMEX i LBMA okażą się być mega przekrętami, bez stosownych depozytów kruszcowych, które prawnie zobowiązane są zachowywać. A wtedy ...

SILVER TO THA MOOOOOOOON! Very Happy
_________________
arrow Mossad did 9/11, ALL THE PROOF IN THE WORLD!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
mamamia




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 504
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:53, 06 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

niestety ale mam wrazenie ze metale w tym srebro i zloto staly sie dla mega-bankow kolejna bańką spekulacyjną. Zauważcie że wielcy zajmują coraz bardziej znaczące pozycje w tych metalach. Obawiam sie ze nie ma juz inwesycji 'dla ludu'. wszystkim steruja wielcy a maluczcy maja sie podlaczyc pod koniec hossy i sfinansowac besse...

ps. sam siedze obecnie w metalach i ropie Wink pytanie tylko kiedy wychodzic... ktos wie? Very Happy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
goldbug




Dołączył: 27 Lis 2007
Posty: 1202
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 23:03, 06 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

mamamia napisał:
niestety ale mam wrazenie ze metale w tym srebro i zloto staly sie dla mega-bankow kolejna bańką spekulacyjną. Zauważcie że wielcy zajmują coraz bardziej znaczące pozycje w tych metalach. Obawiam sie ze nie ma juz inwesycji 'dla ludu'. wszystkim steruja wielcy a maluczcy maja sie podlaczyc pod koniec hossy i sfinansowac besse...

ps. sam siedze obecnie w metalach i ropie Wink pytanie tylko kiedy wychodzic... ktos wie? Very Happy


No to się bardzo mylisz ... jeszcze sporo czasu upłynie zanim, będzie to koniec bańki spekulacyjnej. Najpierw musi pęknąć bańka spekulacyjna na obligacjach, drukowanych na maxa. System bankowy jest technicznie niewypłacalny i po ostatnio ogłaszanych bankructwach AMBAC jedna z kluczowych instytucji finansowych związanych z kryzysem subprime np. który przez te 3 ostatnie lata udawał, że może będąc technicznie bankrutem egzystować, jednak ostatecznie ogłoszono stan upadłości. To samo czeka megabanki inwestycyjne i nie tylko także komercyjne, również technicznie niewypłacalne ... analogicznie do Lehman Brothers ... to czeka nawet całe kraje ... gdzie w przypadku Irlandii już żądają blisko 7,3% rentowności, aby je nabyć. To jest kwestia nie czy ale kiedy. Chcesz być wtedy w papierkach, czy spokojnie kruszcu patrząc na kolejeczki sheeple, które do końca wierzyły uspakajaczom o stabilności systemu bankowego i rzekomych Funduszach Gwarancyjnych, dzięki czemu ich oszczędnościom nic nie grozi. Oprócz utraty wartości siły nabywczej o tym nie powiedzieli oczywiście. Na razie nic się nie zmieniło, coby fundamentalnie zmieniało trend inwestycyjny na metalach. W Zimbabwe przez lata złoto i srebro rośnie w stratosferę ... i czy to jest bańka na złocie i srebrze, czy bańka na drukowaniu pieniądza patrz ostatnie akcje FEDu z 800 mln $ i cała seria sugerowanych już kolejnych wznowień QE?
_________________
arrow Mossad did 9/11, ALL THE PROOF IN THE WORLD!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Stanley




Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 292
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 23:31, 06 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

To kolejna konwulsyjna drgawka tego Molocha (dodam tylko, że nie ostatnia):

http://w144.wrzuta.pl/audio/1nPuZUvetsy/2010_10_21_-_ekonomiczna_apokalipsa_2012

Przerobiłem trochę tę audycję na potrzeby szerszego grona słuchaczy.
Podał ją Brainwash tutaj => viewtopic.php?t=14133

Pozdrawiam Obudzonych.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JimmyB




Dołączył: 09 Lis 2009
Posty: 175
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 23:48, 06 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Od kilku miesięcy cześć dochodów systematycznie inwestuję w "fizyczne" srebro - w USA można je kupić w bardzo dobrej cenie + shipping. Idzie do mnie zwykłą pocztą tydzien-dwa, kupuje je 1-2 dolary powyżej ceny spot, czyli całkiem fajnie. U nas ceny srebra lokacyjnego są złodziejskie, jak wszystkie zresztą ceny w tym pojebanym kraju Smile

Inwestując w srebro z USA 2,500 zł można w tydzień zarobić około 1000 na czysto re-sprzedając je na alledrogo - ludzie łykają jak okonie Smile

Ja się w to nie bawię, sreberko leży i czeka na złe czasy, ale to taki mały hint odemnie dla was Wink

Jesli przyjdzie prawdziwy kryzys, wszystkie forexy i inne srexy trafi szlag, to samo z "oszczednościami", w tym w surowce, których fizycznie inwestor nie posiada. Inwestujcie w ziemię (tu akurat bym się wstrzymał bo ceny w polsce są atm sky-high) , w produkcję, w fizyczne dobra - ale nie w wyimaginowane dobra na rynkach finansowych, które mogą się niedługo posypać jak domek z kart.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
mamamia




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 504
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 11:39, 07 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Chiny stwierdziły w piątek, że Rezerwa Federalna powinna wyjaśnić decyzję z tego tygodnia o skupowaniu obligacji, aby wpompować pieniądze w największą gospodarkę świata, bo zagraża to światowemu ożywieniu.

- Wiele krajów żywi obawy co do wpływu tych działań na ich gospodarki. Byłoby stosowne, żeby ktoś wystąpił z wytłumaczeniem, w przeciwnym razie ucierpieć może międzynarodowe zaufanie do ożywienia w globalnej gospodarce i wzrostu – powiedział podczas briefingu dla prasy w Pekinie wiceminister spraw zagranicznych Cui Tiankai.

W jego słowach pobrzmiewa echo obaw podnoszonych w całej Azji, której kraje szykują się na umocnienie swoich walut i inflację cen aktywów. Niemiecki minister finansow Wolfgang Schaeuble powiedział we czwartek, że USA powodują problem dla całego świata i temat ten zostanie poruszony podczas szczytu G20 w Seulu w przyszłym tygodniu.

- Nawet niektóre kraje rozwinięte są zaniepokojone decyzją Fed. Pamiętam, jak minister finansów jednego z takich państw stwierdził, że jeśli się drudkuje za dużo pieniędzy, to w ten sposób dokonuje się pośredniej manipulacji kursem walutowym – dodał Cui. - Fed jest nam winien wyjaśienia swoich ostatnich decyzji monetarnych. Mamy nadzieję, że USA jako emitent głównej waluty rezerwowej świata będzie zachowywał się odpowiedzialnie - .

Kilka godzin po ogłoszeniu we środę decyzji o wykupieniu 600 mld dol. obligacji skarbowych prezes Fed Ben Bernanke wyjaśniał w artykule na łamach The Wasington Post, że “w przeszłości takie działanie poprawiało warunki finansowe i wydaje się nadal skuteczne”. Zdaniem prezesa Fed “większy luz finansowy będzie promował wzrost gospodarki”.

Cui odrzucił jako nietrafioną propozycję USA, by ustalić wspólnie cele w dziedzinie redukcji deficytów i nadwyżek na rachunkach obrotów bieżących. Sekretarz skarbu Timothy Geithner sugerował narzucenie 4-procentowego limitu. - Sztuczne ustawianie limitu przypomina nam czasy gospodarki planowej. Naszym zdaniem szczyt G20 nie powinien się tym zajmować – odpowiedział Cui. Smile

Wiele rządów azjatyckich stwierdziło, że pakiet stymulacji monetarnej wdrożony przez Fed grozi eskalacją napływu kapitału do regionu. MFW w październiku wezwał kraje regionu Azji i Pacyfiku do wycofania się ze stymulacji, aby uniknąć presji na ceny aktywów. Doszło bowiem do sytuacji, gdy tamtejsze gospodarki przyciągały kapitał z powodu niskich stóp w USA i innych krajach rozwiniętych.

Doradca chińskiego banku centralnego Xia Bin określił operację poluzowania ilościowego przez Fed mianem “drukowania pieniędzy” a premier Japonii Naoto Kan zarzucił USA stosowanie “polityki słabego dolara”. Urząd nadzoru finansowego Hong Kongu ostrzegł, że ceny nieruchomości w tym mieście mogą pójść w górę.
http://biznes.onet.pl/chiny-chcaod-fed-w.....news-detal

Takich reakcji mozna sie bylo spodziewac.... co dalej?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
slidexman




Dołączył: 01 Gru 2008
Posty: 828
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 10:44, 09 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

mamamia napisał:

ps. sam siedze obecnie w metalach i ropie ;) pytanie tylko kiedy wychodzic... ktos wie? :D


siedzisz w zywym metalu czy masz papierek na metal?
z papierka mlotka ktorym mozesz puknac sie w glowe nie zrobisz ;)
_________________
Otwarte Piramidy Finansowe
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
JimmyB




Dołączył: 09 Lis 2009
Posty: 175
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 16:27, 09 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przy prawdziwym (jednak sztucznie wygenerowanym - USA ma kilka opcji na pozbycie się niespłacalnego długu, jednym z nich jest hiperiflacja i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że właśnie na to grają) kryzysie w USA wszelkie wirtualne aktywa będą chuja warte w krótkim czasie Smile Niedługo tez może wyjść fajny skandal - np. JP morgan sprzedaje srebro, którego na 90% fizycznie nie posiada Wink SIlver & gold to tha moon!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 13:49, 10 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jerzy Kochanowski
30 października 2010


1950 r: dziesięć dni, które wstrząsnęły portfelem
Dziesięć dni, które wstrząsnęły portfelem
Niedzielny poranek 29 października 1950 r. olbrzymia część Polaków zapamiętała do końca życia. Wszyscy bowiem trzymający oszczędności w bieliźniarce obudzili się – w wyniku wymiany pieniędzy – o dwie trzecie ubożsi!
Listopad 1950 r., rolnik Leon Piotrowski z Ryni koło Warszawy wymienia pieniądze w kasie miejskiej w Radzyminie.Listopad 1950 r., rolnik Leon Piotrowski z Ryni koło Warszawy wymienia pieniądze w kasie miejskiej w Radzyminie.


Polacy zostali pozbawieni oszczędności po raz trzeci w ciągu zaledwie 11 lat. Najpierw pochłonął je upadek państwa w 1939 r., potem wymiana pieniędzy w latach 1944–45. Jeżeli te straty można było jeszcze wytłumaczyć wojną, to akcja przeprowadzona w 1950 r. była wyrachowanym, starannie przygotowanym działaniem władz, mającym na celu dopasowanie złotówki do bratniego rubla, zmniejszenie nacisku na pustoszejący rynek i uderzenie w resztki prywatnej inicjatywy. Jak przy każdej wymianie, na której władze chciały zarobić (w ZSRR przeprowadzono taką w grudniu 1947 r.), oszczędności trzymane w skarpecie wymieniano po kursie znacznie bardziej niekorzystnym niż pensje, ceny i wkłady bankowe (pierwsze 100:1, drugie 100:3).

Sprawny aparat

Gwarancją powodzenia takiej operacji było zaskoczenie. Trzeba przyznać, że to się władzom udało. „Oo. Bernardyni z Czerniakowskiej [w Warszawie] – donosił 30 października agent UB – wyrażają podziw z powodu sprawności organizacyjnej aparatu państwowego, który potrafił zachować fakt wymiany w takiej konspiracji”. Tego samego dnia w kolejce do punktu wymiany w Kolbuszowej wyrażano podziw w nieco innej formie: „niech szlag trafi Amerykę (…) za to, że nie ma dobrego wywiadu w Polsce i nie uprzedziła ludności o mającej nastąpić wymianie pieniędzy”. Rzeczywiście, całą operację przygotowywano w takiej tajemnicy, że o szczegółach wiedziało zaledwie kilka osób spośród partyjnego establishmentu. W rezultacie o pracach nad tzw. nowym systemem pieniężnym do dziś wiemy niewiele, chociaż nowa waluta czekała w skarbcach już od dłuższego czasu. Drukowane bowiem przede wszystkim za granicą banknoty noszą datę 1948 r., a wybity również poza Polską bilon – 1949 r.

Możemy również tylko spekulować, dlaczego wybrano właśnie przełom października i listopada 1950 r. A więc dopiero w marcu 1950 r. przyjęto w ZSRR nowy parytet dla rubla (0,222 grama złota). Należało też rozpocząć akcję tuż przed ogólnie przyjętą datą wypłat wynagrodzeń. Jesień była dogodna także z innych powodów – aura nie utrudniała władzom logistyki, ale nie sprzyjała ewentualnym sprzeciwom społeczeństwa. Nie bez znaczenia był fakt, że chłopi już sprzedali plony (i dysponowali gotówką), a mieszkańcy miast nie zdążyli jeszcze wydać oszczędności na zimowe zakupy (opał, odzież).

Także w odpowiedzialnym za całą operację Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego szczegóły znała tylko garstka najbardziej zaufanych. Dopiero dwa dni przed rozpoczęciem akcji o nadejściu specjalnych transportów (nie określono jednak jakich) zostały poinformowane Wojewódzkie Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego, odpowiedzialnością za odpowiednie przyjęcie i zabezpieczenie obciążono personalnie ich szefów. Stan pogotowia dla UB i MO ogłoszono od północy z 28 na 29 października. Funkcjonariusze, wspierani przez wojsko, mieli zapewnić transport pieniędzy do punktów wymiany w powiatach i gminach, a potem je ochraniać. Szczególną uwagą mieli otoczyć kasy w terenie, gdzie prawdopodobieństwo zarówno oszustw, jak i napadów zbrojnych było największe. Ubecy i milicjanci, wspomagani przez ORMO, SOK, aktywistów partyjnych i młodzieżowych, mieli również zadbać o odpowiednie funkcjonowanie sklepów, sieci handlowej, poczty, kolei, usług. Polecono zaktywizować całą agenturę, zobligowaną do donoszenia o każdej podejrzanej pogłosce, wrogiej wypowiedzi, ulotce, próbie sabotażu, strajku czy zbiegowiska.

Jeden rubel, ćwierć dolara

Nie ulegało wątpliwości, że do tajemnicy muszą zostać dopuszczeni (w ostatniej chwili) również bankowcy, handlowcy, drukarze. Wezwani na sobotę, 28 października, do stolicy dyrektorzy wojewódzkich oddziałów NBP już od godz. 15 nie mogli opuszczać pomieszczeń, w których odbywało się szkolenie. Kiedy wieczorem zaczęli się rozjeżdżać do swoich miast, każdemu towarzyszył pracownik MBP. Można tylko przypuszczać, że nagłe zwołanie do Warszawy prominentnych bankowców mogło być jakąś wskazówką, gdyż ruch w bankach był tego dnia wyraźnie większy niż w przeciętną sobotę.

Od samego rana chroniony był Dom Słowa Polskiego, gdzie drukowano niedzielne gazety donoszące o reformie. Zarówno tam, jak w Sejmie i Ministerstwie Handlu Wewnętrznego założono podsłuchy telefoniczne, a wieczorem, 28 października, po prostu odcięto połączenia. Szkolenie pracowników MHW zaczęło się o godz. 18. Żaden z uczestników nie mógł opuścić piętra w domu towarowym przy ul. Widok. Dopiero po 11 wieczorem zaczęli się rozjeżdżać – również w towarzystwie funkcjonariuszy UB – po kraju.

O godz. 23 „reforma walutowa” była już nie tylko planem, ale – od kwadransa – faktem. Kiedy bowiem wieczorem posłowie powrócili na salę obrad, okazało się, że towarzyszy im m.in. premier Józef Cyrankiewicz, odpowiedzialny za gospodarkę wicepremier Hilary Minc i minister obrony narodowej Konstanty Rokossowski. Wkrótce stało się jasne, dlaczego nudną dotychczas sesję zaszczycili tacy goście. Wicemarszałek Wacław Barcikowski zapowiedział bowiem nowy punkt obrad: zgłoszone przez Radę Państwa i rząd ustawy o zmianie systemu pieniężnego. Powody i założenia reformy tłumaczył minister finansów Konstanty Dąbrowski. Wskazywał, jak mocny będzie nowy polski pieniądz, oparty na parytecie złota (1 zł = 0,222 gr kruszcu), odpowiadający teraz nie tylko jednemu radzieckiemu rublowi, ale i ćwierci amerykańskiego dolara. Tym samym nowa złotówka była teoretycznie mocniejsza niż przed wojną! Nowy pieniądz miał nie tylko sprzyjać „stałemu podnoszeniu się realnej wartości płac i zarobków” czy „rozwojowi oszczędności pieniężnych ludności”, ale również wzmocnić wymianę między wsią i miastem oraz ogólnie przyczynić się do rozwoju gospodarki. Mówca podkreślał, że reforma uderzy przede wszystkim w „kapitalistów” i „spekulantów”, pozbawiając ich „poważnej części nagrabionych (...) kapitałów”. Niemało miejsca poświęcił zasadom wymiany, która miała się rozpocząć w poniedziałek, 30 października, i potrwać do 8 listopada. Następnie zaprezentował kolejną ustawę, zakazującą posiadania dewiz oraz kruszców w postaci „nieużytkowej”. Zapowiedział również podwyżkę o 50 proc. (od 30 października) ceny wódki, co motywował walką z alkoholizmem.

W dyskusji wzięły udział zaledwie dwie osoby – szef związków zawodowych Wiktor Kłosiewicz i Józef Ozga-Michalski jako przedstawiciel chłopów – i entuzjastycznie poparli rządowe pomysły. Obie ustawy uchwalono jednogłośnie i przyjęto „hucznymi oklaskami”. O godz. 22.45 wicemarszałek Barcikowski ogłosił zamknięcie obrad.

Wkrótce informację o reformie podano przez radio. Ten, do kogo hiobowa wieść dotarła wcześnie, próbował uratować choć część oszczędności. Powszechnie stosowaną (głównie na prowincji) strategią było ruszanie do dalej położnych, pozbawionych dostępu do informacji wsi i kupowanie wszystkiego, co miało wartość: koni, bydła, trzody, drobiu, pierzyn, poduszek. Oddawano stare długi, regulowano należności za pracę etc. Chociaż propaganda oskarżała o takie czyny przede wszystkim kułaków i spekulantów, postępował tak każdy mający ku temu okazję. Np. w podlaskim Brańsku sekretarz Gminnej Rady Narodowej w nocy zaczął budzić chłopów, chcąc kupić bydło. W tym przypadku potraktowano go jak wariata, jednak wielokrotnie takie transakcje dochodziły do skutku. Władze demonstracyjnie stawały po stronie „biedniaków”, karząc ujawnionych nabywców i zwracając zwierzęta. Np. w województwie gdańskim „zwrócono poszkodowanym machinacjami kułaków, głównie biednym chłopom, 7 koni, 6 krów, 10 świń, owce i gęsi”. Ukłonem w stronę biedniejszej części wsi było umożliwienie spłaty podatku gruntowego w starych pieniądzach. To też wykorzystywali bogatsi sąsiedzi, pożyczając pieniądze i żądając zwrotu już w nowej walucie, ale w lepszej relacji niż otrzymaliby w punkcie wymiany (np. 100:2).

ORMO pod sklepem

W miastach, gdzie wszyscy dowiedzieli się o wymianie mniej więcej w tym samym czasie, strategie społeczeństwa musiały być odmienne. W niedzielę można było w kinach, teatrach czy placówkach gastronomicznych płacić starymi pieniędzmi (od 30 października do 5 listopada można było kupować za nie podstawowe artykuły, ale w przeliczniku 100:1). Przed kioskami z gazetami, cukierniami, sklepami ustawiły się więc długie kolejki chętnych do wydania pieniędzy. Dla prywatnych kupców czy restauratorów sprzedaż czegokolwiek tego dnia było czystą stratą, próbowano więc w ogóle nie otwierać sklepów i cukierni, czemu z kolei przeciwdziałała milicja, ORMO, grupy aktywistów młodzieżowych i partyjnych. Sklepikarze próbowali się jeszcze ratować, oddając towar „na zeszyt”, pod warunkiem spłaty już w nowych pieniądzach.

W sklepach państwowych i spółdzielczych personel powszechnie ukrywał towary, wykazując w remanentach, że zostały sprzedane do soboty. Potrzebna do takiej operacji gotówka była nieraz inwestycją rodziny lub zaufanych znajomych sprzedawców. Gromadzono, z nadzieją na korzystną odsprzedaż, wszystko, co można było dłużej przechować: cukier, papierosy, alkohol, artykuły tekstylne. Wszelkie gwarantowane przez państwo zobowiązania miały być przeliczane po dobrym kursie, na porządku dziennym było więc fałszowanie na pocztach przekazów pieniężnych, pozornie wysyłanych jeszcze 28 października. Podobnie jak na wsi starano się zwracać długi, płacić za usługi i przede wszystkim – oblegano knajpy. Chodziło nie tyle o zalanie robaka, co o wydanie pieniędzy w nie najgorszy w końcu sposób. Wobec podwyżki cen wódki jej sprzedaż była w niedzielę zakazana. Mało kto jednak tego przestrzegał i 29 października pobito chyba wszelkie rekordy w spożyciu wysokoprocentowych alkoholi.

Dla ludności miast i wsi

Władze z niepokojem obserwowały zachowanie kleru, tym bardziej że większość Polaków spotkała się podczas niedzielnych mszy. Księża byli jednak zbyt zastraszeni, aby otwarcie wyrażać dezaprobatę. Podczas nabożeństw decyzje władz komentowano sporadycznie, częstsze było natomiast nawoływanie o niewymienianie pieniędzy, lecz ofiarowanie ich na kościół. Agenci z całego kraju donosili o wyjątkowo wysokich tego dnia datkach na tacę. Np. w Dubiecku na Rzeszowszczyźnie jedna z parafianek dała 50 tys. zł, powszechnie zaś rzucano 500–1000 zł. Tak czy inaczej, i te pieniądze znalazły się w kolejnych dniach w punktach wymiany.

Rozpoczęta w poniedziałkowy poranek akcja wymiany rozkręcała się powoli. Kasjerzy, zwłaszcza w małych miejscowościach, nieprzyzwyczajeni do takich operacji, mimo wzmocnienia posiłkami z miast, nie dawali sobie rady. Byli zdezorientowani, stremowani, na nich skupiała się często frustracja mieszkańców. Dla posiadaczy większych sum problemem była nie tylko strata dwóch trzecich oszczędności, ale również sam fakt ich ujawnienia, zwracający uwagę władz. Mieli zresztą rację, gdyż każdy interesant z grubszym portfelem był starannie odnotowywany. Początkowo obserwowano więc procedurę wymiany, starając się znaleźć sposób uratowania już nie tyle pieniędzy, co siebie. Bogaci chłopi, młynarze, restauratorzy, kupcy, by nie wchodzić w oczy miejscowym szpiclom, dokonywali wymiany w innej gminie lub w większym mieście, gdzie łatwiej było zginąć w tłumie. Sporadycznie zamieniano też od razu większą gotówkę, przynosząc nie więcej niż 300 tys. zł. Często proszono o dokonanie wymiany członków rodziny lub znajomych. Podobnie postępował Kościół, warszawska kuria rozdała pieniądze proboszczom. Ci z kolei własne zasoby powierzali zaufanym parafianom.

Jak deklarował podczas sejmowego exposé minister Dąbrowski, jednym z podstawowych celów reformy było „dokonanie przesunięcia części zasobów pieniężnych kapitalistów na rzecz ludności pracującej miast i wsi”. Propaganda podkreślała, jak zadowoleni z wymiany są biedniejsi chłopi i robotnicy. Rzeczywiście, takie deklaracje nie należały do rzadkości. Np. w podradomskim Skaryszewie „chłopi uśmiechali się z zadowoleniem”, słysząc narzekania stojącej w kolejce do wymiany żony młynarza. Szybko się jednak okazało, że znaczną część oszczędności prywatna inicjatywa już dawno zamieniła na złoto, dewizy i towary, a reforma uderza w żyjących z pensji, którzy nagle stracili większość oszczędności na zakup opału, butów czy płaszcza. Powszechne były takie doniesienia, jak z Zabrza, gdzie niezidentyfikowany robotnik „w stanie podchmielonym śpiewał na ulicy: wygrali, wygrali, komuniści wygrali, bo pieniądze robotnikom zabrali, zabrali”. Na życie targali się nie tylko tracący krocie bogacze, lecz także robotnicy z uciułanymi kilkoma tysiącami złotych. Jak zresztą skrupulatnie odnotowały raporty UB, powszechnie złorzeczyli również członkowie PZPR i funkcjonariusze MO.

Zakaz posiadania

Ustawiczne porównywanie nowej złotówki do „najsilniejszej waluty świata” – rubla, dawało podstawę do plotek (zresztą nieodległych od prawdy), że reformę przeprowadzono na rozkaz Kremla. Jakiś szpicel donosił o wypowiedziach w Wałczu, że „na monetach brakuje tylko sierpa i młota, to wtedy byłby komplet”. Sposobem odreagowywania było błyskawiczne pojawienie się licznych dowcipów, np.: „– Jak wyszedłeś na wymianie? – Zrobiło się troszkę pieniędzy. – Co mówisz! W jaki sposób? – Było dużo – zrobiło się troszkę”. Lub: „– Jak z wymianą u ciebie? – Straciłem tysiąc złotych... – Co, tylko tyle? – ...dolarów”.

Jak bowiem wspomniano, druga z uchwalonych 28 października ustaw zakazywała już nie tylko nielegalnego handlu dewizami lub kruszcami, ale wręcz ich posiadania: pierwszych całkowicie, drugich – w „postaci nieużytkowej”. Dewizy, złoto czy platynę należało do 15 listopada odsprzedać państwu (po całkowicie nieopłacalnym kursie) lub oddać w depozyt. Za samo posiadanie złotych monet lub sztabek groziło do 15 lat więzienia, za handel nimi – nawet kara śmierci. Mimo to spora część posiadaczy złota i dewiz postanowiła obronić swoje rezerwy. Powszechną strategią było potajemne przerabianie złotych monet na legalne pierścionki lub obrączki czy deponowanie walut u mniej podejrzanych znajomych lub dyplomatów. Władze doskonale zdawały sobie z tego sprawę i gdy tylko zaczęto ok. 5 listopada likwidować punkty wymiany złotówek, funkcjonariuszy UB i MO rzucono do demonstracyjnych akcji przeciwko posiadaczom walut. Trzeba przyznać, że z widocznym skutkiem – jeżeli w województwie gdańskim do 4 listopada placówki NBP skupiły zaledwie 1542 dol., to tylko 13 listopada – 4223. Do 15 listopada gdańszczanie odstąpili państwu ponad 21 tys. dol., prawie 5,5 tys. funtów i 4,5 kg złota.

W różnych „bankach ziemskich” pozostało jednak niemało złotych rubli, dolarów, marek. Znacznie lepiej powiodło się państwu z rodzimą walutą – wymieniono 98,5 proc. pieniędzy znajdujących się w obiegu, pauperyzując przy okazji niemałą część obywateli. Pozostawiło to tak głębokie ślady w pamięci zbiorowej, że praktycznie do końca PRL każda plotka o wymianie pieniędzy błyskawicznie wywoływała panikę, wyścig do banków i sklepów, a przed denominacją w 1995 r. władze długo i cierpliwie przekonywały Polaków, że naprawdę nie ma się czego obawiać.

Autor jest profesorem w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Wkrótce ukaże się jego książka o czarnym rynku w PRL.


Jerzy Kochanowski
22 lipca 2008


Złoto na czarno
Złoto zawsze było lekiem na trudne czasy. Również w PRL ten medykament był w powszechnym użyciu, najczęściej w warunkach konspiracyjnych.


Znaczną część polskiego XX w. można bez wątpienia umieścić w rubryce „ciężkie czasy”. Dwie wyniszczające wojny pokazały, jak łatwo i niespodziewanie można stracić życie i cały jego materialny dorobek. Zmiany systemów politycznych, przesunięcia granic, kryzysy gospodarcze, inflacja (i hiperinflacja) uświadomiły, że lokaty bankowe, papiery wartościowe, a nawet nieruchomości są niepewną inwestycją. Natomiast waluty, złoto, biżuteria, brylanty nie tylko ułatwiały doczekanie lepszych czasów, ale można je było ukryć lub zabrać ze sobą.


Uratowane skarby pomagały odbudować powojenną egzystencję – założyć sklep, warsztat, rozwinąć interes, wyremontować dom. Z drugiej strony państwo utrzymało ścisłą reglamentację całego obrotu walutowego, płacąc zarówno za kruszce, jak i waluty znacznie mniej, niż oferowali tzw. waluciarze. Nic dziwnego, że czarny rynek kwitł, szybko dopasowując do pokojowych czasów wypracowane podczas wojny formy działania. Na rozmiar czarnogiełdowych operacji wpływały również powojenne migracje.

Dla ludzi ze smykałką do interesów i bez skrupułów pierwsze powojenne lata to było eldorado. Jednak kupcy, rzemieślnicy, jubilerzy, fabrykanci, młynarze, restauratorzy, ale też pospolici kombinatorzy wyczuwali bliski koniec prosperity, starając się jak najlepszą lokatą ubezpieczyć przyszłość. Dopingowały do tego pogłoski o nowej wojnie. Inwestowali więc w złoto, które stało się długoterminową gwarancją, chroniącą przed coraz bardziej przewidywalnymi (zwłaszcza od rozpoczęcia tzw. bitwy o handel) zamierzeniami władz. Czarny rynek nie zamarł nawet po rygorystycznej ustawie z 28 października 1950 r., zakazującej już nie tylko handlu dewizami i kruszcami, ale wręcz ich posiadania. Za posiadanie złotych monet czy sztabek groziło do 15 lat więzienia, za handel nimi – nawet kara śmierci. Część społeczeństwa posłusznie oddała państwu posiadane waluty lub kruszce, część się jednak nie poddała, ograniczając się tylko do lepszego – jak sądzono – zakonspirowania zasobów w przeróżnych „bankach ziemskich”. Również nielegalny obrót walutami i złotem zszedł jeszcze głębiej do podziemia.

Prawa ekonomii bowiem są niewzruszone: jeżeli jest popyt, znajdzie się również i podaż.

Tymczasem w Polsce nie brakowało czynników utrzymujących czarną giełdę przy życiu. Rabunkowa wymiana pieniędzy z 1950 r. była doświadczeniem tak bolesnym, że obawa przed ewentualną powtórką stała się trwałym elementem życia społeczno-gospodarczego aż do końca PRL, powodując co jakiś czas wybuch paniki, zawsze zaś niewiarę w złotówkę.

Ten, kto przetrzymał złoto i waluty do 1956 r., mógł odetchnąć z ulgą. Zniesienie w listopadzie 1956 r. zakazu posiadania dewiz, złota i platyny nie oznaczało oczywiście przyzwolenia na swobodny obrót, nie był on jednak tak zwalczany jak wcześniej. Skoro nie karano za posiadanie złotych sztabek i monet – szybko stały się one celem marzeń tezauryzatorów, których liczba dzięki zapaleniu w 1956 r. zielonego światła dla prywatnej inicjatywy znacznie się powiększyła.

Działalność gospodarcza, korupcja czy tzw. przestępczość aferowa szybko prowadziły do powstawania niemałych fortun, które należało gdzieś (i w czymś) ulokować. Samochód i dom były zbyt ostentacyjne (zresztą, ile można mieć domów lub samochodów?). Pozostawały dewizy i złoto (co błyskawicznie doprowadziło do wzrostu cen). Od końca lat 50. można zauważyć pogłębiający się rozziew ról ekonomicznych dolara i złota. Pierwszy stał się rodzajem kapitału obrotowego, drugie ugruntowało swoją pozycję lokaty długoterminowej, naruszanej w sytuacji rzeczywiście kryzysowej.

Lokaciarze, jak ich nazywano w milicyjno-dziennikarskim żargonie, nasilali działania w okresach zaostrzającej się sytuacji politycznej lub rynkowej. Paniki rynkowe, wywołane obawami wojennymi (kryzys berliński 1961 r., kubański 1962 r., czechosłowacki 1968 r.) albo powtarzającymi się pogłoskami o wymianie pieniędzy lub podwyżkach, powodowały nie tylko wykup makaronu, cukru i konserw, ale też wzrost kursu dolara i większy popyt na złoto.

Na kursy dewiz i złota wpływ miała polityka władz wobec prywatnej inicjatywy. Zapoczątkowane w 1969 r. i trwające do początku lat 70. restrykcje doprowadziły do przejściowego zbiednienia prywaciarzy, a w rezultacie – spadku cen na artykuły lokacyjne (między grudniem 1970 r. a czerwcem 1971 r. dolar staniał ze 127 zł do 97 zł, stugramowa sztabka złota z 23 tys. do 19 tys. zł, a dwudziestodolarówka z 8,2 tys, do 6,8 tys. zł).

Kiedy jednak wkrótce znów zapalono zielone światło, a znamiona kryzysu wewnątrzpaństwowego stały się bardziej widoczne, wzrósł popyt. Polski złoty rynek był uzależniony nie tylko od polityki wewnętrznej, lecz również od wahań cen na giełdach międzynarodowych. Np. światowy wzrost cen złota na przełomie lat 1979 i 1980 był szybszy niż wzrost czarnorynkowych cen w Polsce. W rezultacie przywóz kruszcu nad Wisłę stał się nieopłacalny. Kiedy jednak w połowie lat 80. złoto na świecie staniało, a w Polsce rósł nawis inflacyjny, kruszec znowu zaczął napływać szerszym strumieniem.

Jak złoto trafiało nad Wisłę? Monety i sztabki oraz wyroby użytkowe były w Polsce droższe niż np. w ZSRR czy na Zachodzie. Należało je więc nabyć tam, gdzie były tańsze, a potem przywieźć legalnie (z opłaceniem cła) lub nielegalnie. A nabyć za wywiezione (lub przemycone) z kraju dewizy. Więc jednym z głównych celów polskiego czarnego rynku walutowego było zdobycie środków na zakup złota. Media stale informowały o istnieniu trudniących się tym procederem „grup przemytniczo-dewizowych”. Zdarzały się zapewne takie o mafijnym charakterze, jednak większość to twory luźne, których członków (od wyższych urzędników i prywaciarzy, przez celników, po kolejarzy, kierowców i marynarzy) łączył przede wszystkim zysk.

„Złote gangi – pisała w 1973 r. dziennikarka „Odgłosów” – działały i działają w przeróżnych konfiguracjach osobowych, kojarzą ludzi o tak różnych poziomach kultury, wiedzy, stanowisk, mentalności, że nic już nie jest w stanie nas zdziwić. Tysiące ludzi pragnie, na wzór legendarnego Midasa, otaczać się złotem”. Czasami obroty były naprawdę hurtowe. Przez ręce skazanego w 1976 r. Mieczysława Młynarczyka przeszło w latach 1963–1973 m.in. ok. 114 tys. złotych dwudziestodolarówek, 14 tys. pięciorublówek, 2245 kg złota w sztabkach. W 1972 r. szacowano, że co roku nielegalnie wywożono z Polski 10 mln dol., za które kupowano za granicą ok. 2,5 tony złota. Na ile jednak były te szacunki bliskie prawdzie i jak się zmieniały, nie przekonamy się zapewne nigdy.

Tzw. złoto użytkowe można było teoretycznie wwieźć legalnie po opłaceniu niespecjalnie wysokiego (od 1971 r.) cła. Czyniono tak jednak sporadycznie: w 1973 r. oficjalnie przywieziono nieco ponad 50 kg, a w 1974 r. – 64 kg. Resztę przemycano, by uniknąć drażliwych pytań o pozyskane środki na kupno złotych łańcuszków czy bransolet. Złoto próbowała przemycać praktycznie każda kategoria podróżnych przekraczających granice Polski, a strategie przemytnicze mogłyby dostarczyć materiałów na niejedną powieść sensacyjną (komedię, tragedię, czasami farsę). Początkowo przemytem zajmowali się głównie podróżujący służbowo kolejarze i marynarze. Kiedy po 1956 r. furtki na granicach szerzej się uchyliły, a w latach 60. i 70. ruch stał się wręcz masowy, a także poszerzył się horyzont geograficzny (aż po Bliski i Daleki Wschód czy Amerykę) i możliwości transportowe (samochód, samolot) – przed celnikami pojawiło się nie lada zadanie.

Na oryginalny sposób wpadł technik dentystyczny z Łodzi Jerzy Paszkowski. W latach 1959–1964 wywiózł (w wydrążonych wędlinach) do Francji 38 tys. dol., a sprowadził za nie ok. 30 kg złota. Sproszkowany kruszec wędrował do Polski w „fabrycznie” zamkniętych puszkach kawy lub kakao. Po dotarciu przesyłki oddzielenie złota i przetopienie w sztabki nie nastręczało większych problemów.

Takie rozwiązanie było jednak dobre dla detalistów. Hurtownicy potrzebowali kanałów pewniejszych i gwarantujących większą przepustowość, nawet jeżeli wymagało to wcześniej staranniejszej logistyki czy skorumpowania służb granicznych. Korzystano więc z dróg morskich, lądowych i powietrznych, ale nie zaniedbywano zarówno tradycyjnego przemytu przez zieloną granicę, jak i wykorzystywania masowego ruchu turystycznego (wychodząc z założenia, że plecakowi turyści nie są tak drobiazgowo kontrolowani). Rozwiązaniem idealnym był przemyt przez osoby, które wyjeżdżały często, a jednocześnie przed kontrolą chronił je prestiż społeczny lub prerogatywy zawodowe (dyplomaci).

W pierwszej grupie masowo trudnili się przemytem (praktycznie aż do końca PRL) sportowcy. W połowie lat 60. o przemyt oskarżeni byli m.in. oszczepnik Janusz Sidło czy (późniejszy) medalista olimpijski Władysław Komar. Sprawę najbardziej popularnych sportowców zamieciono pod dywan. Jednak w przypadku mniej znanych nazwisk (lub mniej popularnych dziedzin sportu) zbyt ostentacyjna działalność dewizowo-przemytnicza kończyła się przed sądem (np. w latach 1968–1972 członków Związku Brydża Sportowego).

Dobrze był również rozwinięty transfer złota drogami dyplomatycznymi. W 1962 r. okazało się, że kurierzy zarówno Departamentu I MSW (wywiadu), jak MSZ, korzystając z poczty dyplomatycznej przemycili do Polski m.in. 4 tys. złotych dwudziestodolarówek, sztabki etc., wywożąc co najmniej 160 tys. dol. Równie dobrze jak polscy dyplomaci potrafili liczyć ich cudzoziemscy koledzy. Praktycznie od zakończenia wojny do końca lat 80. powtarzają się informacje o prowadzonym przez nich – na masową skalę – handlu dewizami i złotem. Dotyczyło to zarówno pracowników ambasad Włoch czy Finlandii, jak również Iranu, Brazylii czy Meksyku.

Nie tylko dyplomaci wpływali na kosmopolityczny obraz polskiej giełdy złota. Dochody, które gwarantowała gra na niej, były na tyle duże, że ryzyka podejmowali się zwykli obywatele, zarówno Wschodu, jak Zachodu. Duńczykom opłacało się przeszmuglować do Polski złoto skradzione w latach 1971–1972 na kopenhaskim lotnisku Kastrup. Przedstawiciel francuskiego oddziału General Electric Jean Theophile Girardot w ciągu kilku lat (1968–1970) przywiózł do Polski ok. 35 kg złota w sztabkach i 7 tys. złotych monet rublowych, a wywiózł 170 tys. dol. W transferze złota do Polski wyspecjalizowali się obywatele Jugosławii, Czesi i Słowacy, a zwłaszcza Węgrzy. Budapeszteński dworzec Keleti był uznawany za ważne – w skali europejskiej – centrum nielegalnego handlu złotem i walutą.

Dotykamy tutaj geograficznego aspektu polskiej gorączki złota. Tradycyjnymi źródłami złotej biżuterii były początkowo Włochy lub ZSRR, a monet i sztabek Hamburg i Amsterdam (przy transferze szlakiem marynarskim) lub Wiedeń i Berlin Zachodni (przy przemycie drogą lądową). W miastach tych istniały firmy (zazwyczaj prowadzone – co w latach 60. autorzy milicyjnych sprawozdań starannie podkreślali – przez żydowskich uchodźców z Polski), specjalizujące się w dostarczaniu towarów (w tym złota) poszukiwanych na rynku polskim. Dla kreatywnych jednostek nie było praktycznie miejsca na ziemi, gdzie nie można było zrobić złotego interesu. W latach 70. odkryto Turcję i kraje Bliskiego Wschodu. Pod koniec tej dekady zwrócono uwagę na Kubę, gdzie złoto (kupowane na czarnym rynku) było relatywnie tanie.

Jakie stanowisko zajmowało państwo wobec powyżej zarysowanej aktywności społeczeństwa? Z jednej strony miało przecież monopol zarówno na obrót dewizowy, jak kruszcami, a tezauryzacyjne działania obywateli, bazujące na przemycie i nielegalnym handlu dewizami, były ewidentnym łamaniem prawa. Z drugiej jednak strony złote monety czy sztabki, chowane przez obywateli na strychach czy w ogródkach, niwelowały w pewien sposób nawis inflacyjny i masa wolnych pieniędzy nie wędrowała na oficjalny (i pusty) rynek. Po trzecie zaś, państwo również potrzebowało złota, a jednym z istotniejszych źródeł był zakup od osób prywatnych. To zaś skłaniało do dyskrecji i powściągania zbyt daleko idących działań represyjnych.

W rezultacie polityka wobec złotych interesów obywateli toczyła się dwutorowo. Z jednej strony służby celne i milicja wykonywały swoją robotę, tropiąc przemyt czy rozpracowując gangi dewizowo-przemytnicze (co nie przeszkadzało funkcjonariuszom MSW zaangażować się w operację Żelazo). Z drugiej zaś instytucje uprawnione do skupu kruszców – Veritas, Ars Christiana, Jubiler – dbały, aby złoto płynęło od obywateli szerokim strumieniem i prowadziły politykę niezrażania ewentualnych sprzedających. Wprowadzone w 1957 r. zasady skupu były w przypadku złota i platyny liberalniejsze niż w przypadku artykułów spożywczych i przemysłowych. Ceny złota ustawiono w skupie na takim poziomie, że opłacało się je przemycać w celu odsprzedaży państwu. Po cichu aprobowano fakt, że tylko minimalną część nabywanych od obywateli walorów stanowiło złoto użytkowe, a większość ewidentnie pochodzące z przemytu monety i sztabki. Państwo na swój sposób sponsorowało przemyt, gdyż pieniądze za skup złota zamieniano na dolary wywożone na Zachód, skąd napływały towary... i złoto.

Gdy w połowie 1961 r. obniżono cenę skupowanego złota, na skutki nie trzeba było długo czekać. Jeżeli w 1960 r. pozyskano 1997 kg złota (za 322 mln zł), to w 1961 r. – 1138 kg (152 mln zł), w tym 942 kg w pierwszym i 196 kg w drugim półroczu. Kruszec popłynął na oferujący wyższe ceny czarny rynek. Na początku lat 70. władze próbowały nieco uelastycznić politykę, podwyższając ceny skupu i zmniejszając zaporowe cło. Były to jednak zabiegi kosmetyczne i w dalszym ciągu sztywny system nie reagował skutecznie na prawdziwie rewolucyjne w latach 70. zmiany na światowym rynku złota. Aż do końca PRL państwo pozostawało w defensywie, i na tym polu przyznając prymat wolnemu rynkowi. Ostatecznie oddało ostatni kawałek złotego pola w 1990 r., kiedy Narodowy Bank Polski udzielił prywatnemu przedsiębiorcy pierwszą zgodę na obrót złotem dewizowym.

Trudno powiedzieć, w jakim stopniu kruszec zgromadzony przez Polaków w rozmaitych „bankach ziemskich” przyczynił się do powodzenia transformacji gospodarczej po 1989 r. Że Polacy nadal mu ufają – świadczą kilometrowe kolejki ustawiające się po emitowane przez NBP złote monety.

Nieraz już zwracałem się do czytelników „Polityki” z apelem o pomoc, zawsze z doskonałymi rezultatami. Teraz również: jeżeli ktoś chciałby podzielić się wspomnieniami z PRL na powyżej opisany temat, proszę o kontakt: prof. Jerzy Kochanowski, Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego, ul. Krakowskie Przedmieście 26/28, 00-927 Warszawa, j.p.kochanowski@uw.edu.pl.
========================

Tak to było, że dawniej można było posiadać marihuanę, ale nie wolno było posiadać dewiz i złota, a dziś jest odwrotnie!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Adwokat Diabła




Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 1279
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 19:23, 13 Wrz '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Fed dodrukuje dolary. Wall Street w górę

Amerykański bank centralny zdecydował po raz z trzeci z rzędu wspomóc słabnącą gospodarkę i dodrukuje do 40 mld dolarów miesięcznie, aby skupować za nie obligacje. Nie wyznaczył daty końcowej skupu. Do tej pory przeznaczył na ten cel już 2,3 biliona dolarów
Rynki finansowe wstrzymały dziś oddech czekając na decyzje amerykańskich bankierów. Nasz indeks WIG20 zyskał jedynie 0,3 proc., a przed komunikatem Fed zmiany indeksów na Wall Street były symboliczne - zyskiwały z grubsza 0,1 proc. Po komunikacie Fed natychmiast zyskały indeksy na Wall Street (0,6 proc.) i technologicznym rynku Nasdaq (0,5 proc.).

Bank centralny zadeklarował też, że utrzyma stopy procentowe na zerowym poziomie aż do połowy 2015 roku.

Fed działał pod ogromną presją ze strony rynków finansowych i ekonomistów, aby podjął stanowcze działania w celu wspomożenia amerykańskiej gospodarki. W drugim kwartale wzrost PKB sięgnął jedynie 1,7 proc., a prognozy na trzeci kwartał są również poniżej 2 proc., podobnie jak na cały rok. Bezrobocie wynosi obecnie 8,1 proc. i nie chce spadać.

Poza dodrukiem dolarów Fed nie ma już za wiele amunicji, aby rozruszać gospodarkę. Stopy procentowe zostały już dawno obniżone do zera, a mimo to tani kredyt wcale nie stymuluje gospodarki USA. Dodruk dolarów, czyli dopisywanie do ksiąg wirtualnych kwot, za które są kupowane z rynku obligacje rządowe, określa się mianem Quantitative Easing (QE).

Dotychczas Fed wykreował w ten sposób zawrotną kwotę 2,3 biliona dolarów. Ostatnia taka operacja trwała od listopada 2010 do połowy 2011 i miała wartość 600 mld dolarów. Wywołało to falę zakupów aktywów nie tylko na giełdach w Nowym Jorku, ale również w Azji i Europie. Dlatego po zakończeniu drugiego dodruku (QE2) dość szybko pojawiły się apele, aby Fed zdecydował się na kolejną taką operację, czyli QE3. Jednak dotychczas Fed był głuchy na oczekiwania rynków finansowych.

Źródło:http://wyborcza.biz/Gieldy/1,114507,1248....._gore.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
King Crimson




Dołączył: 27 Mar 2009
Posty: 2081
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 08:05, 14 Wrz '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W którymś wątku już o tym wspominałem, hiperinflacje czas zacząć. Najpierw Draghi drukuje dla Europy, 2 tygodnie później Berni odpala drukarki. Jaki to piękny przypadek... Może w ten sposób chcą utrzymać relację eur/usd, żeby nie było paniki? Heh zobaczymy. Tak czy siak oglądamy ten wykresik, bo jak wypierdoli w powietrze to tym samym nasze pieniążki też chuj strzeli.
http://www.bankier.pl/inwestowanie/profile/quote.html?symbol=ROPA
140-150 zobaczymy nim pies ogonem machnie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Krzyzak




Dołączył: 01 Sie 2011
Posty: 488
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 13:06, 09 Sty '13   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

nowy pomysł zamiast drukowania:

http://wyborcza.biz/Waluty/1,111132,1316.....#BoxBizTxt

Cytat:
Czy platynowa moneta wartości biliona dolarów uratuje Amerykę przed bankructwem? Mennica w West Point tylko czeka na zlecenie, żeby ją wyprodukować...
O magicznej monecie jest głośno, choć do bankructwa Ameryki zostało przynajmniej kilka tygodni. Pod koniec lutego amerykański dług publiczny osiągnie 16,4 bln dol., czyli limit ustalony przez Kongres. Jeśli kongresmeni go nie zwiększą, rząd nie będzie mógł emitować obligacji, żeby zdobyć pieniądze na bieżące wydatki. Dochody z podatków pokrywają zaledwie dwie trzecie wydatków rządu federalnego. Obama będzie musiał zdecydować, komu nie zapłacić: emerytom, agentom FBI albo CIA? A może wstrzymać wypłatę odsetek od długu zagranicznym wierzycielom Ameryki, np. Chińczykom?

Scenariusz wydaje się szalony, ale jeśli wierzyć Republikanom, którzy mają większość w niższej izbie Kongresu, nie jest fantazją. Zarzekają się, że nie zagłosują za podwyższeniem limitu długu, jeśli prezydent Obama nie zgodzi się na drastyczne obcięcie wydatków państwa. Uważają, że żadnego bankructwa nie będzie - po prostu rząd federalny przestanie żyć ponad stan. W ten drastyczny sposób Obama nauczy się oszczędzać.

Tak samo Republikanie straszyli półtora roku temu - wtedy porozumienie osiągnięto dzień przed bankructwem i limit został podniesiony (do obecnego poziomu), ale prestiż ucierpiał, bo agencja Standard & Poor's obniżyła rating kredytowy USA z idealnego AAA na AA.

Już wtedy nieśmiało mówiło się o bilionowej platynowej monecie, która mogłaby uratować Amerykę, gdyby republikanie wytrwali w postanowieniu, żeby doprowadzić rząd do bankructwa. Teraz pomysł odświeżył Paul Krugman, noblista z ekonomii i guru amerykańskich liberałów, który pisuje poczytne felietony w "New York Timesie".

"Prezydent Obama ma do wyboru dwie możliwości: zwariowaną, ale łagodną (moneta), albo zwariowaną i jednocześnie paskudną i katastrofalną (bankructwo). Wybór jest oczywisty" - twierdzi Krugman.

Departament Skarbu nie może dodrukować pieniędzy, żeby spłacić długi (a po osiągnięciu limitu nie ma też pozwolenia od Kongresu na emisję nowych obligacji), ale ma prawo, które zostało mu przyznane zapewne w wyniku pomyłki. Ustawa z 1996 roku zezwala mu na bicie monet z platyny o dowolnej wartości. Autorzy ustawy mieli na myśli oczywiście monety dla kolekcjonerów o rozsądnych nominałach, ale teraz Departament Skarbu może absolutnie w zgodzie z prawem zlecić mennicy w West Point w stanie Nowy Jork wybicie platynowej monety o wartości biliona dolarów.

Potem może zdeponować tę monetę w Rezerwie Federalnej, czyli w amerykańskim banku centralnym. Rezerwa nie może odmówić jej przyjęcia. Mając bilion dolarów na koncie, Departament Skarbu może wybierać z niego dowolne sumy i wydawać je, na co zechce, np. na emerytury, pensje, odsetki od zagranicznych długów itd.

W ten sposób limit długu publicznego zostanie de facto zwiększony o bilion dolarów z pominięciem Kongresu. Gdyby rząd Obamy uznał, że to za mało, może oczywiście wybić kolejną platynową monetę...

Czyżby rozwiązanie finansowych i politycznych problemów Ameryki było tak proste? Niezupełnie. Bilion dolarów magicznie wyciągnięty z kapelusza wywoła inflację - ostrzegają eksperci. Ale fani platynowej monety i na to mają rozwiązanie. Jeśli pojawi się groźba inflacji, to Fed może zacząć sprzedawać papiery wartościowe, które zgromadził w ostatnich latach w ramach tzw. quantitive easing. Operacja ta polegała na tym, że Rezerwa skupowała amerykańskie papiery wartościowe od prywatnych banków, płacąc gotówką (tak puszczono w obieg około dwóch bilionów dolarów). Zawsze może dokonać operacji odwrotnej: sprzedać papiery z quantitive easing i "odessać" nadmiarową gotówkę.

Scenariusz z platynową monetą wydaje się nawet bardziej fantastyczny niż bankructwo Ameryki, ale również on jest przez niektórych brany pod uwagę całkiem poważnie. W poniedziałek republikański deputowany Greg Walden złożył w Kongresie projekt ustawy, która zabroni Obamie produkcji takiej monety.

Oczywiście na razie nikt w administracji Obamy nie chce jej produkować. Nawet jeśli bilionowa moneta sama w sobie nie rozłożyłaby amerykańskich finansów, to miałaby zapewne katastrofalny efekt psychologiczny. Można sobie wyobrazić, że wierzyciele Ameryki byliby zaszokowani, gdyby faktycznie powstała. Mieliby obawy, czy amerykańskie obligacje są rzeczywiście taką pewną inwestycją, i trzeba by zaproponować im wyższe oprocentowanie, żeby chcieli je kupować. A jeśli Ameryka musiałaby oferować papiery wartościowe z takim oprocentowaniem jak Grecja czy Hiszpania, to naprawdę groziłaby jej katastrofa.

Niemniej jednak na stronie Białego Domu pod obywatelską petycją, żeby wybić monetę, podpisów przybywa. Wczoraj było ich już ponad 6 tys. Jeśli zbierze się 25 tys., Biały Dom będzie musiał oficjalnie ustosunkować się do sprawy.

Według wielu amerykańskich prawników i ekonomistów cała dyskusja o monecie bierze się stąd, że ustawa o limicie długu publicznego z 1917 roku jest absurdalna - pozwala Kongresowi głosować dwa razy nad tym samym. Kiedy kongresmeni przyjmowali budżet na bieżący rok finansowy (od września do września), wiadomo było, że dług publiczny osiągnie limit około lutego. Ale teraz grożą, że nie pozwolą rządowi płacić zobowiązać, które sami przyjęli, głosując za budżetem.

Read more: http://wyborcza.biz/Waluty/1,111132,1316.....z2HTmMD4zl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Komzar




Dołączył: 24 Wrz 2007
Posty: 1285
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 18:19, 09 Sty '13   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wszystko fajnie tylko nie rozumiem dlaczego po wybiciu takiej monety dług USA wzrośnie o miliard dolarów. Przecież właśnie spłacili miliard dolarów tą monetą. Taki jest jej nominał i koniec. To nie obligacja z terminem wykupu.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Ordel




Dołączył: 04 Lip 2009
Posty: 8682
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 06:55, 05 Maj '20   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Rezerwa Federalna: bardziej śmiertelna niż koronawirus.


http://www.ronpaulinstitute.org/archives.....ronavirus/


Te "amerykańskie" strony są jakieś pojebane , nie można wkleić przetłumaczonego tekstu Confused


W innym tekście Ron pisze ze USA na misjach zagranicznych wprowadzających amerykańską wersję Wolności i Demokracji mają 165 tysięcy żołnierzy . Wraz ze sprzętem i utrzymaniem tego to zbierze się niezła sumka .
_________________
https://www.youtube.com/watch?v=0K4J90s1A2M
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Gospodarka i pieniądze Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona: 1, 2   » 
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Drukarka FEDu znowu w akcji
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile