Zauważyłem kilka odrębnych, skłóconych ze sobą "orientacji" (nie seksualnych) myślowych, które pozornie nie mając nic wspólnego dostrzegają zło tego świata, powszechną manipulację, zepsucie elit, postrzegają obecny system jako zagrażający wolności jednostki i dążący do całkowitej kontroli nad człowiekiem; różni ich często ideologia, inaczej mówiąc byt, zjawisko, w którym szukaja wybawienia od owych destruktywnych sił i ta różnica w postrzeganiu remedium na nie, nie pozwala im spojrzeć na to co ich łączy, więc patrzą na to co ich dzieli.
Te skłócone obozy zwą się: libertanami, anarchistami, nacjonalistami, zielonymi, freestajlami, satanistami, komunistami, socjalistami
, i można tak wymieniać w nieskończoność etc. etc. etc.
Każda z tych orientacji ma swojego naturalnego wroga, ale w gruncie rzeczy te ideologie gromadzą ludzi których jednoczy jedna rzecz: negują teraźniejszość, buntują się przeciwko temu co jest dzisiaj, to co ich denerwuje jest często inaczej nazywane ale chodzi o to samo.
Co ciekawe, najbardziej dzielą ich często nie tyle różnice ideologiczne co spory o głupoty, które są rozdmuchiwane do rangii wielkich problemów, jak poglądy na eutanazje, homoseksualizm, narkotyki czy aborcje, tematy które powinny być raczej drugorzędnymi - ze względu na ważniejsze problemy!
Jak te pozornie sprzeczne obozy pogodzić i stworzyć ogólnopolski front odnowy i sprzeciwu wobec złu? Jak im uświadomić że podziały które stworzyli uniemożliwiają im osiągnięcie celu który sobie stawiają za najważniejszy: wyzwolenie z opresji, kłamstwa, manipulacji, niewoli?
To pytanie gnębi mnie od dłuższego czasu...