- Powiedziałem Amerykanom: albo wycofacie się w 2014 roku, albo wybudujecie z Rosją lub innymi krajami cywilny węzeł transportowy. Nam nie potrzeba żadnych baz wojskowych – oświadczył prezydent Kirgistanu, Atambajew.
Prezydent uznał też, że amerykańska obecność wojskowa stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Kirgistanu.
Dodał, że “nawet za 150 milionów amerykańskich dolarów rocznie” utrzymywanie tej bazy jest zbyt niebezpieczne.
Bazę lotniczą, położoną na terenie międzynarodowego portu lotniczego Manas w Biszkeku,
Amerykanie wykorzystują od 2001 roku do zaopatrywania swych wojsk w pobliskim Afganistanie.
Agencja dpa pisze, że od dawna nie podoba się to Rosji, która też ma w Kirgistanie bazę wojskową.
Atambajew ostrzegał, że w razie konfliktu amerykańsko-irańskiego pociski rakietowe wystrzelone w kierunku bazy mogą zagrozić Biszkekowi.
O rosyjskiej obecności wojskowej prezydent nie wspomniał.
Zapowiedział natomiast, że Kirgistan chce jak najszybciej przystąpić do unii celnej z Rosją, Kazachstanem i Białorusią.
PAP
Za: Stefczyk.info (29.12.2011) (" Kirgiz wygania Amerykanów ")
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Posted on 11 Wrzesień 2011 by rzeczpospolitapolska
20
Na internetowych stronach Muzeum Literatury im. A.Mickiewicza natknąłem się na anons następującej treści:
W dwudziestą rocznicę przedwczesnej śmierci Jana Józefa Lipskiego Instytut Pamięci Narodowej, Stowarzyszenie Wolnego Słowa oraz Uniwersytet Warszawski zapraszają na konferencję naukową Jan Józef Lipski z perspektywy XXI wieku, w której udział weźmie m.in. Łukasz Garbal z Instytutu Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, oddziału ML.
Sesja rozpocznie się 19 września o godz. 10.00 w gmachu dawnej Biblioteki Uniwersyteckiej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.
Misją Muzeum Literatury, według jego założycieli, jest gromadzenie i przechowywanie dóbr kultury, w tym zabytków i materiałów dokumentacyjnych w zakresie literatury polskiej. Zatem przyjrzyjmy się, choć jednemu, na szczęście już nieżyjącemu, „polskiemu” tzw. intelektualiście.
Poniżej filmowa wypowiedź wspomnianego w anonsie Ł.Garbala, adiunkta w Muzeum Literatury:
Z tej wypowiedzi warto zapamiętać jedno:
J.J.Lipski od 1956r. występował przeciw rządom W.Gomułki. A więc przeciw rządom, które odsunęły od władzy – niestety w zbyt skromnym wymiarze – antypolski, żydowski element, w tym także żydowskich zbrodniarzy z UB winnych wymordowania w latach 1944-56
600 tys. Polaków tylko na obszarze PRL, czyli w granicach po 1945r.
Warto zaznaczyć, że Muzem Literatury jest instytucją współprowadzoną przez Samorząd Województwa Mazowieckiego oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. I tak oto polski podatnik finansuje antypolską, antynarodową działalność placówek „polskiej” kultury.
O rocznicy śmierci J.J.Lipskiego informuje także żydowska Gazeta Wyborcza, mająca największy w Polsce nakład spośród wszystkich pozostałych gazet – i także żydowskich.
Notka o J.J.Lipskim
Jan Józef Lipski (1926-91) – mason (narodowość trudna do określenia), wyróżniający się wrogością do Polski i Polaków, wuj A.Celińskiego, częsty gość w domu braci Kaczyńskich, prowadził Klub Krzywego Koła.
KKK założyła J. Bristiger „Luna”, żydowska zbrodniarka UB, ciotka A.Sandauera – także „polskiego” krytyka i pisarza.
W zebraniach KKK brali udział: W.Bartoszewski, J.Kuroń, J.Staniszkis, A.Michnik, K.Modzelewski, J.Olszewski, J.Urban – tak, ten od tygodnika „Nie”, a wcześniej rzecznik władzy stanu wojennego – sam kwiat antypolskiego żydostwa.
J.J.Lipski pisywał w opozycyjnym wobec władzy po 1956r. tygodniku „Po prostu” skupiającym głównie antypolskie, żydowskie elementy – elementy stalinowsko-trockistowskie.
J.J.Lipski był jednym z założycieli KOR-u – nie muszę dodawać, że celem KOR było dążenie do obalenia ekipy E.Gierka, więc w istocie była to działalność antypolska.
J.J.Lipski napisał książkę „Dwie ojczyzny – dwa patriotyzmy”, stwierdził w niej, że Polacy mają jedynie prawo do terytorium byłego Księstwa Warszawskiego i Galicji. Od 1956r. wespół z całym antypolskim żydostwem działał systematycznie na rzecz likwidacji Państwa Polskiego, co zostało uwieńczone sukcesem w sierpniu 1980r. strajkami „Solidarności” i likwidacją polskich rządów. Kolejne sukcesy żydostwa to 1989r. – żydowski „okrągły stół”, 2004r. – wtłoczenie Polski do żydowskiego obozu UE i w 2010r. podpisanie traktatu lizbońskiego – konstytucji JudeoUE-państwa, czyli likwidacja suwerenności RP.
J.J.Lipski obarczał także Polaków winą za zbyt małą ofiarność w pomaganiu Żydom w czasie okupacji, co przyczyniło się do nadmiernej liczby żydowskich ofiar.
Kilka refleksji
Czyż nie jest hańbą dla prawie czterdziesto milionowego narodu, że antypolska żydowska mniejszość określa nam kanony w literaturze, wyznacza standardy prawne, moralne, polityczne, kształtuje nam oświatę, media, całe gospodarcze życie, urządza sobie tzw. demokratyczne wybory i dzięki temu, poprzez opanowanie całej politycznej sfery, która winna być wyłączną domeną rdzennego narodu, realizuje holokaust na Polskim Narodzie?
Gdyby A.Hitler zrealizował plan oczyszczenia Europy z Żydów (nigdy nie zakładał ich wymordowania, a jedynie wysiedlenia – plan zrealizowany zaledwie w kilku procentach), gotów byłbym wybaczyć Niemcom ludobójstwo Słowian i pierwszy stawiałbym A.Hitlerowi pomnik. Tu trzeba dodać, że gdyby plan wysiedlenia Żydów – wszystkich Żydów – z Europy został w ogóle zrealizowany być może nie doszłoby do ludobójstwa Słowian, nie byłoby zbrodniczego żydo-bolszewickiego totalitaryzmu (ponad 100 mln śmiertelnych ofiar), nie byłoby także żydowskiego totalitarnego tworu UE. Nie byłoby w dzisiejszej Europie kryzysu finansowo-gospodarczego. Niestety, w najwyższym kierownictwie III Rzeszy większość stanowili Żydzi (podobnie było w ZSRR do 1953-56r.).
II wojna św. (I w.św. także) była dziełem anglosaskiej (tzn. żydowskiej) finansjery. To z jej inspiracji zginęło tylko w II wojnie kilkadziesiąt milionów Europejczyków, a Żydów zaledwie 350 tys. Liczbę 350 tys. Żydów, którzy zginęli w II w.św. podał jakiś czas temu pewien żydowski historyk z Izraela – i chyba „antysemita”.
Liczba zamordowanych w czasie II w.św. Żydów rozdęta oficjalnie do 6 mln (dzisiaj, zdaje się, już zmniejszona do 4 mln) jest w świecie jedyną tego typu historyczna informacją chronioną przez kodeksy państw Zachodu – nie wolno jej podważać (?). Ma ona przecież ogromne znaczenie finansowe, pozwala Żydom z WJC (Światowy Kongres Żydów) wyłudzać od większości europejskich państw – czyli od podatników – liczone w dziesiątkach, w setkach miliardach $ USA i ciągle rosnące, odszkodowania. A więc liczba ta jest tak samo dobrze chroniona jak interesy światowej – tak – żydowskiej – oligarchii finansowo-gospodarczej.
Mało kto wie, że w III Rzeszy w latach 1943-45 toczyło się kilkaset procesów przeciw funkcjonariuszom państwa, którzy przyczynili się do śmierci Żydów. Kilka z nich zakończyło się wyrokami śmierci, a dwa: przeciw A.Eichmannowi, autorowi „Ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” oraz przeciw R.Hoesowi, komendantowi obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, przerwało zakończenie II w.św. i upadek III Rzeszy.
Powyższego mojego zdania o stosunku do A.Hitlera proszę nie odczytywać opacznie. Choć skądinąd – i trzeba to uczciwie powiedzieć – A.Hitler był jednym z najwybitniejszych polityków XX w., który jednak nie potrafił dobierać sobie współpracowników, co z kolei dowodzi, że nie był antysemitą – potwierdza to zresztą Mein Kampf. Zatem, niemiecką dokładność, obowiązkowość, propaństwowość można między bajki włożyć. Germański duch Niemców został skutecznie zniszczony przez żydostwo w ciągu ostatnich 120 lat.
Jedyna dzisiaj nadzieja na uwolnienie spod żydo-władzy pozostaje we wschodniej Słowiańszczyźnie i w kolorowej ludności USA, w których, według wszelkich znaków na niebie i ziemi, rozpocznie się holokaust Żydów. Możliwe, że sprzymierzeńców w walce o prawa narodów do suwerenności znajdziemy także wśród narodów arabskich.
Polonia w USA została rozbita przez żydo-agenturę z Polski. Złamała nawet E.Moskala pod koniec jego prezesury. Jako tako funkcjonuje jeszcze USOPAŁ J.Kobylańskiego w Ameryce Łacińskiej, ale i USOPAŁ jest mocno przefiltrowany przez żydostwo z Polski i Mossad.
Polonia na wschodzie tuż przed rozpadem ZSRR i po nim, była organizowana przez Żydów z KGB ZSRR, współpracujących z Mossadem i z żydo-masonerią, z zamysłem wykorzystania Polonii jako V kolumny przeciw władzom państw powstałych z byłych republik ZSRR (przykład Polonii na Białorusi).
W Polsce po 1980r. żydostwo opanowało całkowicie życie polityczne i gospodarcze kraju. Korupcja polityczna i gospodarcza toczy się głównym nurtem funkcjonowania państwa – ta żydo-mafia działa legalnie i jest całkowicie bezkarna.
Przy okazji notatki o antypolskim elemencie, J.J.Lipskim, uwidocznił się fakt, którego nie dostrzega znaczna część Polaków. Żydostwo w Polsce jest podzielone na dwa nurty: PiS – aktualny reprezentant interesów żydostwa anglosaskiego oraz PO – aktualny reprezentant żydostwa europejskiego – lewactwa. Oczywiście nad tymi odłamami czuwa żydo-masońska czapa w postaci Fundacji S.Batorego, która jest odpowiednikiem np. tzw. Grupy de Bildreberg – międzynarodowego żydo-masoństwa planującego stworzenie NWO.
Fundację S.Batorego założył w Nowym Yorku w 1988r. G.Soros (potem był gospodarczy plan Sorosa – Sachsa dla Polski przyjęty w 1988r. przez rząd Żyda, M.F.Rakowskiego i nazwany w Polsce planem Balcerowicza).
Te dwa rywalizujące między sobą o władzę nad Polakami żydowskie odłamy występują jednak zawsze zgodnie razem przeciw Polakom, którzy odważą się wskazać na antypolskie działanie żydostwa w Polsce.
Dobrym tego przykładem był mój start w wyborach samorządowych w Otwocku – małej podwarszawskiej mieścinie. Żeby zdyskredytować narodowca (proszę nie odczytywać tego jako mojej megalomanii, jestem nacjonalistą i zawsze to podkreślam) żydo-media TVN24 popierające PO i zwalczające PiS, stanęły ramię w ramię z PiS przeciw mnie, przeciw Polakowi wskazującemu na destruktywną rolę żydostwa w Polsce – narodowe postawy trzeba niszczyć w zarodku, nawet w maleńkim Otwocku i żydostwo ma na takie działania wszelkie środki. Dowód:
Nie, ale musimy być cierpliwi. Charakterystyczną cechą żydostwa w ogóle, a więc i światowej żydowskiej oligarchii finansowo-gospodarczej, która zdominowała politykę całego Zachodu, jest nieumiejętność przewidywania konsekwencji własnego postępowania. Pazerność na dobra i władzę przesłania im logikę politycznego myślenia – jest to cecha, która towarzyszy Żydom od zarania ich dziejów, a jak wiemy z historii zawsze kończyło się to dla Żydów raczej nie pomyślnie.
Dariusz Kosiur
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 20:33, 28 Lut '12
Temat postu:
Konrad Rękas
Czy Kaczyński był szpiegiem?
26 lutego 2012 | Publicystyka
Zaskakujące wyznanie prezesa Prawa i Sprawiedliwości.
- W okresie konspiracyjnej „Solidarności” moim zadaniem było pisać raporty
do zagranicznych przyjaciół związku z Zachodu, na temat sytuacji w kraju –
powiedział Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Lublinie. Ponieważ rzecz działa
się w realiach komunizmu i kontaktów tajnych władz „Solidarności” z CIA i
innymi centralami wywiadowczymi – nasuwa się pytanie jakiego właściwie
rodzaju działalność prowadził późniejszy premier Polski w okresie konspiry?
Sformułowanie, jakiego użył – nieuchronnie prowadzi do skojarzenia z
działalnością obcych wywiadów. Dodatkowe zaś wyjaśnienie: „tworzyłem też
analizy jak może wyglądać sytuacja w Polsce po zmianie” tłumaczy w sumie
niewiele, tego typu działalność zwana bowiem bywa „białym wywiadem”.
W tej sytuacji i wobec faktu, że prezes Kaczyński unika rozmów z mediami –
zmuszony jestem zadać mu publicznie pytanie zasadnicze:
czy „w okresie
Solidarności” lub kiedykolwiek indziej realizował jakieś zadania o
charakterze wywiadowczym lub analitycznym dla zagranicznych służb
wywiadowczych czy dyplomatycznych? Czy otrzymywał za tę pracę wynagrodzenie?
Jeśli tak – jakie to były służby, czy miało to wpływ na jego późniejszą
działalność polityczną w III RP i czy Jarosław Kaczyński dokonał w tym
zakresie autolustracji przed organami polskiego wywiadu i kontrwywiadu?
Ponieważ kwestia dotyczy byłego premiera i lidera głównej partii opozycyjnej
w Polsce – należy spodziewać się jej wyjaśnienia tak przez samego
zainteresowanego, jak i przez odpowiednie służby odpowiedzialne za
bezpieczeństwo narodowe naszego kraju.
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 22:23, 04 Mar '12
Temat postu:
Kaczyński ostatnią nadzieja Polakożerwców z Litwy
==================================================
Co usłyszał śp. Lech Kaczyński dwa dni przed śmiercią? – wywiad z Jarosławem Kaczyńskim
Aktualizacja: 2012-03-4
Śp. prezydent Lech Kaczyński na dwa dni przed śmiercią od prezydent Litwy usłyszał:
“Trwa ofensywa rosyjska we wszystkich krajach b. ZSRR. Pan jest naszą ostatnią nadzieją”
– - ujawnia prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński w wywiadzie w najnowszym wydaniu “Tygodnika Solidarność” – nr 11/2012.
Wywiad został przeprowadzony przez red. Jerzego Kłosińskiego i red. Krzysztofa Świątka. Dzięki uprzejmości redakcji tygodnika możemy zacytować poniższy fragment:
Katastrofa smoleńska i tragiczna śmierć śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego zmieniła układ polityczny.
Na czym polega ta zmiana?
Spacyfikowano niemal wszystkie instytucje, które sprawiają, że władza jest w sposób demokratyczny kontrolowana i ograniczona. Drugi skutek odnosi się do naszej sytuacji międzynarodowej. Prezydent Lech Kaczyński prowadził zdecydowaną politykę w tym zakresie. Na dwa dni przed śmiercią od prezydent Litwy usłyszał:
“Trwa ofensywa rosyjska we wszystkich krajach b. ZSRR. Pan jest naszą ostatnią nadzieją”.
Ale jest też zmiana innego rodzaju – po 10 kwietnia pewna część społeczeństwa trwale się zaktywizowała. Powstał tzw. drugi obieg medialny i grupy ekspertów prowadzące niezależne śledztwo smoleńskie. Ten społeczny nacisk uniemożliwił potraktowanie katastrofy smoleńskiej jako “włamania do garażu na warszawskiej Pradze”, jak celnie ujął to Cimoszewicz. To się nie udało w zdecydowanej mierze dzięki tym grupom nacisku i aktywności niektórych mediów, wciąż jednak sytuujących się na marginesie głównego nurtu. Chcielibyśmy, by ta aktywność wykraczała poza sprawę smoleńską. Nie dlatego, byśmy ją w najmniejszym stopniu lekceważyli, bo o to mnie na pewno nie można posądzić, ale by szereg innych, fatalnych, skandalicznych spraw, niszczących Polskę, zostało przez ten ruch podjęte. I by ten ruch zamienił się w szeroki front, który pokaże tej władzy, że społeczeństwo jest silne i że ta hulanka, która trwa tu od kilku lat się kończy.
Jak Pan ocenia politykę prezydenta Komorowskiego?
(ciężkie westchnienie) Pan Komorowski jest osobą w pewnym sensie całkowicie jednoznaczną. Bieda z nim polega na tym, że przez część społeczeństwa, a nawet Kościoła, postrzegany jest jako konserwatysta. Na takiej zasadzie, że posiada wąsy i pięcioro dzieci, bo żadnych innych przesłanek, by tak twierdzić nie ma. To jest polityk skrajnej lewicy, bliski Palikotowi. Bo jak wytłumaczyć, że prezydent wywodzący się z “S”, a kiedyś z opozycji, przeszło 20 lat po upadku komunizmu, bierze absolwentów radzieckich uczelni jako swoich doradców? Był jedynym posłem PO, który głosował przeciwko rozwiązaniu WSI. To była jednoznaczna deklaracja. A żeby wiedzieć, że WSI to służba ściśle związana ze wschodem, wystarczy przeczytać życiorysy jej głównych bohaterów. Te powiązania wpływają na jego działania, które na nowo wiążą nas ze wschodem. Ma jakieś powody, dla których jest tak blisko z Rosjanami. Jego aktywność na zachodzie to, poza kiksami, podejmowanie zabawnych inicjatyw jak Trójkąt Weimarski, które Polskę ośmieszają. Odbywa się godzinne spotkanie odfajkowane przez przywódców Niemiec i Francji, a gdy przychodzi do szczytu UE i tak nic nie jesteśmy w stanie załatwić. Prezydent Komorowski w tym teatrze uczestniczy. Innej jego aktywności nie dostrzegam.
Prezes PiS mówi też o bitwie o reformę emerytalną. Stwierdza, że władzy chodzi o złamanie w tej sprawie społeczeństwa:
Ten rząd nie chce ani podatku bankowego, ani podatku od wielkich sieci hipermarketów, ani niczego co uderzy w wielkie grupy kapitałowe, zewnętrzne i wewnętrzne. Bitwa o tę operację skoncentrowała się wokół emerytur, bo ten element okazał się najbardziej kontrowersyjny. I Tusk chce wygrać tę bitwę, by wygrać całą wojnę. Bo buntują się samorządy, którym dyktuje się taką regułę wydatkową, że im się wszystko załamuje, nie mają z czego płacić nauczycielom, stąd zamykają szkoły, ograniczają inwestycje. Na wschód od Wisły inwestycje kompletnie się załamią, a i na zachód od Wisły też nie będzie dobrze. Kwestia wieku emerytalnego to bitwa o dodatkowe opodatkowanie Polaków. Tusk uważa, że jak ją wygra, to wygra wszystko. I przestaną się buntować także ci, którzy płacili dotąd 4 zł za niezbędny lek, a dziś 84, albo 140 zł.
Cały wywiad w “Tygodniku Solidarność” – do nabycia w kioskach.
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 18:53, 08 Mar '12
Temat postu:
Ciekawi mnie jedno
Na czyje zlecenie zlikwidowano arcybiskupa Wielgusa?
=======================================
Prezes Kurtyka, cudza żona, teczki IPN i prokurator
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie ujawnienia dokumentów IPN przez prezesa Janusza Kurtykę dziennikarce "Gazety Polskiej".
Janusz Kurtyka i Katarzyna Hejke
Fot. Archiwum
Janusz Kurtyka i Katarzyna Hejke
Śledztwo ma ustalić, czy doszło do "ujawnienia lub bezprawnego wykorzystania tajemnicy państwowej przez prezesa IPN Janusza Kurtykę".
O jego wszczęciu zdecydowała stołeczna prokuratura.
To efekt oskarżenia, które w swoim liście do prezydenta RP zawarł prof. Krzysztof Hejke, b. dyrektor artystyczny "Gazety Polskiej" i mąż Katarzyny Hejke, zastępczyni naczelnego "GP".
Prof. Hejke zarzuca prezesowi Kurtyce, że uwiódł mu żonę, przekazując jej do publikacji materiały z archiwów IPN.
Chodzi m.in. o akta dotyczące abp. Stanisława Wielgusa, który oskarżony przez "GP" o to, że był agentem bezpieki, musiał w styczniu 2007 r. zrezygnować z funkcji metropolity warszawskiego.
- Uznaliśmy, że zachodzi konieczność przesłuchania świadków, czego nie można zrobić w postępowaniu sprawdzającym oraz uzyskania dokumentacji z IPN - powiedziała PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur.
W ub. tygodniu przesłuchiwany był Krzysztof Hejke. Nie chce mówić o swoich zeznaniach. Wiadomo, że w prokuraturze był dwa razy, przekazując materiały mające potwierdzić jego zarzuty. Jaką dokumentację prokuratura chce ściągnąć z IPN? Według źródeł "Gazety" może chodzić o rejestr dostępu do akt dotyczących abp. Wielgusa. Jego pełnomocnik mec. Marek Małecki mówi, że z odnotowanych tam zapisów wynika, że fragmenty teczki biskupa zostały opublikowane, zanim zwrócili się o nie dziennikarze. Może to świadczyć o tym, że do "Gazety Polskiej" trafiły poza oficjalnym obiegiem.
Andrzej Arseniuk , rzecznik IPN, pytany, czy prezes Kurtyka w związku z decyzją prokuratury zamierza zawiesić działalność w instytucie, odparł: - A dlaczego miałby to zrobić? I dodał, że IPN nie komentuje decyzji prokuratury.
Gdy w ub. tygodniu Radio ZET ujawniło list Hejkego, kierownictwo "Gazety Polskiej" twierdziło, że jest to jego zemsta na żonie, z którą jest w trakcie rozwodu.
Według dobrze poinformowanych Arcybiskup Wielgus został wyeliminowany, bo był za dobrze wykształcony i nie był obcym agentem.
Blokował dostęp do władzy obcej agenturze i dlatego musiał zostać wyeliminowany _________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 19:20, 24 Mar '12
Temat postu:
Ten człowiek zna prawdę o Smoleńsku , ale nie potrafi jej zinterpretować ponieważ jego Pan go opuścił!
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 22:08, 07 Kwi '12
Temat postu:
Kaczyński przed wizytą u królowej duńskiej
Przed wizytą szef protokołu informuje:
Panie Prezydencie, królowa ma egzemę, więc nie należy jej całować w rękę.
Na co Kaczor:
a to się złożyło: w Waszyngtonie hemoroidy, w Kopenhadze egzema…. _________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 20:50, 17 Kwi '12
Temat postu:
JerzyS napisał:
Ciekawi mnie jedno
Na czyje zlecenie zlikwidowano arcybiskupa Wielgusa?
=======================================
Prezes Kurtyka, cudza żona, teczki IPN i prokurator
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie ujawnienia dokumentów IPN przez prezesa Janusza Kurtykę dziennikarce "Gazety Polskiej".
Śledztwo ma ustalić, czy doszło do "ujawnienia lub bezprawnego wykorzystania tajemnicy państwowej przez prezesa IPN Janusza Kurtykę".
O jego wszczęciu zdecydowała stołeczna prokuratura.
To efekt oskarżenia, które w swoim liście do prezydenta RP zawarł prof. Krzysztof Hejke, b. dyrektor artystyczny "Gazety Polskiej" i mąż Katarzyny Hejke, zastępczyni naczelnego "GP".
Prof. Hejke zarzuca prezesowi Kurtyce, że uwiódł mu żonę, przekazując jej do publikacji materiały z archiwów IPN.
Chodzi m.in. o akta dotyczące abp. Stanisława Wielgusa, który oskarżony przez "GP" o to, że był agentem bezpieki, musiał w styczniu 2007 r. zrezygnować z funkcji metropolity warszawskiego.
- Uznaliśmy, że zachodzi konieczność przesłuchania świadków, czego nie można zrobić w postępowaniu sprawdzającym oraz uzyskania dokumentacji z IPN - powiedziała PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur.
W ub. tygodniu przesłuchiwany był Krzysztof Hejke. Nie chce mówić o swoich zeznaniach. Wiadomo, że w prokuraturze był dwa razy, przekazując materiały mające potwierdzić jego zarzuty. Jaką dokumentację prokuratura chce ściągnąć z IPN? Według źródeł "Gazety" może chodzić o rejestr dostępu do akt dotyczących abp. Wielgusa. Jego pełnomocnik mec. Marek Małecki mówi, że z odnotowanych tam zapisów wynika, że fragmenty teczki biskupa zostały opublikowane, zanim zwrócili się o nie dziennikarze. Może to świadczyć o tym, że do "Gazety Polskiej" trafiły poza oficjalnym obiegiem.
Andrzej Arseniuk , rzecznik IPN, pytany, czy prezes Kurtyka w związku z decyzją prokuratury zamierza zawiesić działalność w instytucie, odparł: - A dlaczego miałby to zrobić? I dodał, że IPN nie komentuje decyzji prokuratury.
Gdy w ub. tygodniu Radio ZET ujawniło list Hejkego, kierownictwo "Gazety Polskiej" twierdziło, że jest to jego zemsta na żonie, z którą jest w trakcie rozwodu.
Według dobrze poinformowanych Arcybiskup Wielgus został wyeliminowany, bo był za dobrze wykształcony i nie był obcym agentem.
Blokował dostęp do władzy obcej agenturze i dlatego musiał zostać wyeliminowany
Piotr Pytlakowski
29 maja 2009
Hejke Katarzyna, Hejke Krzysztof
Hejke kontra Hejke
Dlaczego alkowianym dramatem, jaki rozgrywa się między małżeństwem państwa Hejków a prezesem IPN Januszem Kurtyką, zainteresowała się Fundacja Helsińska? Bo w grę może wchodzić angażowanie organów państwa do prywatnych rozgrywek.
Najpierw przypomnijmy znane fakty. Przez prawie rok sprawa rozwodowa Katarzyny i Krzysztofa toczyła się bez rozgłosu. Ale kiedy w kwietniu 2009 r. prezydent RP odznaczył Krzyżem Komandorskim prezesa IPN Janusza Kurtykę, wybuchła obyczajowa bomba z politycznym tłem. Krzysztof Hejke publicznie ujawnił romans swojej żony z szefem IPN.
Bohaterowie dramatu:
Krzysztof Hejke, fotografik i operator, profesor łódzkiej szkoły filmowej, lat 46, przystojny, opalony, wysportowany; w „Gazecie Polskiej” do kwietnia 2009 r. nadzorował szatę graficzną;
Katarzyna Hejke, młodsza o 14 lat, dziennikarka „Gazety Polskiej”, ładna, zgrabna, podczas debat telewizyjnych elokwentna i pewna siebie. Podobno szalenie ambitna.
W roli chóru występuje „Gazeta Polska” i jej środowisko. To tygodnik polityczny założony w 1993 r. przez Piotra Wierzbickiego. W 2005 r. w redakcji doszło do puczu. Odszedł Wierzbicki (twierdził, że dziennikarz Tomasz Sakiewicz proponował mu publikowanie sponsorowanych tekstów o pewnej firmie jako artykułów redakcyjnych), a rządy przejął Sakiewicz. Katarzyna Hejke jest jego zastępczynią. Z ostatniego wstępniaka redaktora naczelnego: „»GP« stała się oazą wolności dla środowisk patriotycznych”. Według Sakiewicza, tygodnik sprzedaje 30 tys. egzemplarzy. Wydawany jest też miesięcznik „Niezależna Gazeta Polska” (20 tys.) i kwartalnik „Nowe państwo”. Bez wątpienia „GP” i pozostałe tytuły sympatyzują z PiS.
Krzysztof i Katarzyna poznali się w 2001 r. w samolocie wiozącym ówczesnego premiera Jerzego Buzka do Brukseli. On był wtedy zatrudniony w Kancelarii Premiera, robił dokumentację fotograficzną. Ona leciała jako młoda reporterka „Gazety Polskiej”. Była mężatką i matką rocznego dziecka. Rok później została żoną Krzysztofa. Uważano ich za zgodne małżeństwo. Urodziła drugie dziecko. – Krzysztof i to swoje, i Kasi z poprzedniego związku traktował tak samo. Opiekuńczy, kochający – wspomina znajoma Hejków. – Z Kasią stanowili wzorcową parę, tak się przynajmniej z daleka wydawało.
W 2007 r. Krzysztof dowiedział się, że żona romansuje z prezesem IPN. Odbyli poważną rozmowę. Obiecała, że znajomość zerwie. Według niego nie zerwała. Dlatego rok później wystąpił o rozwód. Na rozprawie rozwodowej nie padło nazwisko Janusza Kurtyki... Katarzyna zgodziła się, aby orzeczono rozwód z jej winy. Sąd uznał jednak, że to małżeństwo ma szanse przetrwać, przeżywa tylko kryzys, a nie trwały rozpad. Rozwodu nie orzeczono.
Ale w rzeczywistości małżeństwo rozsypało się. Ona kupiła dom, on został w starym, pod Warszawą. Rozdzielili majątek. Ponownie przystąpili do załatwiania formalności rozwodowych.
W kwietniu 2009 r. prof. Hejke wyjechał na 2 tygodnie do Etiopii. Dokumentował projekt filmowy. Tam dostał wiadomość, że Janusz Kurtyka otrzymuje od prezydenta order za swoją odwagę. Brzemienny w skutkach list-protest Hejke napisał tuż po powrocie: – Nie potrafiłem pogodzić się z sytuacją, że człowiek, który rozbił mi rodzinę, doczekał się zaszczytów w sferze moralnej. Moje poczucie sprawiedliwości nie pozwoliło, abym nie zareagował, nie mogłem już milczeć – tłumaczy.
Kogo fotografował Krzysztof?
Bez wątpienia nie milczy. Czuje zagrożenie, więc zabezpiecza się opowiadając dziennikarzom o swoim dramacie. Obawia się, że padnie ofiarą jakiejś prowokacji. – Już słyszę, że jestem winien publicznego ataku na IPN – mówi. – Nie atakowałem IPN, ujawniłem jedynie prawdziwe oblicze prezesa tej instytucji.
Kiedy przebywał w Etiopii, Katarzyna prawie codziennie wysyłała mu e-maile. Zachował je. Pisała wyjątkowo ciepło, gdzie byli, co robili, co zjadło dziecko. – Potem e-maile przestały nadchodzić – opowiada Krzysztof Hejke. – A po czterech dniach od ostatniego dostałem urzędowo brzmiący e-mail z kancelarii adwokackiej.
16 kwietnia 2009 r.: „Szanowny panie! Uprzejmie informuję, że zaplanowane na najbliższy wtorek Pana spotkanie z synem Ksawerym nie będzie możliwe. Chciałbym spotkać się z Panem w celu omówienia Pańskich dalszych kontaktów z synem”. – Później dowiedziałem się, że między jej ostatnim listem a informacją od adwokata, a więc między 12 a 16 kwietnia 2009 r., moja tak zwana małżonka (tak określa teraz Katarzynę) wynajęła firmę otwierającą sejfy, włamała się do mojego domu i wyniosła całą moją dokumentację.
Kiedy wrócił do Polski i zorientował się, że w domu ktoś buszował, wezwał policję. Funkcjonariusz spytał, czy ma gdzieś fotografie, na których uwiecznił wnętrze domu. Chciał porównać stan sprzed włamania z aktualnym. Krzysztof odrzekł, że oczywiście, ma dużo takich zdjęć. Otworzył jedną szufladę, drugą. Puste. – Moje życie dokładnie i pieczołowicie wyczyszczono. Zniknął cały materiał ilustracyjny, jaki gromadziłem przez kilkanaście ostatnich lat.
Jako fotografik uwieczniał Kresy Wschodnie, wydawał albumy. Ale fotografował też własne życie, dzień po dniu. Ludzi, u których bywał, i tych, którzy przychodzili do jego domu, a także siebie, Katarzynę i dzieci. Miał w głowie projekt albumu, w którym pokazałby kilka lat z życia rodziny. Teraz tych zdjęć nie było. Mówi, że być może właśnie zdobycie tej dokumentacji było celem włamania. Na fotografiach zanotował bowiem sytuacje, których ujawnienie byłoby kłopotliwe dla wielu osób. – W naszym domu spotykali się dziennikarze „Gazety Polskiej” z pewnymi politykami – ujawnia. – Obawiali się spotkań w redakcji, bo panowała obsesja podsłuchowa, sądzili, że w prywatnej willi będzie bezpieczniej.
Efektem tych toczonych w konspiracyjnej atmosferze spotkań były późniejsze demaskatorskie publikacje „Gazety Polskiej”. – Nie mogę na razie ujawnić wszystkiego, co na temat wiem, na przykład, jak do mojej żony dotarły kwity na arcybiskupa Stanisława Wielgusa (z powodu oskarżeń o agenturalną przeszłość zrezygnował z funkcji metropolity warszawskiego podczas ingresu w 2007 r. ) albo Milana Suboticia (z tego samego powodu został zwolniony w 2006 r. z funkcji dyrektorskiej w TVN). Na podstawie tych kwitów z IPN napisała sensacyjne artykuły – mówi Krzysztof Hejke. – To moje ubezpieczenie, na wypadek gdyby ktoś próbował mnie uciszyć. Część materiałów przezornie ukryłem w innym miejscu.
Prowokacje, czaszki i chora psychika
Kiedy prof. Hejke mówi o uciszeniu, ma na myśli taktykę przyjętą przez jego żonę. Podczas kiedy on składał w prokuraturze doniesienie o włamaniu do domu, ona doniosła, że mąż maltretował fizycznie i psychicznie ją oraz dzieci. To poważna sprawa, prokuratura z miejsca zabrała się do pracy. Krzysztofa przesłuchano na razie w charakterze świadka. Z jego skargą na włamanie tak szybko nie poszło: dopiero 18 maja 2009 r. w domu Katarzyny zjawiła się ekipa, dokonano przeszukania. Sprawa nabrała nawet posmaku sensacji, bo zaraz po pojawieniu się funkcjonariuszy na miejsce zjechali dziennikarze telewizyjni i radiowi. Chcieli sfilmować, jak ABW krzywdzi dziennikarkę. Trochę zdziwiła ich wiadomość, że to policja kryminalna dokonuje rutynowej rewizji.
– Nie biłem jej ani dzieci, gdyby było inaczej, nie pozwalałaby mi zabierać syna na wypady w góry czy na Mazury – mówi Hejke. – Mam zostać zdyskredytowany. Jeżeli przyszłoby mi do głowy opowiedzieć coś o tajemnicach redagowania „Gazety Polskiej”, będę niewiarygodny. Katarzyna i jej szef już przecież rozpowiadają, że jestem chory psychicznie i nie można mi wierzyć.
Katarzyna Hejke nie chce bezpośrednio rozmawiać z „Polityką”. Podczas naszej rozmowy telefonicznej z redaktorem naczelnym „Gazety Polskiej” Tomaszem Sakiewiczem siedzi jednak obok niego i uzupełnia jego wypowiedzi. Sakiewicz: – Uważam go za złego człowieka. To prawda, że jest chory psychicznie, leczył się na oddziale zamkniętym. Miewał dziwne odloty, sypiał na cmentarzach, zbierał czaszki ludzkie. Jestem z wykształcenia psychologiem klinicznym, wiem, co mówię.
Według Sakiewicza opowieści prof. Hejke są niewiarygodne. – Włamanie do domu? Przecież Kasia miała klucze, była tam zameldowana, mogła wchodzić, kiedy chciała.
Sakiewicz uważa, że histeria, jaką rozpętał Hejke, to element większej prowokacji przeciwko „Gazecie Polskiej”, której źródłem mogą być służby specjalne. Wylicza elementy układanki: najpierw zaatakował Hejke, potem wybuchła awantura z Januszem Miernickim, prezesem spółki wydającej „Gazetę Polską” (Miernicki miał zastrzeżenia do obiegu pieniędzy w spółce, twierdził, że Sakiewicz wyprowadza je na konto własnej spółki), następnie władze Warszawy nie dały zgody na coroczny koncert pieśni patriotycznych organizowany przez to pismo z okazji 3 maja, a w końcu „Gazeta Wyborcza” przypuściła frontalny atak, informując o poważnych oskarżeniach wobec podwładnej Sakiewicza, redaktor Doroty Kani.
Janusz Miernicki, udziałowiec „Gazety Polskiej” od pierwszej połowy lat 90., twierdzi, że Tomasz Sakiewicz to wysokiej klasy specjalista od manipulacji. – Wobec mnie użył tych samych metod, za pomocą których rozprawiał się kilka lat temu z firmą King&King, choć wcześniej sam ściągnął ich w charakterze inwestora – mówi. – Potem twierdził, że reprezentują rosyjskie służby. Teraz ja też jestem podobnie szkalowany.
Milczenie prezesa
Krzysztof Hejke jest dzisiaj faktycznie kłębkiem nerwów. Czy choruje psychicznie? – W stanie wojennym wcielono mnie do wojska. Aby uwolnić się od munduru, symulowałem przypadłości psychiczne. To był jedyny mój kontakt z psychiatrią – wyjaśnia. Do niedawna uczestniczył w wyprawach wysokogórskich. Wspinał się nawet na 8-tysięczniki. – Tam w ekstremalnych warunkach człowiek o chorej psychice nie dałby sobie rady – podaje argument. – To jest niegodziwe, że używają wobec mnie takich metod. Oto jaki obraz tworzą. Zdradzony mąż, chory psychicznie, a do tego sadysta maltretujący rodzinę. Czy komuś takiemu można ufać? Żona Sakiewicza nagle, po wielu miesiącach, „przypomniała sobie”, że maltretuję Katarzynę. Od sierpnia zeszłego roku mieliśmy rozdzielność majątkową, nie miała prawa pod moją nieobecność wdzierać się do domu. Sejf rozwiercono. Więc była to wizyta towarzyska czy włamanie?
Obsesja cmentarna, o której mówił red. Sakiewicz, to, jak tłumaczy Hejke, jeden z jego fotograficznych projektów. Udokumentował na zdjęciach wiele cmentarzy, tych lwowskich i wileńskich. Miał też zdjęcia czaszek znalezionych w miejscach kaźni polskich oficerów zgładzonych przez Stalina.
Od prawie dwóch miesięcy pozbawiony jest kontaktu ze swoim kilkuletnim synkiem. Liczy, że rozstrzygnięcie sprawy rozwodowej unormuje wreszcie spotkania z dzieckiem, ale końca procesu nie widać. – Ona to przewleka, nie stawia się, składa zwolnienia lekarskie, chociaż w tym samym czasie pracuje – twierdzi.
Poprosił o pomoc Helsińską Fundację Praw Człowieka. – Gdyby ta sprawa rozgrywała się wyłącznie między nim a jego żoną, byłaby jedynie prywatnym dramatem dwojga osób, przypadkiem jakich wiele – mówi Maria Eichard z Fundacji. – Ale tu dzieje się zbyt wiele rzeczy w tle. Zainteresowaliśmy się tą historią, bowiem dostrzegamy tu groźbę uwikłania w osobisty dramat małżeński środowisk politycznych, a nawet organów państwa. Pojawiają się przecież wędrujące nieformalnie teczki z IPN i próby zdyskredytowania Krzysztofa Hejke. Dlatego będziemy bacznie się przyglądać.
Prof. Hejke w liście do prezydenta napisał: „Moja żona jest znaną dziennikarką prawicowej prasy, która w okresie romansu z panem Januszem Kurtyką napisała szereg artykułów dotyczących lustracji i zawierających treści dostępne jedynie w archiwach IPN. Wierzę, że gdyby nie nadużył on swojej funkcji, to nie byłby w stanie uwieść mojej żony”. – Najbardziej mnie mierzi, że ta sama „Gazeta Polska”, która demaskowała sposoby niszczenia ludzi w PRL i ujawniała esbeckich agentów, teraz przejęła tamte metody – mówi.
Osobą dramatu, która w tej sprawie milczy, jest prezes Kurtyka.
Na stronie internetowej klubinteligencjipolskiej.pl (kip) ukazał się artykuł Dr. Opary, który ocenia ostatnie 23 lata tzw. “transformacji ustrojowej” w naszym kraju.
Uważam, że tekst jest tylko częściowo trafny, dlatego postanowiłem kilka spraw wyprostować.
W tekście tym najwięcej oberwało się Rosji i to że w Polsce jest żle to wina Rosji itd. Podaje Pan Opara, że “Rosja okupuje do dziś połowę naszego kraju”. Niestety, ale Pan Opara nie wskazuje, którą połowę Polski Rosja okupuje! Może chodziło panu o to, że Rosjanie wykupili polską ziemię, zakłady pracy, banki, elektrownie, elektrociepłownie, telekomunikację, przesył energii, stocznie itd. a może doprowadzili do rozbrojenia polskiej armii, służb specjalnych, doprowadzili do upadku polskiego przemysłu!
Panie Opara nie zgadzam się z pana tezą, że to Rosjanie okupują pół Polski. Taka teza polega na tym, że odwraca się uwagę czytelników od prawdziwego okupanta Polski. Niech Pan zauważy, że gdy Rosjanie kręcili się wokół rafinerii gdańskiej, cóż był za huk pro-pisowskich działaczy aby bronić przed Rosjanami rafinerii gdańskiej (uważam, że przemysł petrochemiczny musi być w polskich rękach). Wszyscy mogą kupić rafinerię według pisowców, tylko aby nie Rosjanie, najlepiej “amerykanie”. “Obrońcy” rafinerii cicho siedzieli, gdy za dopłatą od skarbu państwa nawet Ukraińcy dostali stocznię gdańską, ci co dokonali ludobójstwa na narodzie polskim na Wołyniu, nawet ludobójstwo na narodzie polskim im nie przeszkadzało w nabywaniu polskiego majątku.
Ma Pan podobny punkt widzenia jak pseudo–obrońcy rafinerii, ponieważ fałszywie widzi Pan wrogów nr. 1 czyli Rosjan. Nie odróżnia Pan sowieckiego imperium od narodu rosyjskiego – słowiańskiego, który to Naród pierwszy w historii świata zapłacił najwyższą cenę za wprowadzanie komunizmu w tej części świata. Bolszewicy – syjoniści wymordowali 30 mln Rosjan – białych, tylko po to aby zlikwidować Państwo Narodowe. Zwykli Rosjanie mieli tyle wspólnego z bolszewizmem, co Polacy z PRL-em, ani w Rosji ani w Polsce Słowianie nie zakładali komunizmu, zrobili to siepacze wynajęci przez biznes syjonistyczny, celem było budowa jednego wielkiego Państwa globalnego pod szyldem komunizmu, co im się w zupełności nie udało i teraz budują ci spadkobiercy komunizmu – trockistowskiego, komunizm liberalno – lewacki, polegający na totalnym kłamstwie medialnym.
Ci, którzy mają pieniądze (a Pan wie kto je ma) mają media, a ci co mają media mają za zadanie ogłupiania ludzi w interesie światowych utajnionych rządów syjonistycznych. Dlatego instalują w państwach swoich agentów na najwyższe stanowiska rządowe i prezydenckie, po to aby wciągać te kraje w wojnę przeciwko Rosji. Plan taki nazywa się “osaczaniem Rosji”. W tej grze pierwszoplanową rolę odrywał L. Kaczyński oraz Kwaśniewski, Komorowski w tej grze stoi okrakiem.
Plan ten finansowany jest przez sowieckich żydów z KGB, którzy zostali odsunięci od konfitur rosyjskich.
Ośrodek ten znajduje się w Londynie, którym kieruje żyd z KGB – komunista Bierezowski, który uciekł przed Putinem z 15 mld $, to on opłaca min tzw. “prawicowe gazetki” w Polsce i w innych krajach Europy Wschodniej, które mają za zadanie skłócać Słowian.
Niech Pan zauważy, jak pisowcy bronią Chodorkowskiego i innych “więźniów politycznych” w Rosji.
Dla nich złodziej – komunista z KGB, ale żyd, to swój, ale Rosjanin – chrześcijanin, nie żyd – to wróg. Niestety, ale od 23 lat “rządy polskie” stoją po stronie budowy światowego rządu syjonistycznego. Polacy nie wybrali jeszcze ani razu swojego prezydenta, który byłby obrońcą narodowych interesów. Każdy z nich działał dla interesów syjonistycznych, a najbardziej ich oddanym prezydentem był L. Kaczyński ( mogę rozwinąć ten argument w innym artykule).
Pisze Pan, że “Naród Polski idzie do utraty suwerenności na rzecz Niemiec i Rosji”. Panie Opara, czy Pan wzrok stracił i nie może Pan już analizować. Naród Polski nie miał od zakończenia II wojny światowej żadnej suwerenności i nie ma jej od 23 lat. Tu nad Wisłą instalowani są cały czas agenci obcych wywiadów i to oni kierują nami. My, Polacy nie mamy własnej, podkreślam własnej polityki obronnej, zagranicznej, gospodarczej, pieniężnej, podatkowej, rolnictwa, przemysłowej, technologicznej itd. jesteśmy nikim, ponieważ ci co mają pieniądze, mają media, a te media wybierają nam w wyborach “demokratycznych” swoich do rządzenia i swoich do opozycji.
Proszę zauważyć, że jedyne dwie partię LPR i Samoobrona broniły interesów narodowych w parlamencie, jednych rozsadzili od środka za pomocą szubrawca politycznego Giertycha, a drugich przez obyczajówkę – i kto to zrobił, ano “prawicowy” Kaczyński, który już w dniu 14-03-2005 roku w siedzibie fundacji Batorego u swoich, zadeklarował zniszczenie LPR i Samoobrony. Dlatego na krótko dopuścili go władzy, zrobił swoje i odszedł do opozycji, by blokować odrodzenie się prawdziwego ruchu narodowego.
Kaczyński zawsze będzie w opozycji a rządzić będą złodzieje, raz z Palikotem, raz z PSL-em, aż wykończą Polskę i Polaków do końca.
Dużo do powiedzenia w Polsce mają Niemcy, to prawda, ale ci Niemcy co są uzależnieni od rządów globalistycznych, gdzie Niemcy są traktowani podmiotowo. Polityka zagraniczna Polski polega na tym, że jak był Rząd i Prezydent z PiS, to oś poddańcza polityków była realizowana przez stolice, Waszyngton – Tel Avivu – Bruksela, a gdy do władzy doszli ci z Peło, to oś trochę się zmieniła na Berlin – Waszyngton – Tel Aviv i w tych rządach, taką polityką kieruje ta sama Pani Anne Applenbaum.
Wierzy Pan w NATO, moim zdaniem bardzo naiwnie, ponieważ NATO to zbrojne ramię utajnionych rządów światowych, kierowanych z terytorium USA. Amerykanie nadają dziś ton polityce światowej, polityce w imię obrony interesów świtowych gangsterów finansowych, to te Państwo napada na suwerenne państwa narodowe. Nagle byli czerwoni są bardzo pro-amerykańscy, jak Kwaśniewski, Miller i inni. Chyba Pan domyśla się dlaczego? Tacy ludzie nigdy nie zrozumieją prawdziwej Niepodległości Polski i suwerenności narodowej, oni będą zawsze służyć obcym. Ale obcym służą też ci z tzw. “obozu solidarnościowego”, dlatego Polska wygląda jak pole przygotowane do teatru wojennego, zamiast do uczty niepodległościowej.
Bazy wojskowe sowieckie w Polsce zamieniono na bazy wojskowe amerykańskie, tylko nazwy się zmieniają. NATO ma wspólną komisję z Rosją i to Rosja jest ważniejsza dla NATO niż wszystkie kraje razem wzięte z tzw. “obozy wschodniego”. Dzięki Bogu, że w naszym kraju nie powstała tzw. “tarcza”, ponieważ w te bazy Rosjanie wycelowali by z 500 głowic nuklearnych, tak jak swego czasu NATO wycelowało 650 głowic nuklearnych w nasze terytorium w czasie gdy były tu sowieckie bazy.
Czy wyobraża Pan sobie, gdyby nastąpił konflikt wojenny między wschodem i zachodem, co wtedy zostałoby z naszego terytorium i z naszego narodu? Niestety, ale dzięki naszym zdradzieckim politykom w ciągi 23 lat oraz naszym nowym okupantom, Polska jest w takiej sytuacji przeznaczona na likwidację. Tego trzeba mieć świadomość. Żadne NATO, żadne UE, nie będą z nami się liczyć. Polska nie ma żadnych przyjaciół wśród możnych tego świata, ponieważ jesteśmy bezbronni, wchodzą w nas jak w masło, ponieważ jesteśmy jako naród naiwni i niestety leniwi w nauce, nie potrafimy odróżnić dobra od zła, prawie wszyscy pędzimy za okruchami z stołu.
Komunizm zrobił swoje, szczególnie lata 44-56 zrobiły spustoszenie wśród Narodu Polskiego, który stracił około 250 tys. z rąk siepaczy żydo-bolszewickiej mafii, elitę narodu, silnych ludzi, następne pokolenie rodziło się o wiele słabsze. Teraz potrzeba jeszcze kilkudziesięciu lat niewoli by odrodziły się nowe silne elity, wtedy jak zdążą, to coś dobrego zrobią dla dobra Narodu i może odbudują Polskę.
Największą tragedią Polaków jest brak elit, które by rozumiały pojęcie prawdziwej ideologii Suwerenności i Niepodległości, tej w obszarze gospodarczej i tej w obszarze politycznej. Edukacja młodzieży Polskiej polega na tym, że mamy wolność, którą zapewniło nam środowisko Gazety Wyborczej, KOR, oraz jak wielki był “wódz” Józef Piłsudski, od najmłodszych lat wpajają młodym Polakom brednie. Nie uczą myśli Romana Dmowskiego, Feliksa Koniecznego, ks. Prof. Krąpca, czy licznych encyklik Jana Pawła II, w obszarze ekonomi to guru do nauczania jest Balcerowicz, a w świecie Soros, którego “prawicowy” kandydat na prezydenta Polski nazywa geniuszem ekonomicznym na spotkaniu w Ostrołęce w lipcu 2010 roku.
Jeśli chodzi o sferę gospodarczą, to proszę zapoznać się panie Opara z moim tekstem o zadłużeniu wewnętrznym, który przesyłam panu w załączeniu, nadmienię, że jeżeli nie zrozumiemy na czym polega mechanizm okradania narodu polskiego, to nigdy go nie naprawimy. Niech Pan zwróci uwagę, że każdy Rząd zadłuża Polskę, ale żaden Rząd tym się nie przejmuje. Jeżeli nadal będzie obowiązywało “prawo” w Polsce, że Rząd ma zadłużać się zgodnie z tym prawem tylko w instytucjach prywatnych, a nie u siebie w Narodowym Banku, to zawsze będzie uzależniony od zewnętrznej polityki gospodarczej.
Musi być oddzielone finansowanie inwestycji państwowych od prywatnych. Inwestycje państwowe powinny być finansowane przez NB na 0% a prywatne banki finansują prywatne inwestycje. Politycy od 23 lat rok w rok płacą swoim mocodawcom około 80 mld zł w różnej postaci (proszę spojrzeć na tekst drugi). Słusznie Pan wymienił wszystkie te partie, które odpowiadają za wyprzedaż Polski. Efektem czego jest, że majątek sprzedany, gospodarka Polska zlikwidowana, Polska myśl techniczna zlikwidowana, zadłużenie publiczne oficjalne wynosi około 1 bln zł, a nieoficjalnie około 3,3 bln zł. Politykę taką prowadzą ci sami politycy co byli przy okrągłym stole i knuli w Magdalence, to im mafia światowa powierzyła likwidowanie Polski, ci w podzięce wiernie to robią w imię ochrony przed odpowiedzialnością.
Diagnoza, Polacy muszą dążyć do Powstania Narodowego, Powstania nie z kijem i oponą w ręku, tylko w powstaniu rozbudzonej świadomości, a więc wiedzy, prawdziwej diagnozie.
Jaki cel przyświeca takiemu powstaniu? Czy Polska ma być nadal w UE, czy ma być nadal psem gończym Amerykanów w sprawie Rosji? Jaka polityka pieniężna ma być w Polsce, podatkowa, ekonomiczna, obronna? Jaki system nauczania itd.
Krótko, kto ma być właścicielem Polski? Czy chcemy zmienić dotychczasowy system? Czy chcemy go tylko przypudrować? Czy chcemy w nim trwać? Będziemy mieli tyle Polski, ile rozumu Polskiego, wtedy można określić, czy My, jako Naród Polski jesteśmy suwerenem w własnym kraju.
Jeżeli krytykuję tzw. “zachód” to nie jestem za wschodem i odwrotnie. Takie myślenie jest od dawna wtłaczane w głowy Polaków. Nie jestem ani za wschodem ani za zachodem, jestem po stronie zawsze mojej umiłowanej Ojczyzny – Polski.
Zygmunt Wrzodak – z wilczym biletem
Poseł IV i V kadencji Sejmu
Były członek KK “S”
Były członek Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ “S”
Szef “S” Ursusa w latach 91-2001 roku
Działacz podziemnej “S”
Skierniewice 18-04-2012 rok
=----------------------------------
Zwykły robotnik a mądrzejszy od "Inteligenta"
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 22:23, 12 Sie '12
Temat postu:
“W dniu 14 sierpnia 2008 r. negocjator polski Andrzej Kremer
podpisał z amerykańskim negocjatorem Johnem Roodem porozumienie
o budowie i stacjonowaniu w Polsce bazy antyrakietowej
Minister Kremer zginął 10 kwietnia 2010 na pokładzie samolotu w Smoleńsku.”
"Kiedy w latach 2001-2005, Polska partia LPR podniosła sprawę odszkodowania za zniszczenia wojenne dokonane przez Niemców w Polsce podczas II wojny światowej, PiS udawało, że jest po naszej stronie; gdy tylko zdobyli władzę, a prezydentem został jeden z braci Kaczyńskich – natychmiast sprawę o odszkodowanie Kaczyńscy wyciszyli.
Dzisiaj głównego wroga widzą w Rosji i w premierze Putinie, który według nich jest zły, ponieważ przepędził oligarchię żydów rosyjskich i banksterow, którzy zajmowali się rozkradaniem majątku rosyjskiego narodu.
Za taki czyn w świecie neokonserwatystów-syjonistów jesteś skazany na ciągły atak. Niestety prym w tym ataku w tej części Europy wiodą bracia Kaczyńscy, posuwając się do tego, że fałszują historię naszego narodu, aby tylko dokuczyć Rosji, a szczególnie premierowi Putinowi. Dlatego Kaczyńscy i ich przybudówka PiS wmawiają opinii światowej, że Stalin był Rosjaninem, że kat Polaków Beria był Rosjaninem, jak i wielu innych podobnych zbrodniarzy i zwyrodnialcow w Związku Sowieckim. Przecież dobrze wiedzą, że ci mordercy nie byli Rosjanami! Tak – jak w Polsce Polacy-katolicy nic nie mieli wspólnego z komunizmem. Prawda jest, ze sowieccy Komisarze przyczynili się, lub byli bezpośrednimi sprawcami ludobójstwa na Polakach w liczbie 200 tysięcy. Ale przeciez dokladnie tyle samo, jesli nie wiecej w okrutny sposób zamordowanych zostało Polaków na Kresach Wschodnich przez bandy ukraińskich szowinistów kierowanych przez ludobojcze organizacje UPA-OUN. O tych zbrodniach bracia Kaczyńscy milczą, czyżby „wielki brat zza oceanu nie pozwolił wyjaśniać ludobójstwa na dzieciach, kobietach, starcach dokonanych przez Ukraińców?
Dlaczego pan Kurtyka – szef IPN tuszuje te mordy, a tak chętnie bierze udział w obrzydliwej grze przeciw Rosji. "
Janusz Kurtyka napisał:
"My nawet nie zdobyliśmy się na to, by po 1989 r. wysadzić w powietrze Pałac Kultury i Nauki.
A II Rzeczpospolita potrafiła zerwać symboliczną więź z czasami niewoli i zburzyć cerkiew,
która należała do najpiękniejszych w cesarstwie rosyjskim i stała na obecnym placu Józefa Piłsudskiego."
Szef IPN Janusz Kurtyka zginął 10 kwietnia 2010 na pokładzie samolotu w Smoleńsku.
Podobnie zachowuje się szef BBN Aleksander Szczygło, który przygotował na kolanie kilka kartek papieru prymitywnego tekstu, kompromitującego i bardzo szkodzącego gospodarczym interesom Polski. Szczygło wyszkolony w USA jest tak ograniczony, że nawet nie zdaję sobie sprawy- jak jest w obrzydliwy sposób wykorzystywany przez swoich mocodawców."
Aleksander Marek Szczygło zginął 10 kwietnia 2010 na pokładzie samolotu w Smoleńsku
Ciekawe, czy to sprawiedliwość, czy opatrzność?
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 16:57, 11 Wrz '12
Temat postu:
Polityk zaraz po wyborach mysli o nastepnej ofercie pracy
Tusk taki nie jest.
On w ogóle nie myśli,
tylko się słucha
Ordnung must sein!
========================
Tusk zostanie szefem Komisji Europejskiej?
Opublikowano: 11.09.2012 |
Donald Tusk szykuje się do walki o stanowisko szefa Komisji Europejskiej. Według niemieckich mediów zyskał już nawet poparcie Angeli Merkel.
Z informacji tygodnika „Der Spiegel” wynika, że w walce o stanowisko szefa Komisji Europejskiej jest dwóch głównych kandydatów: Francuz i Polak. Polakiem jest Donald Tusk, który według niemieckiego tygodnika zyskał już nawet poparcie niemieckiej chadecji.
Nieformalnym poparciem europejskich dążeń Tuska miała być wygłoszona przez Angelę Merkel laudacja na cześć polskiego premiera w związku z wręczeniem nagrody im. Walthera-Rathenaua.
Merkel wielokrotnie podkreślała „europejskość” Tuska, a według komentatorów „Der Spiegel”
całe przemówienie niemieckiej kanclerz było zakamuflowaną ofertą pracy.
Europejscy Demokraci (EPL) podobno rozważają jeszcze, czy na szefa Komisji Europejskiej nominować właśnie Tuska, czy też Martina Schulza, niemieckiego polityka popieranego przez socjalistów.
Opracowanie: pł
Na podstawie: dziennik.pl, Der Spiegel
Źródło: Niezależna.pl
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 08:14, 12 Wrz '12
Temat postu:
O dwóch takich, co okradli Skarb Państwa. Były Poseł Nowak
“…W lutym 1994 roku Lech i Jarosław upoważniają zarząd Fundacji do założenia trzech spółek: `Srebrna’, `Interpoligrafia’ i `Celsa’. Po co one? A po to, że mają sprzedać z majątku Fundacji, co się tylko da. A da się sprzedać np. biurowce przy Alejach Jerozolimskich i ulicy Srebrnej, drukarnie przy ul. Nowogrodzkiej, a także mały obiekt przy Ordona 3.
Sąd Gospodarczy jakoś nie ma czasu na sprawdzenie, czy nieruchomości są własnością firmy Kaczorów. Jest to co prawda jego obowiązek, ale kto to wysokiemu sądowi wytknie? Bezczelność Kaczyńskich osiąga już taki pułap, że jeden jedyny budynek (ten przy Alejach Jerozolimskich plus dwa samochody) wnoszą aportem do ww. trzech spółek. Do każdej oddzielnie. Ślepa Temida klepie bez niczego to jawne oszustwo”. Foto: Nieruchomość położona w Warszawie przy ulicy Aleje Jerozolimskie 125/127 To w tym budynku spółka “Srebna 16″ ( z o.o.) wynajmowała na koniec lat 90 okolo 1000 metrów kw firmom zależynym od PZU. Cena była znacznie wyzsza nic w budynku Norwegia Haus. Płacono po 25.50 USD za m/kw.
Stan więc mamy taki: są trzy spółki – wszystkie pod kontrolą braciszków – i… przestępstwo (wniesienie aportem nie swojej własności) zostaje zalegalizowane. Otóż 29 grudnia 1994 r. w gabinecie kierownika Urzędu Rejonowego w Warszawie zostaje podpisany akt notarialny, na mocy którego Skarb Państwa (czyli my wszyscy) przekazuje wspomniane wcześniej budynki i działki, na których stoją, Fundacji Kaczorów. Niesamowite? A jednak prawdziwe!
Bracia mają poza umiejętnością trzepania kasy jeszcze jedną właściwość – talent do skłócania przyjaciół. Tak się stało nie tylko z Wałęsą, ale np. ze Sławomirem Siwkiem. Poszło o pieniądze oczywiście.
Było tak: Siwek znacznie poniżej kosztów własnych drukował braciszkom `Nowe Państwo’, a w zamian miał dostać na własność spółkę `Interpoligrafia’ – razem z jej maszynami poligraficznymi. Miał i dostał, ale nie do końca. Dostał też bowiem anioła stróża, czyli nowego akcjonariusza – biskupa Andrzejewskiego.
Co na to niezawisły sąd? Nic! Klepie kolejne sprawozdania finansowe spółki i udaje, że nie widzi, iż całkiem zmienili się jej akcjonariusze.
Kaczyńscy zabrali się też do zarządzania nieruchomościami przy Alejach Jerozolimskich i ul. Srebrnej. W tym celu tworzą kolejną spółkę – `Srebrna Media’ to klon spółki `Srebrna’. Powstaje też kolejna fundacja – `Nowe Państwo’ – którą zakładają: arcybiskup Gocłowski, Jarosław Kaczyński i Ludwik Dorn. Jak by tego było jeszcze mało, szeregi fundacji zasilają spółki `Srebrna’ i `Srebrna Media’. Dostałeś Czytelniku zeza? My też, ale o to właśnie Kaczorom chodziło – żeby jak najbardziej wszystko zagmatwać. Jak już wszystko jest `cacy’, to nieruchomości kaczorowe zostają powynajmowane. Wszystkie – na biura instytucji państwowych, a więc takich, które płacą dużo i w terminie. No to Kaczory śpią na pieniądzach? Praktycznie tak, ale teoretycznie – dla fiskusa – wynajem nieruchomości na papierze przynosi bliźniakom same straty. Rok w rok około 3 mln zł. Niesłychane, bo przecież biznesem zarządzali i zarządzają sami `najlepsi eksperci’ PiS od gospodarki, czyli: Jarosław Kaczyński, Lech Kaczyński, Ludwik Dorn, Adam Lipiński, Wojciech Jasiński, Marek Suski oraz inni pomniejsi – w tym małżonki niektórych wspomnianych.
Czy Kaczyńscy są zatem idiotami? Udowodnimy, że nie są, gdy wspomnimy, iż w 1995 r. na rynku pojawił się tygodnik `Nowe Państwo’. Ten hit przygarniający sieroty po `Życiu Warszawy’ kreowanym przez Wołka rozchodzi się w nakładzie 700 egzemplarzy (30 prenumeratorów). Po co Kaczorom taki gniot? Otóż `Nowe Państwo’ to chyba jedyny periodyk w historii dziennikarstwa, który płaci autorom za materiały nieopublikowane. Te należności sięgaja kwoty miliona czterystu tysięcy złotych rocznie. Jak to przełożyć na język zrozumiały? Na przykład tak: Jonasz ma siostrę, a ona pisze sobie pamiętnik. No więc naczelny zamawia u niej ten pamiętnik za jakieś pół miliona zł, wiedząc z góry, że nigdy podobnego gniota nie wydrukuje. Płaci jej za to kupę szmalu. No i ten szmal pierze do czysta… Wszystko jasne?
Jak braciszkom takie przekręty się udają? A tak, że nie od parady zatrudnili arcybiskupa Gocłowskiego. Stanowi on bowiem skuteczny parasol ochronny przed sądami wszelkiej maści. Pokażcie nam bowiem takiego gieroja sędziego, który wezwie na przesłuchanie biskupa. Czy tenże jest altruistą darzącym braci K. wielką miłością i wszystko, co robi, robi za darmo? Może i tak, ale co rok przydaje mu się prawie pół miliona, które – według naszych informacji – dostaje….”
MAREK SZENBORN
ANNA KARWOWSKA
PS. Do jakiego stopnia posuwa się bezczelność PiS-u, niech świadczy fakt, że Jolanta Szczypińska – kadrówka Kaczorów – pisze w deklaracji majątkowej, że nie zasiada w żadnej radzie nadzorczej.
A my mamy przed sobą aktualny wykaz członków rady spółki `Srebrna’ i Szczypińska tam stoi, a raczej siedzi jak wół.
Dodatkowo :
udział CBA w działaniach politycznych, skłócenie narodu, usilne wprowadzenie niechcianego Lecha na Wawel, zrobienie z katolickiego radia rozgłosni partyjnej itp itd. …..
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 19:26, 05 Paź '12
Temat postu:
Smoleńsk - wczesne ostrzeżenie
Warszawa 11 listopada 2008
Świadomi stanu państwa, sytuacji naszego Narodu, dziejących się spraw Polacy przynoszą trumnę dla Lecha Kaczyńskiego, transparenty ulotki. Rozmawiają o możliwościach zatrzymania tragedii i realizacji celów polityki narodowej.
"Traktat Lizboński grób dla Polski"
"Mędrcy UE ręce precz od polskich stoczni !"
"Zdrajcy pod trybunał"
"Antypolonizm stop"
"Nie chcemy być, niczyją, żywą tarczą"
"Suwerenność Narodu"
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 19:04, 08 Paź '12
Temat postu:
Ponieważ nigdzie w sieci nie ma to wrzucam tu:
ADAM DOBOSZYŃSKI
"Generał Sikorski - żywot ułatwiony"
W wyniku ubiegłej wojny przemianowano dwie wielkie arterie stolicy, nadając im nazwiska Stalina' i Sikorskiego. Nazwisko pierwsze nie budzi refleksji; narzucił je okupant i zdaniem olbrzymiej większości Polaków nie przeżyje ono okupacji. Co innego z nazwiskiem Sikorskiego3: gloryfikuje go dziś zarówno narzucony przez Moskwę reżim, jak i masy narodu, przywykłe z lat 1939-1943 uważać Sikorskiego za ucieleśnienie swej heroicznej walki z niemieckim ciemiężcą. Rada Ministrów w Londynie, pod przewodnictwem Stanisława Mikołajczyka't, uchwaliła - w pierwszym impulsie po śmierci Sikorskiego - pochować go na Wawelu. Rząd, narzucony Polsce przez Rosję, dopomaga do wytworzenia atmosfery, sprzyjającej realizacji tej uchwały. Na tym jednym, jedynym punkcie, wydaje się istnieć zgoda między narodem a okupantem. Przyszłe pokolenia Polaków otrzymają jeden więcej wielki wzór do naśladowania. Matka młodych Sobieskich prowadziła ich do trumny Żółkiewskiego; następne pokolenia młodzieży polskiej u trumny Sikorskiego uczyć się mają, jak żyć dla Ojczyzny i jak dla Niej umierać. Jakże ciężko brać pióro do ręki, by niszczyć narastającą legendę i ściągać z cokołu bohatera.
Wszak "de mortuis nil nisi bene" ...
Rozprawmy się najpierw z tym ostatnim zdaniem. W zastosowaniu do postaci historycznych prowadzi ono prostą drogą do brązu i fałszu. Owszem, mówmy tylko dobrze o zmarłych szewcach, krawcach czy organistach, ale dociekajmy prawdy, brutalnej prawdy i tylko prawdy o zmarłych postaciach historycznych, które automatycznie stają się dla przyszłych pokoleń wzorem do naśladowania lub przestrogą. Świat współczesny przywiązuje słuszną wagę do wychowania młodzieży, do kształtowania jej osobowości przy równoczesnym wyrabianiu w niej prawidłowych instynktów społecznych. Im głębiej wiedza wnika w mroki ludzkiej nieświadomości, w zawiłości związków między naszym organizmem a psychiką, w różnorodność ludzkich przywar i uzdolnień, w subtelny mechanizm nawyków i sprawności, w niezmierne możliwości tresury młodego człowieka, którego jeden niebaczny gest obciąża urazem, jeden niefortunny wątek wychowawczy kompleksem - tym wyraźniej rysuje nam się niezmierna odpowiedzialność, z jaką szczepić musimy umysłom dziecięcym prawdy historyczne i podawać wielkich ludzi do podziwu i naśladownictwa. Stara to prawda, że w dziedzinie moralnej czysto rozumowym nauczaniem wiele się nie wskóra; symbol i przypowieść, dźwięk, kształt i barwa, przykład czynu i żywota wywołują trwalszy i głębszy oddźwięk na tej przebogatej, obejmującej tysiące strun klawiaturze naszej psychiki, o której tak wnikliwie pisał Proust, a na której tak nieznaczna tylko ilość klawiszy reaguje na czysto rozumowe naciski. Religii uczy się najskuteczniej na żywotach świętych, miłości Ojczyzny i racji Jej stanu na żywotach wielkich w narodzie. I w jednym i w drugim wypadku źle dobrany przykład pozostawi trwałe spaczenie psychiki.
Społeczność religijna, wychowana na podziwie dla Husa, pójdzie nieodwołalnie w kierunku antyrzymskim; naród, wychowany na bezkrytycznym podziwie dla Kościuszki, będzie w każ-dym pokoleniu robił samobójcze gesty powstańcze pod inspiracją zagranicy.
Jakiejże odmiany patriotyzmu uczyłoby się polskie dziecko, postawione w podziemiu wawelskim przed trumną Władysława Sikorskiego? ( Prorok A. Doboszyński został zamordowany w wyniku mordu sądowego w 1947 roku) przypisek mój JS
Jakiej historii jego życia nauczać będą w szkołach? O księciu Józefie dowiaduje się młody Polak, że zginął w EIsterze, by oddać Bogu powierzony sobie honor Polaków, Za co ginąć będzie - w podręcznikach historii - Sikorski w Gibraltarze? Jaki będzie morał z jego tragedii? Na początku rozdziału dziejów, poświęconego osobie Sikorskiego, znajdzie się nieodzowny opis jego postaci i charakterystyka jego usposobienia. Z podobizny wyglądać będzie ku nam twarz przystojna, męska, szczera i energiczna, postać o sylwecie żołnierskiej, tak miłej oczom Polaków. Sikorski miał typowy "moderunek żołnierski", mówiąc gwarą teatralną miał doskonałe "warunki zewnętrzne" na naczelnego wodza. Lubował się w rzemiośle żołnierskim, w manewrach i defiladach. Co więcej, miał niewątpliwy talem wojskowy i jemu zawdzięczał w życiu wszystkie swoje istotne powodzenia. W pierwszych latach pierwszej wojny światowej doszedł był do rangi podpułkownika, nie powąchawszy prochu, drogą zakulisowych kombinacji politycznych, budząc tym wiele zawiści; dopiero w trzecim roku wojny idzie na front i, o dziwo, ku konfuzji swych przeciwników dowodzi doskonale. W wojnie polsko-bolszewickiej walczy początkowo na czele dywizji, w pamiętne zaś dni sierpniowe 1920 r. dowodzi grupą, złożoną z kilkunastu tysięcy szabel i bagnetów. Walki te opisał później w książce pt. "Nad Wisłą i Wkrą".5 Ten epizod wojenny, drugorzędny w całości operacji tego okresu, nie wystarcza jeszcze dla stwierdzenia, czy starczyłoby Sikorskiemu zdolności do dowodzenia całością sił zbrojnych, kiedy trzeba samodzielnie wybrać, a potem przeprowadzić do zwycięskiego końca wielką koncepcję strategiczną (jak to uczynił Piłsudski w roku 1920); nie było danym Sikorskiemu dowodzić w drugiej wojnie światowej, choć pragnął tego wielokrotnie, w czasie kampanii wrześniowej i we Francji w roku 1940 i dążąc w latach 1942-1943 do użycia całości polskiego wojska na jednym odcinku frontu pod swoim dowództwem. We wszystkich tych wypadkach przeszkodziła mu polityka, ta polityka, która wlecze się za nim jak kula u nogi i nie pozwala mu stanąć do czynnej walki, jak choćby w roku 1926, kiedy Sikorski, dowodzący korpusem we Lwowie, zamiast spełnić swój prosty obowiązek żołnierski i wystąpić w obronie rządu (co byłoby niechybnie przesądziło o niepowodzeniu Piłsudskiego), dostosowałsię do jakiejś tajemniczej dyrektywy politycznej, która w owe dni maja 1926 r. kazała wszystkim braciom lożowym poprzeć - czy to czynnie, czy choćby tylko bezczynnością - zamach Piłsudskiego.
Za jego neutralność wynagrodził Piłsudski Sikorskiego, wypłacając mu
przez lat 13 (1926-1939) pełne pobory generała dywizji, i zostawiając mu pełną swobodę ruchów, w kraju i zagranicą. I znowu Sikorski-żołnierz wykorzystuje tę swobodę pozytywnie, pisząc książkę o przyszłej wojnie6, natomiast Sikorski-polityk nawiązuje mętne kontakty polityczne, które wytworzą dokoła niego specyficzną atmosferę w chwili, gdy w roku 1939 dojdzie ponownie do władzy.
Jeśli chodzi zresztą o wspomnianą książkę wojskową, to jest to praca wysoce charakterystyczna dla Sikorskiego: solidne rozważania, wysnute z najnowszego dorobku teoretyków wojskowych Niemiec, Anglii, Włoch i Francji - ale nie twórczego ani oryginalnego; nie wolno mu jednak odmówić tej zasługi, że jedyny z polskich wyższych dowódców stara się on w tym czasie nadążyć za postępem wiedzy wojennej. Jak dalece mu się to - mimo napisania książki i licznych na ten temat artykułów - niestety nie udało, dowodzi naiwne wręcz - trudno tu znaleźć inne słowo - zachowanie się Sikorskiego w przełomowych dniach czerwca 1940 r., kiedy to w chwili, gdy Niemcy podchodzą już pod Paryż, Sikorski wierzy jeszcze w niezwyciężoność armii francuskiej i w tym duchu nastawia polskie czynniki rządowe. Efekt tego "zapatrzenia się Sikorskiego we Francuzów" był żałosny i wyraził się w zmarnowaniu szeregu polskich jed- nostek wojskowych, które można było uratować dla dalszej walki (Brygady Podhalańskiej oraz 3. i 4. dywizji piechoty).
Epizod francuski nie świadczy wprawdzie dodatnio o orientacji Sikorskiego w wielkiej strategii, wiąże się jednak zbyt ściśle z polityczną oceną położenia, by można tu było oddzielić Sikorskiego-żołnierza od polityka. Sąd zaś o nim jako o polityku nie może wypaść inaczej niż ujemnie. Na wiosnę roku 1940 wydano w Paryżu zbiór przemówień Sikorskiego z czasów jego premierostwa w latach 1923-1924. Lektura to jałowa, wyługowana z myśli konstruktywnej, sięgającej poza bieżący młynek zdarzeń. Nikt nie zaryzykuje chyba twierdzenia, jakoby po Sikorskim został jakiś "testament polityczny", jakaś "ideologia", czy nawet określony styl działania politycznego. Zbiór przemówień Sikorskiego z lat 1939-1943 (o ile się taki kiedy ukaże) będzie wykazywał te same cechy, co przemówienia z czasów pierwszego jego premierostwa: nagromadzenie powiedzeń utartych, będących właśnie w danej chwili w obiegu w środowisku, w którym Sikorski się obraca, i u tej obcej potencji, o którą się w danej chwili opiera. O ile bowiem napisałem przed chwilą, że Sikorski nie zostawił po sobie żadnego przekazu politycznego, to muszę tu zrobić pewne zastrzeżenie: oto Sikorski stworzył swoisty styl działania politycznego, polegający na nieustannym opieraniu się o jakieś obce mocarstwo; nie umiał on po prostu odetchnąć politycznie w atmosferze niezależnej od wpływu zagranicy. Pilsudskiemu i Dmowskiemu zarzucano swojego czasu oparcie się o państwa centralne względnie o Rosję, ale Piłsudski brutalnie zwrócił się w roku 1917 przeciw swym protektorom i do końca życia utrzymał już samodzielną linię polską, Dmowski natomiast dokonał tej sztuki, że przebywając w czasie pierwszej wojny światowej na Zachodzie (w analogicznych trochę warunkach jak Sikorski w czasie wojny następnej) potrafił utrzymać pełną, nie tylko formalną, niezależność i od Francji, i od Anglii, i od Stanów Zjednoczonych. Nie mała to była sztuka; Sikorski był do niej organicznie niezdolny. Znane jest powiedzenie Piłsudskiego, że wobec zagranicy Sikorski był zawsze od niego tańszy ... Ludziom, którzy wytykali Piłsudskiemu jego orientację "centralną" w latach 1914-1916, a którzy w wielu wypadkach byli potem zwolennikami Si- korskiego, warto przypomnieć, że wśród legionistów Piłsudskiego Sikorski znienawidzony był w latach 1914-1917 właśnie za swój arcyuległy stosunek do Niemiec i Austrii, za to, że wydawał się być po prostu ich narzędziem. I całe dalsze życie Sikorskiego upłynie podobnie. Nie minęło parę lat od upadku mocarstw centralnych, a już Sikorski zaczyna w kołach wtajemniczonych uchodzić za przedstawiciela wpływów francuskich.
W czasie, gdy Piłsudski organizuje swych zwolenników w loże "szkockie", zależne wprawdzie od obediencji masońskiej zagranicznej, ale nie od masonerii jakiegoś poszczególnego narodu (a po roku 1930 Piłsudski usiłować będzie odciąć loże swoich zwolenników od wszelkiej obediencji zagranicznej), Sikorski służy wiernie ,;wielkiemu Wschodowi", będącemu wręcz ekspozyturą Francji. W tę Francję wierzy ślepo. Wierzy nie tylko w doskonałość jej armii, ale i w doskonałość jej ustroju politycznego. Od jesieni 1939 r. do upadku Francji w czerwcu 1940 r., Sikorski i cały jego obóz polityczny (tzw. Front Morges, którego jawną ekspozyturą było Stronnictwo Pracy, a po części i Stronnictwo Ludowe) starają się szczepić polskiej emigracji podziw dla urządzeń francuskich i obiecują zbudować Polskę na wzór III Republiki. W związku z tym głosi się nawrót do ustroju sprzed roku 1926 i do konstytucji z roku 1921, wzorowanej ściśle na Francji. Na tle ogólnego sceptycyzmu przybyszów polskich w stosunku do ówczesnej Francji (sceptycyzmu potwierdzonego przez dalsze wypadki) postawa Sikorskiego i jego popleczników stanowiła jakiś dziwaczny - i niebezpieczny - anachronizm. Wspomniałem już, że ten ślepy podziw dla ciężko chorej Francji pomścił się dotkliwie w chwilach załamania się Francji, nie pozwalając Sikorskiemu uratować z takim mozołem budowanej armii. Dodajmy jeszcze do tego szczególnie bolesny sposób, w jaki kraj przeszedł upadek Francji, w dużej mierze też na skutek gloryfikacji Francji, szerzonej w Polsce przez ludzi Sikorskiego. On sam jednak, skoro tylko przyleci po niego samolot z Londynu, uderzająco sprawnie przesiądzie się na konia brytyjskiego. Nie przejdzie kilka miesięcy, a brat króla angielskiego, książę Kentu", jest już półoficjalnym kandydatem Sikorskiego na tron polski. Nie przeszkadza Sikorskiemu fakt, że wielu Brytyjczyków ocenia księcia Kentu ujemnie, ze względu na słabości jego charakteru i ostrzega przed nim Polaków; przemawia za nim zapewne w oczach Sikorskiego i ten motyw, że książę Kentu jest Wielkim Mistrzem masonerii brytyjskiej. Od Sikorskiego i jego otoczenia emanuje teraz oczywiście kult dla wszystkiego, co brytyjskie; Polskę widzi się urządzoną na modłę angielską, w ścisłym związku z brytyjską Wspólnotą Narodów, zanim zaś do tego dojdzie, interes Polski wymaga ścisłego posłuchu wobec dyrektyw brytyjskich. Przykład tego posłuchu da Sikorski w lipcu 1941 r., w czasie pertraktacji o pakt z Rosją, kiedy dla wypełnienia woli Brytyjczyków złamie konstytucję (nie pozwalającą mu zawierać umowy międzynarodowej bez zgody Prezydenta Rzeczypospolitej, której prezydent Raczkiewicz8 odmawia), sprzeciwi się większości Rady Narodowej (powołanej przez niego samego) i własnemu ministrowi spraw zagranicznych i doprowadzi do kryzysu w rządzie. W pół roku później Sikorski jest już u Stalina i przez pozostałe półtora roku swojego życia będzie w rozterce, czy nie oprzeć się z kolei o tę nową zagraniczną potencję. Wielbiciel Sikorskiego, Stanisław Strumph Wojtkiewicz, autor
"Gwiazdy Władysława Sikorskiego" (Warszawa 1946), opisuje lirycznie, jak to Sikorski przez ostatnie dwa miesiące swego życia (już po Katyniu) marzy o ponownym spotkaniu ze Stalinem.
"Tak dobrze rozmawiało się nam" - wzdycha Sikorski.9 Ma trafne wyczucie, że przyjdą niedługo czasy, kiedy będzie można być w Polsce tylko narzędziem Rosji .
Obok zwyczaju opierania się o jakąś potencję zagraniczną, Sikorski od samego zarania swej kariery politycznej opiera się równie konsekwentnie na masonerii i na Żydach. Już w czasie studiów na Politechnice Lwowskiej, gdzie rozwija ożywioną działalność w organizacjach akademickich, otacza go ta jakaś nieokreślona aura "liberalno-lewicowa" (typowa dla masonów), która nie opuści go przez całe życie, mimo że dla urzeczywistnienia haseł sprawiedliwości społecznej (będących przecież sprawdzianem tzw. "lewicowości") nic w życiu realnego nie zrobi i nie wysunie nigdy postulatów społecznych, któreby mogły mu zaszkodzić w świecie wielkiego kapitału, Strasburgerów i Falterów, czy też w konserwatywnym świecie Churchillów i księcia Kentu.
Czy Sikorski już w czasie studiów wciągnięty był do masonerii? Brak na to danych; możliwe, że był jeszcze tylko głęboko zaawansowanym członkiem jednej z tych rozlicznych konspiracji, które stanowią "przedszkole" masonerii i bezpośrednio do niej prowadzą. Nie ulega natomiast wątpliwości, że Sikorski musiał być regularnym masonem już w roku 1914; dowodzi tego jego błyskawiczna kariera na terenie Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie, instytucji par excellence lożowej i opartej o czynniki lożowe obu państw centralnych. Kariera dla nie-cbrata" nie byłaby tu możliwa.
Wierny swemu powołaniu, Sikorski przez całe życie krzewić będzie dokoła siebie konspiracje, których nici wiodą do masonerii. Na kilka lat przed wojną jeden z najbliższych Sikorskiemu ludzi, gen. Kukiel1o, opisał w "Kurierze Warszawskim", jak to na polecenie Sikorskiego zorganizował wśród oficerów konspirację "Honor i Ojczyzna" i jak na rozkaz Piłsudskiego zmuszony był ją zlikwidować.11 Nie ulega wątpliwości, że likwidacja ta była tylko pozorna, toteż z chwilą objęcia przez Sikorskiego naczelnego dowództwa występuje wyraźnie zespół członków tej konspiracji. We wspomnianej wyżej pracy Sjtanislaw] Strumph Wojtkiewicz pisze (str. 393) o członkach założonej przez Sikorskiego ongiś organizacji Związku Obrony Rzeczpospolitej, rozsianych wszędzie po świecie. Bezpośrednio po śmierci Sikorskiego opowiada się na ucho w Londynie, że jego następca gen. Sosnkowski12 zawarł "modus vivendi" z członkami "Strażnicy", konspiracji wojskowej Sikorskiego. Z grona tej "Strażnicy" rekrutowali się uczestnicy słynnego epizodu - o posmaku meksykańskim, kiedy to w lipcu 1940 r. prezydent Raczkiewicz udzielił dymisji Sikorskiemu i powierzył misję tworzenia gabinetu ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych Augustowi Zaleskiemu.13 Wówczas to grono członków konspiracji Sikorskiego, z szefem sztabu gen. Klimeckim14 na czele i rewolwerami ostentacyjnie za pasem, udało się do Zaleskiego, żądając, by zrzekł się swej misji. Żądanie to poparli u prezydenta Raczkiewicza - Anglicy.
Wierny swej zasadzie opierania się o potencje zagraniczne i zakulisowe, Sikorski przez całe swe życie dba również usilnie o poparcie Żydów. Na emigracji roją się dokoła niego; są to wypróbowani przyjaciele starej daty jako to panowie. Aubac-Auerbach, Falter15, Retinger16, Strasburger17, Litauer.18 Falter, który dorobił się ogromnej fortuny na spekulacjach węglem śląskim, jest wiceministrem w pierwszym rządzie na emigracji, a później mężem zaufania Sikorskiego w Stanach Zjednoczonych; Aubac-Auerbach, dziennikarz, jest podporą Sikorskiego na gruncie paryskim; Strasburger, prezes organizacji ciężkiego przemysłu, tzw. popularnie "Lewiatana", należy do rządu bez chwili przerwy przez cały czas pobytu na emigracji; Litauer, szef Polskiej Agencji Telegraficznej w Londynie, był aż do śmierci Sikorskiego jego głównym łącznikiem z prasą anglosaską, mimo że nie brak było poszlak, że był płatnym agentem sowieckim. Szarą jednak eminencją reżimu Sikorskiego i głównym reżyserem spraw polskich na emigracji był dr Józef Retinger, ten sam, który w pamiętne dni czerwca 1940 r. przywiózł Sikorskiego samolotem brytyjskim do premiera Churchilla. Postać to kluczowa dla zrozumienia tego okresu dziejów Polski, wypada więc poświęcić jej nieco więcej uwagi.
Retinger, syn żydowskiego adwokata z Krakowa, opuścił Polskę już na kilka lat przed rokiem 1914 i osiadł w Anglii, gdzie zapuścił korzenie bardzo głęboko. Po pierwszej wojnie światowej przebywa w Meksyku, jako zaufany przyjaciel swego współwyznawcy, prezydenta Callesa19, który bolszewizuje właśnie Meksyk przy akompaniamencie krwawych, głośnych na cały świat prześladowań duchowieństwa katolickiego. Miarą znaczenia Retingera może być fakt, że gdy po pomyślnym przeprowadzeniu rewolucji opuszcza Meksyk, prezydent Calles wydaje na jego cześć bankiet przy udziale 300 osób, całej elity ówczesnego rewolucyjnego reżimu. Sprawa odbiła się w Polsce nieprzyjemnym dla Retingera echem, poruszona przez Katolicką Agencję Prasową, pozostającą wówczas pod kierownictwem ks. kanonika Józefa Gawl iny. 20 Wspomnienia te odżyły w roku 1940, gdy Retinger przywiózł Sikorskiego do Londynu i stał się jego najbliższym doradcą, a znalazł się tam również ks. kanonik Gawlina, awansowany tymczasem na biskupa polowego i powołany do Rady Narodowej. Położenie stało się drażliwe, toteż Sikorski podjął się osobiście przekazania biskupowi wyjaśnień Retingera, z których wynikało, że prześladowaniom duchowieństwa w Meksyku zawinił fakrycznie - papież, który przekazane mu kompromisowe propozycje Retingera odrzucił i tym samym dopuścił do krwawych zajść ...
W parę lat po Meksyku widzimy Retingera w górach marokańskiego Rifu u boku sułtana Abd al-Karimaf", który powstał przeciw Hiszpanom i Francuzom. W wolnych chwilach pracuje Retinger w ambasadzie polskiej w Londynie, żeni się z córką jednego z przywódców Latour Party (pierwszą żonę zostawił w Krakowie) i obwozi po Polsce słynnego pisarza Conrada-Korzeniowskiego.
W ostatnim dziesięcioleciu przed wojną bywa w Polsce często, utrzymuje duże stosunki w świecie literackim i artystycznym i opiekuje się młodymi talentami. Pisze książkę o Conradzie22, za którego przyjaciela się podaje. Jego ciężar gatunkowy rośnie. Minęły już czasy, kiedy cały świat uważał go za zwykłego agenta Intelligence Service. Teraz jest już czymś więcej. Wszystkie rozmowy Sikorskiego z Churchillem i Edenem, spotkania z Rooseveltem i Stalinem odbywają się przy jego udziale. Po zawarciu paktu polsko-rosyjskiego (lipiec 1941) Retinger jedzie do Moskwy z rangą ministra, jako pierwszy polski charge d'affaires.
W roku 1942 postawiłem jednemu z naj inteligentniejszych oficerów naszego II Oddziału pytanie,kim jest Retinger? Odpowiedział mi: "Członkiem potężnej międzynarodowej mafii lewicowej".
Przypomniało mi się to powiedzenie, kiedy niedawno opowiadano mi wystąpienie Retingera w Warszawie, na wiosnę 1944 r., tuż przed powstaniem, na posiedzeniu Rady Jedności Narodowej z udziałem Delegata Rządu i ministrów. Zawiadamiając najwyższe ciało Polski Podziemnej, że za chwilę stanie przed nim Retinger, Delegat Rządu ostrzegł, by obecni byli ostrożni w swych wypowiedziach, gdyż Retinger jest nie tylko agentem brytyjskim, ale zapewne i reprezentuje pewne inne czynniki ... Jakże znamienny to epizod dla sieci, w którą omotano naród polski, że najwyższe jego ciało musiało dyskutować najpoufniejsze sprawy polskie z człowiekiem, co do którego panowało tak mało złudzeń.
Ostatnie dwa miesiące przed powstaniem spędził Retinger w Warszawie i opuścił Polskę na parę dni przed wybuchem; w czasie swego pobytu w stolicy konferował z wszystkimi kierownikami naszego państwa podziemnego; bez przesady można powiedzieć, że był on w tym czasie najpoważniejszą osobistością - i indywidualnością - polityczną w Warszawie. Był nią również, po śmierci Sikorskiego bezkonkurencyjnie, i w "polskim" Londynie. Gdy już bolszewicy zainstalują drugi rząd w Warszawie, Retinger stanie się na pewien czas jedynym łącznikiem wszystkich odłamów społeczeństwa polskiego:będzie w równie dobrych stosunkach z rządem warszawskim i londyńskim, z szefem sztabu gen. Kopańskim23, z gen. Andersem24 i z gen. Rudnickim25, dowódcą oddziałów polskich uczestniczących w okupacji Niemiec. W jednym z najbardziej zagmatwanych okresów naszych dziejów Retinger odegra rym samym rolę - dosłownie - zwornika polskiej społeczności.
Dla uzupełnienia obrazu dodajmy, że do roli tej (tzn. do spełnienia jej w myśl życzeń swych mocodawców) całkowicie dorósł. Mylą się grubo ci, którzy pod pozorami nonszalancji i bohemy człowieka, u którego butelka nie schodzi ze stołu a kobieta jest zawsze w drugim pokoju, nie potrafią dostrzec dużej inteligencji i uderzającej odwagi, zdolności artystycznych, indywidualności wybitnej o dużym czarze osobistym, nie mającej swej przeciwwagi w rządzących ośrodkach politycznych ani "polskiego" Londynu, ani Kraju. Zasięg osobistego oddziaływania Retingera był bardzo szeroki i obejmował również sporo najzdolniejszych jednostek z młodego pokolenia.
Taki to człowiek stał się, poczynając od czerwca 1940, nieodłącznym impresariem Sikorskiego. Pierwszym jego czynem politycznym po sprowadzeniu Sikorskiego do Anglii było podsunięcie mu do podpisu memoriału26, przeznaczonego dla Anglików, w którym proponował utworzenie armii polskiej w Rosji.' Sikorski memoriał składa na ręce ministra spraw zagranicznych lorda Halifaxa27, ale rzecz dochodzi do wiadomości Rady Narodowej, która zmusza Sikorskiego do jego wycofania. Przypomnijmy, że dzieje się to w chwili, kiedy Rosja jest oficjalnym rozbiorcą Polski, a stosunki sojusznicze Stalina z Hitlerem są w fazie jak najserdeczniejszej.
Pilotowany przez Retingera Sikorski wjeżdża teraz szybko na szczyty, na których huragan propagandy robi z człowieka, znanego do niedawna tylko najbliższemu otoczeniu, osobistość na miarę światową (a mimochodem i "wodza" swego narodu). Wszystkie środki propagandy, prasa, radio, kino, przemysł wydawniczy, propaganda szeptana, są przecież w rękach czynników, na których Sikorski oparł już od lat trzydziestu swoją karierę. Jeżdżąc do Waszyngtonu poświęca on niezmiennie swój pierwszy wieczór na wizytę u sędziego Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych Frankfurtera.
Przemawia w "świątyni" masońskiej w Detroit. Nawet ginąc w Gibraltarze ma jeszcze w swym towarzystwie płk. Cazaleta29, posła do parlamentu brytyjskiego i łącznika od władz brytyjskich przez cały czas pobytu Sikorskiego w Wielkiej Brytanii.
Taktyka ta opłaca się Sikorskiemu sowicie. Nieznany na jesieni 1939 r. jeszcze nikomu poza Polską i pewnymi kołami Francji, jest już w dwa lata później "wodzem narodu" i osobistością na miarę światową. Mówiąc nawiasem trzy razy w ciągu dziesięciu lat te same czynniki tymi samymi metodami narzuciły narodowi polskiemu "wodza": pierwszym był Rydz-Śmigły3~ drugim Sikorski, trzecim Mikołajczyk. Kto będzie następnym? Metoda ta działa tak sprawnie, że
można zrobić "wodzem narodu" w dwa lata byle kogo, czyje zdolności wyrastają choć trochę ponad przeciętną. Nie potrzeba zasług, wystarcza propaganda.
W tym miejscu nasuwa się dygresja: dlaczego - słyszy się u nas tak często biadanie - nie stać naszego narodu na przywódców naprawdę wielkich, jakich miewają inne narody? Dlaczego miewamy tylko rozreklamowane miernoty? Dlaczego nasz "górny tysiąc" polityczny i wojskowy zwykł się składać przeważnie z ludzi o słabych charakterach, niedouków i pyszałków? Ubolewał już nad tym w swych "Dziejach Polski" Bobrzyński. Czyżbyśmy mieli jakąś organiczną wadę, jakiś biologiczny defekt uniemożliwiający wyłonienie przywódców naprawdę wartościowych?
Pytanie to niezmiernie doniosłe, a odpowiedź na nie - choć ogółowi Polaków nieznana - nie wydaje się trudna. Oto od paruset lat zarówno nasze życie gospodarcze było w ręku czynników obcych, jak i nasze jednostki przywódcze zorganizowane były w związkach tajnych, kierowanych spoza naszych granic i zmuszanych - ze względu na swój antykatolicki charakter - lawirować bardzo umiejętnie, by nie wypuścić cugli z rąk w społeczeństwie do gruntu katolickim. W ten sposób nad społeczeństwem naszym rozpięta była - i jest nadal- sieć, przez którą nie przebij e się w górę żadna jednostka, choćby największych zdolności, o ile nie będzie dawała gwarancji powolności względem czynników wszechpotężnych, które w wielu wypadkach sabotują interes narodu.
Rządzenie jest sztuką i do rządów wymagana jest długa zaprawa, trening żmudny i cierpliwy, trwający lat dziesiątki; temu, kto go nie przejdzie, nie pomogą najwybitniejsze zdolności. Jakże zaś łatwo czynnikom, rządzącym danym społeczeństwem, uciąć w zarodku karierę młodego człowieka, który im nie odpowiada, nie zezwolić mu włożyć stopy w przysłowiowe strzemię?
Czyż ludzie tacy jak Oleśnicki czy Richelieu, Cavour, Bismarck czy Churchill mogliby byli przejść długą zaprawę, uzdalniającą ich do władzy, gdyby w ich ojczyznach cały mechanizm krążenia elit i kształtowania rządzących nastawiony był na puszczanie w górę wyłącznie tylko ludzi o oportunistycznym charakterze i miękkim karku, a spychanie w dół ludzi twardych i hartownych? Bywa zresztą, że i przy takim systemie wydostanie się na wierzch trochę ludzi wartościowych, ale w jakimże stanie deformacji? Twarda konieczność nauczy ich nie liczyć na siły własne i na siły własnego narodu, ale szukać poparcia u szafarzy tajnego awansu i międzynarodowego kapitału, choćby ich cele nie pokrywały się bynajmniej z celami społeczności, której ich pupile mają przewodzić? Krążenie elit i kształtowanie rządzących, to procesy socjologiczne nietrudne do ścisłego zbadania; skoro tylko uda się przezwyciężyć istniejące obecnie opory i zbadanie to nastąpi, zdobędziemy się może wreszcie na przełamanie zaczarowanego kręgu w którym od wieków produkujemy swoisty typ przywódców - oportunistów i karierowiczów, w najlepszym zaś razie Hamletów i kunktatorów, którzy na szczytach społeczności wiodą życie pozłocone i - ułatwione. Tak więc w roku 1941 Sikorski stoi wreszcie u szczytu. Jest "wodzem narodu" (te same czynniki rozreklamowały go również i w Kraju) i osobistością na miarę całego globu, rozmawiającą - przy udziale Retingera - z największymi mocarzami tego świata. Życie jego, od dalekich chwil, kiedy stawiał na Politechnice Lwowskiej pierwsze kroki polityczne, słało się bez chmurki, zawsze w oparciu o te same czynniki. Bez chmurki, jeśli nie liczyć 13 lat usunięcia w cień, osłodzonych jednak sutymi poborami, własną posiadłością ziemską, podróżami za granicę, nieskrępowaną przez nikogo działalnością pisarską i polityczną. Jedyny to bodaj z naszych przywódców od czasu konfederacji barskiej, który nie siedział nigdy w więzieniu, nie zaznał nigdy prześladowań, biedy ni poniewierki. W szczęściu tym nie było zresztą nic przypadkowego, gdyż Sikorski konsekwentnie baczył przez całe życie, by nie wplątać się jakąś akcję, która by mogła go narazić jego mocodawcom. Zaczynając np. na jesieni 1939 r. budować od nowa zarówno polskie wojsko, jak i polską państwowość cywilną, miał Sikorski świetną sposobność dokonać cięć radykalnych, usunąć to, co chore i rakowate, i zbudować zupełnie nowe środowisko, zdrowe i sprawne. Równałoby się to jednak narażeniu się wielu ciemnym mocom, boć przecież wszystko, co w naszym aparacie wojskowym i cywilnym jest robaczywego, tradycyjnie reasekuruje się w takiej czy innej agenturze.
Sikorski mógł był uzdrowić nasz aparat państwowy jedynie kosztem narażenia się agenturom i utrudnienia sobie w przyszłości życia, a tego po nim oczekiwać nie należało. Tworzy więc armię jeszcze bardziej chorą niż była armia przedwrześniowa, aparat cywilny jeszcze mniej sprawny i przetkany obcymi "wtyczkami".
Z czynników sanacyjnych przejmuje hurtem elementy najujemniejsze, płaszczące się i karierowe. Aż przykro czytać, jak wielbiący Sikorskiego Strumph Wojtkiewicz w książce swej co chwilę wraca bezradnie do pytania, dlaczego Sikorski - mając tak doskonałą sposobność do uzdrowienia armii, tego nie uczynił, dlaczego ją jeszcze gorzej zakaził, wysuwając na czołowe stanowiska ludzi szkodliwych, o których ponadto nie mógł nie wiedzieć, że przy pierwszej lepszej sposobności, obrócą się przeciw niemu? Ależ taka właśnie była cena, którą płacił Sikorski za ułatwianie sobie życia politycznego. Wielbicielom Sikorskiego, którzy w czasie jego rządów przebywali w Kraju, urzeczonym sfabrykowanym pracowicie jego mitem i nieznających trudnych wątków politycznych, toczących się w tym czasie na emigracji, zwykłem rzucać na odtrutkę dwa magiczne wyrazy: "Regina" i "Rubens". Każdy, dosłownie każdy z Polaków, przebywających w pierwszych latach tej wojny na emigracji, na dźwięk tych dwóch słów otrząsa się z niesmakiem. Kojarzą mu się one w pamięci z pojęciem instytucji o chorobliwym składzie i nieudolnym działaniu, skażonych i skorumpowanych. "Regina" - to nazwa hotelu paryskiego przy rue de Rivoli, w którym mieściły się wszystkie polskie instytucje wojskowe i część cywilnych.31 "Rubens" - to londyński odpowiednik "Reginy", hotel, mieszczący w sobie Sztab Główny i kwaterę Naczelnego Wodza.32 Rzecz zadziwiająca, że gdzie tylko Sikorski - mówiąc obrazowo - "rozbił namioty", powstawała gangrena. Przejechałem granicę francuską w połowie listopada 1939 r.,
a więc w półtora miesiąca po powstaniu rządu Sikorskiego, i już w granicznej Modanie znalazł się znajomy, który nakreślił mi charakterystykę "Reginy" taką, że włos mi się zjeżył na głowie i odeszła ochota do zanurzenia się w bagienko, otaczające Sikorskiego. Narzuca się tu sylogizm: zdrowy moralnie człowiek wytwarza dokoła siebie atmosferę zdrową; "Regina" i "Rubens" miały atmosferę wysoce skażoną; oba były wytworem Sikorskiego - ergo sum Sikorski ... Sylogizm ten jeszcze dziś, po latach, wydaje mi się nieodparty. Jedyne, co mu można przeciwstawić - to wygląd Sikorskiego, o którym już wspomniałem, twarz szczera, otwarta, niewątpliwie sympatyczna i pociągająca. Czyżby człowiek o takim wyglądzie zewnętrznym mógł wytwarzać niezdrowe stosunki, że tak powiem kompleksy chorobowe wszędzie, gdzie stąpnął? Francuzi mają świetne powiedzenie .fausse-maigre" na określenie kobiety pulchnej przy pozorach smukłości. Otóż dla ludzi typu Sikorskiego (spotyka się takich więcej) należałoby ukuć jakieś nowe wyrażenie, może "faux-franc": człowiek, skażony od wewnątrz, przy zewnętrznych pozorach zdrowia. Dorian Gray o twarzy niewinnej, którego grymas kryje się na portrecie za kotarą.
Zwykło się mówić o Sikorskim, że miał zdolności administracyjne. Rzeczywiście czuł się on znakomicie za biurkiem (nie mając zresztą jakichś szczególnych skłonności biurokratycznych), lubił urzędować i wydawać decyzje. WYdawał je niezmiernie łatwo, wiedzieli jednak jego współpracownicy, że równie łatwo je potem zmieniał lub cofał, uzyskawszy więc decyzję należało czym prędzej stworzyć fakt dokonany, zanim doskoczy do Sikorskiego ktoś z jego pokątnych doradców. Że zaś najbliższe otoczenie Sikorskiego wytwarzało właśnie tę zatrutą atmosferę "Reginy" czy "Rubensa", przeto i jego dorobek administracyjny obciążony był u samego korzenia brakami, które przekreślały jego pożyteczność. Jak wspomnieliśmy, Sikorski miał pełną możność uzdrowić nasz aparat wojskowy i cywilny, niestety z niej nie skorzystał.
Nie wykorzystał również dla dobra Polski (bo wykorzystał dla własnego rozgłosu) wspaniałej koniunktury, jaką miała sprawa polska od czerwca 1940 r. do czerwca 1941 r. (daty najazdu Niemców na Rosję), a nawet jeszcze do końca roku 1942 r. - do zwycięstwa Sowietów pod Stalingradem. Poczynając od czerwca 1940 r., po niesławnym pogromie Francji,akcje polskie w krajach anglosaskich stoją świetnie. Polacy uchodzą za wzór waleczności i bohaterstwa, kampania wrześniowa jest "zrewaloryzowana", Kraj niezłomny w swym oporze, Sikorski cieszy się renomą wielkiego wodza na tle pobitych generałów brytyjskich i niedoświadczonych amerykańskich, moda na Polaków panuje od Edynburga po Waszyngton, polscy lotnicy bronią Londynu. Koniunktura taka, czy to w życiu państwa czy jednostki, zdarza się rzadko i trwa krótko, toteż kardynalnym obowiązkiem jest czym prędzej ją wykorzystać. Dochodzimy tu do jednego z najcięższych zarzutów, ciążących na Sikorskim: oto koniunkturę tę wykorzystał tylko dla własnej osoby, by urosnąć osobiście na arenie międzynarodowej, nie wykorzystał zaś jej dla Polski. Jakiż bowiem interes narodowy mieliśmy w Anglii i Ameryce do załatwienia w okresie czerwiec 1940-czerwiec 1941? Oczywiście jeden i tylko jeden: sprawę granic zachodnich. Przecież już na jesieni 1939 r. powstało Ministerstwo Spraw Kongresowych; w okresie samotnej walki Wielkiej Brytanii i Polski przeciw Niemcom, najsposobniejsza była chwila, by Anglikom wydrzeć obietnice, tyczące naszych przyszłych granic z Niemcami, a jeśli nawet nieformalne obietnice, to przynajmniej te przyszłe granice w opinii brytyjskiej gruntownie przygotować. Chcąc to uzyskać, trzeba było jednak wywrzeć na Anglików pewien nacisk, a więc zejść z linii postępowania człowieka, który swym zwierzchnikom czy chlebodawcom mówi wyłącznie tylko rzeczy przyjemne. Każdy z nas - w wojsku czy w biurze - obserwował takich ludzi, którzy karierę swą fundują wyłącznie na tym, by być gładcy i przyjemni, nie poruszając nigdy tematów drażliwych czy trudnych, choćby ich poruszenia wymagało dobro służby lub urzędu. Przykro to stwierdzić, że błyszcząca kariera międzynarodowa Sikorskiego zbudowana była właśnie na takiej metodzie.
W czasie, gdy wszyscy na Zachodzie chorowali na federacje - Sikorski z całą powagą mówił o federacji z Czechami i o sfederowaniu Europy Środkowo-Wschodniej. Gdy Anglosasi zwlekali z tzw. "drugim frontem", Sikorski z całą powagą radził z "drugim frontem" jeszcze się powstrzymać. Gdy możni tego świata agitowali za pomocą dla Rosji - Sikorski przemawiał za pomocą dla Rosji. Po Pearl Harbor z trzaskiem wypowiedział wojnę Japonii, mimo że przebywało tam wówczas sporo obywateli polskich. Ale
jedynej sprawy, w której chodziło o głębszy interes narodowy polski - sprawy granic zachodnich - w poważny sposób, tzn. rzucając na szalę wszystkie nasze ówczesne możliwości, nawet nie postawił.
Wspomniałem już, że okres, w którym mieliśmy w czasie tej wojny duże możliwości działania, trwał od czerwca 1940 r. do końca roku 1942. W tym czasie powinniśmy byli umocnić sobie granice wschodnie i przygotować zachodnie. W rzeczywistości zaś w sprawie granic zachodnich nie uczyniono prawie nic (poza tym, że Ministerstwo Spraw Kongresowych zajęło stanowisko zdecydowanie przeciwne linii Odra-Nysa), sprawę zaś granicy wschodniej przesądzono na naszą niekorzyść paktem z lipca 1941, który był faktyczną kapitulacją wobec Rosji, i to w chwili, kiedy była ona śmiertelnie zagrożona, a my - stosunkowo w tej wojnie - najsilniejsi.
Dochodzimy tu do krytycznego punktu kariery politycznej Sikorskiego, do dramatycznego okresu jego życia, który zaczyna się w dniu 22 czerwca 1941 r., dacie najazdu Niemców na Rosję, a kończy się w falach Gibraltaru. I na Sikorskiego, jak na tylu innych ludzi, przyszła ta decyzja o całym przyszłym życiu chwila próby, z której człowiek albo wychodzi zwycięsko, by wznosić się dalej na wyżyny powodzenia, albo załamuje się, marnując dorobek całego życia. Mimo zaś, że w wielu wypadkach wydaje się, iż próba taka jest próbą inteligencji, w rzeczywistości bywa to z reguły próba charakteru. I dramat Sikorskiego, rozwijający się z jakimś starogreckim fatalizmem na przestrzeni dwu ostatnich lat jego życia, jest właśnie dramatem charakteru, który nie dopisze mu w lipcu 1941 r., który każe mu później taić wobec Narodu dalszy rozwój wypadków, a który w chwili, gdy jego gra się wykryje, nie zdobędzie się na podtrzymani swej dotychczasowej linii, ale każe mu stchórzyć i ulec naciskowi opinii, bo każe mu spróbować przelicytować swych przeciwników politycznych tromtadracją w sprawie Katynia. Nigdzie więcej, niż na szczytach polityki, nie potrzeba charakteru, który pozwala sterować własnym kursem, nie ulegając naciskom swoich ani obcych. Sikorski zaś najpierw uległ obcym, potem uląkł się swoich.
Ale wróćmy do położenia z czerwca 1941 r. Polska ma wówczas do Rosji dwie sprawy: zaboru Ziem Wschodnich oraz wywiezionego do Rosji miliona obywateli polskich, z których duża część siedzi w więzieniach lub mrze po łagrach. I Rosja potrzebuje czegoś od Polski: pragnąc otrzymać pomoc od Zachodu musi się wkupić w rodzinę narodów zachodnich, z której od dawna (a tym bardziej przez dwa ubiegłe lata) była wyklęta, chcąc się zaś wkupić, musi jakoś ułożyć swoje stosunki przede wszystkim z Polską, wobec której ma szczególnie dużo grzechów na sumieniu.
Jakiż jest wówczas wzajemny stosunek sił między Polską a Rosją? Chwilowo jest on wyraźnie na korzyść Polski. Pozycja jej na Zachodzie jest silna, pretensje względem Rosji, która jeszcze miesiąc temu była czynnym sojusznikiem Hitlera, biją w oczy swą słusznością. Pakt z Hitlerem z 23 sierpnia 1939 r. (zawarty za plecami mocarstw zachodnich, z którymi Sowiety równocześnie toczyły rokowania), cios zadany Polsce w plecy dnia 17 września 1939 r., pakt rozbiorowy Ribbentrop-Mołotow, sfałszowany plebiscyt na Ziemiach Wschodnich, deportacja miliona obywateli polskich w warunkach nieludzkich, zmarznięte trupy wyrzucane z wagonów, bezprawne wieloletnie wyroki, potworna śmiertelność w łagrach - rzeczy te znane są dość szeroko na Zachodzie i wzmacniają pozycję Polski, tym bardziej, że pasują dokładnie do obrazu Rosji, jaki wytworzyła dwudziestoletnia propaganda antykomunistyczna. Przeszło przecież dopiero półtora roku od wyrzucenia Rosji z Ligi Narodów za napaść na małą Finlandię, beniaminka krajów anglosaskich. Ameryka rozżarzona jest przeciw Sowietom do białości. Przed sprzyjającym Sowietom prezydentem Rooseveltem stoi niezmiernie trudne zadanie odkręcenia swej opinii publicznej o 180°, celem umożliwienia pomocy dla Rosji, bez której to pomocy, jak wykażą późniejsze wypadki, nie byłaby Rosja zdolna oprzeć się Hitlerowi. Każdy miesiąc zwłoki może tu odegrać rolę rozstrzygającą i tu leży właśnie polska szansa. Mobilizując w obroniesłusznych spraw Polski opinię Stanów Zjednoczonych, a w każdym razie tych czynników, do których mieliśmy dostęp bezpośredni, a więc katolików oraz osób pochodzenia polskiego i z narodów ciemiężonych przez Rosję (razem co najmniej Y4 ludności Stanów) oraz grając na niechęci całej liberalnej i kapitalistycznej opinii amerykańskiej względem ustroju sowieckiego, mogliśmy opóźnić i utrudnić pomoc dla Rosji, co mogło przesądzić o wyniku wojny. Zachowanie się Anglików w lipcu 1941 r. dowodzi, że rozumieli oni doskonale, jakim Polska dysponowała wówczas jeszcze atutem.
Sikorski nie siada więc do rokowań z Rosją z pustymi rękami. Ma za sobą opinię publiczną świata, przekonaną o słuszności sprawy polskiej; co więcej, Rosji i Anglosasom spieszy się więcej niż Polsce, gdyż zagadnienie Ziem Wschodnich nie jest w danej chwili palące, bowiem ziemie te zajęte są przez Niemców. Jeśliby się nie udało zmusić Sowietów do wyrzeczenia się zaboru, może Polska bez szkody dla siebie utrzymać jeszcze przez pewien czas status quasi-wojny,trwający między obu państwami od września 1939 r. Co prawda, jest już w roku 1941 pewien (nieliczny zresztą i szczególnie zachwaszczony agenturami) odłam wśród Polaków, który uważa Ziemie Wschodnie za ciężar i chciałby ich się zrzec. Gdyby jednak stanąć nawet na tym stanowisku, to czyż na takie zrzeczenie się jest właśnie odpowiednia chwila, kiedy Niemcy prą zwycięsko naprzód i większość rzeczoznawców wojskowych przepowiada klęskę Rosji?
Jakiż ekwiwalent może Polska otrzymać od Rosji za zrzeczenie się Ziem Wschodnich właśnie teraz, w lipcu 1941? Przypuśćmy, że Sikorski przekonany byłby o pożyteczności wyrzeczenia się Ziem Wschodnich (a z jego poufnych wypowiedzi wiemy, że przekonany nie był), to czyż odpowiedzialny mąż stanu obierze na takie zrzeczenie się właśnie chwilę, kiedy ustępstwa nasze padną w próżnię? Prawda, pozostaje sprawa miliona obywateli polskich w Sowietach; ale to, co zrobiła z nimi Rosja, jest tak skandaliczne, bezprawne i nieludzkie, że wystarczy poruszyć w ich obronie opinię przyjaznej nam części świata, a przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, by zmusić Sowiety do wypuszczenia ich z więzień i łagrów, a może nawet z granic Rosji.
A czyż nie lepiej byłoby dla nich, gdyby opiekę nad nimi roztoczyła dyplomacja brytyjska czy amerykańska, w razie gdyby nie doszło do ponownego nawiązania stosunków polsko-rosyjskich?
Czyż nie uratowałoby się wówczas poza granice Rosji więcej niż ten nieliczny ich ułamek, który wyratowała polityka Sikorskiego? Polska w lipcu 1941 r. miałaby interes w zawarciu paktu z Rosją, doprawdy jedynie wówczas, gdyby Rosja wyrzekła się niedwuznacznie naszych Ziem Wschodnich. Z chwilą, gdy Rosja się temu opiera, jedyną właściwą drogą było mobilizowanie w naszej obronie opinii świata. Nie wydaje się zresztą wykluczone, że gdyby rząd Polski wszedł był na tę drogę zaraz z końcem czerwca 1941 r., byłby w tymże samym lipcu 1941 r. uzyskał pakt z Rosją,gwarantujący nam integralność terytorium; gdyby zaś takiego paktu nawet nie uzyskał, byłby zadokumentował wobec całego świata nasze nieugięte stanowisko w sprawie Wilna i Lwowa - co przydałoby się nam w parę lat później - a równocześnie mógłby uzyskać rozciągnięcie nad obywatelami polskimi w Rosji opieki państw anglosaskich, gorąco zainteresowanych w rozładowaniu nastrojów antyrosyjskich, utrudniających przyjście Rosji z pomocą przeciw nawale niemieckiej.
Takie było stanowisko zajęte przez większość polskich czynników konstytucyjnych i polskiej opinii publicznej w Anglii w czerwcu i lipcu 1941 r., i na tej platformie byliby Rosjanie musieli wszcząć pertraktacje z Polakami - gdyby nie ich znajomość osoby Sikorskiego. Znają go dobrze i Sowiety i Brytyjczycy, toteż grają od pierwszej chwili nie na układ z Polską, ale na wykorzystanie słabości polskiego premiera. Istnieją przecież dwa sposoby prowadzenia targów: jeden - by użyć popularnego przykładu - polega na tym, by za konia wartego 100 zł uzyskać zł 100, a jak dobrze pójdzie 120 lub 130. Drugi sposób polega na tym, by poznać słabości kupującego i umieścić u jego boku agenta, który postara się go omotać, oswoić i namówić, by za konia zapłacił trzy razy więcej, niż koń wart. Taką metodę Brytyjczycy i Rosjanie zastosują w lipcu 1941 r. wobec Sikorskiego. Od samego początku dążyć będą do porozumienia nie z Polską, ale osobiście z Sikorskim. Zagrają na zimno na notoryczną uległość Sikorskiego wobec zagranicy, i wykorzystają umieszczonych zawczasu w jego otoczeniu swoich agentów. I pakt otrzymają, przy złamaniu polskiej konstytucji i sprzeciwie ogromnej większości polskich czynników politycznych. Otrzymają pakt, będący kapitulacją strony w danej chwili (taktycznie) silniejszej przed stroną śmiertelnie zagrożoną, bo Niemcy podchodzą właśnie pod Smoleńsk.
Wypadki lat następnych przyznają słuszność przeciwnikom tego paktu; wyrzekając się Ziem Wschodnich Polska nic nie zyska, będzie i tak okupowana przez Rosję i będzie miała i tak narzucony sobie rząd, złożony z agentów komunistycznych.
Mówię rozmyślnie o kapitulacji, gdyż słowo "kompromis", użyte w stosunku do paktu z lipca 1941 r. przez Strumph Wojtkiewicza, wydaje się tu zupełnie nie na miejscu. Przypominam, że mieliśmy wówczas do załatwienia z Rosją dwie sprawy: Ziemie Wschodnie i wywiezienie do Rosji obywateli polskich. Otóż Sikorski wydobył z Rosji 130.000 ludzi, a więc zaledwie paręnaście procent wywiezionych, w sprawie zaś Ziem Wschodnich kapitulacja była zupełna. Jak wiadomo, Sowiety w czasie pertraktacji londyńskich uporczywie twierdziły, że ziemie po Bug i San należą do nich nie na podstawie paktu Ribbentrop-Mołotow, ale na podstawie plebiscytów z jesieni 1939 r.
Otóż w pakcie lipcowym nie znalazła się żadna wzmianka, jakoby Sowiety
tych ziem się zrzekały, w czasie zaś samej ceremonii podpisywania paktu ambasador sowiecki w Londynie Majski33 oświadczył, że po zwycięskiej wojnie przyjdzie czas na odbudowę nowej Europy na zasadzie samookreślenia narodów. Trudno było jaśniej postawić sprawę, samo zaś słowo "amnestia", użyte w pakcie w stosunku do obywateli polskich, skazanych bezprawnie przez Sowiety, kładło kropkę nad i, zrozumiałą dla najbardziej zaślepionych. Sam pakt podpisano 30 lipca 1941 r., w cztery zaś miesiące później (2 grudnia, na dwa dni przed rozmową Sikorskiego ze Stalinem) wpłynie już pierwsza nota sowiecka do rządu polskiego, podkreślająca prawa sowieckie do ziem na wschód od Sanu i Bugu.
Wszedłszy już raz na drogę kapitulacji wobec Rosji, Sikorski brnie po niej dalej i dopuszcza się na przestrzeni miesięcy grudzień 1941-luty 1943 czynu w dziejach wszystkich chyba narodów bezprzykładnego, a mianowicie tai przed Polakami fakt, że sąsiad wysuwa roszczenia do połowy ich państwa; tai całą serię kolejnych not i wystąpień bolszewickich (od 2 grudnia 1941 do stycznia 1943), podkreślających prawa Sowietów do ziem na wschód od Bugu i Sanu i do ludności, zamieszkującej te ziemie, włącznie - w ostatniej fazie - z Polakami z Polski zachodniej, których wypadki wojenne rzuciły na wschód. Sikorski lubił przez całe życie podkreślać, że jest demokratą; nie może chyba ulegać wątpliwości, że właśnie z punktu widzenia demokracji trudno o cięższy grzech, niż takie postępowanie Sikorskiego.
Cały ten rok 1942 upłynie naszemu uchodźstwu w położeniu paradoksalnym: dzięki niedyskrecjom z aparatu rządowego przenikają wiadomości o nieprzerwanej serii wystąpień sowieckich, a równocześnie Sikorski i jego ministrowie informują ogół Polaków - nazwijmy to po imieniu: okłamują ogół Polaków - że wszystko jest w porządku, dla wszelkiej pewności posługując się cenzurą brytyjską, by uniemożliwić emigracyjnej prasie podawanie właściwych informacji.
Równocześnie Sikorski - i cały jego zespół - pomaga Rosji propagandowo w chwilach dla niej naj cięższych. W lutym 1943 napisałem w liście otwartym, skierowanym do prezydenta Raczkiewicza i gen. Sosnkowskiego, że rząd gen. Sikorskiego "idzie od dwu lat po linii zbieżnej z wytycznymi polityki sowieckiej". Na twierdzenie to zacytowałem w mym liście dwadzieścia przykładów, a można ich było wymienić więcej. Oto szczególnie charakterystyczny przykład stosowanej przez Sikorskiego metody: ambasador polski w Waszyngtonie Ciechanowski34 (w liście do prezydenta Roosevelta) oraz jeden z najbliższych Sikorskiemu polityków ks. Kaczyński35 (w wywiadzie w naj poczytniejszym popołudniowym piśmie nowojorskim "PM") przyczyniają się do wytworzenia w Stanach Zjednoczonych wrażenia, że religia w Rosji cieszy się swobodą co ma kapitalne znaczenie - właśnie w tym momencie - dla propagandy rosyjskiej.
Jakież motywy kierują Sikorskim w takim jego postępowaniu? Wydaje mi się, że należy tu ściśle odgraniczyć motywy samego Sikorskiego od motywów otaczających go agentur. Agenci dążą do tego, by Polaków możliwie gładko, bez krzyków i hałasów, przeprowadzić w orbitę Sowietów, by rozbroić ich psychicznie, przyzwyczaić powoli do myśli o utracie Ziem Wschodnich, a w ślad za tym i do myśli o utracie niepodległości. Taktyka to wspaniale obmyślana i precyzyjnie wprowadzana w życie. Czy Sikorski zdaje sobie z niej sprawę? Jedno trzeba z góry wykluczyć:
Sikorski nie miał żadnej wielkiej koncepcji historiozoficznej, jak mu to chcą podsunąć ex post jego zwolennicy; nie dążył do jakiejś rewolucyjnej zmiany kursu polityki polskiej ostatnich 500 lat, do przestawienia jej "ze Wschodu na Zachód" i do trwałego oparcia się o Rosję. Sikorski nie miał takiej koncepcji choćby dlatego, że nigdy w życiu nie miał żadnej większej koncepcji politycznej; nie przynosi mu żadnej ujmy stwierdzenie, że jego umysł był do tego organicznie niezdolny. Cytowane przez Strumph Wojtkiewicza wypowiedzi Sikorskiego potwierdzają ogólnie skądinąd znany fakt, że nie ma on w tym czasie żadnej zdecydowanej linii, lecz po prostu płynie z prądem. - ,,0 przyszłości granic polskich decydować będzie powojenny układ sił
w Europie" (str. 186) - mawia w tym czasie Sikorski", a sam Strumph Wojtkiewicz w związku z wymarszem wojsk gen. Andersa z Rosji (co było oczywiście sprzeczne z linią ścisłego związku polsko-sowieckiego, a na który to wymarsz Sikorski chętnie się zgodził) pisze melancholijnie (str. 275): "Idea przymierza i współpracy dwu narodów (Polski i ZSRR) okazała się zbyt wielka dla współczesnych reżyserów, aktorów i statystów".
Nie podsuwajmy więc Sikorskiemu pośmiertnie koncepcji, których nie miał, wyżywając się po prostu w bieżącej grze politycznej. Po zawarciu paktu lipcowego, chcąc ratować swą pozycję w polskiej opinii publicznej, przyjął Sikorski taktykę uporczywego twierdzenia, że pakt ten nie uronił niczego z naszych praw do Ziem Wschodnich. Twierdząc tak Sikorski liczył chyba na jakieś minimum współdziałania ze strony Sowietów; zawiódł się na tym punkcie bardzo prędko, podobnie jak niebawem zawieść się miał i na Anglikach. Tając noty i wystąpienia sowieckie Sikorski kieruje się zapewne przede wszystkim własną próżnością, która nie pozwala mu się przyznać do błędu popełnionego w lipcu 1941 r. Oficjalnie operuje jednak argumentem innym, a mianowicie chęcią zapobieżenia, by w rozstrzygających chwilach wojny nie doszło do zaostrzenia się konfliktu polsko-rosyjskiego i rozbicia jedności sprzymierzonych. Dobro całej koalicji antyhitlerowskiej wymaga, by trzymać w uśpieniu Polaków i z tej i z tamtej strony oceanu w chwilach, gdy Rosja potrzebuje jak najwięcej pomocy ze strony Anglii i Ameryki. Ostatnie to wprawdzie również chwile, w których Polska ma jeszcze jakieś możliwości oddziaływania politycznego, ale Sikorski, upojony sukcesami osobistymi, tego nie dostrzega, licząc na wzrost swych możliwości osobistych, co skompensuje osłabienie pozycji polskiej. Jego wizyta u Stalina, jego trzykrotne jazdy do Roosevelta, jego bezustanne konferencje z królami, regentami, marszałkami i premierami niczego wprawdzie sprawie polskiej nie dają, ale Sikorski zaczyna żyć coraz bardziej w jakimś urojonym świecie, w którym powodzenia osobiste (a Churchill, Stalin i Roosevelt eksploatują jego próżność do gruntu) przesłaniają mu całą coraz ciemniejszą rzeczywistość polityczną. W styczniu 1943 r. mają miejsce dwa wystąpienia dyplomatyczne sowieckie, przypieczętowujące roszczenia Rosji do naszych Ziem Wschodnich. Brytyjczycy coraz wyraźniej wypowiadają się za linią Curzona. Rosja storpedowała wszelkie dążenia federalne na wschodzie Europy. W sprawie przyszłych granic zachodnich nie ma żadnych obietnic anglosaskich. Rekrutacja Polaków amerykańskich do polskich sił zbrojnych zawiodła. Z Rosji udało się wydobyć jedynie 130.000 Polaków, reszta żyje nadal w skrajnej nędzy, a tysiące przebywają nadal w łagrach i więzieniach, wbrew wyraźnemu brzmieniu paktu. Co gorzej, w ZSRR zaczęła się nowa fala aresztowań Polaków. I w takiej chwili Sikorski po powrocie ze Stanów Zjednoczonych zdobywa się na oświadczenie ogółowi żołnierzy polskich w Szkocji (zebranych 16 11943 r. na coś w rodzaju wiecu), że "wszystkie nasze sprawy pomyślnie załatwiłem". Nie wiem, jak określiłby psychiatra ówczesny stan umysłu tego człowieka; Anglosasi mówią o takich, że żyją w .fool's paradise", "raju wariata". Dobrotliwie można by to określić jako życie "z głową w chmurach", boć trudno tu posądzać Sikorskiego o świadome wyrachowanie, gdyż pewnego typu kłamstwa mają aż tak krótkie nogi, że żaden człowiek o zdrowych zmysłach się nimi nie posługuje.
Powyższa wypowiedź Sikorskiego datuje się ze stycznia 1943 r.; w miesiąc później Sikoskiego, jak już wspomniałem, nacisk opinii publicznej omal że nie zmusza do ustąpienia; ratuje się on wówczas całkowitym odwróceniem swojej linii politycznej wobec Sowietów. W trzy miesiące później ginie, nie załatwiwszy nic, ani naszych granic wschodnich ani zachodnich, i zostawiając sprawę polską zabagnioną i otwartą na cztery wiatry.
Wróćmy jednak do zdarzeń z lutego-kwietnia 1943 r., gdyż stanowią one bezpośrednią uwerturę do tragedii w Gibraltarze. Z chwilą gdy okazało się, że Sikorski zamierza zataić przed społeczeństwem polskim również i dwa wystąpienia sowieckie ze stycznia 1943 (w których Sowiety odmówiły rządowi polskiemu już nawet prawa opieki nad Polakami, przebywającymi w Rosji, uznając ich za obywateli sowieckich), postanowiłem poinformować społeczeństwo polskie o istotnym stanie rzeczy i spowodować zmianę naszej linii politycznej wobec Rosji; postarałem się więc o ogłoszenie przez pismo podziemne ,Walka" noty sowieckiej z połowy stycznia 1943 oraz protokołu z późniejszej o kilka dni rozmowy jednego z polskich dyplomatów w sowieckim komisariacie spraw zagranicznych. Rozmowa ta nie zostawiała żadnych złudzeń i potwierdzała poprzednie noty. W odpowiedzi na ogłoszenie tych dokumentów Sikorski chwyta za pióro i w rządowym "Dzienniku Polskim" osobiście broni swej polityki (1711), twierdząc, że "polityka dotychczasowa rządu polskiego wobec Rosji dała rezultaty pozytywne, wszystkim dobrze znane, a żadnych szkód nie wyrządziła". Z kolei opublikowałem w dniu 19 lutego w ,Walce" list otwarty, skierowany do prezydenta Raczkiewicza i gen. Sikorskiego, domagając się zmiany polityki wobec Rosji i ustąpienia Sikorskiego. Następnego dnia jestem aresztowany, ale już w pięć dni później (25 II) ukazuje się pierwsza od półtora roku deklaracja rządu polskiego, zdecydowanie broniąca integralności Rzeczpospolitej i odpierająca zakusy sowieckie. 1 III ukazuje się deklaracja polemiczna w sowieckiej agencji urzędowej TASS, w dwa dni później bardzo stanowczo odpowiada jej Polska Agencja Telegraficzna w Londynie. Rząd Sikorskiego wpada teraz w ton zdecydowanej obrony interesów polskich wobec Rosji, co prowadzi go w kwietniu do wystąpienia w sprawie Katynia i do zerwania stosunków dyplomatycznych z Sowietami. Jeszcze dwa miesiące - i Sikorski ginie. Wszelkie poszlaki wskazują na to, że ginie rozmyślnie zgładzony. Po jego zgonie ,~olna Polska", organ agenturowego Związku Patriotów Polskich w ZSRR, napisze o Sikorskim, że "tragicznie się załamał", a moskiewskie "Izwiestja" (cytuję za Strumph Wojtkiewiczem) "poświęciły Sikorskiemu długi artykuł, pełen uznania, a zakończony wyrazami żalu, że ostatnio generał poddał się wpływom kół, nieprzyjaznych Rosji".
Podkreślam, że w chwili swego zgonu Sikorski jest dla Sowietów człowiekiem, który się załamał i wstąpił na linię polityczną, nieprzyjazną Rosji.
Kto jest winien śmierci Sikorskiego? O ile zagadnienie to nie doczeka sięrychło wyjaśnienia, liczne pokolenia Polaków pasjonować się będą rozwiązywaniem tej zagadki.
Jeśli chodzi o sprawców, to nasuwają się cztery hipotezy:
1) Anglia,
2) Rosja,
3) "potężna międzynarodowa mafia lewicowa",
4) czynniki polskie.
Zacznijmy od hipotezy ostatniej. Sformułował ją czarno na białym Strumph Wojtkiewicz pisząc (str. 421): ,yv polskich kołach rządowych zdołano drogą upartych dociekań stwierdzić, że katastrofa nie była przypadkiem. Dokumenty poufnego śledztwa, które doprowadziły do takiego wniosku, zostały starannie zabezpieczone. W świetle ich - jak zapewniono mnie później - fatalnie rysuje się rola pewnych polskich organizacji emigracyjnych".
Jest to już więcej niż insynuacja, bo oskarżenie, toteż musi przyjść chwila, kiedy sprawę tę rozpatrzy sąd Rzeczypospolitej. Osobiście muszę zaznaczyć, że orientując się dobrze w stosunkach emigracyjnych, nie widzę "polskiej organizacji emigracyjnej" tak potężnej i sprawnej, by stać ją było na zorganizowanie katastrofy na lotnisku w fortecy gibraltarskiej, strzeżonej przez Anglików jak oko w głowie. Nie widzę również powodu, dla którego Anglicy mieliby oszczędzać taką "polską organizację emigracyjną", która by wbrew ich woli sprzątnęła Sikorskiego i to w miejscu rzucającym cień na nich samych. Nasz londyński aparat państwowy nie miał dla Anglików tajemnic, toteż posiadane przezeń dowody znane byłyby oczywiście i gospodarzom.
Pozostają więc trzy pierwsze hipotezy. Jeśli chodzi o najpierwszą, Brytyjczyków, to istnieje dokument bardzo poważnie - na pierwszy rzut oka - ich obciążający. Tym dokumentem jest reportaż, który ukazał się w londyńskim "Dzienniku Polskim i Żołnierza" w roku 1945 (a może 1946) i który nietrudno tam odszukać. Reportaż ten kreśli barwne dzieje Polaka, którego matka była Greczynką, który znalazł się w czasie wojny w Grecji i zaangażował się tam w ruchu oporu. W pewnej chwili wysłano tego Polaka do Egiptu, gdzie wywiad brytyjski przeszkolił go w akcji dywersyjnej. Wysadzony ponownie na brzegu greckim, Polak ten odznaczył się gorliwą akcją dywersyjno-sabotażową, w trakcie której utracił życie. Między innymi - pisze "Dziennik Polski" - spowodował on katastrofy pewnej ilości samolotów niemieckich bezpośrednio po starcie. 36 Dokument jest na pozór efektowny. Wiadomo, że samolot Sikorskiego zginął właśnie od zablokowania steru głębokościowego tuż po starcie. Intelligence brytyjski uczył więc swych agentów w Egipcie pewnej metody, którą zastosowano wobec Sikorskiego w tym samym czasie i rejonie. Skądinąd w sferach lotników polskich opowiadano sobie, że metoda ta polega na umieszczeniu na linkach sterowych bardzo prostego zatrzasku, który przy wykonywaniu sakramentalnych (zawsze tych samych) kilku ruchów przy starcie, automatycznie przesuwa się i zaciska, aż wreszcie blokuje zupełnie ster głębokościowy. A więc?
Wniosek obciążający Anglików na tej podstawie winą za katastrofę gibraltarską wydaje mi się mimo to pochopny, gdyż wszystkie wywiady świata posługują się z reguły tymi samymi metodami (interpenetrując się nawzajem bardzo dokładnie) i w Anglii słyszałem, że wywiad niemiecki stosował ten sam środek na lotniskach brytyjskich, powodując również upadki samolotów bezpośrednio po starcie. Uważam, że najrozsądniej będzie przyjąć, że wszystkie wywiady świata znały tę metodę w chwili zgonu Sikorskiego. Zostaje wówczas wzgląd bardzo poważny - czyż Anglicy nie zrobiliby zamachu wszędzie indziej, z wykluczeniem właśnie Gibraltaru, który przez cały świat uważany jest za szczególnie dobrze pilnowaną domenę Intelligence'u (choć w praktyce jest inaczej, gdyż kilka tysięcy Hiszpanów wpuszczanych jest codziennie na teren twierdzy)? Sikorski latał bardzo dużo - Anglicy mogli, gdyby chcieli, sprzątnąć go wszędzie indziej. Osobiście uważam, że zamachu w Gibraltarze dokonał właśnie ktoś, kto chciał przerzucić podejrzenie na Anglików. W związku z tym najprawdopodobniejsze wydają mi się hipotezy 2) i 3), a znamiennie brzmią słowa, wypowiedziane przez Retingera na wiosnę 1944 r., w czasie jego przemówienia na Radzie Jedności Narodowej w Warszawie: "Towarzyszyłem gen. Sikorskiemu we wszystkich jego podróżach - prócz ostatniej".
Skoro już tyle na ten temat napisałem, nie wolno mi się uchylić od wypowiedzenia własnego poglądu na tę sprawę. Sądzę, że pewne czynniki przywykły uważać Sikorskiego za posłuszne narzędzie, i przy jego pomocy (częściowo tylko świadomej) chciały przeprowadzić Polskę bezboleśnie i bez krzyku - niejako pod narkozą - do stanu, w jakim znalazła się w roku 1945, przy równoczesnej likwidacji wszelkich polskich niezależnych ośrodków politycznych na Zachodzie, co dałoby dopiero Sowietom pełną swobodę ruchów w okupowanej Polsce i możność systematycznej pracy nad rozłożeniem Polskiego Narodu. Sikorski szedł po tej drodze posłusznie do lutego 1943 r., kiedy to przestraszył się postawy społeczeństwa polskiego i załamał swą linię polityczną. Z tą chwilą przestał być użyteczny jako narzędzie i musiał ulec likwidacji, by ustąpić miejsca narzędziom bardziej uległym.
Morał z życia Sikorskiego jest prosty i wstrząsający: obdarzony przez Stwórcę wielkimi zdolnościami, przy pomocy których mógł oddać Narodowi wielkie usługi, od latmłodości szedł po linii najmniejszego oporu, szukając stale oparcia w czynnikach obcych i ciemnych i dążąc - poprzez żywot ułatwiony - do chwały osobistej. Toteż sprawie publicznej się nie przysłużył, uczniów ni spadkobierców po sobie nie zostawił, pogrążył Rzeczpospolitą w rozdarciu i zginął, nie dopełniwszy miary swoich przeznaczeń. Toteż
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 19:40, 08 Paź '12
Temat postu:
Zwróćcie uwagę
"Jakiejże odmiany patriotyzmu uczyłoby się polskie dziecko, postawione w podziemiu wawelskim przed trumną Władysława Sikorskiego?
( Prorok A. Doboszyński został zamordowany w wyniku mordu sądowego w 1947 roku) przypisek mój JS "
Adam Doboszyński przewidział to co nas dziś dosięgło:
Skurwienie Przewielebnych
Ciekawe za ile Przewielebni się sprzedali ?
===========================
11 Nie ulega wątpliwości, że likwidacja ta była tylko pozorna, toteż z chwilą objęcia przez Sikorskiego naczelnego dowództwa występuje wyraźnie zespół członków tej konspiracji. We wspomnianej wyżej pracy Sjtanislaw] Strumph Wojtkiewicz pisze (str. 393) o członkach założonej przez Sikorskiego ongiś organizacji Związku Obrony Rzeczpospolitej, rozsianych wszędzie po świecie. Bezpośrednio po śmierci Sikorskiego opowiada się na ucho w Londynie, że jego następca gen. Sosnkowski12 zawarł "modus vivendi" z członkami "Strażnicy", konspiracji wojskowej Sikorskiego. Z grona tej "Strażnicy" rekrutowali się uczestnicy słynnego epizodu - o posmaku meksykańskim, kiedy to w lipcu 1940 r. prezydent Raczkiewicz udzielił dymisji Sikorskiemu i powierzył misję tworzenia gabinetu ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych Augustowi Zaleskiemu.13 Wówczas to grono członków konspiracji Sikorskiego, z szefem sztabu gen. Klimeckim14 na czele i rewolwerami ostentacyjnie za pasem, udało się do Zaleskiego, żądając, by zrzekł się swej misji. Żądanie to poparli u prezydenta Raczkiewicza - Anglicy.
Wierny swej zasadzie opierania się o potencje zagraniczne i zakulisowe, Sikorski przez całe swe życie dba również usilnie o poparcie Żydów. Na emigracji roją się dokoła niego; są to wypróbowani przyjaciele starej daty jako to panowie. Aubac-Auerbach, Falter15, Retinger16, Strasburger17, Litauer.18 Falter, który dorobił się ogromnej fortuny na spekulacjach węglem śląskim, jest wiceministrem w pierwszym rządzie na emigracji, a później mężem zaufania Sikorskiego w Stanach Zjednoczonych; Aubac-Auerbach, dziennikarz, jest podporą Sikorskiego na gruncie paryskim; Strasburger, prezes organizacji ciężkiego przemysłu, tzw. popularnie "Lewiatana", należy do rządu bez chwili przerwy przez cały czas pobytu na emigracji; Litauer, szef Polskiej Agencji Telegraficznej w Londynie, był aż do śmierci Sikorskiego jego głównym łącznikiem z prasą anglosaską, mimo że nie brak było poszlak, że był płatnym agentem sowieckim. Szarą jednak eminencją reżimu Sikorskiego i głównym reżyserem spraw polskich na emigracji był dr Józef Retinger, ten sam, który w pamiętne dni czerwca 1940 r. przywiózł Sikorskiego samolotem brytyjskim do premiera Churchilla. Postać to kluczowa dla zrozumienia tego okresu dziejów Polski, wypada więc poświęcić jej nieco więcej uwagi.
Retinger, syn żydowskiego adwokata z Krakowa, opuścił Polskę już na kilka lat przed rokiem 1914 i osiadł w Anglii, gdzie zapuścił korzenie bardzo głęboko. Po pierwszej wojnie światowej przebywa w Meksyku, jako zaufany przyjaciel swego współwyznawcy, prezydenta Callesa19, który bolszewizuje właśnie Meksyk przy akompaniamencie krwawych, głośnych na cały świat prześladowań duchowieństwa katolickiego. Miarą znaczenia Retingera może być fakt, że gdy po pomyślnym przeprowadzeniu rewolucji opuszcza Meksyk, prezydent Calles wydaje na jego cześć bankiet przy udziale 300 osób, całej elity ówczesnego rewolucyjnego reżimu. Sprawa odbiła się w Polsce nieprzyjemnym dla Retingera echem, poruszona przez Katolicką Agencję Prasową, pozostającą wówczas pod kierownictwem ks. kanonika Józefa Gawl iny. 20 Wspomnienia te odżyły w roku 1940, gdy Retinger przywiózł Sikorskiego do Londynu i stał się jego najbliższym doradcą, a znalazł się tam również ks. kanonik Gawlina, awansowany tymczasem na biskupa polowego i powołany do Rady Narodowej. Położenie stało się drażliwe, toteż Sikorski podjął się osobiście przekazania biskupowi wyjaśnień Retingera, z których wynikało, że prześladowaniom duchowieństwa w Meksyku zawinił fakrycznie - papież, który przekazane mu kompromisowe propozycje Retingera odrzucił i tym samym dopuścił do krwawych zajść ...
W parę lat po Meksyku widzimy Retingera w górach marokańskiego Rifu u boku sułtana Abd al-Karimaf", który powstał przeciw Hiszpanom i Francuzom. W wolnych chwilach pracuje Retinger w ambasadzie polskiej w Londynie, żeni się z córką jednego z przywódców Latour Party (pierwszą żonę zostawił w Krakowie) i obwozi po Polsce słynnego pisarza Conrada-Korzeniowskiego.
W ostatnim dziesięcioleciu przed wojną bywa w Polsce często, utrzymuje duże stosunki w świecie literackim i artystycznym i opiekuje się młodymi talentami. Pisze książkę o Conradzie22, za którego przyjaciela się podaje. Jego ciężar gatunkowy rośnie. Minęły już czasy, kiedy cały świat uważał go za zwykłego agenta Intelligence Service. Teraz jest już czymś więcej. Wszystkie rozmowy Sikorskiego z Churchillem i Edenem, spotkania z Rooseveltem i Stalinem odbywają się przy jego udziale. Po zawarciu paktu polsko-rosyjskiego (lipiec 1941) Retinger jedzie do Moskwy z rangą ministra, jako pierwszy polski charge d'affaires.
W roku 1942 postawiłem jednemu z naj inteligentniejszych oficerów naszego II Oddziału pytanie,kim jest Retinger? Odpowiedział mi: "Członkiem potężnej międzynarodowej mafii lewicowej".
Przypomniało mi się to powiedzenie, kiedy niedawno opowiadano mi wystąpienie Retingera w Warszawie, na wiosnę 1944 r., tuż przed powstaniem, na posiedzeniu Rady Jedności Narodowej z udziałem Delegata Rządu i ministrów. Zawiadamiając najwyższe ciało Polski Podziemnej, że za chwilę stanie przed nim Retinger, Delegat Rządu ostrzegł, by obecni byli ostrożni w swych wypowiedziach, gdyż Retinger jest nie tylko agentem brytyjskim, ale zapewne i reprezentuje pewne inne czynniki ... Jakże znamienny to epizod dla sieci, w którą omotano naród polski, że najwyższe jego ciało musiało dyskutować najpoufniejsze sprawy polskie z człowiekiem, co do którego panowało tak mało złudzeń.
Ostatnie dwa miesiące przed powstaniem spędził Retinger w Warszawie i opuścił Polskę na parę dni przed wybuchem; w czasie swego pobytu w stolicy konferował z wszystkimi kierownikami naszego państwa podziemnego; bez przesady można powiedzieć, że był on w tym czasie najpoważniejszą osobistością - i indywidualnością - polityczną w Warszawie. Był nią również, po śmierci Sikorskiego bezkonkurencyjnie, i w "polskim" Londynie. Gdy już bolszewicy zainstalują drugi rząd w Warszawie, Retinger stanie się na pewien czas jedynym łącznikiem wszystkich odłamów społeczeństwa polskiego:będzie w równie dobrych stosunkach z rządem warszawskim i londyńskim, z szefem sztabu gen. Kopańskim23, z gen. Andersem24 i z gen. Rudnickim25, dowódcą oddziałów polskich uczestniczących w okupacji Niemiec. W jednym z najbardziej zagmatwanych okresów naszych dziejów Retinger odegra rym samym rolę - dosłownie - zwornika polskiej społeczności.
Dla uzupełnienia obrazu dodajmy, że do roli tej (tzn. do spełnienia jej w myśl życzeń swych mocodawców) całkowicie dorósł. Mylą się grubo ci, którzy pod pozorami nonszalancji i bohemy człowieka, u którego butelka nie schodzi ze stołu a kobieta jest zawsze w drugim pokoju, nie potrafią dostrzec dużej inteligencji i uderzającej odwagi, zdolności artystycznych, indywidualności wybitnej o dużym czarze osobistym, nie mającej swej przeciwwagi w rządzących ośrodkach politycznych ani "polskiego" Londynu, ani Kraju. Zasięg osobistego oddziaływania Retingera był bardzo szeroki i obejmował również sporo najzdolniejszych jednostek z młodego pokolenia.
Taki to człowiek stał się, poczynając od czerwca 1940, nieodłącznym impresariem Sikorskiego. Pierwszym jego czynem politycznym po sprowadzeniu Sikorskiego do Anglii było podsunięcie mu do podpisu memoriału26, przeznaczonego dla Anglików, w którym proponował utworzenie armii polskiej w Rosji.' Sikorski memoriał składa na ręce ministra spraw zagranicznych lorda Halifaxa27, ale rzecz dochodzi do wiadomości Rady Narodowej, która zmusza Sikorskiego do jego wycofania. Przypomnijmy, że dzieje się to w chwili, kiedy Rosja jest oficjalnym rozbiorcą Polski, a stosunki sojusznicze Stalina z Hitlerem są w fazie jak najserdeczniejszej.
Pilotowany przez Retingera Sikorski wjeżdża teraz szybko na szczyty, na których huragan propagandy robi z człowieka, znanego do niedawna tylko najbliższemu otoczeniu, osobistość na miarę światową (a mimochodem i "wodza" swego narodu). Wszystkie środki propagandy, prasa, radio, kino, przemysł wydawniczy, propaganda szeptana, są przecież w rękach czynników, na których Sikorski oparł już od lat trzydziestu swoją karierę. Jeżdżąc do Waszyngtonu poświęca on niezmiennie swój pierwszy wieczór na wizytę u sędziego Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych Frankfurtera.
Przemawia w "świątyni" masońskiej w Detroit. Nawet ginąc w Gibraltarze ma jeszcze w swym towarzystwie płk. Cazaleta29, posła do parlamentu brytyjskiego i łącznika od władz brytyjskich przez cały czas pobytu Sikorskiego w Wielkiej Brytanii.
Taktyka ta opłaca się Sikorskiemu sowicie. Nieznany na jesieni 1939 r. jeszcze nikomu poza Polską i pewnymi kołami Francji, jest już w dwa lata później "wodzem narodu" i osobistością na miarę światową. Mówiąc nawiasem trzy razy w ciągu dziesięciu lat te same czynniki tymi samymi metodami narzuciły narodowi polskiemu "wodza": pierwszym był Rydz-Śmigły3~ drugim Sikorski, trzecim Mikołajczyk. Kto będzie następnym? Metoda ta działa tak sprawnie, że
można zrobić "wodzem narodu" w dwa lata byle kogo, czyje zdolności wyrastają choć trochę ponad przeciętną. Nie potrzeba zasług, wystarcza propaganda.
W tym miejscu nasuwa się dygresja: dlaczego - słyszy się u nas tak często biadanie - nie stać naszego narodu na przywódców naprawdę wielkich, jakich miewają inne narody? Dlaczego miewamy tylko rozreklamowane miernoty? Dlaczego nasz "górny tysiąc" polityczny i wojskowy zwykł się składać przeważnie z ludzi o słabych charakterach, niedouków i pyszałków? Ubolewał już nad tym w swych "Dziejach Polski" Bobrzyński. Czyżbyśmy mieli jakąś organiczną wadę, jakiś biologiczny defekt uniemożliwiający wyłonienie przywódców naprawdę wartościowych?
Pytanie to niezmiernie doniosłe, a odpowiedź na nie - choć ogółowi Polaków nieznana - nie wydaje się trudna. Oto od paruset lat zarówno nasze życie gospodarcze było w ręku czynników obcych, jak i nasze jednostki przywódcze zorganizowane były w związkach tajnych, kierowanych spoza naszych granic i zmuszanych - ze względu na swój antykatolicki charakter - lawirować bardzo umiejętnie, by nie wypuścić cugli z rąk w społeczeństwie do gruntu katolickim. W ten sposób nad społeczeństwem naszym rozpięta była - i jest nadal- sieć, przez którą nie przebij e się w górę żadna jednostka, choćby największych zdolności, o ile nie będzie dawała gwarancji powolności względem czynników wszechpotężnych, które w wielu wypadkach sabotują interes narodu.
Rządzenie jest sztuką i do rządów wymagana jest długa zaprawa, trening żmudny i cierpliwy, trwający lat dziesiątki; temu, kto go nie przejdzie, nie pomogą najwybitniejsze zdolności. Jakże zaś łatwo czynnikom, rządzącym danym społeczeństwem, uciąć w zarodku karierę młodego człowieka, który im nie odpowiada, nie zezwolić mu włożyć stopy w przysłowiowe strzemię?
Czyż ludzie tacy jak Oleśnicki czy Richelieu, Cavour, Bismarck czy Churchill mogliby byli przejść długą zaprawę, uzdalniającą ich do władzy, gdyby w ich ojczyznach cały mechanizm krążenia elit i kształtowania rządzących nastawiony był na puszczanie w górę wyłącznie tylko ludzi o oportunistycznym charakterze i miękkim karku, a spychanie w dół ludzi twardych i hartownych? Bywa zresztą, że i przy takim systemie wydostanie się na wierzch trochę ludzi wartościowych, ale w jakimże stanie deformacji? Twarda konieczność nauczy ich nie liczyć na siły własne i na siły własnego narodu, ale szukać poparcia u szafarzy tajnego awansu i międzynarodowego kapitału, choćby ich cele nie pokrywały się bynajmniej z celami społeczności, której ich pupile mają przewodzić? Krążenie elit i kształtowanie rządzących, to procesy socjologiczne nietrudne do ścisłego zbadania; skoro tylko uda się przezwyciężyć istniejące obecnie opory i zbadanie to nastąpi, zdobędziemy się może wreszcie na przełamanie zaczarowanego kręgu w którym od wieków produkujemy swoisty typ przywódców - oportunistów i karierowiczów, w najlepszym zaś razie Hamletów i kunktatorów, którzy na szczytach społeczności wiodą życie pozłocone i - ułatwione. Tak więc w roku 1941 Sikorski stoi wreszcie u szczytu. Jest "wodzem narodu" (te same czynniki rozreklamowały go również i w Kraju) i osobistością na miarę całego globu, rozmawiającą - przy udziale Retingera - z największymi mocarzami tego świata. Życie jego, od dalekich chwil, kiedy stawiał na Politechnice Lwowskiej pierwsze kroki polityczne, słało się bez chmurki, zawsze w oparciu o te same czynniki. Bez chmurki, jeśli nie liczyć 13 lat usunięcia w cień, osłodzonych jednak sutymi poborami, własną posiadłością ziemską, podróżami za granicę, nieskrępowaną przez nikogo działalnością pisarską i polityczną. Jedyny to bodaj z naszych przywódców od czasu konfederacji barskiej, który nie siedział nigdy w więzieniu, nie zaznał nigdy prześladowań, biedy ni poniewierki. W szczęściu tym nie było zresztą nic przypadkowego, gdyż Sikorski konsekwentnie baczył przez całe życie, by nie wplątać się jakąś akcję, która by mogła go narazić jego mocodawcom. Zaczynając np. na jesieni 1939 r. budować od nowa zarówno polskie wojsko, jak i polską państwowość cywilną, miał Sikorski świetną sposobność dokonać cięć radykalnych, usunąć to, co chore i rakowate, i zbudować zupełnie nowe środowisko, zdrowe i sprawne. Równałoby się to jednak narażeniu się wielu ciemnym mocom, boć przecież wszystko, co w naszym aparacie wojskowym i cywilnym jest robaczywego, tradycyjnie reasekuruje się w takiej czy innej agenturze.
Sikorski mógł był uzdrowić nasz aparat państwowy jedynie kosztem narażenia się agenturom i utrudnienia sobie w przyszłości życia, a tego po nim oczekiwać nie należało. Tworzy więc armię jeszcze bardziej chorą niż była armia przedwrześniowa, aparat cywilny jeszcze mniej sprawny i przetkany obcymi "wtyczkami".
Z czynników sanacyjnych przejmuje hurtem elementy najujemniejsze, płaszczące się i karierowe. Aż przykro czytać, jak wielbiący Sikorskiego Strumph Wojtkiewicz w książce swej co chwilę wraca bezradnie do pytania, dlaczego Sikorski - mając tak doskonałą sposobność do uzdrowienia armii, tego nie uczynił, dlaczego ją jeszcze gorzej zakaził, wysuwając na czołowe stanowiska ludzi szkodliwych, o których ponadto nie mógł nie wiedzieć, że przy pierwszej lepszej sposobności, obrócą się przeciw niemu? Ależ taka właśnie była cena, którą płacił Sikorski za ułatwianie sobie życia politycznego. Wielbicielom Sikorskiego, którzy w czasie jego rządów przebywali w Kraju, urzeczonym sfabrykowanym pracowicie jego mitem i nieznających trudnych wątków politycznych, toczących się w tym czasie na emigracji, zwykłem rzucać na odtrutkę dwa magiczne wyrazy: "Regina" i "Rubens". Każdy, dosłownie każdy z Polaków, przebywających w pierwszych latach tej wojny na emigracji, na dźwięk tych dwóch słów otrząsa się z niesmakiem. Kojarzą mu się one w pamięci z pojęciem instytucji o chorobliwym składzie i nieudolnym działaniu, skażonych i skorumpowanych. "Regina" - to nazwa hotelu paryskiego przy rue de Rivoli, w którym mieściły się wszystkie polskie instytucje wojskowe i część cywilnych.31 "Rubens" - to londyński odpowiednik "Reginy", hotel, mieszczący w sobie Sztab Główny i kwaterę Naczelnego Wodza.32 Rzecz zadziwiająca, że gdzie tylko Sikorski - mówiąc obrazowo - "rozbił namioty", powstawała gangrena. Przejechałem granicę francuską w połowie listopada 1939 r., a więc w półtora miesiąca po powstaniu rządu Sikorskiego, i już w granicznej Modanie znalazł się znajomy, który nakreślił mi charakterystykę "Reginy" taką, że włos mi się zjeżył na głowie i odeszła ochota do zanurzenia się w bagienko, otaczające Sikorskiego. Narzuca się tu sylogizm: zdrowy moralnie człowiek wytwarza dokoła siebie atmosferę zdrową; "Regina" i "Rubens" miały atmosferę wysoce skażoną; oba były wytworem Sikorskiego - ergo sum Sikorski ... Sylogizm ten jeszcze dziś, po latach, wydaje mi się nieodparty. Jedyne, co mu można przeciwstawić - to wygląd Sikorskiego, o którym już wspomniałem, twarz szczera, otwarta, niewątpliwie sympatyczna i pociągająca. Czyżby człowiek o takim wyglądzie zewnętrznym mógł wytwarzać niezdrowe stosunki, że tak powiem kompleksy chorobowe wszędzie, gdzie stąpnął? Francuzi mają świetne powiedzenie .fausse-maigre" na określenie kobiety pulchnej przy pozorach smukłości. Otóż dla ludzi typu Sikorskiego (spotyka się takich więcej) należałoby ukuć jakieś nowe wyrażenie, może "faux-franc": człowiek, skażony od wewnątrz, przy zewnętrznych pozorach zdrowia. Dorian Gray o twarzy niewinnej, którego grymas kryje się na portrecie za kotarą.
Zwykło się mówić o Sikorskim, że miał zdolności administracyjne. Rzeczywiście czuł się on znakomicie za biurkiem (nie mając zresztą jakichś szczególnych skłonności biurokratycznych), lubił urzędować i wydawać decyzje. WYdawał je niezmiernie łatwo, wiedzieli jednak jego współpracownicy, że równie łatwo je potem zmieniał lub cofał, uzyskawszy więc decyzję należało czym prędzej stworzyć fakt dokonany, zanim doskoczy do Sikorskiego ktoś z jego pokątnych doradców. Że zaś najbliższe otoczenie Sikorskiego wytwarzało właśnie tę zatrutą atmosferę "Reginy" czy "Rubensa", przeto i jego dorobek administracyjny obciążony był u samego korzenia brakami, które przekreślały jego pożyteczność. Jak wspomnieliśmy, Sikorski miał pełną możność uzdrowić nasz aparat wojskowy i cywilny, niestety z niej nie skorzystał.
Nie wykorzystał również dla dobra Polski (bo wykorzystał dla własnego rozgłosu) wspaniałej koniunktury, jaką miała sprawa polska od czerwca 1940 r. do czerwca 1941 r. (daty najazdu Niemców na Rosję), a nawet jeszcze do końca roku 1942 r. - do zwycięstwa Sowietów pod Stalingradem. Poczynając od czerwca 1940 r., po niesławnym pogromie Francji,akcje polskie w krajach anglosaskich stoją świetnie. Polacy uchodzą za wzór waleczności i bohaterstwa, kampania wrześniowa jest "zrewaloryzowana", Kraj niezłomny w swym oporze, Sikorski cieszy się renomą wielkiego wodza na tle pobitych generałów brytyjskich i niedoświadczonych amerykańskich, moda na Polaków panuje od Edynburga po Waszyngton, polscy lotnicy bronią Londynu. Koniunktura taka, czy to w życiu państwa czy jednostki, zdarza się rzadko i trwa krótko, toteż kardynalnym obowiązkiem jest czym prędzej ją wykorzystać. Dochodzimy tu do jednego z najcięższych zarzutów, ciążących na Sikorskim: oto koniunkturę tę wykorzystał tylko dla własnej osoby, by urosnąć osobiście na arenie międzynarodowej, nie wykorzystał zaś jej dla Polski. Jakiż bowiem interes narodowy mieliśmy w Anglii i Ameryce do załatwienia w okresie czerwiec 1940-czerwiec 1941? Oczywiście jeden i tylko jeden: sprawę granic zachodnich. Przecież już na jesieni 1939 r. powstało Ministerstwo Spraw Kongresowych; w okresie samotnej walki Wielkiej Brytanii i Polski przeciw Niemcom, najsposobniejsza była chwila, by Anglikom wydrzeć obietnice, tyczące naszych przyszłych granic z Niemcami, a jeśli nawet nieformalne obietnice, to przynajmniej te przyszłe granice w opinii brytyjskiej gruntownie przygotować. Chcąc to uzyskać, trzeba było jednak wywrzeć na Anglików pewien nacisk, a więc zejść z linii postępowania człowieka, który swym zwierzchnikom czy chlebodawcom mówi wyłącznie tylko rzeczy przyjemne. Każdy z nas - w wojsku czy w biurze - obserwował takich ludzi, którzy karierę swą fundują wyłącznie na tym, by być gładcy i przyjemni, nie poruszając nigdy tematów drażliwych czy trudnych, choćby ich poruszenia wymagało dobro służby lub urzędu. Przykro to stwierdzić, że błyszcząca kariera międzynarodowa Sikorskiego zbudowana była właśnie na takiej metodzie.
W czasie, gdy wszyscy na Zachodzie chorowali na federacje - Sikorski z całą powagą mówił o federacji z Czechami i o sfederowaniu Europy Środkowo-Wschodniej. Gdy Anglosasi zwlekali z tzw. "drugim frontem", Sikorski z całą powagą radził z "drugim frontem" jeszcze się powstrzymać. Gdy możni tego świata agitowali za pomocą dla Rosji - Sikorski przemawiał za pomocą dla Rosji. Po Pearl Harbor z trzaskiem wypowiedział wojnę Japonii, mimo że przebywało tam wówczas sporo obywateli polskich. Ale jedynej sprawy, w której chodziło o głębszy interes narodowy polski - sprawy granic zachodnich - w poważny sposób, tzn. rzucając na szalę wszystkie nasze ówczesne możliwości, nawet nie postawił.
Wspomniałem już, że okres, w którym mieliśmy w czasie tej wojny duże możliwości działania, trwał od czerwca 1940 r. do końca roku 1942. W tym czasie powinniśmy byli umocnić sobie granice wschodnie i przygotować zachodnie. W rzeczywistości zaś w sprawie granic zachodnich nie uczyniono prawie nic (poza tym, że Ministerstwo Spraw Kongresowych zajęło stanowisko zdecydowanie przeciwne linii Odra-Nysa), sprawę zaś granicy wschodniej przesądzono na naszą niekorzyść paktem z lipca 1941, który był faktyczną kapitulacją wobec Rosji, i to w chwili, kiedy była ona śmiertelnie zagrożona, a my - stosunkowo w tej wojnie - najsilniejsi.
Dochodzimy tu do krytycznego punktu kariery politycznej Sikorskiego, do dramatycznego okresu jego życia, który zaczyna się w dniu 22 czerwca 1941 r., dacie najazdu Niemców na Rosję, a kończy się w falach Gibraltaru. I na Sikorskiego, jak na tylu innych ludzi, przyszła ta decyzja o całym przyszłym życiu chwila próby, z której człowiek albo wychodzi zwycięsko, by wznosić się dalej na wyżyny powodzenia, albo załamuje się, marnując dorobek całego życia. Mimo zaś, że w wielu wypadkach wydaje się, iż próba taka jest próbą inteligencji, w rzeczywistości bywa to z reguły próba charakteru. I dramat Sikorskiego, rozwijający się z jakimś starogreckim fatalizmem na przestrzeni dwu ostatnich lat jego życia, jest właśnie dramatem charakteru, który nie dopisze mu w lipcu 1941 r., który każe mu później taić wobec Narodu dalszy rozwój wypadków, a który w chwili, gdy jego gra się wykryje, nie zdobędzie się na podtrzymani swej dotychczasowej linii, ale każe mu stchórzyć i ulec naciskowi opinii, bo każe mu spróbować przelicytować swych przeciwników politycznych tromtadracją w sprawie Katynia. Nigdzie więcej, niż na szczytach polityki, nie potrzeba charakteru, który pozwala sterować własnym kursem, nie ulegając naciskom swoich ani obcych. Sikorski zaś najpierw uległ obcym, potem uląkł się swoich.
Ale wróćmy do położenia z czerwca 1941 r. Polska ma wówczas do Rosji dwie sprawy: zaboru Ziem Wschodnich oraz wywiezionego do Rosji miliona obywateli polskich, z których duża część siedzi w więzieniach lub mrze po łagrach. I Rosja potrzebuje czegoś od Polski: pragnąc otrzymać pomoc od Zachodu musi się wkupić w rodzinę narodów zachodnich, z której od dawna (a tym bardziej przez dwa ubiegłe lata) była wyklęta, chcąc się zaś wkupić, musi jakoś ułożyć swoje stosunki przede wszystkim z Polską, wobec której ma szczególnie dużo grzechów na sumieniu.
Jakiż jest wówczas wzajemny stosunek sił między Polską a Rosją? Chwilowo jest on wyraźnie na korzyść Polski. Pozycja jej na Zachodzie jest silna, pretensje względem Rosji, która jeszcze miesiąc temu była czynnym sojusznikiem Hitlera, biją w oczy swą słusznością. Pakt z Hitlerem z 23 sierpnia 1939 r. (zawarty za plecami mocarstw zachodnich, z którymi Sowiety równocześnie toczyły rokowania), cios zadany Polsce w plecy dnia 17 września 1939 r., pakt rozbiorowy Ribbentrop-Mołotow, sfałszowany plebiscyt na Ziemiach Wschodnich, deportacja miliona obywateli polskich w warunkach nieludzkich, zmarznięte trupy wyrzucane z wagonów, bezprawne wieloletnie wyroki, potworna śmiertelność w łagrach - rzeczy te znane są dość szeroko na Zachodzie i wzmacniają pozycję Polski, tym bardziej, że pasują dokładnie do obrazu Rosji, jaki wytworzyła dwudziestoletnia propaganda antykomunistyczna. Przeszło przecież dopiero półtora roku od wyrzucenia Rosji z Ligi Narodów za napaść na małą Finlandię, beniaminka krajów anglosaskich. Ameryka rozżarzona jest przeciw Sowietom do białości. Przed sprzyjającym Sowietom prezydentem Rooseveltem stoi niezmiernie trudne zadanie odkręcenia swej opinii publicznej o 180°, celem umożliwienia pomocy dla Rosji, bez której to pomocy, jak wykażą późniejsze wypadki, nie byłaby Rosja zdolna oprzeć się Hitlerowi. Każdy miesiąc zwłoki może tu odegrać rolę rozstrzygającą i tu leży właśnie polska szansa. Mobilizując w obroniesłusznych spraw Polski opinię Stanów Zjednoczonych, a w każdym razie tych czynników, do których mieliśmy dostęp bezpośredni, a więc katolików oraz osób pochodzenia polskiego i z narodów ciemiężonych przez Rosję (razem co najmniej Y4 ludności Stanów) oraz grając na niechęci całej liberalnej i kapitalistycznej opinii amerykańskiej względem ustroju sowieckiego, mogliśmy opóźnić i utrudnić pomoc dla Rosji, co mogło przesądzić o wyniku wojny. Zachowanie się Anglików w lipcu 1941 r. dowodzi, że rozumieli oni doskonale, jakim Polska dysponowała wówczas jeszcze atutem.
Sikorski nie siada więc do rokowań z Rosją z pustymi rękami. Ma za sobą opinię publiczną świata, przekonaną o słuszności sprawy polskiej; co więcej, Rosji i Anglosasom spieszy się więcej niż Polsce, gdyż zagadnienie Ziem Wschodnich nie jest w danej chwili palące, bowiem ziemie te zajęte są przez Niemców. Jeśliby się nie udało zmusić Sowietów do wyrzeczenia się zaboru, może Polska bez szkody dla siebie utrzymać jeszcze przez pewien czas status quasi-wojny,trwający między obu państwami od września 1939 r. Co prawda, jest już w roku 1941 pewien (nieliczny zresztą i szczególnie zachwaszczony agenturami) odłam wśród Polaków, który uważa Ziemie Wschodnie za ciężar i chciałby ich się zrzec. Gdyby jednak stanąć nawet na tym stanowisku, to czyż na takie zrzeczenie się jest właśnie odpowiednia chwila, kiedy Niemcy prą zwycięsko naprzód i większość rzeczoznawców wojskowych przepowiada klęskę Rosji?
Jakiż ekwiwalent może Polska otrzymać od Rosji za zrzeczenie się Ziem Wschodnich właśnie teraz, w lipcu 1941? Przypuśćmy, że Sikorski przekonany byłby o pożyteczności wyrzeczenia się Ziem Wschodnich (a z jego poufnych wypowiedzi wiemy, że przekonany nie był), to czyż odpowiedzialny mąż stanu obierze na takie zrzeczenie się właśnie chwilę, kiedy ustępstwa nasze padną w próżnię? Prawda, pozostaje sprawa miliona obywateli polskich w Sowietach; ale to, co zrobiła z nimi Rosja, jest tak skandaliczne, bezprawne i nieludzkie, że wystarczy poruszyć w ich obronie opinię przyjaznej nam części świata, a przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, by zmusić Sowiety do wypuszczenia ich z więzień i łagrów, a może nawet z granic Rosji.
A czyż nie lepiej byłoby dla nich, gdyby opiekę nad nimi roztoczyła dyplomacja brytyjska czy amerykańska, w razie gdyby nie doszło do ponownego nawiązania stosunków polsko-rosyjskich?
Czyż nie uratowałoby się wówczas poza granice Rosji więcej niż ten nieliczny ich ułamek, który wyratowała polityka Sikorskiego? Polska w lipcu 1941 r. miałaby interes w zawarciu paktu z Rosją, doprawdy jedynie wówczas, gdyby Rosja wyrzekła się niedwuznacznie naszych Ziem Wschodnich. Z chwilą, gdy Rosja się temu opiera, jedyną właściwą drogą było mobilizowanie w naszej obronie opinii świata. Nie wydaje się zresztą wykluczone, że gdyby rząd Polski wszedł był na tę drogę zaraz z końcem czerwca 1941 r., byłby w tymże samym lipcu 1941 r. uzyskał pakt z Rosją,gwarantujący nam integralność terytorium; gdyby zaś takiego paktu nawet nie uzyskał, byłby zadokumentował wobec całego świata nasze nieugięte stanowisko w sprawie Wilna i Lwowa - co przydałoby się nam w parę lat później - a równocześnie mógłby uzyskać rozciągnięcie nad obywatelami polskimi w Rosji opieki państw anglosaskich, gorąco zainteresowanych w rozładowaniu nastrojów antyrosyjskich, utrudniających przyjście Rosji z pomocą przeciw nawale niemieckiej.
Takie było stanowisko zajęte przez większość polskich czynników konstytucyjnych i polskiej opinii publicznej w Anglii w czerwcu i lipcu 1941 r., i na tej platformie byliby Rosjanie musieli wszcząć pertraktacje z Polakami - gdyby nie ich znajomość osoby Sikorskiego. Znają go dobrze i Sowiety i Brytyjczycy, toteż grają od pierwszej chwili nie na układ z Polską, ale na wykorzystanie słabości polskiego premiera. Istnieją przecież dwa sposoby prowadzenia targów: jeden - by użyć popularnego przykładu - polega na tym, by za konia wartego 100 zł uzyskać zł 100, a jak dobrze pójdzie 120 lub 130. Drugi sposób polega na tym, by poznać słabości kupującego i umieścić u jego boku agenta, który postara się go omotać, oswoić i namówić, by za konia zapłacił trzy razy więcej, niż koń wart. Taką metodę Brytyjczycy i Rosjanie zastosują w lipcu 1941 r. wobec Sikorskiego. Od samego początku dążyć będą do porozumienia nie z Polską, ale osobiście z Sikorskim. Zagrają na zimno na notoryczną uległość Sikorskiego wobec zagranicy, i wykorzystają umieszczonych zawczasu w jego otoczeniu swoich agentów. I pakt otrzymają, przy złamaniu polskiej konstytucji i sprzeciwie ogromnej większości polskich czynników politycznych. Otrzymają pakt, będący kapitulacją strony w danej chwili (taktycznie) silniejszej przed stroną śmiertelnie zagrożoną, bo Niemcy podchodzą właśnie pod Smoleńsk.
Wypadki lat następnych przyznają słuszność przeciwnikom tego paktu; wyrzekając się Ziem Wschodnich Polska nic nie zyska, będzie i tak okupowana przez Rosję i będzie miała i tak narzucony sobie rząd, złożony z agentów komunistycznych.
Mówię rozmyślnie o kapitulacji, gdyż słowo "kompromis", użyte w stosunku do paktu z lipca 1941 r. przez Strumph Wojtkiewicza, wydaje się tu zupełnie nie na miejscu. Przypominam, że mieliśmy wówczas do załatwienia z Rosją dwie sprawy: Ziemie Wschodnie i wywiezienie do Rosji obywateli polskich. Otóż Sikorski wydobył z Rosji 130.000 ludzi, a więc zaledwie paręnaście procent wywiezionych, w sprawie zaś Ziem Wschodnich kapitulacja była zupełna. Jak wiadomo, Sowiety w czasie pertraktacji londyńskich uporczywie twierdziły, że ziemie po Bug i San należą do nich nie na podstawie paktu Ribbentrop-Mołotow, ale na podstawie plebiscytów z jesieni 1939 r.
Otóż w pakcie lipcowym nie znalazła się żadna wzmianka, jakoby Sowiety
tych ziem się zrzekały, w czasie zaś samej ceremonii podpisywania paktu ambasador sowiecki w Londynie Majski33 oświadczył, że po zwycięskiej wojnie przyjdzie czas na odbudowę nowej Europy na zasadzie samookreślenia narodów. Trudno było jaśniej postawić sprawę, samo zaś słowo "amnestia", użyte w pakcie w stosunku do obywateli polskich, skazanych bezprawnie przez Sowiety, kładło kropkę nad i, zrozumiałą dla najbardziej zaślepionych. Sam pakt podpisano 30 lipca 1941 r., w cztery zaś miesiące później (2 grudnia, na dwa dni przed rozmową Sikorskiego ze Stalinem) wpłynie już pierwsza nota sowiecka do rządu polskiego, podkreślająca prawa sowieckie do ziem na wschód od Sanu i Bugu.
Wszedłszy już raz na drogę kapitulacji wobec Rosji, Sikorski brnie po niej dalej i dopuszcza się na przestrzeni miesięcy grudzień 1941-luty 1943 czynu w dziejach wszystkich chyba narodów bezprzykładnego, a mianowicie tai przed Polakami fakt, że sąsiad wysuwa roszczenia do połowy ich państwa; tai całą serię kolejnych not i wystąpień bolszewickich (od 2 grudnia 1941 do stycznia 1943), podkreślających prawa Sowietów do ziem na wschód od Bugu i Sanu i do ludności, zamieszkującej te ziemie, włącznie - w ostatniej fazie - z Polakami z Polski zachodniej, których wypadki wojenne rzuciły na wschód. Sikorski lubił przez całe życie podkreślać, że jest demokratą; nie może chyba ulegać wątpliwości, że właśnie z punktu widzenia demokracji trudno o cięższy grzech, niż takie postępowanie Sikorskiego.
Cały ten rok 1942 upłynie naszemu uchodźstwu w położeniu paradoksalnym: dzięki niedyskrecjom z aparatu rządowego przenikają wiadomości o nieprzerwanej serii wystąpień sowieckich, a równocześnie Sikorski i jego ministrowie informują ogół Polaków - nazwijmy to po imieniu: okłamują ogół Polaków - że wszystko jest w porządku, dla wszelkiej pewności posługując się cenzurą brytyjską, by uniemożliwić emigracyjnej prasie podawanie właściwych informacji.
Równocześnie Sikorski - i cały jego zespół - pomaga Rosji propagandowo w chwilach dla niej naj cięższych. W lutym 1943 napisałem w liście otwartym, skierowanym do prezydenta Raczkiewicza i gen. Sosnkowskiego, że rząd gen. Sikorskiego "idzie od dwu lat po linii zbieżnej z wytycznymi polityki sowieckiej". Na twierdzenie to zacytowałem w mym liście dwadzieścia przykładów, a można ich było wymienić więcej. Oto szczególnie charakterystyczny przykład stosowanej przez Sikorskiego metody: ambasador polski w Waszyngtonie Ciechanowski34 (w liście do prezydenta Roosevelta) oraz jeden z najbliższych Sikorskiemu polityków ks. Kaczyński35 (w wywiadzie w naj poczytniejszym popołudniowym piśmie nowojorskim "PM") przyczyniają się do wytworzenia w Stanach Zjednoczonych wrażenia, że religia w Rosji cieszy się swobodą co ma kapitalne znaczenie - właśnie w tym momencie - dla propagandy rosyjskiej.
Jakież motywy kierują Sikorskim w takim jego postępowaniu? Wydaje mi się, że należy tu ściśle odgraniczyć motywy samego Sikorskiego od motywów otaczających go agentur. Agenci dążą do tego, by Polaków możliwie gładko, bez krzyków i hałasów, przeprowadzić w orbitę Sowietów, by rozbroić ich psychicznie, przyzwyczaić powoli do myśli o utracie Ziem Wschodnich, a w ślad za tym i do myśli o utracie niepodległości. Taktyka to wspaniale obmyślana i precyzyjnie wprowadzana w życie. Czy Sikorski zdaje sobie z niej sprawę? Jedno trzeba z góry wykluczyć:
Sikorski nie miał żadnej wielkiej koncepcji historiozoficznej, jak mu to chcą podsunąć ex post jego zwolennicy; nie dążył do jakiejś rewolucyjnej zmiany kursu polityki polskiej ostatnich 500 lat, do przestawienia jej "ze Wschodu na Zachód" i do trwałego oparcia się o Rosję. Sikorski nie miał takiej koncepcji choćby dlatego, że nigdy w życiu nie miał żadnej większej koncepcji politycznej; nie przynosi mu żadnej ujmy stwierdzenie, że jego umysł był do tego organicznie niezdolny. Cytowane przez Strumph Wojtkiewicza wypowiedzi Sikorskiego potwierdzają ogólnie skądinąd znany fakt, że nie ma on w tym czasie żadnej zdecydowanej linii, lecz po prostu płynie z prądem. - ,,0 przyszłości granic polskich decydować będzie powojenny układ sił
w Europie" (str. 186) - mawia w tym czasie Sikorski", a sam Strumph Wojtkiewicz w związku z wymarszem wojsk gen. Andersa z Rosji (co było oczywiście sprzeczne z linią ścisłego związku polsko-sowieckiego, a na który to wymarsz Sikorski chętnie się zgodził) pisze melancholijnie (str. 275): "Idea przymierza i współpracy dwu narodów (Polski i ZSRR) okazała się zbyt wielka dla współczesnych reżyserów, aktorów i statystów".
Nie podsuwajmy więc Sikorskiemu pośmiertnie koncepcji, których nie miał, wyżywając się po prostu w bieżącej grze politycznej. Po zawarciu paktu lipcowego, chcąc ratować swą pozycję w polskiej opinii publicznej, przyjął Sikorski taktykę uporczywego twierdzenia, że pakt ten nie uronił niczego z naszych praw do Ziem Wschodnich. Twierdząc tak Sikorski liczył chyba na jakieś minimum współdziałania ze strony Sowietów; zawiódł się na tym punkcie bardzo prędko, podobnie jak niebawem zawieść się miał i na Anglikach. Tając noty i wystąpienia sowieckie Sikorski kieruje się zapewne przede wszystkim własną próżnością, która nie pozwala mu się przyznać do błędu popełnionego w lipcu 1941 r. Oficjalnie operuje jednak argumentem innym, a mianowicie chęcią zapobieżenia, by w rozstrzygających chwilach wojny nie doszło do zaostrzenia się konfliktu polsko-rosyjskiego i rozbicia jedności sprzymierzonych. Dobro całej koalicji antyhitlerowskiej wymaga, by trzymać w uśpieniu Polaków i z tej i z tamtej strony oceanu w chwilach, gdy Rosja potrzebuje jak najwięcej pomocy ze strony Anglii i Ameryki. Ostatnie to wprawdzie również chwile, w których Polska ma jeszcze jakieś możliwości oddziaływania politycznego, ale Sikorski, upojony sukcesami osobistymi, tego nie dostrzega, licząc na wzrost swych możliwości osobistych, co skompensuje osłabienie pozycji polskiej. Jego wizyta u Stalina, jego trzykrotne jazdy do Roosevelta, jego bezustanne konferencje z królami, regentami, marszałkami i premierami niczego wprawdzie sprawie polskiej nie dają, ale Sikorski zaczyna żyć coraz bardziej w jakimś urojonym świecie, w którym powodzenia osobiste (a Churchill, Stalin i Roosevelt eksploatują jego próżność do gruntu) przesłaniają mu całą coraz ciemniejszą rzeczywistość polityczną. W styczniu 1943 r. mają miejsce dwa wystąpienia dyplomatyczne sowieckie, przypieczętowujące roszczenia Rosji do naszych Ziem Wschodnich. Brytyjczycy coraz wyraźniej wypowiadają się za linią Curzona. Rosja storpedowała wszelkie dążenia federalne na wschodzie Europy. W sprawie przyszłych granic zachodnich nie ma żadnych obietnic anglosaskich. Rekrutacja Polaków amerykańskich do polskich sił zbrojnych zawiodła. Z Rosji udało się wydobyć jedynie 130.000 Polaków, reszta żyje nadal w skrajnej nędzy, a tysiące przebywają nadal w łagrach i więzieniach, wbrew wyraźnemu brzmieniu paktu. Co gorzej, w ZSRR zaczęła się nowa fala aresztowań Polaków. I w takiej chwili Sikorski po powrocie ze Stanów Zjednoczonych zdobywa się na oświadczenie ogółowi żołnierzy polskich w Szkocji (zebranych 16 11943 r. na coś w rodzaju wiecu), że "wszystkie nasze sprawy pomyślnie załatwiłem". Nie wiem, jak określiłby psychiatra ówczesny stan umysłu tego człowieka; Anglosasi mówią o takich, że żyją w .fool's paradise", "raju wariata". Dobrotliwie można by to określić jako życie "z głową w chmurach", boć trudno tu posądzać Sikorskiego o świadome wyrachowanie, gdyż pewnego typu kłamstwa mają aż tak krótkie nogi, że żaden człowiek o zdrowych zmysłach się nimi nie posługuje.
Powyższa wypowiedź Sikorskiego datuje się ze stycznia 1943 r.; w miesiąc później Sikoskiego, jak już wspomniałem, nacisk opinii publicznej omal że nie zmusza do ustąpienia; ratuje się on wówczas całkowitym odwróceniem swojej linii politycznej wobec Sowietów. W trzy miesiące później ginie, nie załatwiwszy nic, ani naszych granic wschodnich ani zachodnich, i zostawiając sprawę polską zabagnioną i otwartą na cztery wiatry.
Wróćmy jednak do zdarzeń z lutego-kwietnia 1943 r., gdyż stanowią one bezpośrednią uwerturę do tragedii w Gibraltarze. Z chwilą gdy okazało się, że Sikorski zamierza zataić przed społeczeństwem polskim również i dwa wystąpienia sowieckie ze stycznia 1943 (w których Sowiety odmówiły rządowi polskiemu już nawet prawa opieki nad Polakami, przebywającymi w Rosji, uznając ich za obywateli sowieckich), postanowiłem poinformować społeczeństwo polskie o istotnym stanie rzeczy i spowodować zmianę naszej linii politycznej wobec Rosji; postarałem się więc o ogłoszenie przez pismo podziemne ,Walka" noty sowieckiej z połowy stycznia 1943 oraz protokołu z późniejszej o kilka dni rozmowy jednego z polskich dyplomatów w sowieckim komisariacie spraw zagranicznych. Rozmowa ta nie zostawiała żadnych złudzeń i potwierdzała poprzednie noty. W odpowiedzi na ogłoszenie tych dokumentów Sikorski chwyta za pióro i w rządowym "Dzienniku Polskim" osobiście broni swej polityki (1711), twierdząc, że "polityka dotychczasowa rządu polskiego wobec Rosji dała rezultaty pozytywne, wszystkim dobrze znane, a żadnych szkód nie wyrządziła". Z kolei opublikowałem w dniu 19 lutego w ,Walce" list otwarty, skierowany do prezydenta Raczkiewicza i gen. Sikorskiego, domagając się zmiany polityki wobec Rosji i ustąpienia Sikorskiego. Następnego dnia jestem aresztowany, ale już w pięć dni później (25 II) ukazuje się pierwsza od półtora roku deklaracja rządu polskiego, zdecydowanie broniąca integralności Rzeczpospolitej i odpierająca zakusy sowieckie. 1 III ukazuje się deklaracja polemiczna w sowieckiej agencji urzędowej TASS, w dwa dni później bardzo stanowczo odpowiada jej Polska Agencja Telegraficzna w Londynie. Rząd Sikorskiego wpada teraz w ton zdecydowanej obrony interesów polskich wobec Rosji, co prowadzi go w kwietniu do wystąpienia w sprawie Katynia i do zerwania stosunków dyplomatycznych z Sowietami. Jeszcze dwa miesiące - i Sikorski ginie. Wszelkie poszlaki wskazują na to, że ginie rozmyślnie zgładzony. Po jego zgonie ,~olna Polska", organ agenturowego Związku Patriotów Polskich w ZSRR, napisze o Sikorskim, że "tragicznie się załamał", a moskiewskie "Izwiestja" (cytuję za Strumph Wojtkiewiczem) "poświęciły Sikorskiemu długi artykuł, pełen uznania, a zakończony wyrazami żalu, że ostatnio generał poddał się wpływom kół, nieprzyjaznych Rosji".
Podkreślam, że w chwili swego zgonu Sikorski jest dla Sowietów człowiekiem, który się załamał i wstąpił na linię polityczną, nieprzyjazną Rosji.
Kto jest winien śmierci Sikorskiego? O ile zagadnienie to nie doczeka sięrychło wyjaśnienia, liczne pokolenia Polaków pasjonować się będą rozwiązywaniem tej zagadki.
Jeśli chodzi o sprawców, to nasuwają się cztery hipotezy:
1) Anglia,
2) Rosja,
3) "potężna międzynarodowa mafia lewicowa",
4) czynniki polskie.
Zacznijmy od hipotezy ostatniej. Sformułował ją czarno na białym Strumph Wojtkiewicz pisząc (str. 421): ,yv polskich kołach rządowych zdołano drogą upartych dociekań stwierdzić, że katastrofa nie była przypadkiem. Dokumenty poufnego śledztwa, które doprowadziły do takiego wniosku, zostały starannie zabezpieczone. W świetle ich - jak zapewniono mnie później - fatalnie rysuje się rola pewnych polskich organizacji emigracyjnych".
Jest to już więcej niż insynuacja, bo oskarżenie, toteż musi przyjść chwila, kiedy sprawę tę rozpatrzy sąd Rzeczypospolitej. Osobiście muszę zaznaczyć, że orientując się dobrze w stosunkach emigracyjnych, nie widzę "polskiej organizacji emigracyjnej" tak potężnej i sprawnej, by stać ją było na zorganizowanie katastrofy na lotnisku w fortecy gibraltarskiej, strzeżonej przez Anglików jak oko w głowie. Nie widzę również powodu, dla którego Anglicy mieliby oszczędzać taką "polską organizację emigracyjną", która by wbrew ich woli sprzątnęła Sikorskiego i to w miejscu rzucającym cień na nich samych. Nasz londyński aparat państwowy nie miał dla Anglików tajemnic, toteż posiadane przezeń dowody znane byłyby oczywiście i gospodarzom.
Pozostają więc trzy pierwsze hipotezy.
Jeśli chodzi o najpierwszą, Brytyjczyków, to istnieje dokument bardzo poważnie - na pierwszy rzut oka - ich obciążający. Tym dokumentem jest reportaż, który ukazał się w londyńskim "Dzienniku Polskim i Żołnierza" w roku 1945 (a może 1946) i który nietrudno tam odszukać. Reportaż ten kreśli barwne dzieje Polaka, którego matka była Greczynką, który znalazł się w czasie wojny w Grecji i zaangażował się tam w ruchu oporu. W pewnej chwili wysłano tego Polaka do Egiptu, gdzie wywiad brytyjski przeszkolił go w akcji dywersyjnej. Wysadzony ponownie na brzegu greckim, Polak ten odznaczył się gorliwą akcją dywersyjno-sabotażową, w trakcie której utracił życie. Między innymi - pisze "Dziennik Polski" - spowodował on katastrofy pewnej ilości samolotów niemieckich bezpośrednio po starcie. 36 Dokument jest na pozór efektowny. Wiadomo, że samolot Sikorskiego zginął właśnie od zablokowania steru głębokościowego tuż po starcie. Intelligence brytyjski uczył więc swych agentów w Egipcie pewnej metody, którą zastosowano wobec Sikorskiego w tym samym czasie i rejonie. Skądinąd w sferach lotników polskich opowiadano sobie, że metoda ta polega na umieszczeniu na linkach sterowych bardzo prostego zatrzasku, który przy wykonywaniu sakramentalnych (zawsze tych samych) kilku ruchów przy starcie, automatycznie przesuwa się i zaciska, aż wreszcie blokuje zupełnie ster głębokościowy. A więc?
Wniosek obciążający Anglików na tej podstawie winą za katastrofę gibraltarską wydaje mi się mimo to pochopny, gdyż wszystkie wywiady świata posługują się z reguły tymi samymi metodami (interpenetrując się nawzajem bardzo dokładnie) i w Anglii słyszałem, że wywiad niemiecki stosował ten sam środek na lotniskach brytyjskich, powodując również upadki samolotów bezpośrednio po starcie. Uważam, że najrozsądniej będzie przyjąć, że wszystkie wywiady świata znały tę metodę w chwili zgonu Sikorskiego. Zostaje wówczas wzgląd bardzo poważny - czyż Anglicy nie zrobiliby zamachu wszędzie indziej, z wykluczeniem właśnie Gibraltaru, który przez cały świat uważany jest za szczególnie dobrze pilnowaną domenę Intelligence'u (choć w praktyce jest inaczej, gdyż kilka tysięcy Hiszpanów wpuszczanych jest codziennie na teren twierdzy)? Sikorski latał bardzo dużo - Anglicy mogli, gdyby chcieli, sprzątnąć go wszędzie indziej. Osobiście uważam, że zamachu w Gibraltarze dokonał właśnie ktoś, kto chciał przerzucić podejrzenie na Anglików. W związku z tym najprawdopodobniejsze wydają mi się hipotezy 2) i 3), a znamiennie brzmią słowa, wypowiedziane przez Retingera na wiosnę 1944 r., w czasie jego przemówienia na Radzie Jedności Narodowej w Warszawie: "Towarzyszyłem gen. Sikorskiemu we wszystkich jego podróżach - prócz ostatniej".
Skoro już tyle na ten temat napisałem, nie wolno mi się uchylić od wypowiedzenia własnego poglądu na tę sprawę. Sądzę, że pewne czynniki przywykły uważać Sikorskiego za posłuszne narzędzie, i przy jego pomocy (częściowo tylko świadomej) chciały przeprowadzić Polskę bezboleśnie i bez krzyku - niejako pod narkozą - do stanu, w jakim znalazła się w roku 1945, przy równoczesnej likwidacji wszelkich polskich niezależnych ośrodków politycznych na Zachodzie, co dałoby dopiero Sowietom pełną swobodę ruchów w okupowanej Polsce i możność systematycznej pracy nad rozłożeniem Polskiego Narodu.
Sikorski szedł po tej drodze posłusznie do lutego 1943 r., kiedy to przestraszył się postawy społeczeństwa polskiego i załamał swą linię polityczną.
Z tą chwilą przestał być użyteczny jako narzędzie i musiał ulec likwidacji, by ustąpić miejsca narzędziom bardziej uległym.
Morał z życia Sikorskiego jest prosty i wstrząsający: obdarzony przez Stwórcę wielkimi zdolnościami, przy pomocy których mógł oddać Narodowi wielkie usługi, od lat młodości szedł po linii najmniejszego oporu, szukając stale oparcia w czynnikach obcych i ciemnych i dążąc - poprzez żywot ułatwiony - do chwały osobistej.
Toteż sprawie publicznej się nie przysłużył, uczniów ni spadkobierców po sobie nie zostawił, pogrążył Rzeczpospolitą w rozdarciu i zginął, nie dopełniwszy miary swoich przeznaczeń.
Toteż przed jego trumną dzieci nasze niczego pożytecznego się nie nauczą.
1 W latach 1945-1956 nazwę Aleja Stalina nosiły Aleje Ujazdowskie od placu Trzech Krzyży do placu Na Rozdrożu. Przewodnik m. stoi. Warszalry 1949/50. Informator (Warszawa: Związek Pracowników Niewidomych Rp, 1949): s. 185; J. Zieliński, Atlas dawnej architektury ulic i placów Warszalry: Śródmieście historyczne, t. 1 (Warszawa: Towarzystwo Opieki nad Zabytkami, 1995): s. 67.
2 W latach 1947-1949 nazwę Aleja Gen. Władysława Sikorskiego nosił odcinek Alej Jerozolimskich od Wisły do ul. Marszałkowskiej. Przewodnik. ", dz. cyt., s. 182; Uchwała Rady Narodowejm.st. Warszawy nr 468 z dnia 261111949,
Dziennik Urzędowy Rady Narodowej i Zarządu Miejskiego m.st. Warszawy Warszawa 26 IX 1949, rok V nr 16 poz. 67; J. Zieliński, dz. cyt., s. 53 błędnie informuje, że był to odcinek Alej Jerozolimskich od wylotu wiaduktu do ul. Nowy Świat.
3 Władysław Eugeniusz Sikorski (1881-1943). Generał broni, polityk. Szef Sztabu Generalnego WP (IV 1921-XII 1922), premier, minister spraw wewnętrznych (XII 1922-V 1923). minister spraw wojskowych (II 1924-XI 1925), dowódca Okręgu Korpusu VI we Lwowie (XII 1925-111 1928), premier (30 IX 1939-4 VII 1943). naczelny wódz (7 XI-4 VII 1943). minister spraw wojskowych (IX 1939--IX 1942), minister spraw wewnętrznych (IX 1939--X 1940).
4 Stanisław Mikołajczyk (1901-1966). Polityk, działacz ruchu ludowego. Przewodniczący Komitetu Zagranicznego SL (1940--1945), wiceprzewodniczący (p.o. przewodniczącego) Rady Narodowej (XII 1939--IX 1941), wicepremier, minister spraw wewnętrznych (IX 1941-VII 1943), premier (14 VII 1943-24 XI 1944), II wicepremier, minister rolnictwa i reform rolnych TRJN (VI 1945-11 1947), poseł do KRN (1945-1947), na Sejm Ustawodawczy (1947), wiceprezes (1945), prezes NKW PSL (1946--1947), potajemnie opuścił Polskę (X 1947), zamieszkał w Stanach Zjednoczonych.
5 W. Sikorski, Nad Wis/ą i Wkrą. Studium z polsko-rosyjskiej wojny 1920 roku (Lwów-Warszawa-Kraków: Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, 1928).
W.Sikorski Przyszła wojna - jej możliwości i charakter oraz związane z nim zagadnienia obrony kraju
_~Warszawa wydawnictwo Biblioteka Prawnicza 1934).
7 Jerzy Edward Alexander Edmund Windsor (1902-1942). Książę Kentu (1934), członek brytyjskiej rodziny królewskiej, czwarty syn późniejszego króla Jerzego V (1865-1936, panował 1910-1936) i Marii Teck (1867-1953), brat późniejszego króla Jerzego VI (1895-1952, panował 1936-1952), pierwszy członek brytyjskiej rodziny królewskiej pracujący w administracji państwowej (Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych), Wielki Mistrz Zjednoczonej Wielkiej Loży Anglii (1939-1942), po wybuchu wojny w Wydziale Wywiadu Admiralicji, następnie (od 1940) w RAF, zginął w katastrofie lotniczej.
8 Władysław Raczkiewicz (1885-1947). Prawnik, polityk. Minister spraw wewnętrznych (1921, 1925-1926, 1935- 1936), wojewoda nowogródzki (1921-1924), wileński (1926-1939), pomorski (1936-1939), prezes Światowego Związku Polaków z Zagranicy (1934-1939), senator BBWR, marszałek Senatu (1930-1935), prezydent RP (IX 1939-VI 1947).
9 S. Strumph Wojtkiewicz, Gwiazda Władysława Sikorskiego Warszawa: Spółdzielnia Wydawnicza "Czytelnik", 1946): s. 404.
10 Marian Kukiel (1885-1973). Historyk, general dywizji. Szef Oddziału III SG WP (1921-1923), szef Biura Historycznego SG WP (1-1111923,1925-1926), docent UJ (od 1927), dyrektor Muzeum i Biblioteki Czartoryskich w Krakowie (1930-1939), czlonek PAU, wiceminister spraw wojskowych (1939--1940), dowódca I Korpusu PSZ w Szkocji (1940- 1942), minister obrony narodowej w rządzie na emigracji (1942-1949), prezes Polskiego Towarzystwa Historycznego w Wielkiej Brytanii (1946--1973), prezes Zarządu Instytutu Historycznego im. gen. Sikorskiego w Londynie (1951-1966).
11 Relacja Mariana Kukiela na temat Związku "Honor i Ojczyzna": M. Kukiel, General Sikorski (Londyn: Polska Fundacja Kulturalna, 1995): s. 62--B4, 69, 81.
12 Kazimierz Sosnkowski (1885-1969). Generał broni. Minister spraw wojskowych (1920-1923, 1923-1924), inspektor armii (1927-1939), komendant ZWZ (w Paryżu) (1939--1940), minister, przewodniczący Komitetu Ministrów dla Spraw Kraju (1939--1941), naczelny wódz (8 VII 1943-30 IX 1944).
13 August Zaleski (1883-1872). Dyplomata, polityk. Poseł RP w Grecji (1919--1921), we Włoszech (1922-1926), minister spraw zagranicznych (1926--1932, 1939--1941), szef Kancelarii Cywilnej Prezydenta RP (1941-1945), prezydent RP na uchodźstwie (1947-1972).
14 Tadeusz Klimecki (1895-1943). Generał brygady. Oficer WP (od 1918), szef Wydziału Operacyjnego, zastępca szefa Oddziału III Sztabu Naczelnego Wodza (IX 1939), szef Oddziału III Sztabu Naczelnego Wodza (1939-1940), szef Sztabu Naczelnego Wodza (VI 1940-VII1943).
15 AHred Faller (1880-1954). Przemysłowiec, działacz gospodarczy. Prezes i główny udziałowiec Związku Kopalń Gómośląskich Robur, założyciel przedsiębiorstwa żeglugowego Polskarob, Polsko-Skandynawskie Towarzystwo Transportowe SA (1928), członek władz Górnośląskiego Związku Przemysłowców Górniczo-Hutniczych (1922-1932), jeden z prezesów Rady Centralnego Związku Przemysłu Polskiego (od 1932), członek Rady Banku Polskiego (1924-1939), podsekretarz stanu w Ministerstwie Skarbu (od XII 1939 w Ministerstwie Skarbu oraz Przemysłu i Handlu) (X 1939 -VI 1940), w Stanach Zjednoczonych (od 1942).
16 Józef Hieronim Retinnger, (1888--1960). Polityk, publicysta, dr. Jeden z najbliższych współpracowników gen. Sikorskiego, charge d'affaires w Moskwie (VIII-IX 1941), jako skoczek spadochronowy w okupowanym kraju (3/4 IV-26 VII 1944), trzykrotnie w Polsce z inicjowaną przez siebie pomocą brytyjską dla kraju (X, XI 1945 i 1111946), inicjator i uczestnik działań, debat i spotkań na rzecz integracji europejskiej. m.in. współorganizator kongresu europejskiego w Hadze (V 1948), oraz spotkań na zamku Bilderberg w Holandii (od 1952).
17 Henryk Strasburger, (1887-1951). Ekonomista, działacz gospodarczy, dr. Podsekretarz stanu (XI 1918), kierownik (IX 1921-111 1922, VII 1922-1 1923) Ministerstwa Przemysłu i Handlu, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (1923-1924), komisarz generalny RP w Gdańsku (111924-111932), jeden z prezesów Rady Centralnego Związku Przemysłu Polskiego (od 1932), minister skarbu oraz przemysłu i handlu (XII 1939-VI 1942), minister skarbu (VI 1942-VII 1943), minister (VII 1943-XI1944), ambasador w Wielkiej Brytanii (1945-1949).
18 Stefan Litauer (1891-1959). Dziennikarz, dr. Pracownik MSZ (1922-1929), Polskiej Agencji Telegraficznej (1929-1941), korespondent PAT w Wielkiej Brytanii (1936-1941), przewodniczący Foreign Press Association w Londynie (od 1936), sekretarz generalny w Ministerstwie Informacji, kierownik służby prasowej. doradca premiera gen. W. Sikorskiego (1941-1943), współpracownik londyńskiego dziennika News Chronicie (1944-1945), informator Politicallntelligence Oepartment. w wyniku oskarżeń o współpracę z wywiadem sowieckim powrócił do Polski (1945), pracownik MSZ (1945-1949, m.in. radca ambasady w Waszyngtonie), pracownik redakcji kwartalnika Sprawy Międzynarodowe, adiunkt w Studium Dziennikarskim Akademii Nauk Politycznych, następnie (po 1956) korespondent Życia Warszawy oraz Polskiego Radia w Wielkiej Brytanii. W. Materski, "Stefan Utauer - dyplomata, dziennikarz i ... " [w Od Pi/sudskiego do Wałęsy Studia z dziejów Polski w XX wieku (Warszawa: IPN, ISP PAN, 2008): s. 85-93.
19 Ellas Plutarco Galles (1877-1945). Polityk meksykański, gen. Uczestnik rewolucji meksykańskiej (1910-1917), gubernator Sonory (1915-1919), minister spraw wewnętrznych (1920-1924). prezydent Meksyku (1924-1928), którego antykatolicka polityka doprowadziła do wybuchu powstania .Cristeros" (1926-1929), faktyczny dyktator (1928--1936), założyciel Partii Narodowo-Rewolucyjnej (1929), zmuszony do emigracji (1936-1941).
20 Józef Gawlina (1892-1964). Duchowny rzymskokatolicki, arcybiskup, generał dywizji. Święcenia (1921), organizator i dyrektor Katolickiego Biura Prasowego (późniejszej Katolickiej Agencji Prasowej) (1927-1929), kierownik Akcji Katolickiej w diecezji katowickiej (1929--1931), biskup polowy WP (1933-1947), członek Rady Narodowej (1939--1941), opiekun duchowy emigracji polskiej (od 1945), arcybiskup tytularny Madito (1952).
21 Abd al-Karlm (Abd EI-Krim, właśc. Muhammad Ibn 'Abd al-Karim AI-Khattabi) (1882-1963). Prawnik, dziennikarz. Przywódca powstania plemion berberyjskich w górach Ar-Rif (1921-1926) przeciwko kolonizacji hiszpańskiej (od 1924 również francuskiej).
22 J. H. Retinger, Conrad and his contemporaries: souvenirs (London: Minerva Publishing Company, 1941).
23 Slanlslaw Koll8ńs1d (1895-1976). Gen. dywizji. Dowódca Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich (1940 -1942), 3. Dywizji Strzelców Karpackich (1942-1943), szef Sztabu Naczelnego Wodza (1943-1947, p.o. naczelnego wodza (IX 1944-111945), generalny inspektor Polskiego KorpusuPrzysposobienia i Rozmieszczenia (1947-1949).
24 Władysław Anders (1892-1970). Gen. broni. Dowódca Armii Polskiej w ZSRR (VIII 1941-IX 1942), Armii Polskiej na Wschodzie (IX 1942-VI1I1943), II Korpusu Polskiego (VIII 1943-XI1946), p.o. naczelnego wodza (II-V 1945), generalny inspektor sił zbrojnych i naczelny wódz (1946-1954).
25 Klemens Rudnlcld (1897-1992). Generał brygady. Zastępca dowódcy 5. Kresowej Dywizji Piechoty (X 1943
-IV 1945), zastępca dowódcy (IV-V 1945), dowódca 1. Dywizji Pancemej (V 1945-VI1947), zastępca inspektora generalnego Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia (1947-1949).
26 Wzmianka dotyczy projektu "Memorandum w sprawie Polski i Rosji Sowieckiej" opracowanego 19 VI 1940 przez Stefana Litauera. Tekst projektu wraz z tekstem memorandum opracowanym na jego podstawie przez ambasadora Edwarda Raczyńskiego, przesianego lordowi Halifaxowi 19 VI 1940, a następnie wycofanego przez ministra spraw zagranicznych zob.: E. Raczyński, W sojuszniczym Londynie. Dziennik ambasadora Edwarda Raczyńskiego 1939-1945 (Warszawa: Niezależna Oficyna Wydawnicza, 1989): s. 71-73.
Litauer w swym [Zmierzchu Londynu] twierdzi, że memoriał o podobnej treści opracował dla Sikorskiego jeszcze na jesieni 1939 [S. Litauer, Zmierzch Londynu (Warszawa-Łódź: Spóldzielnia Wydawnicza "Czytelnik", 1945):
28 Fallx Frankhlrler (1882-1965). Prawnik. Wykładowca Harvard Law School (1914-1939), delegat syjonistyczny na konferencję pokojową w Paryżu (1919), współzałożycieł Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich (AC LU) (1920), doradca prezydenta F D. Roosevelta w zakresie prawnych konsekwencji ustawodawstwa New Dealu, sędzia Sądu Najwyższego (1939-1962).
29 Victor Alexander Cazalet (1896-1943). Polityk brytyjski, płk. Członek Partii Konserwatywnej, członek parlamentu (1924-1943), oficer łącznikowy premiera Churchilla przy gen. Sikorskim (1940-1943).
30 Edward 1IJdZ-śm1tllY (1886-1941). Marszałek Polski. Generalny inspektor sił zbrojnych (1935-1939), naczelny wódz (1IX-7 XI 1939), internowany w Rumunii (181X 1939), powrócił potajemnie do kraju (X 1941).
31 W paryskim hotelu "Regina" mieścił się Sztab Naczelnego Wodza i Ministerstwo Spraw Wojskowych. L. Mitkiewicz, "Z paryskiej »Reginy« do londyńskiego "Rubensa« (kartki z mojego notatnika)", Zeszyty Historyczne, Paryż, z. 3 (1963): s. 184.
32 W londyńskim hotelu "Rubens" od końca sierpnia 1940 mieścił się Sztab Naczelnego Wodza. Urzędował w nim także sam wódz naczelny, jego adiutantura i gabinet wojskowy. Wcześniej od początku lipca 1940 Sztab Naczelnego Wodza mieścił się tymczasowo w londyńskim hotelu "Clifton" i kilku wynajętych prywatnych domach. L. Mitkiewicz, oz. cyt., s. 188, 196.
33 Iwan MaJsId (1884-1975). Dyplomata sowiecki. Ambasador w Londynie (1932-1943), zastępca komisarza ludowego spraw zagranicznych (1943--1946).
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 20:33, 28 Paź '12
Temat postu:
Za
Jan Engelgard
Bronisław Komorowski złoży hołd Romanowi Dmowskiemu
28 października 2012 | Publicystyka
Wieniec prezydenta RP pod pomnikiem Romana Dmowskiego oznacza oficjalne uznanie tego polityka przez III RP. Symboliczne będzie też to, że organizowany przez Kancelarię Prezydenta Marsz Niepodległości zakończy się właśnie pod pomnikiem Dmowskiego.
Źle się stało, że 11 listopada stał się okazją do świętowania przeciwko sobie i budowania podziałów. Dlatego podejmę ryzyko, by tak jak prowadziłem 11 listopada w latach 70. i 80., tak i teraz poprowadzić marsz i zademonstrować, że przy istotnych różnicach szanujemy odmienne tradycje pracy dla Polski z naszej historii. Dlatego zaczniemy przy Grobie Nieznanego Żołnierza, który powinien być wspólny dla wszystkich. Chcę, byśmy poszli koło pomnika prymasa Wyszyńskiego, który uosabia tradycję wspólnoty i uwzględnia rolę Kościoła w polskiej historii. Chciałbym, byśmy poszli koło redakcji „Robotnika” na Krakowskim Przedmieściu przy Wareckiej. Chciałbym, byśmy złożyli kwiaty pod pomnikiem marszałka Piłsudskiego (symbolu wałki o wolność), pomnikiem Witosa, Paderewskiego, Dmowskiego, czyli przywódców różnych nurtów patriotyzmu. Oni wszyscy zasłużyli się Polsce, choć wcale się nie lubili. Im wszystkim należy się nasza wdzięczność. Oni się nie kochali, ale wszyscy kochali Polskę” – powiedział prezydent Bronisław Komorowski w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Tak oto, po raz pierwszy od 2006 roku, kiedy odsłonięty został pomnik Romana Dmowskiego – Głowa Państwa Polskiego odda hołd jednemu z głównych współtwórców odrodzonej w 1918 i 1919 Niepodległości. Będzie to także pierwszy przypadek oficjalnego złożenia wieńca przez przedstawiciela państwa pod tym pomnikiem.
Godzi się przypomnieć, że pomnik powstał dzięki wysiłkom Komitetu Budowy (w jego skład wchodzili wtedy m.in.
prof. Stefan Kurowski,
gen. Tadeusz Wilecki,
Ryszard Parulski,
Bogusław Kowalski), który zawiązał się na początku obecnego wieku.
Jednak dopiero wejście na scenę polityczną Ligi Polskich Rodzin i jej wpływy w Radzie Miasta Warszawy i Sejmiku Województwa Mazowieckiego – uczyniły te starania realnymi. Miasto Warszawa, mimo niechęci Lecha Kaczyńskiego, wyasygnowało na ten cel 400 tys. złotych i podjęło się go wybudować. W tej sprawie niewątpliwą zasługę ma Roman Giertych, który niejako „wymusił” na Lechu Kaczyńskim decyzję o wpisaniu do budżetu miasta tej sumy. Brakującą sumę 150 tys. zł wyasygnował Sejmik Województwa Mazowieckiego. Tu oporów nie było – rządząca na Mazowszu koalicja PSL-LPR-PO-PiS była jednomyślna.
Pomnik odsłonięto 10 listopada 2006 roku, poświęcił go ks. prałat Henryk Jankowski. Przez pierwsze lata był on obiektem ataków ze strony organizacji lewackich, oblewany był farbą, a nawet podpalany, organizowany przy nim happaneingi i demonstracje. Akcje te cieszyły się poparciem „Gazety Wyborczej”, która im patronowała. Pojawiły się nawet pomysły zburzenia pomnika. Z drugiej strony zaczął kojarzyć się jako miejsce spotkań i manifestacji organizacji radykalnych, skrajnych., a w zeszłym roku z palonymi samochodami i widokiem młodych ludzi ostrzonych na łyso. Prezydent RP Lech Kaczyński omijał pomnik szerokim łukiem, dając w licznych wywiadach wyraz swojej niechęci do „tradycji endeckiej”. Wytworzyła się niebezpieczna sytuacja – w której Roman Dmowski był traktowany jako postać „drugiej kategorii”. Owszem, Sejm RP przyjął uchwałę oddającą część Dmowskiemu, wymieniano go nieraz podczas przemówień w dniu 11 Listopada (uczynił to np. Aleksander Kwaśniewski), ale
nikt nie odważył się pójść pod jego pomnik. „Gazeta Wyborcza” prowadziła kampanię mającą przekonać polską inteligencję, że Dmowski to twórca „polskiego antysemityzmu”, i nic ponadto.
Dopiero w tym roku dojdzie do przełomu. Wieniec prezydenta RP pod pomnikiem Romana Dmowskiego oznacza oficjalne uznanie tego polityka przez III RP. Symboliczne będzie też to, że organizowany przez Kancelarię Prezydenta Marsz Niepodległości zakończy się właśnie pod pomnikiem Dmowskiego. I choćby z tego powodu należy przywitać ten fakt z satysfakcją.
A więc na patriocie Lechu Kaczyńskim trzeba było dopiero wymusić!
,
Zwróćcie uwagę jak OPATRZNOŚĆ uchroniła nas od konieczności stawiania zdrajców przed sądem
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Jeśli dobrze rozumiem to nie komu innemu a Jakubowi Bermanowi zawdzięczam to że edukacja w szkole średniej nie doprowadziła mnie do całkowitego obłędu.
Kiedy przypomnę sobie te straszne godziny spędzone na wkuwaniu: jakiegoś równania prostej,jakiś całek,praw Mendla,teorii budowy materii,założeń soboru trydenckiego,(o klasycznym co poeta miał na myśli nie wspominając),i pomyślę że mogło być gorzej bo mogła jeszcze być propedeutyka filozofii,to robi mi się słabo.Niech bóg błogosławi każdego kto mi oszczędził bodaj tego.Natomiast Waldemar Zillinger niech będzie przeklęty!
_________________ sasza.mild.60@mail.ru
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 19:43, 30 Paź '12
Temat postu:
wyrok smierci może być przez powieszenie
rożstrzelanie, ścięciew toporem , lub
mozna zdać sie na Opatrzność i niech ona sie martwi!
Podaję paragrafy
„Art. 122. Obywatel polski, który uczestniczy w działalności obcego państwa lub zagranicznej organizacji mającej na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części terytorium, obalenie przemocą ustroju lub osłabienie mocy obronnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej albo działając na rzecz obcego wywiadu godzi w podstawy bezpieczeństwa lub obronności Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej,
popełnia zdradę Ojczyzny i podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10 albo karze śmierci.”
.
„Art. 123. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części terytorium, obalenie przemocą ustroju lub osłabienie mocy obronnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą do urzeczywistnienia tego celu,
podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze śmierci.”
.
Dla zachowania ciągłości polskiej państwowości ustawą z dnia 29 grudnia 1989 r. o zmianie Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej [Dz.U. 1989 nr 75 poz. 444]
http://isap.sejm.gov.pl/Do
same zyski bo jak by tak dożywocie dostali , to proszę policzyć ile to kosztuję.
A niechby zleceniodawca , albo inny prezydent USA powiedział Polsce ,
-dostaniecie nowy kredyt pod warunkiem , że zastosujecie amnestię wobec osób skazanych na podstawie Art. 122. i Art. 123. KK
I co?
-USA mają w Polsce agentów wpływu ,
To już nie jakiś tam styropian, to najwyższa jakość!
Żywy męczennik!
24 karatowy męczenik! 24 karatowy agent wpływu! _________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 19:52, 30 Paź '12
Temat postu:
Wyrok śmierci może być przez :
powieszenie
rozstrzelanie,
ścięcie toporem ,
lub
Bombardowanie - tu celują USA Francja i Anglia! cywilizacja turaska
można zdać się na Opatrzność i niech Opatrzność się martwi!
Podaję paragrafy
„Art. 122. Obywatel polski, który uczestniczy w działalności obcego państwa lub zagranicznej organizacji mającej na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części terytorium, obalenie przemocą ustroju lub osłabienie mocy obronnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej albo działając na rzecz obcego wywiadu godzi w podstawy bezpieczeństwa lub obronności Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej,
popełnia zdradę Ojczyzny i podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10 albo karze śmierci.”
.
„Art. 123. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części terytorium, obalenie przemocą ustroju lub osłabienie mocy obronnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą do urzeczywistnienia tego celu,
podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze śmierci.”
.
Dla zachowania ciągłości polskiej państwowości ustawą z dnia 29 grudnia 1989 r. o zmianie Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej [Dz.U. 1989 nr 75 poz. 444]
http://isap.sejm.gov.pl/Do
Same zyski, bo jak by tak, dożywocie dostali , to proszę policzyć ile to kosztuję.
A niechby zleceniodawca , albo inny prezydent USA powiedział Polsce ,
-dostaniecie nowy kredyt pod warunkiem że,
- zastosujecie amnestię wobec osób skazanych na podstawie Art. 122. i Art. 123. KK
I co?
Prezydent nóż na gardle i konto w Szwajcarii
-USA mają w Polsce agentów wpływu ,
To już nie jakiś tam styropian, to najwyższa jakość!
Prawdziwy męczennik
Według tej receptury, robiono męczennika JPI,
którego szykował nam Niemiecki Sztab
Lokomotywa i Salonka która podesłali nam Niemcy Piłsudskiego do Warszawy , po to aby akademicy nie rozbrajali niemieckich żołnierzy
powinna dziś zdobić muzeum Józefa Piłsudskiego!
O kordelasie który Piłsudski otrzymał od oficera prowadzącego nie wspomnę
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) Strona: « 1, 2, 3, 4 »
Strona 3 z 4
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów