Dołączył: 26 Sie 2011 Posty: 228
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 20:06, 13 Gru '11
Temat postu: Stan wojenny - nie dla idiotów
W trzydziestą rocznicę stanu wojennego wszystkie pokoje i salony bez klamek polskiego internetu wypełniły się radośnie tworzoną propagandą. Kto "czerwonemu" bardziej dokopie - ten większy "patriota". Niezwykle rzadkie głosy rozsądku wyglądają mniej więcej tak:
Cytat:
Powinien Pan w końcu oddzielić propagandę od historii.Pisząc o ofiarach śmiertelnych proszę podawać udokumentowane, a nie propagandowo-IPN-owskie. Pisząc o sytuacji gospodarczej proszę pisać o jej przyczynach : permanentnych strajkach "Solidarności" i gospodarczych restrykcjach państw zachodnich. I może odpowiedziałby Pan sobie , bo nie narodowi czy szerzej społeczeństwu - dlaczego w 20 lat po zmianie ustroju większość społeczeństwa uważa, że poprzedni system polityczny był lepszy a gen. Jaruzelski miał racje wprowadzając stan wojenny? A jest to niemożliwe bez poparcia tej tezy przez ówczesnych członków "Solidarności" ; dystans chłodzi emocje a angażuje myślenie.
Dla Pana ważna jest odpowiedż na pytanie : dlaczego tacy ludzie jak
Pan nie mogą tego zrozumieć ? O głupotę Pana nie podejrzewam, szczególnie jako absolwenta XIV LO. :-)
Dla równowagi proponuję zbadać w IPN następujace zagadnienia;
- liczbe ofiar śmiertelnych Wielkiej Rewolucji Solidarnościowej / samobójstwa z przyczyn ekonomicznych - tysiące /,
- efekty gospodarcze WRS - zniszczone całe działy w procesie dostosowawczym do UE , brak polskiego majątku,obcy system bankowy /krwioobieg w kapitaliżmie decydujący o wszystkim - jak tego obecnie doświadczamy w kryzysach UE i USA /,
- 2.500.000 emigracja zarobkowa / srednia wieku 26 lat/ i jej wpływ na przyszłość państwa przy ujemnym przyroście naturalnym.
str. 12
Głosy Zachodu
-Prezydent Ronald Reagan, w swych "Pamiętnikach" (wyd. 1990 rok) w rozdziale "Życie po amerykańsku", opisując swe ostrzeżenia w listach kierowanych do Leonida Breżniewa w 1981 roku stwierdza: "Breżniew odpowiedział, że wydarzenia w Polsce były i są sprawą wewnętrzną rządu polskiego, a Związku Radzieckiego nie interesuje stanowisko USA wobec Polski. Breżniew i ja wymieniliśmy szereg chłodnych listów, wyrażających chęć podtrzymania dialogu, lecz on zawsze odmawiał odrzucenia doktryny Breżniewa (choć w taki sposób jej nie nazywał)";
-Prezydent Francji Francois Mitterrand: "Widziałem zawsze tylko dwie, a nie trzy możliwości: albo rząd polski przywróci porządek w kraju, albo uczyni to Związek Radziecki. Trzecią hipotezę, zakładającą, że mogłoby dojść do zwycięstwa " Solidarności" uważałem zawsze za czystą fikcję, w takim przypadku ruch zostałby zmieciony przez radzieckie oddziały" ("Die Zeit" nr 20-23 z 1987 roku);
-Premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher: "Sowieci wywierali coraz bardziej rosnącą presję na Polaków. Poczynając od końca 1980 roku Amerykanie byli przekonani, że ZSRR planuje bezpośrednią interwencję wojskową, aby złamać polski ruch reformatorski, tak samo, jak to uczynili z Praską Wiosną w roku 1968. Braliśmy pod uwagę cztery scenariusze. Sytuację, kiedy użycie siły przez rząd polski przeciwko robotnikom stanie się nieuchronne, lub już się dokonało. Lub sytuację, w której interwencja radziecka byłaby nieuchronna, lub już się dokonała. .13 grudnia 1981 roku sytuacja zmieniła się nagle. Nie miałam żadnych wątpliwości, że z moralnego punktu widzenia jest to nie do przyjęcia (a to ciekawe dlaczego, skoro wszystkie inne metody - jak się okaże w dalszej części tekstu - zawiodły; p.e.1984), ale to wcale nie ułatwiało podjęcia właściwych decyzji. Przecież nie wolno zapominać o tym, że aby odsunąć groźbę radzieckiej interwencji ustawicznie powtarzaliśmy -Polakom powinno się pozwolić na podejmowanie własnych decyzji (zwracam szczególną uwagę na to stwierdzenie -WJ). Reakcje Zachodu na kryzys w Polsce były nieodłącznie wplecione w strategię polityczną i gospodarczą wobec Moskwy". ("Moje lata na Downing Street", Londyn, 1993);
-Sekretarz Stanu USA gen. Aleksander Haig: "Dla Związku Radzieckiego Polska to casus belli -sprawa, dla której gotów podjąć wojnę z sojuszem zachodnim. Sami Polacy nie mogą stać się Panami własnego losu, dopóki ZSRR dysponuje przeważającą siłą i temu się sprzeciwia. Nigdy nie było żadnej wątpliwości, że ten powszechny ruch w Polsce będzie zdławiony przez ZSRR. Jedynymi pytaniami były: kiedy to nastąpi i z jakim stopniem brutalności.Nie dostrzegłem wśród zwolenników twardej linii, skupionych wokół stołu posiedzeń gabinetu lub też w Krajowej Radzie Bezpieczeństwa żadnej chęci do ryzykowania międzynarodowego konfliktu, lub też przelewu amerykańskiej krwi z powodu Polski. Żaden racjonalnie myślący reprezentant władzy nie mógł zalecać takiej polityki. ("Caveat, Realism, Reagan and Foreign Policy" wyd. Nowy Jork 1984 rok);
-Profesor Richard Pipes, bliski współpracownik Prezydenta Ronalda Reagana, w wywiadzie pt.: "Stan wojenny w Białym Domu", udzielonym tygodnikowi "Przekrój" (17 grudzień 1995 r.) na pytanie: "Jakie były reakcje Europy Zachodniej na kurs Waszyngtonu wobec Polski stanu wojennego?" odpowiada: "Musieliśmy toczyć z nimi walkę, aby zaakceptowali nasz kierunek. W większości nasi europejscy sojusznicy byli zadowoleni z tego co stało się w Polsce (to bardzo interesująca informacja -WJ). Bali się, że wybuchnie tam jakiś konflikt zbrojny i Rosjanie będą zmuszeni wkroczyć, a wtedy nie wiadomo, co się stanie. Im zatem nie było bardzo nieprzyjemnie, że w Polsce jest stan wojenny. Mieliśmy z nimi problemy, a Departament Stanu ich wspierał i reprezentował. Ostatecznie na szczęście był w Białym Domu Ronald Reagan". Prawie identyczny pogląd Richard Pipes wyraził na łamach "Rzeczpospolitej" -14-15 grudzień 2002 rok;
-Zbigniew Brzeziński w książce pt.: "Plan gry", wydanej w 1987 roku -a więc w okresie już zaawansowanej pierestrojki i procesu odprężenia -pisze: "Polska jest krajem osiowym. Panowanie nad Polską jest dla Sowietów kluczem do kontrolowania Europy Wschodniej... Geostrategiczne położenie Polski wykracza poza fakt, że leży ona na drodze do Niemiec. Moskwie potrzebne jest panowanie nad Polską również dlatego, że ułatwia kontrolę nad Czechosłowacją i Węgrami oraz izoluje od zachodnich wpływów nierosyjskie narody Związku Radzieckiego. Bardziej autonomiczna Polska poderwałaby kontrolę nad Litwą i Ukrainą... 38-milionowa Polska jest największym krajem Europy Wschodniej pod panowaniem sowieckim, a jej Siły Zbrojne stanowią największą niesowiecką armię Układu Warszawskiego. Ta pozycja kosztuje Moskwę dużo, ale jeszcze kosztowniejsze byłoby jej poniechanie". Czy taka ocena odniesiona do 1981 roku nie brzmiałaby stokroć ostrzej? Czy nie zasługuje to na głębszą refleksję?
str. 15
Dokumentacja amerykańska
(...)
Raport połączonych wywiadów USA z 12 czerwca 1981 roku: "Obecny kryzys w Polsce stworzył najpoważniejsze i najszersze pod względem głębi i zasięgu od dziesięcioleci wyzwania dla rządów komunistycznych Paktu Warszawskiego. Główne czynniki podtrzymujące przedłużający się kryzys uporczywe żądania związkowe, frakcyjność wewnątrz kierownictwa "Solidarności" i niezdyscyplinowanie związkowych szeregów, postępująca erozja autorytetu partii oraz fakt, że "Solidarność" reprezentuje masowy, emocjonalny sprzeciw wobec sposobu, w jaki partia rządzi krajem -powodują anarchizację sytuacji, nad którą żadna siła z osobna nie wydaje się zdolna zapanować. Ekonomiczna kondycja Polski będzie w najbliższych sześciu miesiącach pogarszać się z powodu słabych zbiorów, niskiej wydajności pracy, skróconego tygodnia pracy, trwającego ekonomicznego dryfu. Nie można wykluczyć szybkiego i drastycznego spadku standardu życiowego -zdolnego wywołać takie zaburzenia społeczne, które mogą spowodować sowiecką interwencję. Niezależnie od tego, jak Sowieci postrzegają koszty interwencji, szybko zeszłyby one na drugi plan, gdyby uznano, że zostały zagrożone podstawowe interesy ich państwa".
Ocena agencji wywiadu Departamentu Obrony USA z 4 listopada 1981 roku: "Jeśli Krajowa Komisja Koordynacyjna "Solidarności" nie zdoła opanować działaczy lokalnych -niektórzy z nich strajkują o byle co -a niedobór żywności i paliwa będzie trwał nadal, Polskę czekają tej zimy silne niepokoje społeczne, które prawdopodobnie spowodują wprowadzenie w tej , lub innej postaci stanu wojennego".
(...)str. 18
Szczególnie interesujące jest swego rodzaju podsumowanie zawarte w raporcie o sytuacji w Polsce połączonych wywiadów USA z 12 czerwca 1982 roku. We wstępie do tego dokumentu zawarta jest ocena, jak doszło do stanu wojennego:
. partia straciła znaczną część wpływów i nie była w stanie panować nad sytuacją;
. kraj pogrążał się w politycznym i gospodarczym chaosie;
. w "Solidarności" nastąpiło znaczne osłabienie sił umiarkowanych oraz znaczne wzmocnienie radykałów. Coraz bardziej powszechne w "Solidarności" były żądania obalenia systemu, w tym wolnych wyborów. W dłuższej perspektywie oznaczałoby to podważenie systemu komunistycznego w całym Układzie Warszawskim.
Główne zainteresowanie Moskwy sprowadzało się do utrzymania PRL jako członka Układu Warszawskiego oraz dominującej pozycji partii wewnątrz Polski, przy jednoczesnym zminimalizowaniu bezpośredniego, otwartego zaangażowania ZSRR. "Jednakże w wyniku prowadzonych analiz Związek Radziecki podjąłby każdą decyzję, którą uznałby za konieczną, z użyciem sił wojskowych włącznie, ażeby zapewnić utrzymanie przez polski rząd kontroli nad sytuacją".
Dokumenty amerykańskie są dostępne (znajdowały się m.in. w Instytucie Nauk Politycznych PAN) już od blisko ośmiu lat. I co? Poza niektórymi sygnałamifragmentami na lewicowych łamach ("Trybuna", "Przegląd", "Dziś" oraz w mojej książce "Różnić się mądrze" -Wyd. "Książka i Wiedza". 1999 rok) innych gazet i czasopism, a co najbardziej zdumiewające historyków, to w istocie nie interesuje, -brak odnośnych badań, analiz, publikacji. W szczególności nie widać starań o uzyskanie od strony amerykańskiej wyjaśnienia przyczyn braku ostrzeżeń "Solidarności", Kościoła, Papieża-Polaka, który przecież nie wezwałby Narodu na barykady, a wręcz przeciwnie. Co jednak najważniejsze, przy tym dziwnie niezauważane dlaczego nie było przestróg pod adresem władz, że reakcja na wprowadzenie stanu wojennego będzie ostra -sankcje, restrykcje itd -to, co zresztą nastąpiło post factum?! A było ku temu wiele możliwości i okazji, chociażby poprzez Ambasadora Francisa Meehana, a przede wszystkim w czasie wizyty w Waszyngtonie 6-9 grudnia 1981 roku wicepremiera Zbigniewa Madeja.
(pan generał jest widać naiwniakiem, albo udaje, że nie rozumie - więc wyjaśnijmy - oczywiście, że sankcje nałożone na Polskę były dobrze przemyślane - chodziło o zarżnięcie polskiej gospodarki, by w ten sposób pośrednio osłabić cały Układ Warszawski - a koszt, jaki mieli zapłacić za to Polacy nasi nowi "sojusznicy" mieli w głębokim poważaniu, ba - liczyli na dalsze niepokoje społeczne - p.e.1984)
(...)
Liczyliśmy się z tym, że Zachód zareaguje negatywnie, ale przede wszystkim werbalnie, nawet z pewną dozą zrozumienia. W licznych rozmowach przeprowadzonych w 1981 roku z wieloma politykami, brzmiał jeden głos powinniście rozwiązać własne problemy sami, we własnym zakresie, bez ingerencji i interwencji z zewnątrz. Nie było ani słowa przestrogi przed użyciem siły. Pamiętaliśmy też, jaki był stosunek do stanów nadzwyczajnych, do przewrotów i zamachów stanu w państwach NATO: w Turcji dwukrotnie -1960 i niedawny (dokładnie trzy miesiące przed naszym stanem wojennym) -12 wrzesień 1981 rok -oraz Grecja -1967. Ponadto Chile -1973. Wszędzie tam było obalenie legalnej władzy, a w dwóch wypadkach nawet zabójstwo prezydenta ( Menderes -Turcja, 1960; Allende -Chile, 1973). Były setki, a nawet tysiące zabitych, rannych, torturowanych. Mimo to torpedowano wnioski o zastosowanie sankcji wobec "królestwa" apartheidu, w istocie wielkiego obozu koncentracyjnego, jakim wówczas była Republika Południowej Afryki, motywując, że przyniosłoby to szkody, ciężary społeczeństwu tego kraju. Znaliśmy też życzliwą tolerancję wobec okrutnego reżimu Ceauceascu. Czy w świetle tych wszystkich faktów i doświadczeń można było spodziewać się takich reakcji Zachodu? Skąd więc nagle tak odmienny stosunek do polskiego stanu wojennego? Tym bardziej, że ani przewrotem, ani zamachem stanu on nie był (nie spierając się z p. generałem odnośnie tego, co zamachem stanu jest, a co nim nie jest - wypada tylko zapytać - czy słyszał kiedykolwiek powiedzenie "to sukinsyn, ale nasz sukinsyn" - czy pan generał kpi? Czy jest dzieckiem we mgle, czy politykiem i strategiem?!? - p.e.1984).
(...)
Im dalej, tym więcej polityków Zachodu wykazywało zrozumienie dla podjętej 13 grudnia decyzji.
Bardzo charakterystyczne były początkowe reakcje prasy zachodniej. George Kennan, teoretyk zimnej wojny, a następnie odprężenia, w dwuczęściowym artykule na łamach New York Limes: "The Polish Crisis" -5, 6, 10.01.1982 pisze: "To, co stało się w Polsce jest złe, ale mogło być gorsze. Gdyby miesiąc lub dwa miesiące temu "Solidarność" zechciała przerwać eskalację żądań i spocząć na laurach, dając Moskwie poczucie, że wolność w Polsce nie oznacza gwałtownego zawalenia się nieba już przez samo to miałaby historyczną zasługę na drodze do narodowego samowyzwolenia".(szczerze wątpię, by z taką "elitą intelektualną", jaka stała na plecach robotników z ruchu Solidurnościowego mogło dla Polski wyniknąć cokolwiek innego, niż taka katastrofa, jaką mamy od 1989 - p.e.1984)
Rudolf Augstein, naczelny redaktor tygodnika "Der Spiegel", "Die polnische Tragedie" 21.12: "Tragedia polska (jaka znowu tragedia? - p.e.1984) obciąża winą samych Polaków za to, co się zdarzyło. Polacy wielokrotnie ukazywali swoją niezdolność do inteligentnej samorządności(Niemcy przynajmniej nie owijają w bawełnę - Polacy do rządzenia sobą się nie nadają, więc przy pierwszej okazji zdejmiemy im ten garb z pleców - p.e.1984). Istnieje analogia pomiędzy zamachem Piłsudskiego w 1926 i Jaruzelskiego 1981. Nawet Wałęsa dał się ponieść typowej polskiej intoksykacji, wsłuchując się we własną retorykę. Ludzie "Solidarności" nie byli zdolni do zrealizowania rozsądnego kursu centrowego. Partia komunistyczna pozostawała cierpliwa do ostatniej chwili, być może nawet zbyt długo.".
Henri Nannen, naczelny redaktor tygodnika "Stern", w końcu grudnia 1981: "Tylko hipokryci nie przyznają, że Jaruzelski próbował ocalić Polskę przed radziecką interwencją. Pozwolił delegacji MCK odwiedzić obozy internowanych, gdzie nie było żadnych dowodów torturowania, całkiem odwrotnie niż w przypadku opłakanych warunków w Turcji, lub pod władzą południowoamerykańskich reżimów wojskowych, wspieranych przez Amerykanów.
(...)
Artykuł wstępny w "The Guardian" z 15.12.: "Generał działał z czystej desperacji w obliczu narastających wyzwań politycznych wobec prawomocności reżimu. Od 13 grudnia Polska ma po raz pierwszy od 18 miesięcy rząd, który jest przygotowany do rządzenia".
Douglas Stanglin w artykule: "Czy Solidarność poszła za daleko", "Newsweek" z 28.12 (numer antydatowany, data wysłania korespondencji z Warszawy -19.12.): "Polityka "Solidarności" była zawsze splątana z polskim idealizmem, a Związek często wydawał się niezdolny do zakreślenia rozumnych granic w realnie istniejącym świecie. Jego kierownictwo składało się z ludzi niecierpliwych, przepełnionych poczuciem misji i arbitralnej prawdy. Działali oni z pewnością siebie, która graniczyła z arogancją. Związek sforsował się i dążył do zbyt wielu celów w zbyt krótkim czasie".
Thoe Sommer, zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Die Zeit" 19.12.: "Jakkolwiek wielka może być sympatia Zachodu dla polskich reformatorów, nie przeważa ona jednak faktów geograficznych. W realnym świecie, w którym istnieją niuanse i odcienie szarości, i w którym bilans strat i zysków powinien być troskliwie kalkulowany, wszelkie "męskie" reakcje są absolutnie niestosowne. Rozwiązania wewnętrzne tworzą czas na oddech -dla samych Polaków, dla Rosjan, dla Zachodu. Dają one każdemu szansę, być może ostatnią". Później w prasie bywało różnie, na ogół gorzej. Natury tego procesu, jego inspiracji nikt jeszcze nie poddał wnikliwej analizie.
==========================================
str.28
Kościół o niebezpieczeństwach
Tu bardzo ważna informacja. W 2001 roku ukazała się książka , zawierająca osobiste pamiętnikarskie zapisy wieloletniego Sekretarza Episkopatu Polski, arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego pt.: "Rozmowy watykańskie arcybiskupa Dąbrowskiego" (Wyd. Instytut Wydawniczy "PAX") . Znajduje się w niej relacja złożona 22 grudnia 1981 roku Papieżowi Janowi Pawłowi II. Obok -co oczywiste -opisu różnych bolesnych i dokuczliwych skutków, jakie przyniósł stan wojenny. Są w niej stwierdzenia (str. 239-240): ""Solidarność" wbrew ostrzeżeniom Kościoła eskalowała wystąpienia i dążenia do władzy. Odmówiła wejścia do Rady Porozumienia Narodowego mimo, że Wałęsa 4 listopada 1981 roku zgodził się na wejście razem z Księdzem Prymasem, u premiera. Po spotkaniu z premierem Komisja Krajowa zdyskwalifikowała Wałęsę i oświadczyła, że "Solidarność" nie wejdzie do Rady Porozumienia.Zebranie "Mazowsza" w Politechnice 5-6 grudnia i powzięte uchwały zaalarmowały władze, szczególnie wyznaczenie manifestacji ulicznej na 17 grudnia 1981 roku. Nasze rozmowy na wszystkich szczeblach "Solidarności" nie dały wyników (szczególnie 9 grudnia spotkanie u ks. Prymasa). Komisja Krajowa w Gdańsku 11-12 grudnia 1981 roku. Opinia Wałęsy -zbiorowa halucynacja, wielu uległo prowokacji". To przecież rewelacyjny dokument, wielce autorytatywna ocena przedstawiona Papieżowi. Ale, o dziwo, pogrążona w głębokiej ciszy.
(...)
Z kolei Andrzej Micewski w książce pt.; "Kościół wobec "Solidarności" i stanu wojennego" pisze: "Dnia 7 grudnia ksiądz Prymas Glemp zdecydował się na wypowiedzenie twardej prawdy reprezentatywnym przedstawicielom kierownictwa Związku. Prymas powiedział:
"1. Uprawiając taką politykę, przekroczyliście Panowie mandat dany wam przez świat pracy. Jeśli chcecie prowadzić czystą politykę to utwórzcie Komitet przy Zarządzie "Solidarności", a nie wciągajcie do gry całego Związku.
2. Nie liczycie się z psychologią narodu. (Prymas miał tu z pewnością na myśli wybuchowe nastroje w kraju dopisek autora).
3. Nie uwzględniacie analizy sytuacji międzynarodowej i gospodarczej.
Ksiądz Prymas tak skomentował później, kiedy było już po wszystkim, swoje stanowisko -"Nic to nie pomogło. Przygotowywano manifestacje uliczne i wiece. Rząd i centrum partii śledziły te ruchy z niepokojem i troską i przygotowywały warianty rozwiązania nieuniknionej konfrontacji""
(...)
Jerzy Holzer w książce pt.: "Solidarność 1980-1981. Geneza i historia" (Instytut Literacki -Paryż 1984 rok) przywołuje fragment listu, jaki Prymas Polski Józef Glemp wystosował 6 grudnia 1981 roku do Lecha Wałęsy. Pisze w nim: ".o narastających złowrogich nastrojach w naszym społeczeństwie, których rozładowania wielu dopatruje się w konfrontacji. Dotychczasowe wielkie osiągnięcia nie mogą być zniweczone przez nierozwagę, którą nazywa się konfrontacją".
W tym miejscu warto również przywołać protokół z posiedzenia Komisji Wspólnej przedstawicieli Rządu i Episkopatu (współprzewodniczący Kazimierz Barcikowski i kardynał Franciszek Macharski) z 18 stycznia 1982 roku, w czasie którego strona kościelna stwierdziła: "Nie negujemy, że po stronie działaczy "Solidarności" nie było wyrobienia politycznego, siły ekstremalne opanowały ją". Dalej powołując się na Lecha Wałęsę: "Przyznaje on, że Związek popełnił wiele błędów, że w końcowej fazie nie był już w stanie opanować całości". (Wyd. ANEKS: "Tajne dokumenty Państwo-Kościół 1980-1989"). Politycy, historycy, publicyści -również związani z Kościołem, uznający jego autorytet, nawiązujący często do jego nauk i ocen -tym razem milczą. Trzeba pytać, domagać się odpowiedzi -dlaczego?!
(...)
str. 38
"Spotkanie Trzech"
Niezwykle znamienne jest ignorowanie, lub spłycanie, marginalizowanie "Spotkania Trzech" (Józef Glemp, Lech Wałęsa, Wojciech Jaruzelski) odbytego 4 listopada 1981 roku. W ówczesnej pełnej napięć, nabrzmiewającej groźnymi konfliktami sytuacji było to wydarzenie niezwykłej wagi. Zostało ono poprzedzone moją długą rozmową z Prymasem w dniu 21 października. Idea powołania Rady Porozumienia Narodowego została przyjęta z zadowoleniem i nadzieją. (...)
W tym miejscu należy się odwołać do książki Lecha Wałęsy pt.: "Droga nadziei" (Wyd. "Rytm" -1988 rok). Znajduje się w niej następująca relacja jednego z jego współpracowników (bezimiennego) na ten temat: "W wypowiedziach Kościoła można zauważyć ton przygany dla zbytniego upolitycznienia się "Solidarności".(...) Gdy Prymas Glemp gotował się do podróży do Watykanu, a Wałęsa podążał w stronę Gdańska, Komisja Krajowa przyjęła uchwały mające stanowić podstawę ewentualnego porozumienia społecznego. Komisja obwarowała wysuwane postulaty -zresztą wcale nie nowe -groźbą podjęcia przez związek koniecznych działań statutowych, do strajku generalnego włącznie, jeśli w ciągu trzech miesięcy nie nastąpi ich realizacja. Ton tych uchwał generał Jaruzelski potraktował jako fakt stawiający pod znakiem zapytania sens dopiero co odbytej rozmowy. (...)".
Ta relacja wymaga pewnych uzupełnień. Uchwała Komisji Krajowej została przyjęta 4 listopada 1981 roku, To był "nóż w plecy" odbywającego się właśnie Spotkania Trzech. 7 listopada zostaje wydany komunikat Prezydium Komisji Krajowej, który łagodzi wymowę tej uchwały. Wymuszone, jak widać, stanowisko Prezydium ma jednak niższą rangę i mniejsze realne znaczenie niż owa uchwała całej Komisji. To dało się odczuć w praktyce.
9 listopada 1981 roku odbyło się kolejne posiedzenie Prezydium Komisji Krajowej "Solidarności". W opublikowanym komunikacie nie ma ani słowa o niedawnym "Spotkaniu Trzech" -żadnej wzmianki, żadnych wniosków. To był bardzo znamienny kolejny sygnał, faktyczne odrzucenie inicjatywy.
W tymże czasie Biuro Polityczne KC PZPR, skierowało list do Podstawowych Organizacji Partyjnych, informujący o inicjatywie, zachęcający do jej poparcia w miejscach pracy i zamieszkania. (...)
"Solidarność" mimo apeli i zachęt, w tym ze strony Kościoła, wciąż milczała, robiła uniki, a nawet zaostrzała kurs. Było to tematem posiedzenia Komisji Wspólnej przedstawicieli rządu i Episkopatu 23 listopada 1981 roku. Współprzewodniczący Komisji Kazimierz Barcikowski mówi: "Rada Porozumienia Narodowego. Chcielibyśmy po naszych rozmowach ogłosić dziś skład grupy inicjatywnej. Jeżeli "Solidarność" nie da przedstawiciela, to trzeba zostawić miejsce dla niego i dalej prowadzić rozmowy. Zwłoka w formowaniu grupy grozi rozmazaniem inicjatywy. Porozumienie jest pod dużym naciskiem przeciwników, jest w Polsce dużo szaleńców. To byłaby klęska o wielkich następstwach. Prowadziłoby to do konfrontacji". Mówi Kierownik Urzędu ds. Wyznań Jerzy Kuberski: "Idzie pożoga przez kraj. Rząd i partia są stale pod presją spraw bieżących i nie mogą zająć się zasadniczymi. Jeżeli nie Rada Porozumienia Narodowego -to będzie fala anarchii, a już są jej elementy". Strona kościelna przyjmowała te oceny z powagą. Podejmowała działania wyjaśniającomediacyjne. Jednakże nie przynosiły one efektu. Myślę, że można to uznać za swego rodzaju afront ze strony "Solidarności" wobec starań Kościoła.
"Solidarność" stosowała dziwne tłumaczenia. Jedno -że najpierw trzeba rozwiązać problemy, dopiero później utworzyć Radę. Oczywisty nonsens. Właśnie dlatego, że nie udawało się trudnych , czy spornych problemów rozwiązać, należało powołać ciało, stworzyć płaszczyznę na której można byłoby je przedyskutować, przełamać impas. Drugie -to zwykły wykręt. Proponowaliśmy, ażeby w skład Komisji (Grupy) Inicjatywnej weszli przedstawiciele "Solidarności", Kościoła, PZPR, ZSL, SD, związków branżowych oraz środowisk naukowych i twórczych (te ostatnie miał reprezentować prof. Aleksander Gieysztor). Biorąc pod uwagę wyłącznie roboczy, "techniczny" charakter Komisji, ten jej skład w niczym nie przesądzał proporcji, w jakich w przyszłej Radzie Porozumienia Narodowego reprezentowane byłyby poszczególne siły i ugrupowania. Bo właśnie Komisja Inicjatywna miała przedyskutować i przedstawić odpowiednie propozycje. Jednakże według "Solidarności" powinny być brane pod uwagę jedynie trzy podmioty: "Solidarność", Kościół, PZPR. Wałęsa nawet publicznie powiedział: "mnie ZSL-e, PAX-y, branżowcy nie interesują".
(...)
str. 44
Racje i kalkulacje stron
Rozwinę tę myśl. Każda ze stron musiała liczyć się z nastrojami swojej bazy, już nie mówiąc o uwarunkowanich zewnętrznych. Dokonując chłodnej analizy można więc stwierdzić, iż w owym czasie władza miała świadomość słabości swego społecznego zaplecza, tego, że jest w defensywie, że znalazła się "przy ścianie".(...)
"Solidarność" była w innej sytuacji. Stanowiła wielki ruch społeczno-polityczny, który na drodze rozpoczętej w sierpniu-wrześniu 1980 roku, osiągnął ogromne sukcesy. Mimo, iż dalece wykroczył poza ramy ówczesnych porozumień, to nie osiągnął jeszcze wszystkiego. Obalanie władz "na raty", wynikało z realiów, a nie z celów. Te zaś, dla uzyskującego coraz większą przewagę nurtu radykalnego, sięgały daleko, powodowały przyspieszenie kroku. Przy tym "Solidarność" wiedziała i widziała, że jej politycznopsychologicznym atutem jest dynamizm, impet, ofensywa. Wszelkie rokowania, pertraktacje z władzą, z natury rzeczy "rozmagnesowują", rozmiękczają, przenoszą szczytne hasła i stanowcze, w tym populistyczne żądania, na grunt rzeczowej rozmowy. Ta zaś, w większości wypadków, ujawnia realne możliwości, sprowadza sprawy na ziemię, co więcej "uczłowiecza" władzę. W rezultacie niechętny stosunek do wspólnych komisji, do stołu obrad.
Wracam do podstawowego pytania: kto do rozmów, do zapowiedzianych na "Spotkaniu Trzech" konsultacji merytorycznych dążył, do nich zachęcał i apelował, a kto i dlaczego od nich się uchylił?!
(...)
str. 48
Utracona szansa
(...)Brak tego pierwszego kroku, to jest konsultacji merytorycznych, powołania Komisji Inicjatywnej uniemożliwił kroki dalsze. Logicznie więc rozumując, można by przyjąć, że niektóre kręgi "Solidarności" świadomie godziły się z wariantem katastrofy.
(...)
Przypomnę, że po latach, w sierpniu 1988 roku, wyrażona publicznie obustronna gotowość do rozmów szybko zdjęła napięcie (jest dyskusyjne, czy to napięcie powstało "samo z siebie" - p.e.1984). Tak mogło być w grudniu 1981. Czy w takiej sytuacji można sobie wyobrazić wprowadzenie stanu wojennego? Jest bzdurą opowiadanie, że był on przesądzony, że nie było od niego odwrotu. Dopóki decyzja nie została podjęta, doprowadzona do bezpośrednich wykonawców i przez nich "uruchomiona", niczego nie trzeba było odwoływać i cofać". Zadania dla dowódców dywizji oraz komendantów wojewódzkich MO znajdowały się w zalakowanych kopertach w ich sejfach. Otwarcie tylko na rozkaz, na ustalony sygnał. Gdyby go nie było -nie byłoby "operacji". Czy również w warunkach odprężenia, w takiej negocjacyjnej sytuacji, mogła być podjęta interwencja militarna z zewnątrz? Trudno to sobie wyobrazić. Stracona została wielka szansa. Samo podjęcie rozmów -niewątpliwie trudnych i żmudnych ale już na wstępie obniżyłoby społeczną temperaturę, pozwoliłoby ustalić jakieś zasady zahamowania strajków w okresie zimy, zapobiegłoby przygotowaniom do wielkich demonstracji 17 grudnia -a jeśli nawet, gdyby się one odbyły, to w zupełnie innym klimacie. Wszystko to miałoby ogromne znaczenie również na zewnątrz.
(...)
str. 56
"Temperatura rosła"
Przypominane są z okazji kolejnych rocznic strajki sierpniowe 1980 roku, powstanie "Solidarności". Akcentowane jest narodowe uniesienie, wielkie nadzieje tym wydarzeniom towarzyszące. I nagle w ten świetlany obraz uderza jak grom z jasnego nieba 13 grudnia 1981. Horror -na wizji wciąż te same dyżurne zdjęcia i ujęcia -czołgi i pałki, armatki wodne i gazy łzawiące. W słowie różne dramatyczne okoliczności i bolesne fakty. Nie neguję prawa do takiej pamięci, jest też potrzebna. Ale dlaczego nie przypomina się tego co było przed tym? Jaki był horror innego rodzaju? Co rujnowało i bolało, groziło i trwożyło? Reasumując: wielce charakterystyczne jest ciągłe akcentowanie wyłącznie tego, kto stan wojenny wprowadził, przy jednoczesnym notorycznym unikaniu lub spłycaniu wyjaśnień -jak dramatyczny splot zagrożeń politycznych i gospodarczych, wewnętrznych i zewnętrznych doprowadził do krawędzi narodowej katastrofy? Jak się owa sytuacja miała, a w szczególności osiągnięta pozycja -żądania i działania "Solidarności", do zawartych w sierpniu 1980 roku porozumień? Także do oświadczenia, jakie Lech Wałęsa złożył 10 listopada 1980 roku podczas sądowej rejestracji "Solidarności": "Nie kwestionujemy socjalizmu. Na pewno nie wrócimy do kapitalizmu, ani nie skopiujemy żadnego wzoru zachodniego, bo to jest Polska i chcemy mieć rozwiązania polskie. Socjalizm jest to system niezły i niech będzie, ale kontrolowany. Niech panowie zapiszą, że nie będziemy wysuwać programów politycznych, a w żadnym wypadku ich realizować". Słowa te odczytywane przez władze jesienią w 1981 roku brzmiały jak ponury żart.
(...)
str. 58
Głosy ludzi "Solidarności"
Po latach realistycznie ocenili ówczesną sytuację,
przywołując różne niebezpieczne procesy, zjawiska,
fakty również we własnych szeregach:
Jarosław Kaczyński w książce Teresy Torańskiej pt.:
"My" (Wyd. "Przedświt" 1994 rok) m.in. mówi:
"Zażartowałem wtedy (w 1981 roku -WJ), że gdybym
nawet nie był pełnomocnikiem Moskwy, a musiał tutaj
rządzić, to bym z "Solidarnością" jakoś się
rozprawił, bo razem z nią rządzić by się nie dało.
Ponieważ ten monstrualny ruch ze względu na swój
charakter i konstrukcję do demokracji się nie nadawał.
Oparty był na strukturze przedsiębiorstwa, a wyrażał w
istocie ambicje polityczne, co jest klasyczną cechą
komunizmu oraz był z samego założenia, w swoich
intencjach ruchem wszechogarniąjącym, czyli źle
tolerującym jakikolwiek pluralizm. Zapewniam Cię,
gdyby "Solidarność" 1989 roku miała siłę z 1981
roku, to w ogóle żadnego mechanizmu demokratycznego
w Polsce by się nie zbudowało".
To bardzo mocna, kategoryczna ocena. Logicznie z niej wynika, że postawienie tamy, zasadnicze osłabienie "Solidarności" wyszło jej, a w rezultacie przede wszystkim Polsce tylko "na zdrowie". Mam nadzieję, że Jarosław Kaczyński opinię tę podzieli. Tym bardziej, że w książce "Czas na zmiany" pisze: "Solidarność" była niczym innym, jak zinstytucjonalizowanym w związek zawodowy buntem społecznym". A więc "kostium związkowy", a istocie "bunt społeczny". Atmosfera buntu ze swej natury tworzy sytuacje konfrontacyjne, uruchamia spiralę różnych przeciwdziałań. Warto o tym pamiętać.
Aleksander Małachowski w książce "Żyłem szczęśliwie" (Dom Wydawniczy "Totus" -1993) tak odpowiada na stawiane kwestie i zadawane mu pytania:
-"Zakulisowe spory były wtedy mało znane. Na zewnątrz "Solidarność" prezentowała się jako "silna, zwarta, gotowa?"
-Możliwe. Ja zacząłem poznawać związek od środka i widziałem, jaki jest słaby, jak na niewiele osób można liczyć. Bardzo często pierwsze skrzypce grali ludzie niekompetentni, odreagowujący swoje frustracje albo liczący na zrobienie kariery. Im bardziej się angażowałem, tym moja ocena była bardziej krytyczna. . Nie byłem zwolennikiem zaganiania przeciwnika w kozi róg, bo to prowadziło do zwarcia. Tymczasem związek nie był do tego zwarcia przygotowany. Wielu kolegom miałem za złe, że bujają w obłokach i nie widzą realiów. Tych wewnętrznych i tych zewnętrznych. Sławne było swego czasu powiedzenie Andrzeja Rozpłochowskiego (przewodniczący Górnośląskiej "Solidarności" -WJ).
"Trzeba -twierdzi -tak przyp., żeby kremlowskie kuranty zagrały Mazurka Dąbrowskiego".
(...)".
-Bogdan Lis -w relacji z 1 stycznia 1984 r, ( książka pt.: "Konspira" wydana w 1984 roku w Paryżu i w roku 1989 w Polsce) m.in. mówi: "Panowało u nas poczucie komfortu psychicznego, iż praktycznie nic nam nie grozi. Główną słabość "Solidarności", szczególnie pod koniec 1981 roku, widziałbym w bufonadzie działaczy, często szczebla zakładowego. Nie dotyczy to może większości, ale ton nadawali ci, którzy potrafili głośno mówić i w odpowiednim momencie bić pięścią w stół".
Bogdan Borusewicz w relacji z 1 października 1983 roku (książka "Konspira") mówi: "Zacząłem dostrzegać, jak zmieniają się ludzie, którzy kiedyś byli przyjaciółmi, jak uderzają im do głowy ambicje, stanowiska, jak ze skromnych i uczynnych kolegów wyrastają bossowie niszczący swoich oponentów. Raptem uświadomiłem sobie, że sukces wcale nie musi zmieniać człowieka na lepsze. Że sukces społeczny, narodowy tego ruchu przestaje być moim sukcesem. Czułem się coraz gorzej, ale może to tylko moja nadwrażliwość. Niestety, doszła kolejna sprawa. Ruch obrastał wszystkimi negatywnymi cechami systemu: nietolerancją dla inaczej myślących i czyniących, tłumieniem krytyki, prymitywnym szowinizmem. . Kwitł kult wodzostwa. Najpierw wódz najwyższy -Wałęsa, którego nie było można skrytykować, potem wodzowie w każdym województwie, niemal w każdym województwie, niemal w każdym zakładzie. I co gorsza, ludzie -tak, jak to opisał Fromm w "Ucieczce do wolności" -chcieli pozbyć się swej wolności, złożyć ją w ręce tych wybujałych autorytetów. .Z nietolerancją współbrzmiał -jak mówiłem -szowinizm. Powstało w "Solidarności" skrzydło porównywalne tylko z "Grunwaldem" czy "Rzeczywistością". Różnicę widziałem jedną stosunek do komunizmu. "Prawdziwi Polacy" z "Solidarności" też reprezentowali ideologię totalitarną, tylko w kolorze innym niż czerwony. . Wojowałem długo, aż wreszcie uznałem, że jeśli społeczeństwo chce iść w zupełnie innym kierunku niż powinno, to niech sobie idzie. Ruch nabrał własnej dynamiki, stając się -wbrew logice -coraz bardziej radykalny (ale tylko werbalnie). W pewnym momencie wybrani demokratycznie działacze stracili kontakt z rzeczywistością. Nastąpił amok. Przestano myśleć kategoriami politycznymi, a zaczęto mistycznymi -że jak powie się słowo, to stanie się ono ciałem, czyli jak powiemy "oddajcie władzę" to władza znajdzie się w naszych rękach". "Amok" to słowo celne, właściwie określające ówczesną rzeczywistość. A mówi to współtwórca "Solidarności", człowiek uznawany przez wielu za polityczny i moralny autorytet. Czy wtedy mówił głupstwa -czy teraz, kiedy bezpardonowo całą winę przypisuje władzy? Co dzisiaj zostało z przywołanych wyżej jego opinii? Kto je pamięta? Kto do nich sięga?
A były też jeszcze inne godne uwagi ostrzeżenia i sygnały:
-Lech Wałęsa w wywiadzie opublikowanym w "Sztandarze Młodych z 1-3 maja 1981 roku mówi: "Jak będziemy szli na zwady, bez przerwy do konfrontacji, jeżeli będziemy atakować -nie tak jak powinniśmy -to znaczy frontalnie milicję, SB, urzędy, to przecież ktoś nie wytrzyma. I zacznie się chaos, bałagan, bijatyka między nami. I wtedy ktoś trzeci będzie błogosławiony, jeśli nas rozbroi, to jest największe niebezpieczeństwo nie interwencja. Interwencja, to będzie wtedy nawet wybawienie. I tego się boję". Ocena ta jakże sugestywnie poświadcza niebezpieczeństwa rozwoju ówczesnej sytuacji. Przy tym ostrzegając, chyba nawet celowo przesadza, mówiąc o "wybawieniu". Bo taki wariant to byłaby wręcz niewyobrażalna -wychodząca poza wewnętrzny konflikt -faktycznie wojna.
"Robotnik" nr 78 z 27 sierpnia 1981 roku opublikował fragmenty dyskusji. Mówią m.in.:
-Jan Lityński: "Obserwujemy rozpad gospodarki i rozpad państwa. "Solidarność" ten rozkład przyspieszyła, paraliżując niejako organy władzy. W tej sytuacji powstają wielorakie niebezpieczeństwa. Jednym z nich jest radykalizm typu KPN-owskiego. Drugie niebezpieczeństwo, któremu Związek już uległ, to rozprzestrzenienie się ruchu walki o żywność";
-Jacek Kuroń: "Po raz pierwszy zaczynam myśleć, że mogła by nam grozić wojna domowa";
-Bronisław Geremek: "Kraj znajduje się w sytuacji zagrożenia
narodowego, jakich było niewiele w historii Polski. Grozi nie tylko interwencja, ale i upadek z przyczyn wewnętrznych. Katastrofa jest faktem oczywistym. Jest to katastrofa wciągająca. Nikt, z siedzących przy tym stole nie wie jak wyjść z kryzysu".
Te słowa padają w sierpniu -a o ile groźniej sytuacja wyglądała w grudniu 1981.
(...)
str. 65
Szaleństwo strajkowe Jestem daleki od myśli, że "Solidarność" -jako Organizacja celowo, rozmyślnie zmierzała do zrujnowania gospodarki. to populizm, partykularyzm, żywioł obiektywnie przyniosły takie skutki.
Lech Wałęsa w listopadzie powiedział: "Ja jeden strajk gaszę, a 10 ekip jeździ i nowe rozpala". Istotnie to była swego rodzaju "licytacja strajkowa". Region, miasto, zakład pracy, w których strajku jeszcze nie było, musiały "nadrabiać zaległości". Pretekst znajdowano nieraz "na siłę". Klinicznym przykładem był strajk, który w październiku-listopadzie 1981 roku objął całe województwo zielonogórskie. Powstały ogromne straty. Zachęcam historyków, publicystów tropiących różne kuriozalne przypadki i sytuacje, ażeby zechcieli przypomnieć, odtworzyć tamte wydarzenia -ich tło, mechanizmy, skutki. Można w nich jak w soczewce zobaczyć naturę wielu ówczesnych konfliktów. A teraz inny strajkowy biegun. Jesienne strajki, które ogarnęły prawie wszystkie polskie wyższe uczelnie, popierające bardzo kontrowersyjny, w swych intencjach strajk w Wyższej Szkole Inżynieryjnej w Radomiu "majstrowali" przy nim przywódcy radomskiej "Solidarności" -Sobieraj i Jeż. Czy listopadowogrudniowy strajk szkolny w Lublinie. Jaki powód? Wojewoda wyznaczył kuratora oświaty -nawiasem mówiąc bezpartyjnego -ale nie uzgodnił tej decyzji z "Solidarnością". Początkowo na 9 szkół średnich strajkowało 6. Do tych, w których rady pedagogiczne nie wyraziły zgody na akcję protestacyjną, udały się delegacje "Solidarności" Fabryki Samochodów Ciężarowych oraz lubelskich Zakładów Naprawy Samochodów i spowodowały zmianę stanowiska. Do szaleństwa strajkowego wciągnięto więc nawet młodzież szkolną, dzieci. Zostawię to bez komentarza.
Oczywiście były też strajki, w których domagano się słusznie usunięcia różnych nadużyć, nieprawidłowości oraz idiotyzmów, wysuwano racjonalne postulaty. Ale nie one dominowały. Na biurko premiera, członków rządu trafiały co dzień stosy teleksów zawierających najrozmaitsze, nieraz absurdalne protesty i żądania, których spełnienie było po prostu nie realne. Wiele z nich materializowało się w wystrajkowanych ustaleniach, wyrywających kolejne kęsy z ginącej substancji gospodarczej. Szczególnie smutne było to, że ludziom rzeczywiście było bardzo ciężko. Strajkując często protestowali z powodu katastrofalnego stanu zaopatrzenia. Dramat jednak polegał na tym, że strajki jedynie pogarszały tę sytuację -towarów od nich nie przybywało, a wręcz przeciwnie. Przypomnijmy rodzaje strajków: ostrzegawczy, właściwy, solidarnościowy, rotacyjny, okupacyjny, kroczący, wahadłowy, włoski, itd., itp. Wreszcie tak absurdalna forma, która na szczęście nie zdążyła się rozwinąć -strajk czynny. "Filozofię" tego strajku przedstawił Lech Wałęsa 1 lipca 1981 roku na wielotysięcznym wiecu w Krakowie: "Wydaje mi się, że strajki dzisiaj, takie jakie my wykonaliśmy, nie są dobre. Rzucam propozycję, a państwo wszystkie inne. Ja już je rzucałem i są znane. Myślę, że strajk ostrzegawczy u nas powinien wyglądać tak, że fabryka traktorów i samochodów np. wyprodukuje, a my technicznie rozdamy te samochody temu, któremu uważamy za słuszne. Jednocześnie strajk generalny moglibyśmy prowadzić nawet pół roku. Ja państwu powiem tak. Otóż wszelką produkcję technicznie dobraną nasi działacze, wszyscy razem dogadamy technicznie, wszystko co będziemy przez pół roku produkować, nie będzie to szło torami wąskimi, szerokimi, bo wszystko rozdamy między sobą. Mogą wypisywać recepty za darmo. Mogą strajkować i energetycy, wyłączając wszystkie liczniki, które na coś są na linii głównej." Jeśli mogły na serio pojawiać się takie pomysły -to trudno, aby rząd nie był na serio zaniepokojony.
Strajkom towarzyszyło z reguły biało-czerwone oflagowanie i jak na ironię: "Jeszcze Polska nie zginęła". Rząd ostrzegał, prosił, apelował. Ministrowie jeździli po kraju jak przysłowiowa straż pożarna. Mógłbym przytoczyć wiele swoich wystąpień, oraz innych członków Rady Ministrów. Z trybuny sejmowej 30 października 1981 roku m.in. powiedziałem: "Sytuacja społeczno-polityczna kraju ulega dalszemu zaostrzeniu. Przez kraj przetacza się znów fala napięć, konfliktów, strajków. Pogłębiają się trudności gospodarcze. Rośnie zniecierpliwienie społeczeństwa złym zaopatrzeniem rynku.. Nasuwa się pytanie: dlaczego sytuacja gospodarcza nie tylko się nie poprawia, lecz wręcz przeciwnie -ulega pogorszeniu. Podstawowa przyczyna tkwi w utrzymywaniu się napiętej sytuacji społecznogospodarczej, w uczynieniu z gospodarki płaszczyzny walki z władzą. Pogłębia się dezorganizacja procesów produkcyjnych. Straty spowodowane strajkami, napięciem, obniżeniem dyscypliny pracy, nieustannie rosną. Dotyczą one w głównej mierze towarów o podstawowym znaczeniu dla zaopatrzenia ludności, rolnictwa, eksportu. Nie sposób w tym miejscu nie przypomnieć wielokrotnie już powtarzanej prawdy, że koszty strajków obciążają całe społeczeństwo, że ich ceną jest dalsze pogarszanie warunków życia. Wzrastająca z każdym dniem ilość pieniądza bez pokrycia działa wręcz destrukcyjnie. "Pieniądz coraz ciężej chory" przestaje pełnić skutecznie swe funkcje. Zanikają związki między wkładem pracy, a możliwościami zaspakajania potrzeb, rozszerza się czarny rynek i pole spekulacji, nasila presja inflacyjna, pogłębiają rozpiętości w dochodach różnych grup społecznych. Wszystko to uderza najmocniej w grupy najuboższe".
Wicepremier Mieczysław Rakowski w wywiadzie, jaki ukazał się w "Życiu Warszawy" 22 września 1981 roku mówi: "Weźmy sytuację gospodarczą. Przecież kontynuowanie obecnej sytuacji grozi katastrofą narodową, po prostu klęską. Jeżeli nadal spadać będzie produkcja, jeżeli społeczeństwo nie odniesie się krytycznie do tych, którzy strajkują z byle powodu, ciągle wysuwają nowe żądania, wiecują i wypowiadają posłuszeństwo swoim kierownikom, to musimy być przygotowani na społeczno-gospodarcze cofnięcie Polski o kilkanaście lat. Dzisiaj mówienie, że walczymy o nową, wspaniałą przyszłość, jest rzeczą wprost niepoważną. Winniśmy walczyć o przetrwanie. Dzisiaj trzeba ogłosić alarm dla Polski!".
(...)
W latach 1980-1981 nastąpił gwałtowny spadek produkcji, dochodu narodowego o ok. 18 procent przy jednoczesnym wzroście płac o ok. 25 procent. Związek między pracą, a płacą został drastycznie naruszony. W rezultacie lawina pieniądza pustoszyła rynek, dezorganizowała i rujnowała zaopatrzenie. Związana z tym spekulacja i panika, wykupywanie na zapas pojawiających się niektórych towarów, pogłębiało niedobory. Brak było elementarnych artykułów, następowały zakłócenia nawet w zaopatrzeniu kartkowym. Z tego okresu pochodzi sławetne powiedzenie, iż na półkach był tylko ocet. A wszystko to było nieuchronną konsekwencją sytuacji, którą określał swoisty, fatalny "krąg": ciągle protestować, krócej pracować, mniej produkować, a jednocześnie więcej zarabiać, poprawiać zaopatrzenie, żądać nowych przywilejów branżowych i socjalnych, po których nawiasem mówiąc -obecnie wszelki ślad zaginął. Przy tym gwałtowny ubytek czasu pracy to nie tylko wprowadzone w warunkach kryzysowych wolne soboty oraz strajki. Słyszy się nieraz -piszą tak nawet niektórzy historycy -że spowodowały one jedynie nieznaczną stratę czasu pracy, a załamanie gospodarki to wina władzy. Istotnie -czas strajków oceniany w izolacji od zjawisk im towarzyszących nie oznacza katastrofalnego uszczerbku. Trzeba jednak ten czas przemnożyć przez częste długotrwałe pogotowia strajkowe, różne pochodne napięcia i zakłócenia rozprzężenie dyscypliny produkcyjnej, naruszony rygor technologiczny, skrępowanie dozoru dyrekcji, zwiększona o 90 procent absencja itp. itd. Z kolei stan postrajkowy do "wygaszanie gorączki", cały proces dochodzenia do normalności organizacyjnej i technologicznej. W sumie strajki, przerwy w pracy, to symptom, a przede wszystkim główny składnik procesów i zjawisk dezorganizujących, niszczących gospodarkę. W warunkach powszechnych niedoborów, każda luka produkcyjna w jednym ogniwie -zwłaszcza chroniczne niedobory energii -powodowała efekt mnożnikowy, rozpadanie się więzi kooperacyjnych, cały łańcuch zakłóceń, w części lub całości organizmu gospodarczego. Podobnie spadek eksportu, zwłaszcza węgla, powodował gwałtowne obniżenie importu, ze wszystkimi tego dla gospodarki zgubnymi skutkami.
Wicepremier Janusz Obodowski w wywiadzie udzielonym Polskiej Agencji Prasowej 26 listopada 1981 roku m.in. mówi: "Eksport węgla spadł o połowę... Załamanie eksportu węgla to katastrofa, z której nie wszyscy zdają sobie sprawę. Oznacza wyschnięcie naszego głównego źródła finansowania zakupów niezbędnych surowców, komponentów i urządzeń z zagranicy... W tym roku straty produkcyjne w przemyśle z powodu braku zaopatrzenia importowego wyniosą około pół biliona złotych. Tak więc dalsze ograniczenie eksportu węgla byłoby równoznaczne z decyzją "wygaszenia" naszego przemysłu". Stąd też najostrzejsza walka toczyła się wokół wydobycia węgla. W 1981 roku obniżyło się ono aż o 30 mln ton.
Rząd wprowadzając wysokie preferencje materialne, próbował skłonić górników do dobrowolnej pracy w soboty. To był jedyny ratunek. Jednakże "Solidarność" tej formie zachęt przeciwstawiała się i przeciwdziałała zdecydowanie, w niektórych kopalniach nawet drastycznie -chcącym pracować przecinano węże tlenowe, uszkadzano narzędzia. Podobny sens miały nawoływania ze strony "Solidarności" Rolników Indywidualnych do bojkotu skupu oraz niepłacenia podatku gruntowego. 1 grudnia 1981 roku na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR Sekretarz KC do spraw rolnictwa i gospodarki żywnościowej, Zbigniew Michałek, oświadczył, że w lutym 1982 może w miastach zabraknąć nawet chleba. Tu nasuwa się gorzki żart. Do dziś wykpiwane są słowa rzecznika rządu Jerzego Urbana z 1982 roku, który w kontekście społecznych skutków restrykcji, sankcji powiedział: "rząd się wyżywi". Mówiąc poważnie -w 1981 realna była trwoga, czy "Naród się wyżywi". To wykpić trudno. Nastąpiło zerwanie ekonomicznych więzi miasta ze wsią. Przemysł nie dostarczał węgla, narzędzi i środków potrzebnych dla produkcji rolnej. Wieś w swoistym "rewanżu" ograniczała dostawy produktów rolnych. Powstał na tym gruncie społeczno-ekonomiczny klincz. Winę oczywiście przypisywano władzy. Taką wymowę miały "marsze głodowe" w Łodzi oraz w kilkunastu innych miastach. Odbywały się w końcu lipca -a więc, jak na ironię, w czasie żniw.
Szczególne niebezpieczeństwo stwarzały niedobory energii i wynikające stąd konsekwencje dla całej gospodarki i warunków życia społeczeństwa (np. w lipcu 1981 było 12 dni z poważnymi ograniczeniami w dostawach energii, w sierpniu 10, we wrześniu 17, w październiku 26, w listopadzie 22. W wielu elektrowniach i elektrociepłowniach zapasy węgla niebezpiecznie malały. A dostawy wciąż się kurczyły. Społeczną ostrość tego problemu i wynikające stąd zagrożenia ilustrują niektóre zamierzenia władz, jakie zeznający w dniu 22 czerwca 1994 roku przed Sejmową Komisją jako świadek -przedstawił ówczesny Zastępca Przewodniczącego Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego Eugeniusz Gorzelak: "Mogę powiedzieć, że w Komisji Planowania rozważany był zamysł, żeby ze względu na trudności energetyczne i opałowe opracować plan przemieszczenia ludności do ogrzewanych budynków. Rozważano możliwość zaproponowania ludności gromadzenia się u krewnych i znajomych w domach, które miały być ogrzewane. Część domów nie była by ogrzewana ze względu na to, że ubytek 1/5 wydobycia węgla był drastyczny". Przypomniałem też sobie, że jesienią 1981 roku otrzymałem odręcznie napisaną notatkę od Ministra Stanisława Cioska. Licząc się z drastycznym niedoborem węgla, energii, ciepła proponował przygotowanie specjalnych planów przesunięć ludności zamieszkującej wielkie aglomeracje. Chodziło o czasowe przegrupowanie i skoncentrowanie mieszkańców w wytypowanych dzielnicach. Tylko one byłyby ogrzewane. Ciosek, człowiek spokojny, rzeczowy, kompetentny, miał świadomość miary zapaści. Rząd podzielał ten niepokój. Ilu ludzi nie przeżyłoby owej zimy. Już nie mówiąc o możliwych skutkach konfrontacyjnego biegu wydarzeń.
W obliczu pogłębiającego się załamania gospodarki oraz jego bolesnych społecznie skutków powołałem w trybie awaryjnym Operacyjny Sztab Antykryzysowy pod kierownictwem Wicepremiera Janusza Obodowskiego. Jedną z pierwszych jego decyzji z 26 sierpnia 1981 roku było -na mocy zarządzenia nr 33 Prezesa Rady Ministrów -ustalenie priorytetów w zakresie dostarczania energii elektrycznej i paliw w 1981 roku. W kolejności dla: "1) gospodarstw domowych i rolnych; 2) zakładów służby zdrowia; 3) zakładów mleczarskich, piekarniczych, warzywno-owocowych i innych artykułów spożywczych; 4) szkół i zakładów opieki społecznej; 5) zakładów gospodarki komunalnej; 6) zakładów usługowych dla ludności; 7) drobnych zakładów przemysłowych i spółdzielczych zajmujących się produkcją rynkową".
Dopiero w dalszej kolejności wymienia się różne gałęzie przemysłu, jednakże ze wskazaniem na te, które produkują dla bezpośrednich, żywotnych potrzeb ludności. Była to linia, którą staraliśmy się konsekwentnie -chociaż z coraz większymi trudnościami -realizować. Przy tym preferencje społeczne, humanitarne musiały siłą faktu dokonywać się kosztem innych dziedzin gospodarki, w tym eksportu. To z kolei wracało bumerangiem, godzącym w sferę potrzeb społecznych. Powstał więc fatalny krąg uzależnień -sytuacja bez wyjścia. Tu pewien komentarz. Sprawy socjalne, położenie rodziny, dzieci traktowaliśmy ze szczególną powagą. Niech zaświadczy
o tym fragment mojego wystąpienia w Sejmie 10 kwietnia 1981 roku: "Powinniśmy uczynić wszystko, aby przeżywane trudności w najmniejszym stopniu nie dotknęły najmłodszych, dzieci. Specyficzna sytuacja w ruchu związkowym powoduje, że przede wszystkim na administrację spadają dzisiaj obowiązki organizacji wakacyjnego wypoczynku dzieci i młodzieży. Rząd powoła specjalny, centralny zespół do koordynowania związanej z tym akcji". W rezultacie w 1981 roku akcją kolonii i obozów organizowanych przy udziale Ministerstwa Oświaty, a także innych instytucji, różnych organizacji, oraz zakładów pracy, objęto łącznie 3 miliony dzieci i młodzieży. W 1988 roku liczba była podobna. Natomiast w roku 1990 -jak podała statystyka Ministerstwa Edukacji spadła do 600 tysięcy. Statystyki z lat późniejszych -o ile mi wiadomo -nie są publikowane. Według nieoficjalnych szacunków liczba dzieci objętych akcją kolonijną nie przekracza obecnie 300 tysięcy. A więc jest dziesięciokrotnie niższa niż w czasach minionych. Podobne porównania można poczynić w stosunku do innych dziedzin tzw. spożycia zbiorowego. Nie mówię tego z pozycji nostalgii za czasem minionym. Dokonały się doniosłe przemiany. Droga demokracji i gospodarki rynkowej jest generalnie słuszna, nie ma od niej odwrotu. Demokracja to bezcenne dobro. Członkostwo w Unii Europejskiej zwiększa nasze historyczne szanse. Ale zawsze jest coś -za coś. Gospodarka socjalistyczna była nie dość efektywna, mało kreatywna. Rozległość świadczeń socjalnych okazała się ponad jej siły. Ale trudno nie uznać, że społeczna filozofia realnego socjalizmu bezpieczeństwo socjalne, równość szans, opiekuńczość -stanowiła istotną ludzką wartość. Chleb bez wolności jest gorzki. Ale wolność bez chleba jest też gorzka. Przeczytałem niedawno ("Trybuna" 25 kwietnia 2005 roku) artykuł prof. Tadeusza Kowalika -nawiasem mówiąc eksperta Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku w sierpniu 1980 roku. M.in. pisze on, że w czasie kiedy PKB (produkt krajowy brutto) zwiększył się o blisko jedną trzecią, liczba osób żyjących poniżej minimum egzystencji (biologicznego) wzrosła z 4 do 12 procent tj. do ok. 4 milionów. Dziś gdy słyszymy o rekordowym bezrobociu, o tysiącach niedożywionych, stale głodujących dzieci, o różnych przejawach społecznej degradacji, o rażącym rozwarstwieniu, o znacznym wzroście liczby samobójstw, zwłaszcza na tle bytowym oraz innych patologicznych zjawiskach człowieczego bytowania -nie da się tej minionej wartości nie zauważyć.
Paradoksalne, ale Papież-Polak tak wysoce krytyczny wobec marksizmu, realnego socjalizmu, w tej materii był bardziej lewicowy, niż wielu lewicowych polityków. Jego wskazania, nauki, mówiące o sprawiedliwości społecznej. Że "ważniejsze jest być niż mieć". Że "praca jest dla człowieka, a nie człowiek dla pracy". O tym, jak powstanie realnego socjalizmu wpłynęło, iż kapitalizm stał się systemem bardziej ludzkim. Czy wreszcie: "W komunizmie była troska o sferę społeczną, podczas gdy kapitalizm jest raczej indywidualistyczny.". Oto Jego słowa. Na "politycznych salonach" mówić o tym nie wypada.
Nieustannie przypominane są słowa Jana Pawła II: "Niech przyjdzie Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi". To słowa prorocze. Czy też "nie lękajcie się". Uderza jednak jednostronność ich interpretacji. Istotnie "Ta Ziemia" zmieniła się gruntownie. Demokracja, wolność słowa, pełna suwerenność -to przełomowe, historyczne zdobycze. Ale czy wszystkie zmiany odpowiadają oczekiwaniom i nadziejom Papieża? Czy nie pojawiły się poważne lęki innego rodzaju chociażby szeroko występujący lęk o podstawę egzystencji, o pracę. Elementarna uczciwość wymaga, aby na owe zmiany spojrzeć kompleksowo. Wtedy okaże się, że pewne wartości PRL zbyt pochopnie skazano na "śmietnik historii".
(...)
Wracam do tematu -Gospodarka.
Znany ekonomista prof. Wacław Wilczyński, w liście otwartym do doradców i ekspertów "Solidarności", zamieszczonym w tygodniku "Polityka" z 11 lipca 19981 roku, pisze: "Na bydgoskim spotkaniu z nowo powołanym przewodniczącym Państwowej Komisji Cen profesorem doktorem habilitowanym Zygmuntem Krasińskim w dniu 23 czerwca 1981 roku jeden z Was oświadczył przy aplauzie sali, że "Solidarność" nie odda ani złotówki z podwyżek płac uzyskanych po sierpniu 1980 roku. Oznacza to, że nie ma z Waszej strony zgody na jakiekolwiek podwyżki cen żywności bez pełnej ich rekompensaty w skali globalnej. Teoretycznie możliwe są różne interpretacje Waszego stanowiska. Jedna z alternatyw, którą w praktyce wypada natychmiast odrzucić, wynikałaby z ewentualnego negowania przez Was -jako nieprawdziwych -informacji o rozmiarach niedoboru, z jakim ma do czynienia gospodarka narodowa. Niedobór ten w skali rocznej szacowany jest łącznie na około 800 do 1000 miliardów złotych. Oznacza to, że dzienny deficyt gospodarki narodowej sięga 3 miliardów złotych. Dla każdego chyba jest oczywiste, że na to, by niedobór ten pokryć, trzeba nam dodatkowej produkcji o takiej właśnie wartości, lub też zabiegów łączących wzrost produkcji z pewnym obniżeniem siły nabywczej zasobów pieniężnych.. Jeden z tych sposobów -przykry wprawdzie na krótką metę, ale niezwykle istotny, jako czynnik racjonalizacji gospodarki w powiązaniu z reformą -a mianowicie podwyżkę cen dla zrównoważenia bilansu pieniężnych dochodów i wydatków ludności odrzucacie. Innym środkom niezbędnym do uzyskania dodatkowej produkcji dla kraju i na eksport przeciwstawiacie się pośrednio, nie dopuszczając myśli
o powrocie do pracy w soboty, a także obwarowując poparcie dla reformy gospodarczej szeregiem niemożliwych do spełnienia żądań. Jak pogodzić to stanowisko z Waszą wiedzą, inteligencją i wykształceniem, z poczuciem odpowiedzialności za naszą reputację w świecie? Sądzicie, być może, że koszty stabilizacji gospodarczej (uzyskanie dodatkowych środków na zrównoważenie rynku i pokrycie zobowiązań wobec zagranicy) powinien pokryć ktoś inny aniżeli nasze społeczeństwo, aniżeli nasz naród. Jeśli tak miałoby być istotnie -to prosiłbym o wskazanie sponsora. Dla mnie przynajmniej jest oczywiste, że bolejąc nad błędami, a nawet przestępstwami wobec gospodarki narodowej, popełnionymi zwłaszcza przez ostatnią ekipę kierowniczą sprzed Sierpnia -nie ma co poszukiwać kogoś, kto za nas cokolwiek zrobi czy zapłaci. Nie widać Was w pierwszych szeregach walki o reformę systemu gospodarczego, stwarzającą szansę rein
_________________ Jak szukać prawdy na prawda2.info - odwiedź systematycznie aktualizowany wybór ważniejszych tekstów.
Dołączył: 26 Sie 2011 Posty: 228
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 20:11, 13 Gru '11
Temat postu:
(kontynuacja od miejsca obciętego)
-tegracji ludzi pracy dokoła problemów racjonalnego gospodarowania. Wolicie natomiast pertraktować na najwyższym szczeblu, stawiając żądania ekonomiczne trudne do przyjęcia, usiłując przerzucać na państwo całą odpowiedzialność za wszystko, co dzieje się dziś w kraju. Jednak czas najwyższy odkryć karty. Nie dla was bowiem "taryfa ulgowa" z tytułu zagubienia, dezorientacji czy niedokształcenia. Słowa te kieruje do Was człowiek wielokrotnie krytykowany za rewizjonizm, za propagowanie mechanizmu rynkowego, człowiek, którego nikt nie może posądzić o dogmatyzm".
Nie wiem -jak jeden z obecnie czołowych autorów tygodnika "Wprost", jak jego redakcja widzi owe słowa z 1981 roku. Pozostają one przecież źródłowym, wymownym świadectwem zarówno ówczesnej sytuacji gospodarczej, jak też uwarunkowanych politycznie mechanizmów ją współtworzących. Ciekaw jestem czy zainteresuje się ktoś tym wszystkim?
W dwa miesiące po owym liście otwartym prof. Wilczyńskiego odbywa się Zjazd "Solidarności". Co m.in. mówi uchwalony wówczas program? "Będziemy żądać dodatku drożyźnianego, dalszej podwyżki zasiłków rodzinnych oraz uznania minimum socjalnego za wytyczną polityki dochodowej. Domagamy się zasadniczego zwiększenia środków na pomoc społeczną. Z reformą gospodarczą łączy się niebezpieczeństwo dużych nierówności płacowych i socjalnych między zakładami pracy i między regionami. Musimy stworzyć warunki dla ich łagodzenia. Konieczna jest reforma systemu płac, gwarantująca każdemu godziwy zarobek i równe wynagrodzenie za pracę o równej wartości. W warunkach reformy gospodarczej oznaczać to powinno, że państwo w porozumieniu ze związkami zawodowymi ustali poziom płac gwarantowanych, jednolity dla całego kraju, w przekroju poszczególnych zawodów i stanowisk, niezależny od wyników gospodarczych przedsiębiorstw". Wtedy czytaliśmy to ze zgrozą. Populistyczne "orędzie gospodarcze" "Solidarności" oznaczało podważenie reformy i cios wymierzony w gasnącą gospodarkę. Dziś czytamy to ze zdumieniem, jak liczne grono -w którym przecież nie brak było mądrych ludzi -mogło, licząc na tani poklask, przyjąć tak destrukcyjny gospodarczo program. Co myślą o tym obecnie, w przededniu 25 rocznicy powstania "Solidarności"? Czy tylko władze muszą mówić "przepraszam"?
Warto przywołać niektóre ówczesne zagraniczne głosy. Organ amerykańskiej finansjery "Wall Street Journal" 7 października 1981 roku pisze: ""Solidarność" zrobiła to samo w sferze idei ekonomicznych, co w sferze idei politycznych -wywołała burzę i obudziła reakcję publiczną, nie dając rozwiązań i recept coraz gorzej czującej się gospodarce". Wcześniej, bo 27 lipca 1981 roku, sytuację w Polsce ocenia czołowa amerykańska gazeta "Washington Post": "Wielu uważa, że po zjeździe (IX Zjazd PZPR -WJ) partia i "Solidarność" mogą wziąć się razem za rozwiązywanie problemów gospodarczych. Stwierdzenie, że partia i "Solidarność" zabiorą się razem za problemy gospodarcze, wydaje się uproszczone. Jeden kierunek głosi konieczność wyrzeczeń i reform -drugi ulg dla robotników. I kto obecnie nakaże robotnikowi, aby pracował więcej za mniejszą zapłatę". Oto dylematy tamtego czasu. Nie widać chętnych do ich głębokiej, obiektywnej analizy. Historycy prześlizgują się nad dramatyczną rzeczywistością gospodarczą. W istocie rzeczy to też "biała plama". Nasuwa się pytanie czy egzystencjalne "być -czy nie być", na historyczną analizę, ocenę, pamięć nie zasługuje? Temat ten jest chyba wstydliwy. Bo trzeba byłoby odpowiedzieć rzeczowo na pytanie, czy stan wojenny nie stał się ratunkiem przed ostatecznym załamaniem gospodarczym, ze wszystkimi tego dla polskiego społeczeństwa skutkami. Łatwiejsza jest "niepodległościowo-wolnościowa" retoryka, piętnowanie PRL, oskarżanie jej przedstawicieli. Czy też "ucieczka" w dylemat: "wejdą-nie wejdą". Dyskusja nad nim -podobnie jak nad wielu innymi dramatycznymi wydarzeniami w naszej historii -może trwać i stulecia. Będzie o tym mowa dalej. Tu zaś chodzi o ewidentne fakty. Nonszalancki stosunek, pomijanie przyczyn i lekceważenie skutków zagrożenia elementarnych warunków bytu społeczeństwa, nie znajduje usprawiedlenia.
Znane są krytyczne opinie, że do legalizacji "Solidarności" w 1989 dochodziliśmy z takim trudem. Z czego wynikały główne obawy i opory? Chociaż mijały lata, to na wszystkich szczeblach władzy pozostawała newralgiczna wręcz pamięć o minionej sytuacji. Obawiano się najbardziej obecności NSZZ "Solidarność" w zakładach pracy. Istniało przekonanie, iż jego działalność ożywi tak charakterystyczne w 1981 roku anarchosyndykalistyczne tendencje, w dodatku zaostrzone przez roszczeniową konkurencyjność dwóch silnych związków zawodowych. Czy można było wtedy przewidywać, że przyjdzie kapitalizm, że zredukuje i spacyfikuje robotników, że bicz bezrobocia utrzyma w ryzach roszczenia, strajki i protesty?
Wątek Polski, Jaruzelskiego i Solidarności jest poruszany z dość ciekawej, "egzotycznej" perspektywy przez N. Klein w tym filmie: Doktryna szoku
Dołączył: 26 Sie 2011 Posty: 228
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 22:42, 20 Gru '11
Temat postu:
Jeszcze nieco rozważań na temat "wejdą-nie wejdą" (op.cit, 157-166):
Ważni świadkowie O wojskowych przygotowaniach do wkroczenia mówili w opublikowanych w Polsce wywiadach generałowie Wiktor Dubynin, Władimir Dudnik, Władysław Aczałow oraz inne osoby. "Gazeta Wyborcza" z 14-15 marca 1992 roku zamieściła wywiad z gen. Dubyninem, ówczesnym dowódcą wojsk b.ZSRR w Polsce.
-"W 1981 roku służył Pan na Białorusi. Niech Pan powie, jak to było naprawdę, czy Polsce groziła zbrojna interwencja ZSRR?
-Byłem wtedy na Białorusi dowódcą dywizji. Nie znalem wszystkich planów rządu, Biura Politycznego, Sztabu Generalnego, ale wiem, że szykowano się do wprowadzenia wojsk -dla udzielenia pomocy, dla ustabilizowania sytuacji. I tylko dzięki wprowadzeniu stanu wojennego, chyba było to 13 grudnia, akcja została zatrzymana.
Uważam, że generał Jaruzelski postąpił słusznie. Jeśli by tego nie zrobił, to nasze dywizje wkroczyły by na terytorium Polski. Wszystko było gotowe. Wojsko Polskie byłoby zneutralizowane, nie mialoby szans na aktywny opór.
-Czy w tym scenariuszu miały brać udział jednostki stacjonujące w Polsce?
-Naturalnie. Poza tym byliście wtedy otoczeni naszymi wojskami, staliśmy w Niemczech, w Czechosłowacji. W ciągu jednego, no najwyżej dwóch dni wszędzie, w każdym mieście, w każdej miejscowości byłyby wojska radzieckie. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie wiem, jak zachowaliby się wasi żołnierze, społeczeństwo, ale oprócz przelania krwi nic by nie zdziałali. Uważam, że trzeba podziękować Jaruzelskiemu. On tę sytuację uratował. To, co się potem stało, nie było tak dramatyczne, a poza tym to już była sprawa wewnętrzna, między swoimi.".
Tenże gen. Dubynin -już jako Szef Sztabu Generalnego Armii Rosyjskiej udziela wywiadu miesięcznikowi "Nowoje Wremja" (Nr 26 z 1993 roku). Zapytany przez dziennikarza m.in. mówi: "W 1981 roku planowano jeśli ze strony polskiego kierownictwa nie będą podjęte zdecydowane kroki, dla utrzymania stabilności, porządku w kraju -podjąć i kroki wojskowe.
-Na terytorium Polski?
-Tak, na terytorium Polski, ażeby nie pozwolić aktywizującej się "Solidarności" zmienić istniejący ustrój, w strategicznie szczególnie ważnym dla nas regionie.
-Czy jako dowódca dywizji otrzymywaliście jakieś rozkazy, instrukcje, lub chociażby sygnały o przygotowywanej operacji wojskowej przeciwko Polsce?
-Ja powiem. Teraz, jak sądzę, przyszedł czas, aby powiedzieć. Przygotowywaliśmy się. Dywizja się przygotowywała. Co więcej -ja sam zajmowałem się planowaniem. W każdym razie tryb przegrupowania jednostek, ich przydziały i marszruty były gotowe. Moja dywizja także. Ja znałem zadania, wiedziałem, gdzie powinienem wejść, znałem wszystkie miejscowości, które zamierzano zająć.
-I gdzie byście się znaleźli, dokąd by weszły Wasze czołgi?
-Rejon na południe Warszawy".
Ta, jakże autorytatywna wypowiedź zamieszczona w prestiżowym czasopiśmie nigdy nie była zdementowana.
Gen. Władimir Dudnik z Przykarpackiego Okręgu Wojskowego (gazeta "Nowosti" -31 marca 1992 roku) pisze, że uczestniczył w opracowywaniu planów operacji "Bratnia pomoc" od wiosny 1981 roku. Analogiczne plany przygotowywano w Białoruskim i Nadbałtyckim Okręgach Wojskowych. Armiom -czechosłowackiej oraz NRD wyznaczono podobne cele, lecz w mniejszej skali, w południowej i zachodniej części Polski. W nocy z 1 na 2 grudnia 1981 roku grupa wozów dowodzenia z Przykarpackiego Okręgu Wojskowego przekroczyła granicę radziecko-polską na jednodniowy rekonesans.
Gen. Władysław Aczałow, dowódca dywizji powietrznodesantowej, a następnie wiceminister obrony ZSRR (wywiad w gazecie "Siewodnia" 7 lutego 1995 r. w tygodniku "Nie" 23 marca 1995 r., w "Trybunie" 27 marca 1998 rok). Relacje tego ostatniego są zarówno bardzo konkretne, jak i wręcz szokujące. Otóż mówi on, iż będąc generałem -dowódcą elitarnej dywizji powietrzno-desantowej w Kownie, przybył jesienią 1981 roku do Warszawy. Przebrany w mundur majora łączności, wraz z innymi, w podobny sposób "zdegradowanymi" osobami, rozpoznawał obiekty, a szczególnie wejścia do nich, które w razie interwencji miał -jak powiada -"wziąć pod kontrolę". Interesujące, iż wśród nich były budynki KC PZPR oraz Sejmu PRL. Na zakończenie mówi: "To, że w 1981 roku zagrożenie było realne, ja jako jeden z wykonawców tego planu -mówię o tym odpowiedzialnie. Takie plany były opracowywane, takie plany miały być zrealizowane". Przy okazji warto dodać, iż właśnie ta dywizja w 1968 roku, a więc trzynaście lat wcześniej, lądowała w pierwszym rzucie w Pradze. Jej batalion rozpoznawczy "wziął pod kontrolę" m.in. budynek KC Komunistycznej Partii Czechosłowacji oraz "zatrzymał" Aleksandra Dubczeka.
Te, niezwykłego znaczenia wywiady nie spotkały się z należną uwagą. A szkoda, bo temat ma ciąg dalszy. W litewskiej gazecie: "Lietuvas Rytas" 30 sierpnia 2003 roku ukazał się artykuł, mówiący o przygotowaniach do interwencji w Polsce w 1981 r. Próbą generalną były wielkie ćwiczenia "Vakarai-81" ("Zachód-81"). Udział w nich wzięła 7 dywizja powietrzno-desantowa, którą dowodził właśnie gen. Aczałow. Później dywizja ta została przerzucona nad granicę radziecko-polską. Zostali powołani rezerwiści z Litwy, którzy znali język polski i niemiecki. Jak pisze "Lietuvas Rytas" na podstawie rozmów z uczestnikami tych przygotowań, scenariusz interwencji przedstawiał się niezwykle dramatycznie, były konkretne zadania i cele na terenie Polski. "Życie Warszawy" o artykule pt.: "Bujda, czy rewelacja" z 2 września 2003 roku, oparło się na tych litewskich informacjach. Można odczytać w nim, jako opinię dr. Antoniego Dudka z IPN następujące stwierdzenia: "Relacje >>Lietuvos Rytos<< mogą mieć duże znaczenie dla oceny postawy generała Jaruzelskiego, który utrzymuje, że wprowadził stan wojenny, by uchronić Polskę przed wkroczeniem wojsk ZSRR. IPN musi jednak wpierw zbadać czy sensacyjne doniesienia Litwinów nie są oparte jedynie na wymysłach emerytowanych krasnoarmiejców(...). Minie wkrótce dwa lata, a wyniki tych badań nie są znane.
(ciąg dalszy w kolejnym poście)
_____________________________
Jak szukać prawdy na prawda2.info - odwiedź systematycznie aktualizowany wybór ważniejszych tekstów.
Dołączył: 26 Sie 2011 Posty: 228
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 22:44, 20 Gru '11
Temat postu:
Charakterystyczne uzupełnienie powyższych informacji i sygnałów stanowi relacja, jaką 10 października 1992 roku na łamach tygodnika "Prawo i Życie" przedstawił gen. Mieczysław Dachowski -w latach 1980-1990 zastępca, a następnie I zastępca Szefa Sztabu Generalnego WP, a później attache wojskowy w Moskwie. Najistotniejszy fragment cytuję: "Planując interwencję Armia Radziecka przygotowywała pewną operację specjalną i to właśnie ona miała zapewnić powodzenie interwencji. Sygnały o tej operacji kierownictwo MON uzyskało drogą poufną już w 1981 roku. Później miałem okazję potwierdzić te informacje w Moskwie u bardzo dobrego źródła. Pod koniec 1980 roku, w Armii Radzieckiej zorganizowano specjalną jednostkę szybkiego reagowania. Byli to specjalnie dobierani żołnierze z republik azjatyckich, znakomicie wyposażeni i wyszkoleni, zawodowi zabijacy. Stacjonowali i szkoleni byli w Kaukaskim Okręgu Wojskowym. Był to specjalny korpus ekspedycyjny przeznaczony do użycia przeciwko Polsce. Dowództwo i Sztab korpusu na początku 1981 roku przeniesiono do Polski. Przypuszczaliśmy, że ma swoją siedzibę w radzieckiej jednostce łączności w Rembertowie. Na kilka godzin przed rozpoczęciem interwencji, żołnierze korpusu ekspedycyjnego, przerzuceni drogą powietrzną, mieli desantować w Polsce. Ich zadaniem było równoczesne uderzenie na obiekty Sztabu Generalnego, instytucji centralnych MON, dowództwa okręgów i rodzajów sił zbrojnych.
Gen. Dachowski potwierdził i rozwinął tę relację zeznając przed sejmową Komisją Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Relacja ta znana mi była już jesienią 1981 roku. Po latach -gen. Dachowski, już jako attache wojskowy w Moskwie uzyskał jej wiarygodne potwierdzenie. Uważam, że owa operacja specjalna brana była pod uwagę, jedynie jako skrajny wariant, w szczególności na wypadek, jeśliby kierownictwo Wojska Polskiego w sytuacji ekstremalnej "wahało się". W jakimś sensie przypominałby on "rozwiązanie" z 1968 roku w Czechosłowacji.
Otrzymałem list od odpowiedzialnego pracownika dyplomatycznego ambasady ZSRR, a następnie FR w Warszawie Fryderyka Łoginowa. To jeden z wielce interesujących i również przemilczanych załączników do książki "Wielogłos (uczeni i świadkowie o stanie wojennym)" -Wyd. Adam Marszałek 2002 rok. M.in. pisze on: "Miałem możność poznać dzieje Pana, jako Głowy Państwa, Rządu i Partii w bardzo krytycznych latach 80. Byłem obecny przy rozmowach Pana Generała na Kremlu i w Warszawie w owych czasach.
Rozmowach niezwykle trudnych i odpowiedzialnych dla obu stron. Jestem świadom, jako świadek naoczny, że Pańska wola, rozum i męstwo uratowały Polskę od bratobójczej wojny oraz od interwencji radzieckiej. Jestem Panu za to głęboko wdzięczny, jako przyjaciel Polski oraz jako Rosjanin, którego Ojczyzna nie wdała się w morderczą awanturę przeciwko bratniemu narodowi. Strach pomyśleć, co by stało się z Polakami i Rosjanami, z Europą, gdyby Pan z precyzją chirurga nie wykonał operacji pod hasłem: >>Stan wojenny<<kt>>obwieszona była komunistami i awoszami<< (żołnierze wojsk wewnętrznych). Rozmowy sprowadzały się do tego, by nas zmobilizować. Chodziło o to, żebyśmy zmobilizowali władze zwierzchnie do aktywnych działań, by nie doszło do narodowej tragedii. Bali się zapowiedzianej na dzień 17 grudnia ogromnej manifestacji. Uważali -mówił generał Zarudin -że byłby to początek takich wypadków, jakie doprowadziły do wydarzeń na Węgrzech. Taki sam scenariusz był w Budapeszcie w dniu 28 października 1956 roku. Węgierski scenariusz mógł się powtórzyć w Warszawie".
Dzisiaj nierzadkie są opinie lekceważące podobne niebezpieczeństwo w Polsce. Mówi się, że demonstranci byliby nieuzbrojeni, organizatorzy nie wzywaliby do szturmu. To naiwne tłumaczenie. Wiadomo jakie były nastroje, jak gorąca atmosfera. Zdarzały się i takie hasła: "A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści". Wystarczyłaby przysłowiowa zapałka. Nawet jeden strzał -chociażby z korkowca, jedna petarda. I wtedy nieuzbrojeni wkrótce staliby się uzbrojeni. Poza formacjami wojskowymi i milicyjnymi gdzieś w Polsce, według meldunków MSW, w 1981 roku, znajdowało się około 3 tysięcy sztuk zaginionej, lub skradzionej broni palnej. A ile jej zostało z wojennych lat? A prawie ćwierć miliona broni myśliwskiej? A broń sportowa? A broń używana w studiach wojskowych, w Lidze Obrony Kraju, w więziennictwie, w straży przemysłowej, w Służbie Ochrony Kolei, w innych organizacjach?. W Budapeszcie rozbrajano milicjantów, żołnierzy. Przy tym do dnia dzisiejszego nie ustalono czyj i skąd padł ten pierwszy strzał. Nikogo nie posądzam. "Solidarność" była ruchem, który nie używał przemocy. Jednakże "można nie wybić szyby, a podpalić dom". Są bowiem pewne procesy, zjawiska społeczne i psychologiczne, które niezależnie od woli ludzi, ich rzeczywistych intencji, na zasadzie żywiołu, czy prowokacji przerastają w dramatyczną, bratobójczą postać. O tym trzeba było pamiętać. O tym dzisiaj nie chce się pamiętać!
Jeszcze raz gen. Zarudin. Spotkałem go 8 maja 2005 roku w Ambasadzie RP w Moskwie. Rozmawialiśmy o dawnych czasach, zwłaszcza o roku 1981. Powiedział, że Północna Grupa Wojsk była w pełnej gotowości. Pododdziały, kompanie zostały uzupełnione do pełnych etatowych stanów. Rozwinięto dodatkowe pododdziały rozpoznawcze i łączności. Meldunków o sytuacji w Polsce żądał często Minister Obrony ZSRR marsz. Ustinow. Zdecydowanym zwolennikiem interwencji był Naczelny Dowódca Zjednoczonych Sił Zbrojnych marsz. Kulikow. W czasie pobytu w Moskwie -8-9 maja, miałem okazję usłyszeć od kilku kompetentnych osób: "Wy spasli Polszu".
_____________________________
Jak szukać prawdy na prawda2.info - odwiedź systematycznie aktualizowany wybór ważniejszych tekstów.
Dołączył: 24 Wrz 2007 Posty: 1285
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 08:52, 21 Gru '11
Temat postu:
Cytat:
Dla równowagi proponuję zbadać w IPN następujace zagadnienia;
- liczbe ofiar śmiertelnych Wielkiej Rewolucji Solidarnościowej / samobójstwa z przyczyn ekonomicznych - tysiące /,
- efekty gospodarcze WRS - zniszczone całe działy w procesie dostosowawczym do UE , brak polskiego majątku,obcy system bankowy /krwioobieg w kapitaliżmie decydujący o wszystkim - jak tego obecnie doświadczamy w kryzysach UE i USA /,
- 2.500.000 emigracja zarobkowa / srednia wieku 26 lat/ i jej wpływ na przyszłość państwa przy ujemnym przyroście naturalnym.
Bardzo słuszna uwaga. Jak się teraz doda do tego, że te fakty zostały spowodowane bezpośrednimi działaniami komunistycznych działaczy i pracowników SB którzy przejęli władzę po tej farsie nazwanej okrągłym stołem to wiemy już dlaczego teraz mamy źle.
Po prostu prawdziwego przewrotu, rozliczenia winnych i objęcia władzy w Polsce przez patriotów nigdy nie było. Nadal rządzą nami wychowankowie starego systemu jakim jest Kwaśniewski (pracował dla Rosji) i obecnie Tusk (pracuje dla banków europejskich i komisarzy w unii europejskiej, zdecydowanie nie dla patriotów polskich). Na niższym poziomie są to byli działacze komunistyczni którzy w prezencie po zmianie ustroju zostali właścicielami większości majątku polski.
Dalszy twój wywód jest konsekwencją tego co napisałem powyżej.
Dołączył: 28 Cze 2011 Posty: 476
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 09:06, 21 Gru '11
Temat postu:
Dla mnie zdrajca ze strony opozycji czy ze strony dawnych elit niczym się nie różnią. Jakie ma znaczenie skąd wyszli?
Wg mnie dzisiejsze rządy to układ stworzony pośród tamtych ludzi taką różnicą, że nomenklatura swoich ochroniła i jeżeli faktycznie działali wówczas dla dobra narodu to dobrze a solidarność na swoich się wypięła żeby nie musieć się dzielić.
Wg mnie z perspektywy moralnej to raczej kolaboranci solidarnościowi dopuścili się większych ciężarowo win bo mieli mandat ludzi w ręku a od razu zaczęli kupczyć majątkiem poza tym zaszantażowali cały naród natomiast władze prl miały nóż na gardle bo gospodarka oraz stały dodatkowo między młotem a kowadłem gdyby Ruscy weszli. Kto by odpowiadał za tę katastrofę jak nie oni? Przecież to na nich zrzucono by całą winę.
A teraz powoli prawda wychodzi na jaw, że zachodnie banki otrzymały w 1980 czy 81 pełną listę polskich przedsiębiorstw wraz z ich tajemnicami handlowymi, potem była nieformalna umowa z 1988r. w sprawie członkostwa w strukturach europejskich a dopiero potem "wolne" śmiechu arte słowo wybory no i dopiero potem w 1991 już umowa pisana (schowane działania za zasłoną dymną w postaci ABORCJI) i znów w 1997 chyba konstytucja wiążąca WSTECZ do zapisów tejże umowy i nadająca im ważność co powinno być odwrotnie. I naturalnie blokada na NBP żeby nie wspierał polskiej gospodarki, żeby państwowe przedsiębiorstwa sobie spokojnie pobankrutowały, co z ludźmi gówno to kogoś obchodziło ważne żeby majątek został przekazany zgodnie z umową.
Tak ja to w skrócie widzę.
W książce "Pod prąd" jasno widać, że w 1981 w listopadzie kościół już widział że sprawy poszły za daleko i już apelowali, apelował papież by nie iść drogą europejską, drogą kapitalizmu, zysku, afer i zdrad z tego wynikających przy taki gigantycznym majątku.
Ale solidaruchy nie zgodziły się na żadne porozumienia, na zjeździe w grudniu mówiły i "przypieprzeniu i dopieprzeniu" komunistom. Tacy katolicy no popatrzcie ...
A nagonka na esbeków jest prosta do wytłumaczenia szukają winnych a z drugiej strony kozła ofiarnego by na niego zwalić całą winę by prawda nigdy już nie ujrzała światła dziennego.
Zresztą co t takim wierzyć kiedy zamiast z narodem układają się z obcymi mocarstwami więc widać gdzie naród mają a zaraz po wyborach pożarli się między sobą a (wydaje mi się) jedyny w miarę uczciwy rząd Olszewskiego zadusili.
Oni są gorsi od komunistów bo nie przyświeca im żadna idea ani żaden wyższy cel, zwyczajnie zależało im tylko na tym żeby nakraść.
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 11:31, 21 Gru '11
Temat postu: Re: Stan wojenny - nie dla idiotów
p.e.1984 napisał:
W trzydziestą rocznicę stanu wojennego .....
- więc wyjaśnijmy - oczywiście, że sankcje nałożone na Polskę były dobrze przemyślane - chodziło o zarżnięcie polskiej gospodarki, by w ten sposób pośrednio osłabić cały Układ Warszawski - a koszt, jaki mieli zapłacić za to Polacy nasi nowi "sojusznicy" mieli w głębokim poważaniu, ba - liczyli na dalsze niepokoje społeczne - p.e.1984[/color][/i])
(...)
Teraz już wiemy komu zawdzięczaliśmy braki w sklepach i niski poziom życia.
To była opracowana, dobrze przemyślana strategia USA, zarżnięcia polskiej gospodarki.
Strategia jak za pomocą sankcji użyć mieszkańców Polski do rebelii.
Urban mówił prawdę:
"Rząd się sam wyżywi!"
Sankcje gospodarcze zawsze uderzają w społeczeństwo, a nie w rząd.
Tak było w Polsce, tak było na Kubie, tak było w Iraku i wielu innych krajach.
Sankcje gospodarcze służą temu czemu służyła Żydowi koza.
Biedny Żyd narzeka , że ma ciasno w domu. Ciężko mu i zmęczony.
Pyta:
Rabe co zrobić
Na to rebe.
Dam ci dobrą rade:
-Wprowadź do izby kozę.
Dobrze rebe.
Po jakimś czasie Żyd spotyka rebego , i rebe pyta:
Zrobiłeś jak kazałem.
-Tak! , ale nic nie pomogło, jeszcze gorzej jest rebe.
No to teraz dam ci kolejną dobra rade
-wyprowadź z izby kozę.
Spotyka go na drugi dzień i pyta:
- Nu i jak ?
Rebe cudownie , cudownie!
Tak było z paszportami, wizami itp.
Za PRL do Czechosłowacji i NRD jeździło się na dowód.
Po odzyskaniu "wolności" już na paszport.
, tylko po to , aby po wejściu do UE jeździć znów na dowód! _________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 16 Lut 2009 Posty: 1104
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 14:28, 22 Gru '11
Temat postu:
Prawda jest taka, ze general to gnida i probuje sie wybielic. Pomagaja mu takie elementy jak powyzej. General blagal ruskich o interwencje i go olali. Potwierdzaja to wojskowi, ktorzy byli przy tych rozmowach. Kraj sie sypal gospodarczo, ludzie na ulicach. Duze zagrozenie rewolta i utrata wladzy oraz glowy. Nie uzyskujac nic w Moskwie musial polegac na LWP i bezpiece. Udalo sie, utrzymal wladze. Po tym zaraz zaczal organizowac kontrolowany upadek komuny. Zrozumial, ze to kwestia czasu. Wytypowano przyszlych liderow i plan dzialania. Odpowiedzialny byl za to Kiszczak. Jak widac plan zrealizowano i nikomu wlos z glowy nie spadl. Kraj miekko przeszedl pod strefe wplywow Zachodu, gdyz u ruskich zaczal sie chaos i megabieda. Dawni towarzysze pokochali kapitalizm, a kapital szedl z zachodu. Znalezli sobie nowych panow i im sluza. Ten sam schemat co po 1945.
_________________ "sodomitom smierc i sodomitom wojna"
Dołączył: 26 Sie 2011 Posty: 228
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 19:08, 22 Gru '11
Temat postu:
ERRATA: Nie wiem, jak to jest w przypadku innych użytkowników, ale z moich postów są wycinane losowo wybrane fragmenty, ponadto - maksymalny rozmiar posta bardzo się skurczył pomiędzy moim pierwszym postem w tym wątku - a drugim. Z trzeciego mojego posta został wycięty następujący fragment (proszę sprawdzić w trzecim poście fragment ">>Stan wojenny<<kt>>obwieszona była"): Problem "obcinania" może być powiązany z wykorzystaniem cudzysłowów postaci >>...<<, dlatego zastępuję je w tekście "...".
________________________
pod hasłem: "Stan wojenny", która ocaliła Polskę". (adres autora jest w moim posiadaniu -WJ).
Dwukrotnie -raz w końcu maja, a drugi raz na początku listopada złożył mi wizytę, na czele delegacji wojskowej, generał Iwan Zarudin -dowódca Północnej Grupy Wojsk Radzieckich w Polsce. Znałem go dobrze. Zasłużony żołnierz frontowy. Był dotychczas zawsze przyjacielski, sympatyczny. Tym razem -jakiś spięty, pochmurny. Zameldował się przepisowo i oświadczył, iż podlegli mu żołnierze, oficerowie oraz ich rodziny, czują się w Polsce zagrożeni, że mają miejsce skandaliczne prowokacje. Wręczył mi pisemną informację na ten temat. To był bardzo niepokojący sygnał. (widać pseudopolakom z KOR-u marzyło się wywołanie nowego powstania listopadowego, ciekawe, czy podobnie jak w tamtym powstaniu - po rozpoczęciu walk zapał KOR-ników i ich nacji by nie osłabł [vide drugi z cytowanych tekstów w tym poście: Dziś przypada 180. rocznica wybuchu Powstania Listopadowego ] - p.e.1984)Korespondował on z innym zjawiskiem -do Komitetu Centralnego PZPR, rządu, Ministerstwa Obrony Narodowej, a także do prywatnych adresatów, szczególnie kombatantów, napływały wówczas masowo listy od radzieckich weteranów wojny -zwłaszcza uczestników walk w Polsce -pełne troski o losy pokoju, naszego kraju i socjalistycznej wspólnoty. Nie trudno było zorientować się, że była to korespondencja nie tylko spontaniczna, lecz także w znacznym stopniu inspirowana. Przez Polskę w czasie II wojny przeszły w walce cztery radzieckie fronty, kilka milionów żołnierzy. 600 tysięcy tu spoczęło na zawsze. W świadomości żywych pozostawało: "my oswobożdali Polszu". To przekonanie w jakimś stopniu dziedziczą ich dzieci, wnuki, prawnuki. O niektórych "kosztach ubocznych" często tam się nie wie, a w każdym razie nie mówi (niewoleniem nie zajmowała się armia czerwona, tylko NKWD i ZPP/PKWN, a kto tam siedział - wiadomo - w "polskiej" ekipie - Luna, Berman, Światło, papa Szechter - p.e.1984). Dlatego wszelkie głosy o "zniewoleniu", czy "kolejnej okupacji" -dziwią, bolą, drażnią. W latach 1980-1981 zwiększało to wymiar realnego niebezpieczeństwa. Przecież ówczesna wyższa kadra dowódcza Armii Radzieckiej to z reguły żołnierze frontowi. Wielu walczyło w Polsce. Chociażby marszałek Wiktor Kulikow, jako szef sztabu brygady pancernej, wyzwalającej Gdańsk. Nie pozostawało to bez emocjonaalnego wpływu na ich ocenę aktualnej sytuacji. Tę okoliczność musieliśmy też brać pod uwagę.
Wrócę do kontaktów z gen. Zarudinem. Zauważyłem jego wręcz obsesyjne nawiązywanie do tragicznych wydarzeń na Węgrzech,w 1956 roku. Po latach przypomniał to, zeznający jako świadek na posiedzeniu sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej 21 czerwca 1994 roku komendant wojewódzki MO w Legnicy generał Marek Ochocki: " W listopadzie 1981 roku byłem w sprawach służbowych u generała Zarudina. Powiedział on, że sytuacja w Polsce prowadzi do katastrofy. Jest kontrrewolucja, a my jej nie przeciwdziałamy. Mówił, że nad Polską wisi groźba wojny domowej, jeśli sami nie uporządkujemy problemu. Podał wówczas przykład Budapesztu. Generał Zarudin był dowódcą dywizji zmechanizowanej, która w 1956 roku działała w Budapeszcie. W dniu 28 października 1956 roku wojska radzieckie wyszły z tego miasta. Wróciły 4 listopada. Generał snuł wizję niebezpieczeństw wiszących nad Polską i opisywał, jak wyglądał Budapeszt. Miasto było zrujnowane, rozbite, a ulica Lenina, najdłuższa w stolicy -cytuję słowa generała Zarudina -"obwieszona była komunistami i awoszami"
_______________________
Ze względu na drakońskie ograniczenia rozmiarów posta muszę pisać po kilka postów jeden pod drugim.
_____________________________
Jak szukać prawdy na prawda2.info - odwiedź systematycznie aktualizowany wybór ważniejszych tekstów.
Dołączył: 26 Sie 2011 Posty: 228
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 19:11, 22 Gru '11
Temat postu:
Komzar napisał:
Cytat:
Dla równowagi proponuję zbadać w IPN następujace zagadnienia;
- liczbe ofiar śmiertelnych Wielkiej Rewolucji Solidarnościowej / samobójstwa z przyczyn ekonomicznych - tysiące /,
- efekty gospodarcze WRS - zniszczone całe działy w procesie dostosowawczym do UE , brak polskiego majątku,obcy system bankowy /krwioobieg w kapitaliżmie decydujący o wszystkim - jak tego obecnie doświadczamy w kryzysach UE i USA /,
- 2.500.000 emigracja zarobkowa / srednia wieku 26 lat/ i jej wpływ na przyszłość państwa przy ujemnym przyroście naturalnym.
Bardzo słuszna uwaga. Jak się teraz doda do tego, że te fakty zostały spowodowane bezpośrednimi działaniami komunistycznych działaczy i pracowników SB którzy przejęli władzę po tej farsie nazwanej okrągłym stołem to wiemy już dlaczego teraz mamy źle.
Ja sądzę, że do opisu tych zjawisk słowo "komunizm" w ogóle nie jest potrzebne, część SB-ków i TW to byli (jak na PRL-owskie standardy) polscy patrioci - z obozu "endokomunistycznego" ("partyzanci"/"moczarowcy" - oni swoją walkę o Polskę przegrali w 1956, 1968 i 1988/9). Ignorant pisze o "komunie" i "SBkach" - bo to wersja dla polskich idiotów. Osoba świadoma wie, że KOR i Solidurność to robota "puławskich" dzieci (skrzydło "kosmopolityczno"-trockistowskie).
Komzar napisał:
Po prostu prawdziwego przewrotu, rozliczenia winnych i objęcia władzy w Polsce przez patriotów nigdy nie było.
Problem w tym, że jedyne, co mozna było w 1981 uzyskać - w tamtych warunkach geopolitycznych (reganowski nawrót zimnej wojny, doktryna Breżniewa) - to rzeź taka jak w 1863 - albo klęska jak w 1830. Dlatego cała "Solidurność" to było wpuszczenie narodu polskiego w kanał - przez KOR-owskich kosmopolitycznych dywersantów (agenturę CIA, BND, STASI - i "post-puławskiej" części SB, bo Moczar nigdy nie "doczyścił" tej służby).
Komzar napisał:
Nadal rządzą nami wychowankowie starego systemu jakim jest Kwaśniewski (pracował dla Rosji)
Żenada. Problem z Kwaśniewskim nie polega na tym, że "pracował dla Rosji". Praca dla Rosji może być niekiedy bardzo zbożnym działaniem dla polskiego interesu narodowego - vide np. Dmowski. Wszystko zależy, interes którego narodu ma się na uwadze. Kwaśniewski nigdy nie kierował się interesem "komunizmu" ani interesem narodów polskiego bądź rosyjskiego. A reszty się trzeba domyślić.
Komzar napisał:
i obecnie Tusk (pracuje dla banków europejskich i komisarzy w unii europejskiej, zdecydowanie nie dla patriotów polskich).
Na niższym poziomie są to byli działacze komunistyczni którzy w prezencie po zmianie ustroju zostali właścicielami większości majątku polski.
To bardzo ciekawe, można prosić o jakieś dane? Ile majątku przejęli "inwestorzy" "zachodni", a ile "nie-puławska" część "komunistów"? No i oczywiście - ile zebrali potomkowie i ziomkowie "puławian"?
Komzar napisał:
Dalszy twój wywód jest konsekwencją tego co napisałem powyżej.
Nie. Wprowadzenie stanu wojennego było konieczne, by otumanieni przez KOR-niki ("puławskie dzieci") polscy idioci nie zagłodzili własnych miast i nie pozamrażali ludzi w tych miastach. Oraz - by nie wywołali incydentów, które prowadziły do scenariusza Węgry 1956 - albo Królsetwo Polskie 1830.
____________
Kolejny "inteligent":
Wld napisał:
Prawda jest taka, ze general to gnida i probuje sie wybielic.
Generał próbuje przedstawić rzeczywistość w tych obszarach, w których została ona pominięta przez postyropianową "puławską" propagandę. O sytuacji gospodarczej w 1980 i 1981 nie mówi się w mediach, o sytuacji geopolitycznej - również nie. Zamiast tego - paru debili wspomina o czołgach na ulicach. O tym - co zamiast tych czołgów miało przywrócić produkcję, zabezpieczyć dostawy węgla, zaopatrzenie w żywność - żaden z "bohaterów" "Solidurności" nie wspomni.
Wld napisał:
Pomagaja mu takie elementy jak powyzej. General blagal ruskich o interwencje i go olali. Potwierdzaja to wojskowi, ktorzy byli przy tych rozmowach.
Bardzo ciekawe, że eks-radzieccy generałowie ( w tym eks-głównodowodzący) mówią coś innego. Nawet linkowany w pierwszym poście polski sztabowiec mówi coś, co potwierdza wersję tychże generałów. Ale ja wiem, skąd się wziął mit "odmowy" - otóż na początku 1980 KPZR oświadczyła, że interwencji w PRL nie będzie. Do grudnia 1981 odbyły się dość spore manewry wojsk Układu Warszawskiego, zmobilizowano rezerwistów, rozlokowano wojska ... pewnie, żeby nie wkraczać.
Wld napisał:
Kraj sie sypal gospodarczo, ludzie na ulicach. Duze zagrozenie rewolta i utrata wladzy oraz glowy.
No to mamy scenariusz:
A. Solidurność pokonuje "komunę", po jej stronie stają LWP i Milicja. Siły ZSRR w Polsce i NRD wystarczą do rozjechania Polaków (pamiętamy, kto ma ropę? - wystarczy najpierw blokada portów i rurociągu). Mogłoby się okazać, że po paru miesiącach umierający z głodu i zamarzający ludzie sami poprosiliby ZSRR o pozbycie się "kontrrewolucji". Konflikt zbrojny z ZSRR to byłoby samobójstwo i zbrodnia na narodzie - groziłby finał z 1830 lub 1863 (może nawet z nadziałem ziem dla NRD i Czechosłowacji). Zyskuje: USA, może - NRD i Czechosłowacja, tracą Polacy i ZSRR
B. LWP pozostaje wierne Jaruzelskiemu. Dochodzi do rzezi robotników w trakcie demonstracji 17.XII, stan wyjątkowy i tak trzeba wprowadzić, bo zamieszki typu Węgry'56 prawdopodobnie rozlałyby się na cały kraj. Prawdopodobnie sytuacja zostałaby uznana za "utratę kontroli" przez Jaruzelskiego, wkraczają wojska Układu Warszawskiego. Zyskuje: USA tracą Polacy i ZSRR
Wld napisał:
Nie uzyskujac nic w Moskwie musial polegac na LWP i bezpiece.
A to ciekawe. I co ta armia czerwona miałaby robić? Strzelać do robotników i polskich "podchorążych", którzy chcieliby się bawić w "Wysockiego'1830"? Czy generał unikał rozlewu krwi w 1981, czy go prowokował? A jeśli - unikał, to jak to pogodzić z prośbą o interwencję (przy okazji - którzy to oficerowie potwierdzają to "proszenie o pomoc" - jest wśród nich jakiś zdrowy psychicznie?)
Wld napisał:
Udalo sie, utrzymal wladze. Po tym zaraz zaczal organizowac kontrolowany upadek komuny.
To jest wersja dla debili. W rzeczywistości - demontaż systemu zaczął się od powstania KOR i prowokacji w Radomiu. To była prawdopodobnie operacja "puławska" (Moczar przegrał w 1970, "puławy" wracały do wpływów). "Puławy" z racji częstych wyjazdów zagranicznych były agenturą raczej USA i "sił kosmopolitycznych" (które się uwłaszczyły na majątku po PRL) niż SB ("frakcja puławska" w SB wspomagała KOR).
Wld napisał:
Zrozumial, ze to kwestia czasu. Wytypowano przyszlych liderow i plan dzialania.
Jak widac plan zrealizowano i nikomu wlos z glowy nie spadl.
Zrealizowano zupełnie inny plan. Plan wyzucia narodu polskiego z suwerenności, własności, destrukcji demograficznej i masowej emigracji. Buć może - przygotowano Polskę na osiedlanie się tu specyficznych "repatriantów".
Wld napisał:
Kraj miekko przeszedl pod strefe wplywow Zachodu, gdyz u ruskich zaczal sie chaos i megabieda. Dawni towarzysze pokochali kapitalizm, a kapital szedl z zachodu. Znalezli sobie nowych panow i im sluza. Ten sam schemat co po 1945.
Znów debilizmy. To nie "towarzysze" pokochali kapitalizm. Schemat jest przeciwny do tego z 1945 - bo w 1945 unarodowiono własność środków produkcji i stworzono podwaliny pod industrializację i wzrost populacji. W 1989 wyzuto naród z własności ogólnonarodowej, stworzono warunki do katastrofy demograficznej i deindustrializacji kraju.
_____________________________
Jak szukać prawdy na prawda2.info - odwiedź systematycznie aktualizowany wybór ważniejszych tekstów.
Dołączył: 16 Lut 2009 Posty: 1104
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 21:34, 22 Gru '11
Temat postu:
Opowiada o tym adiutant Kulikowa, niejaki Anoszkin. Widzialem jak mowil to do kamery oraz jego notatki z tego okresu w filmie dokumentalnym. Facet otwarcie do kamery mowil, ze on nie ma zadnego interesu klamac, jest wiekowy i ma w dupie wszystkich. Tak bylo i byl przy tym. Ja mu wierze. Oczywiscie Ty zaraz wysuniesz jakas dziwna hipoteze z dupy wzieta, aby tylko wyprzec ze swojej swiadomosci i ludzi ktorzy tu zagladaja, ten obrazoburczy fakt i skaze na postaci generala-chuja-zdrajcy. Nie pisze tego dla Ciebie i reszty komuszego pomiotu, a dla ludzi, ktorzy nie znali tego waznego wydarzenia i pomoze to im w wyciagnieciu wnioskow.
_________________ "sodomitom smierc i sodomitom wojna"
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 23:48, 22 Gru '11
Temat postu:
p.e.1984 napisał:
Zrealizowano zupełnie inny plan. Plan wyzucia narodu polskiego z suwerenności, własności, destrukcji demograficznej i masowej emigracji.
Buć może - przygotowano Polskę na osiedlanie się tu specyficznych "repatriantów".
I tak przez tyle lat do dziś czekamy na Mesjasza
Mesjasz nadchodzi.
Podobno widziano go na przejściu granicznym w Cieszynie.
Dlaczego w Cieszynie?
O to pytanie nie do mnie, ale do wirtuozów z kapeli ART-B
- Bagsika i Gąsiorowskiego
_________________ JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Dołączył: 30 Gru 2007 Posty: 3715
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 01:03, 23 Gru '11
Temat postu:
p.e.1984 napisał:
Wld napisał:
Kraj sie sypal gospodarczo, ludzie na ulicach. Duze zagrozenie rewolta i utrata wladzy oraz glowy.
No to mamy scenariusz:
A. Solidurność pokonuje "komunę", po jej stronie stają LWP i Milicja. Siły ZSRR w Polsce i NRD wystarczą do rozjechania Polaków (pamiętamy, kto ma ropę? - wystarczy najpierw blokada portów i rurociągu). Mogłoby się okazać, że po paru miesiącach umierający z głodu i zamarzający ludzie sami poprosiliby ZSRR o pozbycie się "kontrrewolucji". Konflikt zbrojny z ZSRR to byłoby samobójstwo i zbrodnia na narodzie - groziłby finał z 1830 lub 1863 (może nawet z nadziałem ziem dla NRD i Czechosłowacji). Zyskuje: USA, może - NRD i Czechosłowacja, tracą Polacy i ZSRR
B. LWP pozostaje wierne Jaruzelskiemu. Dochodzi do rzezi robotników w trakcie demonstracji 17.XII, stan wyjątkowy i tak trzeba wprowadzić, bo zamieszki typu Węgry'56 prawdopodobnie rozlałyby się na cały kraj. Prawdopodobnie sytuacja zostałaby uznana za "utratę kontroli" przez Jaruzelskiego, wkraczają wojska Układu Warszawskiego. Zyskuje: USA tracą Polacy i ZSRR
Najbardziej prawdopodobny scenariusz to walka robotnika z robotnikiem! W samych szeregach Solidarności był podział na radykałów i zwolenników pokojowego układania się z władzą. W razie konfliktu 17 grudnia jedni ruszyli by na drugich nawzajem nazywając się zdrajcami. Już przed SW dochodziło w rodzinach do bójek zwolenników siłowego rozwiązania sporu z tymi co chcieli się układać.
Pamiętajcie, że w wyniku wielotygodniowych strajków praktycznie nie było niczego w sklepach, a bazary puchły, spekulanci przeżywali zloty wiek. Stąd postulaty Solidarności o reglamentowanie żywności.
Naprawdę by zrozumieć tamte wydarzenia należało je przeżyć. To na pewno nie było tak, że nagle 13 grudnia są czołgi na ulicach i Stan Wojenny. SW był tak naprawdę czymś czego większość Solidarności oczekiwała z nadzieją!
Dołączył: 26 Sie 2011 Posty: 228
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 20:25, 23 Gru '11
Temat postu:
Wld napisał:
Opowiada o tym adiutant Kulikowa, niejaki Anoszkin. Widzialem jak mowil to do kamery oraz jego notatki z tego okresu w filmie dokumentalnym.
Czyli nie "wojskowi" (myślałem, że chodziło o grupę polskich oficerów) tylko jeden oficer. Poza tym - to zabawne, ponieważ notatki Anuszkina mają przynajmniej jedną cechę wspólną z pamiętnikami Marszałka Żukowa. Co kilka lat odnajdują się ich kolejne "zaktualizowane" wersje. Całe zjawisko przebiega mniej więcej tak (Źródło: Dlaczego zniknął Bajbakow):
______
W 1997 r. Anoszkin razem z Kulikowem uczestniczył w międzynarodowej konferencji w Jachrance na temat polskiego kryzysu lat 1980-1982. Pod koniec konferencji pokazał swój służbowy "zeszyt roboczy", w którym prowadził notatki w czasie pobytu w Polsce w grudniu 1981 r. Zeszyt ten udostępnił obecnym na konferencji naukowcom amerykańskim, którzy sporządzili kserokopię i następnie ją opublikowali z komentarzem Marca Kramera. Całość, uzupełniona komentarzem Andrzeja Paczkowskiego oraz uwagami generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Floriana Siwickiego, została opublikowana w Polsce w 1998 r. Uwaga ówczesnych komentatorów skupiła się na zapisie z 10 grudnia 1981 r., z którego miało wynikać, że według informacji ambasadora radzieckiego Borysa Aristowa Mirosław Milewski (w tym czasie członek BP i sekretarz KC PZPR), powołując się na Jaruzelskiego, zwrócił się telefonicznie o stanowisko Moskwy w kwestii: "Czy możemy liczyć na pomoc po linii wojskowej ze strony ZSRR (o dodatkowym wprowadzeniu wojsk)?". Odpowiedź sekretarza KC KPZR Konstantina Rusakowa brzmiała: "Nie będziemy wprowadzać wojsk". Potwierdził to radziecki minister obrony marszałek Ustinow: "My nie szykujemy się do wprowadzenia wojsk na terytorium Polski". Anoszkin zrozpaczony zanotował: "To dla nas straszna nowina! Przez półtora roku paplanina o wprowadzeniu wojsk - wszystko odpadło".
Gen. Jaruzelski stanowczo zaprzeczał, aby upoważniał Milewskiego do występowania z taką sugestią. Wręcz przeciwnie, zależało mu na uzyskaniu zapewnienia ze strony radzieckiej, że nie będą próbowali wspomagać stanu wojennego swoimi siłami, ale o tym rano 12 grudnia sam rozmawiał telefonicznie z członkami najwyższego kierownictwa radzieckiego Ustinowem i Susłowem. Skądinąd wiadomo, że Milewski patronował wówczas twardogłowej, jastrzębiej opozycji wobec Jaruzelskiego i był ostatnim człowiekiem, któremu generał powierzyłby pertraktacje z Moskwą. Gen. Siwicki zaś - w tych dniach najczęstszy rozmówca Kulikowa - wyjaśniał, że owszem, o "pomocy po linii wojskowej" w związku z planowanym stanem wojennym rozmawiano, ale dotyczyło to logistyki, dostaw sprzętu, części zamiennych i paliw.
Teraz, po 10 latach, okazało się, że Anoszkin dysponuje jeszcze innym "zeszytem roboczym" (o poprzednim pisaliśmy w nr. 48) z tego okresu i udostępnił go reżyserowi filmu "Gry wojenne". Zapisy tam zawarte wykorzystano w filmie, a ponadto tygodnik "Wprost" w świątecznym numerze opublikował notatki z półtoragodzinnej rozmowy marszałka Kulikowa z gen. Jaruzelskim w nocy z 8 na 9 grudnia 1981 r. Tym razem Jaruzelski już osobiście miał prosić o "pomoc" radzieckich wojsk, gdyby stan wojenny się nie powiódł. Wręcz uzależniał od tego decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego. Kulikow taką "pomoc" obiecywał w ramach scenariusza "Tarcza 80" (kryptonim ćwiczeń), "jeśli nie starczy waszych sił".
Wiarygodność tego nowo ogłoszonego zapisu budzi zasadnicze wątpliwości. Dlaczego Anoszkin nie pokazał w Jachrance "zeszytu" z najważniejszą w istocie rozmową, lecz inny, o wiele mniej istotny? Dlaczego o tym ważniejszym przypomniał sobie dopiero po 10 latach? Jaruzelski od wielu lat w swoich relacjach wspomina rozmowę z Kulikowem późnym wieczorem 8 grudnia. W tych relacjach niezmiennie uczestniczy w niej również radziecki wicepremier Nikołaj Bajbakow, koordynujący stosunki gospodarcze z krajami RWPG, obecny w Warszawie w dniach 7-9 grudnia. Sam Bajbakow 10 grudnia informuje o tym radzieckie politbiuro: "wieczorem razem z ambasadorem i tow. Kulikowem ponownie byliśmy u Jaruzelskiego. W rozmowie uczestniczył także Obodowski i sekretarz KC zajmujący się tymi sprawami. Jaruzelski był bardzo zdenerwowany...". W zapisie Anoszkina Bajbakowa i pozostałych uczestników rozmowy z Jaruzelskim nie ma. Dlaczego?
______
Wld napisał:
Facet otwarcie do kamery mowil, ze on nie ma zadnego interesu klamac, jest wiekowy i ma w dupie wszystkich. Tak bylo i byl przy tym. Ja mu wierze.
W którą wersję - tą z "pierwszego zeszytu Anoszkina" (1997), czy tą z "drugiego zeszytu" z 2007? Czyli z Milewskim w roli proszącego, czy z Jaruzelskim?
Wld napisał:
Oczywiscie Ty zaraz wysuniesz jakas dziwna hipoteze z d* wzieta, aby tylko wyprzec ze swojej swiadomosci i ludzi ktorzy tu zagladaja, ten obrazoburczy fakt i skaze na postaci generala-ch*-zdrajcy.
Po co miałbym to robić? Wystarczy przytoczyć parę faktów (Źródło: Przemilczane zdania):
______
W 1993 r. prezydent Borys Jelcyn przekazał prezydentowi Lechowi Wałęsie kilkanaście archiwalnych dokumentów odzwierciedlających stosunek radzieckich przywódców do wydarzeń w Polsce w latach 1980-1981. Najważniejszym z nich był protokół posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR odbytego w dniu 10.12.1981 r. (trzy dni przed wprowadzeniem stanu wojennego).
(...) Dyskusja na wspomnianym posiedzeniu Politbiura nie dotyczyła interwencji zbrojnej "w ogóle", lecz postępowania w konkretnej sytuacji, a mianowicie w przypadku ogłoszenia stanu wojennego. (...) uczestnicy posiedzenia wiedzą już, że przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego zostały zapięte na ostatni guzik, znają przepisy normujące ten stan i oczekują jedynie na sygnał rozpoczęcia akcji, który lada moment ma podać gen. Jaruzelski.
Wypowiedzi w dyskusji nawiązują do stanowiska polskich przywódców, którzy zdecydowanie sprzeciwiają się wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego.
Dmitrij Ustinow - minister obrony ZSRR: "Jeżeli chodzi o to, jakoby tow. Kulikow powiedział o wprowadzeniu wojsk do Polski, to mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że Kulikow tego nie mówił (...). Kulikow doskonale wie, że Polacy sami prosili, by nie wprowadzać wojsk" (podkr. Cz.B.).
Michaił Susłow - przewodniczący komisji Biura Politycznego KC KPZR do spraw Polski: "Równocześnie Polacy oświadczają wyraźnie, że są przeciwni wprowadzeniu wojsk. Jeżeli wojska wkroczą, będzie to oznaczało katastrofę (podkr. Cz. B.). Myślę więc, że wszyscy tutaj jesteśmy zgodni, że w żadnym wypadku nie może być mowy o wprowadzeniu wojsk".
Nic dodać, nic ująć. Bez większego wysiłku można zrozumieć, z czym się wiążą i czego dotyczą zapisane w protokole wypowiedzi prominentnych członków Politbiura - ministra obrony ZSRR, a także przewodniczącego komisji do spraw Polski.(...)
Logiczna i uzasadniona interpretacja zapisów protokołu nie jest po myśli tych, którzy oskarżają autorów stanu wojennego. (...) Antoni Dudek zatrudniony w IPN w charakterze doradcy. Wykorzystując fakt, że jego czytelnicy nie znają materiałów źródłowych, dokonuje niebywałej manipulacji wyrwanymi z kontekstu fragmentami protokołu i wywraca do góry nogami właściwy sens wypowiedzi członków Politbiura. Świadczy o tym m.in. jego artykuł w tygodniku "Wprost".
Cytując w swym artykule niektóre zapisy wspomnianego protokołu, usuwa z niego (oficjalnego dokumentu najwyższej władzy ZSRR) fragmenty, które - jego zdaniem - są "niesłuszne".
1) Pomija wypowiedź ministra obrony ZSRR, marszałka Dmitrija Ustinowa ("Polacy sami prosili, by nie wprowadzać wojsk");
2) Fragment wypowiedzi Michaiła Susłowa odpowiednio "preparuje": usuwa dwa pierwsze zdania ("Równocześnie Polacy oświadczają wyraźnie, że są przeciwni wprowadzeniu wojsk. Jeżeli wojska wkroczą, będzie to oznaczało katastrofę"); a w swoim artykule cytuje tylko zdanie trzecie (końcowe): "Myślę więc, że wszyscy tutaj jesteśmy zgodni, że w żadnym wypadku nie może być mowy o wprowadzeniu wojsk".
To nie wszystko. Okaleczony usunięciem fragmentów "niesłusznych" urzędowy archiwalny dokument Politbiura A. Dudek uzupełnia konfabulacją, która znalazła się w "roboczym zeszycie" Wiktora Anoszkina, byłego adiutanta marszałka W. Kubkowa. Według W. Anoszkina w dniu 10 grudnia 1981 r. sekretarz KC PZPR Mirosław Milewski w rozmowie z W. Kubkowem zadał mu w imieniu W. Jaruzelskiego pytanie: "Czy możemy liczyć na pomoc po linii wojskowej ze strony ZSRR (o dodatkowym wprowadzeniu wojsk)?". Odpowiedź W. Kubkowa: "Nie będziemy wprowadzać wojsk". Reakcja M. Milewskiego: "To dla nas straszna nowina!".
Jest oczywiste, że zapis w notatniku W. Anoszkina to zwyczajna konfabulacja. Gen. W. Jaruzelski jako naczelny dowódca Polskich Sił Zbrojnych utrzymywał z dowódcą Zjednoczonych Sił Zbrojnych UW kontakt bezpośredni i nie musiał korzystać z "usług" cywila - sekretarza KC PZPR. W razie potrzeby do rozmów z marszałkiem mógł upoważnić nie cywila, lecz generałów - swoich zastępców (Floriana Siwickiego lub Eugeniusza Molczyka).
A. Dudkowi wcale nie przeszkadzał fakt, że "roboczy notatnik" adiutanta nie jest dokumentem urzędowym "najwyższego szczebla", nie wiadomo, kiedy powstał i czy jest autentyczny.
______
i jeszcze jeden fragment (Źródło:Niewygodne słowa):
______
Według Anoszkina, gen. W. Jaruzelski w czasie rozmowy z Kulikowem zabiegał o wsparcie wojsk UW, a przecież sam Kulikow - meldując wyniki rozmów swoim zwierzchnikom - ani słowem o tym nie wspomniał. Mało tego: jak już nadmieniłem, minister obrony ZSRR, D. Ustinow, na posiedzeniu Politbiura, które odbyło się następnego dnia po rozmowie z Jaruzelskim, stwierdził jednoznacznie, że Kulikow doskonale wie, że sami Polacy prosili, by nie wprowadzać wojsk. Czy z tak sprzecznych informacji można utworzyć "spójną całość" mającą potwierdzić insynuację Dudka?
IPN-owscy historycy zaślepieni chęcią "przywalenia" generałowi epatują czytelników i słuchaczy niezweryfikowanymi notatkami adiutanta, wiedząc doskonale, że są sprzeczne z meldunkami jego szefa. Usiłują wmówić, że Jaruzelski prosił o zbrojną pomoc w przypadku, gdyby stan wojenny się nie powiódł, a przecież taka prośba nie miałaby jakiegokolwiek sensu. W razie niepowodzenia stanu wojennego "sojusznicy" wkroczyliby bez żadnego zaproszenia. Bez zaproszenia (i zgody!) wkroczyliby także wtedy, gdyby uznali, że generał nie zamierza stanu wojennego ogłosić, mimo że sytuacja - ich zdaniem - tego wymagała. Byli do tego w pełni przygotowani. Gotowość odwołano dopiero w kwietniu 1982 r. (Zbiór "Przed i po 13 grudnia" dok. nr 414).
______
Wld napisał:
Nie pisze tego dla Ciebie i reszty komuszego pomiotu, a dla ludzi, ktorzy nie znali tego waznego wydarzenia i pomoze to im w wyciagnieciu wnioskow.
Jeśli nieuleganie propagandzie dla idiotów czyni automatycznie komuchem, to mogę być i komuchem, tylko proszę zaznaczać w wypowiedziach, że w danym kontekście "komuch" znaczy "nie kupujący IPN-owsko-styropianowej lipy".
Wygląda na to, że ograniczenie rozmiaru posta zostało nieco "poluzowane" ... podziękowania dla "redakcji".
_____________________________
Jak szukać prawdy na prawda2.info - odwiedź systematycznie aktualizowany wybór ważniejszych tekstów.
Dołączył: 24 Wrz 2009 Posty: 91
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 21:05, 23 Gru '11
Temat postu:
Przepraszam, że się wtrącę ale tylko króciutko. Nie mam zamiaru przeszkadzać i nie będę więcej pisał w tym wątku. Patrzycie na historyczne wydarzenia i właściwie trudno mi ocenić słuszność tego co piszecie. Chciałbym na chwilę malutką dygresję: co zrobić aby się to nie powtórzyło? Jest masowa propaganda, nie będąc bardziej zorientowanym a często nie ma na to po prostu czasu czy możliwości nie wie się co jest prawdą a co nie i są różni głupcy i zawzięci przeciwnicy a ogólnie naród jest stłamszony, zdezorientowany i podzielony, każdy każdemu skacze do gardła i traktuje jako głupca/zdrajcę, każdy ma swoją prawdę. Jak w takim razie można się temu przeciwstawić skoro nic nie robiąc jest coraz gorzej a zbrojnie zawsze się to źle kończyło? Jeśli jest już jakaś ciekawa odpowiedź to proszę o odesłanie do odpowiedniego tematu. Z góry dziękuję za odpowiedź.
Dołączył: 30 Gru 2007 Posty: 3715
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 02:02, 24 Gru '11
Temat postu:
bolis napisał:
Przepraszam, że się wtrącę ale tylko króciutko. Nie mam zamiaru przeszkadzać i nie będę więcej pisał w tym wątku.
To dlaczego chcesz odpowiedzi?
Cytat:
Patrzycie na historyczne wydarzenia i właściwie trudno mi ocenić słuszność tego co piszecie.
Przeanalizuj fakty, na zimno. A sam będziesz mógł ocenić to zdarzenie.
Czytając dalej:
Cytat:
Chciałbym na chwilę malutką dygresję: co zrobić aby się to nie powtórzyło? Jest masowa propaganda, nie będąc bardziej zorientowanym a często nie ma na to po prostu czasu czy możliwości nie wie się co jest prawdą a co nie i są różni głupcy i zawzięci przeciwnicy a ogólnie naród jest stłamszony, zdezorientowany i podzielony, każdy każdemu skacze do gardła i traktuje jako głupca/zdrajcę, każdy ma swoją prawdę. Jak w takim razie można się temu przeciwstawić skoro nic nie robiąc jest coraz gorzej a zbrojnie zawsze się to źle kończyło? Jeśli jest już jakaś ciekawa odpowiedź to proszę o odesłanie do odpowiedniego tematu. Z góry dziękuję za odpowiedź.
Czyli chcesz gotowca? Opatrzonego odpowiednim komentarzem jak to masz na co dzień w TV?
Tu właśnie leży problem, ludzie chcą by im wyjaśnić wskazać. Ten jest czarny ten biały. Pamiętacie Kaczyńskiego pod stocznią?
Nie kolego, ty masz sam ocenić, sam przebrnąć przez fakty, czasem subiektywne odczucia kilku stron - dopiero wówczas będziesz w stanie solidnie i bezstronnie ocenić dane zdarzenie.
Dołączył: 13 Paź 2008 Posty: 388
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 02:16, 24 Gru '11
Temat postu:
Cytat:
Nie kolego, ty masz sam ocenić, sam przebrnąć przez fakty, czasem subiektywne odczucia kilku stron - dopiero wówczas będziesz w stanie solidnie i bezstronnie ocenić dane zdarzenie.
i co wtedy?
wieczne oświecenie? a może już będę wiedział czyja opcja polityczna jest tą słuszną? o niczym bardziej nie marzyłem.
_________________ Polityka trucizną dla nas jak i naszych ojców.
Dołączył: 14 Cze 2009 Posty: 730
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 04:37, 24 Gru '11
Temat postu:
Astan napisał:
Cytat:
Nie kolego, ty masz sam ocenić, sam przebrnąć przez fakty, czasem subiektywne odczucia kilku stron - dopiero wówczas będziesz w stanie solidnie i bezstronnie ocenić dane zdarzenie.
i co wtedy?
wieczne oświecenie? a może już będę wiedział czyja opcja polityczna jest tą słuszną? o niczym bardziej nie marzyłem.
Nie. Ale jak już ktoś czymś się interesuje to warto się tym zainteresować na poważnie. Pocztać, przeanalizować itd. i tak w ostateczności nikt nie przyjmie obiektywnej oceny tylko będzie podchodził do tego poprzez swoją mapę myśli, swoje doświadczenia i idee.
Dołączył: 13 Paź 2008 Posty: 388
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 21:42, 24 Gru '11
Temat postu:
czyli właściwie działa to na zasadzie: obieram pogląd -> szukam potwierdzeń. A kto szuka ten znajdzie.
A potem przychodzi taki jeden i drugi utwierdzenie w swoich prawdach, i się wykłócają na forach.
Na ogół po chwili dyskusji, zmienia się to w przepychankę(mnóstwo przykładów), ew. paplanine(dla mnie przykładem papalniny jest p.e., ale ja dla niego pewnie też). Patrzy się tu na drugiego osobnika przez pryzmat literek, które przedstawiają poglądy. I do tego sprowadza się szacunek dla user'a.
Gdzie tu sens i logika?
Chyba że dla satysfakcji zbliżenia się do prawdy. Ale jak tu oprzeć się dopasowaniu faktów do swoich poglądów? Kto tu jest ponad to?
_________________ Polityka trucizną dla nas jak i naszych ojców.
Dołączył: 30 Gru 2007 Posty: 3715
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 00:27, 25 Gru '11
Temat postu:
Na tym polega dyskusja.
Rozmowa zawsze wzbogaca, prowadzi do rozwoju. Gorzej jak ludzie zaczną tylko słuchać bez zastanowienia. W Polsce już to ma miejsce, gdzie z telewizją się nie dyskutuje.
"My" w PRL-u wypisywaliśmy hasła na ścianach typu: TV kłamie! Dziś za samo stwierdzenie, że TV głupoty gada jesteś odsunięty, ze pchany na margines, bo... jesteś inny a jak ktoś z TV się nie zgadza to jest delikatnie mówiąc mało inteligenty.
Nauczyli ludzi odbierać i przyjmować gotowce, opakowane w odpowiedni komentarz słowny, dźwiękowy i obrazkowy.
I ludzie tracą zdolność własnego logicznego myślenia, wyciągania wniosków tylko czekają by ktoś im powiedział "co masz o tym myśleć" i czy to dobre czy złe. OK. 60% Polaków nie potrafi samodzielnie wyciągać wniosków z treści danego faktu. Ponad 70% nie potrafi rozumieć tekstu pisanego!!! Musi mieć komentarz.
Dołączył: 28 Cze 2011 Posty: 476
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 01:43, 25 Gru '11
Temat postu:
Astan napisał:
czyli właściwie działa to na zasadzie: obieram pogląd -> szukam potwierdzeń. A kto szuka ten znajdzie.
Nie `obieram pogląd` ale najpierw zapoznaję się z danymi czyli zdobywam wiedzę. Pogląd przychodzi potem i bierze się z wiedzy przefiltrowanej przez filtr ograniczeń etyczno-moralnych.
Astan intuicyjnie napisałeś to o chciałbyś by było stałą dla wszystkich czyli Twój pogląd ale to nic więcej jak własne ego.
Zgadzam się z Góralem, że ludzie nie potrafią układać logicznych ciągów nawet myślowych. Nie mają potrzeby zdobywania wiedzy i dochodząc do wniosków nie potrafiąc z logiki korzystać formułują niepełną więc nieprawdziwą wiedzę z której wynikają błędne wnioski.
Widzę to nie tylko w tematach politycznych ale np. dotyczących technologii. Jeszcze kilka lat temu istniały mocne obozy ludzi, twierdzących, że analogowe lustrzanki nigdy nie zostaną usunięte przez cyfrówki podobnie z video.
Ale nie chcę zaśmiecać tematu, p.e. ciekawie piszę więc tylko kontynuować.
Ja teraz dopiero w wieku 34 lat (może trochę późno) zrozumiałem, że prawdziwa wiedza (nauka) polega na badaniu wszystkiego, prawdziwa nauka wszystko bada i analizuje a niczego nie odrzuca bez zapoznania się z tym. Wtedy tylko jest możliwe powstanie w przybliżonego obrazu, który pozwoli dojrzeć prawdę w danym zakresie. Wiadomo często jest to nie możliwe z wielu względów i trzeba samemu pewne rzeczy logicznie dopowiadać.
W tym tygodniu łyknąłem połowę "Mein Kampf" i szczerze powiem, że mnie trochę rozczarowała ale wzbranianie się przed tego typu lekturą uważam za ignorancję jeżeli chce się "te" sprawy zrozumieć.
Dołączył: 19 Lut 2009 Posty: 1888
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 18:31, 25 Gru '11
Temat postu:
Inny punkt widzenia:
Adam Danek: O ocenę stanu wojennego
Jak co roku w grudniu, media, politycy i różne organizacje próbują wzbudzić zbiorowe emocje w naszym znudzonym, mieszczańskim społeczeństwie na kanwie rocznicy wprowadzenia w 1981 r. stanu wojennego przez pierwszego sekretarza Wojciecha Jaruzelskiego. Tym razem starają się nawet bardziej niż zwykle, bo jak wiadomo okrągła (tj. w tym przypadku trzydziesta) rocznica znacznie lepiej sprzedaje się medialnie i politycznie. Nie byłoby w tym zresztą nic złego, gdyby nie fakt, że za każdym razem robią to według dokładnie tych samych fabularnych schematów – nieświeżych, od dawna utartych, czy może raczej wytartych, a przede wszystkim fałszywych. Mamy więc z jednej strony rozmaitych zwolenników postsolidarnościowej narracji historycznej z jej niekończącymi się opowieściami o miejscach odosobnienia, grypsach, pałowaniu demonstracji, powielaczu i jego dzielnej obsłudze… i tak dalej, i tak dalej. Z przeciwnej strony dobiega narracja historyczna rozmaitych sierot po PRL, jakby mniej licznych i słabiej reprezentowanych w świecie mediów, ale mimo wszystko nadal obecnych – z ich przekonaniem o obronie przez Jaruzelskiego porządku państwowego i polskiej racji stanu, o powstrzymaniu przezeń sowieckiej interwencji zbrojnej, o „decyzji tragicznej, lecz koniecznej”… i tak dalej, i tak dalej. A inscenizowanie przed kamerami wiecznie takich samych dyskusji, prowadzonych w telewizyjnym studio przez najbardziej nudnych i najbardziej mainstreamowych reprezentantów obu narracji ma być dla milionów szarych zjadaczy telewizyjnej papki uspokajającym dowodem, że w naszym kraju panuje pluralizm oraz że odbywa się w nim rzeczywista „debata” nad ważnymi dla narodu zagadnieniami.
W związku z powyższym chciałbym i ja pokusić się o garść uwag na temat zarówno samego stanu wojennego, jak i jego współczesnej recepcji.
I
Posiwiali i/lub brzuchaci dzisiaj weterani „opozycji demokratycznej”, jak co roku dominujący w medialnym hałasie wokół13 grudnia, malują okres stanu wojennego, a także późniejsze lata rządów gen. Jaruzelskiego, najczarniejszymi barwami: terror, groza, niepewność dnia i godziny, przerażająca skala represji, przemoc na ulicach, paraliżujący strach wśród ludzi, zamarcie zdławionego siłą życia społecznego.
Jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, że opowiadają oni o tym, co przedstawiają jako bezprecedensowe zło i zbrodnię popełnioną na narodzie… z wyraźną przyjemnością. Bo te wszystkie komunistyczne represalia były wymierzone w nich. Ho ho – mówią w ten sposób – patrzcie, jacy byliśmy potężni i bezkompromisowi, jak bardzo system się nas bał, skoro wytoczył przeciw nam takie środki. W każdą rocznicę stanu wojennego cały kraj słucha ich opowieści o własnej martyrologii, o tym, jak dzielnie zakładali „Solidarność”, jak dzielnie strajkowali, jak dzielnie bili w podstawy komunistycznej władzy za pomocą ulotek, jak dzielnie nosili „bibułę”, jak dzielnie nie dali się złamać w więzieniach, obozach i internatach, jak dzielnie znosili rozłąkę z rodziną, jak dzielnie odmawiali składania zeznań, jak dzielnie już w celi knuli zamiary dalszej, skuteczniejszej walki z systemem, jak dzielnie konspirowali i jak dzielnie pokonali w końcu komunę. Gdyby ulec sugestii tego obrazu, można by pomyśleć, że Polską rządzą dziś ludzie bohaterscy i niepospolici. Tymczasem codzienna obserwacja wykazuje, że obecna, demokratyczna warstwa rządząca to moralne, intelektualne i polityczne miernoty, nie lepsze pod tymi względami od komunistów. (Podobnie, jak komunistyczną miernotą polityczną bez krztyny wyrazistości czy wybitności był – o czym dalej – Jaruzelski.).
Wszyscy znamy psychologiczny fenomen kombatanckich opowieści – i wszyscy wiemy, że służą one głównie do popisywania się w towarzystwie, jak każda inna odmiana samochwalstwa.
Zgoła groteskowo brzmiały banały o tym, jak wielkim złem był stan wojenny, recytowane ze śmiertelną powagą przez weterana (brzuchatego i siwiejącego) „opozycji demokratycznej”, prezydenta Bronisława Komorowskiego. W 2010 r. zaprzysiężenie prezydenta-elekta Komorowskiego uświetnił swoją obecnością nie kto inny, jak gen. Jaruzelski, z którym nowy prezydent już po zaprzysiężeniu wymienił przed kamerami demonstracyjne uprzejmości.
II
Obie strony inscenizowanego siermiężnie „sporu” zgadzają się, przedstawiając stan wojenny jako wydarzenie niezwykle ważne. Media robią z niego wręcz oś, wokół której kręci się najnowsza historia Polski. Tymczasem w rzeczywistości stan wojenny miał dla polskiej historii znaczenie marginalne. Nie spowodował strukturalnych zmian ani wewnątrz PRL, ani w polityce międzynarodowej. Nie stanowił symptomu procesów kształtujących oblicze świata. Ze strategicznego punktu widzenia był zaledwie epizodem. Wydarzenia ważne przyniósł dopiero przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku: dekompozycja bloku sowieckiego i samego ZSRS, wytworzenie przez nią w Europie Środkowej (i częściowo Wschodniej) próżni strategicznej oraz stopniowe wypełnianie jej przez wpływy Zachodu. Zwyciężyła Ameryka; wygrała jej „teoria konwergencji”, wcześniej rozreklamowana intelektualnie zwłaszcza przez Zbigniewa Brzezińskiego; wygrała strategia transformacji poprzez pakt elit komunistycznych i opozycyjnych, wysunięta przez analityków CIA jeszcze w latach osiemdziesiątych, dobre parę lat przed „okrągłym stołem” i Magdalenką. To wtedy, a nie w 1981 r., ważył się i rozstrzygnął los Polski.
Wtedy też, na samym początku lat dziewięćdziesiątych, Polska uzyskała szansę odbudowania własnej, podmiotowej pozycji na arenie międzynarodowej – tylko po to, by ją zlekceważyć i zmarnować. Światło dzienne ujrzały wówczas inicjatywy politycznego zorganizowania państw Europy Środkowej (i Wschodniej), zawieszonych teraz w strategicznej próżni, w strukturę względnie samodzielną w stosunku do Zachodu i Wschodu. (Szybko ustąpiły jednak zabiegom elit politycznych tych państw o jak najszybsze zastąpienie hegemonii sowieckiej hegemonią zachodnią – o co energicznie zabiegały także kolejne rządy Polski.). Jako druga alternatywa (dla pozbawionej ponoć alternatyw drogi na kolanach do natowskiego i unijnego raju na ziemi) zarysowała się ponadto dla Polski możliwość rzeczywistego (tzn. nie wymuszonego) wyboru orientacji wschodniej. Związek Sowiecki już jawnie utracił charakter państwa ideologicznego, a pod koniec 1991 r. przestał istnieć, zastąpiony przez grupę niezależnych podmiotów zrzeszonych we Wspólnocie Niepodległych Państw. Dla osłabionej, atakowanej i ogarniętej wewnętrznym kryzysem Rosji właśnie wtedy Polska mogła okazać wartościowym i docenionym sojusznikiem, zaś Rosja i inne państwa WNP dla Polski – sposobem na uniknięcie narzucenia jej modelu zachodniego, który można zdefiniować jako demoliberalizm w sprawach politycznych połączony z liberalnym materializmem w sprawach gospodarczych i społecznych. Polska klasa polityczna w naszym imieniu odrzuciła obie te alternatywy, a przecież wbrew temu, co wmawiano nam wówczas i co wmawia się dzisiaj, one istniały. To czas, kiedy prezydent Polski (co by o nim nie sądzić) rzuca pomysł powołania w kręgu państw postkomunistycznych „NATO-bis i EWG-bis”, co do dziś wspominają z przerażeniem rodzimi przedstawiciele orientacji euratlantyckiej. Ale wróćmy do tematu.
Obrońcy tezy o wyjątkowości i bezprecedensowym charakterze stanu wojennego w polskich dziejach zawzięcie perorują o okropieństwach wynikłych z zaprowadzenia w 1981 r. „reżimu wojskowego” w Polsce. Tak jakby reżim istniejący w Polsce do 1981 r. był całkiem w porządku. No dobrze – odpowiadają – ale jednak stan wojenny wywołał w kraju szok, ponieważ po raz pierwszy rzucono polskie, bądź co bądź, wojsko przeciw polskiemu narodowi. Wierzą zatem widocznie (niestety – nie bez powodu) w amnezję historyczną swoich rodaków, bo przecież przed rokiem 1981 wojsko w PRL nieraz wykorzystywano w charakterze narzędzia represji wobec ludności cywilnej, by wspomnieć tylko masakrę w Gdańsku w 1970 r., a wcześniej wyczyny Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy działalność Wojskowych Batalionów Górniczych, sformowanych przez „marszałka” Rokossowskiego dla politycznych podejrzanych i przeciwników komuny. Ci, według których stan wojenny zmienił wszystko, zapominają o czymś niezmiernie ważnym: nie od 13 grudnia 1981 r., ale od samego początku istnienia „Polski Ludowej” zdecydowana większość naszego narodu postrzegała jej ustrój jako obcy, narzucony z zewnątrz. A polityczni decydenci PRL przez cały czas jej istnienia nie zrobili nic lub zrobili zdecydowanie za mało, by to powszechne poczucie zmienić.
III
Historyczna ocena gen. Jaruzelskiego musi wypaść jednoznacznie negatywnie. Ale nie dlatego, że zaprowadził stan wojenny – tylko dlatego, że zaprowadził stan wojenny i nie zrobił następnie nic sensownego. Absolutnie nic. Nie zrealizował koncepcji, którą komunistom w tekście pod znamiennym tytułem „Jak zachować władzę w PRL?” podsuwał dr Mirosław Dzielski (1941-1989), a przed nim Stefan Kisielewski (1911-1991): utrzymania istniejącego systemu rządów przy jednoczesnym uwolnieniu gospodarki od doprowadzonego do absurdu modelu nakazowo-rozdzielczego. Nie poszedł też za sugestiami prof. Bronisława Łagowskiego (ur. 1937) – wypowiedzianymi pod jego adresem wprost w głośnym wykładzie „Filozofia rewolucji czy filozofia państwa?” (1983) – by wykorzystać możliwości stworzone przez stan wojenny do instytucjonalnego wzmocnienia wspólnoty politycznej, odstawić ideologię marksistowsko-leninowską, a w próżni po niej dokonać odrodzenia idei państwowej właśnie. A przecież obie te koncepcje musiały być znane peerelowskim dygnitarzom, choćby z raportów Służby Bezpieczeństwa, zbierającej i poddającej analizie wypowiedzi ich autorów w ramach swoich rutynowych czynności.
Stan wojenny wytworzył w systemie politycznym PRL nową jakość: cała władza została skupiona w wojsku. Relacje między partią komunistyczną a wojskiem uległy odwróceniu o sto osiemdziesiąt stopni: teraz to partia stała się zakładnikiem armii, a nie odwrotnie. Mając w rękach wszystkie instrumenty rządzenia, ekipa Jaruzelskiego mogła podjąć próbę zniesienia zasady partyjności instytucji państwowych, bądź też rozwiązać strupieszałą PZPR, a w jej miejsce powołać nowy, koncesjonowany ruch polityczny – prorządowy, propaństwowy, a nawet prorosyjski i socjalistyczny, ale wolny wreszcie od marksizmu i niesionej przez niego wrogości do religii, otwarty na katolików, ludzi Kościoła, aideologiczne środowiska eksperckie, niekomunistyczne środowiska kombatanckie i innych dotychczasowych „niezależnych” (przynamniej w aspekcie światopoglądowym). Jaruzelski zamiast zakopać, podtrzymał partyjnego trupa – powołany wkrótce PRON był w widoczny dla wszystkich sposób zaledwie nazewniczą kosmetyką dla PZPR, a jego utworzenie nie pociągnęło za sobą żadnych zmian w polityce wewnętrznej. Dopiero w lipcu 1988 r. komuniści zaproponowali „Solidarności” znacznie bardziej ograniczone rozwiązanie: utworzenie chrześcijańskiej partii politycznej, która otrzymałaby 40% mandatów w sejmie PRL. Propozycja nie została przez stronę solidarnościową podjęta.
Ekipa rządząca Jaruzelskiego, wyłoniona ze stanu wojennego, aż do schyłku PRL utrzymywała dotychczasowy system partyjno-polityczny, wraz z jego siermiężną ideologią. Aż do schyłku PRL nie uczyniła też niczego dla zwiększenia zakresu niezależności PRL od Związku Sowieckiego. Stan wojenny posłużył jedynie utrzymaniu status quo w polityce wewnętrznej i zewnętrznej komunistycznego państwa. Skoro zaś stan wojenny posłużył li tylko do podtrzymania irracjonalnego i niewydolnego systemu, jego obrona z pozycji „państwowych” jest niemożliwa: stan wojenny w żadnym wypadku nie był „aktem stanu, a więc aktem rozumu państwowego”, by przywołać znakomite określenie prof. Stanisława Estreichera (1869-1939).
Pozostaje oczywiście pytanie: qui bono? Znając biografię polityczną Wojciecha Jaruzelskiego, nietrudno na nie odpowiedzieć. Jaruzelski przetrwał bez trudności wszystkie rządowe przetasowania w PRL (1956, 1970, 1980, 1981) i dokonywane przy ich okazji czystki personalne w obozie władzy. Nie tylko przetrwał, ale piął się w górę, zyskując coraz bardziej odpowiedzialne stanowiska i tym samym coraz mocniejszą pozycję w aparacie państwowym. Jaruzelski został podniesiony do stopnia generała w rekordowo niskim wieku trzydziestu trzech lat – rzecz bez precedensu, bo nawet polscy komuniści przywiezieni nad Wisłę z głębi ZSRS, do swojej nowej roli wojskowych politruków wytypowani i przygotowani przez NKWD, otrzymywali awanse generalskie „dopiero” w wieku trzydziestu kilku lat (Piotr Jaroszewicz, Konrad Świetlik), oczywiście bez względu na brak wiedzy i doświadczenia w sprawach militarnych. Zarazem już w pierwszych latach „Polski Ludowej” Jaruzelski był agentem Informacji Wojska Polskiego, wysoko ocenianym przez oficerów prowadzących. Najwyżej postawiony oficer KGB, który uciekł do bloku zachodniego, Oleg Gordijewski, przed swoją dezercją i ucieczką w 1985 r. odpowiadał m.in. za kontakt z Jaruzelskim, wówczas już generałem.
Nawet w specyficznych warunkach PRL Jaruzelski wyróżniał się na krajowej scenie politycznej jako sowiecki agent wpływu. Rola, jaką odegrał w latach stanu wojennego i późniejszych, przypuszczalnie polegała po prostu na pilnowaniu interesów jego mocodawców.
IV
Obydwie strony medialno-historycznego „sporu” przemilczają fakt niewygodny dla obu narracji, a bardzo ważny dla oceny tamtych wydarzeń: stan wojenny ocalił „Solidarność”. Wprost przyznał to chyba tylko Tomasz Jastrun we wspominkowej wypowiedzi w 2000 r. Jastrun powiedział wówczas: „Uderzenie stanu wojennego przyszło, gdy Solidarność zaczynała się degradować, istniała przecież wbrew logice historii. Ale stan wojenny, paradoksalnie, ocalił szansę na stworzenie mitu i to był następny wybryk moralnej bomby termojądrowej.” Latem i jesienią 1981 r. „Solidarność” wchodziła już w fazę dekompozycji. Początkowa fala entuzjazmu z roku 1980 opadła, w związku z czym malała zdolność mobilizacji mas członkowskich. Coraz częściej dawało o sobie znać zniechęcenie, a wraz z nim pojawiał się impas w działalności. Mnożyły się konflikty pomiędzy poszczególnymi środowiskami i działaczami. Nawet w ścisłym kierownictwie ruchu dochodziło do kłótni, w których polityczni i związkowi liderzy oskarżali się nawzajem o kunktatorstwo czy agenturalność. Wszystko to uważnie obserwowały i sumiennie dokumentowały komunistyczne organa bezpieczeństwa.
Komuniści mogli wybrać bardziej finezyjną strategię neutralizacji „Solidarności”, polegającą na podsycaniu i dyskretnym inspirowaniu w niej wewnętrznych sporów i podziałów, połączonym z powrotem do znanej z czasów stalinowskich „taktyki salami” – strategię obliczoną na sparaliżowanie ruchu poprzez jego maksymalne skłócenie i rozbicie. Służba Bezpieczeństwa niewątpliwie była do takiego scenariusza przygotowana. Wówczas z dużym prawdopodobieństwem udałoby im się doprowadzić do paraliżu i rozkładu „Solidarności”, której historia zakończyłaby się „nie hukiem, lecz skomleniem”, w atmosferze towarzyskich skandali, wzajemnych pretensji, żalu, zgorzknienia, poczucia oszukania. Trzeba było tępego sowieckiego trepa pokroju Jaruzelskiego, by zamiast tego wybrał frontalne, demonstracyjne uderzenie zmasowanymi siłami wojska i służb policyjnych. Przedstawienie, jakie Jaruzelski zainscenizował w Polsce, mobilizując nieproporcjonalnie wielkie środki, na trwałe przykuło do wydarzeń w Polsce uwagę świata zachodniego. Unieśmiertelniło „Solidarność”, otoczyło ją nimbem legendy barykad, zatarło bez śladu pamięć o impasie ruchu i małości jego liderów, obróciło ją w mit polityczny, a jej wizerunek w kadr z widowiskowego filmu, idealnie nadający się na pierwsze strony gazet. A przede wszystkim – utrwaliło w Kraju i na świecie przekonanie o sile „Solidarności”, a słabości rządu PRL, który by oprzeć się związkowi zawodowemu, musiał sięgnąć aż po regularną armię.
* * *
Gdy szuka się jednej, prostej formuły, pozwalającej skrótowo ująć ocenę stanu wojennego, do głowy przychodzą słowa, jakimi jeden z największych umysłów politycznych Polski, Władysław Studnicki (1867-1953), podsumował rewolucję lat 1905-1906 w carskiej Rosji: „zmaganie nieudolnego rządu z nieudolną rewolucją”.
Błądzą zatem środowiska prawicowe i narodowe, ostatnio zwłaszcza te pokoleniowo młodsze, które mniej lub bardziej świadomie powielają narrację stanu wojennego wysnutą przez dawną „opozycję demokratyczną” – samochwalczą, w swej wymowie anarchiczną, opartą na emocjach i fałszywej wizji historii. Organizowanie marszów przeciw stanowi wojennemu prawie trzy dekady po jego zakończeniu wystawia wymowne świadectwo kondycji intelektualnej tych środowisk: swoją tożsamość ideową i orientację polityczną potrafią one zdefiniować już tylko w odniesieniu do przebrzmiałych, od dawna nieaktualnych kwestii historycznych.
Mylą się również apologeci stanu wojennego, zarówno ci związani z postkomuną klasyczną, jak i ich prawicowi „towarzysze podróży” spod znaku endokomuny. Stan wojenny nie wytrzymuje krytyki jako domniemany akt rozumu stanu, a Wojciech Jaruzelski to nie żaden mąż stanu broniący stabilności i autorytetu państwa.
Dobrze – mogą odpowiedzieć jedni i drudzy – ale krytyka cudzych ocen to zawsze łatwiejsze zadanie; co w takim razie należało wówczas robić, czego Jaruzelski zaniechał? Kluczowe, tak jak dla każdej myśli politycznej zasługującej na to miano, pozostaje tu właśnie pojęcie państwa.
Należało wówczas przyjąć stanowisko, jakie w 1987 r. w ważkim artykule „Uznać państwo…?”, opublikowanym w podziemnej „Polityce Polskiej”, sformułował Jacek Bartyzel, dziś z pewnością najwybitniejszy w Polsce przedstawiciel myśli tradycjonalistycznej. Bartyzel, zdecydowany antykomunista, miał w nim odwagę „powiedzieć, że lepsze państwo rządzone przez ekipę gen. Jaruzelskiego, niż stan apaństwowy i ››wojna wszystkich przeciw wszystkim‹‹. Nie sądzimy zatem by (…) głównym wrogiem społeczeństwa było dzisiaj państwo. (…). Przeciwnie, naczelnym hasłem narodowym winno być dzisiaj to, że walczymy nie z państwem, lecz o państwo.”
Należało dążyć do odideologizowania państwa i zniesienia (lub możliwie największego ograniczenia) jego partyjności, a tym samym do jego wzmocnienia poprzez przywrócenie mu ogólnonarodowego charakteru. Oficjalny marksizm-leninizm był trupem i trzeba było, również oficjalnie, popchnąć go do grobu, miast na siłę podtrzymywać w pionie, jak Jaruzelski i jego obóz. Pustkę po nieboszczce-ideologii wypełniłoby Państwo Polskie. Ale tej potrzeby nie zrozumiała ani władza, ani opozycja. „Solidarność” ignorowała państwo lub odnosiła się wrogo do jego instytucji. U komunistów, choć ci z upływem czasu wyraźnie scynicznieli, myślenie w kategoriach partyjnych do końca górowało nad myśleniem w kategoriach państwowych.
Dołączył: 26 Sie 2011 Posty: 228
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 20:22, 25 Gru '11
Temat postu:
Venom napisał:
Inny punkt widzenia: (... wklejony tekst osoby, o której mam ustaloną opinię ...)
Bardzo się cieszę z wklejenia tu tak obszernego wywodu, proszę jednak o uzasadnienie, jak wklejony tekst ma się do poruszanych tu wątków merytorycznie (wykorzystane źródła, odwołania do faktów). Bo polemika z tekstem o tej jakości intelektualno-faktograficznej nie jest problemem (ok, spora objętość przy małej ilości treści/myśli jest kłopotliwa). Ponieważ każdy jest w stanie znaleźć w internecie teksty niskiej jakości i mało powiązane z tematem - i wklejać je tu bez przeczytania i zrozumienia, zanim zmarnuję czas na wklejone "myśli" - proszę szanownego użytkownika Venom - o wskazanie, które wątki wklejonego dzieła są w jakikolwiek sposób istotne dla rozważanych tu problemów - na dowód, że w ogóle przeczytał i zrozumiał, o czym rozpisuje się cytowany "myśliciel".
Dołączył: 19 Lut 2009 Posty: 1888
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 21:20, 25 Gru '11
Temat postu:
@p.e.1984
Przeczytałem tekst (każdy uprzednio czytam razem z ciekawymi komentarzami nim wrzucę) i w pełni odnosi się on do powyższego tematu, więc nie wiem oczekujesz żebym zrobił jego recenzję, gdyż nie chce ci się czytać? Nigdy nie podpisuje się pod czymś obcym obydwiema rękoma i nie zarzekam się tekstów na bozie. Przeczyta ten kto zechce, wyciągnie dla siebie pewną cząstkę, poszuka, sam zrewiduje, napisze do autora lub spisze całkowicie na straty - ty tu jesteś "pan zakreślacz" dostałeś etat. Do tego tekstu należałoby również dodać to, że Unia Radziecka bankrutowała i komuś trzeba było tę Polskę opchnąć. Pierw zmiana mentalności ludzkiej w "Wielkiej Transformacji" - metoda jednoczenia ludzi na skutek objawienia im wspólnego wroga. Na takim samym patencie działa obecnie "Arabskie przebudzenie". Z jednej strony USA przybywa z "odsieczą" a dla innych Rosja. Świat to cały czas ten sam schemat i nie trzeba wielce się spuszczać nad pojedynczymi jednostkami, które odgrywają tylko teatralne role. Siedzę w tym na tyle długo, że dla takich trywialnych tematów w zupełności wystarcza mi analiza makropolityczna.
(... wklejony tekst osoby, o której mam ustaloną opinię ...) - lubisz to suko?
Dołączył: 26 Sie 2011 Posty: 228
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 23:38, 25 Gru '11
Temat postu:
W razie problemów ze zrozumieniem:
p.e.1984 napisał:
Ponieważ każdy jest w stanie znaleźć w internecie teksty niskiej jakości i mało powiązane z tematem - i wklejać je tu bez przeczytania i zrozumienia, zanim zmarnuję czas na wklejone "myśli" - proszę szanownego użytkownika Venom - o wskazanie, które wątki wklejonego dzieła są w jakikolwiek sposób istotne dla rozważanych tu problemów - na dowód, że w ogóle przeczytał i zrozumiał, o czym rozpisuje się cytowany "myśliciel".
Ponawiam pytanie - co we wklejonym tekście jest istotne dla zagadnień poruszanych w tym wątku?
Venom napisał:
Przeczytałem tekst (każdy uprzednio czytam razem z ciekawymi komentarzami nim wrzucę) i w pełni odnosi się on do powyższego tematu, więc nie wiem oczekujesz żebym zrobił jego recenzję, gdyż nie chce ci się czytać?
Oczekuję wskazania, co w przytoczonym tekście jest w sposób istotny związane z zagadnieniami rozważanymi w tym wątku. Nie chodzi o recenzję (akurat ja ten tekst przeczytałem ze zrozumieniem i pytam nie bez powodu), tylko wskazanie co konkretnie jest istotne i dla którego z rozważanych tu zagadnień.
Venom napisał:
(...) Siedzę w tym na tyle długo, że dla takich trywialnych tematów w zupełności wystarcza mi analiza makropolityczna.
Skoro odzywa się tu ekspert, to nie będzie miał problemu z uzyskaniem odpowiedzi na powyżej postawione pytanie.
Venom napisał:
(... wklejony tekst osoby, o której mam ustaloną opinię ...) - lubisz to suko? 8)
Nie rozumiem tego "eksperckiego żargonu" - może niech szanowny Venom rozwinie myśl. Oczywiście po wskazaniu, co konkretnie jest istotne - i dla których z poruszanych tu zagadnień.
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) Strona: 1, 2 »
Strona 1 z 2
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów