Dlaczego wybuchła epidemia AIDS
Od ponad 20 lat uczeni i służby medyczne na całym świecie informują nas, że infekcja wirusem HIV oznacza rychłe zachorowanie i śmierć na AIDS. Być może już wkrótce ich głos zostanie zagłuszony głosem innych uczonych, którzy donośnie przekonują, że zależność HIV = AIDS w ogóle nie istnieje.
Jak informuje brytyjski magazyn The Business (9/10 maja 2004 r.), w Kansas (USA) i we Francji pewne osoby, u których wykryto wirusa HIV, złożyły w sądach pozwy przeciwko producentom zestawów diagnostycznych do jego wykrywania. W ten sposób dyskusja na temat paradygmatu HIV=AIDS z podziemnej przeobraża się w publiczną i bez wątpienia zaangażuje największe autorytety naukowe, co więcej - być może przyniesie diametralną zmianę podejścia do epidemii AIDS i spowoduje, że wreszcie zostanie ona zahamowana w bardzo prosty sposób.
Magiczny Magic Johnson
"Dlaczego Magic Johnson nie ma AIDS?" Takie pytanie zadałem w listopadzie 2000 roku doktorowi Jamesowi DeMeo. Odpowiedź brzmiała: "Bo przestał się leczyć." James DeMeo jest znany w kręgach nauki jako osoba o ekstremalnych poglądach, dlatego informację tę przyjąłem z rezerwą, wietrząc w niej trudną do zweryfikowania sensację. Jednak dr DeMeo nie spekulował. Jako ilustrację swojego stwierdzenia wręczył mi książkę Christine Maggiore, której długi tytuł: "A co, jeśli wszystko co wiedziałeś o Aids, było błędne?" sugerował, że zawiera ona opinie na temat AIDS odmienne od oficjalnych. Przeczytałem tę szokującą lekturę i od tego czasu śledzę uważnie wszystkie podawane do publicznej wiadomości informacje na temat AIDS. Nikt bowiem bardziej niż gazety codzienne nie wpływa na opinie ludzi.
Według prasy, epidemia AIDS trwa, jest coraz groźniejsza i wszyscy powinni zrobić sobie test na obecność wirusa HIV. Jednak intuicyjnie wszyscy tego unikają. Dlaczego? Dlatego, że pozytywny wynik wyrzuca człowieka poza nawias społeczeństwa, uniemożliwia dalsze prowadzenie normalnego życia. Jest dobrowolnym skazaniem samego siebie na więzienie, nawet za niepopełnione zbrodnie. A Magic Johnson? Po wykryciu u niego wirusa HIV wrócił do NBA jako zdrowy człowiek. Dr DeMeo jest przekonany, że gdyby poddał się terapii zapobiegającej AIDS, najprawdopodobniej skończyłby nie tylko swoją karierę, ale także może i życie. Zestaw leków stosowanych w terapii AIDS stanowi bowiem niezwykle niebezpieczną i szkodliwą dla organizmu mieszaninę. Magic Johnson wielokrotnie weryfikował wynik testu, a jednak w magiczny sposób został wyleczony z HIV. Czy to możliwe?
Odszkodowanie za zmarnowane życie...
Jak donosi Neville Hodkinson w The Business
(http://www.altheal.org/tests/business.htm), pani Kim Bannon złożyła pozew w sądzie w stanie Kansas przeciwko Calypte Biomedical Corporation (CBC) i Roche Diagnostics, dwóm wiodącym producentom zestawów diagnostycznych wirusa HIV. 12 lat temu podczas rutynowych badań medycznych jednoznacznie stwierdzono u niej wirusa. Wyrok brzmiał: w granicach od pięciu do siedmiu lat rozwinie się u niej AIDS i wkrótce potem pani Bannon umrze. Kolejne analizy przeprowadzone wielokrotnie w latach 1996-2003 potwierdzały diagnozę. W ciągu tych lat przeżyła horror: psychiczne udręczenie, ból, cierpienie, wstyd, poniżenie i utratę dochodów. Ostatnie dwa lata poświęciła na przeczytanie wszystkiego, co opublikowano na temat wirusa HIV i odkryła, że wiedza, metodologia i założenia, na których opierały się firmy CBC i Roche Diagnostics przy opracowywaniu zestawów testów diagnostycznych, są błędne.
We Francji znany działacz praw człowieka, adwokat Philippe Autrive, złożył skargę przeciw innym producentom testów diagnostycznych, z Instytutem Pasteura na czele, w imieniu Marka Griffithsa, mieszkającego we Francji Anglika, u którego zdiagnozowano wirusa HIV w maju 1986 roku, podczas jego kuracji antyheroinowej. Choć diagnoza jest ciągle pozytywna, Mark Griffiths czuje się dobrze i domaga się odszkodowania za podawanie mu niebezpiecznych substancji, narażających go na zagrożenie zdrowia oraz za używanie sfałszowanych materiałów diagnostycznych. Korzystne dla powodów wyroki spowodują lawinę roszczeń, które mogą być bardzo bolesne dla producentów zestawów diagnostycznych i znacznie zmniejszyć ich dochody.
Choroba, która nie jest chorobą
Żeby choć po części zrozumieć, o co chodzi Kim Bannon i Markowi Griffithsowi, trzeba zadać pytanie, jaką chorobą tak naprawdę jest AIDS? Czy w ogóle można zachorować na AIDS? Potoczna odpowiedź na to pytanie jest oczywista - brak odporności immunologicznej, wyniszczenie organizmu przeróżnymi infekcjami, śmierć z pełną świadomością na oczach bezradnych lekarzy - śmiertelna choroba, dżuma XX wieku. To jednak nie jest prawda. AIDS NIE JEST CHOROBĄ w rozumieniu medycyny! Powtarzając za Christine Maggiore: AIDS jest "kategorią medyczną", a może nawet administracyjną. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych gwałtowny, skokowy wzrost liczby zachorowań w USA był wynikiem decyzji administracji służby zdrowia, zaliczającej kolejne symptomy znanych chorób do syndromu nabytego braku odporności immunologicznej. Syndrom stanowi 29 symptomów chorób znanych od dawna.
W zależności od kraju i wydanych tam przepisów sanitarnych, mając trzy lub cztery z tych symptomów naraz można zostać uznanym za chorego na AIDS! Można również otrzymać taką "diagnozę" nawet bez pozytywnego wyniku testu na HIV; z drugiej strony, pozytywny wynik testu na HIV jest w zasadzie uważany za rozpoznanie AIDS, nawet jeśli nie towarzyszą temu żadne inne symptomy - traktuje się to jako utajony stan "choroby". I jeszcze jedna niezwykle ważna informacja: z danych zaprezentowanych w książce Christine Maggiore wynika, że opinia publiczna na całym świecie jest fałszywie przekonana, że wirus HIV jest doskonale rozpoznany jako przyczyna AIDS. Tymczasem sprawa wcale nie jest taka prosta.
Dlaczego pozwano producentów testów diagnostycznych?
W 1984 roku dr Robert Gallo z Health and Human Services (HHS), z pominięciem wszelkich zasad obowiązujących przy prezentacji tak ważkich dla ludzkości i medycyny procedur, zwołał międzynarodową konferencję prasową i na niej ogłosił odkrycie nowego retrowirusa (za jakiego uważa się wirusa HIV), określając go jako "MOŻLIWĄ przyczynę AIDS". Pomimo że, jak ustaliła Christine Maggiore, dr Gallo nie przedstawił w czasie tej prezentacji dowodów potwierdzających jego przypuszczenia, nie poddał także swojego odkrycia rutynowej weryfikacji środowisku medycznemu, HHS natychmiast określił je jako "kolejny cud amerykańskiej medycyny (...), triumf nauki nad śmiertelną chorobą". Nieco później tego samego dnia dr Gallo złożył wniosek patentowy na test diagnostyczny na przeciwciała, znany jako AIDSTEST (!).
Już tylko kilku godzin potrzeba było, by "The New York Times" przemienił propozycję dra Gallo w pewność, donosząc następnego dnia na tytułowej stronie o "wirusie, który wywołuje AIDS". Właściciele patentu mogli zacierać ręce... Testy diagnostyczne na obecność HIV nie poszukują bezpośrednio wirusa, ale przeciwciał HIV uważanych za produkt systemu odpornościowego, wytworzonych w odpowiedzi na obecność wirusa w organizmie. Test przeprowadza się, łącząc próbkę osocza krwi pobranej od osoby badanej, z białkami-antygenami uważanymi za składniki wirusa. W efekcie u osób zarażonych HIV powinna zajść reakcja między przeciwciałem obecnym we krwi, a białkiem-antygenem zawartym w materiale diagnostycznym; u ludzi zdrowych nie powinna zajść żadna reakcja.
Zachorować na AIDS bez HIV?
Jest to proste i zrozumiałe podejście do problemu diagnozowania wirusa HIV i byłoby całkowicie przekonujące, gdyby nie jeden szkopuł. Nikt nigdy jednoznacznie nie ustalił, jakie białka i dlaczego mają służyć jako diagnostyczne antygeny. Innymi słowy, nikt nigdy nie ustalił, które z białek wykorzystywanych do tego celu jest specyficzne dla wirusa HIV. Wszystko, czym dysponują producenci testów diagnostycznych, to domniemanie, że dane białka pochodzą od cząsteczki wirusa HIV, dowodu jednak nie ma. Fotografie, które były opublikowane w artykułach, w licznych gazetach i magazynach, podpisywane jako przedstawiające HIV, nie pochodzą z wyizolowanego materiału, lecz z kultur zawierających mieszaninę cząsteczek pochodzących z komórek przypuszczalnie zakażonych HIV.
Na tym właśnie, w uproszczeniu, polega metoda pozyskiwania materiału diagnostycznego: z pobranych komórek od nosiciela HIV zakłada się hodowlę, domniemając, że wirus, niszcząc komórki, będzie się namnażał i dzięki temu w hodowanej kulturze pojawią się specyficzne dla wirusa białka, które następnie się wyizoluje i wykorzysta jako wskaźniki w reakcji z przeciwciałami. Każde z białek wykorzystywanych w testach na HIV jest znane jako pochodzące z innych potencjalnych źródeł chorobowych, włącznie z normalnymi składnikami komórek uwalnianymi w okresie pobudzenia układu odpornościowego. W praktyce może to oznaczać, że test na HIV da wynik pozytywny w przypadku, gdy w badanej krwi znajdą się przeciwciała wywołane innymi niż HIV czynnikami. Są to na pewno przeciwciała czynników wywołujących symptomy wchodzące w skład syndromu nabytego braku odporności immunologicznej, ale ich lista nie składa się tylko z 29 pozycji, jest znacznie dłuższa: Christine Maggiore cytuje ich około 60 (!).
Przebycie kilku chorób zakaźnych pozostawia w organizmie wystarczająco wyraźny stygmat w postaci przeciwciał; przy odpowiedniej ich kombinacji, test na HIV da wynik pozytywny. Lista zarzutów pod adresem testów na HIV jest znacznie dłuższa. Na przykład Nevill Hodgkinson przytacza w swoim artykule porównanie dwóch zestawów diagnostycznych Western Blot i ELISA. W połowie lat osiemdziesiątych tylko 4% (!) zdiagnozowanych przypadków HIV w teście Western Blot potwierdzało się w teście ELISA. Miejmy nadzieję, że procesy wytoczone producentom testów, podczas których będą się wypowiadać przedstawiciele obu opcji sprawią, że nasza wiedza o AIDS i HIV stanie się pełniejsza.
http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/medalt/aids.htm
PS. Shigella, zajrzyj na priva..