''Kilkanaście dni temu obejrzałem w nocy na TV Polonia świetny film dokumentalny o Generale Stanisławskie Sosabowskiem – twórcy polskich wojsk powietrzno-desantowych, a podczas II wojny światowej dowódcy 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Wielki Polak, znakomity żołnierz i dobry człowiek. Jednak zniszczony przez naszych „sojuszników”, którzy z całą premedytacją zrobili z niego kozła ofiarnego wskazując jako osobę winną niepowodzenia operacji „Market Garden”.
Przypadek gen. Sosabowskiego powinien być dla nas kolejną przestrogą, że w sprawach współpracy i rywalizacji międzynarodowej Polska (zresztą, tak jak każde inne państwo i naród) powinien przede wszystkim liczyć na siebie, a raczej tylko i wyłącznie na siebie. Szkoda, że projekcja filmu odbyła się w godzinach nocnych oraz w TV Polonia, a więc kanału telewizyjnego skierowanego przed wszystkim do Polaków mieszkających za granicami kraju.
Sosabowski od najmłodszych lat musiał zmagać się z trudami życia. Urodził się i wychował w Stanisławowie, w rodzinie kolejarza. Był najstarszym z trojga rodzeństwa. W wieku jedenastu lat stracił ojca (brat Andrzej miał wówczas siedem lat, a siostra cztery). Uczył się w Szkole Realnej w Stanisławowie. Pomagał matce w utrzymaniu rodziny udzielając korepetycji. Jak sam pisał w swych wspomnieniach „nasze skromne bytowanie na granicy głodu polepszyło się nieco od chwili, gdy zarabiałem lekcjami.” Mimo trudnej sytuacji materialnej maturę zdał z odznaczeniem. Później całe jego dorosłe życie związane było z wojskiem.
Wracając jednak do II wojny światowej i postawy polskich sojuszników. Gen. Sosabowski po klęsce wrześniowej przedostał się do Francji, gdzie został dowódcą polskiej piechoty w jednej z formowanych dywizji. W kwietniu 1940 dywizja przeniosła się do obozu w Parthenay. Tam zastał ją początek działań na froncie zachodnim. Mimo nalegań dowódców jednostki i polskiego rządu, Francja zwlekała z dostarczeniem niezbędnego zaopatrzenia. Gdy w końcu sprzęt dotarł, nie było już czasu na wyszkolenie rekrutów. Do wybuchu działań wojennych jedynie ok. 3150 żołnierzy (spośród 11 000) otrzymało broń. Wobec tego faktu polskie dowództwo podjęło 16 czerwca decyzję o przebijaniu się jednostki w kierunku portów atlantyckich. 19 czerwca Sosabowskiemu udało się dotrzeć do portu w La Pallice, skąd wraz z 6000 żołnierzy Dywizji został ewakuowany do Wielkiej Brytanii. Jak widać sojusznicy francuscy kolejny raz zawiedli.
Sosabowski postanowił ze swej brygady utworzyć pierwszą w historii Wojska Polskiego jednostkę spadochronową. Powstał ośrodek szkoleniowy w Largo House zwany "małpim gajem", w którym prowadzono szkolenia, natomiast skoki spadochronowe odbywały się na lotnisku Ringway: "Gdy przyjdzie chwila, jak orły zwycięskie spadniecie na wroga – mówił na ćwiczeniach w Szkocji 23 września 1941 gen. Sikorski – i przyczynicie się pierwsi do wyzwolenia naszej ojczyzny. Jesteście odtąd Pierwszą Brygadą Spadochronową...”. Tym samym gen. Sikorski nadał brygadzie oficjalną nazwę i pozostawił ją do swej wyłącznej dyspozycji.
Dowódcę – jako znakomitego fachowca – wysoko cenili także Brytyjczycy, zwykle niechętni obcokrajowcom. We wrześniu 1943 gen. Browning, wysoki oficer brytyjskich wojsk powietrzno-desantowych, złożył płk. Sosabowskiemu niezwykłą propozycję: zaproponował mu objęcie dowództwa brytyjsko-polskiej dywizji spadochronowej. Brygada liczyła wówczas ok. tysiąca żołnierzy. Resztę – 11 tysięcy – mieli stanowić Brytyjczycy, a płk Sosabowski miał otrzymać automatycznie awans na generała. Sosabowski odmówił. 15 czerwca 1944 płk Sosabowski awansował do stopnia generała brygady.
Po Wybuchu powstania warszawskiego, 1 sierpnia 1944 r. wszyscy w brygadzie byli gotowi do lotu nad Warszawę, jednak rozkazu do startu ze strony Brytyjczyków nie było. Wraz z upływającymi kolejnymi dniami powstania narastała w Brygadzie atmosfera buntu, którego zarzewie w kilku kompaniach (m.in. żołnierze rozpoczęli głodówkę) generał musiał gasić swoim autorytetem. Brytyjczycy zagrozili rozbrojeniem brygady. Nowy Wódz Naczelny gen. Sosnkowski oddał w końcu 1.Samodzileną Brygadę Spadochronową do ich dyspozycji.
Ostatecznie Brygada wzięła udział w największej w II wojnie światowej operacji powietrzno-desantowej sprzymierzonych. Polacy skakali pod Driel naprzeciw Arnhem, na przeciwległym, południowym brzegu Renu. Tak przewidywały rozkazy, które nakazywały też natychmiastową przeprawę, aby pójść z pomocą okrążonym Brytyjczykom. Z powodu pogody desant odbył się jednak z dwudniowym opóźnieniem i żołnierze skakali wprost na niemieckie lufy. W istniejącej już sytuacji posłanie w bój 1. SBS nie miało właściwie sensu. Ponad półtora tysiąca polskich spadochroniarzy nie mogło już przechylić szali ani odwrócić nieuchronnej klęski.
21 września skakała pod Driel jedynie część brygady z gen. Sosabowskim, bo reszta nadleciała dopiero za trzy dni i lądowała w dość odległym Grave. Polscy spadochroniarze zdani byli tylko na broń osobistą, gdyż artyleria przeciwpancerna brygady odleciała w pierwszym dniu operacji rzutem szybowców wraz z Brytyjczykami i walczyła pod Arnhem u ich boku do końca, ponosząc ogromne straty, haubice zaś miały nadejść morzem.
Okrążeni pod Driel, odpierali niemieckie ataki i jedynie talentom dowódczym generała i wielkiej bitności żołnierzy zawdzięczać można, iż polskie kompanie jeszcze dwukrotnie forsowały Ren na zaimprowizowanych łódkach. Prom przewidywany w planach operacji ostatecznie nie dotarł. W ostatniej fazie bitwy – nocą z 25 na 26 września – właśnie Polacy osłaniali odwrót niedobitków brytyjskich spadochroniarzy z 1.DPD – do końca. Straty 1.SBS sięgnęły blisko 40% stanów osobowych tych oddziałów, które walczyły pod Arnhem i Driel.
Brytyjskie oraz Amerykańskie dowództwo od początku szukało kozła ofiarnego, na którego można byłoby zwalić całą winę za niepowodzenie operacji i umyć ręce od odpowiedzialności. Wybrali generała Sosabowskiego. Sprawa była z góry ukartowana. Znali jego wybuchowe usposobienie i starali się go sprowokować – co też się udało. Oburzenie polskiego generała uznano za niedopuszczalną krytykę brytyjskiego marszałka i generałów. To wystarczyło. Tym bardziej że niepokorny Polak miał rzeczywiście rację.
"Sąd" nad generałem odbył się już 24 września w Valburgu, podczas odprawy z wyższymi dowódcami brytyjskimi. Gen. Sosabowski przekonywał ich, że bitwę można jeszcze wygrać, jeśli forsowanie rzeki podejmą większe siły 30 Korpusu wraz z 1. SBS, ale Brytyjczycy nie chcieli już walczyć. Uznali bitwę za przegraną i chcieli jedynie wycofać się z "twarzą".
Po powrocie brygady do Anglii gen. Sosabowski został 2 grudnia 1944 wezwany do szefa Sztabu Generalnego, gen. Stanisława Kopańskiego. Ten zakomunikował mu, że Brytyjczycy życzą sobie, aby oddał dowództwo brygady, tłumacząc to trudnościami dalszej współpracy z generałem, a nawet sugerowali osobę następcy. Gen. Kopański bez wahania poparł "życzenia" Brytyjczyków. Pisemne odwołanie się gen. Sosabowskiego do prezydenta RP również nie odniosło skutku. Prezydent Władysław Raczkiewicz nie próbował nawet wyjaśnić sytuacji ani bronić polskiego, tak zasłużonego oficera. Rozkazem z 27 grudnia 1944 1.SBS została odebrana jej twórcy i dowódcy, a gen. Sosabowskiego mianowano inspektorem Jednostek Etapowych i Wartowniczych.
Sytuacja Sosabowskiego oraz jego rodziny pogorszyła się jeszcze po wojnie. W lipcu 1948 gen. Sosabowski został zdemobilizowany. Miał już wtedy przy sobie ociemniałego syna wraz z żoną, których udało się ściągnąć z Polski. Jego syn Stanisław Janusz Sosabowski – lekarz, porucznik AK i dowódca plutonu "Stasinek" utracił w walkach w Powstaniu Warszawskim wzrok. Generał Sosabowski pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii i pracował jako robotnik magazynowy w fabryce silników elektrycznych, później telewizorów.
W tej samej fabryce pracowali m.in. jego żołnierze, którzy nawet na moment nie pozwolili mu zapomnieć, że nadal darzą go wielkim szacunkiem jako swojego byłego dowódcę. Dziwna była sytuacja, kiedy jego byli żołnierze, a obecnie pracownicy w tej samej fabryce, idąc do magazyny salutowali gen. Sosabowskiemu, a obecnie magazynierowi.
Sosabowski, mimo tych upokorzeń, nie dał się złamać. Aktywnie działał w organizacjach polonijnych, interesował się tym, co działo się w kraju pod rządami komunistów i pisał wspomnienia („Najkrótszą drogą” Londyn 1957, Warszawa 1992; „Droga wiodła ugorem. Wspomnienia” Londyn 1967, Kraków 1990; „Freely I Server” Nashville 1982.). Praca magazyniera nie pozwała jednak na godne życie, dlatego Sosabowski podejmował próby zmiany pracy m.in. chciał pracować w brytyjskiej straży pożarnej, ale kilkakrotnie odmawiano mu tam zatrudnienia.
Nie wiadomo, co było przyczyną tak podłego potraktowania gen. Sosabowskiego przez Brytyjczyków również w okresie powojennym. Światło może rzucić następujące fakt. Otóż, wielu Holendrów, którzy widzieli heroiczną walką Polaków pod Arnheim, prosiło władze holenderskie o zainteresowanie się problemem i podjęcie działań celem rehabilitacji gen. Sosabowskiego i jego żołnierzy. Pozytywnie na te apele odpowiedziała holenderska rodzina królewska i skierowała pismo z prośbą o uhonorowanie przez władze holenderskie „dzielnych Polaków”.
Jednak rodzina królewska otrzymała odpowiedź (wszystko wskazuje na działania i wpływ służb wywiadowczych amerykańskich i brytyjskich, którzy obawiali się, że niekompetencja brytyjskiego dowództwa wyjdzie na jaw, a przecież dowództwo Market Garden robiło po wojnie kariery w wojsku), że w obecnej sytuacji nie jest możliwa rehabilitacja gen. Sasabowskiego.
Rehabilitacja nastąpiła dopiero w 2006 r., co trzeba podkreślić, tylko i wyłącznie dzięki konsekwencji i działaniu kilku Holendrów, który byli świadkami walk polskich komandosów pod Arnhem na jesieni 1944 r. Ani Brytyjczycy, ani Amerykanie, ani tym bardziej polskie władze państwowe, nie interesowały się tym ważnym dla polskiej historii zagadnieniem. Sprawą po raz kolejny zainteresowała się holenderska rodzina królewska oraz holenderskie media.
Około miesiąc temu byłem na wycieczce w Amsterdamie. Przed wyjazdem, w swoim domu odnalazłem dodatek do polskiego „Neesweeka”, właśnie o Amsterdamie. Autor, zachwalał w przewodniku kilka restauracyjek na pewnym skwerze, wskazując, że jedzenie jest dobre i tanie, a ludzie przyjaźnie nastawieni do przybyszów.
I napisał pewną anegdotę. Kiedy zamówił obiad, przy stoliku obok usiadł pewien człowiek. Ów człowiek zapytał autora przewodnika skąd jest i kiedy się okazało, że jest z Polski, to od razu podjął temat gen. Sosabowskiego oraz polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Zastanowiło mnie to, skąd w Holandii taka znajomość gen. Sosabowskiego, skoro w Polsce to postać praktycznie zapomniana i dla wielu anonimowa. Później obejrzałem film w TV Polonia i już wiedziałem, że w Holandii przeprowadzono całą kampanię informacyjną o polskim generale i jego komandosach.
31 maja 2006 r., królowa Holandii Beatrix, przyznała generałowi pośmiertnie Order Brązowego Lwa, a Chorągiew 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej została udekorowana Wojskowym Orderem Wilhelma. Cała uroczystość była transmitowana na żywo w holenderskiej telewizji, była holenderska rodzina królewska, przedstawiciele najwyższych władz państwowych Holandii, polscy kombatanci służący u gen. Sosabowskiego, a nawet Brytyjczycy, którzy przyznali się do swej winy i zrehabilitowali polskiego generała. Tylko jakoś z polskiego rządu nikt nie przyjechał, a ówczesny Minister Obrony Narodowej (obecny Minister Spraw Zagranicznych) Radosław Sikorski na uroczystości wysłał swojego doradcę gen. Kozieja. Szkoda, że tak ważna uroczystość, nie została należycie uhonorowana i wykorzystana, przez polskie władze.
15 września 2006 w Oosterbeek (w miejscu przeprawy żołnierzy gen. Sosabowskiego z 1. SBS na północnym brzegu Renu) została odsłonięta tablica z nazwą " Generaal Sosabowskiwaard " (Polder Generała Sosabowskiego), nadana przez Gminę Renkum. Natomiast, 16 września 2006 w ramach 62 rocznicy obchodów bitwy pod Arnhem odbyło się uroczyste odsłonięcie przez brytyjskich weteranów pomnika generała Sosabowskiego w Driel.
Generał Sosabowski zmarł na zawał serca 25 września 1967 w Londynie w Wielkiej Brytanii. W 1969 wciąż wierni swemu dowódcy spadochroniarze generała przywieźli jego prochy do Polski, gdzie spoczęły – zgodnie z jego wolą – na warszawskim cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Ówczesne władze zgodziły się na ten gest, gdyż jak wiadomo, umarli już nic nie powiedzą.
Wracając jeszcze do filmu. Występowali w nim wnuk oraz prawnuk gen. Sosabowskiego, którzy ze łzami w oczach wspominali postać swojego przodka oraz krzywdy, jakie zostały mu wyrządzone przez Brytyjczyków i Amerykanów. Myślę, że dla nas współczesnych, życie gen. Sosabowskiego powinno być powodem do dumy, a z drugiej strony być przestrogą, aby deklaracje przyjaźni, sojuszy i współpracy ze strony innych państw zawsze chłodno analizować i wiedzieć, że w trudnych momentach naszej historii liczyć możemy tylko i wyłącznie na siebie.''
Dołączył: 23 Gru 2008 Posty: 1227
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 16:11, 12 Lis '09
Temat postu:
Było Wyprzedziłem Cię dosłownie o minuty.
Tańcząca wróciła !
_________________ "W pozornie beznadziejnej walce, rozwiązanie tych problemów jest proste. Jedyną broń jaką mają przeciwko nam jest ukrywanie przed nami wiedzy. Musicie dużo czytać, by
poznać prawdę i dostrzec korzenie zła"
Dołączył: 08 Gru 2008 Posty: 634
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 01:27, 13 Lis '09
Temat postu:
Sikorski na uroczystości wysłał swojego doradcę gen. Kozieja.
Ale gdy się żegnał z ukochaną armią a żegnanie transmitowała klamsTVoP to się popłakał biedny cyniczny oportunista.
_________________ "każdy samolot ma skrzydła więc jest też szybowcem"
"Do protestujących dołanczają się też wszelkiego rodzaju organizacje..."
~Bimi
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 16:59, 13 Lis '09
Temat postu:
Uważam , że powinniśmy zamiast Rosjan to rozliczyć Aliantów.
To oni rozpętali II wojne światową.
ZDRADA POLSKI PRZEZ RZĄD WIELKIEJ BRYTANII
ZDRADA POLSKI PRZEZ RZĄD WIELKIEJ BRYTANII
Tak jednoznacznie określona zbrodnia nigdy nie doczeka się instytucjonalnego potępienia, ponieważ:
- prawo narodów, zwane także prawem międzynarodowym, nie posiada egzekutywy;
- zarzuty mogą być jedynie natury moralnej, podczas gdy świat rządzi się coraz bardziej niemoralnymi zasadami;
- do sądu w Hadze mogą być kierowane wyłącznie sprawy z oskarżenia rządów
państw mających uznanie międzynarodowe, a nie przez rządy czy komitety
emigracyjne.
Prawo karne wielu państw zna pojęcie przestępstw ciągłych, które w przypadku zbrodni wołającej o potępienie międzynarodowe i trwającej w tajemnicy przez wiele lat, nie może zostać ukarane, chociaż może być bez trudu udokumentowane i udowodnione.
Jednak polskie społeczeństwo powinno być poinformowane o elementach zdrady, by w przyszłości wystrzegać się Anglików nie mniej niż jawnych wrogów. Ostrzeżenie to nie jest skierowane przeciwko jednostkom, czasem bardzo przyjaznym, lecz pod adresem polityki rządowej, zawsze nam wrogiej, ale słodzonej kłamstwami.
W rozmowie między Halifaxem i Bonnetem - ministrami spraw zagranicznych Anglii i Francji - odbytej 21 marca 1939 roku, zgodzono się, że „Jest absolutną koniecznością , aby pozyskać Polską w pokojowym froncie i jak najdalej utrzymać od Niemiec". Produkowano plotki, rzekomo pochodzące od przeciwników hitleryzmu, że wojska niemieckie zbliżają się do polskiej granicy. (D.B.F.P., seria III tom IV, dok. 458)
P. N. Chamberlain nie przywiązywał wagi do gwarancji danych rządowi polskiemu i dlatego tak łatwo je podpisywał. Liczył na osiągnięcie korzyści od otrzymujących takie zabezpieczenie bez pokrycia.
Wierzył w przerażające znaczenie słów: „Czy Niemcy są uprzedzone, że oskarżenie jest w drodze? Lekceważył sprawę czasu - na jaki okres dawano gwarancje - czy Polacy o tym wiedzą? (I. Colvin, Gabinet Chamberlain'a, s. 197)
Chamberlain na posiedzeniu gabinetu ministrów powiedział:
- Podstawową sprawą jest tak rzeczy kierować, by uzyskać wsparcie Polski, ale nie dał wyjaśnienia celu. Chodziło o skierowanie ataku Hitlera na Polskę, gdyż Chamberlain był ostrzegany, że w pierwszej kolejności jest przygotowywane uderzenie na Zachód. (Parkinson: Peacefor our time, s. 59-60) Na posiedzeniu francusko-angielskich Sztabów Generalnych zgodzono się, ale nie zakomunikowano tego Polakom: - Nie będziemy w stanie zabezpieczyć Polski przed jej opanowaniem (Parkinson,/w. s. 130). Tymczasem gwarancja jest umową, w której jedna strona zobowiązuje się zrobić wszystko co w jej mocy, by zabezpieczyć posiadanie drugiej strony. A właśnie o gwarancji z 31 marca 1939 roku, minister spraw zagranicznych Lord Halifax mówił do swego prywatnego sekretarza: „Nie uważamy, że gwarancja będzie nas wiązać" („we don't relly mean bussines"). Dla Chamberlain'a było najważniejszą sprawą „by Polska walczyła. Wszystko co mogłoby naruszyć zaufanie Polski, jest wielce niepożądanej..) Brytania chce widzieć Polską walczącą i utrzymać jej morale wysoko ".
Tych kilka cytatów potwierdza tajną dyplomację między Rosją a Wielką Brytanią. Ambasador Seeds miał delikatne zadanie „ wyjaśnienia w Moskwie, że Rosja jest wielce szanowana w Wielkiej Brytanii, ale czasowo nie włączymy jej do sojuszu przeciwko Niemcom. Obrona Brytanii wymaga, by Hitler poszedł na Wschód i zniszczył Polskę. Ale po zakończeniu pierwszej części wojny, Wielka Brytania będzie jak zawsze z Sowietami".
Wiemy czego nie napisano, a Seeds wyjaśnił to ustnie. (I. Cohin, The Chamberlain's Gabinet, London 1971 - s. 198).
Ambasador amerykański Kennedy, definiował wartość gwarancji jako „wyminięcie", albo „wytłumaczenie". Nawet Lloyd George, nie znając planów rządu, mówił w parlamencie:
- „Jeśli wojna wybuchnie jutro, czy Pan pośle pojedynczy batalion do Polski?" (L. Namier, Diplomatic Prelude, London 1948, s. 109). Sir. A. Cadogan stwierdzał
- „Naturalnie, nasza gwarancja nie daje pomocy Polsce. Można powiedzieć, że to było okrutne dla Polski... nawet cyniczne". (Diaries of Sir Cadogan, London 1971, s. 167).
Uczciwy żołnierz, marszałek Lotnictwa John Slessor pisał:
- „Radziłem Komitetowi Sztabu Generalnego, by ostrzeżono min. Becka, że Polacy będą musieli opierać się tylko na własnych siłach w obronie własnego terytorium". (The CentralBlue - Cassel, London 1965).
Układ o wzajemnej pomocy między R.P. a Zjednoczonym Królestwem Wielkiej Brytanii, po zwłoce trwającej od kwietnia, został podpisany 25 sierpnia 1939 roku. Oczywiście, porozumiewano się z Niemcami o rozwiązaniu bez wojny.
Francuzi kłamali, że pójdą do natarcia nad Ren. Tymczasem w rzeczywistości francuski plan był wyłącznie obronny - (Ironside, Diaries J 93 7-40, London 1963 s. 81-82). Układ z Polską był zatem pewnym krokiem do wojny i do zbliżenia Sowietów z Niemcami.
A. J. P. Taylor pisze, że Polska zażądała 60 milionów funtów na dozbrojenie, o przyspieszenie wypłat występował depeszą gen. Ironside podczas pobytu w Warszawie - (The Origines ofthe Second World War, London 1963, s. 221), ale już Yansittard pisał tylko o 10 milionach, a Norton - minister skarbu Brytanii, wspominał o 8 milionach, (prof. K. G. Feiling - The Life ofN. Cham-berlain, London 1970,) - po zbadaniu przelewów skarbowych odkrył, że kwota pozornie wydana jako pożyczka dla Polski, została wydana na wywiad. Feiling
zaopiniował:
- „ To było oszustwo Polski przez Brytyjski Sztab Generalny i gen. Ironside ".
Warto przypomnieć, że Brytania zgodziła się wypłacić 10 milionów na zapomogi dla Czechów wyrzucanych z Sudetów. Czy ta suma również nie została wypłacona? - tego nie zdołałem ustalić.
Rozmowy Polskiego Sztabu Głównego z delegatami sztabów francuskiego i angielskiego, prowadzone w maju w Paryżu i w Warszawie, dały mierne wyniki. Nasi alianci zobowiązali się do bombardowania niemieckich celów wojskowych natychmiast po wybuchu wojny, a do generalnej ofensywy na niemieckie umocnienia w 15 dniu od wybuchu wojny, czyli 17 września. Bombardowania od 5-8 września wykonano, ale... ulotkami. Nie rozpoznawano umocnień samolotami.
Chamberlain ciągle niepewny czy Polacy się nie wyłamią z umowy, wysłał gen. Ironside do Warszawy, aby przekonał Polaków, że angielska pomoc w wojnie będzie realna i solidna. Ten nowo mianowany szef Sztabu Imperialnego łgał nieprawdopodobnie, zapowiadając, że duże siły brytyjskie będą umieszczone na Bliskim Wschodzie, skąd będą mogły ruszyć na pomoc Polsce (P. Starzyński, Trzy lata z Beckiem, s. 234-235). Przez cały wrzesień nie bombardowano Niemiec, od 17 nie było natarcia na Ren. Podczas gdy Polska krwawiła samotnie, Francuzi i Brytyjczycy realizowali swe alianckie zobowiązania.
Prezydent Roosevelt zadeklarował: „Los Polski będzie zależny od ostatecznego wyniku wojny". (Diaries ofSir Cadogan -j.w. s. 207)
Z chwilą wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, Churchill bez porozumienia z własnym rządem i parlamentem ogłosił deklarację „pomocy dla każdego państwa walczącego z Hitlerem ". Deklaracja była bezwarunkowa, poparta listem z 7 lipca 1941 roku, uczyniona w pośpiechu, z pełnym lekceważeniem praw Polski zastrzeżonych w Umowie o Wzajemnej Pomocy z 25 sierpnia 1939 roku, w art. 6 i 7 i w protokole tajnym dołączonym do Układu, w punkcie 3. Nie znalazłem śladu protestu ze strony polskiego rządu. Byliśmy pod wrażeniem, że to pominięcie nie jest celowe, podczas gdy w polityce liczy się każde słowo, lub słów pominięcie.
Ambasador Cripps rozmawiał ze Stalinem 8 lipca 1941 roku i przekazał jednostronne żądania:
1. Wzajemna pomoc bez wyszczególniania działań i materiałów.
2. Zobowiązanie, że negocjacje i umowa o pokój będą prowadzone wspólnie
przez Anglię i Rosję.
To był ostatni moment w pamięci Churchilla o jego własnej trafnej ocenie obydwu dyktatur - „Nie sposób znaleźć różnice między reżimem hitlerowców i najgorszymi cechami komunizmu" - (Whileer-Bennett, The Semblance of Peace, London 1972, s. 23). Tymczasem Churchill hojny z cudzego, dodał przez Crippsa naruszenie przedwojennych granic, „które będą tak ustalone, by opierały się o zasady etnograficzne i życzenia zainteresowanych ludów". Deklarował to w czasie, gdy był informowany o masowych deportacjach Polaków w głąb Rosji Sowieckiej (Wheeler-Bennett, j.w. str.152). Rosja przyciskana niemiecką ofensywą, nadawała się do obserwacji praktycznego przestrzegania praw polskich w warunkach wojny, co później stawało się coraz trudniejsze i w końcu zaniechane.
W tym czasie ambasador Cripps pracował na rzecz Rosji. Już w październiku 1940 roku złożył Wyszyńskiemu notę o porozumieniu brytyjsko-sowieckim:
„Londyn będzie zasięgać rady Kremla w sprawie ułożenia spraw po wojnie. Na razie Wielka Brytania uzna de facto suwerenność Z.S.S.R. w republikach bałtyckich, w Besarabii, w Bukowinie i w tych częściach byłego państwa polskiego, które są obecnie pod kontrolą sowiecką " (Woodward, British Foreign Policy, London 1962, s. 145-146).
Spowodowało to protest min. Zaleskiego o stwarzaniu pretekstów wrogich Polsce. Ale brytyjskie tendencje były oczywiste i zostały utrzymane bez względu na zmianę ministra - Halifaxa na A. Edena. Cripps - „wielki przyjaciel Sowietów", pracował nad rozszerzeniem „powojennej współpracy z Brytanią". Praw Polski nie dostrzegał, już wtedy widział ją jako łup Sowietów.
Zbliżenie do Stalina nie zadowalało Churchilla. Wiedział, że obiecana angielska pomoc dla Rosji będzie zbyt mała. Stany Zjednoczone miały ogromne możliwości, ale najazdy sowieckie na Polskę i Finlandię dały Sowietom opinię agresora w Lidze Narodów i mógł to zmazać tylko gen. Sikorski. Dążył on do uwolnienia mas zesłanych do łagrów i do użycia ich celem zwiększenia swych sił zbrojnych. Cripps niewidocznie, a min. Eden oficjalnie na prośbę I. Majskiego -sowieckiego ambasadora w Londynie, pracowali nad układem polsko-sowieckim.
Wizyta gen. Sikorskiego w Waszyngtonie nie zapewniła pomocy Polsce. Roosevelt zgodził się łatwo na wyekwipowanie oddziałów polskich z Lend-leas'u, ale politycznie nie angażował się poza stwierdzenie, że Stany Zjednoczone nie uznają zmian granicznych przed konferencją pokojową. Po powrocie do Londynu, na konferencji z Majskim, Sikorski był sam, bo Zaleski ustąpił protestując przeciwko układowi, a ambasador Raczyński był chory.
Zamiast potwierdzenia wschodniej granicy państwa, umieszczono unieważnienie paktu sowiecko-niemieckiego z 1939 roku. Był to brytyjski wyłom w zasadzie, że zmiany terytoriów państw, mogą być orzekane tylko na konferencji pokojowej, wsparty pismem min. Edena, że „Rząd JKM nie uznaje zmian granicznych, które miały miejsce w Polsce od sierpnia 1939 roku". Jednocześnie Eden mówił gen. Sikorskiemu, że „pakt z Sowietami musi być podpisany". Pakt nawiązywał stosunki dyplomatyczne i sieć konsularną, gwarantował tworzenie armii polskiej na terenach sowieckich podległej rządowi w Londynie i „amnestionowanie" zesłanych obywateli polskich.
Kiedy w grudniu 1941 roku gen. Sikorski był ceremonialnie przyjmowany w Kujbyszewie, kilku Polaków-komunistów zawiązywało w Saratowie jaczejkę, którą potem Stalin przekształcił w „Związek Patriotów Polskich".
Mimo paktu, rząd sowiecki utrzymał mocną linię swej polityki, a Eden upewniał gen. Sikorskiego, że polskie tereny nie były objęte „koncesjami na rzecz Sowietów", co było nieprawdą (Majski, „Memoirs", s. 150-151, s. 174, Raczyński, Documents on Polish-Soviet Relations, s. 160-161, s. 170, s. 107-1.
Na Atlantyku - co dało podstawę do nazwy Karty politycznej podpisanej 14 sierpnia 1941 roku - Roosevelt i Churchill w I-szym paragrafie stwierdzali, że „wykluczają wzbogacenie, lub rozprzestrzenienie terytorialne", co zadowalałoby Polskę i inne kraje zagarnęte przez Sowietów, ale Churchill już 7 marca 1942 roku odstąpił od niej. W liście do Roosevelta pisał; „Zasady Karty Atlantyckiej nie mogą Rosji wzbraniać granic które zajmowała, gdy Niemcy ją zaatakowały". (W. Churchill, j.w. s. 293-294). Stany Zjednoczone nie ratyfikowały Karty Atlantyckiej, w następstwie czego pozostała tylko wspomnieniem dobrego zamiaru i politycznej uczciwości. List ten pozostawał tajny, co zwłaszcza Polaków sprowadziło na manowce. Jednocześnie bowiem deklarował sowiecką aneksję wschodnich ziem Polski.
Sprawa Katynia jest rzeczą znaną, ale jest mniej wiadome, że Churchill w rozmowie z ambasadorem Raczyńskim o tym masowym morderstwie powiedział, że „Bolszewicy mogą być bardzo okrutni, ale to źródło ich siły, gdy chodzi o niszczenie Niemców". W następnych spotkaniach Churchill nastawał, by wycofać prośbę polskiego rządu do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o dochodzenie w sprawie Katynia. Sikorski na to nie poszedł ze względów elementarnej moralności. Stalin skorzystał z tej okazji i zerwał z rządem polskim stosunki dyplomatyczne .Nastąpiło sowieckie uznanie „Komitetu", któremu potem nadano nazwę Lubelskiego (PKWN).
Trybunał w Norymberdze włączył w swój skład przedstawicieli Sowietów. Kiedy niemiecki radca prawny zapytał Trybunał
- „Kto jest odpowiedzialny za mord w Katyniu?" - przewodniczący Lord Lawrence zabrał głos:
- „ Proponuję nie odpowiadać na pytanie tego rodzaju ".
Nigdy rząd brytyjski nie zdobył się na potępienie Sowietów za Katyń. Trybunał oddalił świadków z Katynia zaproponowanych przez gen. Andersa (prof. Zawodny, „Death in the Forest", Milwaukee 1972, s. 70-72).
Jeszcze we wrześniu 1941 roku, gdy gen. Anders przyjechał do Moskwy aby widzieć się z Beaverbrookiem - ministrem zaopatrzenia w rządzie brytyjskim, był zaskoczony, że niczego nie uzyskał dla swej „armii pod namiotami", gdy już zaczynała się rosyjska zima. (W. Anders, „Bez ostatniego rozdziału", s. 85). Anglikom chodziło o to, by Polakom zaopatrzenie dały Sowiety (co było nieprawdopodobne) lub Stany Zjednoczone, gdy była nieznana jeszcze siła i bitność armii, a jeszcze mniej kierunek jej użycia. Zgoda na odejście Polaków z Sowietów, szybkie dojście do zdrowia przez tych co nie zmarli przed podjęciem transportów i potem w Persji, pozwalały Churchillowi liczyć na świetne dywizje i wtedy dopiero zaopatrzenie zrównało się z brytyjskim.
Churchill - bo to on decydował za cały rząd JKM - przez lata utrzymywał w tajemnicy polityczne porozumienia ze Stalinem. Dopiero w lutym 1944 roku, mówiąc w parlamencie, sypał plewy w polskie oczy:
- „ Utrzymamy silną i niepodległą Polskę, ale nigdy nie gwarantowaliśmy jej granic. Jednocześnie musimy pamiętać o historycznych granicach Rosji, przed wojnami 1914 i 1939 roku. Polska będzie starzona dla zabezpieczenia zachodnich granic Rosji. Wobec linii Curzone'a na wschodzie, Polska uzyska odszkodowanie kosztem Niemiec na zachodzie". (W. Churchill, j.w., tom V, s. 227 i W. Anders,y.w. s. 214).
Prezydent Roosevelt naiwnie wyobrażał sobie, że Stalin po zakończeniu działań wojennych zgodzi się na plebiscyt na wschód od Bugu, czemu przeczyły rozpoczęte już w 1939 roku deportacje. W każdym razie przewidywano, że granica będzie przebiegać na wschód od linii Curzone'a, z Lwowem dla Polski. (F.R.U.S. 1943, tom I, s. 524).
Na konferencji ministrów spraw zagranicznych w Moskwie w październiku 1943 roku, oddano lejce Mołotowowi, a Eden i Harriman nie poruszali spraw polskich, mimo wcześniejszych obietnic. Tak uhonorowany Mołotow oświadczył, że w Warszawie w podziemiu powstała „Krajowa Rada Narodowa", jako komunistyczna przeciwwaga rządu polskiego w Londynie. (I. Majski, Who Helped Hitler?, London 1964, s. 7. Porozumienie moskiewskie, wobec dyplomatycznej bierności ministrów Zachodu, przesądzało wyniki konferencji w Teheranie (28 listopada - 2 grudnia 1943 roku).
Już w pierwszym dniu rozmów Churchill oświadczył, że „Bezpieczeństwo Sowietów powinno dyktować ich zachodnie granice". Stalin przygotowany na ostrą obronę terytorium Polski, z przyjemnością słuchał wywodów, że Polska wdzięczna za oswobodzenie od Niemców (wówczas postępujące), winna w przyszłości bronić Rosji.
Obaj z Churchillem „przeoczyli", że odcinanie polowy ziem Polski, zmniejszy jej siły. Zamiast obrony - sojusznik zdradzał Polskę, a popierał Sowiety.
Wreszcie Eden zapytał, czy Stalin zgadza się na polską granicę na Odrze? Było to bardzo na rękę Sowietom, które opierając się o zwycięstwa na froncie, planowały opanowanie całej Polski i przesuwały swój obszar okupacji na ziemie jeszcze niemieckie. Stalin przy tym zapowiedział w dyskusji, że weźmie część Prus Wschodnich dla Rosji, czyli z prowincji przyznawanej Polsce. (Documents on Polish-Soviet Relations, dokument 558, s. 976 i prof. Feis s. 283-284).
Rząd polski nie mógł się bronić, gdyż Stalin przed spotkaniem zadepeszował: „Mają być obecne tylko głowy trzech państw", co Zachód przyjął milcząco. (Correspondence between Stalin, Churchill and Attlee, New York 1965, doc. 205).
Ambasador Biddle zwrócił uwagę Prezydenta, że moskiewska konferencja nie postanowiła wprowadzenia administracji rządu polskiego na tereny zwalniane przez Niemców. Taka procedura była natomiast przewidziana dla Italii, która latami walczyła przeciwko Aliantom. (F.R.U.S. 1943, tom III s. 481-483). To pozwoliło Stalinowi na wprowadzenie administracji komunistycznej i oddalenie prób wysłania do Polski wojskowych misji zachodnich już w następnym roku.
Tajna dyplomacja brytyjsko-sowiecka zaskakiwała rząd polski nagłymi decyzjami. Tylko plotki docierały do polskich uszu, ale je oddalano na zasadzie: „Anglicy do tego nie dopuszczą". Wyjątkowo, angielskie informacje przed Powstaniem były uczciwe. Foreign Office odpowiedział na prośby polskiego ambasadora o pomoc w uzbrojeniu i amunicji - „Rząd JKM nie będzie w stanie nic uczynić w tej sprawie". (J. M. Ciechanowski, Powstanie Warszawskie Londyn 1971, s. 150). Oprócz tego gen. Kopański i gen. Sosnkowski byli podobnie informowani przez czynniki wojskowe. Dlatego Powstanie było niezależną polską decyzją generałów Bora, Pełczyńskiego i Okulickiego.
Była to oczywista zbrodnia wobec narodu, zwłaszcza wobec Warszawy, popełniona przez wojskowych patronujących Delegaturze Rządu. Komenda A.K. zmieniła samowolnie „Instrukcje" gen. Sikorskiego i gen Sosnkowskiego mówiące, że „Powstanie nie może się nie udać", wybuchnąć ma dopiero wtedy, gdy wojska alianckie znajdą się na terenie polskim, a Niemcy będą zdemoralizowani sowiecką przewagą.
Na sukces polityczny Powstania liczył premier Mikołajczyk, wsparty fantazjami gen. Tatara, któremu w Stanach Zjednoczonych odmówiono zaopatrzenia podczas konferencji w Waszyngtonie. Zwycięska ofensywa sowiecka dochodziła do Wisły, a ponieważ nie było żadnej umowy ze Stalinem od czasu zerwania stosunków dyplomatycznych po Katyniu, zryw w Warszawie był oczywistą katastrofą. Jeszcze w rozmowie pik. I. Oziewicza - dowódcy NSZ z gen. Roweckim - komendantem A.K. - zgodzono się, że Powstania nie będzie w ówczesnych warunkach.
Potem obaj zostali aresztowani i decyzję podjęło trzech szalonych patriotów.
Wynik Powstania jest powszechnie znany - około 250.000 zabitych, głównie mieszkańców stolicy, zniszczono główny ośrodek kultury i historii, nędza ludności i zdobycie Warszawy przez sowiecką armię. Rodacy biorąc wszystkie sprawy emocjonalnie, są dumni z tych osiągnięć. Nikt nie wątpi, że jesteśmy odważni, lecz mało kto ma o nas dobrą opinię, umiemy myśleć lecz nie umiemy politykować. Dlatego ci bohaterzy opanowali emigrację i przez ostatnie 40 lat zajmują się głównie medalami i orderami.
Chuchill naciskał Mikolajczyka o wyrażenie zgody na cesję ziem wschodnich, a do Roosevelta wysłał memorandum równe wartości połowy Polski - dla „bezpieczeństwa" Sowietów. Prezydent zgodził się na ten wojskowy i polityczny nonsens bez plebiscytu, o którym dawniej myślał. Co więcej, przez Stettiniusa odrzucił przyjętą zasadę nienaruszalności granic do czasu decyzji konferencji pokojowej. Kiedy w grudniu 1943 ambasador USA przy rządzie polskim zrezygnował ze swego stanowiska wobec braku obrony spraw polskich, jego następca nie został wyznaczony. Mikołajczyk streścił żądania Stalina -„ Odejście od Traktatu Ryskiego, przyjęcie nowej granicy i zmiany w polskim rządzie " - jako dyktando bez negocjowania.
Ustępstwa na żądania sowieckie nie miały końca: wtrącanie się w osobowy skład polskiego rządu, ujawnianie polskich zabiegów w Waszyngtonie. Oczekiwano zjazdu Stalina, Roosevelta i Churchilla. Do ich rządów zostało skierowane memorandum rządu polskiego, sugerujące decyzje graniczne po zakończeniu wojny, prawa narodu polskiego do posiadania niezależnego ustroju i rządu, wreszcie oświadczono, że porozumienia mocarstw bez udziału rządu polskiego, nie będą uznawane przez Polsków.
Memorandum zignorowano, a Mikołajczyk nie otrzymał zaproszenia na widzenie się z Churchillem i Rooseveltem. Ten ostatni był zainteresowany tylko polskimi glosami przed zbliżającymi się wyborami w USA i dbał, by nie publikowano informacji o jego obojętności przed wyborami. (H. Feis,/.w. s. 524, S. Mikołajczyk,/w. s. 110).
Sir. J. Wheeler-Bennett (The Semblance of Peace, London, s. 194-196) -pisze o okresie poprzedzającym Jałtę, że Brytania dawała obietnice Mikołajczykowi, ale nie miała zamiaru ich dotrzymać, po wielokrotnie wyrażanej zgodzie na linię Curzone'a, na „przyjazny rząd" i sowiecką, powojenną administrację. „Polska miała tylko wartość honoru dla Brytyjczyków, a Grecja miała wartość strategiczną i to decydowało". Dalej sławny historyk potwierdza: „ Słuszność braku polskiego zaufania do prowadzonych negocjacji".
Zjazd w Jałcie był imponujący. Ponad 700 wojskowych i cywilnych asystentów obu zachodnich przywódców, w armadzie samolotów przybyło na kwatery błyskawicznie oczyszczone z niemieckich i rosyjskich pluskiew. Stalin jako gospodarz był nadzwyczajny, z obfitością jedzenia i alkoholu, co było dobrze skalkulowane. Goście czuli się zobowiązani, a ich umysły zamglone. Sytuacja na froncie wschodnim znakomita - ofensywa rozpoczęta 13 stycznia, doprowadziła do zajęcia całej przedwojennej Polski.
Wprowadzono „Rząd Tymczasowy" złożony z komunistów (F.R.U.S. 1945, tom V, s. 115). Amerykanie widzieli zagrożenie dla niepodległości Polski, jednak w drodze do Jałty, ministrowie Stettinius i Eden omówili wszystkie ważniejsze sprawy i zgodzili się.
Stan fizyczny i bierność umysłu Rooseyelta nie pozwoliły na wspólne omówienie spraw polskich. Eden zanotował tylko: - Wzrasta zaniepokojenie, że Rosja posiada szeroki plany zdominowania Europy Wschodniej i skomuni-zowania pozostałych terenów, zwłaszcza nad Morzem Śródziemnym. (A. Eden, The Reckoning, s. 439).
„Dom wariatów na czele z Edenem odnośnie Polski. Pewien sens z tego -oczyścić sprawy personalne, usunąć rządy londyński i lubelski i stworzyć nowy, do przyjęcia przez wszystkich ". (Sir Cadogan,/.w. s. 698).
Prawdopodobnie brytyjski minister spraw zagranicznych, pisząc te słowa miał rację, ale Stalinowi nie zależało na uporządkowaniu spraw polskich i dobraniu ludzi wartościowych. Polskę czekała krwawa czystka i terror. Rząd polski żądał międzyalianckiej, wojskowej kontroli w Polsce. Cadogan nie wierzył, by to się udało. Już w Jałcie Churchill powiedział, a jego przyboczny lekarz zanotował: -Nie możemy się zgodzić, aby Polska była rosyjskim państwem kukiełek, gdzie ludzie nie zgadzający się ze Stalinem, są odrzucani. Amerykanie są ignorantami w sprawie Polski. (Lord Moran - Winston Churchill, The Struggle for Survival, London 1966, s. 219)
Churchill nie miał odwagi powiedzieć tego wprost dyktatorowi. Znów cytuję Cadogana, niezrównanego kronikarza Jałty: - Mało zrobiono, mały postęp. Pierwszy minister nie poinformowany o problemach o których mówi (...) Dobre pożywienie, masa wódki (...) Ta konferencja będzie zupełnie spartaczona (...) Spór o Polskę - nic nie zostało tam ustalone (...) Pierwszy minister raczej wypadł z szyn. Stary, głupi człowiek zabierał głos, bez uwagi na Anthony (Eden) albo na mnie (...) To co mówił, było zupełną odwrotnością linii, którą ustaliliśmy z Amerykanami. (Cadogan,/w. s. 706)
I dalej: - Mamy wreszcie umowę w sprawie Polski, która może złagodzić różnice przynajmniej na pewien czas i zapewnić pewien stopień niepodległości Polakom. Linia Curzone'a, włączając Lwów, ma być granicą Rosji, a zachodnią granicą Polski ma być Odra i Nysa (która? - S.Ż.). Tu Roosevelt i Churchill oponują aby nie dać zbyt wiele Polsce. Churchill wygłaszał tanie banały -„wolna, suwerenna, pan swej własnej duszy", poczem zgadzał się na „wolną elekcję w ciągu miesiąca", co było niewykonalne i bez nadzoru międzynarodowego. Stalin był dobrze przygotowany z historii rejonu, mówił o polskich osadach nad Odrą gdy chciał przesunąć na zachód granicę kontrolowaną przez Sowiety. (Cadogan,/.w. s. 706, 708-709, 716-717, i H. Feis - s. 524-525).
Czytelnik łatwo zauważy, że najczęściej cytuję Lorda Cadogana. Mimo wódki był trzeźwy i przygotował dokumenty z ogromnej ilości kontaktów, rozmów i deklaracji ludzi. Dyskusje o organizacji i uprawnieniach „Tymczasowego Rządu" polskiego były długie, skomplikowane, pełne frazeologii, bez kontroli międzynarodowej, przyszli ambasadorowie nie mieli swobody ruchu w kraju, a ich raporty były zaledwie protestami. (H. Feis, y. w. s. 526-529).
Iluzje miały krótki żywot i po powrocie do Londynu, Churchill powiedział na posiedzeniu gabinetu: „Zdajemy sobie sprawę z naszych wielkich grzechów wobec Polski, w przeszłości, w ciągu okupacji i opresji w tym kraju". Ale ten sam człowiek już 27 lutego mówił w parlamencie o swym zaufaniu i wierze w dobrą wolę Sowietów: „Nie znam rządu, który bardziej solidnie przestrzega swoich zobowiązań, jak sowiecki rząd rosyjski". (Documents on Polish-Soviet Relations,].Vf. doc. 309).
Z ksiazki Stanisław Żochowski Wywiad Polski we Francji 1940-45
Urywek ten pochodzi z ksiazki Stanisław Żochowski Wywiad Polski we Francji 1940-45 Tutaj podaje on bibliografie POLSKO-BRYTYJSKJE ROZRACHUNKI Pośmiertna sprawa generała Marian Kukieł, Sikorski, London 1970. Michał Sokolnicki, Ankarski Dziennik, London 1974. David Irving, The Death of General Sikorski. „After the Battle" nr 20 -1978. Polski wywiad w Szwajcarii Wywiad z p. Szymańską, Józef Garliński, „ The Swiss Corridor". Enigma-Bomba-Ultra Dr T. Lisicki, wykład na sympozjum w Bonn, Enigma - w języku niemiec¬kim, później wydany drukiem. J. Garliński, Intercept, London, 1979. F. W. Winterbotham, The Ultra secret, London, 1974. Polski naukowy i techniczny wkład w wojnę Dr T. Lisicki, wykład na ten temat udostępniony mi przez Autora. Zdrada i oszustwo Polski przez rząd brytyjski w drugiej wojnie światowej Documents of British Foreign Policy, ser. III, vol. IV. Doc. 458. I. Colovin, The Chamerlain's Gabinet, London 1971. L. Namier, Diplomatic Prelude, London 1971. Sir Cadogan Diaries, London 1971. John Slessor, The Central Blue, London 1965. Ironside Diaries, 1937-1940, London 1963. A. J. P. Taylor, The Origines ofthe Second World War, London 1963. K. G. Feiling, The Life ofN.Chamberlain, London 1972. P. Starzeński, Trzy lata z Beckiem, London 1972. J. Wheeler-Bennett, The Semblance ofPeace, London 1972. E. L. Woodward, British Foreign Policy in the Second World War, London 1962. I. Maisky, Memoirs ofa Soviet Ambassador, London 1965. Documents on Polish-Soviet Relations, London 1961. E. Raczyński, In Allied London, London 1962. W. Churchill, The Second World War, London 1948. W. Anders, Bez ostatniego rozdziału, Newton 1950. Foreign Relations ofUSA, 1941-1945, Washington (FRUS). H. Feis, Correspondence between Stalin, Churchill and Attlee, N. York 1965. W. Jędrzejewicz, Poland in British Parliament, I-HI vol. USA 1946-1966. Moran, Lord; W. Churchill, The Strugglefor Survival, London 1966. S. Zochowski, British Policy in Relation to Poland in the Second World War, New York 1988. Pozbycie się Polskich Sil Zbrojnych przez rząd brytyjski Znaki Czasu, Nr. 9/88. Dr A. Gella, Znaki Czasu, Nr. 9/88. Płk. S. Pstrokoński, Kapitulacja Polskich Sił Zbrojnych, Londyn 1948. Mjr P. A. Szudek, Likwidacja Polskich Sił Zbrojnych.
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 17:16, 13 Lis '09
Temat postu:
Nastąpiło aresztowanie 16 ministrów polskiego podziemia i wywie
Umarł Roosevelt, a jego następca Truman był przeciwny zbrojnej opozycji. Amerykańskie armie wycofały się do rzeki Elby, o 120 km na zachód. Ostatnie szansę wyjęcia Berlina i Pragi spod kontroli Rosji, zostały stracone. Tak już miało zostać, a warto pamiętać, że w parlamencie prof. Savary uprzytomnił obojętnym, że ta nasza wschodnia granica, została uzyskana przez Rosję w 1795 roku w trzecim rozbiorze, a prof. Fisher dodał: „Rosja nigdy tak daleko nie sięgała i jest to najbardziej bezwstydna akcja w historii Europy". (Polandin British Parliament, tom III, s. 218, 227) Nastąpiło aresztowanie 16 ministrów polskiego podziemia i wywiezienie ich do Moskwy. Odbywały się wówczas rozmowy organizacyjne Narodów Zjednoczonych w San Fracisco. Minister Tarnowski żądał od Stettiniusa i Edena, „by przeprowadzili dochodzenie co do ich losu" (Documents on Polish-Soviet Relations, doc. 354). W Polsce w tym czasie tworzono siłę komunistycznej ochrony rządu. Przy końcu 1945 roku funkcjonariusze bezpieczeństwa liczyli 23.230 ludzi, milicja -ponad 40.000, specjalna rezerwa milicji zwana ORMO - 100.000, co jednak nie wystarczało do zniewolenia narodu i stworzono Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego w sile 32.000 ludzi. W niektórych akcjach powoływano dywizje wojska do pomocy tym formacjom. W Londynie, przy końcu lutego 1945 roku, gen. Anders rozmawiał z Churchillem o przyszłości swego II Korpusu, ale wyraźne stanowisko pierwszego ministra Brytanii dotyczyło przyszłości Polski i jej Sił Zbrojnych na Zachodzie. Zwróćmy uwagę na dramatyzm tej rozmowy. Churchill: - Pan nie jest zadowolony z konferencji jałtańskiej. Anders: - Uważam, że stało się wielkie nieszczęście. Naród polski nie zasłużył na takie załatwienie jego spraw. Rosja Sowiecka zabiera nam połowę terytorium, a w pozostałej części Polski chcą mieć soje rządy. Churchill: - Mamy dość wojska i waszej pomocy nie potrzebujemy. Może Pan zabrać swoje dywizje. Obejdziemy się bez nich. Anders: - Nie mówił Pan tego przez ostatnich kilka lat. Rosja nie ma żadnego prawa do naszych terenów. Churchill: - Będę przemawiać w sprawie Polski w parlamencie. Spotkamy się ponownie niedługo potem. (W. Anders, Bez ostatniego rozdziału, s. 343-345). Konsekwencją tej rozmowy była odezwa do prasy gen. Andersa, gdy zapowiedzianej rozmowy z Churchillem nie było, a w kontaktach z Anglikami powtarzała się demobilizacja PSZ w najbliższym czasie: „Bez względu na warunki, w jakim przyjdzie nam żyć i działać, ślubujemy trwać w walce o wolność Polski". Po powrocie do Ancony, gen. Morgan - dowódca brytyjski w Italii, uprzedził gen. Andersa, że „Londyn może dojść do przekonania, że należy zmienić dowódcę II Korpusu". Był czerwiec 1946 roku. (W. Anders,/.w. s. 421). Po zakończeniu wojny (8 maja 1945 roku) nadal trwała partyzantka w Polsce. Niemcy wycofując się przekazali Ukraińcom znaczne zapasy broni, amunicji, materiałów sanitarnych i żywności. Ukraińcy chcieli stworzyć „kraj zakurzoński" na zachód od linii Curzone'a. Niemcy działali na Ziemiach Odzyskanych w organizacjach „ Wehrwolf, czyli „Wilkolaków" i innych. Wojsko „ludowe" walczyło z obu nacjonalistycznymi irredendami. O ustosunkowaniu się ludności polskiej do komunistycznej opresji, świadczyła polska partyzantka, złożona z od¬działów AK, NSZ, BCh i wielu mniejszych. W sumie istniało ponad 2000 oddziałów - niektóre rozwiązywały się lub były rozbite, inne powstawały. Komuniści szacowali ich szeregi na ponad 91.000 członków. Wykonano 7154 napady na posterunki UB i milicji, zabijając ponad 17.000. Siłę partyzantki potwierdzała ilość broni zabranej jej podczas pacyfikacji - ponad 100.000 sztuk różnych rodzajów i kalibrów. Była to żywiołowa nienawiść, demonstrowana do 1948 roku, gdy z koniecz¬ności uwierzono, że sprawę polskiej niepodległości pogrzebali Anglosasi. Roz¬poczęły się „referenda" i „wybory", kierowane pięścią. Prócz wymienionych już tysięcy ubeków i milicji, do „ochrony" wyborów skierowano 12.000 żołnierzy K.B.W. Rozpoczął się ciąg ponad 40 lat w różny sposób fałszowanych wyborów. (W walce o utrwalenie władzy ludowej 1944-1947, Książka i Wiedza, Warszawa 1967). Areszty, zsyłki i tortury były powszechnie stosowane w więzieniach, gdzie wykańczano najlepszych synów Polski. Wprowadzono sądy wojskowe i oprócz setek tajnych, kapturowych, dokonywano pokazowych procesów NSZ, AK, WiN. Strajki wyeliminowało prawo okupantów. Trwał rabunek fabryk i maszyn rolniczych z terenów poniemieckich należących do Polski, trafiających do Sowie¬tów. Wszystkie polskie wysiłki ocalenia niepodległości nie mogły osiągnąć celu, gdy Anglosasi byli bierni. W oddziałach w 1948 roku walczyli już tylko desperaci, oparci w wioskach, górach i lasach. Żywność i kwatery zimą, opieka nad rannymi i chorymi, mimo represji komunistycznych, były nadal udzielane walczącym przez naród polski podtrzymujący swe marzenia o niepodległości. Kapitulacja, czy pozbycie się Polskich Sil Zbrojnych? Poczucie klęski żyje długo. Boli, jak nie zagojona rana. Poszukuje się alibi nawet w grobie bohatera. Nie było niczyjej winy, bo nie było wystarczającej siły na obronę przed dwoma sąsiadami. Nic dziwnego, że marszałek Śmigły-Rydz, w Craiova - jeszcze we wrześniu 1939 roku, na pytanie Melchiora Wańkowicza - kogo uważa za głównego sprawcę klęski, odpowiedział: „Józefa Piłsudskiego, który zajmując się zbytnio polityką, zaniedbał armię. Gdyby wojna wybuchła w 1935 roku, trwałaby jeden dzień. Musiałem użyć nadludzkich wysiłków, by armia mogła walczyć kilka- naście dni z wielokrotnie przeważającym przeciwnikiem. Drugim sprawcą jest vicepremier Kwiatkowski, który odmawiał mi kredytów na rozbudowę armii . Bez komentarzy. Ale i wówczas Rydz-Śmigły nie orientował się, że me ma ogromnych sil i czasu potrzebnego Kwiatkowskiemu, nawet na wykończenie Centralnego Okręgu Przemysłowego. Byliśmy mocarstwem z marzeń i fantazji. Wojna jest brutalnym realizmem i sprawdzianem. Były dwie realne propozycje i alternatywy sojuszu - z Niemcami lub z Rosją. Obie prowadziły do zupełnej zależności Polski. Min. Beck odrzucił angielską sugestię sojuszu z Anglią, Rosją i Francją. Jeszcze przed 1937 r. me zawarł aliansu z Czechosłowacją. Była to polityka fikcyjnego mocarstwa. Brytyjski premier N. Chamberlain wiedział o bezbronności Anglii, miał pieniądze, ale brakowało mu czasu. Ten czynnik zapewnił mu Beck układem o wzajemnej pomocy, której Chamberlain nie zamierzał Polsce udzielić. Razem z Francją złamał układ już w sześć dni po jego zawarciu, nie bombardując Niemiec, a w us¬talone dwadzieścia dni nie uruchamiając ofensywy. Po latach studiów i rozmyślań nad tym dramatem Polski, nie widzę zbyt mocnych podstaw do oskarżanie min. Becka i marszałka Rydza-Smiglego o lekkomyślność w zawierzeniu Anglikom. Byli to ludzie honoru i nie poj¬mowali, że oszustwo w polityce jest bronią nie tylko wobec wroga, ale i w stosunku do słabego, czasowego sojusznika. W angielskich planach byliśmy tylko pionkiem do wykorzystania. Podobnie później mylił się o wiele od obu inteligentniejszy, ale w uczciwość sojusznika także wierzący gen. Sikorski, a po nim jeszcze gen. Anders. Wszyscy oni należeli do minionej, rycerskiej epoki. Oszustem był gea M. Gammelin - szef Generalnego Sztabu Francji, ale wszystkich dystansował w oszustwach i kłamstwach W. Churchill, a gen. Iroside czy gen. Morgan, asystujący przy rozwiązaniu II Korpusu, wykonywali tylko rozkazy swego rządu. Od czasów gen. Wybickiego i polskiej delegacji u Napoleona, aż do ks. Adama Czartoryskiego, do margrabiego Wielopolskiego - człowieka o skomp¬likowanej umysłowości - byliśmy zawsze „z innej epoki", wierzący w pakta i pod¬pisy na uroczystych dokumentach, gdy liczy się tylko realna siła, a nie ta, która dawno wywietrzała. Jeden z najzręczniejszych polityków - oszustów Talleyrand, mówił: „ Trahison est une ąuestion du datę". To co było święte wczoraj, dziś się nie liczy. Tylko w tej perspektywie można oceniać bezceremonialne pozbycie się Polskich Sił * Dokument Min. Spraw Wojsk. Instytut im. Generała Sikorskiego w Lo L.Dz. 1740 I.G.Z.L 41 - powtórzone w: „Słowo Narodowe", maj 1989 -Warszawa. Zbrojnych przez Brytyjczyków. Liczyły ćwierć miliona ludzi, ich żołnierze, którzy dla walki o niepodległość Polski przekraczali wiele granic, płynęli przez wiele mórz, krwawili na wszystkich frontach, by na koniec usłyszeć, że „walczyli dla nas", to znaczy dla Anglii. Gdyby ta armia liczyła 10-15 milionów, byłaby szanowana i odniosłaby zwycięstwo dla swego narodu. PSZ dotrzymały sojuszu do końca. Jako sekretarz generalny SPK II Korpusu, objeżdżałem wszystkie jednostki, by zapoznać żołnierzy ze zmianą wojska w półcywilną organizację, która miała przystosować się do życia po demobilizacji. Stowarzyszenie Polskich Kombatantów miało zastąpić wojskowe związki, co tylko częściowo się udało, bo następowało wykruszanie stanów przez wyjazdy poza Anglię, powroty do Kraju lub usamodzielnianie się wszystkich energiczniejszych żołnierzy. Odbyłem także wizyty w I Dywizji Pancernej i w Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej w Niemczech i na placówkach we Francji. Kiedy wróciłem do Ancony, już część II Korpusu odpłynęła na Wyspy. W V Dywizji zarzewiem buntu przeciwko rozbrajaniu i demobilizacji żołnierzy, był ppłk. dypl. Piotr Harcaj i podobne stanowisko zajmował dowódca dywizji - gen. Nikodem Sulik. Rozmawialiśmy ze sobą kilkakrotnie. Wysunąłem sprawy kwatermistrzowskie - Anglicy mogli nas i polską ludność cywilną, głównie rodziny żołnierzy odciąć od żywności, a samochody od benzyny i sma¬rów, a myśląc o oporze posuniętym nawet do strzelania - od amunicji. Stalibyśmy się masą półcywilną z dnia na dzień, ponieważ żołnierz jest karny i znakomity, gdy jest syty i pod stałą opieką dowódców. Inna, nie mniej ważna sprawa - walczyli podtrzymując się na duchu stałą wizją powrotu do kraju i rodzin. Duża część żołnierzy Korpusu pochodziła ze wschodnich województw Polski. Nie wiedzieli, gdzie są teraz ich rodziny, a domy im zabrano. Czy będą chcieli bić się z Anglikami o nieznane jutro? Czy po siedmiu latach nadstawiania głów, będą chcieli bić się o jeszcze mniej znaną przyszłość? Tak myślało wielu oficerów, nie tylko szeregowych nie obeznanych z umo¬wami i prawem narodów, które zawsze chroni potężnych, a nie istniały żadne precedensy mówiące o uprawnieniach „odwiedzającej armii" - „visiting Anny" -jak nas wówczas nazywali Anglicy. Przy zaleceniach dowódców, większość zapisała się do P.K.P.R. Przybyłem z rodziną do Anglii w końcu grudnia 1946 roku. Pojechałem zameldować się gen. Wiśniowskiemu, szefowi sztabu Korpusu. - Zdaje się, że o Panu zapomniano! - powiedział na mój widok, ale zostałem skierowany do sztabu 3 Brygady, w 3 Karpackiej, nieznanej mi dywizji. Ledwie zacząłem wrastać w 3 Dywizję - a były to wielkie różnice, coś jak inna rodzina - wylądowaliśmy w Pipers Wood w „beczkach śmiechu" - barakach wystawionych na czas mobilizacji. Nikomu nie było do śmiechu, a towarzystwo tworzyło się półcywilne, półwojskowe, czego nie mogłem znieść i szybko oglądałem się za jakąś dzierżawą, aby wyskoczyć z beczki i z K.P.P.R, czyli fikcji wojska. Tak los pozbawił mnie targów o jutro, które wzięliśmy we własne ręce razem z żoną. Kapitulacja, czyli pozbycie się PSZ, stały się faktem poza nami, a ten krótki okres, ni to cywilny ni wojskowy, tyle mnie kosztował, że trzy lata później, gdy wybieraliśmy się do Australii i p. Gierat dwukrotnie przyjeżdżał namawiać mnie na pozostanie w Londynie i znów na generalne sekretarzowanie kombatantom i pobieranie uposażenia ze składek kolegów-żołnierzy -podziękowałem za zaszczyt i zdecydowanie odmówiłem. Dopiero praca dr. Gella w „ Znakach Czasu ", umożliwiona przez usunięcie tajności protokołów „ Gabinet Polish Forces Committe" w 1978 roku, zwróciła moją uwagę na ten okres bólu i wstydu, nieznany rodakom w Polsce. Wcześniej pisali o tym inni, zwłaszcza ppłk. dypl. S. Pstrokoński - już w 1948 roku, kiedy sprawa miała jeszcze rumieńce gniewu i oburzenia. Pozbycie się Polskich Sił Zbrojnych, Pstrokiński widział jako kontynuację antypolskiej polityki od Teheranu. W innym miejscu wykażę jej początek od czasu Traktatu Wersalskiego. Brytyjczycy byli bardzo zdyscyplinowanym zespołem narodów połączonym nie tylko przez język, ale kulturę, wyspiarskość, Kościół i wiarę w swoją wyższość - „right or wrong". Można im udowadniać, że postępują niesłusznie, wykładać kawę na ławę - bez rezultatu, ponieważ sumienia też mają brytyjskie. Rozumieją i respektują tylko fakty. Zainteresowani są tylko życiem swego typu, „the English way oflife", nas na siłę wpychając w imperium Azji. Powtarzam za Pstrokońskim: „Zrozumieją nas, gdy polscy lotnicy będą niszczyć Londyn z taką zawziętością, z jaką go ostatnio bronili". Autor uważa, że „Przez pozbycie się PSZ Brytania napadła na Polskę, bowiem były one trzonem jej niepodległości". Prezydent R.P. Władysław Raczkiewicz nie kazał złożyć broni, ani na to nie zezwolił, lecz nie nakazał stawiania oporu, tylko oświadczył: „Służba Wasza jeszcze nie skończyła się ", wyrażając ówczesną polską wiarę, że wojna jeszcze będzie trwać. Gen. Bór-Komorowski, aktualny naczelny wódz, nie zajął stanowiska, choć było to jego obowiązkiem. Wiosną 1945 roku, w Sztabie N.W. na odprawach i nieoficjalnie na zebraniach Koła Oficerów dyplomowanych, a także na posiedzeniach rządu, gdzie byłem obserwatorem Szefa Sztabu, rozważano aby na terenie ogromnego imperium przydzielić nam kawałek ziemi, abyśmy mogli żyć razem, a nie wracać do niewoli. I na to się nie zdobyto. Prezydentowi R.P. nazajutrz po cofnięciu uzania, przysłano policjanta z przypomnieniem, aby rejestrował się jako „uciążliwy cudzoziemiec"! Kiedy Naczelny Wódz i minister Obrony Narodowej przekazali swą władzę generałowi Kopańskiemu, było sześciu terenowo od siebie oddalonych, niezależnych generałów: gen. Anders we Włoszech, gen. Wiatr na Środkowym Wschodzie, gen. Rudnicki w Niemczech, gen. Maczek w Szkocji, admirał Świrski nad marynarką i gen. Iżycki nad lotnictwem. Odpowiedzialność dowódców określa polski Karny Kodeks Wojskowy z 1932 roku, w rozdziale o „Przestępstwach przeciw wierności żołnierskiej". Art. 37, § l stanowi: „Dowódca, który nie wyczerpawszy środków obrony poddaje się i powoduje tym złożenie broni przez podwładne mu wojsko, podlega karze śmierci". Kiedy gen. Giełgud, podczas wojny 1831 roku kazał przejść swojemu korpusowi do Prus Wschodnich, jeden z oficerów zastrzelił go na granicy. Gen. Anders wierzył w ustne obietnice brytyjskiego rządu, potem gen. Aleksandra i gen. Morana i złamał opór gen. Sulika, dowódcy V Dywizji Kresowej, który był zdecydowany na czynną obronę naszych praw uczciwie nabytych. Inni generałowie skapitulowali. Admirał Świrski, biorąc niedawny przykład francuskiego adm. Darlana, który dał rozkaz zatopienia floty by jej nie oddać Niemcom, mógł polskie okręty przeprowadzić do portów państw uznających nasz rząd w Londynie, nawet otworzywszy ogień do Brytyjczyków przy próbie zatrzymania - lub je zatopić. Zamiast tego, wszyscy odbyli naradę i niesławnie skapitulowali. Przeważył utylitaryzm i przyrzeczone generałom pobory ! Tylko „przyrzeczone", gdyż wiem na pewno, że np. wdowa po admirale Świrskim żadnej pensji nie otrzymała od angielskich skąpiradłów! Postawmy to na tle wzbogaconych lub opłacanych - przypomnijmy sobie -wówczas brygadiera Józefa Piłsudskiego, który utrzymał w Brygadzie przez cały czas trwania Legionów jednakowe pobory oficerów, bez różnicy stopnia. Od tego miejsca przechodzę do omówienia świetnego artykułu dr. Gella. Pisałem już o tym, że była to armia ochotnicza, ale należy podkreślić, że była jednocześnie wybitnie inteligencka. Już we Francji inteligentów było około 40%, a rząd polski w okresie wojny dbał o kształcenie żołnierzy na wszystkich pozio¬mach. Organizowano kursy maturalne, na uniwersytetach brytyjskich stworzono pięć polskich wydziałów. O profesorów nie było trudno, bowiem ewakuacja objęła prawie cały centralny aparat państwowy. Nie przesądzało to o buntowniczej intencji armii zagrożonej demobilizacją i byle jakim wchłonięciem jej żołnierzy, co łączono z rozproszeniem. Do pewne go czasu wierzono licznym i pozornie szczerym enuncjacjom wojskowych i rzą¬dowych czynników brytyjskich, razem z Majstrowaniem pokoju, co zanosiło się na dziesiątki lat. Musiała zatem przeważyć chęć osobistej i rodzinnej stabilizacji, byle na Zachodzie. Może raczej dzięki powszechnej w armii inteligencji, szybciej się zorientowano w intencji zlikwidowania jedynego sojusznika po upadku Francji i w obronie Szkocji. Wroga Polakom tendencja zrodziła się po serdecznym objęciu sowieckich „baboons", napadniętych przez Hitlera. W kalkulacji liczb staliśmy się niepot¬rzebni, a wkrótce potem byliśmy zawadą. Churchill w rozmowie ze Stalinem skarżył się na trudności spokojnego pozbycia się 250 tysięcy Polaków pod bronią i mówił otwarcie o możliwym buncie. Stalin tematu nie podjął. Reżim warszawski wydawał apele o „patriotycznym obowiązku powrotu do kraju", „marszałek" Żymierski w nowym milieau miał zapomniane swoje kradzieże w „pańskiej Polsce" i nakazywał powrót - do więzień! Brytyjczycy urządzili plebiscyt i tylko 1700 wypowiedziało się za powrotem, a upraszający o administracyjne naciski wobec opornych minister Modzelewski, usłyszał od ministra Ernesta Bevina: - Nie zmuszajcie mnie do znoszenia prawa azylu! Chętnie i lekko zapomniano o zobowiązaniach z 1939 i 1940 roku. Umowa zawarta z dowództwem PSZ, mówiła wyraźnie o przysiędze na wierność swemu rządowi i polskim prawom wyniesionym z kraju. Sytuacja zmuszała do lawiro¬wania przy pomocy angielskiej prasy, która zmieniła chorągiewkę i z umiar¬kowanych zachwytów nad polskimi zwycięstwami - bo te najwyższe rezerwowano zawsze dla własnych barw - przeszła do narzekań, że Polacy są tak nieustępliwi w sprawie granic, gdy Churchill zadbał dla nich o lepsze: będą mieć szeroki dostęp do morza, a nie wymieniano komunistycznego ustroju i przerażających mogił Katynia. Nawet szkockie pisma dołączyły się do rządowych dyrektyw, a tylko katolickie i tylko z rzadka wspominały o drugiej stronie medalu. Po zmianie opinii na niechętną, lub z lewicy - wrogą, zadbano o rozbrojenie kolejnych oddziałów, zwłaszcza II Korpusu, a po gorącej rozmowie gen. Andersa z Churchillem, gdy ten ostatni powiedział: „Może Pan zabrać swoje dywizje" - zad¬bano, by Generał nie pozostał przy Korpusie, a potem nie dano mu dowodzenia P.K.P.R. Trzeba także pamiętać, jak bardzo nasz żołnierz był przywiązany do broni, jak pieczołowicie reperował czołgi i samochody, jak je konserwował, by się nada¬wały na drugą część wojny, która miała je zaprowadzić do Warszawy. Jedno¬cześnie Churchill realizując instrukcje Stalina, żąda i uzyskuje dymisję gen. Sosnkowskiego, który miał część popularności Starego Marszałka. Gen. Sosnkowski wydał swój ostatni rozkaz nr 19 z 4 września 1944 roku, żądający większej pomocy dla walczącej stolicy. Generał kończył: „Odpięciu lat zarzuca się systematycznie Armii Krajowej bierność... Dzisiaj oskarża sieją o to, że bije się za wiele i za dobrze...". Tej samej daty gen. Anders, mimo wielu bolesnych doświadczeń wierzący zapewnieniom, że wspólnie z Anglikami będziemy walczyć do ostatecznego zwycięstwa i że Anglosasi nigdy nas nie opuszczą, nie ogłosił w II Korpusie rozkazu odchodzącego Naczelnego Wodza. Ta niesubordynacja, razem z ogólną polską naiwnością, podzieliła naszą opinię. Dalekie przewidywania kryzysu, który musiał zaistnieć, sprzeciwiały się połączeniu wszystkich polskich sił na jednym froncie, pod jednym własnym dowództwem. Anglicy łamali umowę z 5 sierpnia 1940 roku, która wyraźnie o tej jedności mówiła. Tłumaczono się brakiem statków, prowadzonymi operacjami, a decydowano podobnie jak Stalin, który nie połączył na jednym kierunku operacyjnym polskiej I i II Armi, tylko jedna biła się na pomorskim szlaku, a druga uderzała na Śląsku. Jedność opinii polskiej na emigracji popsuł powrót trzech generałów do Polski pod komunizmem. Przeprowadzony plebiscyt wśród wojska wykazał, że za powrotem była wyraźna mniejszość. Prócz żołnierzy, istniał problem polskiej ludności cywilnej z wielu instytucji, a także czasowo osiedlonych w Indiach i Af¬ryce, oraz rodzin żołnierzy. Nie spieszyli do ówczesnej Polski. Do końca działań wojennych łudzono Polaków wybuchem nowej wojny, albo obiecywano jakąś „małą Polskę" w wielkim świecie, który okazał się jednak za mały na wykrojenie takiego „sierocińca" dla bezdomnych Polaków! W wielu oświadczeniach panoszyła się brytyjska bezczelność. „Dobrze nam służyliście" - mówił minister spraw wewnętrznych Chuter Ede, ale on był po prostu szczery i nie wnikał w polskie uczucia i problemy. Prasa angielska przekonywała wszystkich, że Polacy to faszyści i nie wiedzą co to prawdziwa demokracja! Szczerze nas namawiali, mimo doświadczenia z lat 1939-1945, byśmy wracali do komunistów. Rząd brytyjski postanowił „ disposal of all Poles, both Military and Civilians", czyli pozbycie się wczorajszych „cennych sojuszników", zaczynając od rozwiązania II Korpusu, przez usunięcie polskich oddziałów z Włoch, gdzie mogą stać się „serious ambarrassment". Postanowiono zwrócić się do autorytetu polskich generałów, by demobilizacja przeszła gładko. Jednocześnie nie zamierzano przyznać żołnierzom polskim obywatelstwa brytyjskiego. Generałowie przyrzekli współpracę, choć Prezydent R.P. „uznawany lub nie", pozostawał ich najwyższym zwierzchnikiem, a rząd polski ogłosił protest przeciwko demobilizacji. Panował chaos pojęć. Posta¬nowienia i zabiegi wokół „pozbycia się Polaków" były tajne. Dominia nie chciały ich przyjmować. Z ponad 10-12.000, RAF mógł wchłonąć 4-5 tysięcy, do armii lądowej cudzoziemców nie można było wpisać ponad 2% stanu. Zadbano jednak, by włączyć w społeczeństwo brytyjskie ludzi z wysokimi kwalifikacjami - „to skini the cream ofpossible settlers". Stany Zjednoczone dopiero studiowały propozycję gen. C. H. Lee, dowódcy Śródziemnomorskiego Frontu, o przyjęciu 107.000 żołnierzy gen. Andersa, a kraje Ameryki Łacińskiej zgłosiły gotowość osiedlenia 20 - 30.000 Polaków. Gen. Andcrsa uznano za osobę niebezpieczną i rozmyślano, jakie mu zap¬roponować zatrudnienie poza PKPR i najlepiej poza Anglią, przynoszące godziwy dochód. Przyświecała rządowej Komisji chęć szybkiego pozbycia się Polaków, wypłacenia najmniejszych odpraw (gratuities) i porozumiewano się tylko z najbardziej układnym gen. Kopańskim. Prowadzono szeroką dezinformację, którą nazwę nie inaczej jak celowym łgarstwem. Pisemne informacje War Office oświadczyły, że PKPR jest częścią Armii Brytyjskiej, a wstąpienie do Korpusu „zapewni dobrą pracę luh emigrację do innych krajów ". Więcej łgano zwracając się do oficerów: ,, Wszystko będzie zrobione, aby umieścić Pana gdzie Pan zechce, zgodnie z wykształceniem i poprzednią pracą ". Wreszcie zaproszenie kończył szantaż: „Jeśli nie wstąpicie (jeśli Pan nie wstąj)i) do PKPR, Armia Brytyjska nie będzie wam (Panu) pomocna ". Jeszcze przed załadowaniem na brytyjskie statki żołnierzy II Korpusu, gen. N. Sulik prosił gen. Andcrsa o rozkaz do buntu, czyli o zmuszenie Anglików do ich internowania. Broń zabierano im przy wejściu na statek i zapewniano, że będzie oddana w Anglii. Był to ostatni moment do oporu silą. Korpus Rozmieszczenia był sposobem na podporządkowanie Polaków prawu i dowódz¬twu angielskiemu. Dotąd podlegali prawom polskim i polskiemu dowództwu. W październiku 1946 roku wielu żołnierzy nic złożyło podań o przyjęcie do Korpusu. Komitet Gabinetowy dyskutował przeniesienie opornych do obozów dla D.P. w Niemczech. Ministerstwo pracy kwalifikowało żołnierzy tylko do prac fizycznych i jeszcze sprawdzano znajomość języka angielskiego. Marynarka deklarowała tylko 350 miejsc dla Polaków. Bezprawne stworzenie i przymusowe egzekwowanie tworzonego PKPR, było popierane przez ambasadora Raczyńskiego. Ostrzegał w Radzie Ministrów: „Niepowodzenie tego eksperymentu mogłoby pociągnąć za sobą pewne reperkusje polityczne. W interesie zatem polskiej strony leży, aby akcja zorganizowania Korpusu nie wywołała jakich¬kolwiek tarć i niepokojów ". Pytam retorycznie, czy rząd polski mógł być jeszcze mniej uznawany niż był? - Czy konieczne było, by ambasador jeszcze mocniej podkreślał swą służebną rolę wobec bezprawia siły? Jednak około 15.000 żołnierzy, zwłaszcza tych zza Bugu, odmówiło demobilizacji i czekało na wizy do Kanady lub Stanów w „Recalcitrans Camps", czyli w obozach dla opornych. W „Robotniku" i „Wiadomościach" z lipca 1948 roku ukazały się artykuły „O demobilizacji w obozie Merę, pod Warminster". Obozy 31 maja otoczył batalion brytyjski, gdzie b. polski ppłk. Chamski wręczał żołnierzom pismo Home Office stwierdzające zgodę na demobilizajcę. Odbierano opornym Pay Book, nie wypłacano odprawy demobilizacyjnej i nie dawano zaświadczeń o demobilizacji. Żołnierze stosowali bierny opór i byli silą wsadzani do cięża¬rówek, następnie zostali eksmitowani do obozu dla cywilów w Keewil. Odmówili zejścia z wozów, dopóki nie otrzymają z powrotem Pay Books. Znów siłą zawieziono ich jako zdemobilizowanych cywilów, tym razem w kajdankach, gdzie sędzia kazał im przysięgać! - Na co? Nie posiadali też wyznaczonego obrońcy. Zostali skazani i odesłani do więzienia w Bristolu. Była to prywatna wojna nieugiętych żołnierzy po sześciu latach bojów, teraz z rządem JKM, który uważał, że opór jest wyrazem ich niewdzięczności dla Anglii. Oszustwem, siłą i szantażem zmuszano polskich żołnierzy, by wstąpili do armii, której postępowanie wytworzyło w nich nienawiść do systemu brytyj¬skiego, podobnego w praktyce do postępowania sowieckiego. W tym czasie cyto¬wano w parlamencie Churchilla: - Zawsze uważałem, że 180.000 Polaków i ich rodziny, powinny znaleźć się w Niemczech jako część armii okupacyjnej, z dala od polskiej czy rosyjskiej granicy - ale rząd laburzystowski obawiał się, że 213.000 ludzi może skomplikować sytuację na kontynencie. Na pewno usiłowaliby „wyprostować sytuację" przez uderzenie w kierunku Polski, gdzie oddziały podziemia tęgo walczyły o wolność z „ludową" armią. Mogło się jeszcze zakotłować! Tymczasem w 1947 roku w parlamencie brytyjskim przypomniano, że w Wielkiej Brytanii jest jeszcze 15.000 Polaków, którzy nie zdecydowali o swej przyszłości, a 26.000 jeszcze nie zapytanych o dobrowolne włączenie w PKPR -czyli, że 41.000 żyje w niepewności i bez zatrudnienia. Argumentowano, że wielu nie zna języka, ale w „Manchester Guardian" podano, że 35% mówi płyn¬nie, 50% łamaną angielszczyzną, a tylko 15% nie używa tego języka zupełnie. Mówiono dalej w czasie debaty, że zbyt łatwo zapomniano o obronie Londynu przez polskich lotników w „Battle of Britain", wspominano Tobruk i Gazelę, wreszcie Monte Cassino i podsumowano, że należy postępować zgodnie z hono¬rem i danymi przyrzeczeniami. Stwierdzano, że według Yisiting Forces Act, tylko polskie dowództwo ma władzę nad PSZ w Anglii, co jest zgodne z prawem polskim w ich przedtem wolnym kraju. Od chwili gdy „wizytująca armia" jest nieuznawania przez rząd w Warszawie, nie istnieje żadna legalna władza nad ludźmi, którzy są „ aresz¬towani za czyny, które nie są przestępstwem, skazywani przez sądy, które nie są dla nich sądami i odsiadują nielegalne wyroki". Prof. Savory wspomniał, że Polacy którzy wstąpili do PKPR, stracili obywatelstwo polskie, a gdy wiadomości o ich demobilizacji przenikną do Warszawy, ich rodziny mogą być repres¬jonowane. Oświetlenie zakamarków problemu podjął się także prof. Keith R. Sword.* Przypomniał, że Churchill zaraz po Jałcie - obawiając się polskiego buntu -oświadczył w parlamencie, że należy zaoferować Polakom obywatelstwo Brytyjskiego Imperium, jeśli tego będą chcieli i jeśli są wrogami nowego rządu panującego w Warszawie. Podkreślił w ten sposób moralną odpowiedzialność za żołnierzy, których będą chcieli zdemobilizować. Ta uczciwa propozycja nie została zaakceptowana przez parlament. W tej sprawie przewija się nić finansowa, by zagadnienie najmniej kosztowało i by zlikwidować kłopoty administracji. Warszawie postawiono żądanie zwrotu sum wydanych na wojsko polskie i ludność cywilną na Zachodzie. Liczono się z powrotem do kraju w październiku 1945 - 37.000 osób, co nie odpowiało prawdzie. W marcu następnego roku apelowano słowami reżimu, „by wracano odbudowywać kraj zniszczony wojną". Komitet Gabinetowy w sprawach PSZ postanowił demobilizację i szybkie przewiezienie II Korpusu na Wyspy Brytyj¬skie. Tworzono Korpus Rozmieszczenia, a gen. Anders żądał „przysposobienia" do życia cywilnego i częściowego zatrudnienia w Anglii. Planowano naukę języka angielskiego w obozach, gdzie będą umieszczani czasowo. War Office oświadczał, że „nie będzie żądać wpisy\vania się do Korpusu", gdy Komitet podkreślał „disposal", czyli „pozbycie się PSZ". Skomplikował i pogorszył sytuację warszawski reżim, ogłaszając pozbawienie polskiego obywatelstwa gen. Andersa i 75 starszych oficerów. W 1946 roku nie zgłosiło się do Korpusu 2.450 wezwanych imiennie. W kon¬sekwencji Komitet zarządził „rozbrojenie i umieszczenie niezdecydowanych (waverers) w specjalnych obozach, redukcję żołdu i wygód, a zwłaszcza pozbycie się ich jak można najprędzej". Rozważano wysłanie opornych, po segregacji w obozach, do kategorii D.P. (bezpaństwowców), ale że nie byli winni przes¬tępstw kryminalnych, „ byli niewygodą dla rządu i zwiększali wydatki w czasie ekonomicznego kryzysu". Proponowano również odesłanie opornych jako polskich żołnierzy, dla wzmocnienia polskich oddziałów w Niemczech. W związ¬ku z tym, że nie rosła ilość zgłoszeń do PKPR, Anglicy zwrócili się do „Dziennika Polskiego" o decydowanie się wahających, „ bo ich przyszłość nie będzie przyjemna i by nie żywili złudzeń ". W listopadzie 1946 roku jeszcze 10% żołnierzy odmawiało rejestracji. W od¬powiedzi ogłoszono, że 100-200 opornych zostanie wysłanych do Niemiec na próbę, zapominając o wrogości polsko-niemieckiej. Partiami deportowano ich do Osnabriick, dając im cywilne ubrania i po 400 marek (około 10 funtów), ale prawem kaduka nie wypłacono im ich oszczędności. Wtedy reżim zaprotestował przeciwko deportacji Polaków, gdy Anglicy nie zgadzali się przyjąć do Niemiec zesłanych z Polski na podstawie umowy z Pocz¬damu. Część brytyjskiej prasy zaprotestowała przeciwko deportacjom. Wreszcie przypomniano sobie o honorze i tradycji. „Dziennik Polski" podawał zmniej¬szone liczby opornych do 3.000. Między administracją a parlamentem zaistniała rozbieżność zdań - kategorycznie stwierdzano, że Polacy nie będą przymusowo odsyłani do Polski, potem dodano, że dotyczy to tylko „nie sprawiających kłopotu", co było wysoce niemoralne, gdy Hankey pisał o komunizowaniu Polski. Mimo tych sentymentów Bevin decydował się na „repatriację silą". Teraz chodziło o 600 „pewnych prowodyrów", którzy nie chcieli podjąć żadnej pracy i buntowali innych. Podobno generał Kopański zgodził się na ten rodzaj „repatriacji", co Anglików cieszyło jako dowód ich „czystego sumienia" i przed parlamentem oszczędzało pieniądze podatników. Komunikowano się z warszawskim reżimem w sprawie przyjęcia 300 opornych mając nadzieję, że po nich odeślą resztę z 5.000. Bevin poszedł o krok dalej by „żądanych przez Rosję" ale nie podejmujących pracy, odesłać do Rosji silą. Mogło się to odnosić do pochodzących z Kresów Wschodnich, lub wybitnie wrogich bolszewikom. W 1948 roku pozostawało jeszcze 3.000 opornych, a Sword dodaje, że problem się zredukował przez zgłoszenia emigracyjne. Pozbycie się Polskich Sil Zbrojnych na Zachodzie zostało dokonane silą. Było to ukoronowaniem całego systemu zdrady, rozpoczętego w 1939 roku przez uprzejmy flirt rządu brytyjskiego z ministrem Beckiem, który brał za dobrą monetę obietnice gwarancji, a potem odciągania umowy o sojuszu przez pięć miesięcy. Nie wydawało mu się możliwym, aby naród z uporem zabiegający o dobrą opinię, w istocie bezbronny i niezdolny do działanie na kontynencie, popychał Polskę do wojny, co było ordynarnym podstawieniem nam nogi w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Moralność Anglików odczuli na własnej skórze w północnych Włoszech wolni Kozacy: 29 maja wywieziono podstępnie „na konferencję" 2.750 osób, w tej liczbie 2.612 oficerów, do Spittal, gdzie pod eskortą brytyjskich żołnierzy z automatycznymi pistoletami, wtłoczono ich do obozu za potrójny rząd drutów kolczastych. Podano im do wiadomości, że cztery dni temu rząd brytyjski podpisał umowę o wydaniu kozackich oficerów władzom sowieckim! Zobowiązanie wykonano. Najpierw odesłano oficerów do Judenburga, gdzie przekazano Kozaków i ich rodziny w bolszewickie ręce, a potem transportami kolejowymi pojechali szeregowi. Ogółem, deportacja objęła około 50-55.000 ludzi, po których wszelki ślad zaginął. Dokładnej statystyki nie ogłoszono po obu stronach. Wypadki te miały miejsce na początku 1946 roku.* Wtedy jeszcze w środkowej i południowej Italii, gdzie stał po zwycięstwie II Korpus, nikt nie przypuszczał, że pójdziemy za Kozakami inną, ale podobną drogą. * Józef Mackiewicz, „Kontra", s. 178-197, Paryż 1957r.
2008-03-30 00:31
małystas
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów