... wszyscy ludzie pragną swobody i nienawidzą niewolnictwa. Jasno sobie powiedzmy, że wszyscy ludzie pragną swobody i nienawidzą niewolnictwa, powtórzmy ten truizm jeszcze raz, wbijmy sobie w głowę, że będą pierwszego pragnęli, że będą drugiego nienawidzili, że nie zmieni się to nigdy, bo nie może, a teraz kiedyśmy tak proste ćwiczenie wykonali, pomyślmy o sposobach zaradczych, czyli o właściwej dyslokacji wojsk.
Dlaczego zacząłem tym fragmentem? Dlaczego w ogóle zacząłem? Otóż przyszła świadomość. Osobiście! Nie łudząc, żadną ze swoich fałszywych sióstr z którą nie raz i nie tylko mnie zdarzyło się godzinami przesiadywać wpatrując z zachwytem w samego siebie. Dlatego bo rzecz o której chcę powiedzieć jest ważna a osobiście mogę dać słowo że takiej pewności będę używał bardzo rzadko. Rzecz o której chcę powiedzieć jest sama w sobie raczej dość prosta ale niestety powiedzmy niestabilna. Dodajmy do tego fakt że na pewno mnie przerasta a być może zrozumiecie dlaczego muszę zacząć dokładnie w ten sposób. Chciałbym a raczej muszę opowiedzieć wam o tym wszystkim, dlatego bo wierze że warto. Mój temat będzie obawiam się miał jeszcze jedną wadę poza nie wprawą i dość mało atrakcyjną narracją, mianowicie będzie wymagał wysiłku w wymiarze praktycznym i co gorsza nie dając początkową fazą gwarancji poza moimi najszczerszymi zapewnieniami co do opłacalności poświęconego czasu. Niestety będzie to temat dość ubogi pod względem tempa wydarzeń. Krótko mówiąc będzie mało ekscytujących informacji podanych w youtubowych pigułkach dających intensywny nowy smak, a będzie historia opowiedziana przy użyciu metod rożnych ale raczej dość archaicznych, a kwestię smaku poruszało będzie się bardziej z perspektywy przepisów kulinarnych. Powinno to pomóc nam wszystkim. Po pierwsze powinno zainteresować to osoby, które przystając na tą formę wypowiedzi usiądą do dyskusji z przekonaniem że warto mi natomiast ze względu na ogrom projektu pozwoli na szybsze osiągnięcie celu. Dlatego chciałbym wam przedstawić fragmenty świetnej moim zdaniem książki Jacka Bocheńskiego Boski Juliusz i opowiedzieć dlaczego uważam że łączy się to z tym o czym wszyscy dość regularnie tu uprawiacie. Pytaniem i szukaniem odpowiedzi nawet we własnych odpowiedziach.
Pierwszym problemem będzie wklejenie się w temat. Zasadniczo zależy mi na skupieniu uwagi osób, które podzielają pewną percepcję świata. Dlatego zacznę od boskości człowieka jako centrum problemu powiedzmy wszelkiego. Chciałbym postawić tezę, że jest to kwestia, która jako jedna z nielicznych spina zupełnie absolutnie wszystkie inne, w tym te które widnieją na tym forum. Chciałbym aby każdy kto ma ochotę odnieść się do niej spojrzał na nią w sposób krytyczny. Dlatego proponuję na początek rozważyć jej podstawę. Czy człowiek może osiągnąć boskość ? Jak ją zdefiniujemy. Osobiście proponuję rozważyć ją w kategoriach możliwości weryfikacji. Konkretnie dla przykładu ja odbieram ją jako wewnętrzna pewność, ale nie w przedziale możliwych możliwości (atrybuty i koncepcji istnienia boga ), ale faktów (przykładów na zaistnienie boga w możliwych dla człowieka aspektach percepcji) krótko mówiąc osobiście nie mogę mieć pewności co do istnienia boga ale głęboko wierze ze można nim zostać. Tutaj należy sprostować, że pisząc to nie realizuję się w tym kierunku ani nie daj boże
nie mam zamiaru namawiać do tego nikogo innego. Wręcz przeciwnie myślę że zastanowienie się nad tym pomoże osobą,które w tym konkretnym momencie dręczy coś innego, a mianowicie poczucie zagrożonej wolności. I nie ważne czy będzie ono ulokowane w obawach czysto zewnętrznych wyrażających się na co dzień w niepewności otaczającej rzeczywistości, spisku, nazwijmy go dla ułatwienia nwo (nie zastanawiając się kto jak i dlaczego, mówimy o wrażeniu). Czy będzie to obawa bardziej natury swojego wewnętrznego ja powodów, celów, form realizacji. Uznajmy także dla wygody, że potraktujemy boskość z definicji absolutnej wolności ale sankcjonowanej ogólnym uznaniem i cieszącej się powszechną akceptacją. Pozostawmy ją bezbarwną pod względem skali wartości. Porozmawiajmy o boskości na która stać człowieka za życia. Porozmawiajmy wreszcie dlatego, aby zrozumieć tych którzy stoją za uczuciem zagrożenia które większość z nas tak czy inaczej odczuwa. Porozmawiajmy na przykładzie człowieka i jego drogi do boskości. Porozmawiajmy o Juliuszu Cezarze. Tutaj pierwszy atrybut książka. wiem że to nie to, co ciekawy film czy wstrząsający news ale zapraszam. Mógłbym powiedzieć przeczytajcie historię opisaną przez Jacka Bocheńskiego przemyślcie , sprawdźcie, zastanówcie się i powiedzcie co o tym sądzicie. Mógłbym to powiedzieć i zrobię to ale wiem, że byłoby to niezwykle aroganckie gdybym zrobił to teraz. Założyłbym tym samym, że jestem w sytuacji która mi na to pozwala. Dlatego postaram się was do tego zachęcić pewnymi fragmentami i wykorzystać możliwość, którą daje ta książka na spojrzenie na nią w celu odsłonięcia pewnej prawdy. Każdy z nas mógłby znaleźc się w sytuacji możliwości zostania bogiem.
Gdy człowiek ma czterdzieści dwa lata, trudno mu czekać na lepsze okazje. Musi kiedyś zacząć. Czekać można mając lat dwadzieścia, gdzieś do trzydziestki. Wtedy wydaje się że wszystko jest prowizoryczne, jeszcze nie żyjemy naprawdę , dopiero próbujemy. Potem przychodzi nagle świadomość, że jednak żyjemy właśnie tym jednym życiem, którego połowa już się zmarnowała, ale jest tylko ono i nie będzie życia innego. Aleksander Wielki był szybszy. Zaczął wcześniej. Trzeba nadgonić różnicę. Ilu jest w ogóle wszystkich Gallów? Chyba z pięć milionów. trzeba zabić co najmniej połowę, to by już coś znaczyło, i nie można z tym zwlekać.
Potrzebował pewnej fikcji, niezbędnej każdemu kto przygotowuje się do boskości. dlatego od samego początku zabiegał, żeby fakty były dostatecznie świetne. Już wtedy, na wiosnę 58, gdy wkraczał do Galii, napotkał zasadniczą trudność: jak usprawiedliwić rzezie? Idzie bowiem o to, że w takich okolicznościach nie można uniknąć mordowania, gdyż jest to nie tylko sposób osiągnięcia zdobyczy, lecz poniekąd rzecz sama przez się pożyteczna. Człowiek nabiera potęgi proporcjonalnie do liczby popełnionych zabójstw. Potopy i piekła nie zostały wymyślone bez powodu. Jest w nich boska racja stanu.
Dywiko chwilę milczał. Później odpowiedział krótko: było nie tak jak mówi Cezar. Naród rzymski świadkiem. On Dywiłko nie chciał wojny. Ale jej również nie przegrał. Zakładników nie da. Przez całe pokolenia uczono Helwetów brać zakładników nie dawać. Naród rzymski świadkiem. To powiedziawszy, Dywiłko odszedł do swojego obozu. Rokowania zostały ostatecznie zerwane, ku zadowoleniu cezara.
Sporządzał oficjalne sprawozdanie dla senatu o przebiegu i wynikach zwycięskiej kampani. Raport suchy , lecz umyślnie szczery, ujawniał liczne środki, użyte w czasie wojny. Niech się zastanowią i docenią. Cezar pisał zwięźle. Ta szczerość i ta lakoniczność! Ten szczęk surowych, wolnych od wszelkiej dekoracji zdań i te góry trupów, rzeki wypełnione topielcami, podpalone miasteczka, wymarłe przestrzenie, przekupione sumienia i głosy stratega! Raport podziałał dobrze. Pod jego wrażeniem senat zarządził piętnastodniowe naborzeństwo dziękczynne, by uczcić tak błyskawiczne i - jak się zdawało - ostateczne zwycięstwo nad całą Galią. Równie długich modłów nie zarządzano jeszcze nigdy w historii Rzymu. Cezar zwrócił na to uwagę.
Myślę że tyle wystarczy żeby zachęcić do przeczytania jeśli nie to cóż mój błąd. Jeśli jednak ktoś niezależnie czy go zainteresowały fragmenty czy kierunek do którego zmierzam poświęcił czas to byłbym ciekawy jego spostrzeżeń na temat jak postrzega postać cezara. Na ile prawdopodobne wydaje mu się że mógłby (oczywiście proporcjonalnie powiększając możliwości występowania wraz z rozwojem cywilizacyjnym) zaistnieć model powtarzalności występowania takich jednostek w społeczeństwie. Jak mógł ewoluować. I najważniejsze. Jak podoba ci się rola zwykłego mieszkańca Gali,który mógł usłyszeć imię Cezar.