Boruta
Dołączył: 08 Mar 2007 Posty: 799
Post zebrał 0.000 mBTC Podarowałeś BTC
|
Wysłany: 13:56, 07 Wrz '07
Temat postu: KOSHER NOSTRA czyli lobby ... w USA |
|
|
Cytat: | W USA trwają zawzięte spory, kto ponosi winę za nieszczęsną wojnę w Iraku
Dwaj wybitni politolodzy twierdzą, że neokonserwatywni intelektualiści lekkomyślnie utożsamili ze sobą interesy izraelskie i amerykańskie. Owa teza wywołała gwałtowne kontrowersje.
(...) Po pełnych męki latach analizowania wojny w Wietnamie większość Amerykanów jest właściwie zgodna, że ich żołnierze nie mieli wówczas czego szukać w Azji Południowo-Wschodniej. Dla całego ideologicznego spektrum usprawiedliwianie klęski w Indochinach stanowi akt politycznego samobójstwa. Zaprezentowany w sierpniu na kongresie weteranów w Kansas City chwyt Busha, by odwołaniem się do Wietnamu uzasadnić odmowę wycofania się z Iraku, może okazać się skuteczny tylko wtedy, gdy przekona on swych rodaków o prawdziwości jeszcze jednego wygłoszonego do wiwatujących weteranów zdania. Wojska USA – powiedział Bush – są nadal “największą siłą wyzwalającą człowieka, jaką kiedykolwiek widział świat".
Było to kolejne sięgnięcie po argument, że siły zbrojne są misjonarzem demokracji. W ten sposób niespodzianie zmartwychwstała wielka neokonserwatywna idea, według której USA nie mogą być bezpieczne bez pokoju na Bliskim Wschodzie, a region ten nie może być stabilny bez demokracji. Dlatego droga do Jerozolimy musi prowadzić przez Bagdad. (...)
Dyskusja na ten temat może niebawem znów nabrać rozmachu – prawie w tym samym czasie, gdy amerykański naczelny dowódca w Iraku, gen. David Petraeus będzie przedstawiał Kongresowi swój raport sytuacyjny, w USA (a także w Niemczech) ukaże się książka o nader wybuchowej treści. Jej tytuł to "Izraelskie lobby. Jak wywiera się wpływ na politykę zagraniczną USA". Dwaj autorzy – John Mearsheimer i Stephen Walt – próbują między innymi udowodnić, że małej grupie żydowskich przeważnie intelektualistów i członków rządu udało się wciągnąć Amerykę w wojnę w Iraku, ponieważ los Izraela leży im co najmniej tak samo na sercu, jak los ich ojczyzny.
Zarzut ten nie jest specjalnie nowy. Już od dawna do waszyngtońskich mądrości z pogranicza teorii spiskowej i faktograficznego raportu należała teza, że "kosher nostra", składająca się z rutynowego podejrzanego Paula Wolfowitza (byłego zastępcy szefa Pentagonu Donalda Rumsfelda), sekretarza stanu w ministerstwie obrony Douglasa Feitha, eksperta do spraw obrony Richarda Perle’a ( który od czasów Ronalda Reagana cieszy się przezwiskiem "księcia ciemności") i około dwóch tuzinów innych neokonserwatystów za pomocą świadomego przekręcania faktów doprowadziła do obalenia dyktatora Saddama Husajna.
Autorzy najnowszej wersji tego zarzutu idą dalej. Mearsheimer, politolog z University of Chicagio, i Walt, profesor stanowiącej część Uniwersytetu Harvarda Szkoły Rządzenia im. Johna F. Kennedy’ego, chcą empirycznie udowodnić, że sprawna siatka lobbystów Izraela, neokonserwatywnych intelektualistów, a także chrześcijańskich fundamentalistów zdołała na tyle silnie wpłynąć na politykę zagraniczną Waszyngtonu, że narodowe interesy Ameryki stały się dla niej drugorzędne oraz że niektóre decyzje polityczne, podejmowane na korzyść Izraela zagrażają bezpieczeństwu narodowemu Stanów Zjednoczonych.
Ich zasadnicza teza brzmi: izraelskiemu lobby udało się "tak daleko odwieść politykę zagraniczną od tego, co dyktowałby wzgląd na interesy narodowe i jednocześnie przekonać wielu Amerykanów, że interesy amerykańskie i interesy innego państwa – w tym przypadku Izraela – są w zasadzie identyczne".
Gdy w ubiegłym roku obaj politolodzy opublikowali główną tezę swych ustaleń na łamach "London Review of Books", wybuchło oburzenie. Przedstawiciele żydowskich ugrupowań w USA określili naukowców, którzy należą do głównego nurtu ideowego swej branży, mianem antysemitów. Na uniwersytetach i w mediach rozgorzała nieprzebierająca w środkach walka, z różnych stron formułowano oskarżenia i podejrzenia.
Chodziło wtedy i chodzi również dzisiaj o to, czy intelektualiści fabrykują nowy mit spiskowy – wielokrotnie już pojawiało się porównanie z rasistowskimi "Protokołami mędrców Syjonu". Natomiast renomowane czasopismo fachowe "Foreign Affairs" dopuściło możliwość, że tezy Mearsheimera i Walta "mogą wywołać korzystną zmianę założeń amerykańskiej polityki bliskowschodniej".
Wzburzenie jest znaczne: zaproszenia na wykłady dla obu profesorów odwoływane są jedno po drugim – anulowały je zarówno New York City University, jak i chicagowska Council of Global Affairs. Zarządy uniwersytetów nie chcą dopuszczać do takich debat, gdyż obawiają się o dotacje dla swych uczelni. Sami autorzy zaś skarżą się, że racjonalna dyskusja nie jest w ogóle możliwa, bowiem te same siły, które opisali w swojej książce, pomyliły atak na nie z atakiem na Izrael i teraz próbują zamknąć krytykom usta.
Obawa, że nie natrafili na wystarczający odzew, jest jednak nieuzasadniona. Jeśli chodzi o ich tezy dotyczące izraelskiego lobbingu i praw autorskich neokonserwatystów do wojny w Iraku, Mearsheimer i Walt nie są już od dawna odosobnieni. (...)
To, że Saddam nie stanowił żadnego rzeczywistego zagrożenia dla Ameryki, ale stanowił je zapewne dla Izraela, przyznają także członkowie ekipy Busha – choć publicznie czynią to bardzo rzadko. A to, że parametry amerykańskiej polityki bliskowschodniej muszą się zmienić, nie jest w żadnym razie wyłącznym odkryciem obu politologów. Pogląd ten podzielają tak różniący się od siebie politycy, jak były prezydent USA Jimmy Carter i Tony Blair. (...)
Oczywiście Mearsheimer i Walt wzbraniają się przed uzasadnianiem zamachów z 11 września 2001 roku waszyngtońską polityką wobec Izraela. Piszą jednak całkiem wyraźnie, że wpływ lobby "zwiększa zagrożenie terrorystyczne". USA mają problem z terroryzmem dlatego, "że są tak ściśle sprzymierzone z Izraelem". Lęk przed tym, że któregoś niezbyt odległego dnia amerykańska opinia publiczna może obciążyć Izrael lub rzeczników interesów amerykańskich Żydów winą za islamski terror, wyjaśnia, dlaczego książka wywołała tak alarmistyczne echo.
Tego samego dnia co pracowicie zestawiona przez Walta i Mearsheimera piramida dowodów na izraelskie wpływy ukaże się na amerykańskim rynku jej replika, napisana przez jednego z głównych lobbystów i zarazem protagonistę ich książki. Tytuł brzmi "Najbardziej śmiertelne grzechy: lobby izraelskie i mit o żydowskiej kontroli". Autorem jest Abraham Foxman, od 20 lat szef amerykańskiej Ligi Przeciwko Zniesławianiu. Przedmowę napisał George Shultz, sekretarz stanu USA z czasów Reagana, nie pozostawiając na obu politologach suchej nitki: "To jest tylko i wyłącznie teoria spiskowa. Naukowcy wielkich uniwersytetów powinni się wstydzić rozpowszechniać coś takiego".
Oskarżeni wstydzić się nie będą – i zapewne również nie potrzebują. Ich książka jest przede wszystkim dowodem na to, że bliskowschodnia polityka Waszyngtonu jest w tej chwili poddawana krytycznej analizie. Trudno oczekiwać, by z tego powodu George W. Bush przed końcem swej prezydentury podjął rozmowy z Hamasem lub – jak żąda tego wielu jego przeciwników – zarządził pełne wycofanie wojsk z Iraku. Tak samo trudno oczekiwać, że któryś z jego następców rozluźni ścisłe związki z Izraelem.
Jednak niewyobrażalne jest również, by następny prezydent USA dał premierowi Izraela carte blanche – jak uczynił to Bush wobec Ariela Szarona i Ehuda Olmerta. Mało prawdopodobne jest również, że neokonserwatystom jeszcze raz pozwoli się na dokonanie kidnappingu amerykańskiej polityki bliskowschodniej.
Również to jest efektem irackich dokonań Busha.
| http://wiadomosci.onet.pl/1435806,2678,1,kioskart.html
|
|
|