ctrl+c...ctrl+v
Alicja Trzydzieścitysięcy – Stanisław Michalkiewicz
Wydaje mi się, że nazwisko pani Alicji, która właśnie przed niezawisłym sądem w Katowicach wygrała 30 tysięcy w procesie przeciwko redaktorowi i wydawcy „Gościa Niedzielnego”, a które, jak wiadomo, brzmi „Tysiąc” – stało się nazbyt skromne i przez to nieproporcjonalne do rzeczywistości. Wydaje mi się, że byłoby lepiej, gdyby pani Alicja zmieniła sobie nazwisko na „Trzydzieścitysięcy”. Alicja Trzydzieścitysięcy? Pourquoi pas? Nawet nie dlatego, że bardziej koresponduje ono z liczbą trzydziestu srebrników, które w związku z doniesieniem o przestępstwie otrzymał był niejaki Judasz Iskariota, ale przede wszystkim dlatego, że tyle mniej więcej wynoszą uzyskane przez nią odszkodowania. Jak wiadomo, pani Alicja w Strasburgu uzyskała od polskich podatników odszkodowanie w wysokości 25 tysięcy euro, a więc też prawie 30 tysięcy, a jeśli przeliczyć euro na złotówki, to będzie około 100 tysięcy, a więc trzydzieści tysięcy po trzykroć – i nawet z zapasem. Omne trinum perfectum, więc wydaje mi się, że nawet najsurowszy obserwant administracyjny musiałby uznać, że podstawy do przerobienia Tysiąca na Trzydzieścitysięcy są.
Oczywiście w tej sprawie, podobnie jak we wszystkich innych, suwerenną decyzję podejmie sama pani Alicja, a nie – dajmy na to – kręcące się wokół niej na podobieństwo much, panie z rozmaitych lewic, pragnące wykorzystać jej casus pascudeus dla własnej propagandy. Ale mniejsza z tym, bo znacznie ważniejszy jest mozolny proces myślowy, jaki pani sędzi Ewie Soleckiej (nazwiska niezawisłych sędziów koniecznie trzeba podawać do publicznej wiadomości, żeby cnota nie pozostała bez nagrody) posłużył za uzasadnienie wyroku. Jak pisze dziennik „Dziennik”, powiedziała ona m.in., że „katolicy mogą wyrażać swoją dezaprobatę moralną wobec wykonywania zabiegu aborcji – nazywać aborcję zabójstwem – ale w sensie ogólnym, a nie w odniesieniu do konkretnej osoby”. Franciszek ks. de La Rochefoucauld napisał w swoich „Maksymach”, że „hipokryzja jest hołdem, jaki występek składa cnocie”. Wydaje mi się, że pani sędzia Ewa Solecka złożyła hołd wyjątkowo czołobitny, chociaż nie jest jasne, czy dotyczy on tylko „katolików”, a – dajmy na to – ateistów już nie, więc mogliby oni nie tylko potępiać aborcję „w sensie ogólnym”, ale też wyrażać swoją dezaprobatę moralną również wobec konkretnych osób. Ale to drobiazg w porównaniu z kwestią, czy zakaz wyrażania dezaprobaty moralnej dotyczy tylko aborcji, czy też obejmuje wszystkie zbrodnie.
Jeśli pani sędzia Ewa Solecka wygłosiła tezę uniwersalną, to jej konsekwencje byłyby bardzo daleko idące. Na przykład moglibyśmy tylko „w sensie ogólnym” potępić zbrodnie „nazistów”, czy komunistów tak, jak potępia się ogólne ludzkie przywary, ale już nie wolno byłoby nam wyrazić moralnej dezaprobaty w stosunku do Adolfa Hitlera, który niewątpliwie jest „konkretną osobą”, czy zbrodniarzy sądowych w rodzaju sędziego Mieczysława Widaja lub prokuratora Zarako-Zarakowskiego. Nie jest wykluczone, że niezawisłe sądy w Polsce mogły dostać od razwiedki taki właśnie rozkaz, bo trudno się dziwić, że pragnęłaby ona położyć kres nie tylko lustracji, ale również – wypominaniu w nieskończoność „komunistycznych zbrodni”. Najlepiej przeforsować to przy pomocy wyroków jakie zaczną ferować niezawisłe sądy, wykonujące przypadającą na nie część zadania likwidacji wolności słowa w Polsce. Pani sędzia Ewa Solecka jednym susem wskoczyła do pierwszego szeregu logofagów, więc pewnie jeszcze nie raz o niej usłyszymy.
Źródło:
_________________
Prawda nieraz jest bardzo trudna do ustalenia, ale nigdy nie jest tak niedostępna jak wówczas kiedy jest niewygodna.