W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Czy Polska utraciła kontrolę nad złotym?  
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena: Brak ocen
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Gospodarka i pieniądze Odsłon: 1239
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Arwena




Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 593
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 11:04, 29 Lis '09   Temat postu: Czy Polska utraciła kontrolę nad złotym? Odpowiedz z cytatem

Długi artykul - przedruk w onecie z Gazety Finansowej. Wiele spostrzeżeń trafnych, jednakże gdzieś w tej analizie zabraklo mi odniesienia do inflacji, która przeciez wyklucza sensownosc stop procentowych na poziomie 1-3 procent - co postuluje autor.

Jest o wszystkim: o spekulacjach na polskiej walucie, Goldman Sachs, dziurze budzetowej, życiu na kredyt, polityce, carry trade i 'prognozach' finansowych.

Pana Szewczaka – nazywajacego siebie ‘ekspertem niezaleznym’, niektórzy określają, ze jest jak swinka morska – ani ekspert, ani niezależny. To już pozostawiam waszej ocenie i dociekliwości. Niezaleznie od tego uwazam ze z artykulem warto się zapoznac.

http://waluty.onet.pl/czy-polska-utracil.....rasa-detal

Czy Polska utraciła kontrolę nad złotym?

Krotki wstep – dla zachety:

Cytat:

Czy pozbyliśmy się tej kontroli na własne życzenie, bo nikt się z nami nie liczy, czy też Londyńskie City jest pewne, że nie podejmiemy jako kraj żadnych skutecznych kroków w sprawie kursu złotego? Potężna spekulacja na polskim złotym jest dziś na rękę MF i rządowi oraz bankom inwestycyjnym. Jak to jest, że silna waluta w naszym wypadku oznacza słabe państwo i powszechny brak pieniędzy na wszystko?
Kto i co tak naprawdę decyduje dziś o sile i słabości polskiego złotego? Polski minister finansów J. V. Rostowski to przecież londyński finansista z brytyjskim paszportem. Najważniejsze zaś decyzje dla polskiego złotego zapadają właśnie w Londyńskim City.



Reszta tutaj:
Cytat:

Spekulacje na polskim złotym to prawdziwe eldorado, które trwa już od dawna. Zagraniczne banki i instytucje finansowe, które dziś na wielką skalę realizują w Polsce strategię carry trade, czerpią z tego pełnymi garściami. Setki milionów euro, jenów, dolarów czy franków szwajcarskich są dziś bardzo tanio pożyczane zarówno za oceanem, jak i w samej Europie. Tanio, bo to często kredyty na 0,25-0,5 proc., w Japonii na 0,1 proc., a czasami są to kredyty po ujemnej realnej stopie procentowej po to, aby kupić akcje, papiery wartościowe, wysoko oprocentowane obligacje zwłaszcza te w naszym kraju na 6-6,5 proc. lub ulokować te środki na wysoko oprocentowanych rachunkach bankowych.

Przypomnijmy, polska stopa redyskontowa to dziś 3,5 proc. z perspektywą jej podwyższenia. Spekulanci kupują akcje, obligacje, surowce, papiery skarbowe; kupują też waluty rynków wschodzących w tym polskiego złotego, by w odpowiednim momencie kasując zyski, znacząco je osłabić. Polska to kraj wśród rynków wschodzących, w którym skutecznie jest realizowana potężna spekulacja walutowa i właśnie strategia carry trade. Jesteśmy prawdziwą dojną krową – ten, kto podłączy się do tego przysłowiowego cycka, może ssać do woli. To polska kura znosząca złote jaja dla tzw. inwestorów krótkoterminowych. Zupełnie bezkarnie pozwala ona odbierać sobie owe złote jaja, często ręka w rękę z polskim fiskusem. Inne kraje z rynków wschodzących wykazują instynkt samozachowawczy i starają się podjąć działania obronne przed praktykami sztucznego wzmacniania ich walut krajowych i ustrzec się przed totalną podatnością na spekulacje. Instrumenty regulacyjne tego typu w 1998 r. wprowadziła Malezja, a w ostatnich miesiącach Brazylia, która wprowadziła 2,5-proc. podatek od kapitału zagranicznego napływającego w ramach spekulacji na jej rynek akcji i obligacji oraz 1,5-proc. podatek od inwestycji spekulacyjnych w ADR-y wyemitowane przez brazylijskie spółki.

Władze brazylijskie chcą w ten sposób spowolnić wzrost wartości brazylijskiego reala, który od początku roku wzrósł aż o 36 proc. w stosunku do dolara. Skuteczne działania osłabiające swoje waluty prowadzą również USA, Szwajcaria, UE, Czechy i Rosja – zarówno poprzez swoje banki centralne, jak i poprzez stopy procentowe. Tajwan i Korea Płd. przymierzają się do administracyjnej kontroli przepływu kapitału, żeby przyhamować rozbójników spod znaku carry trade. Carry trade to strategia spekulacyjna polegająca na zadłużaniu się w walucie o niskiej stopie procentowej i walucie słabnącej i lokowaniu uzyskanych środków między innymi w waluty krajów o wysokiej stopie procentowej i walucie wzmacniającej się. Walutę taką dodatkowo pompuje się rekomendacjami, ratingami czy prognozami banków inwestycyjnych często nie mającymi nic wspólnego z prawdziwymi realiami danej gospodarki. Z reguły te hurraoptymistyczne prognozy kryją drugie dno.

Sprzedali euro, wzmocnili złotego

W przeciwieństwie do Brazylii, której MF nie kieruje londyński finansista tak jak u nas w Polsce, nasze MF oraz niektórzy przedstawiciele NBP czy Rady Polityki Pieniężnej często wręcz zachęcają do niektórych działań spekulacyjnych na polskim złotym, np. zapewniając o jego stałym dalszym umacnianiu się w perspektywie wielu miesięcy. Wyrażają często bezkrytyczne zadowolenia z umacniania się polskiego złotego. Polskie MF bardzo aktywnie uczestniczy już od lutego tego roku w tym procederze, a od lata 2009 r. na potęgę wręcz sprzedaje na naszym rynku walutowym unijne euro, jak i wymienia euro w NBP. Łącznie może chodzić nawet o kwotę 27 mld zł po przeliczeniu z euro na złote, które zapisane zostały po stronie dochodów budżetowych. Wszystko po to, by ukryć prawdziwe kłopoty i stan polskich finansów publicznych, a zwłaszcza skalę deficytu sektora finansów publicznych, jak i deficytu budżetu państwa.
Chodzi o dług – spekulacja na rękę rządowi

Najważniejszym powodem pompowania złotego przez naszego fiskusa jest jednak chęć obniżenia za wszelką cenę wielkości polskiego zadłużenia, a więc nieprzekroczenia magicznego 55-proc. progu relacji długu publicznego do polskiego PKB w 2010 r. To jest jednak nieuniknione – dług będzie oscylował pod koniec 2010 r. w granicach 60 proc., a więc progu konstytucyjnego. Konsekwencje będą dla polskiego społeczeństwa szokujące i zaskakujące, zaś dla władzy w obliczu wyborów kompromitujące zwłaszcza gdy trzeba będzie wprowadzić drastyczne metody przewidziane przez ustawę o finansach publicznych – podobne do tych, które zostały zastosowane w krajach nadbałtyckich. Z naszymi długami, w tym długiem publicznym Skarbu Państwa jest coraz gorzej – zbliżamy się do kwoty 700 mld zł zadłużenia; mamy ogromny dług zagraniczny rzędu około 200 mld euro, a potrzeby pożyczkowe brutto Polski na 2010 r. to astronomiczna kwota rzędu 203 mld zł. Przypomnijmy, w tym roku ta kwota wynosi 160 mld zł. Z tytułu spłaty zadłużenia w budżecie na 2010 r. zaplanowano kwotę 35 mld zł – to pójdzie na spłatę starego zadłużenia, a będziemy zaciągać nowe. Ten wirtualnie silny złoty – silny spekulacją, a nie stanem naszej gospodarki i stanem finansów publicznych – sztucznie obniża ten 55-proc. czy 60-proc. próg zadłużenia, ale cena tego eksperymentu jest bardzo wysoka, dziś wręcz niebezpieczna dla finansów państwa, jak i obywateli.

Niby wszystko ok

Minister Finansów i rząd tworzą tzw. dobre wrażenie na analitykach i rynkach kapitałowych. Jednak najważniejszy jest PR. Niby wszystko jest pod kontrolą, ale tylko na pozór. To zaś umożliwia MF dalsze pożyczanie, choć coraz drożej. Życie na kredyt trwa w najlepsze. Tyle że zamiatanie pod dywan i zaklinanie rzeczywistości bez wyasygnowania na ratowanie własnej twarzy olbrzymich kwot pochodzących ponownie z UE w 2010 r. może się tym razem nie udać. Ta zabawa w ciuciubabkę z zagranicznymi inwestorami, puszczanie oka czy gra w pokera znaczonymi kartami z niby silnym złotym w rękawie stają się bardzo ryzykowne. To blefowanie z naszej strony jest coraz bardziej widoczne. W 2010 r. nie da się przepuścić unijnych dotacji przez budżet państwa i zapisać wymienione euro na złote po stronie dochodów budżetowych.
Dziura budżetowa będzie gigantyczna

Deficyt budżetu państwa do końca listopada przekroczy 100 proc. zakładanej dziury budżetowej, wycenionej przez ministra finansów na 27 mld zł, a przed nami jeszcze grudzień. Deficyt całego sektora finansów publicznych z pewnością przekroczy 50 mld zł. Po 10 miesiącach 2009 r. deficyt przekroczył już 24 mld zł. Ostatnie dwa miesiące roku to zawsze okres bardzo intensywnych wydatków. To będzie musiało oznaczać dla MF albo dalsze zamiatanie pod dywan, albo zablokowanie prawie wszystkich wydatków resortów pod koniec roku, albo nawet kolejną nowelizację. Na początku listopada na dwa miesiące przed końcem roku nie ma już pieniędzy na dotacje dla FUS.

Wydatki zrealizowano w 100 proc. – wydano całe 30 mld zł dotacji budżetowej. To absolutna katastrofa, by mając rzekomo tak silne fundamenty gospodarcze, a w ocenie naszego rządu najlepsze w Europie, na 2 miesiące przed końcem roku zabrakło pieniędzy na renty i emerytury, na które trzeba będzie pożyczać w bankach komercyjnych. Już dziś brakuje pieniędzy w budżecie na wypłatę świadczeń rodzinnych, świadczeń z funduszu alimentacyjnego, na składki ubezpieczeniowe dla bezrobotnych i co najgorsze na obsługę zadłużenia zagranicznego.

Grypa wykończy ZUS i budżet

ZUS dodatkowo może wykończyć epidemia grypy. Jeśli grypa potrwa dłużej, a liczba zachorowań będzie gwałtownie rosła, to ZUS-owi zabraknie również na zasiłki chorobowe jeszcze w tym roku około 200 mln złotych. W 2008 r. całe chorobowe kosztowało ZUS blisko 3 mld zł w okresie głównej fali zachorowań. W drugim półroczu bardzo słabo spływają również środki pomocowe z UE – do września 2009 r. było tego około 7 mld euro, a od września zaledwie 0,2 mld euro. Dodatkowo groźne dla budżetu jest to, że już od 1 XII 2009 r. trzeba będzie wypłacać dopłaty bezpośrednie dla rolników i będzie to dużo większa kwota niż w 2008 r. – wtedy trzeba było zapłacić rolnikom 9 mld zł, a od 1 XII 2009 r. trzeba szykować kwotę rzędu 12,7 mld zł i będzie ją trzeba wypłacać aż do V 2010 r.

Frajerzy płacą więcej

Polski rząd będzie też musiał zapłacić podwyższoną unijną składkę do budżetu UE aż o 1 mld zł wyższą niż przewidywał. Mieliśmy zapłacić 12,3 mld zł, a trzeba będzie wysupłać 13,35 mld zł. UE podwyższyła nam składkę – chcąc być gospodarczym tygrysem Europy choćby papierowym, osiągnęliśmy w 2009 r. wzrost PKB około 1 proc. jako jeden z nielicznych krajów europejskich. Jeśli ktoś osiąga nawet wątpliwe sukcesy, gdy wszyscy inni dołują – musi płacić. Taka zasada obowiązuje w UE. Inni byli nieco bardziej przezorni, a sukces za wszelką cenę i dobry PR, jak widać, kosztują wymierne pieniądze. Teraz MF J. V. Rostowski chce zapłacić podwyższoną składkę do budżetu UE z pieniędzy UE. Musi więc wyrwać MRR E. Bieńkowskiej ów 1 mld zł, na który coraz dłużej czekają polscy przedsiębiorcy i polskie samorządy.
Znikające euro

A zaczyna brakować unijnych pieniędzy. Kreatywna księgować w polskim budżecie i sztuczne pompowanie złotego skutecznie wydrenowały unijne środki z polskiego budżetu. Ci przedsiębiorcy, którzy rok temu wygrali kursy, nadal czekają na dotacje. PARP wypłaciła 11 mln zł z 85 mln zł przyznanych na e-biznes. W ramach programu "Innowacyjna Gospodarka" złożono wnioski na 12 mld zł, a budżet państwa ma na to 5,9 mld zł na ten rok. Wypłaty środków z UE są przesuwane o 2-3 tygodnie, ale bywa też że o 3-4 miesiące np. w przypadku programów operacyjnych "Kapitał ludzki". Szczególnie zła jest sytuacja w urzędach marszałkowskich i PUP. Środków z UE dla bezrobotnych, chcących założyć własny biznes, jest jak na lekarstwo, a faktury już płyną. MRR ostrzega, że w 2011 r. środków z UE może zabraknąć dla wszystkich chętnych.

Tegoroczny deficyt budżetowy zakończymy na poziomie 6,5 a może i 7 proc.; w 2010 r. może być 8-9-proc. deficytem. Blisko 50 proc. Polaków żyje na kredyt, 26 proc. ma zaległości w spłacie swojego zadłużenia i są to kwoty coraz większe – przekraczają 15 mld zł; gospodarstwa domowe mają 400 mln zł długów. Długi szpitali rosną i jest to już kwota ponad 10 mld zł. W 2010 r. liczba bezrobotnych z pewnością przekroczy 2 mln osób – Polacy wrócą z Irlandii, Anglii czy Hiszpanii. Czy wobec tego złoty nadal powinien rosnąć w siłę? Czy są to fakty całkowicie bez znaczenia?

Polski złoty – słomiany tygrys

Jaki więc sens ekonomiczny, jakie wsparcie dla spadającego polskiego eksportu (na razie tylko o 17 proc.), jakie wsparcie dla stanu polskiego zatrudnienia mają działania wzmacniające siłę polskiego złotego poza większymi zyskami dla spekulantów, stosujących strategię carry trade? Kto i co stoi za pompowaniem złotego poza chęcią zachowania twarzy przez naszych decydentów, jak i ukrycia faktu, że polskie finanse publiczne doprowadzono do ruiny? Wszyscy na świecie od USA poprzez Chiny, Szwajcarię, Czechy a nawet UE chcą osłabienia swych walut, by wyrwać się z kryzysu i wzmocnić swój eksport – tylko my Polacy dysponujący jakąś ukrytą krynicą mądrości i umacniający swego złotego dokładamy swoją cegiełkę do działań banków inwestycyjnych i innych spekulantów walutowych. Ten kosztowny błąd w polityce makroekonomicznej widać wyraźnie. Świadczy o tym pozycja w rubryce błędów i opuszczeń w polskim bilansie obrotów płatniczych, który za 2008 r. pokazuje realny odpływ z kraju za granicę aż 41 mld zł, wcześniej wymienionych na walutę. Przez ostatnie 5 lat wypłynęło w ten sposób z Polski 221 mld zł, czyli około 55 mld euro. Nic dziwnego, że na wszystko brakuje nam dzisiaj pieniędzy. Polski złoty już dawno przestał reagować na cokolwiek poza czystą spekulacją, przestał reagować zarówno na słowne interwencje przedstawicieli polskich władz NBP czy RPP, a tym bardziej na istotne nawet publikacje danych i wskaźników, jak i zdarzenia polityczne najwyższej rangi. Przestał także ostatnio reagować na notowania eurodolara. Sprężynę polskiego złotego skutecznie poruszają dziś jedynie stosunkowo niewielkie, bo 50-100 mln dolarów lub euro w formie zleceń dużych spekulantów walutowych, płynących z Londynu czy Nowego Jorku.

Jako kraj i obywatele zdani jesteśmy na łaskę i niełaskę krótkich pozycji walutowych banków inwestycyjnych czy skutki wymiany walut związków z transakcjami prywatyzacyjnymi, które i tak obsługują w Polsce te same banki inwestycyjne, które stosują carry trade, czyli Goldmann Sachs, BOA, HSBC itp. Żadna kompromitacja nawet z datą przyjęcia euro w 2012 r. nie wpływa znacząco na kurs polskiego złotego, a przecież powinna. Nie wpływają negatywnie na kurs złotego ani fiasko prywatyzacji GPW czy polskiego przedsiębiorstwa energetycznego, jakim jest Enea w tym roku, ani zapowiedzi zmian w systemie emerytalnym, ani nawet afera hazardowa. Według ministra finansów J. V. Rostowskiego afera hazardowa może się nawet przyczynić do umocnienia polskiego złotego. Nie wpływają negatywnie, bo nie my o tym decydujemy. To nie polskie MF czy NBP rozdają tutaj karty. Złoty się umacnia, a państwo, gospodarka, finanse publiczne są coraz słabsze. Minister finansów i minister gospodarki powtarzają nam w kółko, że jest super, więc tak naprawdę o co nam chodzi.
Spekulant prawdę Ci powie

I choć Goldmann Sachs i BOA zaklinają się, że absolutnie nie spekulują naszą walutą, nie przedstawiają prognoz złotego, to właśnie Goldmann Sachs bank inwestycyjny na koniec grudnia 2010 r. zapowiedział euro po 3,54 zł, a BOA szarżuje i przepowiada euro po 2,65 zł. Tylko bardzo naiwni mogą w to uwierzyć – to te same banki, które jeszcze parę miesięcy temu przedstawiały najczarniejsze scenariusze dotyczące polskiego złotego i polskiej gospodarki. Im bardziej zaprzeczają, tym bardziej to robią i czają się do wielkiego skoku. Prezes Goldmann Sachs ostatnio przepraszał świat za błędne decyzje i przyczynienie się do światowego kryzysu. Może więc powinni nam również zwrócić uzyskane zyski na spekulacji na polskim złotym z 2008 r.? Byłby to prawdziwy, sensowny gest. Skoro gospodarz nie pilnuje dojnej krowy, jaką jest polski złoty, doi ją kto tylko zechce. Nawet w dniu Święta Narodowego – 11 listopada, gdy nie działały ani banki w Polsce, ani GPW, ani polska gospodarka, ani tym bardziej polskie MF, odbyła się bardzo agresywna gra na złotym na zagranicznych rynkach, która zakończyła się jego wywindowaniem mocno w górę. Dyrektor zarządzający Goldmann Sachs publicznie poświadczył, że złoty powinien się umacniać do momentu, kiedy objawią się problemy z bezrobociem i deficytem budżetu – wtedy według niego być może polska waluta straci na wartości. Czyżbyśmy nie mieli tych problemów obecnie? Czy prezesowi Goldmann Sachs chodzi o bezrobocie na poziomie 20 proc. i deficyt na poziomie 100 mld zł? Oby nie wykrakał.

NBP też dał się nabrać

Według strażników polskiej waluty wahania złotego o 15-20 groszy w ciągu tygodnia to normalka. W niebotyczną siłę polskiego złotego wierzą analitycy zagranicznych banków działających w Polsce, głównie z powodu rzekomo większej skłonności inwestorów do ryzyka. Należałoby mówić raczej o skłonności do szybkiego zysku i to bez ryzyka. Dlaczego zagranica tak bardzo wierzy w siłę polskiego złotego mimo bardzo niepokojących wieści dotyczących finansów publicznych, polskiego zadłużenia, deficytu budżetowego, spadku eksportu czy rosnącego deficytu w ZUS-ie? Czy to wyraz sympatii i taryfy ulgowej dla nas Polaków? Czy przysłowiowa gra w durnia i tzw. łowienie leszczy? Temu zawrotowi głowy i zachwytowi nad polskim złotym uległ ostatnio niestety prezes NBP.

Najpierw zadeklarował, że żaden bank centralny nie publikuje prognoz walutowych i że rynki walutowe są mało przewidywalne, po czym ogłosił, że może się nasilić presja na aprecjację złotego. Tak, być może Panie Prezesie, jeśli zagranicy starczy jeszcze paliwa i nie odtrąbi odwrotu od złotego, a z naszej strony nadal nikt nic w tej materii nie będzie robił. My jak dzieci cieszymy się z umocnienia złotego – naszych ministrów rozpiera wręcz duma z tego tytułu. Zobaczymy, jak zachowa się kurs złotego po wymianie przez Eureko olbrzymiego prezentu, jaki spółka otrzymała od polskiego rządu, a więc około 7,6 mld zł, gdy zacznie je wymieniać na złote. Może to się zdarzyć już pod koniec tego tygodnia.

Czy znowu nas wyroluje?

Polski złoty już dawno oderwał się, panowie analitycy, od jakichkolwiek fundamentów czy stanu polskich finansów publicznych, bo te dawno nie były w tak złym stanie, jak obecnie. Prognozowanie, że kurs złotego do euro za rok będzie wynosił 2,56 czy 3,50 jest funta kłaków nie warte. Równie dobrze można przepowiadać, że będzie to 5,50. Wieszczenie stałego umacniania się złotego przez polskich polityków i przedstawicieli władzy oraz zagraniczne banki inwestycyjne to raczej propaganda, a nie analiza. Zanim coś się osłabi, często się wzmacnia – zwłaszcza będąc na dopingu. Im mocniej coś wystrzeli w górę, tym gwałtowniej spadnie – to też są proste prawdy. Tylko tych prawd jakoś nie serwuje się Polakom, nie wspominając o edukacji ekonomicznej. Zaskoczenie więc rodaków co do kondycji stabilności polskiego złotego może być już na początku 2010 r. ogromne, a to tylko potwierdzałoby trafność starego porzekadła: "czy to przysłowie każdy Polak sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi".

Janusz Szewczak

Autor jest niezależnym analitykiem gospodarczym
Gazeta Finansowa


_________________
możliwość pomylenia się to część bycia wolnym
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kalfas




Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 338
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 20:32, 03 Gru '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Problem w tym, że to najmniejszy problem. Tej kontroli nie mamy z uwagi na brak możliwości kształtowania polityki
finansowaej przez państwo (Banki w 90% nie są polskie). Z kolei polityka fiskalna robi co może od 20 lat żeby zarznąć złotego.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Gospodarka i pieniądze Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Czy Polska utraciła kontrolę nad złotym?
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile