Rozszerzę książkę o Wałęsie - wywiad z Pawłem Zyzakiem
Aktualizacja: 2009-05-13 8:53 am
“Wobec najstarszej uczelni w Polsce zdecydowano się podjąć działania, które moim kolegom-studentom przypominają czasy symbolizowane przez takie postacie jak Bolesław Bierut, Jakub Berman, czy Józef Cyrankiewicz.” Z Pawłem Zyzakiem, autorem najnowszej biografii Lecha Wałęsy, rozmawia Łukasz Adamski.
Był pan świadkiem ataku na autorów książki „Sb a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. Czy spodziewał się Pan jednak, że reakcją na pańską pracę będą wypowiedzi typu: “chora imaginacja autora”, “prawicowe sikanie pod wiatr”, “gorszy od SB” i “urologiczne pasje Pawła Zyzaka”?
Spodziewałem się tego typu określeń. Natomiast miałem nadzieję, że skoro książka leżała w sklepach aż 3 tygodnie i nikt się na jej temat nie wypowiadał, to oznacza to, że wszyscy zainteresowani książkę tę czytają i przystąpią do jej gruntownej, krytycznej analizy. Okazało się jednak, że dzieje się podobnie jak w wypadku pracy Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, z tą tylko różnicą, że ich książka została skrytykowana, zanim ukazała się w księgarniach.
Pańska książka spowodowała, że minister szkolnictwa wyższego chciała zrobić kontrolę na Uniwersytecie Jagiellońskim (po reakcji mediów zaniechano tego procederu), krakowska uczelnia była również zagrożona obcięciem dotacji. Narobił Pan zamieszania.
Akurat ja w tej sytuacji byłem osobą pasywną. Wobec najstarszej uczelni w Polsce zdecydowano się podjąć działania, które zarówno mnie, jak i moim kolegom-studentom z Instytutu Historii UJ, z którymi miałem okazję spotkać się ostatnio w bardzo licznym gronie, przypominają czasy symbolizowane przez takie postacie jak Bolesław Bierut, Jakub Berman, czy Józef Cyrankiewicz. Jeśli w średniowieczu, które niesłusznie nazywa się „mrocznymi wiekami”, królowie, książęta i biskupi katoliccy, szanowali autonomię uniwersytetów, to należy sobie zadać pytanie, czy aby nie mamy teraz do czynienia z „mrocznymi” czasami?
Platforma Obywatelska zaprowadza aksamitny totalitaryzm w naszym kraju?
Nie posunąłbym się do formułowania takich tez, natomiast zastanawia mnie bardzo, że tego typu działania wobec najbardziej zasłużonej i szanowanej uczelni w naszym kraju nie budzą należytego sprzeciwu, przynajmniej mediów. Przypominam sobie, z opracowań i materiałów źródłowych dotyczących lat 80-tych w PRL, że nigdy największe uczelnie nie występowały z oświadczeniami przeciwko antyreżimowym protestom Niezależnego Zrzeszenia Studentów, Federacji Młodzieży Walczącej, Organizacji Studenckiej KPN, Akcji Studenckiej Ruchu „Wolność i Pokój”, natomiast odpierały wszelkie ataki na niezależność uniwersytetu. Z relacji ówczesnych studentów dowiadujemy się, że czuli się oni wówczas pewniej, gdyż doświadczali niejawnych wyrazów poparcia od zwierzchników uczelni. Wątpię, czy dzisiaj moi rówieśnicy mogą pokusić się o podobne wyznanie.
Jak Pan zareagował na niezwykle krytyczną recenzję Pańskiej książki, którą napisał współautor książki „Sb a Lech Wałęsa” dr Piotr Gontarczyk? Napisał on m.in., że Pan konfabuluje.
Piotr Gontarczyk nie pokazał w swojej recenzji, w którym miejscu oszukuję swego czytelnika. Skupił się na korekcie gramatycznej i analizie mojego stanu psychicznego, że wspomnę tylko: „urologiczne pasje Pawła Zyzaka”. Nie wykazał również, w którym miejscu skłamałem lub pomówiłem Lecha Wałęsę, choć stwierdził, że na „naukę, jaką zaprezentował Zyzak, zwyczajnie, po ludzku” się nie zgadza.
Promotor pańskiej pracy magisterskiej, prof. Andrzej Nowak, został skreślony z listy uczestników konferencji naukowej poświęconej wyborom w czerwcu 1989 roku. Dostaje on również koperty z kałem oraz listy z wyzwiskami i pogróżkami. Niedawno Instytut Historii UJ odwiedziła grupa ludzi podających się za dziennikarzy, wypytując, czy profesor Nowak przychodzi na zajęcia pijany. Czy spotkały Pana podobne szykany?
Nie, nie spotkały. Ani na adres Arcanów, lub IPN, ani na mój adres domowy nie przychodziły listy z pogróżkami. Myślę, że świadczy to o braku spontaniczności owych szykan, a zarazem potwierdza moją opinię, iż biografia Lecha Wałęsy stała się tylko pretekstem do zajęcia stanowiska względem dwóch instytucji i jednego profesora. Wybitnego profesora, który wykłada w trzech językach, a sześć zna biernie. Którego teraz studenci UJ szanują jak nigdy, choć już wcześniej cenili go za profesjonalizm, dorobek naukowy oraz sposób bycia.
Nie ma Pan wrażenia, że takie ataki są spowodowane reakcjami najwyższych władz na Pańską publikację. Skoro politycy mogą obrażać zarówno Pana jak i Pańskiego promotora w najobrzydliwszy sposób, to dlaczego zwykli ludzie mają nie czuć przyzwolenia na wysyłanie kału w kopercie?
Tego rodzaju inwektywy należy, moim zdaniem, postrzegać dopiero jako skutek pewnej prawidłowości. Na pewno są one konsekwencją pewnego przyzwolenia, ale także braku właściwego rozłożenia akcentów przez środki masowego przekazu. Dziwi mnie np. małe zainteresowanie większości dziennikarzy odkrywaniem prawdy historycznej dotyczącej najnowszych dziejów Polski. Lekceważenie faktu, że wciąż żyją ważni świadkowie historii, którzy mają wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. Właśnie ta wiedza powinna stanowić priorytet, a nie poziom agresji wylewający się w ust tego czy owego polityka.
To chyba nie jest tylko wina dziennikarzy. Uznani historycy z tytułami profesorskimi również niezwykle mocno atakują zarówno Pana jak i prof. Nowaka. Jest to o tyle zabawne, że niektórzy z nich poza kamerami przyznają, że Pańska książka jest solidną pracą historyczną.
Czasami mam wątpliwości, czy niektórzy historycy potrafią rozdzielić swoje obecne zaangażowanie emocjonalne od pracy historyka. Zaletą mojego młodego wieku jest to, że nigdy nie współuczestniczyłem w kreowaniu mitu Lecha Wałęsy i jestem wolny od pewnego bagażu psychicznego. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na inną znamienną rzecz. Otóż wśród osób, którym zaproponowano współpracę przy tworzeniu biografii Lecha Wałęsy, która ukazała się w zeszłym roku, oprócz mnie znaleźli się prof. Andrzej Friszke oraz jego imiennik, także profesor. Z tych trzech osób tylko ja nie zgodziłem się na współpracę przy tworzeniu tej książki. Wypowiedzi obu profesorów na łamach tejże autobiografii momentami odbiegają od wypowiedzi historyków i przypominają enuncjacje sympatyków Lecha Wałęsy. Dlatego sugerowanie przez nich mojego braku obiektywizmu i profesjonalizmu mnie dziwi.
W wywiadach prasowych wspominał pan, że osobą, która zaproponowała panu pisanie najnowszej autobiografii Lecha Wałęsy był Bartosz Loba, zresztą jej główny redaktor. Czy to ten sam Bartosz Loba, który obecnie jest rzecznikiem prasowym Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, przygotowującego do niedawna kontrolę na UJ?
Ten sam.
Dr Marek Migalski nie mogąc zrobić habilitacji na polskich uczelniach, zdecydował się kandytować do Europarlamentu. Czy Pana też czeka kariera polityka, czy jeszcze wierzy Pan, że zrobi karierę naukową?
W tej chwili skupiam się na swojej aktualnej publikacji o Lechu Wałęsie. Zamierzam rozszerzyć ją o kolejne wiadomości, dotyczące rzecz jasna okresu do 1988 roku. O polityce nie myślę, ale życzę panu Migalskiemu powodzenia. Zresztą kandyduje w moim okręgu wyborczym i również nad jego kandydaturą będę się zastanawiał. Naiwnością byłoby twierdzenie, że mój przyszły pracodawca nie zastanowi się dobrze, zanim mnie zatrudni. Jednakże za taką samą ułudę uważam przekonanie, że bieżący stosunek do wolności badań historycznych, czy szerzej – wolności słowa, w naszym kraju zachowa stan obecny. Jeśli na razie nie znajdę pracy w zawodzie historyka, poszukam jej w swoim drugim zawodzie. Może ktoś zatrudni elektronika, który opisał kiedyś jednego elektryka…
Za: Niezalezna.pl
|