urwis
Dołączył: 16 Lut 2007 Posty: 198
Post zebrał 0.000 mBTC Podarowałeś BTC
|
Wysłany: 22:09, 21 Sie '07
Temat postu: Wiktor Ostrovsky - Drugie oblicze zdrady i Wyznania Szpiega |
|
|
Poszukiwane ksiazki lub eboki...
Wiktor Ostrovski ksiazki - "Wyznania Szpiega" i "Drugie Oblicze Zdrady"
Fragment z ksiazki - Drugie oblicze zdrady
Cytat: |
(...)
Nagle lancuch mysli urwal sie jak nic babiego lata. Po drugiej stronie ulicy
zauwazylem mezczyzne w dlugim, czarnym plaszczu. Stal przy kiosku ulicznego
sprzedawcy i zawziecie wylewal musztarde na swiezego hot doga. Juz go gdzies
widzialem. Tak, wszedt do restauracji, w ktorej siedziatem z Yasimem, i zaszyl
sie na tylach sail.
Goraczkowo staral sie nie patrzec wprost na mnie - prawdziwa oznaka amatorstwa.
Przysunalem sie blizej sciany unikajac porwania przez strumien przechodniow.
Obserwowalem go. Wedlug moich szacunkow, powinien juz zaczac jesc, chyba ze
kupil hot doga i pompowal w niego musztarde tylko dla zyskania czasu.
Przypomniaiem sobie, ze w restauracji nie byt sam, towarzyszyl mu jeszcze jeden
mezczyzna. Zaczalem bez pospiechu lustrowac ulice w poszukiwaniu tego drugiego
cztowieka. Ten w dlugim plaszczu, wciaz zmagajacy sie z hot dogiem, mial cere
typowa dla mieszkancow Bliskiego Wschodu, ale to nie znaczylo wiele. Mogl byc
kazdym, od nowojorskiego gliniarza z wloskim pochodzeniem, po oficera
syryjskiego wywiadu. Oczywiscie, rownie dobrze mogl byc agentem Mosadu.
Powoli odwracalem sie obserwujac ulice. Zauwazylem. czlowieka z niewielka torba
w reku, stojacego przed wejsciem do ksiegarni. Patrzyl w moja strone
wykorzystujac odbicie w szybie wystawy sklepowej. Dzielilo nas nie wiecej niz
piec metrow. Nie spodziewalem sie, ze bedzie tak blisko. Bez vvatpliwosci
rozpoznalem w nim druga postac z restauracji. To dziwne, ale dalece
nieprofesjonalne zachowanie tego czlowieka stanowilo dla mnie obraze - nie
stosowal sie do regul tej gry. Albo obaj byli amatorami, albo czlonkami jakiejs
posledniej organizacji. Przeszedlem obok mezczyzny z torba i wszedlem do
księgarni. Musialem dowiedziec sie dla kogo ci faceci pracuja.
Przez kilka minut snulem sie miedzy regalami, przerzucajac kartki niektorych
ksiazek, podczas gdy umysl rozpracowywal wszelkie mozliwe opcje. Musialem
wyrzucic z glowy zdecydowana wiekszosc tego, co przyswoilem sobie na cwiczeniach
symulujacych podobne sytuacje; odpadalo telefoniczne wezwanie wsparcia lub
przeprowadzenie weryfikacji w terenie (szczegolowo zaplanowana forma dzialania
operacyjnego, polegajaca na rozstawieniu czlonkow zespolu zabezpieczajacego
wzdluz wczesniej ustalonej trasy. Kiedy agent wykrywa ,,ogon", daje sygnal i
zespol zajmuje pozycje. Nastepnie agent operacyjny porusza sie wzdluz
zaplanowanej trasy, a sledzacy jest poddany weryfikacji 1 identyfikacji.)
Bylem zdany na wlasne sily. Sprowadzalo sie to do tego, ze nie mialem zadnej
ochrony przed funkcjonariuszami lokalnych wladz lub kimkolwiek, komu przyszlaby
ochota zastrzelenia mnie. Z wnetrza ksiegarni widzialem, jak mezczyzna z
plaszczu rzuca hot doga do kubla na smieci i szybko przechodzi przez ulice. Ten
przy drzwiach ksiegarni udal sie na skrzyzowanie, gdzie zaczekal na partnera.
Rozmawiali przez kilka sekund, po czym mezczyzna w plaszczu pokazal ksiegarnie.
Ten drugi wzruszyl ramionami, a potem machnal reka jakby wskazywal cos w glebi
ulicy. Mezczyzna w dlugim plaszczu kiwnal glowa i ruszyl w kierunku ksiegarni,
podczas gdy jego kolega poszedl dalej ulica we wskazana przez siebie strone.
Patrzcie, patrzcie! Te cymbaly nawet potrafia myslec. Jednak nie sa w tym
najlepsi. Mialem ochote wyjsc z ksiegarni, podejsc do tego goscia w plaszczu,
dac mu krotka lekcje i na zakonczenie powiedziec, ze moze sprobowac jeszcze raz.
Z radoscia zobaczylbym jego mine, jednak nie byt to ani dobry czas, ani miejsce
na takie wybryki. O ile prawidlowo odczytalem ich intencje, z jakiegos powodu
planowali mnie usunąc. Nie trzeba bye geniuszem, zeby kogos zabic.
(...)
Na rogu Siedemdziesiatej i Czterdziestej Pierwszej zatrzymalem sie na przejsciu
dla pieszych. Chcialem miec pewnosc, ze mezczyzna w plaszczu nadal za mna
podaza. Mialem szczescie, ze stanalem nieco z boku, bo w przeciwnym razie moja
ryba wpadlaby prosto na mnie. Nawet biorac pod uwage uspienie czujnosci, facet
zachowywal sie absurdalnie. Nie widzialem nikogo, kto bardziej od niego
zastugiwalby na okreslenie ,,kompletny amator". Byl zielony, ale robil swoje z
godnym podziwu samozaparciem (w końcu co syjonista to syjonista - mój dopisek)
(...)
Wcale mnie nie uradowalo, ze mam do czynienia z amatorami. Sa nieprzewidywalni.
W kazdych okolicznosciach wolalbym spotkac na swej drodze zawodowca, taki
przynajmniej nigdy nie uwaza zadania za czesc swej osobistej krucjaty.
(...)
Swiatla sygnalizacji zmienily sie i maly zielony ludzik pozwolil mi ruszyc przez
przejscie dla pieszych (Żydzi często antropomorfizują nieznane im sygnały
świetlne, stąd cała histeria na temat UFO, tak przypuszczam - mój dopisek). Po
drugiej stronie ostro skrecilem w lewo, a przy pierwszej okazji w prawo.
Stanalem przed wejsciem do duzego sklepu z ksiazkami i kasetami wideo dla
doroslych. Zaczekalem az na rogu ulicy pokaze sie moj ogon i kiedy mialem
pewnosc, ze mnie zauwazyl, wszedlem do srodka. Wiedzialem, ze troche zaczeka,
zanim wejdzie za mna. Musial to przemyslec. Zostal sam. Teraz byla to rozgrywka
jeden na jednego.
(...)
Wszedlem do kabiny znajdujacej sie na samym koncu korytarza i zamknalem drzwi na
zasuwe. Wlozylem zeton do otworu wrzutowego i nacisnalem przycisk ,,start". W
srodku bylo ciasno a jedynym sprzetem okazalo sie wcisniete w kat krzeslo na
trzech nogach. Sciany pomalowano na czarno, naprzeciw drzwi, mniej wiecej metr
dwadziescia nad podloga tkwil w scianie telewizor. Jego ekran ledwie z niej
wystawal. Klient nie mial dostepu do zadnych przyciskow i jak sie przekonalem,
nie mozna bylo regulowac glosnosci. Nie zdjałem jeszcze palca z przycisku, gdy
pokaz sie rozpoczal. Bez zadnych wstepow moim oczom ukazala sie trojka aktorow
pracowicie kopulujacych w wyszukanym, niemal akrobatycznym układzie. Mezczyzna
na filmie byl niezwykle szczodrze obdarzony przez nature i zdawal sie dobrze
wywiazywac z roli kochanka - obie kobiety glosno pojekiwaly z rozkoszy.
Rozejrzalem sie za jakims otworem, przez ktory moglbym wyjrzec na zewnatrz i
sprawdzic, co porabia moj znajomy. Znalazlem miejsce, gdzie drzazga odpadla od
dykty stanowiacej sciane kabiny.
Stanalem na krzesle i zerknalem na korytarz. W sama pore. M?zczyzna w plaszczu
krecil sie miedzy kabinami. Poszedl do konca korytarza, upewnil sie, ze nie ma
tylnych drzwi, wiec wrocil i sprobowal wejsc do kabiny naprzeciw mojej. Byla
zamknieta. Potem sprobowal dostac sie do mojej, a na koniec wyladowal w kabinie
drugiej od konca po przeciwnej stronie korytarza. Wszedl do srodka, zostawiajac
za soba lekko uchylone drzwi, aby obserwowac ciemny korytarz. Niezle, jak na
amatora. Musialem to przyznac. (co syjonista, to syjonista, bez dwóch zdań - mój
dopisek)
(...)
Jak si? nazywasz?
Milczal. Zauwazylem, ze zaciska powieki, spodziewajac sie nast?pnego ciosu.
- Mozesz zamykac oczy, dupku, ale uszy masz otwarte. Zapytam cie jeszcze tylko
jeden raz. Jak sie nazywasz?
- Marvin - odparl drzacym glosem.
- Dla kogo pracujesz, Marvin?
- Dla nikogo. Nie pracuje dla nikogo.
- To dlaczego mnie sledzisz, Marvin?
Mowilem rownym, miarowym, niskim glosem. Prawie Przyjacielskim tonem.
Sprobowal obrocic glowe, zeby na mnie spojrzec, wiec podciagnalem jego ramie tak
wysoko, jak moglem, bez polamania go. Syknal z bolu i powiedzial:
- To ty byles z tym facetem z OWP?
- Dla kogo pracujesz, Marvin?
(...)
Mial szeroko otwarte oczy, byl przerazony. Nie mogl liczyc na to, ze partner
wyciagnie go z tarapatow. Zdal sobie sprawe, ze wiem znacznie wiecej, niz
poczatkowo sadzil. Probowal przeanalizowac sytuacje, a mnie wcale na tym nie
zalezalo. Musialem sprawic, by sprawy potoczyly sie szybciej. Zostawilem
dlugopis w jego uchu, unioslem dlon i piescia uderzylem go w glowe niczym
mlotem. Zaszokowalem go. Nie spodziewal sie ciosu. Myslal, ze teraz spokojnie
sobie Porozmawiamy, a tu...
- Jestem z JDL, rozumiesz? Z Zydowskiego Stowarzyszenia Obronnego (Jewish
Defense League - JDL http://www.jdl.org/). Obserwujemy biura tych palestynskich
szumowin. Widzielismy, jak stamtad wychodzisz. Pomyslelismy, ze pewnie dla nich
pracujesz i chcielismy dowiedziec sie...
- Czego chcieliscie sie dowiedziec?
- Chcielismy wiedziec, kim ty, k...., jestes! I co, do k.... nedzy, tam robiles!
Skad mielismy wiedziec, ze jestes gliniarzem? (przekleństwa i wulgaryzmy, tak
powszechne w półświatku żydowskiej diaspory, pozwoliłem sobie wyciąć - mój
dopisek)
- Kto was poslal?
- Rabin. Powiedzial nam, co mamy robic.(...) Zydzi musza trzymac sie razem,
inaczej goje nas wytepia! Jestes Zydem?
- Nie - odparlem.
- Coz, pewnie nie wiesz, ze Palestynczycy maja plan eksterminacji wszystkich
Zydow. Amerykanski rzad rowniez macza palce w tym spisku.
- O czym ty bredzisz? Chyba za mocno uderzylem cie w glowe.
- Nie pozwolimy na to! Poczekaj tylko, przekonasz sie! Wszystkich ich wybijemy
|
Moze dodam jeszcze ze autor to byly agent mosadu, sciagny przez rzad Israela za zdrade po wydaniu kilku jego ksiazek.
|
|
|