powiedziała tegoroczna laureatka nagrody nobla w dziedzinie literatury Białorusinka (?) Swietłana Aleksiewicz.
http://ru.espreso.tv/article/2015/10/08/.....moyu_zhyzn
W wywiadzie pojawia się wątek takiego owo zwierzenie
O "banderowcach którzy uratowali życie"(О "бандеровцах", которые спасли жизнь) którego nie rozumiem.A przynajmniej nie do końca.Noblistka opowiada że dzieciństwo spędziła na wsi w Winnickim okręgu gdzie jej ojciec będący pilotem stacjonował w okolicy.Ona (znaczy się ta Swietłana) umierała wskutek krzywicy albowiem miejscowa ludność bojkotowała jednostkę wojskową i za nic na świecie nie dostarczała jej produktów spożywczych.Wówczas jej zdesperowany ojciec-pilot "przedarł" się do miejscowego klasztoru (nie mam pojęcia o jaki chodzi) i na kolanach prosił przeoryszę o pomoc dla swej córki.Przeorysza się ulitowała i zezwoliła na codzienne dostarczanie dziecku pół litra koziego mleka.Tyle narracji samej pisarki.
Niech mnie diabli jak ja co z tego rozumiem,bo:jak łatwo policzyć na paluszkach jednej ręki (pisarka rocznik 1948) wszystko to działo się na przełomie 40 i 50-tych lat XX w w ZSRR.Panuje stalinowski mores,ludzie boją się oddychać bez zezwolenia a tu jakieś bojkoty,zaopatrzeniowe blokady urządzane przez chochłów.
Coś mi tu nie pasuje.W tym tkwi jakaś niekonsekwencja.Albo noblistka pierdzieli w celu "dowartościowania" zszarganej opinii banderowców albo wspomniany mores nie był znów taki srogi.
_________________
sasza.mild.60@mail.ru