W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Ustrój Wielkich Gangsterów  
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
2 głosy
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Dyskusje ogólne Odsłon: 1923
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 09:26, 25 Kwi '09   Temat postu: Ustrój Wielkich Gangsterów Odpowiedz z cytatem

Podsyłam z listy dyskusyjnej Wiec , pod dyskusję
===============================Szanowni Państwo,
Przesyłam Część II Etosu Hebrajskiego.
Część pierwszą tegoż "Etosu" skomentował już wczoraj Dr Maciej Pokora z IBB PAN, przy okazji swego "listu ogólnego" do uczestników "Forum NH", w następujący sposób:


> Z wymiany maili w tych dniach na Forum pojawia się kilka wniosków:

> 1) nadeszły takie czasy, że wszelkie i s t o t n e zagadnienia
są uwarunkowane p o l i t y c z n i e , a to niestety oznacza,
że uczciwe wypowiadanie się w aktualnej tematyce wymaga nie tylko
w i e d z y , ale i n i e p r z e c i ę t n e j o d w a g i;
(...)
> A dla ilustracji, że można dokładniej zbliżyć się w analizie problemu
do jego sedna - przesyłam w załączeniu jeszcze ciepły, bo dzisiejszy,
tekst z Zakopanego. Jest to moim skromnym zdaniem jedno z lepszych
opracowań tego "knąbrnego" autora, bo jest zwięzłe, ma konkretny CEL i
PRZESŁANIE, oparte jest na starannie dobranych cytatach, i pozbawione jest
lamentowania, a także pustych frazesów o teoriach spiskowych itp. bzdurach
dystrakcyjno-przykrywkowych. Dr Marek Głogoczowski właściwie udziela dziś
wyjaśnień na niedawne dramatyczne wołanie jednego z młodszych uczestników
Forum NH, jak zrozumieć to, co się teraz wokół nas dzieje.
> Chyba każdy z nas chciałby to zrozumieć, ale czy każdy jest w stanie,
jeżeli już nie może, lub jeszcze wciąż nie potrafi
samodzielnie rozumować?

> Z serdecznymi pozdrowieniami dla Wszystkich NH,

> Maciej Pokora
---------------------------------------------------
HEBRAJSKI RAK POZNAWCZY „Pana Świata” Adon Olam (Część II z II)
Tutaj dochodzimy do istoty POZNAWCZEGO RAKA cywilizacji judeo-chrześcijańskiej. Według „teologii” rozpowszechnianej przez świętego Pawła (i rozpowszechnianej szerzej przez ukryte struktury rządzącej ówczesnym Izraelem teokratycznej mafii, stojącej za działalnością tego samozwańczego apostoła), samo-ofiara Chrystusa miała odkupić grzech Pierworodny Adama (Rz. 5, 12-1Cool. Ten Pierwszy Człowiek ponoć skonsumował jabłko z „zakazanego drzewa wiadomości co złe i co dobre” i dzięki temu wyrwał się na wolność z przyrządzonego mu przez Pana „rajskiego ogrodu”, w którym nie musiał on w ogóle myśleć, kojarzyć faktów, uczyć się, ani nawet mówić, gdyż wszystkie możliwe wygody, łącznie z seksualnymi, miał pod nosem. Od strony psychologicznej ta „ucieczka z raju” w pozbawiony szpitali, dróg, hoteli oraz telefonów komórkowych świat przygody, pełen niebezpieczeństw i niewygód, to była najzwyklejsza ‘maskulinizacja’ pierwszych ludzi, dzięki temu „zderzeniu” z pozornie wrogim światem ‘extra-muros’ („poza świętym miastem”, poza termitierą) zaczęli oni myśleć i nawzajem się komunikować, wymieniając swe spostrzeżenia, nareszcie zaczęła się w nich rozwijać inteligencja i związana z tą „zoologiczną”, zwierzęcą (a więc „złą”) cechą dążność do poznawczej perfekcji. Według teologii „wypchanego miłością” apostoła Pawła, martwy Chrystus na krzyżu ma za zadanie odwrócić ten proces „maskulinizacji” naszego gatunku.
By zbliżyć się do sfeminizowanego, kapryśnego „boga ojca” Izraela (przypominającego swym zachowaniem grecką boginię Zazdrości i Sporu Eris/Discordia), chrześcijanie mieli „umrzeć dla świata”, czyli po prostu otępić swoje zmysły, starać się przestać dostrzegać popełniane przez nich, przeciw Naturze, obrzydliwości, chociażby w postaci samo-kastracji, której dopuścił się Orygenes i jemu podobni pierwsi chrześcijanie, starający się zachowywać jak pozbawione radości życia odseksualnione roboty-termity (patrz zalecenie auto-kastracji „dla królestwa bożego” – Mat. 19, 12; o propozycji samo-kastracji nie ma mowy w Ewangelii Łukasza, przeznaczonej dla hellenistów).
Interesującym jest skojarzenie apostolskiej misji Pawła z „antymaieutyką”, czyli specyficznie podłą nauką która ma za zadanie sterylizować ludzi z tkwiących w nich intelektualnych potencji. W maieutyce bowiem, czyli z grecka „sztuce akuszerskiej”, specjalizował się znienawidzony przez rozmaitych odmian „ibri” Sokrates, który w swym postępowaniu dążył, za pomocą dialektycznej metody pytań i odpowiedzi, do wyostrzenia precyzji poznawczej swych uczniów. „Hebrajczyk z Hebrajczyków” święty Paweł zaś dokładnie na odwrót, chciał chrześcijanom „zasłonić” świat zewnętrzny, spychając ich z powrotem na powrót w „szczęście” bezmyślnego życia w łonie (gr. hysterze) ich sztucznej matki zwanej Kościołem (niby) Powszechnym. W okresie ludzkiego życia płodowego nie potrzeba przecież używać organu wzroku, nie ma żadnej różnicy między Grekiem i Żydem, mężczyzną i kobietą, mędrcem i durniem, nie trzeba się uczyć żadnych języków, ani na niczym się znać. Mówiąc krótko, w okresie płodowym naszego życia są obecne wszystkie te cudowności, które zapowiadał w swych „Listach” Apostoł, panuje Szczęście bezwładnej wegetacji oraz biernego wzrostu, polegającego na dynamicznym, bezpłciowym rozmnażaniu się przez podział ludzkich komórek oraz tkanek, dokładnie tak jak zaplanował to „Bóg” opisany na początku Księgi Rodzaju. I to jest ten „plan Pana Świata” (ang. NWO – New Word Order), który ma przekształcić rozumny z natury gatunek ludzki w nie zróżnicowaną masę ślepych komórek oraz tkanek Gigantycznego Nowotworu bezwzględnie eksploatującego – a przy okazji eksterminującego – wszystkie inne, bardziej szlachetne odmiany istot ożywionych.
W rezultacie takiego „religijnego” nastawienia do świata, (lumpen)kultura hebrajska [1][1], poprzez programową niechęć do wykonywania jakichkolwiek wysiłków, czy to fizycznych czy umysłowych, musi prowadzić do samo-upodlenia się „ewangelizowanej” ludności, systematycznie przyzwyczajanej do „jeżenia się” na wieść o istotach bardziej rozgarniętych niż obdarowani „łaską” Pana Nowo-Starego Izraela przysłowiowi durnie i szubrawcy. Otóż to celne określenie „durnie i szubrawcy” ukuł w połowie XIX wieku angielski socjalista Robert Owen, obserwując komu w jego, dominującej już wtedy na wszystkich Oceanach ojczyźnie, stawia się pomniki. Z kolei inny Anglik, żyjący w drugiej połowie XX wieku i chętnie publikowany w czasach PRL pisarz John Berger, określił demokrację angielską przed dwustu laty jako „reżym małych gangsterów”. Oczywiście postęp w rozwoju technik oszukiwania oraz eksploatacji ludności trwa bezustannie i od lat 1990 mamy w Europie Wschodniej, a w szczególności w Polsce, ustrój „Wielkich Gangsterów” – jak to zauważył mój kolega, profesor psychologii z Genewy, Jacques Vonèche, gdy mu w 1992 roku opowiedziałem o sukcesach „reformy Balcerowicza”. Rolę „Ojca chrzestnego” (ang. Godfather) w tym Atlantyckim Nowotworze odgrywa grupa londyńskich finansistów związanych z nazwiskiem Georga Sorosa, współpracownika bankierskiej rodziny Rotszyldów, zarządzających majątkiem niby-arystokratycznej angielskiej Rodziny Królewskiej. Ortodoksyjni żydzi z „rosyjskiej” sekty Chabad Lubawicz, z centralą w nowojorskim Brooklynie, wydają się spełniać w tej globalizującej świat bandzie rolę usługową, bardzo podobną do tej, jaką w Europie Centralnej spełniają przedstawiciele Watykanu, oczywiście po cichu też współpracującego z „Panem Świata” zwanym po hebrajsku Adon Olam.
Hebrajski Bóg-Podłość i „poprawiacz” jego teodycei Allach – Bóg bogów
Czy istnieje jakaś droga ucieczki od zjednoczenia tego świata pod symbolami Chrystusa oraz Banku Światowego, demonstrującymi symbiozę Boga i Mamona, jak to się wśród krakowskiej inteligencji powszechnie akceptuje? Otóż nie wszystkie ludy dały się – jak Naród Polski dzisiaj – doszczętnie shebraizować (czyli podporządkować „ibri”). Elementy rozumu zachowały się bowiem w niektórych, nie-chrześcijańskich kulturach, zwłaszcza tych, które przez setki lat pozostając w bliskich kontaktach z „ibri” („habiri”) grasującymi na Półwyspie Arabskim, wykształciły coś w rodzaju przeciwciał neutralizujących toksyny mózgu wydobywające się zarówno ze Starego jak i Nowego Testamentu. Dotyczy to w szczególności nauk Mahometa, który w młodości przez dłuższy okres czasu żył wśród arabskich chrześcijan. Temu to Prorokowi w sposób dość zręczny udało się powiązać żydo-chrześcijańskie Opowieści Biblijne ze światem, który Arystoteles nazwał rzeczywistym, w którym ludzie z natury dążą do wiedzy (i samo-wiedzy). Otóż w świecie rzeczywistym wszyscy mamy sny, częstokroć okropne, które są związane są z naszymi wcześniejszymi przeżyciami, ale które po przebudzeniu się okazują się być tylko senną marą. Według rozumującego jak homo sapiens Mahometa szlachetny przodek Arabów, zwany Abrahamem (a więc nie Abramem), miał tylko zły sen, będący historycznym wspomnieniem praktyk związanych ze starożytnym kultem Molocha (hebr. „króla”, „Pana”), że to Bóg kazał mu zabić i usmażyć na wolnym ogniu ukochanego syna Izaaka. (Inna sprawa, że młody, a więc jeszcze głupi Izaak, słysząc o śnie swego ojca, koniecznie chciał się poświęcić dla „Pana”. Tę jego masochistyczną zachciankę kochający go ojciec umiejętnie storpedował, dokonując ofiary z baranka, ponoć wskazanego mu przez Boga jako ofiara zastępcza.)
W podobny, inteligentny sposób opisane zostały w Koranie ostatnie ziemskie chwile wysłańca Boga, Jezusa syna Marii, którego „droga krzyżowa” według mahometan była tylko złudzeniem, chodziło bowiem tutaj o ukrzyżowanie kogoś zupełnie innego. W islamie Bóg nie jest – jak ten „nasz” – Osobą Podłą i litość dlań znaczy Litość, a nie perwersyjne, typowo hebrajskie, rozkoszowanie się widokiem własnego syna powieszonego na krzyżu z koroną cierniową na skroniach. Według tego co przekazali mi (internetem) muzułmanie, Allach widząc, że jego wysłannik został zagrożony, tak pomanewrował rzeczywistością (prawdopodobnie przy cichej kolaboracji nie chcącego się skalać niesprawiedliwym wyrokiem Piłata), że w rezultacie na krzyżu zawisł Judasz, a Jezus z Ogrójca gdzie spał wraz z uczniami i gdzie Judasz zamierzał go zadenuncjować rzymskim strażom, przez wschodnie okno, w asyście aniołów Gibrela, Micheasza i Ibrahima powędrował wprost do nieba. Czyż nie jest to piękna i umoralniająca historia, automatycznie robiąca z próbujących podbić świat, pod znakiem krzyża, chrześcijańskich wojowników (Krzyżowców, Krzyżaków, konkwistadorów, „misjonarzy USA” w Afganistanie i Iraku dzisiaj), najzwyklejszych durni oraz szubrawców, dumnie obnoszących się wszędzie z Judaszem na patyku?
A zatem nie ma w islamie sławnego, komercyjnego „grzechów, przez Mękę Chrystusa, odkupienia”, a nawet nie ma i Grzechu Pierworodnego, bajkami o którym raczą dzieci do dzisiaj chrześcijańscy księża. To właśnie z tego mitycznego, ponoć zakazanego przez „Boga” ludziom „spożywania owoców z drzewa poznania co dobre a co złe” (!), miał nas „wykupić”, przez swą chętną śmierć na krzyżu, Jezus Chrystus, jak to odkrył chrześcijanom święty Szaweł/Paweł i którą to bzdurę od czasów „soboru zbójeckiego” (a więc „soboru ibri”) w Efezie w roku 431 Ojcowie Kościoła, zarówno prawosławnego jak i katolickiego, uznają za religijny dogmat. Jak sprawdziłem w Koranie, prawdziwy Grzech Pierworodny polegał na ujawnieniu się wśród ludzi predylekcji do obłudy i hipokryzji. Ten grzech „pierworodny” spowodował, że ludzie utracili spokój ducha i sami się wydali na pastwę swych obsesji oraz znamionujących ich „zniewieścienie” histerii (np. nie znanego w ogóle antycznym Grekom strachu przed Końcem Świata, tak psychodelicznie opisanym w „Apokalipsie” św. Jana). Do podstępnego zachowania się hipokrytów „którzy co innego mówią, a co innego robią” nie są zdolne nie potrafiące mówić zwierzęta, a więc i ludzkie niemowlęta, nie jest to zatem grzech dziedziczny, tylko „kulturowo dziedziczony”. Ten grzech obłudy – którego to grzechu Jezus z Nazaretu obiecał nikomu nie odpuścić, także faryzeuszowi o imieniu Szaweł/Paweł – charakteryzuje li tylko kultury zniewieściałe, takie jak ta dominująca dzisiaj w Imperium Americanum zbójecka kultura „hebrajska”, w kleszczach której znalazła się dzisiaj Polska. W kulturze greko-rzymskiej, czyli „helleńskiej”, której resztki porzuciliśmy z entuzjazmem 20 lat temu, wraz z odrzuceniem niewygód „komuny”, ideałem był – i jest – człowiek mężny, potrafiący głosić niewygodne dla ludzi wierzących w Boga i Mamona prawdy nawet wtedy, gdy wie, że w ten sposób rujnuje on swą zawodową oraz społeczną karierę.
A więc osoby, którzy chcą wierzyć w jakiegoś szlachetnego „Boga”, wciąż mają przed sobą alternatywę ucieczki od „Boga Ojca Jedynego” (ang. Godfather), naszej judeo-chrześcijańskiej cywilizacji [2][2]. „Pana Świata”, który w swym podłym zniewieścieniu zezwolił, aby jego umiłowany „lud boży” specjalizował się w łupieniu innych narodów, nie wymagającą prawie żadnego męskiego, fizycznego wysiłku, pokojową metodą „zdzierstwa” (łac. usura), czyli lichwą, dzięki której powstała cała dzisiejsza „boska” potęga Wall Street i londyńskiego City. O ile mi wiadomo, Koran w przeciwieństwie do Biblii (V Moj. 23,21) w ogóle nie dopuszcza pożyczania na procent, w czym stosuje się do zalecenia nie lubianego przez protestantów Arystotelesa, że „bankierów, którzy się bogacą nic nie robiąc, należy znienawidzić” [3][3].
Addendum:
Synagoga Szatana oraz Kościół Zombies
- czyli o zrozumieniu przez kler katolicki sensu „miłości bożej”
Dokładnie rok temu wpadła mi w ręce książeczka „Co każdy winien wiedzieć o judaizmie” (praca zbiorowa, tłum. M. Ruta, WAM, Kraków 2007), teksty z której omawiałem następnie w trakcie seminarium z zakresu religioznawstwa na Akademii Pomorskiej, gdzie pracowałem, przed przejściem na emeryturę, do ostatniego lata. Niemieccy ewangelicy, autorzy tekstów tej „ekumenizującej” książeczki, utrzymują że zarówno żydowski Talmud jak i Nowy Testament są „siostrzanymi” rozwinięciami podstawowych idei religijnych zawartych w Testamencie Starym i że oczywiście przez wszystkie te trzy teksty sakralne przemawia ten sam Bóg Jedyny. W katolickiej Polsce jest to teza mało popularna i w połowie lat 1990, gdy z podobnie „protestanckimi” stwierdzeniami o naszym wspólnym Bogu ze „starszymi braćmi w wierze”, wystąpili publicznie przedstawiciele Episkopatu, to co bardziej czuli na sprawy religijne mieszkańcy Polski zaczęli się burzyć. Mój znajomy, emerytowany obecnie profesor filozofii, który w młodości był księdzem, ale potem zrezygnował ze święceń i ożenił się, opowiadał mi że jego żona, gdy się dowiedziała o oficjalnych poglądach Episkopatu na „wspólnego boga” katolików i żydów, to mu zagroziła, że jeżeli nie zerwie wszelkich kontaktów z tą „bandą” (a więc „ibri”), wśród których spędził swą studencką młodość, to go więcej nie wpuści do domu.
Wbrew wciąż dość powszechnemu w Polsce przekonaniu, że żydzi czczą innego boga niż wyznawcy Chrystusa, osoby zawodowo zajmujące się badaniem różnic między głównymi kulturami świata potwierdzają opinię funkcjonariuszy Watykanu [4][4]: bezpośrednio po ataku USA na Irak w roku 2003, gdy „demokratyzacja” tego kraju zaczęła „koalicji chcących” (Coalition of Willing) iść jak po grudzie, do Waszyngtonu został zaproszony znany francuski kulturoznawca, profesor Alain Besançon, by wytłumaczyć przyczyny braku entuzjazmu Irakijczyków dla „amerykanizacji” ich kraju. I rządzący przez ostatnia dekadę w USA tak zwani „neo-cons”, w znacznym stopniu pochodzenia polsko-żydowskiego, dowiedzieli się, że chrześcijanie wyznają tego samego boga co żydzi, ale robią to w zupełnie odmiennym zewnętrznym „przybraniu”. Natomiast muzułmanie czczą boga innego od tego „naszego”, ale za to w „przybraniu” w znacznej mierze podobnym do tego charakteryzującego ortodoksyjny judaizm. Różnice kulturowe między wielkimi religiami w okresie istnienia ZSRR były uważane za mało istotne, na przykład w komunistycznej Jugosławii, szczególnie w Bośni, udawało się przez całe cztery dekady utrzymać w miarę zgodne współżycie przedstawicieli wszystkich trzech, czy nawet czterech, wielkich religii „abrahamicznych”. Po upadku „komuny” to wszystko zaczęło się rozsypywać, z USA nadeszła zaraza „zderzenia cywilizacji” i nawet wyznawcy „tego samego boga” zaczęli się znowu nawzajem nienawidzić, tak jak to było w Europie Środkowej bezpośrednio przed, jak i w trakcie II Wojny Światowej.
Dlatego gdy w księgarni wydawnictwa „Wam” w Krakowie przy ulicy Krupniczej zobaczyłem tytuł książki „Gwiazda i Krzyż” (wyd. Wektory, 2007), w dodatku książki autorstwa amerykańskiego, katolickiego pisarza Michaela Jonesa, który latem 2007 roku odwiedzał mnie w Zakopanem, to się ucieszyłem, że szerszy opis wzajemnych relacji żydów i chrześcijan w ciągu ostatnich kilku stuleci zaczął być dostępny dla polskiego czytelnika. Z oryginałem tej sumiastej (450 stron) książki, zatytułowanej „The Rewolutionary Jew and His Impact on World History” zapoznałem się już latem 2008 roku, w trakcie mej wizyty w Szwecji u innego pisarza o zacięciu (obecnie) chrześcijańskim i anty-żydowskim, Izraela Adama Szamira. Już wówczas wertując książkę Jones’a zauważyłem, że trochę zbytnio on gloryfikuje (jak na mój gust) chrześcijaństwo, zwłaszcza katolickie, jako jedyną alternatywę dla „szatańskiego” judaizmu i jego pochodnych [5][5], w formie sekretnych ruchów masońskich (ruchów powstałych przed kilku stuleciami właśnie w Anglii oraz Szkocji, skąd rodzina Jones’ów się wywodzi).
Ponieważ tytuł pierwszego rozdziału „Gwiazdy (Syjonu) i Krzyża (Golgoty)” brzmi „Synagoga Satana”, więc odruchowo zacząłem szukać – jako zaangażowany, od czasów lektury w roku 1981 encykliki „Laborem exercens”, anty-judeo-chrześcijanin – jaka to, symbolizowana przez Krzyż, instytucja mogłaby dopełnić negatywny wizerunek Synagogi Szatana, na której frontonie jest obowiązkowo wyryty Dekalog. I od razu do głowy przyszło mi określenie „Kościół Zombies”. To nie ja go wymyśliłem, ale zrobiła to kilka miesięcy temu kanadyjska pisarka Ann Diamond, która po dłuższej nieobecności w kościele uczestniczyła w mszy celebrowanej przez Kandyjski Kościół Jedności w Vancouver. Szczególnie zirytowało ją odgrywane mechanicznie pod koniec mszy, obecnie także w kościołach katolickich, „przekazywanie sobie znaku pokoju”, co autorka oceniła jako wyraźnie „phoney” (fałszywe), wzajemne się pozdrawianie uśmiechniętych manekinów, „których usta powtarzały zrytualizowaną formułkę, podczas gdy oczy mówiły coś zupełnie innego. Były to oczy których instynktownie bym się wystrzegała, wypełnione chłodem, strachem oraz skrytością”.
Otóż „zombie” (słowo pochodzenia kreolskiego) to są „powracające na ziemię ożywione trupy”, figuratywnie „osoby, pozbawione swej woli, którymi można dowolnie manipulować”, a zatem osoby które wyrażają poglądy, które nie są ich własnymi, tak jak ta cytowana na wstępie „Zosia” z portalu neopoganstwo.pl, która stwierdziła ”wierzę w Boga, o którym mówi Biblia; w Chrystusie uznaję Drogę, Prawdę i Życie, w Kościele Katolickim znajduję to, co mi do zbawienia niezbędne.”. Taki brak jakichkolwiek krytycznych skojarzeń, odnośnie głoszonych „na zewnątrz” wyuczonych na pamięć formułek, jest prawdziwą plagą wszelkich religii typu fundamentalistycznego i aż się przeraziłem, gdy stwierdziłem, że taki brak jakiegokolwiek zastanowienia się nad wypowiadanymi przez siebie zdaniami cechuje także wysokich urzędników Kościoła: przy okazji mej niedawnej wizyty w ekumenicznej księgarni „Wam” w Krakowie, kupiłem w niej także książkę pod zachęcającym tytułem „Gwiazdy, ludzie i zwierzęta” (W drodze, 2009), napisaną przez profesora teologii dogmatycznej, dominikanina Jacka Salija OP. Wcześniej czytane przeze mnie teksty ojca Salija wydawały mi się być interesujące, ale tym razem mnie zaskoczyło, że ksiądz profesor najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że przez jego dziełko przemawia nie Bóg, tylko wrogi gwiazdom, ludziom oraz zwierzętom … DEMON.
Otóż ojciec Salij nie ma wątpliwości – takich jakie miał w starożytności na przykład Marcion – że „bóg” Starego Testamentu jest tym samym, równym Przedwiecznemu Ojcu, Synem Bożym, przez którego świat został stworzony” (s. 235). W związku z czym budzące przerażenie ludzi prostych zjawiska atmosferyczne (burze, ogień błyskawic), które w Starym Testamencie towarzyszyły pojawianiu się mojżeszowego „boga”, zostały także zaplanowane, jako oprawa świetlno-akustyczna, Powtórnego Przyjściu Chrystusa na ziemię: „On sam zapowiedział, że w jego przyjściu ostatecznym ujawni się cała Jego boska potęga i chwała; ‘Albowiem jak błyskawica zabłyśnie na wschodzie, a jaśnieje aż na zachodzie, tak będzie z przyjściem syna Człowieczego – Mt. 24, 27’”. Według słów księdza profesora Salija „Ogień – rzecz jasna ogień miłości bożej – tak wielkiej, że dla nas jeszcze nie do zniesienia – cechuje również aniołów, którzy jako słudzy Chrystusa Zmartwychwstałego przychodzą do ludzi z nowiną, że On żyje … Odnotujmy, że grecki wyraz określający l ś n i ą c e szaty tych aniołów (serafinów – z hebrajskiego ‘istot ‘płonących’) ukształtowany jest od słowa astrapé (błyskawica) … Podkreślmy ten szczegół, bo również my – jeśli wytrwamy w rozkochanym wpatrywaniu się w Boskie Oblicze Chrystusa – zostaniemy w końcu do Niego upodobnieni i wypełnieni miłością …” (s. 236-237).
Analizując te uduchowione bzdety księdza profesora, najzupełniej szczerze wypada mu zaproponować, aby swe wykłady o „miłości bożej” prowadził on raczej w zakładzie zamkniętym w Tworkach koło Ursusa, a nie w ogólnodostępnych pomieszczeniach Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w centrum Warszawy. Czymżesz bowiem jest miłość? Jest to, jak przypomniał na trzy wieki przed Chrystusem Sokrates, cytowany przez Platona w dialogach „Fajdros” oraz „Uczta”, pożądanie przebywania jak najbliżej umiłowanego obiektu. Gdy zaś ten przedmiot pożądania będzie anonsował swą obecność za pomocą płonących aniołów, grzmotów i błyskawic, to miłujący Boga ludzie z konieczności ogłuchną i oślepną, względnie nawet doszczętnie ulegną spaleniu „z miłości”. Ta charakterystyczna „chrześcijańska” patologia niezrozumienia co (kto) to jest Eros, wywodzi się bezpośrednio z rozpowszechnianej przez kościelnych „durni i szubrawców” wiary, że Bóg Starego Testamentu to ten sam, który przemawiał ustami Jezusa, gdy do „wierzących weń żydów” zwrócił się on odnotowanymi przez św. Jana słowami „Waszym ojcem jest diabeł”. (Skądinąd jest to interesujący problem do rozwiązywania przez studentów religioznawstwa w trakcie ćwiczeń z logiki: otóż Jezus był Żydem z Galilei, a zatem pytanie brzmi: wierzył On w Siebie – czyli w swoją misję na Ziemi – czy też nie wierzył? Bo jeśli wierzył… .)
Ale przejdźmy do konkretów dotyczących starotestamentowego „Pana”. Jak to celnie zauważył historyk antyku Tadeusz Zieliński w książce „Hellenizm i judaizm” (Mortkiewicz, Warszawa, 1927), określenie ‘bóg w dom’ oznacza w ST „pożar domu, śmierć pierworodnych, oraz inne egipskie plagi”, zaś ‘upodabnianie się do boga’ pobożnych izraelitów polegało na psychopatycznym rozkoszowaniu się udrękami jakich doznają, wskutek mściwej intrygi boga, ich wrogowie. Takie bowiem zrozumienie „boga” jako Najwyższego Władcy, demonstrującego wiernym swą Morderczą Potęgę, było pochodną lumpen-kulturowego otoczenia pogranicza („kresów”) Egiptu oraz Mezopotamii, w których rejonie pojawiła się antyczna religia Hebrajczyków. Zgodnie bowiem z Zasadą Poznania, po raz pierwszy zwerbalizowaną przez Arystotelesa „nihil est In intellectu quo prius fuerit in sensu”, człowiek po prostu nie jest sobie wyobrazić czegoś, czego choćby tylko w zalążku, nigdy nie widział. A to oznacza, że spisujący swe proroctwa hebrajscy kapłani byli zdolni do tworzenia wizerunku „boga jedynego” tylko na obraz i podobieństwo zachowania się swych, nie znających ani litości, ani żadnych innych bardziej wysublimowanych uczuć, plemiennych przywódców-gangsterów, o których Jezus z Nazaretu twierdził, że to byli „złodzieje i zbójcy”.
Uznanie zatem mającego cechy psychopaty „boga” Starego Testamentu za „ojca” Jezusa z Nazaretu, który to logicznie wynikający z treści „Listu do Rzymian” dogmat, „rozmnożeni jak gwiazdy na niebie”, po legalizacji w Rzymie chrześcijaństwa w 313 roku, kościelni „durnie i szubrawcy” przegłosowali na kolejnych Soborach w IV i V wieku, logicznie doprowadziło do przejęcia przez chrześcijan najbardziej podłego dziedzictwa starożytnych ibri, czyli Hebrajczyków. Jak to postuluje w swej „La doctrina Christiana” święty Augustyn, zaczęto na serio sobie wyobrażać, że to sam Chrystus był obecny przy tym, jak Mojżesz kazał swej zgrai ibri – czyli „bandytów Pana” (‘rabów bożych’) – okraść swych egipskich sąsiadów, wśród których potomkowie Jakuba żyli przez lat 400 (Wj. 3, 22). No i jeśli z wrogiej judaizmowi, tak zwanej „herezji marcjońskiej” Kościół zachował li tylko przekonanie, iż Jezus z Nazaretu jest symbolem Erosa, to przez wzgląd na swego starotestamentowego „ojca chrzestnego”, Jezus Chrystus stał się w ukryciu ucieleśnieniem EROSA CIEMNEGO, symbolizującego wszystkie okrucieństwa oraz patologie społeczne do jakich ludzie religijni są zdolni.
Przecież to bezustanne celebrowanie przez Kościół Męki Pańskiej musi zostawiać w duszach oglądających Drogę Krzyżową ludzi taki sam wstrętny osad, jak bezustanne celebrowanie Holokaustu przez współczesnych Żydów: pod wpływem widoku tych okrutnych scen, które znają oni tylko w sposób bierny z opowiadań i obrazów, normalni obywatele zamieniają się w „mścicieli” pragnących spontanicznie wyrównać krzywdy, jakich doznały ich idole. Wskutek tego efektu psychologicznego sami bezwiednie zamieniają się w psychopatów-oprawców, jak to kilka miesięcy temu zademonstrował Święty Izrael bezlitośnie bombardując palestyński „bantustan" o biblijnej nazwie Gaza. Odnosi się ta uwaga także do historii Świętego Kościoła Powszechnego, którego zasada „płomiennej miłości”, przypomniana polskim czytelnikom przez Jacka Salija, w późnym Średniowieczu i w Renesansie zaowocowała tysiącami płonących stosów, na których „zbliżano do Chrystusa” innowierców oraz heretyków. Nie wolno przy tym zapominać, że w Kościele Katolickim w tej akcji „oczyszczania ziemi ogniem z plugastwa” celowali, stanowiący trzon Świętej Inkwizycji, ubrani w białe habity ojcowie Dominikanie, którego to Zakonu reprezentantem jest nasz (?) profesor teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Kard. Wyszyńskiego w Warszawie.
Idąc dalej śladem wskazanym przez tego Pryncypialnego Duchownego, jesteśmy w stanie zrozumieć genezę zachowania się natchnionych Biblią Anglosasów w ciągu ostatniego stulecia. Przecież całopalenia Hamburga, Drezna, Tokio, Hiroszimy i Nagasaki to były akty Miłości Bożej – czyli Bożej Łaski – kiedy to Pan przyszedł, tak jak zapowiedział to prorok Izajasz, do ludów pogańskich w asyście płonących „aniołów” spadających na te bezbożne miasta wprost z nieba. Także trwające dziesięć lat temu przez trzy miesiące „przyjacielskie bombardowania” Jugosławii przez lotnictwo NATO, to było nic innego jak powrót Chrystusa – w formie hebrajskiego Mesjasza-Mściciela – do uparcie bezbożnego, przez ostatnie półwiecze, zakątka Europy na Bałkanach, zaś spektakularne, oglądane przez nas w telewizji, wybuchy wielotonowych bomb na obrzeżach Bagdadu w roku 2003, a w styczniu br. w Gazie, to był spektakl „Shock and Awe” (‘Szoku i przerażenia’) kiedy to Płomienista Miłość Hebrajskiego Boga (po którego Prawicy siedzi jego Syn Jedyny) do Izraela, została dobitnie zademonstrowana światu całemu.
Te niedawne telewizyjne pokazy „światło i dźwięk” bynajmniej jeszcze nie miały jeszcze swego happy endu. Jakby ktoś nie wiedział jeszcze, co oznacza ten zapowiadany przez księdza profesora Salija Powrót Syna Człowieczego, kiedy to „błyskawica przetnie niebo od wschodu do zachodu”, to przypominam, że będzie to Koniec Świata, wybuch nuklearnej super-bomby, której pierwsze, miniaturowe jeszcze egzemplarze wyprodukowano w USA 64 lata temu. Tego cudu techniki dokonano wspólnym wysiłkiem pokojowo nastawionych (jak Einstein) „zniewieściałych” Żydów, oraz prawie totalnie „zhebraizowanych”, uwielbiających łatwość życia (w tym i łatwość zabijania wrogów ‘na odległość’, tak jak w grach komputerowych), pobożnych i pracowitych amerykańskich chrześcijan. (Patrz plakat „Vote Bush, Trust Jesus” z wizerunkiem bomby atomowej, noszonych przez entuzjastów anty-islamskiej krucjaty w trakcie wyborów prezydenckich w USA w 2004 roku.)
I z tego właśnie powodu, gdy chrześcijanie obowiązkowo głupawo się radują (ja też to robiłem, jeszcze kilka lat temu) w Niedzielę Paschalną, że trup Jezusa zmartwychwstał w trzy dni po jego uśmierceniu, to ja obecnie się martwię, że to celebrowane niedawno Zmartwychwstanie to etap poprzedzający zapowiadane przez proroków „ibri” – w tym przez Jacka Salija – Drugie Przyjście Syna Człowieczego. Chrystus bowiem ma powrócić, ale już w swej Postaci Przemienionej, o zarysie sygnalizowanym przezeń na Górze Tabor, kiedy to widząc Go uczniowie „upadli na twarz i bardzo się zlękli” (Mt. 17, 6). Chrystus – czyli „boży pomazaniec” – odrzuci przecież przy swym Drugim Przyjściu swoje pogańskie, sympatyczne przybranie pożyczone od Erosa, który „cieszył się śpiewem ptaków niebieskich, które ani sieją ani orzą”, oraz radował swe oczy widokiem „lilii polnych, które nie pracują i nie przędą, a przecież są odziane lepiej niż sam król Salomon”. W momencie swego Drugiego Przyjścia Syn Boży powróci do swego „przedwiecznego” kształtu hebrajskiego Zombie, Boga-Trupa, czyli Mesjasza-Mściciela, który zionącym zeń ogniem, jak zapowiada Pismo Święte, spali ziemię. Tę Ziemię. Alleluja!
I Amen
M.G. Zakopane, 22 kwiecień AD 2009

--------------------------------
[1][1] Fakt, że „hebraizm” danej kultury automatycznie się łączy z usztywnieniem poznawczym tej kultury uczestników, wywodzi się logicznie z „etyki biznesu” i to biznesu nie tylko religijnego, ale i czysto naukowego. Po prostu starający się ukryć swą prawdziwą naturę „ibri” – czyli „pokojowi bandyci” – starają się, poprzez wyprodukowane przez nich toksyny myśli, do zablokowania podstawowych procesów skojarzeniowych kory mózgowej. Bowiem możliwie jak najszersze kojarzenie faktów jest niezbędne, aby wiruso-podobne „pasożyty mózgu” rozpoznać i unieszkodliwić. Stąd właśnie „nasza” kultura judeo-chrześcijańska specjalizuje się od wieków w wytwarzaniu odpowiednich dogmatów, dzięki działaniu których „ibri” nie tylko religijni ale i naukowi, mogą bezpiecznie prosperować. W biologii na przykład, około 50 lat temu, pojawił się Dogmat Centralny Biologii Molekularnej, na którym tak zwani „genetycy” zarobili fortuny, kosztem szeroko pojętego zdrowia przeciętnych obywateli; w nauce historii około 30 lat temu pojawił się Dogmat Sześciu Milionów Ofiar Holocaustu, przy pomocy którego sprytni „inwestorzy” w biznes Holocaustu zarobili miliardy, budując z zapałem wyposażoną w broń atomową „Twierdzę Izrael” na Bliskim Wschodzie, eliminując przy okazji w Europie wszystkich uczonych, pragnących dokładniej poznać historię II Wojny Światowej.

[2][2] Interesującego przykładu, jak się zmienia poglądy oraz religie, starając się osiągnąć poznawczą perfekcję, dostarczył obecnie już dobrze ponad 90-letni filozof francuski Roger Garaudy. Przed II Wojną Światową był on aktywnym w „Action Francaise” katolikiem. Po II Wojnie został sławnym na całym świecie komunistą, a w latach 1980 formalnie przeszedł na islam, twierdząc, że Jezusowi z Nazaretu udało się tylko „naszkicować” program religii zapewniającej sprawiedliwość społeczną, ale nie udało mu się go zrealizować, czego dokonał dopiero jego następca Mahomet. W związku z tą swą konwersją filozoficzno-religijną Garaudy opublikował pod koniec XX wieku dwie książki „Mit założycielski islamu”, oraz „Mit założycielski nowoczesnego Izraela”, w którym oczywiście zakwestionował liczbę 6 milionów Żydów poległych w trakcie II Wojny. Za publikację (w Szwajcarii) tej drugiej książki został on ukarany (we Francji) w roku 1992 grzywną 100 tysięcy franków oraz „wykasowany” z tak zwanych publikatorów, po prostu przestał istnieć jako francuski filozof – w UE istnieje zmowa, że tekstów Garaudy’ego nie wolno publikować. By uniknąć dalszych represji, Garaudy dożywa swych lat na wygnaniu w Hiszpanii.

[3][3] Warto w tym miejscu przypomnieć, że to właśnie filozofowie islamu, tacy jak Averroes, zachowali dla potomności pamięć o naukach Arystotelesa, które dzięki nim „zmartwychwstały” dla chrześcijan Zachodu w XII wieku, w rządzonej podówczas przez Maurów Hiszpanii.

[4][4] Korespondujący często z Izraelem Szamirem znawca Biblii z Australii, ewangelista Anthony Grigor-Scott (ags@biblebelievers.org.au) utrzymuje, że wszystkie istotne nauki Mojżesza zostały przeniesione do Nowego Testamentu za pomocą „Listów” św. Pawła. Ta sprawa jest, jak to zauważyłem czytając publikowane we francuskim periodyku o.o. Jezuitów „Etude” teksty, dobrze znana osobom zajmującym się na serio Pismem Świętym. Według nich św. Paweł wierzył w tego samego „boga” zarówno przed jak i po swym nawróceniu się na chrześcijaństwo. A ponieważ dla starotestamentowych Mesjasz był nie tylko „Wybawicielem” ale i „Odkupicielem” w sensie wykonawcy Bożej Zemsty , to św. Paweł „sprzedał” nam hebrajskiego Wybawiciela/Mściciela, w atrakcyjnym dla gojowskiej hołoty „ubranku” wypożyczonym od platońskiego Erosa.

[5][5] We wstępie do rozdziału I „Synagoga Szatana” Michael Jones przypomina opinię zawartą w książce „Historia Żydów” Heinricha Graetza z początku XX wieku, że „Judaizm, aby od wewnątrz podbić Rzym, musiał ulec modyfikacji, w toku owej przemiany (sekta chrześcijan) zerwała z nim, i stała się nader wrogą wobec własnego źródła”. Na tej historycznej podstawie wielu krytyków chrześcijaństwa (Karol Marks w wieku XIX, Acharya obecnie) utrzymuje, że wskutek swego „obciążenia dziedzicznego” chrześcijanie są z konieczności forpocztą rządów judaistów i że to chrześcijanie w sposób automatyczny, zgodnie z instrukcjami jakie zostały wmontowane w ich księgi kanoniczne (ST + NT), muszą dążyć do budowy NWO, czyli Zunifikowanego Światowego Imperium, w którym będzie „Jeden Pasterz (kapłani Izraela) i Jedna Owczarnia (zglajszachtowane światowe, beznarodowe ‘człowiekowisko’)” – patrz ewangelista Jan 10, 16 i wcześniejsi prorocy Izraela, np.Ezech. 34,23.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 20:19, 25 Kwi '09   Temat postu: Re: Ustrój Wielkich Gangsterów Odpowiedz z cytatem

[5][5] We wstępie do rozdziału I „Synagoga Szatana” Michael Jones przypomina opinię zawartą w książce „Historia Żydów”
Heinricha Graetza z początku XX wieku,
że „Judaizm, aby od wewnątrz podbić Rzym,
musiał ulec modyfikacji,
w toku owej przemiany (sekta chrześcijan) zerwała z nim, i stała się nader wrogą wobec własnego źródła”.

Na tej historycznej podstawie wielu krytyków chrześcijaństwa (Karol Marks w wieku XIX, Acharya obecnie) utrzymuje,

że wskutek swego „obciążenia dziedzicznego”

chrześcijanie są z konieczności forpocztą rządów judaistów

i że to chrześcijanie w sposób automatyczny,
zgodnie z instrukcjami jakie zostały wmontowane w ich księgi kanoniczne (ST + NT),

muszą dążyć do budowy NWO, czyli Zunifikowanego Światowego Imperium,

w którym będzie

„Jeden Pasterz (kapłani Izraela) i Jedna Owczarnia (zglajszachtowane światowe, beznarodowe ‘człowiekowisko’)”

– patrz ewangelista Jan 10, 16 i wcześniejsi prorocy Izraela, np.Ezech. 34,23.[/quote]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Ustrój Wielkich Gangsterów
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile