Wzorzec uczciwości i wszelkich cnót rzeczywistych i urojonych pani Ewa Milewicz zwróciła ....
Znana dziennikarka oddaje order
Ewa Milewicz
TVN24
Ewa Milewicz - dziennikarka "Gazety Wyborczej" - zwróciła order nadany jej przez Lecha Kaczyńskiego. To protest przeciwko odznaczeniu szefa Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki.
"Rozumiem, na czym polegała odwaga Lecha Wałęsy i na czym polegała odwaga Pana, Panie Prezydencie. Nie rozumiem jednak, na czym polega odwaga prezesa IPN i niektórych autorów Instytutu" - pisze Ewa Milewicz do Prezydenta Lecha Kaczyńskiego
"Jako osoba wspomagająca strajk 1980 r. dostałam od pana 31 sierpnia 2006 r. przed Stocznią Gdańską Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Niestety, skłonił mnie Pan Prezydent do odesłania tego orderu. W strajkach Sierpnia '80 brały udział, wspomagały je miliony ludzi. Bez Lecha Wałęsy nie zakończyłyby się one tak wspaniale. Bez Lecha Wałęsy, jego odwagi, niekonwencjonalności, bez jego bezkompromisowości, umiejętności postawienia się władzy stanu wojennego nie byłoby III RP" - pisze Milewicz w blogu w portalu gazeta.pl.
"Dla Pana jednak, jak się okazało wczoraj, Lech Wałęsa to człowiek nikczemny. I odznaczył Pan ludzi z IPN, którzy dostarczają amunicji do strzelania do Lecha Wałęsy. Ale dziwnie nie pamiętają w swoich publikacjach o wieńcach laurowych dla niego. Nazwał pan ludzi z IPN odważnymi" - napisała Milewicz.
"Skoro Lech Wałęsa i ci, którzy się z nim solidaryzują, są nikczemni, a IPN odważny, proszę przyjąć moje odznaczenie" - czytamy w blogu Milewicz.
===================
poniedziałek, 14 sierpnia 2006
Historia pewnego kłamstwa
Wielokrotnie opisywałem w tym miejscu rozmaite nieuczciwości, manipulacje oraz zwykłe łajdactwa naszych wolnych, niezależnych i obiektywnych mediów. Wykazałbym się wielką niekonsekwencją gdybym nie opisał kolejnego przypadku – tym bardziej, że ze mną w roli głównej.
Jak wiadomo (przynajmniej niektórym) mnie i panią Ewę Milewicz łączy pewna specyficzna więź – a ściślej rzecz ujmując głęboka i wzajemna niechęć: ja pani M. nie lubię za kłamstwa, którymi zwykła się posługiwać w swoim, mizernym zresztą, pisarstwie a pani M. odpłaca mi tym samym nie mogąc się pogodzić z tym, że dosyć konsekwentnie wskazuję gdzie i w jaki sposób rozmija się z prawdą…
Telefon: "Cześć, Marcin. Robię dla Wydarzeń Polsatu materiał o blogach, twój jest bardzo popularny, może najpopularniejszy w Polsce. Zgodziłbyś się na krótką wypowiedź na temat dlaczego ludzie piszą blogi, o co w tym wszystkim chodzi, wiesz – takie ogólne refleksje. Podamy adres bloga (nawiasem mówiąc obietnica nie została spełniona), to będzie duża reklama…"
Pani Agnieszka Mosór (Polsat) słowem nie wspomina jaki jest faktycznie zadany jej do rozpracowania temat. Rozmowa w czasie dziesięciominutowego nagrania rzeczywiście obraca się wokół tematów ogólnych, niekonfliktowych… Pytanie na temat tego, co jak się później okaże jest gwoździem programu nie pada.
Prawda ekranu czyli "Galba pali żywcem dziadków Ewy Milewicz"...
Niedziela, 18.50, Wydarzenia:
Materiał o blogach zaczyna się od bloga K.Marcinkiewicza oraz stron jego przeciwników. Potem krótka wstawka z Igorem Janke i… przechodzimy do najdłuższej, zasadniczej części programu: antysemita Galba atakuje biedną panią Ewę.
Ekran wypełniają litery niczym nieuzasadnionego, niesprowokowanego, oderwanego od jakiegokolwiek sensownego kontekstu ataku Galby na Milewiczową… Pani Ewa pisze o kwiatkach, motylkach i przepisie na babkę drożdżową a tu nagle zza węgła wyskakuje Galba z oskarżycielskim pytaniem: "Czy Adam M. bywa w synagodze? Spotyka tam Wandzię R., Helenkę i ciebie samą?". No skandal… Antysemicki oczywiście.
Potem mamy przejście na zbolałą fizjonomię samej ofiary ataku. Mówi głownie o tym, że jej dziadkowie "zginęli w piecu". Ponadto wyraża głęboki ból spowodowany faktem, iż czytelnicy jej bloga nie są w stanie docenić głębi i wartości jej wpisów.
Na koniec pojawia się sam autor skandalicznego ataku. Czyli ja we własnej osobie. Nie odnoszę się jednak do meritum sprawy (przypuszczalnie przytłoczony materiałem dowodowym nie chcę się dodatkowo pogrążać).
…i prawda czasów
"Jest prawda czasów, o których mówimy i prawda ekranu" – tak jeden z bohaterów Misia uzasadniał rozdźwięk między tym jak wyglądały fakty a obrazem tych faktów na ekranie. Moim czytelnikom należy się pełnia wiedzy. Prawdę ekranu już znają. Teraz prawda czasów:
Cofnijmy się w czasie. Jest maj tego roku. Prominentna, powszechnie znana i hołubiona przez Salon publicystka Gazety Wyborczej postanawia wejść w interakcję z czytelnikami. Dotychczas publikowała w papierowej wersji GW, teraz będzie mieć okazję przeczytać co o jej tekstach sądzą czytelnicy. Tak powstaje blog Ewy Milewicz. Po tygodniu aktywności w sieci nasza bohaterka zaczyna zdradzać objawy szoku urazowego – gdy drukowano ją w gazecie czytelnikom nie pozostawało nic innego jak słuchać jej połajanek, mądrych rad i celnych analiz z rozdziawioną w niemym podziwie buzią. Tak przynajmniej wyobrażała sobie percepcję swoich teksów pani Ewa… Ale wystarczyło dać czytelnikom możliwość reakcji (zaleta bloga) by cudowny sen pani Ewy zamienił się w koszmarną rzeczywistość: zdecydowaną większość czytelników rażą prymitywne schematy myślowe, propagandowe frazesy oraz zwyczajne kłamstwa Milewiczowej. Pani Ewa oniemiała – nie tak miało być, ona miała publikować swe mądrości a motłoch w swej reakcji miał się ograniczać do entuzjastycznych okrzyków typu "Pięknie pani przypieprzyła tym Kaczyńskim! Cudowne! Jakie celne! Po prostu majstersztyk!".
W krótkim czasie blog pani Milewiczowej staje się sceną jej całkowitej kompromitacji i upokorzenia zadanych rękoma jej własnych czytelników (i słusznie, kłamcy na nic więcej nie zasługują).
W początkach istnienia swego bloga pani Milewicz zajmowała się (naprzemiennie) praktycznie dwoma tematami: mną (cóż za zaszczyt) i braćmi Kaczyńskimi. Co pisała o Lechu i Jarosławie łatwo się domyślić. Apogeum przypadło na czas publikacji ohydnego paszkwilu na Polskę, Polaków i ich Prezydenta w niemieckim szmatławcu blisko współpracującym z Gazetą. Pani Milewicz tekst ów (zawierający kłamstwa, obelgi i ohydne plotki na temat braci K.) uznała za dopuszczalną satyrę a chorobę prezydenta, nie posiadając żadnych dowodów, jedynie na podstawie plotek uznała za zmyśloną. Pod notką na ten temat zamieściłem swój wpis, który cytuję w całości:
"Ewuniu, jak zwykle ociekasz śluzem chamstwa, kłamstwa i potwarzy.
a. skąd wiesz, że choroba LK ma związek z tekstem w tym szmatławcu?
b. twoje dywagacje na temat prezydenckiej choroby są równie chamskie jak ów tekst
c. nie pamiętam bymś kiedykolwiek napisała jedno słowo na temat jaśnie nam wówczas panującego pijaka Aleksandra
d. "Życie polityka, aktora, czy innych osób, którymi się interesują dziennikarze jest okropne. Nie zazdroszczę zainteresowania mediów Ale to jak pylica dla górnika. Choroba zawodowa." (cytat z tekstu E.Milewicz)
Dlaczego ty i twoi kumple dostajecie białej gorączki gdy ktoś interesuje się waszym życiem? Co u Helenki Łuczywko? Była ostatnio na grobie tatusia-zbrodniarza z UB? A Adam M. bywa w synagodze? Spotyka tam Wandzię R., Helenkę i ciebie samą? Seweryn Blumsztajn dalej nie lubi wieprzowiny? No sprzedaj nam parę plot z życia elit..."
A teraz, dla przypomnienia, co zacytowano w TV:
"Ewuniu, jak zwykle ociekasz śluzem chamstwa, kłamstwa i potwarzy. (…) Czy Adam M. bywa w synagodze? Spotyka tam Wandzię R., Helenkę i ciebie samą?"
Zwracam uwagę na brak informacji o kontekście wypowiedzi oraz wycięcie 80% jej objętości (przypadkiem jest to akurat ta część, która diametralnie zmienia wydźwięk pozostałych 20%). Widz nie dowiaduje się (bo i po co?), że cytowany tekst jest próbą pokazania pani Ewie jej własnych metod ale użytych przeciwko niej (osoby publiczne wolno pytać o wszystko… chyba, że osoba publiczna ma szczęście kolegować się z Adamem M., wtedy pewnych pytań zadawać nie wolno).
Idźmy dalej. Ewa Milewicz zasiada przed kamerą i komentuje spreparowany cytat. Ze zbolałą miną opowiada o tym, jak to żywcem palono jej dziadków w piecach krematoryjnych. Następnie kamera jedzie do mnie. Padają trzy pytania:
1. Dlaczego piszę bloga? Skrót odpowiedzi: bo lubię pisać, daje mi to poczucie uczestnictwa w życiu mojej Ojczyzny, nie ogranicza mnie i innych internatów do niemego przyglądania się grze polityków.
2. Dlaczego czasami jestem radykalny w swych wypowiedziach? Skrót odpowiedzi: Nie oceniałbym wypowiedzi wg kryterium łagodne/drastyczne. Najważniejsze jest czy tekst zawiera prawdę czy fałsz. Prawda nie jest umiarkowana lub radykalna, ona jest prawdziwa.
3. Czy prowadzenie bloga traktuję jako element walki politycznej? Skrót odpowiedzi: Nie. Nie kandyduję i nie mam zamiaru kandydować do żadnego stanowiska publicznego. To wyłącznie wyraz mojej troski o Polskę.
Brak prośby o odniesienie się do słów pani Milewicz. Propozycja skomentowania spreparowanego cytatu również nie pada. Gdyby padła musiałbym zdemaskować kłamstwo a wtedy pani redaktor nie mogłaby z "czystym sumieniem" posłużyć się fałszywką.
Czy z tej przydługiej historyjki wypływa jakiś morał? Tak. Nawet trzy:
1. Dinozaury III RP wciąż wierzą w antysemicką Wunderwaffe
Przez całe lata dinozaury III RP wygrywały każdą debatę stosując bardzo prostą metodę: wystarczyło człowieka, z którym nie miało się szans w starciu na argumenty nazwać antysemitą. To zawsze skutkowało – Z.Herbert, W.Łysiak, R.Ziemkiewicz, nawet B.Wildstein… Wszystko to antysemici bo nie lubią Adama Michnika i jego wesołej kompanii oficerów politycznych. Także dziś, widząc, że sympatie "ciemnego ludu internetowego" rozkładają się inaczej niż powinny pani Ewa i jej koleżanka z TV sięgnęły po Wunderwaffe. Jednak wydarzenia roku 2005 pokazały, że moc zaklęć magów z ul. Czerskiej zdecydowanie ostatnio zmalała… Czy wystarczy jej by poradzić sobie z Galbą?
2. Oni naprawdę się boją
Kiedyś prowokację, kłamstwo i fałszywki uruchamiano wobec największych graczy na naszej scenie politycznej: Kaczyńscy, Szeremietiew, Kempski, Strzembosz, Nizieński, itd. Dziś Salon atakuje na oślep. Tym razem po głowie zdzielili w gruncie rzeczy mało znaczącego Galbę. Dlaczego? Skąd ta niezrozumiała akcja? Wszystko wskazuje na to, że oni naprawdę się boją. Wpadli w panikę i gryzą na oślep. Każdy lądujący w pierdlu aferzysta tę panikę wzmaga. Prokuratura Okręgowa w Płocku wszczęła śledztwo w sprawie fałszywych zeznań i wyłudzenia koncesji radiowych jakich mieli się dopuścić funkcjonariusze spółki Agora. Psychoza strachu będzie narastać…
3. Nie ufaj dziennikarzom
Przyznam szczerze – jest mi głupio. Tyle razy ostrzegałem przed szczurzą naturą naszych dzielnych dziennikarzy… A gdy zbliżyli się do mnie pozwoliłem im na przeprowadzenie klasycznej wręcz manipulacji. Mam nauczkę – od dziś nawet odpowiedź na pytanie o godzinę od dziennikarzy będę brał wyłącznie na piśmie potwierdzonym notarialnie. Po tym, jak wielkorotnie opisywałem przekręty medialne oczekiwanie, że dziennikarska sitwa będzie mnie darzyć sympatią lub choćby obojętnością jest równie naiwne jak przypuszczenie, że działacze PZPN mogą sympatyzować z prokuraturą... Swoją drogą jestem pełen podziwu dla pani Agnieszki Mosór: z wielkim wdziękiem potrafiła udoskonalić klasyczną, niezmienną przez lata zasadę "zapytaj obie strony konfliktu". Poprawka imienia pani Agnieszki brzmi: "tę stronę, której nie lubisz zapytaj o coś niezwiązanego z tematem, najlepiej o pogodę".
Na koniec apel do pani Milewicz:
Jeśli uważa pani, że posiada pani wystarczający zasób odwagi i racji moralnych by stanąć do dyskusji ze mną to zapraszam panią do rozmowy. Proponuję temat: "Od III do IV RP, układ, korupcja i medialna klika". Jeśli pani chce może pani do pomocy zaprzęgnąć kogoś równie zdolnego jak pani (Pan Stasiński może? Ponoć jest zdolny do wszystkiego). Zapis rozmowy po obopólnym zaakceptowaniu ewentualnych skrótów (nauczony ostatnimi doświadczeniami nalegałbym na pisemne potwierdzenie warunków dyskusji) mógłby zostać opublikowany na łamach pani macierzystego szmatławca. Myślę, że starcie dinozaura III RP z przedstawicielem młodego pokolenia, które w większości zrzuciło jarzmo mentalnej okupacji michnikowszczyzny byłoby niezwykle ciekawym eksperymentem. Ma pani dość odwagi?
16:34, galba , Czerwoni
Link Komentarze (388) »
http://galba.blox.pl/html/1310721,262146,169.html?2