Jak to często bywa, że wnioski najprostsze pojawiają się najpóźniej. Tak też stało się w moim przypadku, wskutek lektury i oglądania obrazków w instrukcji użycia aparatu Hasselblad 500 EL. Nie wprost, ale na zasadzie jakiegoś bliżej nie określonego ciągu skojarzeń.
Oczywiście, jeżeli założymy istnienie Hoaxu, to wszystko można potraktować jako rekwizyty - również skafandry z wyposażeniem, LM, LRV, makiety gór itp. Jednak w przypadku aparatów sytuacja jest nieco inna - zakładam, że są to egzemplarze autentyczne, a przynajmniej na takie wyglądają. Natomiast ich rola jako rekwizytów polega na tym, że nie przy ich pomocy wykonano całą tę masę zdjęć - może ewentualnie te "nieudane". Tak więc, utrwalony w milionach kopii wizerunek astronautów z aparatami jakby przyrośniętymi do skafandrów - to w rzeczywistości wizerunek idiotycznej maskarady, którą ludzie kupili na poważnie, tak jak cały Moon Hoax.
Zastanówmy sie bowiem nad sensem ciągłego noszenia przez "księżycowców" tych aparatów dyndających na "klacie". Ma to taki sens, jakgdyby ktoś chciał posłuchać muzyki w mieszkaniu i cały czas nosił radio pod pachą, a sceneria "księżycowych" zdjęć rozgrywa się na ogół na powierzchni niewiele większej od mieszkania. W warunkach ziemskich, sytuacje wymagające trzymania aparatu w pogotowiu, aby móc szybko oddać "strzał", mogą mieć związek z uczestnictwem w różnych imprezach gromadzących większą liczbę ludzi lub fotografowaniu przyrody - ale tylko zwierząt, bo już nie świata roślin. Fotografując rośliny, krajobraz czy architekturę, nie musimy trzymać aparatu w ciągłej gotowości do akcji, są to obiekty statyczne, motyw nam nie ucieknie i zawsze możemy na spokojnie wyjąć aparat i ustawić parametry.
Podobne sytuacje statyczne mogły mieć miejsce podczas domniemanych lądowań na Księżycu - nie było żadnej nieprzewidywalności czy niepowtarzalności sytuacji, które nakazywałyby ciągłe, bezsensowne noszenie uciążliwych aparatów "na klacie", utrudniających wykonywanie innych czynności badawczych, jak i zresztą samo wykonywanie zdjęć. Ciekawe, jak oni wychodzili z LM-a czołgając się na brzuchu. I tutaj wracamy do sprawy statywu. Jako normalną sytuację po hipotetycznym wylądowaniu na Moonie wyobrażam sobie taką, że ustawia się co najmniej dwa statywy z aparatami, a następnie z nich wykonuje się zdjęcia, pod różnymi kątami poziomymi i pionowymi - wtedy mamy warunki zbliżone do studyjnych, bo można na spokojnie ustawić wszelkie parametry, eliminując poruszenie zdjęcia w trakcie ekspozycji. W razie potrzeby przemieszczenia się - ewentualne przeniesienie aparatu ze statywem to też niewielki problem, bo nawet w warunkach ziemskich nie jest to jakiś znaczny ciężar.
Jeszcze jedna sprawa wymagająca wyjaśnienia - typ aparatu i obiektywu używanego w wyprawach Apollo .
Z powyższego opisu wynikałoby, że w latach 1969 -72 używano w rzeczywistości typ nie 500 EL, lecz przerobiony znacznie typ EDC (Electric Data Camera), który posiadał obiektyw Biogon o ogniskowej 60 mm. To oznacza, że przy rozmiarze klatki zdjęciowej 60 x 60 mm jest to obiektyw krótkoogniskowy, szerokokątny (stąd ten dziwaczny kształt tubusa), co przeczy informacjom Moońka, który wielokrotnie zapierał się, że obiektyw w tych aparatach zawsze miał ogniskową 250 mm.
Aby dać porównanie użytkownikom aparatów małoobrazkowych - to tak, jakby w aparacie małoobrazkowym zastosować obiektyw o ogniskowej 30 mm (normalna ogniskowa - 45 mm). Taka różnica powoduje zasadnicze zmiany w proporcjach obrazu. Zdjęcia prezentowane przez NASA w żadnym wypadku nie wyglądają na wykonane obiektywem szerokokątnym, ponieważ oprócz proporcji, musiałyby się już zaznaczyć zjawiska powodowane przez efekt "rybiego oka" - np. cienie nie układałyby się po liniach prostych, lecz ulegałyby zaokrągleniu.