W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Łączy ich głeboka wiara w Zabobon Demokracji  
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
8 głosów
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Dyskusje ogólne Odsłon: 3267
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 13:05, 18 Cze '08   Temat postu: Łączy ich głeboka wiara w Zabobon Demokracji Odpowiedz z cytatem

Co łączy tych ludzi?


========================================



Polski Komitet Solidarności z Kubą



W grudniu 2006 roku został powołany do życia Komitet Solidarności z Kubą działający pod patronatem Prezydenta Lecha Wałęsy. Celem Komitetu jest wspieranie działań opozycji kubańskiej oraz wszelkich inicjatyw związanych z promowaniem demokracji na Kubie.

W skład Komitetu weszli:

- Leszek Balcerowicz

- Władysław Bartoszewski

- Czesław Bielecki

- Bogdan Borusewicz

- Zbigniew Bujak

- Izabela Cywińska

- Tadeusz Fiszbach

- Jarosław Gugała

- Mirosława Grabowska

- Marcin Król

- Krystyna Kurczab – Redlich

- prof. Jacek Kurczewski

- Irena Lasota

- Marcel Łoziński

- Bogdan Lis

- Adam Michnik

- Tadeusz Mazowiecki

- Stefan Niesiołowski

- Marek Antoni Nowicki

- Janusz Onyszkiewicz

- Ryszard Schnepf

- Maciej Stasiński

- Tomasz Turowski

- Ewa Wanat

- Bronisław Geremek

- Erazm Ciołek

24 kwietnia w Warszawie odbyło się pierwsze posiedzenie Komitetu pod honorowym przewodnictwem Lecha Wałęsy. Członkowie Komietu wystosowali apel do Kubańczyków walczących o demokrację na Wyspie.





Apel do Kubańskich Przyjaciół

Przyzwyczajony do okrucieństw świat zwraca oczy ku Hawanie tylko wówczas, kiedy Fidelowi spada ciśnienie. Tymczasem kubańskie więzienia wciąż pełne są niepokornych obywateli, którzy inaczej niż władze widzą dobro swego kraju.

Tysiące Kubańczyków wolą ryzykować życiem ucieczkę do wolności przez morze, niż zostać na wyspie. Jednocześnie dla wielu mieszkańców Ameryki Łacińskiej, żyjących w biedzie i poczuciu niesprawiedliwości, kubański system tworzy pozory sprawiedliwości społecznej.

My, Polacy, doświadczeni przez pół wieku komunistycznej władzy w naszym kraju, wiemy, że wizja państwa powszechnej równości to fałsz. Wolności i rozwoju nie zastąpią mobilizacja przeciwko zewnętrznemu wrogowi i odwracanie uwagi narodu od prawdziwych problemów kraju.

Dziś Fidel Castro dożywa swych dni. Rodzi się nadzieja na powrót demokracji. Zbliża się koniec autokratycznej władzy. Rośnie obawa przed niepewną przyszłością.

Rozumiemy ją i zapewniamy Was, Kubańscy Przyjaciele, że wypaczony przez egoistyczne grupy interesu kapitalizm nie jest jedyną alternatywą dla totalitaryzmu. To od Was zależy, czy Kuba stanie się krajem gospodarki rynkowej, wolności i dobrobytu. To od Was zależy, jak poczuje się każdy Kubańczyk, ten z Santiago czy Hawany i ten z Miami. To Wy zrealizujecie sen o Matce-Ojczyźnie.

Odpowiadamy na apel Lecha Wałęsy o włączenie się do walki o wolność i demokrację na Kubie. Historyczna lekcja polskiego Sierpnia może pomóc wybrać właściwą drogę od systemu autorytarnego do demokracji. Bez przelewu krwi. Bez walki władzy ze społeczeństwem.

Jak Polska w 1989 roku, tak teraz społeczeństwo kubańskie potrafi wyzwolić w sobie pozytywną energię. W Polsce stało się możliwe, że wrogowie usiedli za jednym stołem, by wspólnie budować przyszłość. Tego Wam życzymy.

Chcemy Wam pomóc, tak jak świat pomógł Polakom w dramatycznych chwilach. Tak spłacamy dług za naszą wolność.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++


prawidlowa odpowiedź to:

Zabobon Demokracji, bo przecież nie agenturalność!

Być może żę niedługo zmienią nazwę na
"Polski Komitet Solidarności z więźniami z Guantanamo na Kubie"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Easy_Rider




Dołączył: 18 Sty 2007
Posty: 1884
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 21:46, 18 Cze '08   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A ja uważam, że tych wszystkich łączy osoba pewnego "filantropa" i jego pieniądze, które posłużyły w Polsce do przeprowadzenia wyprzedaży majątku narodowego za 10% wartości. Ten sam zamiar kryje się za apelem kierowanym do Kuby - tak jak w Polsce, chcą po prostu pod pozorem zaprowadzania demokracji, wydoić ich majątek narodowy. Niewykluczony wariant z jakąś kolorową rewolucją.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
jabba




Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1186
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 21:57, 18 Cze '08   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A na tej Kubie to jest jakiś majątek. Poza tytoniem.
_________________
http://republika.pl/blog_fa_550912/991430/sz/zwoliludu.gif
________________________________
A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści
i LEWACY

Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
AQuatro




Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 3285
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:00, 18 Cze '08   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Chyba poza Koką ? Smile
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kredki




Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 232
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:01, 18 Cze '08   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

To koka rośnie na Kubie? Nie wiedziałem.

A majątek to jest w każdym kraju. Trzeba tylko umieć go odpowiednio wydoić.
_________________
Kochaj Smile
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tańcząca




Dołączył: 17 Maj 2008
Posty: 2461
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:02, 18 Cze '08   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Co łączy?
Oprócz następujących osbistości sygnitariuszy:

Guguła, Grabowska, Kurczab, Kurczewski, Lasota, Łoziński, Stasiński, Tomasz Turowski, Want,Ciołek

Pozostałych łączy: http://www.polonica.net/Lista_zydow_w_zniewalanej_Polsce.htm#K

Cytat:
Wolności i rozwoju nie zastąpią mobilizacja przeciwko zewnętrznemu wrogowi i odwracanie uwagi narodu od prawdziwych problemów kraju[b]
To akurat ONI potrafią najlepiej Laughing

Cytat:
Jak Polska w 1989 roku, tak teraz społeczeństwo kubańskie potrafi wyzwolić w sobie pozytywną energię. W Polsce stało się możliwe, że wrogowie usiedli za jednym stołem, by wspólnie budować przyszłość. Tego Wam życzymy
Wrogowie? Laughing budować? Laughing
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
iaro




Dołączył: 01 Sty 2008
Posty: 1147
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 16:24, 19 Cze '08   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

jabba napisał:
A na tej Kubie to jest jakiś majątek. Poza tytoniem.


A czy Japonia ma majątek?Nie.A bogaci są jak cholera.

kredki napisał:
A majątek to jest w każdym kraju. Trzeba tylko umieć go odpowiednio wydoić.

no właśnie:)[/quote]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kenboi




Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 428
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 15:41, 23 Cze '08   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

jabba napisał:
A na tej Kubie to jest jakiś majątek. Poza tytoniem.


Podstawowa sprawa to banki - Rothchildówie i ich krewni już czekają Laughing . Każde państwo to najlepszy klient banków , a szczególnie państwo które będzie sie rozwijać. Do tego niezliczone tereny pod przyszłe inwestycje takie jak turystyka , albo nowe fabryki (tania siła robocza).
A do tego to przecież potencjalny klient na nowe wspaniałe towary jak uprawy GMO z Monsanto albo uzywane Hummery i F-16.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:32, 24 Cze '08   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

kenboi napisał:
jabba napisał:
A na tej Kubie to jest jakiś majątek. Poza tytoniem.


Podstawowa sprawa to banki - Rothchildówie i ich krewni już czekają Laughing . Każde państwo to najlepszy klient banków , a szczególnie państwo które będzie sie rozwijać. Do tego niezliczone tereny pod przyszłe inwestycje takie jak turystyka , albo nowe fabryki (tania siła robocza).
A do tego to przecież potencjalny klient na nowe wspaniałe towary jak uprawy GMO z Monsanto albo uzywane Hummery i F-16.


" Każde państwo to najlepszy klient banków , a szczególnie państwo które będzie sie rozwijać"

Rotschyldowie przed wybuchem I w. sw. byli innego zdania i zdecydowali sie na duze straty odmawiając carowi spieniężenia papierów wartościowych i udzielenia pożyczki.

Car robił wszystko , aby uniknąć wojny.
Wysłał swojego zaufanego negocjatora (Zyda) do Rotschyldów francuskich z prośba o pokój,
ci odesłali go do angielskich Rotschyldów, a ci znów do amerykańskich, po to żeby sie dowiedzieć że "pokój z Romanowami? .... Nigdy!"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:59, 24 Cze '08   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

polecam:

http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=31&pid=493
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 00:20, 01 Lut '10   Temat postu: Teoria Gier a demokracja, czyli jak rządzić nie mając większ Odpowiedz z cytatem

2008-06-23 16:50
Teoria Gier a demokracja, czyli jak rządzić nie mając większości



W polityce kluczowe znaczenie ma proces podejmowania decyzji. Demokracja charakteryzuje się tym, że decyzje podejowane są na zasadzie woli większości. Od lat 40-tych amerykańscy matematycy przyglądają się procesom zachodzącym przy podejmowaniu różnych decyzji. Zaskakujące okazywały się nieraz nie same głosowania, lecz same przygotowania do nich. Poniżej dwie rzeczywiste sytuacje pod kątem teorii gier, dzięki czemu możemy zobaczyć że brzemienna decyzja została podjęta przez amerykańską administrację nie poprzez głosowanie, ale poprzez... ustawienie kolejności głosowań.

Już w latach 60-tych udowoniono, że umiejętne przygotowanie “gry” jaką niewątpliwie jest z matematycznego punktu widzenia każde głosowanie – decyduje prawie zawsze o jej wyniku. O tym, że politycy amerykańscy posługują się teorią gier już od dawna niech posłużą poniższe dwa przykłady.

Wybory w USA w roku 1980

Wróćmy do roku 1980. W Stanach Zjednoczonych w wyborach prezydenckich startowało wtedy trzech kandydatów:

– Carter, demokrata, którego będziemy dalej oznaczać literą C,
– Reagan, republikanin, oznaczmy go jako R, oraz
– niezależny John Anderson, oznaczany poniżej jako A.

W letnich sondażach przed listopadowymi wyborami uzyskiwali oni następujące wyniki: Carter 35%, Anderson 20% oraz Reagan 45%. Jeżeli ustawimy tych trzech kandydatów w kolejności od liberalnego do konserwatywnego, to otrzymamy następującą kolejność: C – A – R. Skoro tak, to możemy uznać (ze względu na objętość tej skromnej pracy nieco upraszczając), że zarówno wyborcy C jak i wyborcy R jako drugiego swojego kandydata uznali Andersona. Należy też zauważyć, że owe 20% wyborców A jako swojego drugiego kandydata wybierało Cartera. Sytuację możemy przedstawić tak:

wyborcy R (45%) R -> A -> C
wyborcy A (20%) A -> C -> R
wyborcy C (35%) C -> A -> R

Jeżeli więc sztabowcy zadawali sobie pytanie kto wygra to nie uzyskiwali jednoznacznej odpowiedzi. Gdyby bowiem każdy wyborca miał zagłosować zgodnie ze swoimi prawdziwymi preferencjami (czyli na swojego pierwszego kandydata) – wygrałby Reagan zdobywając 45% głosów. Ale nie zawsze wyborca głosuje na tego kandydata, którego woli najbardziej (znany symptom zmarnowanego głosu). Jeżeli wyborca nie głosuje zgodnie ze swoimi właściwymi preferencjami – mówimy że głosuje strategicznie. Jeśli wybiera tego kandydata, którego woli najbardziej – głosuje szczerze. Matematycy zazwyczaj rysują tu tzw diagram przesunięć, który pokazuje wszystkie równowagi w tej konfliktowej sytuacji. Ponieważ mamy tu trzech graczy, diagram jest trójwymiarowy.

Na szczęście analiza tej gry jest łatwiejsza gdy zauważymy iż wyborcy Raegana mają tutaj strategię dominującą – zawsze najbardziej opłaca im się głosować na swojego pierwszego kandydata. Dlaczego? Otóż jeśli nawet A zagłosują na C – głosowanie na A w niczym nie poprawi ich sytuacji sytuacji, wygra Carter. Jeśli wyborcy Cartera zagłosują na Andersona, wygra Anderson niezależnie od tego na kogo zagłosują wyborcy Raegana. Jeśli wyborcy C i A zagłosują szczerze, to wyborcom Raegana opłaca się także zagłosować szczerze – wygra ich kandydat.



Tak więc wiemy już, że wyborcy R zawsze będą głosować szczerze – na R. Można powiedzieć, że rozpatrując każdą, nawet najbardziej idiotyczną sytuację (do czego zresztą często zmuszeni są matematycy dbający o ścisłość wywodu) dowiedliśmy że wyborcy R zagłosują szczerze. Tak więc gra redukuje się do gry dwuosobowej, czyli mówiąc prościej: jaki będzie wynik wyborów w zależności od zachowania się wyborców Cartera i Andersona?

Przedstawimy odpowiedź na to pytanie w diagramie tej gry na rysunku powyżej. Gwoli krótkiego opisu diagramu: Jeżeli wyborcy A i C zagłosują szczerze (czyli A na A oraz C na C) to z diagramu odczytujemy że wybory wygrywa R, co oczywiście nie jest korzystne ani dla wyborców A ani dla wyborców C. Sztaby wyborcze Cartera i Andersona mogły więc już zauważyć latem 1980 roku, że cała rozgrywka o to by Raegan nie został prezydentem nie odegra się na polu wyborców Raegana, lecz na ich własnym!

Załóżmy że wyborcy Andersona zagłosują szczerze na A. W tej sytuacji co pokazuje strzałka od R w prawo do A – wyborcom Cartera bardziej opłaca się zagłosować na A niż na C. Da to wynik wyborów w postaci bardziej liberalnego niż Raegan Andersona. W ten sposób odczytujemy znaczenie każdej strzałki. Matematyk powie – ta gra ma dwie równowagi. Równowaga to punkt, rozwiązanie gry, od którego nie wychodzą żadne strzałki. Te dwie równowagi opisujemy następująco:

1. Wyborcy Raegana głosują na Raegana, wyborcy Andersona na Cartera, wyborcy Cartera na Cartera. Wygrywa Carter.

2. Wyborcy Raegana głosują na Raegana, wyborcy Andersona na Andersona, wyborcy Cartera na Andersona. Wygrywa Anderson.


Zanim przeprowadzono tą analizę – oba sztaby wyborcze opracowały strategię ataku na konserwatywnego Raegana, co jak wykazują powyższe rozważania jest nonsensowne jeżeli chce się wygrać wybory. Historia pokazała, że jesienią 1980 roku po korekcie polityki sztabu Cartera i położeniu nacisku na przekonanie wyborców Andersona na głosowanie na Cartera o mało nie skończyło się klęską Raegana. Niestety rozumowanie to zastosowano za późno, co zresztą zaowocowało u amerykańskich demokratów stałą współpracą ze specjalistami od teorii gier do dzisiaj.

Całą teorię takich dylematów, którym często muszą sprostać wyborcy gdy proponuje im się więcej niż dwóch kandydatów (dwie partie), stworzył w 1969 roku Robin Farquharson. W sytuacjach gdy do gry staje kilkunastu graczy znakomite zastosowanie znajdują... komputery.

Jak rządzić w parlamencie posiadając mniejszość?

Podobne sytuacje znajdują swe miejsce w legislaturach, gdzie bardzo często stosuje się sekwencyjne głosowanie większościowe. Oznacza to, że najlepszej decyzji nie podejmuje się porównując wszystkie propozycje na raz, lecz najpierw porównuje się dwie z nich, lepszą porównuje się z trzecią, lepszą z czwartą itd.

Rok 1988. Amerykańska Izba Rebrezentantów poprzez historyczne głosowanie odrzuciła projekt Demokratów udzielenia pomocy humanitarnej wspieranym przez USA partyzantom Contras w Nikaragui. Głosowanie było nieozekiwane, co dało możliwość manipulacji, którą opiszemy tu językiem teorii gier.

Sprawa uzielenia pomocy Contras była dość skomplikowana, można ją uprościć przedstawiając trzy możliwości jej rozwiązania:

– B: popierane przez administrację Raegana poparcie Contras poprzez dostarczenie im broni,
– H: propozycja demokratów polegająca na dostarczeniu Contras pomocy jedynie humanitarnej,
– N: nieudzielenie rebeliantom żadnej pomocy.

Podział sił w Izbie Reprezentantów uprośćmy do siedmiu głosujących o następujących preferencjach:

KR (2 głosy) B – N – H (albo pomagamy dostarczając broń, albo w ogóle)
UR (1 głos) B – H – N (najlepiej pomóżmy dostarczając broń, albo przynajmniej humanitarnie)
UD (2 głosy) H – B – N (najlepiej pomóżmy humanitarnie, ewentualnie dostarczmy też broń)
LD (2 głosy) N – H – B (nie pomagajmy w ogóle, ewentualnie humanitarnie).

Powyższe skróty oznaczają kolejno “konserwatywnych Republikanów”, “umiarkowanych Republikanów”, “umiarkowanych demokratów”, “liberalnych demokratów”. Proszę teraz zauważyć, że 5 głosów na 7 opowiada się za udzieleniem pomocy Contras. Możemy się więc spodziewać, że w jakiejś formie pomoc zostanie udzielona. I teraz najbardziej zaskakująca część: samo głosowanie: zgodnie z ustalonym porządkiem najpierw wybierano lepsze rozwiązanie z dwóch: B lub H. Następnie lepsze z tych dwóch porównywano z N.

W pierwszym głosowaniu B od H wolą konserwatywni i umiarkowaniu liberałowie (KR + UR = 3 głosy). Uzyskaliśmy więc wynik 3 głosy za B i 4 za H. Wygrała pomoc humanitarna. Teraz w drugim głosowaniu H porównano z N. H od N wolą umiarkowani republikanie i demokraci. (UR+UD = 3 głosy). Mamy więc zaskakujący wynik 3 głosy za pomocą humanitarną i 4 za brakiem pomocy. Dwie skrajne części amerykańskiej sceny politycznej pozostawiły Contras bez żadnej pomocy. Widać więc jak ważne jest nieocenianie wyników na “wyczucie” lub “oko”. Trzeba umieć liczyć by wiedzieć jak ustawiać kolejność głosowań. I znowu – jeślinawet tych głosowań jest po kolei kilkadziesiąt – najprostszy komputer potrafi podać szybko jak “ustawić” głosowania oraz kiedy nie głosować szczerze, lecz strategicznie. Co ciekawe – nie musimy w tym przykładzie przekonywać członków partii do zmiany zdania, aby wysłać Contras broń lub pomoc humanitarną! Przy takim samym układzie sił, możliwe jest uzyskanie każdej decyzji: B lub H! Oto przykłady doprowadzenia do wyniku jakiego chcemy. Załóżmy iż chcemy do Nikaragui wysłać broń. Co powinna więc zrobić administracja Raegana?

Przeprowadzamy rozumowanie: jeśli w pierwszym głosowaniu wygra H, to do Contras nie dotrze żadana pomoc. Jeśli zaś wygra B, to w porównaniu B z N stosunkiem głosów 5:2 wygra B. To, co musi zrobić Raegan to sprawić by w pierwszym głosowaniu wygrało B. Dalsza analiza diagramu przesunięć podpowiada, że musi on przekonać tylko umiarkowanych demokratów, że w pierwszym głosowaniu powinni zagłosować strategicznie i wybrać zamiast H gorszą dla nich B. Prezydent powinien uzasadnić, że głosując strategicznie osiągną ostateczny rezultat w postaci lepszego dla nich od niewyslania pomocy – udzielenia pomocy militarnej. Nic więcej prezydent nie musi robić a każde inne działanie jest matematycznie bezsensowne.

Jeszcze łatwiej jest wysłać Contras pomoc humanitarną. Tutaj nie trzeba nikogo do niczego nawet namawiać... wystarczy zamienić głosowania! Najpierw wybrać między B a N – wygra B (stosunkiem głosów 5:2, tylko liberalni demokraci będą przeciwko). W drugim głosowaniu porównując H z B wygrałaby pomoc humanitarna. I tak zamieniając procedurę głosowania można było w roku 1988 zmienić historię... Zabrakło matematyków.

Jak widać głosowania większościowe i sekwencyjne są sytuacjami niepożądanymi z punktu widzenia demokrecji – sprzyjają nieszczeremu głosowaniu. Powstaje pytanie, jak silny jest potem mandat decyzji podjętych w ten sposób, ale to już nie jest pytanie skierowane do specjalistów od teorii gier. Im można zadać tylko pytanie, czy istnieje system podejmowania decyzji odporny na głosowania strategiczne. Otóż na to pytanie znaleziono odpowiedź w latach 70-tych. Gibbard i Satterthwaite (1973 i 1975) udowodnili, że aby głosowanie było odporne na takie manipulacje głosujący spośród siebie powinni wybrać jedną osobę, która podejmie decyzję. Jest to chyba jednak policzek wymierzony demokracji, bo to rozwiązanie jest niczym innym jak matematycznym opisem... dyktatury. No ale cóż, Satterthwaite udowodnił że innego rozwiązania – nie ma. Może dzięki niechęci do dyktatury od kilkudziesięciu lat tak znakomicie rozwija się teoria gier?

Jan Kotlarz
za ostatnią stroną która działa http://kotlarz.salon24.pl/92183,teoria-g.....wiekszosci
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:59, 19 Mar '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://wiadomosci.onet.pl/nauka/losowani.....omosc.html




Losowanie lepsze dla demokracji niż wybory?
dzisiaj, 18:30 RZ / PAP

W służbie demokracji o wiele lepiej od kandydatów zabiegających o wygraną wyborach mogą się sprawdzić przedstawiciele ludu wybrani w losowaniu - dowodzą włoscy naukowcy w artykule publikowanym na stronie arXiv.org

Wprowadzenie systemu wyborów losowych byłoby dobroczynne dla współczesnych organów władzy - uważa Alessandro Pluchino z włoskiego Uniwersytetu Katanii i jego współpracownicy. Naukowcy ci opracowali specjalną, komputerową symulację, pozwalającą badać zachowanie polityków w sytuacji, kiedy do modelowego parlamentu wchodzą losowo wybrani posłowie.

Model obejmuje parlament, w którym znaleźli się przedstawiciele dwóch partii. Każdy z 500 posłów może składać wnioski i głosować za lub przeciwko nowym ustawom.

Parlamentarzyści w tym modelu zostali podzieleni na cztery kategorie.
Jednych nazwano ludźmi "inteligentnymi" - to ci, których działania służą interesom zarówno osobistym, jak i społecznym.
Druga grupa to "bezradni lub naiwni", którzy nie zyskają nic dla siebie, ale mogą się przysłużyć narodowi.
"Bandyci" to grupa dbająca wyłącznie o własne interesy,
a "głupcy" to ci, którzy wszystkim przysporzą tylko i wyłącznie strat.

Cytowani przez serwis "News in science" autorzy pracy stwierdzili, że we wszystkich badanych przypadkach włączenie do parlamentu losowo wybranych posłów poprawiało działanie całości. Modyfikacja sprawiała m.in., że parlament przyjął więcej ustaw gwarantujących społeczeństwu korzyści.

"Większość osób sądzi, że demokracja to wybory - napisali autorzy pracy. - A jednak... W pierwszym znaczącym eksperymencie z demokracją, określanym jako demokracja ateńska, wybory szły ramię w ramię z losowaniem oraz uczestnictwem bezpośrednim".

Pluchino i jego zespół zauważają, że nieraz już opisano wady systemu zdominowanego przez partie polityczne. Chodzi tu m.in. o skłonność polityków do trzymania "linii wyznaczonej przez partię" oraz tendencję różnych grup do obrony własnych interesów.

Jednocześnie w ostatnich dekadach wzrosło zainteresowanie wybieraniem przedstawicieli do władz w wyborach losowych - piszą. Takie zaś postępowanie teoretycznie daje szansę na ograniczenie korupcji, zapobieganie dominacji małej grupy aktywnych politycznie osób i zapewniałoby uczciwszą reprezentację w Parlamencie przedstawicielom różnych ras, religii i płci oraz osobom o bardzo różnych dochodach.

Australijski polityk, Andrew Leigh uważa badanie włoskich naukowców za arcyciekawe. Uważa jednak, że system losowego wyłaniania przedstawicieli ludu ma jedynie ograniczoną przydatność. Już samo nakłonienie ludzi, aby spędzili kilka dni w ławie przysięgłych, wymaga czasami olbrzymiego wysiłku - przypomina. "Wobec tego twierdzenie, iż losowo wybrane osoby z radością rzucą pracę i poświęcą czas na stanowienie prawa, wydaje się grubą przesadą" - mówi Leigh, członek australijskiej Partii Pracy, a wcześniej - profesor ekonomii z Australian National University zainteresowany tematyką polityki publicznej.

Natomiast prof. Lyn Carson z Centre for Citizenship and Public Policy na University of Western Sydney sądzi, że losowe wybory, dokonywane w ramach demokracji mogłyby zadziałać na korzyść jakości debat lub podejścia parlamentarzystów. Przypomina jednak, że w większości modeli, w których dopuszcza się losowanie, metodą tą wyłania się całość parlamentu. Tymczasem u Pluchino los kieruje do parlamentu zaledwie kilku posłów.

Choć Carson zapewnia, że podoba jej się ten pomysł, to jednocześnie zastrzega, że nie przemawiają do niej stworzone przez Pluchino kategorie parlamentarzystów.

Zwróciła również uwagę, że losowanie odbywa się w wielu dziedzinach życia, pozwalając zapewnić obiektywny podział rozmaitych dóbr - od loterii o amerykańską Zieloną Kartę po przydział lokali komunalnych w Irlandii. "Robimy tak, gdyż jest to fair. Każdy ma równe szanse - mówi Carson. - Ale wyłanianie w ten sposób członków Parlamentu nie ma sensu".

W 2010 r. Pluchino i jego współpracownicy zostali laureatami nagrody IgNobel. Wykazali wówczas matematycznie, że różne organizacje mogą uniknąć szerzenia się niekompetencji (mówi o tym zasada Petera) i działać wydajniej, jeśli będą losowo awansować swoich pracowników.

http://wiadomosci.onet.pl/nauka/losowani.....omosc.html

==================================
Mediokracja
2008-06-24 17:49:43

Piotr Skórzyński, grudzień 2007

Mediokracja

Piotr Skórzyński, grudzień 2007

W 2007 r. w Polsce zaszedł fakt o znaczeniu dla całego świata.

Po raz pierwszy mass-media samodzielnie wygrały wybory.


PO to tylko ich przybudówka - a dokładnie kukiełki Układu, w którego sercu znajdują się Walter, Solorz, Lis, Michnik et Co. Ale nie będą ponosić odpowiedzialności. Sytuacja jest więc identyczna jak we wszystkich ustrojach monarchicznych: rządzi premier i jego ludzie, a gdy ludność zaczyna się burzyć z powodu głodu spowodowanego przez ich nieudolność - nieposzlakowany Władca zmienia tylko wezyra (zamiast głodu może to być też przegrana wojna).

Jest to ostateczna konsekwencja władzy propagandy - która w dobie telewizji okazała się w praktyce wszechmocna. Witkacy, który 80 lat temu wymyślił deformujące świadomość pigułki Murti-Binga, po prostu nie przewidział, że ludzi łatwiej będzie uzależnić od migoczącego ekranu.

Na temat tych „inżynierów" dwaj dysydenci węgierscy Gyorgi Konrad i Ivan Szelenyi (b. komuniści) opublikowali w 1978 r. we Frankfurcie n. Menem rozprawę polityczną pt. Die Intelligenz auf dem Weg zur Klassenmacht. Jej treścią była teza, że w komunizmie istnieją dwie antagonistyczne klasy: intelektualiści i robotnicy. Dysydenci to według nich margines klasy panującej - czyli intelektualistów (oraz technokratów politycznych, którzy swoją legitymację władzy czerpią z propagandy uprawianej przez tych pierwszych).

Leopold Tyrmand opisał tę warstwę bez taryfy ulgowej: W USA, nawet wśród wytrawnych specjalistów od komunizmu, panuje przekonanie, że wyższe sfery w społeczeństwie komunistycznym to członkowie partii i rządu, wyższej rangi wojskowi i wysoka kadra przemysłowa. Nic bardziej błędnego. Ci ludzie jedynie rządzą. (...) Prawdziwe wyższe sfery to ich lokaje - cyniczni intelektualiści, pisarze, artyści, żurnaliści, którzy za szeleszczące papierki i zwolnienie z odpowiedzialności sprzedają swoją gotowość do każdego fałszu.

W zamian zażywają dobrobytu, rozlicznych wojaży na Zachód, pokrywanych z państwowego portfela oraz seksualnego dolce vita z racji swej wyjątkowej pozycji społecznej. A najbardziej śmiechu warte, że zachodni politolodzy od komunizmu widzą w nich ludzi o szerokich horyzontach, postępowych sprzymierzeńców, przyszłe zagrożenie dla ortodoksji marksistowskiej; ich cynizm biorą za liberalizm, ordynarną pogoń za dobrobytem - za intelektualną wytworność.

Biedni, naiwni mieszkańcy Zachodu! Nie mogą pojąć, że w komunizmie wyższe sfery są najbardziej zaciekłym wrogiem wolności, Zachodu, Ameryki; z tej prostej przyczyny, że nie byłyby w stanie żyć w świecie wolnej konkurencji1.

Dziennikarze awansowali w Polsce do roli „inżynierów dusz" po 1944 r. Po latach członek Partii Jerzy Surdykowski, napisze w „Tygodniku Powszechnym": W komunizmie dziennikarz-publicysta miał być lepiej wiedzącym i dalej widzącym „ojcem narodu", wieść go jak pasterz ku jedynie słusznej przyszłości. Jak to ujął główny politruk Włodzimierz Sokorski: Kto ma mikrofon w ręku, ten ma rząd dusz.

Dariusz Fikus, przez 18 lat sekretarz „Polityki", napisał w książce o stanie wojennym: Dobór w tym zawodzie polegał na selekcji ujemnej. Kariery robili szybko ludzie bezmyślni i posłuszni. Dziennikarze należeli do tej grupy społecznej, która dość obficie czerpała z dobrodziejstw „budowania drugiej Polski". (...) Pętając się wokół władzy, pełnymi rękami zagarniali to, co z tego obficie w owych latach zaopatrzonego stołu spadało.

On sam, dodajmy, przyznał, że pozostał w tym zawodzie „z oportunizmu". Ta cecha okazała się też przydatna później - można powiedzieć, że nagroda jego imienia jest jak najbardziej stosowna dla tego dziwnego tworu, jaki nazwano Trzecią RP.

Posiłkując się określeniem Władimira Bukowskiego, możemy uznać, że Polska w roku 1990 dostała się we władzę mieńszewików. Zamiast pałki i celi - wystarczała teraz groźba utraty dobrze płatnej posady, dotacji czy kredytu.

Paszport dla każdego wprowadził Rakowski 1 stycznia 1989 r. wolne wybory, jak ustalono przy Okrągłym Stole, miały się odbyć w czerwcu 1993 r. Ludzie z tzw. strony społecznej mieli natomiast w tym czasie przeprowadzić pseudomodernizację przemysłu, czyli zredukować stan zatrudnienia co najmniej o jedną trzecią. Komuniści nie byliby w stanie tego przeprowadzić, bo zmiótłby ich strajk generalny, ale Wałęsa z Mazowieckim plus tzw. Autorytety - jak najbardziej. Natomiast komuniści nigdy nie zamierzali oddać telewizji. „Gazeta Wyborcza" zaś stała się nowym Świętym Oficium podającym wyznawcom Michnika i Geremka, w co mają wierzyć danego dnia.

W teorii groźne było dla nich zniesienie cenzury; co odbyło się, trzeba przypomnieć, z wielkim mozołem, przełamując opór Mazowieckiego, którego rząd przeznaczył sporą kwotę w budżecie 1990 r. na jej funkcjonowanie. Okazało się jednak szybko, że cenzurę zewnętrzną zamieniono po prostu na wewnętrzną: redakcyjną. Najważniejsze stanowiska w mediach objęli albo b. konfidenci, albo ludzie, którzy dla kariery gotowi są poświęcić dawne poglądy, jak np. T. Wołek. Otoczywszy się ludźmi podobnymi do siebie, stworzyli barierę dla wszystkich - zwłaszcza swoich dawnych kolegów z podziemia - którzy żądali dekomunizacji i lustracji. Tym zostały tylko „Tygodnik Solidarność", dogłębnie zinfiltrowany i z każdym miesiącem tracący na znaczeniu - oraz tytuły niskonakładowe, w rodzaju „Ładu" lub wcześniej niezwykle modnego miesięcznika michalitów „Powściągliwość i Praca".

Gdy grupa Wachowskiego zadarła z innymi gangami z okazji afery Oleksego, ukazało się trochę artykułów o wpływach agentury i „nierozwiązanym" problemie lustracji. Układ zareagował 9 stycznia 1996 r., gdy świeżo upieczony min. spraw wew. Zbigniew Siemiątkowski oświadczył, że jest „wstrząśnięty" liczbą TW SB i UOP pracujących w różnych redakcjach. Co znaczyło: nie podskakujcie, bo kopie waszych teczek są w bezpiecznym miejscu.

Cenzura sięgnęła też wydawnictw. Paru autorów, żeby wydać książki antykomunistyczne, musiało założyć własne oficyny. Inni godzili się na nikłe nakłady, często brak honorariów - a czasem na skreślenia. Niektórych spotkało to już po śmierci, np. Jana Walca, człowieka, który nie mógł się pogodzić na moralne pustynnienie swojego środowiska - a jednocześnie nie potrafił z nim zerwać. Jego eseje oraz felietony z „Wokandy" i „Życia Warszawy" zebrała w 1995 r. efemeryczna oficyna „Szpak" w tomie Ja tu tylko sprzątam (tytuł odzwierciedlający rezygnację autora, który był jedną z czołowych postaci II obiegu przed 1980 r.). Otóż dziwnym trafem jednego z nich zabrakło: a mianowicie felietonu z 17 lutego 1991 r., gdzie Walc z całą mocą i zjadliwością kieruje się przeciw oficjalnej filozofii III RP, czyli Wszechwybaczania W Ciemno Gdyż Wszyscy Jesteśmy Grzeszni... (Przypomnijmy: tuż przed zamordowaniem ks. Jerzego Popiełuszki autorzy propagandy tłumaczyli, jak niechrześcijańskie są jego kazania, które wzniecają nienawiść).

Ludzie niezorientowani, tacy, którzy nie oglądali jego programu politycznego w gdańskiej TV, wiązali nadzieje z mianowaniem prezesem telewizji p. Wiesława Walendziaka, który - jak zwierzył się R. Bender, miał najlepsze rekomendacje: od samego Solorza.

Z powodów, których możemy się wciąż tyko domyślać, nie zrobił nic, by telewizję oddać narodowi; przeciwnie, wszystkie układy komunistyczne przetrwały nienaruszone. Programy i filmy pozostały równie czerwone jak przedtem (także od krwi). Ryszard Bender, swego czasu przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, miał dobry punkt obserwacji, gdy w formułował poniższe uwagi w połowie lat 90.: Walendziak uważa, że uległość i utrzymywanie status quo jest kompromisem. Kompromis to jednak układ pół na pół, a nie 92% do 8%. Smutne korowody z programem Elżbiety Jaworowicz, publiczne reprymendy prezesa skierowane do niej, to są rzeczy niewyobrażalne gdziekolwiek w Europie. (...) Jednego dnia przysyłał do mnie swojego bliskiego współpracownika z pytaniem, co ma robić - a drugiego oświadczał mi: „Moje układy z zarządem i radą nadzorczą są przyzwoite". Odpowiedziałem więc, że skoro współpraca tak się dobrze układa, to nie rozumiem po co mnie pyta. Walendziak chce, by panowała cisza i by o sytuacji w zarządzie głośno nie mówić (Dodajmy sprawę blokowania transmisji z debaty sejmowej na temat działalności A. Kwaśniewskiego w ministerstwie młodzieży i sportu).

Espirt de corps tzw. pampersów, których wprowadził, wyjawił jeden z dziennikarzy, którzy wypowiadali się na blogu Jacka Łęskiego: była to dyrektywa zausznika nowego prezesa, D. Gacpera, brzmiąca: Pamiętajcie: jesteśmy tylko żołnierzami Wieśka. Krzysztof Koehler dyskretnie i zwięźle podsumował ich działalność w 33 numerze „Frondy": choć kulturze narodowej ani wrażliwości religijnej telewidzów w niczym działalność tej ekipy się nie przysłużyła - za to pod Warszawą wyrosło parę nowych domów (Za wybitny umysł uchodził w tym gronie „Czaruś" Michalski - co już samo wiele tłumaczy).

Największym ich dokonaniem pozostało więc wyrzucenie Wojciecha Cejrowskiego - co on sam opisał pokrótce w książce Kołtun się jeży, 1995: Dotarło do mnie kilka cytatów z tajnej wewnętrznej recenzji zamówionej przez Radę Programową TVP SA: „poprzez tendencyjny dobór tematów program ma wybitnie polityczny charakter, stając się ekspozycją prawicowo-konserwatywnego punktu widzenia".

Wniosek nasuwa się sam: w Telewizji Polskiej nie wolno eksponować prawicowego ani konserwatywnego punktu widzenia.

P. Walendziak nie wyjaśnił parę lat później, czemu z dnia na dzień zrezygnował z mandatu poselskiego - pozostawiając tym samym pole do najgorszych podejrzeń. Pracuje zaś obecnie u Ryszarda Krauze, o którym wystarczy powiedzieć, że nie ma dziś w Polsce dziennikarza, który odważyłby się dokładnie opisać jego drogę życiową... albo raczej nie ma tak odważnego redaktora naczelnego, który by to wydrukował, skoro plotka niesie, że „Prokom" potrafi uciszyć każdego - i to na dobre.

W roku 1994 przystąpiono do dzielenia największych łupów: dysponowania koncesji na stacje telewizyjne i radiowe.

Najlepiej oddać w tym momencie głos Ryszardowi Benderowi, przewodniczącemu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji2 (Trzeba od razu powiedzieć, że patriotyzm profesora nie może jednak zaćmić naiwności, którą tu prezentuje).

Moi koledzy najchętniej dawali koncesje tym wnioskodawcom, którzy dysponowali postkomunistycznym kapitałem polskim powiązanym z obcym; najchętniej związanymi z kręgami socjalistycznymi lub liberalnymi. (...)

Przeważył jednak argument na rzecz polskiego kapitału Solorza. Rozczulił mnie ten młody człowiek spod Radomia, który jako pierwszy uruchomił katolicki program w swojej telewizji. (...) Na jego rzecz przemawiało powołanie Walendziaka na dyrektora. Solorz był w dobrych stosunkach z Kwaśniewskim, z Pawlakiem, dogadywał się z narodowcami, z biskupem Pieronkiem. Redakcję katolicką Polsatu objął wiceprezes ZCHN-u Ryszard Czarnecki, był w niej ksiądz salezjanin, a także prof. Alicja Grześkowiak. A więc czego jeszcze wymagać?

Cóż, nie trzeba było długo czekać, by wyszło na jaw, kim jest pan Solorz i co (oraz kogo) sobą reprezentuje. Sam Bender tak to relacjonował: Gdyby te sprawy ujawniły się wcześniej, przyjrzelibyśmy się im bliżej. Po przyznaniu koncesji trochę nas to wszystko zdetonowało. (...)

Polskę podzielili podczas wieczornych rozmów Markiewicz, Zarębski i Sulik. Gdy wcześniej chciałem spotkać się z Chojeckim, wręcz mi tego zakazali. (...) Jest w tym jakaś tajemnica, której nie sposób zgłębić, że Unia i SLD stały się gorącymi zwolennikami „narodowego kapitału" i Solorza.

Tajemnica ta miała wyraźny odcień mafijny - jak można sądzić z poniższego opisu: Po kolejnym dniu procesu z Urbanem 28 04 1994 r. wracam do Warszawy wieczorem, ok. 20.00. A tu obrady. Pytam: „Co jest, panowie?". „A, obradujemy, panie profesorze. Już wszystko załatwione, koncesje rozdane, mapa jest, jest podział Polski". Siwiec chce mi nalać alkoholu. Odmawiam. „W takim razie - mówię - ja przejmuję przewodnictwo i zamykam obrady. Nie ma żadnego podziału Polski". „A jest, a będzie" - słyszę. „Nie będzie żadnej uchwały Rady przy zastawionym stole" - odpowiadam.

W tym momencie odzywa się Sulik: „Panie przewodniczący, proszę dziś na siebie uważać". Zarębski, który stał przy oknie, odzywa się także: „Tak, proszę dzisiaj na siebie uważać".

Ja na to: „Co to jest? Co te słowa mają znaczyć? Co to za groźba?". Milczenie. Wtedy dodaję: „Ja takie słowa słyszałem, gdy w Sejmie mówiłem o Katyniu w 1988 r. Janek, wychodzimy". (...)

Rzeczywiście, bałem się. Pojechałem do domu i poprosiłem mojego asystenta, by zaraz przyjechał.

Bendera wkrótce się pozbyto. Jego następca, Markiewicz został prezesem KRRiT bez wymaganej kontrasygnaty premiera. III RP to państwo, gdzie przepisy nigdy nie hamowały „bujnego strumienia życia".

Dwa lata potem w nagrodę za „zrozumienie uwarunkowań naszej transformacji" stanowisko przewodniczącego Rady otrzymał B. Sulik. Przyczyniła się do tego wyboru także jego właściwa postawa ideowa, którą zaświadczył, robiąc film dla BBC, w którym wykreował obraz Polski jako dzikiego kraju żydożerców. Jedyny w KRRiTV departament niezdominowany przez koalicję SLD-UW-PSL, a mianowicie dep. Programowania i Monitoringu, w 1998 r. przygotował sprawozdanie na temat upolitycznienia programów telewizji publicznej. Reakcją było odwołanie jego dyrektora Jerzego Jagodzińskiego - decyzja, jaką w ostatniej chwili przed zakończeniem urzędowania podjął Bolesław Sulik.

W teorii można było coś zrobić przynajmniej w warstwie czysto technokratycznej: zmniejszyć elephantiasis radia publicznego - które w 1997 r. liczyło 1800 zatrudnionych - oraz telewizji publicznej: 6,5 tys. pracowników. Nikomu to jednak nie przeszkadzało; płacił Skarb Państwa. Cztery lata później TP SA zatrudniała już siedem tys. osób - podczas gdy telewizje prywatne dają sobie radę przy 300 pracownikach. Telewizja publiczna pełni więc dziś rolę prywatnego skarbca króla, który rozdziela kierownictwo działów i programów, jak dawniej funkcje królewskiego podczaszego, koniuszego czy podkomorzego. Tak jak wtedy, są one - jak łatwo się zorientować - dziedziczne. Magnaci dorabiają się prawdziwych fortun: premie za 2000 rok wynosiły po 200 tys. na członka Zarządu. Dyrektor Biura Zarządu i Spraw Korporacyjnych TVP Tomasz Posadzki otrzymał w chwili odejścia w listopadzie 2006 r. 650 tys. zł. Jan Dworak, prezes TVP - otrzymał 107 tys. za cztery dni urzędowania, po których został odwołany przez nową Radę Nadzorczą.

Jest tajemnicą Poliszynela, że nikt, kto nie jest krewnym pracownika telewizji, nie ma szans otrzymać tam posady. Ci zaś, którzy robią tłumaczenia lub programy specjalne, wiedzą, że do listy płac przy wypłacie dopisany zostanie cały tabun nazwisk osób, które nic wspólnego z produkcją nie miały.

Najlepszy bodaj w Polsce znawca tematu, Jerzy Pawlas, pisał w 1999 r.: Nadawcy komercyjni nie wypełniają podstawowych funkcji informacyjnych - np. święto 11 Listopada dla nich nie istnieje. Nie zapominają jednak o hallowen czy walentynkach. KRRiT nie egzekwuje swojego rozporządzenia z 1994 r. by programy mogące zaszkodzić duchowemu rozwojowi nieletnich oraz ich reklamy były nadawane tylko po godz. 23. (...) Telewizja publiczna utrzymuje się w dużej mierze z opłat abonamentowych. Jednak telewidzowie nie mają żadnego wpływu na ofertę programową. Finansując telewizję, odbiorcy mają prawo rzetelnej informacji, poszanowania obyczajności i przyzwoitości. Co więcej, mają prawo decydować o zawartości oferty programowej. (...) Prosta zasada - kto płaci, ten wymaga - nie jest jeszcze stosowana.

Mimo gigantycznego oporu ze strony Układu uchwalono w 1991 r. ustawę o poszanowaniu wartości chrześcijańskich w telewizji i nierozpowszechnianiu obrazów przemocy. Nie była przestrzegana nawet przez jeden dzień. Grupa zdesperowanych rodziców opracowała w 2000 r. obywatelski projekt ustawy o zakazie promowania przemocy. Żaden z marszałków sejmu nie zadbał o to, by wprowadzić go pod obrady, choć w 2004 r. udało się wreszcie przeprowadzić go przez komisję środków masowego przekazu. Dziś nikt już o nim nie pamięta.

W „Rzeczpospolitej" z 8 stycznia 2005 r. Maciej Rybiński opublikował świetny artykuł pt. Jak narodziły się koszmary - w którym znalazło się zdanie o oligarchii informacji. Tyle że znalazło się na samym końcu: niewyjaśnione. Nawet Stańczyk III RP nie czuł się na siłach, by ją opisać.

Dopiero w 2005 r. znalazł się wśród pracowników wyższych uczelni odważny prof. A. Zybertowicz, który stwierdził oczywistość: Trudno byłoby stwierdzić, że mamy naprawdę wolną i niezależną prasę, przynajmniej w wypadku tej o wysokich nakładach. Te same siły, które paraliżują naszą klasę polityczną, kontrolują liczne środki masowego przekazu.

Jak wyglądała sytuacja w telewizji przez cały czas od „zwycięstwa ‘Solidarności'" pokazuje najlepiej neostalinowski sabat, jaki rozegrał się w styczniu 1998 r. w związku z filmem Piotra Zarębskiego o walczącym z bronią w ręku przeciw komunistom Rafale Gan-Ganowiczu3. Zwracam uwagę na język prosto z zebrań ZMP:

Krzysztof Lang: - Film jest artystycznie zrobiony bardzo dobrze.

Tadeusz Pałka: - Tak, nie można mu nic zarzucić... (...) Gdyby pan nam powiedział - co jest nietypowe w czasie kolaudacji - jakie powody kierowały panem, aby zrealizować ten film? (...) Jaki ma pan stosunek do pana Rafała Ganowicza?

P.Z.: - Uważam, że osoba o takim życiorysie wymaga realizacji filmowej.

Paweł Łoziński: - Ale czy pan go akceptuje, takie było pytanie.

P.Z.: - Uważam, że ten film był godny realizacji. (...) Nie jestem tutaj po to, żebyście panowie oceniali mnie, tylko...

Pałka (przerywa): - Dał pan temu człowiekowi mówić rzeczy naprawdę szokujące!

Łoziński: - Straszne!

(...)

Zarębski: - Właściwie to bohaterem tej kolaudacji jestem ja, a nie mój film... A tymczasem to film powinien być oceniany, nie mój życiorys.

Lang: - A widzi pan, tutaj się nie zgadzam. (...) Bo dokument nie jest rzeczą obojętną. (...) Sprawy warsztatowe są bardzo dobre, natomiast film jest jest poruszający emocjonalnie. Bardzo. Generalnie to nie strona artystyczna jest powodem do dyskusji.

(...) Protokolantka: - Ja się tu odezwę. Bo ten facet wychodzi tu na bohatera! I jeśli pan go tu pokazuje, to jest tak... jakby pan... no... jakby pan popierał taką etykę...

Pałka (głośno i dobitnie): - Rawicz. To jest bardzo znane nazwisko z Wolnej Europy. Ja wiem kto to jest!... Muszę panu powiedzieć, że sposób, w jaki opowiadana jest historia i sytuacja Okrągłego Stołu - bo pan to pomija... z czerwonymi żadnego paktowania! Latarnie! Sznury! Wieszanie! (...) Taka jest ideologia. (...) To znaczy pan byłby za tym: utopić wszystko we krwi, żadnego dogadywania się z czerwonymi!... A pan Gan-Ganowicz będzie nas uczył jak powinniśmy żyć z tamtej strony - strzelając do czarnych i nadając przez antenę! Czy to chciałby pan powiedzieć? (...)

Lang: - Ja tu chcę jeszcze coś powiedzieć...

Pałka: - Ja tutaj zadaję pytanie!

Z.: - Zadaje pan pytanie mnie, a tymczasem winien je pan zadać Rafałowi Gan-Ganowiczowi.

Pałka (podnosi głos): - Pan zrobił film, proszę pana!

Z. : - Tak, zgadza się, zrobiłem film.

P. : - I pan go pytał o pewne rzeczy! Pan mówi jego głosem! Co pan, robi sobie żarty ?!

Łoziński: - Pan jest twórcą świadomym.

Andrzej Fidyk: - Jest to najlepiej zrobiony film w mojej redakcji - ale póki ja w niej jestem, nie zostanie wyemitowany.

Każdy, komu zdarzyło się kiedyś zdenerwować śledczego - a przyznaję, popełniłem niegdyś ten nikczemny czyn - rozpozna ton i zachowanie p. Pałki. Wbrew temu, co musiała sobie pomyśleć część Czytelników, sądzę, że nie ma on teczki - z treści „wypowiedzi" i mentalności tego Redaktora i Twórcy wygląda na to, że to co najmniej kapitan.

Ale mniejsza z nim. Dzielni wychowawcy (jak nazwał ich B. Wildstein w komentarzu) stawili się tylko czterech na jednego... Nie sądzę też, żeby teczkę miał artysta Łoziński, ur. 1965. To inna, w pewnym sensie smutniejsza historia: dom, z jakiego się wychodzi. Jeśli tatuś czy mamusia czy stryjaszek z wujaszkiem robili odpowiednią karierę w odpowiednich organizacjach, to choćby mimowolnie przekazują to potomstwu.

W pisemnej ocenie filmu ob. reż. Łoziński określił go jako „portret wariata". To jest pewne widzenie świata, którego trzeba się nauczyć w domu całkowicie izolowanym od normalnej polskiej zbiorowości. I atmosfery zetempowskiego zebrania, na którym wyrzuca się ze studiów studenta ze złym pochodzeniem.

Zauważmy, że uczestnicy tej dintojry (może posiedzenie egzekutywy było lepszym słowem?) uporczywie domagają się, by autor filmu odciął się od swego bohatera w postaci komentarza podczas emisji albo wcześniejszej planszy. Otóż nie domagali się tego w przypadku filmu Fidyka „Defilada", który jest po prostu rozszerzoną Kroniką Filmową, bez nieprzyjemnych dla władz Korei Północnej ujęć ani wyjaśnień, jak rządzą one tym orwellowskim krajem. P. Fidyk był członkiem delegacji z ramienia ZSMP, która pojechała (wraz z m.in. Grzegorzem Miecugowem) na 13 Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. Dopiero z prasy polskiej widz mógł się dowiedzieć, że budynki dla delegatów tynkowały gołymi rękami kobiety i dzieci.

Osobnym tematem jest namiętna obrona „wyzwoleńczej" Armii Czerwonej przez artystę Łozińskiego już w późniejszej rozmowie „Życia". I znów tonacja jest identyczna, co w „Nie" lub piśmie „Dziś".

Ciekawe jest też nagłe włączenie się protokolantki.

Przypomina mi to epizod, gdy w 1990 r. przez 10 dni byłem (in spe) zastępcą kierownika „Pegaza" i robiłem wywiad z prof. Roszkowskim o PRL. Nagle w trakcie rozmowy wtrącił się... kamerzysta i oświadczył, że nie można tak krytycznie patrzeć na ten okres, bo jednak było w nim wiele dobrego!

Zaszokowany zadzwoniłem tego samego dnia do Andrzeja Urbańskiego, który był moim szefem - i zażądałem natychmiastowej wymiany ekipy, która pozostała jeszcze z czasu wojennego. Odparł, że tego się nie da zrobić - i tak moja kariera w TV się zakończyła.

Ta przygoda wskazuje, że zaufana musiała być w TV nawet obsługa techniczna.

Leszek Miller przyznał po ostatnich wyborach, że gdy w ramach kampanii przedwyborczej wpuszczono do telewizji PiS i LPR, ich notowania wzrosły skokowo (co spowodowało specjalne posiedzenie zaniepokojonego sztabu SLD). Obywatele redaktorzy po tej skardze natychmiast zademonstrowali dyspozycyjność. Gdy prez. Kwaśniewski zawetował przyjętą przez wszystkie partie nowelizację kodeksu karnego, telewidzowie dowiedzieli się na końcu relacji red. Iwony Maruszak w „Wiadomościach", że choć spowoduje to perturbacje, nie należało przecież wypuszczać ustawy z bublami. Tak oto Telewizja Publiczna uczy narybek dziennikarski oddzielania informacji od komentarza4. Jej koleżanka radiowa o nazwisku Maruszeczko oznajmiła, że nowy kodeks to była tylko polityczna gra prof. Kaczyńskiego (w nagrodę zapewne przyjęto ją po utracie posady do katolickiej radiostacji).

Andrzej Krajewski (b. dziennikarz „Głosu Ameryki" i kandydat do Parlamentu Europejskiego z listy PO) pisał:

Stosowanie niewidocznego dla postronnych, ale doskonale skutecznego nacisku politycznego zostało doprowadzone do perfekcji w Telewizji Polskiej. (...) Medialna rzeczywistość, obserwowana przeze mnie od kilku miesięcy z Centrum Monitoringu Wolności Prasy daje dziesiątki tego przykładów. (...) O wszystkim (znów) decydują kadry. Ich właściwy dobór nie kończy się na szefach, schodzi głęboko w dół i przez wydawców kolejnych wydań „Wiadomości" schodzi do dziennikarzy. Tych też ma się „swoich", czyli takich, którzy nie tylko wykonają każde polecenie, ale i sami wiedzą, co i jak pokazać5.

Kontrolując media i ośrodki sondażowe, Układ może - jak się właśnie okazało - dowolnie manipulować ludźmi, którzy są zbyt wyczerpani walką o byt, by uchwycić całą perfidię różnych programów „informacyjnych" czy komentarzy telewizyjnych wyroczni. Jak pisze nestorka polskiej socjologii, prof. Anna Pawełczyńska w przemilczanej (oczywiście) książce „Głowy hydry": Obawiać się można, że w pozorowanej demokracji pogłębia się uruchomiony w latach niewoli proces degradacji społeczeństwa. Trwa i nasila się proces niewolenia świadomości. Pogłębiają warunki przyczyniające się do zaburzeń ludzkiej osobowości oraz zasad współżycia między ludźmi. (...)

Obecnie stosowana jest przede wszystkim przemoc mentalna. Działa ona wszelkimi dostępnymi środkami. Postuluje ujednolicony sposób myślenia i odczuwania. Lansuje styl życia zgodny z tak zwanym modelem politycznej poprawności.

Kluczowe jest tu, naturalnie, sformułowanie o pozorowanej demokracji - gdyż oddaje istotę rzeczy. Żyjemy w mediokracji.

Pewnym zagrożeniem dla niej stał się internet. Ale Układ odpowiedział 28.09. br. wyrokiem Sądu Najwyższego, który może doprowadzić do zniknięcia 90% blogów politycznych.

Jest oczywiste, że władza w Polsce kryje się dziś nie w lufie karabinu, jak to ujął Mao Tse-tung, ale w kamerze telewizyjnej. Fakt, że w dużym stopniu odnosi się to też do reszty świata - nie jest, niestety, pocieszeniem. Obecny prezes TVP jest, jak każdy może sprawdzić po programie i po tym, czego w nim nie ma - np. filmu Grzegorza Brauna o Wałęsie - idealnie wpasowany w Układ. A to, że obaj bracia Kaczyńscy najwyraźniej nie byli się w stanie bez niego obejść, świadczy, jak byli w istocie osamotnieni.

Czy jedyną konkluzją tego artykułu może być cytat z Biblii: Ciemności kryją ziemię? Wszystko we mnie protestuje przeciw takiemu zakończeniu - ale prawda jest lepsza od ułudy. Dwa tysiące lat temu powiedziano nam, że to ona nas wyzwoli.

Kiedy Jan Paweł II wzywał: Nie lękajcie się - nie obiecywał zwycięstwa. Obiecywał nagrodę w niebie. Polska sytuacja to sytuacja Żydów sprzed stu lat: przygnieceni wzbierającym antysemityzmem, mieli jednak swoją Księgę - i nadzieję na własne państwo. To prawda, że Polakom trudno z nich brać wzór, gdyż pamiętają o roli żydowskich komunistów, którzy w pewnym okresie stanowili 80% członków tego ruchu na całym świecie (W Izraelu obowiązuje wersja, że Żyd-komunista przestaje być Żydem. Jednak kłóci się to z praktyką przyjmowania ubeków w roli uciekinierów; no i tolerowania własnej, choć mikroskopijnej partii komunistycznej). Ale i my przecież mamy swoich czysto polskich łajdaków, i to pod dostatkiem.

Kiedy byłem na materialno-społecznym dnie - myślałem sobie: cały Układ Warszawski, cały marksizm od prawie półtora wieku działa po to, by takich ludzi jak ty zetrzeć z powierzchni ziemi..., a ty wciąż żyjesz, mówisz i piszesz. Każdy dzień to zwycięstwo nad Imperium Kłamstwa.

Po tylu latach kłamstwa, po tylu wiekach przemocy, wciąż istnieje jedna trzecia aktywnych politycznie Polaków, którzy nie dali się złamać. Choć nie mają już ani Radia Wolna Europa, ani Jana Pawła, ani mitu „Solidarności"; który rozwiał się w 1991, gdy ta nie odcięła się od „Bolka". Czy nie jest to rodzaj cudu?

Nie znamy przyszłości - i wbrew znanemu hasłu, nie możemy jej „wybrać". Jednak jest oczywiste, że „koniec historii" nie nastąpił. Elity władzy Islamu, Chin, a nawet przegniłej, ale mocnej surowcami Rosji - uważają, że właśnie teraz będą mogły się wreszcie odegrać na zniewieściałym Zachodzie.

Ludzie o dobrym wzroku widzą już dym unoszący się na wulkanem: nieformalny sojusz irańsko-rosyjsko-chiński dziwnie przypomina Oś lat 30...

Końcowy argument Jacka Kuronia wobec antykomunistów: swoją Polskę będziecie mogli tworzyć kiedy wjadą tu czołgi amerykańskie - może ziścić się w sposób przez nikogo dziś nie przewidziany.

Piotr Skórzyński

Zródło: Opcja na prawo

http://www.dziennik.pl/opinie/article195588/Cala_prawda_o_Hannie_Lis.html
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 18:24, 04 Wrz '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przypominam temat przed kolejnymi wyborami.

Libijski i szwajcarski modekl się nie sprawdził
wiec?
Juz w Libii dokonano modernizacji tamtej demokracji

-najpierw wyślą media i doradców...

-później................

-
na wyborach najważniejsza dla nich frekwencja

Zadba o nią Twój ksiądz proboszcz strasząc grzechem za olanie wyborów!

_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 20:13, 04 Wrz '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tu jasno widać nastepny zabo0bon w który wierzą JKM i Stanisław Michalkiewicz

=========================================

ZABOBON WOLNOŚCI

Bukowski o deportowanych szpiegach: Przeżyją w Rosji koszmar
Aktualizacja: 2010-07-11 10:22 am

Gdy rosyjscy szpiedzy wrócą do Moskwy po wymianie Rosji z Ameryką, przeżyją koszmar – mówi Wladimir Bukowski.

Bukowski, 67-letni dysydent rosyjski, w roku 1976 sam został deportowany z ZSRR na Zachód w ramach wymiany za sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chile Luisa Corvalana. Wcześniej spędził 12 lat w rosyjskich więzieniach, obozach pracy i restrykcyjnych szpitalach psychiatrycznych.

- Dla rosyjskich szpiegów powrót do Moskwy będzie koszmarem – mówi Bukowski w wywiadzie dla “Daily Telegraph”. Niektórzy z nich spędzili w Ameryce 15 lat swego życia i będzie im się bardzo trudno zmienić, zauważa Bukowski. – Przejdą z życia w prawdziwej wolności do życia pod stałą kontrolą przez rosyjskie tajne służby. Każdy ruch będzie bardzo uważnie obserwowany – dodaje.

Zdaniem Bukowskiego, będzie to najtrudniejsze dla dzieci tych osób. Ich życie jako amerykańskich nastolatków przemieni się w piekło w Rosji.
– Przypuszczam, że osoby te przejdą na niewielką emeryturę i zostaną wysłane w odległe miejsca, by tam wieść dalej życie. Mają zaszyć się gdzieś i milczeć. Nie wydaje mi się, by któraś z tych osób miała ochotę mówić cokolwiek o swojej pracy w KGB a obecnie w FSB. Nie ma żartów z tymi ludźmi. Zabijają na lewo i na prawo – mówi rosyjski dysydent.

mem/ „Daily Telegraph”
============================


Bukowskiego to ja rozumię!
- spędził 12 lat w rosyjskich więzieniach, obozach pracy i restrykcyjnych szpitalach psychiatrycznych

Ale JKM i St M.
Co im na mózg padło, że promują u nas amerykański wzorzec wolności

Obwozili Bukowskiego po Polsce
Ciekawe za czyje pieniądze?
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:07, 02 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Sekta jak każda inna

Sekta czcicieli demokracji

---------------------------
DEMOKRACJA.

Demokracji w ogóle zdefiniować niepodobna tak wielkie jest pomieszanie pojęć w tej sprawie. Samo przekonanie, że demokracja jest dobrym ustrojem, nie jest zabobonem.

Jest natomiast zabobonem ślepe wierzenie, że tylko demokracja jest dopuszczalną formą ustroju - i to bez rozróżnienia różnych znaczeń tego słowa.


Tych znaczeń jest co najmniej sześć: demokracja ustrojowa, określony rodzaj tejże, ustrój wolnościowy, ustrój praworządny, demokracja społeczna i wreszcie dyktatura partii.


1. "Demokracja" oznacza więc najpierw i przede wszystkim ustrój, w którym lud rządzi, względnie wybiera rządzących, czyli ludo-władztwo. Nawiasem mówiąc, skoro tak jest, należy nazwać wyrażenie “demokracja ludowa" dziwactwem bo ono znaczy tyle co “ludowe ludowładztwo" czyli coś podobnego do “maślanego masła". Bo demokracja pochodzi z greckiego demon lud i kratein rządzić.


2. Nieraz nazywa się jednak demokracją nie demokrację w ogóle, ale określoną postać, formę ustroju demokratycznego. Bo istnieją najróżniejsze postacie demokracji. Jedna z nich to np. tzw. demokracja bezpośrednia, praktykowana jeszcze w niektórych kantonach szwajcarskich, gdzie cały lud zbiera się na tzw. Landesgemeinde i rozstrzyga o najważniejszych sprawach państwowych; w pewnym stopniu jest taka demokracja stosowana także w konfederacji szwajcarskiej.


Inną formą demokracji ustrojowej jest demokracja parlamentarna, w której lud wybiera swoich przedstawicieli (parlamentarzystów). Ta ostatnia może przybierać jeszcze różne formy - istnieje np. demokracja prezydencjalna (ministrowie odpowiedzialni pr/ed prezydentem wybranym przez lud) i partyjna (ministrowie odpowiedzialni przed sejmem). Często spotyka się uważanie jednej z tych licznych postaci demokracji ustrojowych za jedyną "prawdziwą" demokrację, co jest oczywistym zabobonem.


3. Od demokracji ustrojowej należy odróżnić ustrój wolnościowy, to jest taki, w którym panuje np. wolność prasy, zebrań itp. Bywa mianowicie, że w ustroju demokratycznym takie wolności są ograniczone (tak np. z reguły w czasie wojny) i na odwrót, że w ustroju niedemokratycznym istnieje wiele wolności.


4. Praworządność jest jeszcze czymś innym, aczkolwiek i ona bywa nazywana czasem demokracją. Ustrój praworządny to mianowicie taki, w którym prawo jest szanowane. Że nie należy praworządności mieszać z demokracją ustrojową wynika z faktu, że znane są liczne państwa z ustrojem demokratycznym, ale w których prawo nie jest szanowane i na odwrót, państwa niedemokratyczne, ale praworządne[/]b]. Obraz państwa tego ostatniego rodzaju daje znana anegdota z czarów Fryderyka Wielkiego, który był samowładcą i w którego państwie nie było ani śladu demokracji ustrojowej. Anegdota opowiada, że młynarz, któremu urzędnicy królewscy zabrali młyn, oświadczył, że idzie do Berlina, bo powiadał - "Są jeszcze sędziowie w Berlinie". Ów młynarz z anegdoty wierzył więc w praworządność swojego niedemokratycznego państwa.


5. Nie trzeba także mieszać demokracji ustrojowej, względnie ustroju wolnościowego czy praworządnego z demokracja społeczną. Ta ostatnia jest ustrojem społecznym, w którym nie istnieją zapory psychiczne między poszczególnymi warstwami społecznymi. Że demokracja społeczna i demokracja ustrojowa to dwie różne rzeczy, wynika z istnienia krajów o ustroju czysto demokratycznym, ale w którym takie zapory są bardzo wielkie - i odwrotnie, krajów niedemokratycznych ustrojowo, ale w których nie ma wielkich przedziałów między ludźmi należącymi do różnych warstw społecznych. Taka demokracja społeczna istnieje nawet dość często w krajach, w których rządzi tyran, starający się sprowadzić wszystkich obywateli do poziomu niewolników.


6. Wreszcie marksiści-leniniści zwykli są nazywać demokracją dyktaturę swojej partii; podobnej terminologii używają także tyrańscy władcy w wielu krajach niedorozwiniętych, gdzie istnieje często jedna tylko partia. Nazywanie takiego ustroju demokracją jest możliwie najgrubszym zabobonem, jaki tylko można sobie wyobrazić - jako że nie ma w nim demokracji w żadnym z powyższych znaczeń: ani ustrojowej, ani wolnościowej itd.


Niezależnie od pomieszania pojęć w sprawie demokracji i zabobonu polegającego na uważaniu za “prawdziwą" demokrację tylko jednego ze znaczeń słowa, istnieje jeszcze inny, bardzo rozpowszechniony zabobon. Polega on na dziwnym mniemaniu, że demokracja albo nawet jedna z postaci demokracji ustrojowej, która okazała się dobrą formą rządów w naszym kraju albo kraiku, powinna być wprowadzona wszędzie na świecie, równie dobrze w Chinach, Etiopii jak i Brazylii.

[b]Że jest to zabobon, wynika już z prostego faktu, że na około 160 państw istniejących obecnie, zaledwie 21 ma ustrój demokratyczny.



Uleganie temu zabobonowi jest jednym z najgorszych i najbardziej kompromitujących przejawów parafiańszczyzny


==============================
Miłowit Kuniński - "O cnotach, demokracji i liberalizmie rozumnym":


SKU towaru: CNOTLIB
Nazwa towaru: Miłowit Kuniński - "O cnotach, demokracji i liberalizmie
rozumnym"
Koszt towaru: PLN 25,00 (0% VAT = PLN 0,00)
Opis:

"Demokracja, liberalizm, tożsamość narodowa, moralność polityczna - to kilka
z pojęć, jakimi wszyscy posługujemy się mówiąc o Polsce współczesnej i
współczesnych społeczeństwach. Książka Miłowita Kunińskiego rozświetla te i
inne podstawowe idee, pokazuje kontekst, w jakim się pojawiały i
kształtowały nasz ogląd rzeczywistości. Subtelna w wywodzie, ciekawa w
konkluzjach, oryginalna w analizie, książka wprowadza nas w intrygujące
spory filozoficzno-polityczne, które zaczęły się wiele wieków temu, a
których najświeższy rozdział rozgrywa się dzisiaj w naszym kraju i na
naszych oczach".

Ryszard Legutko

"Poczucie tożsamości narodowej, duma z własnego narodu, jego historii i
osiągnięć nie zaniknęły w społeczeństwach, w których proces modernizacji
jest znacznie bardziej zaawansowany niż w Europie Środkowowschodniej. Mało
tego, państwo narodowe, choć uległo istotnym przemianom, zwłaszcza w związku
z procesami integracji europejskiej, nie utraciło swego znaczenia i wciąż
jest naturalnym punktem odniesienia i przedmiotem troski jego obywateli,
niezależnie od świadomości przynależenia do szerszej i bardziej złożonej
całości, jaką stanowi Unia Europejska. Krytyka nacjonalizmu, na ogół
pomijająca różnice między szowinizmem a patriotyzmem, ma nader wybiórczy
charakter. Pomija przejawy narodowej tożsamości w krajach zachodniej Europy,
a koncentruje się na poczuciu narodowym w krajach Europy Środkowowschodniej.
[...] Krytyczny i niejednokrotnie protekcjonalny stosunek do krajów naszej
części Europy zdaje się stanowić swoistą zasłonę skrywającą obawy wobec
własnych społeczeństw, w których od dawna istnieją tendencje separatystyczne
wśród wspólnot definiujących swą tożsamość w kategoriach narodowej
świadomości etnicznej." (fragment książki)

Miłowit Kuniński (ur. 1946), historyk filozofii i filozof polityczny,
profesor UJ i WSB-NLU w Nowym Sączu, prezes Ośrodka Myśli Politycznej w
Krakowie, członek redakcji "Civitas. Studia z filozofii polityki",
opubikował m.in. "Myślenie modelowe w socjologii Maxa Webera" (Kraków 1980),
"Wiedza, etyka i polityka w myśli F.A. von Hayeka" (Kraków 1999), "O
cnotach, demokracji i liberalizmie rozumnym" (2006). Pod jego redakcją
ukazały się wybory pism Mirosława Dzielskiego "Bóg - wolność - własność" i
Adama Krzyżanowskiego "Chrześcijańska moralność polityczna", a także praca
zbiorowa "Totalitaryzm a zachodnia tradycja".
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 20:46, 18 Lis '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Janusz Korwin Mikke: Jestem za GMO!


Jestem oburzony po tym co napisał mi znajomy

Nie panie Jerzy..ani głupi , ani szalony..porostu zwykły SSyn...takim był , takim jest i takim kopnie wiadro, Należy do ludzi złych, czyniących zło i robiących to z przyjemnością.
ON wie- ze GMO na polu wysiana reaguje z cala biosfera..wielu ludzi nie wie -ale on wie, wiedząc wie- że reszta takich pajacyków wykształciuszków ssacych każde słowo z jego ust..uwierzy.. emu wierzy .....bo tylko o to chodzi. Polacy nie myślą ,ale za to wierzą!
Myślenie zastępują wiara...to podstawowa cecha naiwnych.
Jak chce niech zre sam i ze swoja rodzina..może kupić, opakowane, wymalowane , nakolorowane,, -jego sprawa jest konsumentem i ma prawo żreć co mu sie podoba.
ALE KONKURENCJA zaczyna sie w handlu...od produkcji zwłaszcza rolnej niech on sie odpierdoli bo nie wie o niej nic.,. ku,,,s niemyty... kłamca.
Niech sobie zre jedzonko GMO z exportum a pozwoli rolnikom produkować dla normalnych ludzie zdrowa żywność...i zobaczymy kto wygra konkurencje, bo ja juz widzę tu....widzę to w sklepach tzw Whole Food, gdzie place za galon mleka 5 dollarow..za mieso 7 dollarow za funt..i widzę tez klientów tych sklepów i jak wyglądają...( tzn normalnie, jak ludzie)...i widzę tych z WallMart, gdzie mleko 1,50 mięso też, i widzę potwory udające ludzi ,którzy stali sie takimi po jedzeniu tego żarcia... widzę czym kończy się konkurencja!
Ludzie po prostu nie chcą GMO, i ci co jedzą -są raz- za głupi, żeby wiedzieć , że istnieje GMO, o wiele za głupi, żeby zdawać sobie sprawę z konsekwencji jedzenia GMO...i o wiele za biedni żeby kupować w Whole Food Store..
Kiedyś panu chyba mówiłem o mojej przygodzie z GM....jak paliliśmy ziemie wraz z plonami na experymentalnych polach Akademii Rolniczej Texasu w Brian Colledge Station GM kukurydzy..gdyż na osłonie pol experymantalnych ...pasieki pełniące role czujników bezpieczeństwa zaczęły padać, gdyż po zjedzeniu nektaru w jelitach pszczółek zaczęły zachodzi niesamowite reakcje i mutacje....
Insenerator wielkości lokomotywy ciągniony przez dwa potężne ciągniki... jechał cały czas non stop.. z prędkością 1 metr na min,...przez tydzień… paliwo i tlen dowoziło sie i tankowało w ruchu..pług zbierał ok 8 cali nawierzchni gleby podawał do insenaratowa, ten wypalał ja w temp 1700F z tylu wypadał granulat prawie, który kładł sie na osłonę z plastikowej folii....podzielająca od skażonego pola.
Insenerator przywiozła Armia w pięciu częściach i złożyli go na polu i rozebrali...nie wiedzieliśmy nawet ze takie istnieją... żołnierze z obsługi powiedzieli na ze są na wypadek skażeń, maja przygotowane..i to kilka rodzajów...wszystko modularne...
To było w 88 roku.... Wszyscy musieliśmy podpisać zobowiązanie o zachowaniu tajemnicy na okres 10 lat.
RomanK


Napisałem panu Romanowi , że nie zupełnie wierzę , że żądam dowodów i czekam:)
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goska




Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 3535
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:02, 19 Lis '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Popieram Korwina. Boje sie tylko o to, ze do jadalnych roslin mozna dokladac geny roslin trujacych. W tym widze wielkie niebezpieczenstwo !!! W ten sposob mozna stymulowac populacje wszystkich narodow. Wladza jest przeciez okrutna i bardzo bezmyslna, bo w tych laboratoriach pracuja juz wszyscy przeciwko wszystkim. W ciaglym stanie wojny zyjemy juz od 1837 roku. Toczy sie ona na wszystkich plaszczyznach i wszelkimi sposobami.

GMO jest wiec niebezpieczne w rezultacie !
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Amarantus




Dołączył: 14 Gru 2010
Posty: 186
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:53, 19 Lis '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zgodzę się z JerzymS, już jakiś czas temu słyszałem tą wypowiedź Korwina. Zbłaźnił się i tyle, jeżeli nie mam pojęcia o jakiś sprawach to po prostu się nie wypowiadam, a tak robię z siebie pośmiewisko dla znających sprawę. Korwin się ośmieszył, choć w wielu sprawach ma rację w tej nie.\, takie wypowiedzi świadczą o kompletnej niewiedzy polityków.

Nie ma doradców albo jest przekonany o swojej nieomylności. Jedno i drugie źle.
GMO to trucizna, globalny kataklizm taki eksperyment na ludzkości to gorsze niż II wojna światowa komunizm i faszyzm razem wzięte.
_________________
Prędzej dogadasz się z gościem na kacu, niż bluzgającym flustratem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 10:35, 23 Kwi '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jak bardzo trzeba być zabobonnym ,
aby wierzyć w zabobon demokracji.?

I tu pytanie ,
wierzący?
czy praktykujący?

Wierzący to ci którzy nie wiedzą, że:
" gdyby za pomocą demokracji można było coś zmienić,
to już dawno byłaby zabroniona."
i wierzą , że demokracja ma na celu jakieś istotne zmiany!

Praktykujący , to ci co chodzą na wybory
a niewierzący i praktykujący , to ci co chodzą na wybory,
ale nie wierzą , że coś to może zmienić!
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goska




Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 3535
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 14:09, 06 Maj '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

"Politico": Przywódcy państw europejskich na audiencji u papieża Franciszka. Liczą na wsparcie?
Trzej europejscy przwódcy: Martin Schulz, Jean-Claude Juncker i Donald Tusk pojawią się na prywatnej audiencji u papieża Franciszka w Watykanie. Czy błogosławieństwo papieża pozytywnie wpłynie na spadające poparcie polityczne? – pyta tygodnik "Politico".
W przeszłości niejednokrotnie już bywało, że spotkanie z papieżem Franciszkiem pozytywnie wpływało na wizerunek i poparcie danego polityka. Podobnie może być również w tym przypadku. Europejscy liderzy polityczni wciąż punktują spadki w swoich sondażach. Na negatywny obraz przewodniczących Komisji Europejskiej, Parlamentu oraz Rady Europejskiej wpłynął przede wszystkim kryzys uchodźców stale napływających do Europy.
Jednak nie to będzie powodem jutrzejszego spotkania. W Watykanie zostanie wręczona papieżowi Franciszkowi Nagroda Karola Wielkiego. To wyjątkowe osiągnięcie, które dorocznie przyznawane jest osobistościom i instytucjom za zasługi w promowaniu pokoju i jedności w Europie. Tym razem jednak mówi się o symbolicznym aspekcie audiencji. Wszyscy trzej europejscy liderzy: Martin Schulz, Jean-Claude Juncker i Donald Tusk sa również laureatami tego wyróżnienia. "Wartości są duszą Europy" – napisali Schulz i Juncker w "Die Welt". We wspólnym tekście przedstawili powody, dla których przyznanie papieżowi Franciszkowi jest dobrym wyborem. Zostaną one wyartykułowane podczas jutrzejszej ceremonii, w której udział weźmie również Donald Tusk nagrodzony w 2010 roku. – To dobry pomysł, by zebrać trzech przywódców w momencie, kiedy sytuacja Europy jest rozpaczliwa – powiedział Bernd Büttgens, rzecznik niemieckiego Aachen, laureat nagrody z 1950 roku.
Przewiduje się, że temat kryzysu w Europie będzie szeroko poruszany podczas jutrzejszej audiencji. Jak zapewniają Juncker i Schulz w swoich przemówieniach zwrócą uwagę, iż siła gospodarcza Europy, osiągnięcia w zapewnieniu pokoju i wspólne rozwiązywanie kryzysu migracyjnego są mocnymi argumentami, czyniącymi Europę silniejszą. Z kolei, tematem przewodnim wystąpienia Przewodniczącego Rady Europy będzie "Świętość". Jak donosi "Politico", jest to zaskoczenie, ponieważ niektórzy pamiętają jeszcze, kiedy będąc polskim premierem, Tusk proponował ustawy mające na celu zlaicyzowanie polskiego Kościoła.

Tegoroczna ceremonia rozdania nagród po raz pierwszy nie odbędzie się w niemieckim Aachen. Ze względu na nagrodzonego papieża Franciszka obędzie się w Pałacu Apostolskim w Watykanie. Jednak to nie jedyna zmiana. Każdy z europejskich przywódców będzie przemawiał w swoim ojczystym języku. Nie będzie również tłumaczenia na żywo. Obecni na sali będą "zjednoczeni w różnorodności" – skomentował współpracownik Jean-Claude Junckera.

Wciąż nie wiadomo, w jakim tonie wobec obecnych problemów Europy wypowie się papież. Wiadomo jednak, że w kwietniu papież odwiedził greckiej wyspy Lesbos. Jak zauważają dziennikarze "Politico" Franciszek niejednokrotnie pozwalał sobie na krytykę polityki Europy wobec uchodźców. Ostatnio zauważył, że uchodźcy żyli "w klimacie niepokoju, strachu i niepewności", co było skutkiem złego planowania rządzących. Pewnym jest natomiast, że głos Franciszka podczas jutrzejszej audiencji może być decydujący dla przywódców najważniejszych instytucji w Europie – zauważa dziennik.

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/politico.....-na/pe4k41
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goniec Króla




Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 1305
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:37, 31 Lip '23   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tyle pięknych tematów kiedyś było ... Rolling Eyes


Cytat:
Podział sił w Izbie Reprezentantów uprośćmy do siedmiu głosujących o następujących preferencjach:

KR (2 głosy) B – N – H (albo pomagamy dostarczając broń, albo w ogóle)
UR (1 głos) B – H – N (najlepiej pomóżmy dostarczając broń, albo przynajmniej humanitarnie)
UD (2 głosy) H – B – N (najlepiej pomóżmy humanitarnie, ewentualnie dostarczmy też broń)
LD (2 głosy) N – H – B (nie pomagajmy w ogóle, ewentualnie humanitarnie).

Powyższe skróty oznaczają kolejno “konserwatywnych Republikanów”, “umiarkowanych Republikanów”, “umiarkowanych demokratów”, “liberalnych demokratów”.


Tak mi się skojarzyło z obecnym dostarczaniem broni na ukrainę.... Czyżby Polacy wzięli wzór z ameryki i pragną zaszczepić ukraińcom demokrację/republikę?? Rolling Eyes Confused Eh?
_________________
w_Królestwie_TV
http://www.metrykakoronna.org.pl/
#zdejmijMaske i #wyjdźZchaty
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Łączy ich głeboka wiara w Zabobon Demokracji
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile