Nie ma co się śmiać. Nie wiem w jakich Wy kręgach się obracaliście, ale większość moich znajomych, którzy razem ze mną uczęszczali do szkół nie potrafili odnaleźć na mapie poszczególnych kontynentów, odszukać stolic europejskich państw, niektórzy mieli problemy z płynnym przeczytaniem tekstu nawet. Wniosek jest taki, że nic na siłę
w szkole nie da się nauczyć czegokolwiek pod przymusem. Muszą tego chcieć oni i ich rodzice, a i nie każdy musi być geografem czy od razu historykiem. Na dodatek powiem Wam, że ci moi znajomi którzy orłami nie byli radzą sobie obecnie w życiu lepiej niż nie jeden ponadprzeciętnie inteligentny osobnik poza pewnymi wyjątkami oczywiście. Po prostu przez te lata tłumione w nich były ich indywidualne umiejętności, talenty. Jak ktoś nie chce zgodnie z programem przeczytać kolejny z rzędu wiersz to niech zrobi to co potrafi. Namaluje obraz, złoży motor, zatańczy, zaśpiewa
podstawowe rzeczy takie jak literatura, rachunki, historia, geografia, języki i podstawy podstaw reszty przedmiotów to obowiązek. Ale brnięcie w głębsze sfery jest błędem. Uczeń powinien mieć możliwość wyboru przedmiotów których naukę chciałby kontynuować. Niech się każdy skupi na swoich zainteresowaniach. Prędzej czy później przyjdzie mu się spalić ze wstydu w towarzystwie, że nie wiedział w którym roku wybuchła 2 wojna światowa, czy jak nazywa się rzeka przepływająca przez Paryż i sięgnie z własnej woli po książki. I wtedy nie poprzestanie na obowiązkowej pozycji dla gimnazjalistów, ale pewnie będzie sięgał po książki akademickie.
Ja w życiu nie przeczytałem w okresie nauki tyle książek co po jej zakończeniu
trochę się rozjechałem...
Wracając do pięknej blondynki. Wydaje mi się, że większy odsetek Amerykanów ma większe pojęcie o sytuacji polityczno-gospodarczej w Stanach niż Europejczycy o tej sytuacji w Europie, czy nawet w swojej małej prowincji (dawniej państwie). Oni nie znają wszystkich państw i większych miast europejskich. Ja nie znam ich wszystkich Stanów i głównych miast