|
Autor
|
Wiadomość |
Prrivan
Dołączył: 03 Lis 2008 Posty: 1832
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 10:41, 10 Mar '09
Temat postu: Dharma konsumpcyjna |
|
|
Tekst znaleziony na http://cia.bzzz.net/wspolczesny_buddyzm_europejski_czyli_dharma_konsumpcyjna
,moim skromnym zdaniem godny polecenia i zastanowienia się.Ple ple,co się będę wydurniał,po prostu kawał porządnej pisaniny
Cytat: |
Współczesny „buddyzm” europejski czyli Dharma konsumpcyjna
Czytelnik CIA, Wto, 2009-03-10 02:36 Publicystyka
Spoglądając na społeczeństwo polskie (czy europejskie w ogóle) dobrotliwym i wyrozumiałym okiem, bez łzy na policzku i piany na ustach, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nasz polski współczesny romantyzm to jedynie przykurzone slogany na zapomnianych murach. Gdzie się podziali Polacy, których wrażliwość przekracza objętość butelki po piwie jasnym i konserwy ze szprotkami? Pytam od razu bo nie wiem gdzie szukać podpowiedzi na polską rzeczywistość, w której obywatel zabija obywatela w oczekiwaniu na przeceniony odkurzacz i odtwarzacz DVD... Kategoria myślenia, konstytucja umysłu jaka od pewnego czasu rządzi rodakami to dogłębna penetracja przedmiotowa, to kult martwoty i pomnik posiadania jaki wystawiamy sobie w swej doczesnej próżności. W niejasny, tajemniczy sposób, albo przeciwnie, ewolucyjnie kategoryczny i konsekwentny, zatracamy zdolność najprostszej (by nie napisać pierwotnej) duchowości. Można by się spierać, że owa nienazwana pierwotność ducha odnosi się do głębokiego archaizmu naszych czasów a tym samym staje się dziś anachronizmem i intelektualnym nieporozumieniem... Semantyka niegdyś ważnych znaczeń zostaje wykluczona, zneutralizowana przez cywilizacyjny chaos (porządek pozorny) i generacyjną transgeniczność ścierającą na pył zróżnicowanie, to pozytywne i negatywne. Niby temat na inną historię, ale nie do końca bo całość tych skomplikowanych, wielokrotnie złożonych mechanizmów i procesów współczesności determinuje naszą dzisiejszą zdolność myślenia, naszą percepcje rzeczywistości. Przeganiamy się coraz droższymi samochodami a na basenie coraz trudniej się pokazać w kąpielówkach bez złotych haftów, czy w towarzystwie bez kart rabatowych do największych hipermarketów... Być może nic w tym złego a jedynie to signum temporum współczesnego świata. Era nowej pustki, a dążenia do tej pustki to najwyższy wyraz ideału człowieka na jaki nas stać, taki współczesny miejski i podmiejski buddyzm europejski. I ktoś może powiedzieć, że oto sposób, w jaki dalekowschodnie idee filozoficzne zostały zaadaptowane na potrzeby polskiego (europejskiego) konsumpcjonizmu... Częściowo nieświadomie a częściowo dzięki rozproszeniu się mody na orientalne techniki sięgania absolutu. Niestety, ów absolut nie zawisł pod sufitem polskiej (czy innej europejskiej) strzechy i nie tak łatwo go dosięgnąć stając jedynie na kuchenny taboret. Potrzeba trochę wysiłku i to nie byle jakiego! U nas, łatwo osiągalnym absolutem, bez czasochłonnych medytacji i umartwień, jest ten pół litrowy na półce w monopolowym... W taki naturalny i bezkolizyjny sposób następuje transformacja ideowa, ale nie koniecznie po odpowiedniej spirali... Owocem konsumpcji staje się w efekcie wspomniana pustka. Gromadzenie dóbr materialnych bywa miłym zajęciem, ale ma krótkie nogi gdyż wszystkich tych wymyślnych luksusów nie zapakujemy sobie do trumny mimo szczerych chęci, nawet za cenę pękniętego wieka. Cóż pozostaje? Ano cieszyć się chwilą i aktualnym dobrobytem, w którym, przy odrobinie szczęścia i zmysłu przedsiębiorczości, będziemy mogli się pławić dopóki nie użyźnimy gleby... Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie owa nielogiczna tajemnicza siła (albo może właśnie owo bezwzględne następstwo) jaka modyfikuje nasz umysł na skutek żądzy posiadania i samego posiadania w sobie. Rodzi się duchowa pustka, utrata moralności, obniżenie etyki i wynicowanie z wszelkiej wrażliwości gdyż wypełnieni namacalnym spiżem po same zęby nie zostawiamy już wiele przestrzeni na ten spiż niewidzialny, metafizyczny. Tam po prostu nie ma dla niego miejsca, a potencjał jaki można wykorzystać do duchowej nadbudowy, wlewamy z premedytacją do baku potężnego mechanizmu zysku i władzy. Opary owego potencjału i wytrącone niechybnie pierwiastki „czynnego ducha”, służą wyłącznie nieudolnej obronie zdegenerowanej współczesności i fałszywemu usprawiedliwianiu negatywnych skutków globalizacji. Nad tym już ubolewał w XIXw. Nietzsche pisząc o utracie jedności życia na rzecz szczelnej iluzji wnętrza i wypranego z duchowości zewnętrza; to samo martwiło Adorna i Horkheimera w następnym stuleciu, gdy krytykowali „przemysł kulturalny”, który swoim totalnym racjonalizmem degradował bunt i emancypację czyli to, czego iluzję tak usilnie starano się tworzyć.
Niestety, ortodoksyjni konsumenci zdają się nie być do końca świadomi tego, po co tyle konsumują... Życie w wiecznej ułudzie jest wygodne i nikt nie chce znać prawdy twierdząc, że to jest właśnie prawda jego życia... Niech będzie, tylko dlaczego tak często, i z taką łatwością, pozbywamy się człowieczeństwa w imię bezpieczeństwa swoich dóbr, przywiązania się do nich i bólu ich utraty? Złożona natura człowieka, co to nie pozwala na ekstremalną konsumpcję bez wyrzeczenia siebie i w efekcie przyjęcie postawy, która staje się mną samym czy samą. Jestem przeobrażony, przeobrażona tak samo jakbym dojrzewał, dojrzewała, zmieniał, zmieniała wyznanie czy poglądy polityczne. Takie rzeczy się zdarzają, człowiek ulega ciągłemu procesowi, przemieniając się w dążeniu do prawdy, jest prawdą. Krystian Lupa powiedział: korzystam z prawdy dnia dzisiejszego po to, aby ją jutro zanegować. I to ma wielki sens, ale tylko pod warunkiem, jeżeli nie działamy przeciwko człowieczeństwu swojemu i drugiego człowieka o czym, coraz częściej zdaje się zapominać konsument-fundamentalista.
W buddyzmie „pustka” (śunyata) to pojęcie, które ma odciąć nas od religijnego pocieszenia stając się drogą skoncentrowanej jednostki, drogą do serca naszej rzeczywistości a nie poza nią. Jest więc „pustka”, mówiąc słowami Tsongkhapy, zarówno centrum jak i środkową ścieżką. Nasze modernistyczne społeczeństwo natomiast, traktuje „pustkę” jako metaforę religijnego pocieszenia uosabiając ją chętnie z „Absolutem”, „Prawdą” czy wręcz „Bogiem”, o czym pisał już Stephen Batchelor. Następuje pomieszanie pojęć na skutek być może częściowego niezrozumienia modnych, dalekowschodnich systemów filozoficznych a być może częściowo na skutek uwarunkowania lokalnego, społeczno-kulturowego Polaka – Europejczyka. I w sumie przyczepić się nie ma do czego, bo każde społeczeństwo wytwarza swój system niezbędnych, indywidualnych (dla danego społeczeństwa) wartości i może należałoby nawet pochwalić za te próby inspirowania się jednego narodu drugim. A czy budulec dla owych wartości świadomie jest czerpany z myśli innych narodów czy może samoistnie i równolegle odkrywany w różnych miejscach świata, tego nigdy nikt nie umie szczerze dowieść, za to z łatwością przekłuje nożem heretyka... I tak, gdy na dalekim wschodzie człowiek wychodzi poza krańcowość bycia i niebycia, tak u nas, człowiek zamyka się w krańcowości wyłącznie bycia, gdyż niebyt i tak mają mu zapewnić dobra materialne, jedyne prawdziwe bożki... Ów duchowy, filozoficzny paradoks współczesnego Polaka-Europejczyka to głębokie przekonanie, iż Bóg to to, w co się wieży a nie to, co się czyni. Czyli Dharma nie ma tu nic do roboty, albo roboty jest tyle, że nie sposób jej podołać, sama jedna bidula nie da rady. Innymi słowy, człowiek wschodu zabiega o niebyt zdobywaniem wolności tworzenia samego siebie, gdy tym czasem człowiek zachodu, ten sam niebyt, próbuje wykupić za kilka euro-dolarów i butelkę dobrego szampana. I trudno by mieć pretensję do sposobu wkraczania w wieczność człowieka zachodu, gdyby nie owa pewność, iż to właśnie on, zachodni współcześniak, obywatel świata, jest tak cudowną istotą, że swobodnie może gardzić drugim człowiekiem a Królestwo Boże i tak przyjmie go z otwartymi ramionami. Niestety, nie myli się, stąd, paradoksalnie, tak niskie poczucie własnej wartości jak i wartości kolegi czy koleżanki z podwórka. Trudno ocenić czyja filozofia jest lepsza, mnicha ze wschodu czy księdza z zachodu, za to łatwo dojrzeć, że współczynnik frustracji po „zachodniej” stronie jest niewspółmiernie większy od tego po stronie „wschodniej”...
U nas w Polsce (ale również gdzie indziej w Europie, szczególnie wschodniej) człowiek, stosując się świadomie bądź nieświadomie do pozytywnej zasady T.H. Huxleya, by kierować się rozumem tak dalece, jak dalece może on nas zaprowadzić, stawia o jeden krok za daleko dochodząc do krawędzi, na której podważa wartość własną i całego narodu. A na naszą irracjonalną postawę ma wpływ nie tylko opasła konsumpcja, ale cała polska i zachodnia w ogóle zgnilizna polityczno-społeczna, z której nota bene, owa konsumpcja kiełkuje by w efekcie zakwitnąć monstrualnym kwiatem bezgranicznego posiadania. Owocem tej zgnilizny jest zatracenie pojęć o tym co jest normą, a co nie... I czy normy w takim samym stopniu obowiązują wszystkich, i czy wobec wszystkich tak samo są egzekwowane. Tym samym, zgadzając się z myślą prof. Wiktora Osiatyńskiego, stopniowo zanika w nas szacunek do wszelkich norm i „sami ulegamy demoralizacji”. Wszystko to składa się na nasz wspomniany, wysoki czynnik frustracji i auto-pogardy. Dlatego trzeba się zastanowić jak ten współczynnik obniżyć i co zrobić by konsumpcja w swoim dramatycznym zwieńczeniu nie połknęła nas. I jest to pytanie o naturę rzeczy, o doświadczenie siebie, szczęścia i radości, o doświadczenie, idąc za słowami Stephena Batchelora, „szokującego braku tego, czym się jest zazwyczaj, i tej realności, do której się przywykło”.
Ktoś może zapytać po co te porównania z filozofią wschodu, z buddyzmem, bo przecież my to my, mamy swoje idee, filozofie i religie, do których możemy sięgać w obronie naszego sumienia, etyki, tożsamości. Wszystko się zgadza, ale coraz trudniej znaleźć na rodzimym gruncie odpowiedź na naszą umysłową nędzę, na mentalne kalectwo, które pożera nas bez opamiętania. I bliżej mi do myśli, że jesteśmy jak ten zbłąkany, ranny ptak co wpadł do budynku przez otwarte okno i wymaga pomocy, niż do dekonstruktywistycznej idei Derridy nawiązującej do metatekstualnej świadomości Europejczyków. Owa świadomość ma rzekomo wskazywać nowe dla kultury europejskiej wektory myślenia, ale póki nie pozbędziemy się starych (póki się nie uleczymy), nowe nie mają szans zaistnieć, jakkolwiek ich nie nazwiemy i cokolwiek o nich nie napiszemy. Niektórzy już się przebudzili, a niektórzy już w przebudzeniu zostali poczęci i o tych trzeba dbać a pozostałych edukować i wspierać w rozumieniu i szanowaniu drugiego człowieka, w kultywowaniu skarbu duchowego, nie materialnego.
Coraz więcej u nas przecierających oczy po letargu, mentalnie zdrowiejących, ale wciąż ich mało, tych, co mają więcej do powiedzenia niż tekst etykiety piwa jasnego i szprotek konserwowych.
Lukas
|
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Lech
Dołączył: 13 Lut 2009 Posty: 348
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 10:59, 10 Mar '09
Temat postu: |
|
|
Cytat: | Podróż na Wschód
Przygotowałem wczoraj
Gotowy koń
Ktoregoś dnia
Cóż po mnie tu?
Cóż po mnie na twej drodze?
Cóż po mnie tu?
Cóż po mnie na twej drodze?
Krok za krok, jak dudni most
Zostaw to, uciekaj stąd!
Naprawdę Wschód jest za daleko
Lub nie ma go wcale
Mówili znawcy.
Jeśli zdobędą świat
Odwrócę twarz
i chyba zostanę górą
gdzie ponad nic nie ma
Krok za krok, jak dudni most
Zostaw to, uciekaj stąd!
Piękni i szkaradni
Ciało i duch
Otwarci, a jednak zamknięci na klucz
Tu!
Dłuży się noc
Uciekły z rąk latarnie
Dlatego znów podróż na Wschód
Podróż na Wschód, podróż na Wschód
Podróż na Wschód
aut.: Tomasz Budzyński
|
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów
|
|