Może to zabrzmieć dziwnie ale troche mnie olśniło. Jestem osobą dość poważnie podatną na stres, np. prawo jazdy zdałem dopiero za 7 razem i z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że tylko i wyłącznie stres mnie blokował, po za tym zawsze bardzo skrupulatnie planuje swoje ruchy, ważę słowa, staram się być do bólu asertywny. wyjątkiem są odmienne stany świadomości tak je nazwijmy
![Smile](images/smiles/icon_smile.gif)
oraz kontakt z osobami dobrze znanymi, które doskonale wiedzą co mówię nawet gdy bełkoczę lub obrażam jakieś poglądy. Nienawidzę popełniać błędy, nóż mi się w kieszeni otwiera i rani własne udo gdy w jakiś sposób daję zewnętrznemu światu choćby niewielki powód do zarzucenia mi czegoś. Nie chcę powiedzieć że jestem idealny ogólnie, ale przyjmując pewne - moje własne - kryteria, to faktycznie podobają mi się efekty mojej ostrożności - bardzo rzadko wpadam w kłopoty i bardzo rzadko ludzie mają coś do mnie. No ale mimo wszystko stresik mnie męczy, czuje go bardzo często...
Przy okazji jestem najprawdziwszym w świecie ateistą o krystalicznie bezbożnym światopoglądzie, nie zastanawiam się już nad tym nawet, jestem przekonany że bóg nie istnieje (chyba że w kontekście społeczno-literackim jako pewna konwencja, topos).
teraz mogę powiązać ze sobą te dwa fakty dotyczące mojej osoby i postawić pytanie:
Skoro moja przednia część kory obręczy w ciągu dorastania rozwinęła się w taki a nie inny sposób to czy można powiedzieć, że mój ateizm został w pewnym stopniu zdeterminowany biologicznie?