Powrót szwadronów śmierci John Pilger
19.06.2006
W głównych mediach Arabowie przedstawiani są jako ludzie pozbawieni rozsądku,
obsesyjnie religijni i mocno podzieleni, których jedynym marzeniem jest wysadzenie się w powietrze.
W windach nowojorskiego hotelu Hilton znajdują się niewielkie monitory, na których bez przerwy pokazywany jest program CNN. Nie ma możliwości ucieczki od podawanych informacji, wśród których wojna w Iraku zajmuje centralne miejsce. Najczęstszymi określeniami używanymi w relacjach i komentarzach są "wojna domowa" i "przemoc religijna", tak jakby amerykańska inwazja i okupacja, które kosztowały życie dziesiątek tysięcy ludzi, były jedynie surrealistyczną fikcją. Irakijczycy jawią się jako pozbawieni rozsądku Arabowie, obsesyjnie religijni i mocno podzieleni, których jedynym marzeniem jest wysadzenie się w powietrze. Zachwytów nad plastikowymi, odgrywającymi jedynie przypisane im role politykami irackimi nie zmąci informacja, że życie polityczne toczy się w środku niewielkiej amerykańskiej fortecy zbudowanej w centrum Bagdadu.
Przekaz ten wlecze się za tobą do pokoju, do hotelowej siłowni, na lotnisko, na kolejne lotnisko i do innego kraju. Na tym właśnie polega siła amerykańskiej korporacyjnej propagandy wojennej, która
- jak zauważył Edward Said w swojej książce
"Kultura i Imperializm" - "opanowuje przez elektronikę",
podobnie jak obowiązująca tu i teraz linia polityczna.
A ta ostatnia właśnie niedawno uległa zmianie. Przez prawie trzy lata wmawiano wszystkim, że centrum "powstania" stanowi Al-Kaida dowodzona przez żądnego krwi Jordańczyka Abu Musabę al-Zarqawiego.
Medialne potępienie dla jego osoby można porównać z tym, którym cieszy się dzisiaj Saddam Hussein.
Nie miało żadnego znaczenia, że - aż do niedawna - al-Zarqawi nie dawał znaku życia i że jedynie niewielka część ruchu oporu związana była z samą Al-Kaidą. Amerykanie uznali, że Zarqawi może w doskonały sposób odwrócić uwagę opinii publicznej od krytykowanej przez większość Irakijczyków brutalnej okupacji Iraku przez armię brytyjsko-amerykańską.
Obecnie al-Zarqawi został zastąpiony przez "wojnę domową" i "przemoc religijną", a jedynymi wiadomościami z Iraku - poza toczącym się "procesem politycznym" - są ataki na szyickie i sunnickie meczety oraz targowiska.
Tak naprawdę jednak historią, która nie trafia do serwisu informacyjnego CNN, jest wprowadzanie w Iraku metod zastosowanych w czasie wojny w Salwadorze.
Oznacza to kampanię terroru prowadzoną przez szwadrony śmierci - uzbrojone i wyszkolone przez armię amerykańską - której ofiarami są tak szyici jak i sunnici. Celem tej kampanii jest doprowadzenie do wybuchu prawdziwej wojny domowej i rozbicia Iraku, a więc realizacja pierwotnych zamierzeń administracji Busha.
Działaniami szwadronów śmierci kieruje irackie ministerstwo spraw wewnętrznych, kontrolowane przez CIA.
Członkami szwadronów śmierci, nie są - jak się wszystkim wmawia - wyłącznie szyici.
Jednym z najbardziej brutalnych jest komando do zadań specjalnych dowodzone przez sunnitów, głównie wysokich funkcjonariuszy partii Baas.
Jednostka ta została utworzona i wyszkolona przez zatrudnionych w CIA ekspertów do spraw zwalczania terroryzmu.
Są wśród nich weterani prowadzonych w latach osiemdziesiątych przez CIA operacji terrorystycznych w Salwadorze.
W swojej najnowszej książce "Empire's Workshop", amerykański historyk Greg Grandin w następujący sposób opisuje wojnę domową w Salwadorze:
"W czasie sprawowania urzędu prezydent Reagan był zwolennikiem twardego kursu wobec Ameryki Środkowej.
Umożliwił prowadzenie polityki w tej sprawie najbardziej zagorzałym militarystom.
W Salwadorze administracja Reagana przeznaczała około miliona dolarów dziennie na prowadzenie okrutnej i krwawej wojny z powstańcami. Ofiarą opłacanych przez administrację Reagana oddziałów padło ponad 300 tysięcy ludzi, setki tysięcy było brutalnie torturowanych, a miliony zostały zmuszone do opuszczenia kraju".
Chociaż obecni Bushyści czy neokonserwatyści uczyli się sukcesach i porażkach administracji Reagana, mechanizmy i mordercze metody działań zostały wymyślone i wprowadzone w życie znacznie wcześniej. Już w Wietnamie utworzone, wyszkolone i dowodzone przez CIA szwadrony śmierci zamordowały około 50 tysięcy ludzi w ramach Operacji Phoenix. W połowie lat sześćdziesiątych, oficerowie CIA dostarczyli "listy śmierci" z nazwiskami ludzi przeznaczonych do likwidacji w ramach krwawego przejęcia władzy przez reżim Suharto. Po dokonanej w 2003 roku inwazji, wprowadzenie w życie tych brutalnych metod "uprawiania polityki" było tylko kwestią czasu.
Według informacji zawartych w artykułach autorstwa dziennikarza śledczego Maxa Fullera opublikowanych w "National Review Online",
człowiek CIA dowodzący szwadronami śmierci w irackim ministerstwie spraw wewnętrznych "zjadł swoje zęby w Wietnamie,
po czym został przeniesiony do Salwadoru,
gdzie nadzorował działania armii amerykańskiej".
Profesor Grandin wskazuje na innego weterana brudnej wojny w Ameryce Środkowej, którego zadaniem jest dzisiaj
"szkolenie bezwzględnych oddziałów antyterrorystycznych złożonych głównie z siepaczy pracujących wcześniej dla partii Baas".
Jeszcze inny, pisze Fuller, jest dobrze znany z tego, że "tworzył listy śmierci".
Jednostką odpowiedzialną na zamachy bombowe jest dowodzona przez Amerykanów tajna policja o nazwie Facilities Protection Service.
"Siły specjalne armii amerykańskiej i brytyjskiej", podsumowuje Fuller, "w połączeniu z utworzonymi przez USA oddziałami wywiadu w irackim ministerstwie spraw wewnętrznych przygotowują i przeprowadzają wymierzone w szyitów zamachy bombowe, odpowiedzialnością za które obarczany jest ruch oporu".
Reuters w swojej depeszy z 16 marca donosił o aresztowaniu amerykańskiego pracownika ochrony, u którego w samochodzie znaleziono broń i ładunki wybuchowe. W ubiegłym roku dwóch Brytyjczyków przebranych za Arabów zostało schwytanych w samochodzie pełnym broni i ładunków wybuchowych. Armia brytyjska musiała buldożerami zburzyć mur więzienia, by wydostać stamtąd swoich ludzi. "The Boston Globe" doniósł niedawno:
"Dział FBI zajmujący się zwalczaniem terroryzmu wszczął zakrojone na szeroką skalę śledztwo po stwierdzeniu,
że wiele z samochodów użytych do zamachów bombowych,
których ofiarami byli tak Irakijczycy jak i żołnierze armii amerykańskiej,
zostało skradzionych na terytorium Stanów Zjednoczonych".
Wszystkie te metody wypróbowano już wcześniej.
Przygotowanie amerykańskiej opinii publicznej na bezprawny atak na Iran do złudzenia przypomina fabrykowanie danych i propagandę związaną z posiadaną przez Irak bronią masowego rażenia. Jeżeli dojdzie do ataku, będzie on oparty na kłamstwie, nastąpi bez wcześniejszego ostrzeżenia i bez deklaracji wojennej.
A ludzie uwięzieni w windach hotelu Hilton, wpatrzeni i wsłuchani w przekaz stacji CNN? Oni nic nie rozumieją, nikt im nie wytłumaczy, o co chodzi na Bliskim Wschodzie, w Ameryce Łacińskiej czy gdziekolwiek indziej. Oni są odizolowani. Nic im się nie wyjaśnia. Kongres nie protestuje. Demokraci wspierają administrację. A jak niesie plotka, najbardziej wolne media na świecie każdego dnia obrażają inteligencję swoich słuchaczy i czytelników.
Jak powiedział Woler: "Ci, którzy mogą sprawić byś uwierzył w rzeczy absurdalne, mogą też sprawić byś popełnił zbrodnię".
Oryginalny artykuł: Return Of The Death Squads - Iraq's Hidden News, ZNet, 2006.05.04
Tłumaczenie: Sebastian Maćkowski.
http://www.prawda.pl/content/view/85/1/