W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Obszar manipulacji Edukacja historyczna   
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
4 głosy
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Dyskusje ogólne Odsłon: 2211
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 01:21, 14 Lut '09   Temat postu: Obszar manipulacji Edukacja historyczna Odpowiedz z cytatem

Edukacja historyczna jako obszar manipulacji politycznej

Kto panuje nad przeszłością, rządzi przyszłością Nasz Dziennik, 2006-11-11 Edukacja historyczna jako obszar manipulacji politycznej

Zacznijmy od definicji kluczowych pojęć. Edukację historyczną rozumiem jako proces kształcenia, czyli nabywania informacji, formowania poglądów i umiejętności myślenia historycznego, zakończonego rozwojem świadomości historycznej, zarówno u młodzieży, jak i dorosłych.

Trudniej określić termin "manipulacja". Okazuje się, że określenia zawarte w słownikach języka polskiego dotyczą jedynie fizycznego (mechanicznego) rozumienia tego słowa (por.: Słownik języka polskiego, red. M. Szymczak, PWN, Warszawa 1981. Także: Słownik poprawnej polszczyzny, red. W.
Doroszewski, PWN, Warszawa 1973). Dopiero w wydanym niedawno akademickim podręczniku psychologii jest następująca definicja: "Manipulacja społeczna (social manipulation): planowane i celowe działanie, którego autor wywiera wpływ na inną osobę w taki sposób, aby nie zdawała sobie sprawy z tego, że podlega jakimkolwiek oddziaływaniom, bądź nie była świadoma siły lub konsekwencji tych oddziaływań" (Psychologia. Podręcznik akademicki, red. J.
Strelau. T. I, Gdańsk 2000).
Warto również wskazać na wieloznaczność pojęcia "historia".

Wśród metodologów mówi się o trzech jej zakresach.
Pierwszym jest realna przeszłość, która kiedyś istniała.
Drugim - rekonstrukcja dokonana przez historyków (tak twierdzili moderniści jeszcze 40 lat temu, teraz postmoderniści mówią nie o odkrywaniu przeszłości, ale o jej konstruowaniu).
Wreszcie trzecią formą historii są obrazy przeszłej rzeczywistości istniejące w świadomości jednostek i społeczeństwa (por. J. Topolski, Jak piszę i rozumiem historię.
Tajemnice narracji historycznej, Warszawa 1998).
Postmodernistów cechuje daleko posunięty relatywizm. Zmarły niedawno wybitny metodolog historii Jerzy Topolski, kiedyś "twardy" modernista, a nawet marksista, w ostatnim dwudziestoleciu mówił o "wielości prawd historycznych", o tym, że praca historyka nie ma charakteru tylko naukowego poznania przeszłości, ale jest również działalnością typu narracyjno-literackiego.
Wreszcie furorę medialną na całym świecie zrobił Francis Fukuyama, pisząc o końcu historii (F. Fukuyama, Koniec historii, Poznań 1997). A przecież był to tylko przewrotny tytuł obliczony na szokowanie publiczności. Dotyczył nie historii wydarzeniowej - narracyjnej, która ciągle narasta, ale przekonania autorskiego - prawdopodobnie utopijnego - że demokracja liberalna jest najlepszym ustrojem i ludzkość już nic mądrzejszego nie stworzy.
Ostatnio widać pewne otrzeźwienie. Richard Rorty, jeden z postmodernistów, sam uważający się raczej za neopragmatyka, twierdził, że istnieje możliwość ustalania prawdy na poziomie faktów oraz w odniesieniu do grup etnicznych czy narodów.
Tak więc "głównego pokarmu dla historycznego myślenia społeczeństwa dostarcza historyk badający i konstruujący przeszłość" (J. Topolski, Świat bez historii, Poznań 1998).
To samo - z mniejszym naciskiem na "badający", a większym na "konstruujący"
- można odnieść do publicystów zajmujących się problematyką historyczną.
Bardzo różne są natomiast sytuacje i wyniki, gdy za "konstruowanie przeszłości" biorą się dziennikarze - "specjaliści od wszystkiego", czasem ignoranci, czasem ideowo stronniczy, a czasem zarówno ignoranci, jak i stronniczy. J. Baudrillar stwierdza, że w miarę rozwoju środków masowego komunikowania i kurczenia się świata naszej świadomości nie penetruje rzeczywista historia, czyli rzeczywistość przez nas przeżyta, lecz pozór historii, historia konstruowana przez coraz bardziej agresywne środki masowego przekazu, przez dziennikarzy kierujących się własnymi celami (J.
Baudrillar, The Illusion of the End, Stanford 1994).

Jakie są obszary manipulacji polityczno-historycznej?
Zacznijmy od stwierdzenia: "Kto panuje nad przeszłością, rządzi przyszłością" - powtarzane to jest w różnych wersjach i uważam ten sąd za w pełni uzasadniony.
Dlatego podam przykładowo kilka zakresów tej manipulacji.
1. "Za dużo jest historii. To nie jest interesujące, szczególnie dla młodzieży. Ludzie w krajach zachodnich tą problematyką się nie interesują".
Taki pogląd bardzo ostro sformułował w jednym z felietonów Daniel Passent.
Ponieważ egzemplifikował to swoim pobytem w Szwajcarii, a ja jestem rodzinnie związany z tym krajem, stwierdzam, że moja prawda na ten temat jest inna.
W Zurichu pokazano mi w parku pomniki ojców protestantyzmu - surowych, zasadniczych. W Lucernie wielometrowy pomnik gwardii szwajcarskiej poległej w obronie monarchii Ludwika XVI, w Solurze - zadbane muzeum Kościuszki, nad Jeziorem Czterech Kantonów - specjalną przystań, z której uciekał Austriakom Wilhelm Tell, oraz łączkę po drugiej stronie jeziora, na której wzywał miejscową ludność do buntu. Wprawdzie Tell był postacią fikcyjną, jednak łączka jest autentyczna i na niej w 1940 r. wojskowi dowódcy kantonów przysięgali walczyć do ostatka, gdyby Niemcy napadli Szwajcarię. Pomiędzy niektórymi jeziorami do dziś stoją zapory przeciwczołgowe. Szacunkiem otacza się pamięć internowanej tam polskiej dywizji gen. Ketlinga-Prugara.
W każdej klasie szkolnej w USA widziałem sztandar, każdy uczeń wie, jak się zachować, gdy grają hymn, w każdej szkole jest kopia dzwonu wolności.
W prawie każdym ogródku działkowym w Lund wisi szwedzka flaga.
Przypomnijmy sobie, ile poważnych filmów historycznych wyprodukowano w USA.
Jak ciągle żywa jest np. problematyka wojny secesyjnej, ile filmów poświęconych jest dwóm kolejnym wojnom światowym i ich różnorodnym aspektom.
O tym, że w Polsce nie ma za dużo edukacji historycznej, świadczą również badania przeprowadzone przez Międzynarodowy Instytut Badania Opinii Społecznej IMAS na temat śladów II wojny światowej w świadomości sześciu narodów (Austriacy, Niemcy, Polacy, Czesi, Węgrzy, Rosjanie). Badania te wykazały, że wprawdzie Polacy pragną kultywować pamięć o tej wojnie, ale wiedzą o niej mniej niż inne narody (J. Holzer, Pamiętać, zapomnieć.
Historia i stereotypy, "Gazeta Wyborcza", 4.05.1995).
Krzepiącym zjawiskiem w tym zakresie było powstanie "Solidarności". Walka o niezafałszowaną pamięć przeszłości była jednym z zasadniczych elementów tego ruchu w latach 1980-1981. Mówił o tym m.in. Paweł Śpiewak w swym referacie na konferencji w Gdańsku poświęconej 25. rocznicy powstania "Solidarności".
Niestety, zarówno wcześniej, jak i później wielokrotnie mówił i pisał o naszym nacjonalistyczno-katolickim tradycjonalizmie. Oto przykład postmodernisty, który zmienia swoje poglądy w zależności od czasu i okoliczności. Tego typu zachowań można podać wiele.

2. Drugi przykład manipulacji historycznej to kłamstwa "wprost" i "nie wprost".

Kłamstwa wprost:
- W Katyniu nie mordowano.
- W Auschwitz nie mordowano.

Tego typu kłamstwami nie ma potrzeby się tu zajmować, chociaż dla społeczności międzynarodowej są groźne.

O wiele jednak groźniejsze są dzisiaj kłamstwa "nie wprost", fałszujące wydarzenia i zjawiska historyczne. Oto ich przykłady:

- Katyń był, ale nie była to zbrodnia przeciw ludzkości, lecz "zwyczajne"
zabójstwa. (Taki jest oficjalny pogląd władz rosyjskich).

- Wyrżnięcie Ormian w czasie I wojny światowej?
To były indywidualne przypadki, a nie ludobójstwo. (Tak stwierdzają oficjalne władze tureckie).

- "Trudno przepraszać Polaków za udział kilku Żydów w kierowniczym aparacie bezpieczeństwa po wojnie" - tak twierdził w gazecie "Życie" przyjaźnie na ogół nastawiony do Polski były ambasador Izraela Szewach Weiss, mimo że istnieje ogromna ilość nie tylko źródeł, lecz i opracowań historycznych, które pokazują kilkudziesięcioprocentowy udział komunistów żydowskich w kierowniczym aparacie bezpieczeństwa w latach 1944-1956 (por. np.: Aparat bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza, T. I, 1944-1956, red. K.
Szwagrzyk, IPN, Warszawa 2005). Gorzej, gdy nie chce tego przyjąć do wiadomości zatrudniony w IPN prof. Jerzy Eisler (por. polemikę: J. Rulka, O mitach i stereotypach raz jeszcze; J. Eisler, O mitach, stereotypach i... Żydach w PRL i III RP, "Wiadomości Historyczne" 2005, nr 3).
3. Ten ostatni przykład jest już na pograniczu tzw. political correctness - poprawności politycznej. Co wolno, a czego nie wolno.
Chcę ograniczyć się tu tylko do jednego przykładu - wystawy "Polacy i Niemcy w Bydgoszczy", która przez trzy miesiące (czerwiec-sierpień 2006) cieszyła się dużą frekwencją w Muzeum Okręgowym. Wystawa została nowocześnie zaaranżowana, zawierała przedmioty codziennego użytku, piękne stare fotografie pokazujące urokliwe zakątki starej Bydgoszczy, a głównym celem było pokazanie w sympatycznym przekazie poszczególnych postaci i zdarzeń z dziejów polsko-niemieckiej Bydgoszczy od jej powstania po rok 1945.
Wyszedłem z tej wystawy pod dużym wrażeniem.

Ale potem przyszła chłodna refleksja historyka.
Po drugim obejrzeniu stwierdzam jej zakłamania.

- Nie ma informacji o zaborach, tylko o pięknie Kanału Bydgoskiego.
- Są pokazane XIX-wieczne ławki szkolne, ale brakuje informacji o zakazie nauczania, a nawet mówienia w szkołach w języku polskim, nie wspominając już o tym, że nie wolno było do Bydgoszczy sprowadzić polskiego teatru z Poznania.
- Są zdjęcia ofiar niemieckich z wydarzeń 3 września i rozstrzeliwań Polaków w następnych tygodniach, ale brakuje informacji o agresji niemieckiej na Polskę 1 września. Brak tekstu o eksterminacji inteligencji, kolejarzy, pięciominutowych sądach specjalnych ferujących wyroki śmierci nawet dla nieletnich! Ani słowa o wysiedlaniu Polaków do GG, zsyłaniu do obozów koncentracyjnych, o śmierci tysięcy jeńców sowieckich i później włoskich w zakładach chemicznych i przy budowie dróg. Natomiast koniec wystawy to zamglone zdjęcia z ucieczek Niemców w 1945 r. i stojąca na podeście stara walizka, jak gdyby porzucona przez uciekiniera.
Tak zwany normalny widz, szczególnie młody, myśli w prosty sposób przyczynowo-skutkowy. Jeśli nie ma głębszej wiedzy historycznej, jest przekonany po obejrzeniu tej wystawy, że:
1) nie wiadomo, dlaczego Polacy chcieli niepodległej Polski, szczególnie w latach 1918-1920;
2) w 1939 r. nasi urządzili bez powodu mord kilkuset Niemców i chyba zrozumiałe jest, że Niemcy mieli prawo do odwetu;
3) tych niewinnych Niemców wypędzono okrutnie w 1945 r.
Oto, jak wygląda w polskim muzeum pojednanie polsko-niemieckie. Wystawa pojechała teraz do Niemiec i z pewnością będzie jeszcze lepiej przyjęta tam niż w Bydgoszczy.
W tej sytuacji dziwne jest, że przeciwstawiamy się działaniom Eriki Steinbach. Tym bardziej że już w 1995 r. w dodatku bydgoskim "Gazety Wyborczej" ukazał się artykuł Hugona Rasmusa, który pisał: "[po roku 1920] nowi polscy przybysze nie znali dobrosąsiedzkich stosunków polsko-niemieckich". I dalej: "w roku 1945 polsko-niemieckie sąsiedztwo zostało gwałtownie przerwane". Czyli do 1945 r. wszystko było dobrze! I nikt się takiemu poglądowi w tejże gazecie nie przeciwstawił! (Pisałem o tym w art. "Historia w mediach", "Wiadomości Historyczne" 2001, nr 1, ale to czasopismo dociera jedynie do kilku tysięcy nauczycieli).

Powstaje uzasadnione pytanie: czy istnieje w Polsce polityka historyczna i czy istnieje ona w innych krajach?

Na podstawie autopsji i lektury mogę stwierdzić, że w większości krajów kładzie się na nią duży nacisk.
1. Izrael. Orężem bieżącej polityki od połowy lat 60. stał się holokaust.
Jest to zrozumiałe i uzasadnione. Zbrodnia ludobójstwa popełniona na Żydach musi być ciągle przypominana. Jednakże wykorzystuje się to również w sporach i problemach bieżących. Każde przeciwstawienie się polityce Izraela na terenach okupowanych czy w Libanie jest określane jako antysemityzm. Każde przeciwstawienie się ekonomicznym żądaniom Światowego Kongresu Żydów to antysemityzm. To, co wyżej napisałem, niektórzy polscy strażnicy tego pojęcia też tak określą.
2. Francja stała się strażnikiem "czystości" Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
A przecież obok wielkich osiągnięć oraz haseł oświecenia było tam wiele brudu i zbrodni, które też trzeba pokazać.
3. Współczesna Rosja coraz bardziej opiera się na narodowych tradycjach. Ma do tego prawo po okresie sowieckim. Ale imperialne tendencje państwa i prawosławia rosyjskiego budzą coraz większe obawy.
4. Niemcy. Po okresie ekspiacji (szczególnie krótkim w byłej NRD) następuje przynajmniej od ćwierćwiecza przywracanie starych historycznych autorytetów.
Pierwszy był Bismarck, potem Fryderyk II, ostatnio następuje również zbliżenie niemiecko-rosyjskie wykorzystujące jako bohaterkę Katarzynę II.
Także Hitler w ostatnich niezłych filmach zaczyna nabierać sympatycznych ludzkich cech.

Jak na tym tle wygląda polityka historyczna Polski?
W okresie do 1968 r., a szczególnie w latach 1948-1956, można mówić o jej całkowitym braku. Symbolem czasów stalinowskich jest plakat "AK - zapluty karzeł reakcji" i podręcznik historii Polski 1864-1945 pod red. Żanny Kormanowej. Jego współautorami byli: Witold Kula, Żanna Kormanowa, Tadeusz Kirszbraun-Daniszewski, Jan Kancewicz, Walentyna Najdus-Smolar, Leon Grosfeld i Maria Turlejska. Zacytuję tylko jeden fragment z tego
podręcznika: "Żołnierze [w 1939 r.] chcieli się bić z wrogiem. Na granicy kazano im cofać się bez jednego wystrzału(...)reakcja polska zrezygnowała z walki i obrony, skapitulowała przed napaścią, nim jeszcze poniosła klęskę na polach bitew(...)Faszystowscy kierownicy państwa polskiego nie chcieli w gruncie rzeczy prowadzić wojny przeciw Hitlerowi i faktycznie tej wojny nie prowadzili" (por. J. Rulka, Współczesne problemy edukacji historycznej, art.
"Podręcznik hańby", s. 80-97, Toruń 2002). W podręczniku tym 42 razy użyto słowa "faszyzm" w odniesieniu do Polaków i Polski międzywojennej, a jedynie
21 razy w stosunku do Niemiec hitlerowskich. Ta niezwykła chęć znakowania epitetem "faszyzm" ludzi myślących inaczej po 50 latach, w następnym pokoleniu, odrodziła się w tych samych środowiskach.
Dopiero po październiku 1956 r., a jeszcze bardziej po odejściu niemającego studiów Tadeusza Kirszbrauna-Daniszewskiego z funkcji przewodniczącego Komitetu Nauk Historycznych PAN (1968 r.), nastąpiły wyraźne, choć częściowe, zmiany na lepsze. Świadczyły o tym referaty na Powszechnym Zjeździe Historyków w Lublinie w 1969 r. poświęcone 50-leciu odzyskania niepodległości i dziejom II RP.
Dalsze pozytywne zmiany wymusiła "Solidarność", kolejne - III RP.
Ale nadal jest bardzo wiele do zrobienia. Jednym z tych obszarów jest walka o symbole. W 1947 r. powstaje pomnik Bohaterów Getta Warszawskiego. Równo 50 lat musieli jeszcze czekać powstańcy i wszyscy warszawiacy, by z wielkimi trudnościami powstał pomnik Powstania Warszawskiego. A Muzeum Powstania zorganizowano dopiero w 2004 r., na 60-lecie wybuchu. Pamiętajmy: powstało tylko dzięki uporowi prezydenta miasta Lecha Kaczyńskiego i grupy skupionych wokół niego ludzi.
Generalnie całą polską poprzednią politykę historyczną oceniam jako defensywną i mało skuteczną. Szczególnie gdy dziś dokonuje się np. daleko idących redukcji, jeśli chodzi o II wojnę światową i obalenie komunizmu. Tak więc w międzynarodowych mediach europejskich ofiarami II wojny światowej są Żydzi oraz... Niemcy, których niesłusznie bombardowano i wypędzono. To, że bombardowania zaczęły się w Warszawie, Belgii i Londynie, wspomina się półgębkiem. Wiedzy o tym, że zaczęto wysiedlenia i eksterminację od Polaków zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie, też prawie nie ma.
Jeśli idzie o koniec komunizmu, symbolem stało się obalenie muru berlińskiego, a nie zwycięstwo w Stoczni Gdańskiej. A z innych krajów o wiele lepiej radzą sobie chociażby Czechy, które opublikowały w języku angielskim parę wydawnictw propagandowych o "aksamitnej rewolucji". W Czechach zrealizowano też dobry, bezpretensjonalny film o czeskich lotnikach walczących w bitwie o Anglię. Polskich lotników było dziesięciokrotnie więcej, ale by o tym przeczytać, młody Polak musi sięgnąć do powojennego "Dywizjonu 303" Arkadego Fiedlera lub do monografii wydanej przez Anglika. A filmu o generale Skalskim czy pochodzącym z Brodnicy kapitanie Zumbachu pewnie się nie doczekamy.
Są i oznaki pozytywnych zmian. Wreszcie zaczęto przeciwstawiać się inicjatywom niemieckiej agresji historycznej, stworzono Muzeum Powstania, trwają prace nad koncepcją i odbudową Pałacu Saskiego z przeznaczeniem na audiowizualne i interaktywne Muzeum Historii Polski. Jest to głównie zasługa obecnego Ministerstwa Kultury i jego szefa Kazimierza Ujazdowskiego. Zaczyna wreszcie we właściwy sposób działać Instytut Pamięci Narodowej, który - o dziwo - w kręgach "europejczyków" spotyka się z wielką krytyką.
Ale nadal jest wiele przed nami. Z wyjątkiem prof. Jerzego R. Nowaka i Marka Chodakiewicza prawie nikt nie przeciwstawia się antypolskiej propagandzie (bo trudno to nazwać badaniami historycznymi) Tomasza Grossa, zawartymi w jego ostatniej książce "Fear" ("Strach"). Kłamstwa zawarte w tej publikacji nadają się właściwie nie do polemiki historycznej, ale do sądu.
A nasze wielkie środowisko historyków milczy! Nie zajmuje się polityką historyczną Polskie Towarzystwo Historyczne, chociaż powinno to być jego statutowym obowiązkiem. Czy Zarząd Główny PTH czeka, by rzetelny obraz historii Polski za granicą przedstawiali obcokrajowcy? Niektórzy już to
robią: Norman Davies, Richard M. Watt, L. Olson i S. Cloud (Norman Davies - prace wszystkie. Richard M. Watt, Gorzka chwała. Polska i jej los 1918-1939, Warszawa 2005. L. Olson, S. Cloud, Sprawa honoru. Dywizjon 303 kościuszkowski, Warszawa 2004).
Apeluję do zarządu głównego i członków PTH, by poważniej zajęli się sprawą interesu narodowego i państwowego w zakresie historii. Jeśli mają wątpliwości, to niech wezmą przykład z działalności Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie.
Jako pointę mego wystąpienia przytoczę fragment wypowiedzi Włodzimierza
Odojewskiego: "Mój niepokój budzi obserwowana w kraju, w oświacie, w mediach, szczególnie w prasie, a zresztą w ogóle dość powszechna niepamięć, świadcząca o zanikaniu świadomości historycznej, a przecież naród, który pozwala sobie na zanik świadomości historycznej, który do takiego zaniku dopuszcza, roztapia się jako etniczna masa wśród innych nacji, ginie(...)zapewniam, bo znam Europę Zachodnią, Polska jako etniczna wielomilionowa masa pozbawiona charakterystycznych, wyróżniających ją mocno cech historycznych i kulturalnych nikogo tam nie interesuje" (W. Odojewski, Świadomość historyczna, "Odra" 1998, nr 4).
prof. Janusz Rulka
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Obszar manipulacji Edukacja historyczna
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile