Niemiecki listonosz, Gert Postel, pracował 20 lat na różnych stanowiskach lekarskich bez wykształcenia medycznego; doszedł m.in. do pozycji ordynatora kliniki psychiatrycznej, wystawiał ekspertyzy dla sądów przysiȩgłych, a i dyskutował w cztery oczy z ministrem zdrowia. Powierzano mu nawet pozycjȩ szefa miejskiego szpitala psychiatrii i neurologii, przeznaczoną normalnie rzecz biorąc tylko dla profesorów zajmujących katedrȩ. Jego relacje i książki w wyjątkowy sposób demaskują psychiatrów i psychoterapeutów, osłaniających siȩ otoczką „przyjaciela w potrzebie".
Gdyby nie to, że psychiatria ma w zasadzie nieograniczoną władzȩ nad ludźmi, którzy lądują za jej murami i opiera siȩ na wymyślonych przez samą siebie formułkach „naukowych“, a jej „opieka“ nie miałaby tak drastycznie ujemnego wpływu na rozwój psychiczny i fizyczny faszerowanych psychofarmakami „pacjentów“, poniższy tekst mógłby może nawet pretendować do umieszczenia w dziale „Rozrywka“. Zabawny jednak nie bȩdzie. Raczej niepohamowanie musi w nas rosnąć niepokój o tych ludzi, o których może wstydziliśmy siȩ do tej pory mówić, może baliśmy siȩ (ich też), o których może nawet chcieliśmy zapomnieć nie wiedząc, jak radzić sobie z tą Ich Innością. A oni jednak tam są. Coraz bardziej wyjałowieni i wykluczeni poza świat, który też jest Ich światem. I zawsze powinno nam być wstyd, kiedy gdziekolwiek na świecie pojawia siȩ ktoś, kto stracił nadziejȩ na jakąkolwiek pomoc, a widząc wszystkich tych wielkich czuje siȩ wciąż mniejszy i mniejszy, sam zaczyna wierzyć w swoją słabość, uzależnienie, aż w końcu w „chorobȩ psychiczną“.
Osobiście nie popieram hochsztaplerstwa, ale w tym wypadku mamy do czynienia z wyjątkową sytuacją, bo można śmiało powiedzieć, ze tu kosa trafiła na kamień, a Gerd Postel pod przykrywką „lekarskiego tytułu“ zdemaskował chyba najwiȩksze hochsztaplerstwo w historii, jakim jest psychiatria, za co chylimy mu czoła. ...I w tym miejscu chyba wyjątkowo warto bȩdzie przypomnieć słowa Hegla o wzajemnym uzależnieniu pana i pachołka: pan wierzy w to, że może panować i ma przewagȩ, a pachołek wierzy, że musi być kierowany i podlegać. Kiedy zniknie wiara, zniknie i pan, i pachołek...
Dlatego chȩtnie posłużȩ siȩ dzisiaj już w Niemczech kultową postacią Gerta Postela, który sam o sobie powiedział: „Ja jestem nikim, jestem byłym listonoszem z wykształceniem zasadniczym“, gdyż dla zdemaskowania psychiatrycznego kłamstwa jest to wyjątkowa i zdecydowanie ważna postać, o której w Polsce jeszcze nic nie wiadomo. Sam Postel powie: „W czasie grania tej mojej roli czȩsto czułem siȩ, jak hochsztapler pomiȩdzy hochsztaplerami.“
Życiorys Gerta Postela niczym Hauptmann von Köpenick... Wyuczony zawód nie satysfakcjonuje zbyt długo młodego Gerta, marzącego raczej o pracy gdzieś w strukturach wymiaru sprawiedliwości, a ponieważ podjȩcie nauki w tym kierunku wymaga posiadania matury, realizacjȩ nowego „pomysłu na fach“ zaczyna wiȩc od... sfałszowania wymaganego dokumentu. W 1977 roku w Bremen udaje mu siȩ podjąć odpowiednią naukȩ i praktykȩ w resorcie sprawiedliwości, ale już po kilku miesiącach plany dają w łeb i Gert próbuje jednak swoich możliwości... na studiach teologii katolickiej w Münster. Już niebawem były listonosz ściska we Frankfurcie nad Menem dłoń ówczesnego papierza, Jana Pawła II na prywatnej audiencji, którą „jakimś cudem“ załatwili rzekomemu studentowi teologii tamtejsi Jezuici... W wieku 19 lat pierwsza „wpadka“, pierwszy proces za fałszowanie dokumentów, niewielka kara, bo i „niewielka szkodliwość społeczna“.
Na „złą drogȩ“, jak sam to określi Gert Postel na jednej z późniejszych rozpraw sądowych, wchodzi dopiero w roku 1979, kiedy po samobójstwie matki (psychiatrzy diagnozują u niej depresjȩ i aplikują psychotropy) zaczyna gościnnie odwiedzać Uniwersytet Bremen, bierze udział w odczytach na temat psychologii i socjologii, oswaja siȩ z literaturą fachową, pochłaniając „profesjonalny żargon“. „Kto opanowuje dialektykȩ i jȩzyk psychiatryczny, ten jest w stanie zapakować w akademickie szaty każdą bezgraniczną głupotȩ“ – napisze później w swojej książce „Przygody pana dr dr Bardholdy“ (Brockkamp, Bremen 1985 r.).
Już wkrótce listonosz Gert podejmuje swoją pierwszą pracȩ jako lekarz praktykujący w Neuenkirchen. Kilka miesiȩcy później już jako dr Postel zatrudnia siȩ na stanowisku kierownika renomowanego Centrum Rehabilitacyjnego w Bremen. Stamtąd wylatuje jednak po czterech tygodniach, napotykając przypadkiem panią sȩdzinȩ, która rozpoznaje Gerta-praktykanta, jeszcze niedawno przygotowywanego do pracy w wymiarze sprawiedliwości.
Kiedy w roku 1982 Gert Postel wysłuchuje orzeczenia Sądu Landu Bremen i ma zostać skazany za swoją „działalność lekarską“ na karȩ grzywny (600,- DM ze wzglȩdu na małą szkodliwość społeczną), dyskretnie od czasu do czasu spogląda na zegarek, bo w miȩdzyczasie piastuje już jako dr dr Clemens Bardholdy funkcjȩ zastȩpcy głównego lekarza urzȩdowego we Flensburgu, co nie jest jeszcze szczytem jego „ambicji“. W kolejnych etapach nasz listonosz bȩdzie autorem książki, lekarzem sztabowym Bundeswehry, lekarzem komisyjnym, wystawiającym ekspertyzy, potrzebne do otrzymania renty w Berlinie-Brandenburgii, bȩdzie nawet tam pracował w Krajowym Urzȩdzie Ubezpieczeń LVA, spełni siȩ jako lekarz portowy, bȩdzie robił oglȩdziny zwłok, aż w końcu w roku 1993... pojawi siȩ z depresją w klinice Charité Berlin.
Zakończona sukcesem psychoterapia prowadzi go prosto w kierunku psychiatrii i już 2 lata później listonosz Gert, syn mechanika samochodowego i krawcowej, bȩdzie ordynatorem Lipskiego Szpitala Psychiatrii i Neurologii, jego etat (10.000,- DM/miesiąc) – jak wspomina - nie bȩdzie wymagał wielkiego nakładu pracy, bȩdzie ograniczał siȩ jedynie do „miłych rozmów z przełożonymi“ i uczestnictwa w rozsiewaniu wielu intryg, bo tak interpretuje on rządowy projekt „Aufbau Ost“ (=inwestycje finansowe RFN na terenach byłego NRD, jak i personalne, w postaci szkolenia sztabu wschodniego przez kolegów zachodnich).
W ciągu dwóch lat, spȩdzonych na „Lipskim Wzgórzu Czarów“, jak lubiał nazywać ten szpital, bȩdzie wystawiał atesty, ekspektyzy, bȩdzie zwalniał i zatrudniał „kolegów“, których kompetencje fachowe, czy ludzkie bȩdzie uważał za odpowiednie lub nie. Bȩdzie też wystawiał liczne opinie dla sądów, które napisze na podstawie tekstów podglądniȩtych od innych kolegów, których poprosi o radȩ, a ci podzielą siȩ posiadanymi wzorami własnych lub również podglądniȩtych opracowań oraz prowadził bȩdzie rozmowy na szczeblu ministerialnym, co pozwoli mu na spokojne wykonywanie „służby“ przy jednoczesnym zachowaniu ironicznego dystanstu. Ze statystyk dowiemy siȩ w końcu, że w czasie jego „panowania“ na stanowisku zastȩpcy lekarza urzȩdowego we Flensburgu, jako dr dr Bardholdy urzeczywistni on znaną reformȩ w praktyce kierowania pacjentów do szpitali psychiatrycznych w tym regionie Niemiec, co doprowadzi do tego, że za jego „kadencji“ aż o 86 % spadnie ilość osób zamykanych w psychiatrii pod przymusem. Niezmordowany doktor doktor Bardholdy wprowadzi oprócz tego Socjalną Służbȩ Psychiatryczną, którą bȩdzie dziarsko kierował, przy czym jego rosnąca popularność i uznanie (szczegolnie ów wspomniany wysoki spadek „zamkniȩć pod przymusem“) doprowadzą do tak dziwnych sytuacji, że nawet pojawiające siȩ tu i ówdzie skargi, składane przeciwko jego decyzjom przez podlegających mu lekarzy, nieubłagalnie oddalane bȩdą przez Sąd Landu.
Ostatnim przystankiem Postela jest Saksoński Szpital w Zschadrass, gdzie w roku 1995 pelni on funkcje ordynatora psychiatrii i kieruje zespolem 28 lekarzy psychiatrów. Niemiecki „Die Welt“ z 20 stycznia 1999 roku cytując szefa szpitala, Horsta Krömker napisze: „Ten człowiek przekonał mnie do siebie natychmiast. Jego zachowanie, jego referencje... Pomyślalem wtedy – lepszego lekarza nie uda nam sie trafić“... Przez przypadek dochodzi jednak do „wsypy“, kiedy koleżankȩ „po fachu“ odwiedzają rodzice z Flensburga i kiedy ta opowiada im o ordynatorze Postelu, rozpoznają oni jego nazwisko. 10 lipca 1997 roku Postel znika wiȩc bez śladu, do aresztowania dochodzi w maju 1998 w jednej z budek telefonicznych dworca kolejowego w Sztutgarcie, a 20 stycznia 1999 roku rozpoczyna sie jego proces przed Sądem Landowym w Lipsku i odczytanie wyroku – 4 lata pozbawienia wolności, z których „hochsztapler Gert Postel“ odsiaduje 2.
Informacje uzupełniające, dostȩpne są - niestety przede wszystkim w jȩz. niemieckim - na stronie
www.gert-postel.de (wystąpienia telewizyjne, wywiady, doniesienia prasowe, recenzje książek itd., itp); rozmowȩ z Gertem Postelem, przeprowadzoną w renomowanym talk show niemieckiej telewizji publicznej MDR z października 2001 przeczytać też można w jȩz. angielskim
http://www.gert-postel.de/english.htm oraz rosyjskim
http://hvp.by.ru/Gert.htm .
„Psychiatria to morderstwo socjalne“... Po wyjściu z wiȩzienia Gert Postel angażuje siȩ w działalność na rzecz coraz prȩżniejszych ruchów antypsychiatrycznych nie tylko w Niemczech, ale i za granicą. O swoim pobycie za kratami powie: „To był dobry czas i nie żałujȩ go tak samo, jak nie żałuje okresu, kiedy byłem lekarzem. Na wolności nigdy nie dałbym rady przepracować 5 tomów Schopenhauera“. Bȩdzie on teraz czȩstym gościem spotkań, sympozjów i prezentacji swoich książek, a jego wystąpienia cieszą siȩ do dziś dużą popularnością. Liczne doniesienia prasowe na jego temat oraz inne publikacje bȩdą miały wciąż pozytywne tendencje i jedynie program pierwszy telewizji niemieckiej, ARD, wyemitował 6 czerwca 2002 roku krytyczny dramat dokumentalny pt.: „Urzekający – 1000 kłamstw Gerta Postela“ (reż. Lennard Locher), w którym wspomniano o jego rzekomym „narcyźmie“ i życzeniu kontroli nad ludźmi za pomocą „swoich maskarad“.
Krótki wywiad z Gertem Postelem, przeprowadzony w Berlinie, w kwietniu 2004 roku, można obejrzeć w originale na
http://de.youtube.com/watch?v=Txna0rqXXmY. Manuskrypt z pełnym tłumaczeniem tego wywiadu na jȩz polski, udostȩpniam zainteresowanym Czytelnikom na stronie:
http://antypsychiatria.blogspot.com , a poniżej kilka obszernych fragmentów z tego wywiadu.
- /.../ O stanowisko ordynatora złożyłem podanie z prawie 40 innymi lekarzami. 8 z nich zostało wybranych do wȩższego grona i musiało robić odczyt przed ministerialną komisją powoławczą. Moim tematem było: „O Pseudologia phantastica na literackim przykładzie postaci Felixa Krulla, według powieści Thomasa Manna pod tym samym tytułem i koniugacyjnie zainiekcjowanym zniekształceniom w stereotypowym kształtowaniu siȩ osądu“. I wszyscy byli w szoku, a kłamstwo na usługach, które ja tylko podniosłem... Pseudologia phantastica, o tym temacie nikt nic nie wiedział, a jednak wszyscy byli zafascynowani akrobatyką słów.
- Byłem na przykład pełnomocnikiem kliniki do spraw dokształcania personelu medycznego i przemawiałem w tej roli do zgromadzonych 80, 100, czy 120 psychiatrów i wprowadzałem w tych przemówieniach określenia chorób, których w ogóle nie ma, jak na przykład ta znana bipolarna depresja III stopnia, której w ogóle nie ma w diagnostyce. I nie robiłem tego przed chirurgami czy internistami, a mówiłem do psychiatrów, fachowców dziedziny! I nikt nie zadał nawet jednego pytania, bo w tych krȩgach panuje punkt widzenia, że zadawanie pytań byłoby przyznaniem siȩ do niekompetencji. Dlatego nie stawia siȩ pytań, bo mógłbym wtedy zapytać: zaraz, moment... co? Pan nie zna depresji bipolarnej III stopnia? To ja mam teraz zaczynać debaty na tak niskim poziomie? ...I tego każdy chce sobie oszczȩdzić. I tak wymieniałem w moich przemówieniach miȩdzynarodowe kongresy psychiatryczne, które nigdy nie miały miejsca, wymieniałem nazwiska profesorów, których w ogóle nie ma i tak dalej. Patrzyłem na to i uważałem, że jest to w sumie fenomenalne.
- Musi pan być w stanie zagrać ordynatora. I w ogóle doświadczyłem, że jak pan trochȩ dłużej porusza siȩ w obłudzie, to z jakimś czasem staje siȩ pan kimś takim faktycznie. Przejmuje pan to. Musi pan... Właściwie nie musi pan niczegokolwiek wiedzieć. Musi pan umieć coś zagrać i umieć poruszać siȩ po szpitalu. Z reguły potrafią to tylko ludzie, którzy są w tych krȩgach zsocjalizowani. Nie może pan wziąć listonosza z ulicy i powiedzieć: teraz jesteś ordynatorem. Bo tego on nie bȩdzie potrafił; nie bȩdzie wiedział, jak może, jak musi siȩ tam poruszać. I tyle.
- /.../ Albo był tam taki profesor z Uniwersytetu Lipsk, Anemayer i on chciał mnie koniecznie widzieć na stanowisku ordynatora u siebie. Był zaprzyjaźniony z moim szefem i próbował mnie odbić. Poszedłem z nim na obiad i opowiadał mi o jakichś terapiach, o jakichś nowych formach odnośnie Schizofrenii. Zaprzeczałem mu, myślałem: ...Co jest? Człowiek ma stołek wykładowcy na uniwersytecie, a ty dyskutujesz z nim i to kontrowersyjnie, podważasz jego opinie, a on jest niezmiernie podniecony tą dyskusją ze mną. Tak wiȩc było wciąż widoczne, że pod wzglȩdem „fachowości“ nikt z psychiatrów nie mógł mnie nakryć. To wiedziałem definitywnie. Kto miałby mi tam cokolwiek powiedzieć? /.../
- Powiedziałem kiedyś do jednego z psychiatrów: w psychiatrii jest pan przecież zdany na to, co do pana powie pacjent. Jak pacjent nic nie mówi, to nie może pan nic zdiagnozować. On wtedy odrzekł do mnie: „Ach... To wtedy piszȩ - autystyczna psychoza słaba symptomatycznie“. Naprawde, wtedy zacząłem siȩ poważnie zastanawiać nad pytaniem, czy rzeczywiście jest coś takiego, jak choroba psychiczna w sensie terminologii samej nauki psychiatrycznej? Bo właściwie są tylko trzy formy chorób psychicznych w psychiatrii. Mamy psychozy, mamy depresje, te endogenne i reaktywne i jeszcze mamy tych psychiatrów, którzy nie bardzo wiedzą, czego w ogóle chcą i wtedy mówimy o chorobie borderliner. I uważam, że to wszystko jest bardzo trudny temat...
- Cały dowcip polega na tym, że ja naturalnie osobiście, w ramach całego tego postȩpowania śledczego, też zostałem poddany badaniom psychiatrycznym. Oczywiście i u mnie stwierdzono „zaburzenie psychiczne“, a mianowicie „narcystyczne zaburzenie osobowości“. Na takie coś mówiłem jedynie: no cóż, z czymś takim człowiek na Zachodzie siȩ przecież rodzi...
- Acha... Jeszcze była na boku taka dość śmieszna sprawa, bo ja oczywiście chciałem przeczytać tą ekspertyzȩ; pomyślałem, że może być to interesujące, ale on nie chciał mi jej udostȩpnić. Powiedział do sȩdziów, do prokuratora i adwokata, że mógłbym być suicydalny po przeczytaniu jego ekspertyzy... Trzeba sobie wyobrazić taką implikacjȩ! Co w takiej głowie psychiatry może siȩ gnieżdzić? Tak, jakby on potrafił tam napisać coś tak wyjątkowo poruszającego, że posunȩłoby mnie to do samobójstwa. A to przecież wrȩcz absurdalne! Mnie to dosłownie bawiło. /.../
- Nie można całej tej historii zredukować tylko do mojej roli w Saksonii. To tylko jeden z rozdziałów. /.../ Co jest bardziej interesujące i bardziej wykwintne, czym w sumie nikt jeszcze siȩ poważnie nie zainteresował... Ja byłem przecież przewodniczącym Komitetu Komisji Weryfikacyjnej Saksońskiej Izby Lekarskiej i egzaminowałem lekarzy do specjalizacji. Ich świadectwa do dziś zawierają mój podpis „dr Postel, ordynator“ taki, a taki...
‑ I te egzaminy nie zostały później cofniȩte?
- Nie! Tylko ci ludzie, którzy oblali odwołali siȩ później. Trzech lekarzy tylko oblałem z uwagą, że powinni byli uwzglȩdnić prawo ochrony konsumenta i praca stała siȩ w ten sposób niedostateczna. Nie chodziło wtedy jednak o lekarzy specjalistów, chodziło wtedy o dodatkowy tytuł. To było konkretnie trzech internistów, którzy chcieli mieć dodatkowy tytuł „psychoterapeuta“, żeby móc robić analizy biograficzne, które przynoszą nieporównywalnie wiȩksze dochody, niż normalne, wiȩc oblałem ich, bo robili to tylko dla pieniȩdzy i uważałem, że to szajs. Dlatego oblałem ich zasłaniając siȩ właśnie nie uwzglȩdnieniem przez nich tych praw ochrony konsumenta; powiedziałem, że jest niedopracowane i żeby w domu jeszcze troche nad tym posiedzieli. Wtedy, na zewnątrz, zachowałem siȩ wobec nich po prostu arogancko. /.../
Moralne pytania... 19 stycznia 2007 roku w Marburgu Gerd Postel zapytany, czy manipulował ludźmi i czy wprowadzał innych w błąd, jako ordynator bez wykształcenia, powiedzial: „Manipulacja, która skierowana jest do wykorzystania na rzecz manipulowanych i przynosi im korzyści, jako przejaw ogólnej solidarności, jest przyzwoita, nie tylko usprawiedliwiona ale i wskazana. Jak odciągnȩ choćby jedną osobȩ od leczenia przez psychiatrȩ, na pewno już jej pomogłem. Czymże innym jest psychiatria, jak nie najgorszą manipulacją i – po czȩści przymusowym – ubezwłasnowalnianiem doprowadzonego do bezsilności człowieka? Należałoby postawić raczej pytanie, czy w ogóle jest coś takiego, jak choroba psychiczna i czy nie rozchodzi siȩ w tej diagnostyce o tworzenie lekarskich aktów jȩzykowych – dla utrzymania siȩ przy władzy. Diagnostyka psychiatryczna jest zawsze odgraniczaniem według banału: „ty jesteś chory, ale ja jestem zdrowy“. Kto wchodzi do gabinetu psychiatrycznego, ten traci suwerenność nad definiowaniem własnych uczuć. /.../ Ja tylko uwidoczniłem wprowadzanie w błąd i je unieważniłem. Przed psychiatrami trzymałem lustro, w którym wstrȩtnie wyglądali. Niezdolni i zakochani w sobie, czyli tacy, jakimi są, zaczȩli w to lustro uderzać, zamiast zacząć siȩ uczyć. Ale czy winne jest lustro, kiedy ja jestem wstrȩtny? Ach, pewnie nie ma już żadnej zarozumiałości psychiatrów, psychoterapeutów i psychologów, której bym nie zranił. Naturalnie nie wolno okłamywać dobrych ludzi, ale oszukiwanie oszustów już zawsze było spryciarstwem słabych wobec silnych, jako jedna z najpiȩkniejszych gier. Również nie każda kłamliwa wypowiedź ma zarozumiałą (/próżną) jakość kłamstwa. Czasami trzeba prawdzie pomóc zmyłką, aby mogła wyjść na jaw.“
22 lutego 2008 roku pojawiła siȩ w „Hannoversche Allgemeine Zeitung“ relacja z innego spotkania z Gertem Postelem, na którym jeden z dziennikarzy zadał pytanie: „Nie bał siȩ pan, że swoją niewiedzą zaszkodzi pan jakiemuś pacjentowi?“. „Pytanie to zawiera implikacjȩ“ – odpowiedział Postel – „jakoby psychiatrzy mieli jakąś wiedzȩ fachową“ i stwierdził, że „diagnozy psychiatryczne są czȩsto formą socjalnego morderstwa“...
Dzisiaj 51-letni Gert Postel za jego zdemaskowanie praktyk psychiatrycznych jest szanowaną i popularną osobą nie tylko w krȩgach intelektualnych, gdzie podkreśla siȩ aspekt niskiej szkodliwości społecznej jego „przestȩpstwa“ i mówi wrȩcz o zasługach, wciąż przypominając 86‑procentowy spadek internacji przymusowych, ale przede wszystkim wśród aktywistów i sympatyków ruchów, wystȩpujących przeciwko psychiatrii. Jedynie sami psychiatrzy nie podejmują tematu tej znanej afery, uparcie odpowiadając formułką: „Z tego co wiemy, to osoba uznana przez sąd, jako przestȩpca...“
Postel angażuje siȩ na rzecz ofiar psychiatrii, patronuje społecznemu ruchowi „Ogólnoniemieckiej Grupy Roboczej Osób Doświadczonych Psychiatrią“ (Bundesarbeitsgemeinschaft Psychiatrie-Erfahrener e.V. /= zrzeszenie zarejestrowane/), ma swój oficjalny fun-club i prowadzi renomowaną restauracjȩ w Lipsku, w której spotyka siȩ tzw. śmietanka towarzyska miasta. Brak wpływu na oficjalną psychiatriȩ zrekompensował sobie, stając siȩ głównym akcjonariuszem prywatnej kliniki psychiatrycznej.