http://www.mises.pl/180/180/
Mateusz Machaj:
Mity standardu złota
Przez standard złota można rozumieć wiele rzeczy. Dzięki coraz szybszemu rozprzestrzenianiu się Internetu ludzie zaczynają docierać do alternatywnych w stosunku do głównego nurtu teorii monetarnych. Okazuje się, że słuszna teoria może być inna niż prezentowana przez Johna Maynarda Keynesa, Miltona Friedmana, czy innych championów rządowych interwencji monetarnych.
Wraz z powrotem debaty, jako argumenty przeciw standardowi złota powstają ze swych grobów stare mity na jego temat. Zanim jednak zajmiemy się ich analizą, warto przypomnieć, czym ów system jest, a czym nie jest.
Kiedy ekonomiści austriaccy mówią o standardzie złota, nie mają na myśli systemu, mówiąc terminologią hayekowską, “konstruktywistycznego”. Nie chodzi o to, aby rząd w jakikolwiek sposób wymuszał prawa legalnego środka płatniczego, zakazując ludziom używania takich pieniędzy, które są dla nich najwygodniejsze. Chodzi o rzecz zupełnie przeciwną. Debata “standard złota kontra alternatywa” nie jest debatą o wybranym, konkretnym środku płatniczym – jest debatą zdecydowanie poważniejszą. Debatą, której nazwa powinna brzmieć: “Rząd czy rynek?”.
Standard złota nie jest żadną teoretyczną konstrukcją. Standard złota jest po prostu zjawiskiem historycznym. “Standard złota” to określenie faktu rozwinięcia się w pewnych warunkach z barteru systemu pieniężnego, w którym funkcję środka wymiany pełnił konkretny towar – złoto. Jest to po prostu pewne wydarzenie, które kiedyś zaszło. To tyle na ten temat.
Czym innym niż historią natomiast jest analiza teoretyczna rynku pieniężnego. Ekonomia to nauka teoretyczna, która przedstawia nam pewne implikacje działań ludzi. Dotyczy to również organizacji rynku pieniężnego. Ekonomia nie ma na celu zalecać, czy dany towar powinien bądź nie powinien być obrany za pieniądz. Nie zajmuje się również przewidywaniem, ponieważ ludzkie działanie jest, w sensie nauk fizycznych, nieprzewidywalne (chociaż można je, często skutecznie, próbować antycypować). Ekonomia najzwyczajniej w świecie opisuje pewne fakty związane z tym, że gospodarka opiera się na jakimś reżymie monetarnym i tego stanu konsekwencje.
Kiedy teoretycy mówią o standardzie złota, zazwyczaj mają na myśli pieniądz wybrany dla dobrowolnie zawieranych transakcji – pieniądz wolnorynkowy, nienarzucany odgórnie przez instytucje państwowe. Piszę “zazwyczaj”, ponieważ zdarzają się ekonomiści (np. mający polskie korzenie znakomity ekonomista Michał Heilperin), którzy uznają, że standard złota należy jakoś społeczeństwu narzucić. Określenie monetarnego systemu wolnorynkowego “standardem złota” wynika z tego, że taki pieniądz po wielu latach funkcjonowania rozpowszechnił się na całym świecie. Co więcej, jest wielce prawdopodobne, że po denacjonalizacji pieniądza to właśnie złoto królowałoby dalej na rynku pieniężnym. Oprócz złota mogą na takim rynku funkcjonować również i inne rodzaje pieniądza. Nikt nie zabrania ludziom używać do wymiany srebra, żelaza, diamentów, soli, czy jakiegokolwiek innego towaru. Wszystko opiera się tu po prostu na dobrowolnych transakcjach.
Zatem ekonomiści ze szkoły austriackiej mówiąc o “standardzie złota” mają naturalnie na myśli system, w którym ludzie nawiązują między sobą dobrowolne transakcje i sami określają środek wymiany.
Dla dalszej dyskusji przydatny będzie zwięzły opis systemu bankowości w takiej strukturze. Sprawą podstawową jest spostrzeżenie, iż wolny rynek opiera się na właściwym rozpoznaniu tytułów własności. Każdy suwerenny właściciel dysponuje posiadanymi przez siebie środkami, i tylko i wyłącznie od jego decyzji zależy, co się z jego własnością stanie. W takiej sytuacji jest niedopuszczalne, aby ktokolwiek naruszał prawowite tytuły własności – niezależnie od tego, jak przekonywający powód swojego działania będzie w stanie podać. Czy wybierze “stymulowanie popytu”, “rozwój przedsiębiorczości”, “uelastycznienie podaży pieniądza” czy “zwiększenie inwestycji”, to absolutnie nie będzie miało znaczenia, ponieważ o zasobach decydują prawowici ich właściciele.
Dla przykładu powiedzmy, że mam w domu telewizor, a między godziną 8 a 17 pracuję w jakiejś firmie. To, że między 8 a 17 telewizor nie jest bezpośrednio “używany” nie zmienia ani trochę mojego tytułu własności do niego. Telewizor pozostaje w moim domu, ponieważ ja jestem jego właścicielem i taka jest moja decyzja. Nie interesują mnie (jeśli nie zdecyduję inaczej) w tym wypadku czyjeś tłumaczenia: “mógłbym w tym czasie z tego telewizora korzystać, skoro nikt go nie używa”. Telewizor jest moją własnością, którą w danej chwili jako zasób zatrudniłem zgodnie z moimi preferencjami (wszystkie zasoby są w jakimś sensie w każdej chwili jakoś “używane”). Pozbawienie mnie prawa własności do telewizora między 8 a 17 nie zwiększy dobrobytu społecznego. Doprowadzić może jedynie do zmniejszenia mojej użyteczności na rzecz zwiększenia użyteczności innej osoby. Co ekonomista może w tej sytuacji powiedzieć na temat dobrobytu społecznego ogółem? Ponieważ w ekonomii użyteczność jest subiektywna i niemierzalna, nie może powiedzieć prawie nic. Co więcej, gdyby stwierdził, że takie podejście jest dobre, to zaangażuje się w analizę etyczną, która już nie jest przedmiotem czystych badań ekonomicznych.
Nie trzeba nikogo specjalnie przekonywać, że pozbawienie mnie telewizora będzie naruszeniem mojego prawa własności. To samo dotyczy wszystkich innych rzadkich środków, które w danej chwili są przez kogoś posiadane. Obojętnie, czy są to mieszkania, w których nikogo nie ma, papierosy, których ktoś nie pali, książki, których nikt nie czyta, samochody, którymi nikt nie jeździ, czy też pieniądze, których nikt nie wydaje. Dla systemu wolnorynkowego rozpoznanie prawowitych tytułów własności jest naturalne. Własność nie rodzi się jako produkt konkretnego sposobu wykorzystania własności. Nie jesteśmy właścicielami telewizora dlatego, że oglądamy jakieś konkretne kanały, albo dlatego, że w danym czasie z niego korzystamy, lecz dlatego, że prawowicie go nabyliśmy i naszą sprawą jest, co będziemy z nim robić (jeśli oczywiście nie rozbijemy go komuś na głowie).
Każdy sektor potrzebuje prawowitego rozpoznania tytułów własności. Nie inaczej jest w przypadku pieniądza i bankowości. Powiedzmy, że jakaś instytucja wypłaca banknoty w zamian za zdeponowane w niej złoto (lub jakiś inny rzadki towar pełniący funkcję pieniądza). Banknoty te są potwierdzeniem zawarcia umowy, zgodnie z którą złoto może zostać w każdej chwili wypłacone “na żądanie”, a instytucja, z którą taki kontrakt zawarliśmy, jedynie przechowuje nasze pieniądze. Wynika stąd jasno, że jeśli tytuł własności do złota nie został przekazany tejże instytucji finansowej, to możemy łatwo wskazać właściciela takiego pieniądza-towaru – jest nim osoba, która tenże pieniądz zdeponowała.
Nic więc dziwnego, że w systemie poszanowania prawa własności taka bankowość powinna się opierać na “stuprocentowych rezerwach”. Nie ma w tym nic niezwykłego. Jeśli instytucja finansowa, która przetrzymuje zdeponowane pieniądze, nie zamierza trzymać ich w magazynie, lecz przekazać je komuś w postaci kredytu, to nie ma absolutnie żadnej przeszkody, by tak się stało. Wtedy instytucja taka po prostu określa, że przejmuje złoto w swoje posiadanie na określonych warunkach i na przykład zapisuje w umowie, że banknot nie jest wypłacalny na żądanie, lecz jest aktywem, które wypłacone zostanie powiedzmy za rok, lub też na określonych warunkach itd.
Mamy zatem do czynienia ze ścisłym odróżnieniem funkcji magazynowania od funkcji pośrednictwa kredytowego. W pierwszym przypadku bank po prostu przetrzymuje nie swoje złoto i ułatwia posługiwanie się nim w transakcjach (wygodniej nieraz mieć tytuł do własności i nim się posługiwać niż bezpośrednio towarem). W drugim przypadku bank przejmuje złoto od klienta i zaczyna nim dysponować na pewnych warunkach (np. określa w umowie, że w zamian za to złoto wypłaci w przyszłości o 5% złota więcej).
Tak właśnie w skrócie wygląda standard złota. Przejdźmy teraz do niektórych narosłych wokół niego mitów oraz kilku obiekcji przeciw temu reżymowi monetarnemu wysuwanych; zarówno naukowych jak również amatorskich.
1.“Standard złota jest szkodliwy, ponieważ ceny przy nim spadają.” Niewątpliwie wzrost podaży pieniądza przy systemie wolnorynkowym jest zazwyczaj mniejszy (ale nie zawsze tak było – przypomnijmy sobie choćby czasy gorączki złota) niż wzrost gospodarczy (procentowo). Oznacza to, że średnio wszystkie ceny na rynku będą spadać wraz z systematycznym wzrostem siły nabywczej pieniądza. Trudno jednak taki wzrost siły pieniądza nazywać szkodliwym. Jest to raczej rzecz korzystna, że towar pełniący funkcję pieniądza staje się coraz więcej warty. Wynika to z naturalnej tendencji gospodarki do rozwoju i wzrostu płac realnych. Istotą poprawy dobrobytu jest fakt, że własność ludzi zyskuje na wartości – że stopniowo można za te własność nabyć więcej dóbr, zaspokoić więcej potrzeb.
2.“Spadające ceny sprawiają, że nieopłacalne stają się inwestycje.” Ten mit wynika z niezrozumienia mechanizmu przedsiębiorczości. To, co sprawia, że gospodarka funkcjonuje skutecznie i zaspokaja potrzeby ludzi to generowany dzięki istnieniu własności prywatnej system cenowy dający podział pracy. Dzięki niemu właśnie przedsiębiorcy zgłaszają popyt na czynniki produkcji w zależności od antycypowanego popytu konsumentów. Opłacalność inwestycji i produkcji nie zależy ostatecznie od jakiegoś końcowego poziomu cen, lub też od tego, czy ceny spadają, czy rosną. Opłacalność inwestycji zależy od różnic pomiędzy cenami. Od rozdźwięku między kosztami a przychodami. Ogólna siła nabywcza pieniądza i spadające ceny dóbr konsumpcyjnych nie grają tu kluczowej roli.
3.“Złoto nie jest stabilne, ponieważ jego cena w dolarach się często waha.” Ta obiekcja wynika z niezrozumienia zakresu stosowania złota i tego, jakie funkcje pełni. Dzisiaj złoto stosowane jest jako środek ochronny przeciwko inflacji dolara i spadku jego siły nabywczej. Dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że ludzie traktują złoto jako korzystny towar chroniący ich mienie – stąd też jego wahania skorelowane odwrotnie z dolarem. Przeciwnicy złota często zwracają uwagę, że na początku lat 80 złoto potrafiło kosztować około 800 dolarów za uncję, a potem spaść do około 200. Zapominają jednak dodać, że nagły wzrost ceny złota był powodowany antycypacją przywrócenia standardu złota (rynek tego oczekiwał). Taki skok ceny był wobec tego jak najbardziej naturalny. Dzisiaj złoto ma zastosowanie w przemyśle oraz chroni przed wahaniami waluty, wobec czego jego cena wynosi kilkaset dolarów. Tymczasem, jeśliby przywrócić standard złota, to “cena” jednej uncji wynosiłaby prawdopodobnie ponad 2000 dolarów. Po prostu, jeśli popatrzymy na “rzeczywistą podaż pieniądza” i porównamy ją z rezerwami złota, to za uncję wypłacano by właśnie tyle dolarów. Należy także dodać, że kiedy jakiś towar staje się coraz bardziej niespecyficzny, czyli stosowany w większej liczbie sektorów (tak jest z pieniądzem i byłoby ze złotem przy standardzie), to normalne jest, że jego cena jest mniej podatna na wahania niż dla innych towarów. Oznacza to, że po przywróceniu standardu złoto zyskałoby bardzo na stabilności. Nie mówiąc o tym, że przy standardzie złota, kruszec nie zmienia swojej relacji do waluty, tylko występuje między nim a banknotem sztywna relacja – określona wypłacalność.
4.“Złoto nie jest stabilne, ponieważ nie nadąża za gospodarką i wzrostem produkcji.” Ten mit, podobnie jak większość innych, wynika z niezrozumienia natury wzrostu gospodarczego i pieniądza w ogóle. Wzrost objawia się większą liczbą towarów i usług. Towarów i usług, które są heterogeniczne, niesprowadzalne do jednej jednostki obliczeniowej. Powiedzmy, że w całym roku mamy 10 samochodów więcej, 50 kubków więcej, 80 wiertarek więcej. Co z tego? Jak można stwierdzić, że jakaś fizyczna ilość pieniądza ma “podążać” za tym? Odpowiedź jest prosta: nie można. Stwierdzenie, że pieniądz może za tym “podążać” jest po prostu mylącą przenośnią (sami monetaryści, zwolennicy tego podejścia, stosują tutaj sprytną sztuczkę, która zaciemnia problem, ale go nie rozwiązuje – sprowadzają te towary i usługi… do pieniądza i uśrednianej statystyki; tym sposobem mamy sytuację, gdzie pieniądz ma podążać za… pieniądzem).<
5.“Złoto jest nieefektywne, ponieważ popyt globalny jest mniejszy niż mógłby być, co skutkuje niższym zatrudnieniem, produkcją” itd. Ten błąd swe źródło wywodzi od klasyków teorii podkonsumpcji takich jak Gesell, Marx, Hobson, Rodbertus, Malthus, Keynes etc. Tymczasem w systemie kapitalistycznym, jak wskazywał Say, nie ma żadnego problemu niedoboru popytu. O wielkości rynków zawsze decyduje system cenowy, który zależy od prywatnych właścicieli. Popyt jest całkowicie zależny od danej struktury cenowej, która nie jest sztywna i zawsze może się odpowiednio dostosować do aktualnego stanu rynku, niezależnie od fizycznej ilości jakiegokolwiek zasobu.
6.“Złoto jest złe, ponieważ stymuluje ludzi do tego, aby chowali pieniądz do kieszeni i nie wydawali go.” Trudno nazwać takie zachowanie “złym”. Jeśli ludzie decydują się nie wydawać pieniądza, to oznacza po prostu, że zwiększają swój popyt na pieniądz i nie chcą go wydawać. Rezultatem tego jest presja na spadek cen. Jeśli sprzedawcy chcą, żeby ludzie nie chowali pieniądza, lecz go wydawali, wystarczy, że ich do tego zachęcą np. obniżką cen. Wtedy popyt na pieniądz zostanie zmniejszony i ludzie zaczną go ponownie wydawać. Zresztą o to właśnie chodzi ludziom niewydającym pieniędzy – wywołać presję na spadek cen. Skoro konsumenci nie kupują przy określonych cenach, to oznacza, że nie akceptują tychże cen i oczekują niższych. Nie ma w tym nic niezwykłego ani tajemniczego.
7.“Ceny mogą spaść, ale spowodują nieopłacalność inwestycji, ponieważ koszty, które ponieśli wcześniej przedsiębiorcy będą wyższe niż wpływy przy niższych cenach.” Tak być może – ale pozostaje pytanie: kto kazał przedsiębiorcom tak te koszty podbijać? Funkcjonowanie na rynku opiera się na przewidywaniu przyszłości w świecie niepewnym. Jeśli przedsiębiorcy podbiją za bardzo koszty w stosunku do przyszłego popytu konsumentów, to popełnią błędy, które objawią się w przyszłości stratami. Każde zachowanie na rynku można próbować przewidywać. Dotyczy to każdego rynku, także rynku pieniężnego. Jeśli przedsiębiorcy oczekują spadku cen i niższej opłacalności, to po prostu nie powinni przy danych kosztach podejmować inwestycji. Tym sposobem wywołają na rynkach produkcji dokładnie taki sam efekt jak konsumenci chowający pieniądz: uruchomią presję na spadek cen środków produkcji, co z kolei będzie zachęcać do podejmowania inwestycji
8.“Dzięki państwowemu pieniądzowi i ‘rezerwom cząstkowym’ można zwiększać jego podaż i poprawiać rynek.” Jest to naiwny mit wynikający ze złudzenia, że zwiększenie ilości tytułów własności do realnej własności może przynieść dobrobyt. Jeśli wyprodukujemy nową liczbę cegieł, to rzeczywiście dobrobyt wzrośnie, ponieważ mamy więcej środków produkcji. Jeśli jednak wyemitujemy dodatkowe tytuły własności do istniejących już cegieł, to dobrobyt będzie tylko pozornie większy. Chociaż teoretycznie będzie więcej cegieł, to tak naprawdę będzie to tylko iluzja. I jeśli ludzie nie zdadzą sobie sprawy z tego, że jest to iluzja, to zaczną popełniać błędy i podejmować się realizacji procesów produkcyjnych, które nie będą mogły zostać skończone, np. kontraktować budowę domów z nieistniejących cegieł. Emisja dodatkowych tytułów własności do istniejącej własności może tylko przynieść efekty redystrybucyjne (od jednych ludzi do drugich), a także zwiększyć niepewność na rynku, wprowadzając w błąd jego uczestników.
9.“Standard złota nie przeciwdziała odkrywaniu nowych pieniędzy, co wpływa rynek, zmieniając go.” Naturalnie. Produkcja złota nie różni się niczym od produkcji wszystkich innych towarów na wolnym rynku. Istnieje jednak zasadnicza różnica między pojawieniem się na rynku nowych bułek na skutek wzrostu ich produkcji a wypuszczeniem na rynek dodatkowych tytułów własności do już istniejących bułek. Jeśli na rynku pojawia się więcej telewizorów, to niewątpliwie wpłynie to na spadek ich ceny. Wpłynie to nieuchronnie na wartość pieniężną bogactwa wielu ludzi – ale nie ma tutaj łamania praw własności i wprowadzania w błąd kogokolwiek w kwestii tego, co rzeczywiście posiada. Zmiany cenowe to naturalne zjawisko. Natomiast produkowanie dodatkowych tytułów własności do istniejących już telewizorów musi oznaczać inwazję na bogactwo ludzi, wprowadzającą zamieszanie w kwestii tego, kto co posiada. Nie ma tutaj “prospołecznego” działania – jest tylko redystrybucja od jednych do drugich, a także wzrost niepewności rynkowej (co na przykład wpływa niekorzystnie na inwestycje). Przy naturalnym wydobyciu nowego złota to zjawisko nie występuje.
10.“Standard złota jest zbyt kosztowny.” To stwierdzenie, podobnie jak inne błędy, wynika z mentalnego cofnięcia ekonomii w rozwoju do czasów sprzed lat siedemdziesiątych wieku dziewiętnastego. Koszt jest koncepcją o charakterze alternatywnym. Każde działanie ma pewne koszty. Jeśli zostawiam między 8 godziną a 17 telewizor w domu, to zawsze z tym wiążą się jakieś koszty. Każde działanie jest wyborem pewnej możliwości. Jeśli kupuję telewizor, to jego kosztem są te pieniądze, które mogły zostać w mojej kieszeni. Koszt w tym ujęciu jest koncepcją o charakterze alternatywnym; jest subiektywistyczny, niemierzalny i zależny od działającego prywatnego właściciela.
11.“Standard złota marnotrawi środki, bo stymuluje do alokowania środków w jego wydobycie.” Ten mit był szeroko propagowany przez profesora Miltona Friedmana. Produkcja każdego towaru na rynku wymaga zastosowania do tego środków, a ponieważ pieniądz jest towarem, to nic dziwnego, że ta zasada dotyczy także i jego. Po drugie, złoto jest wydobywane niezależnie od tego, czy mamy standard złota, czy nie (i na przykład antycypowanie inflacji państwowego pieniądza może do tego bardzo zachęcić; o cenie złota decyduje nie tylko wykorzystanie przemysłowe). Po trzecie, zadać sobie trzeba pytanie: Dlaczego fakt zużywania środków ma uzasadniać odrzucenie rynku i wprowadzenie państwowego reżymu? Budowa i sprzedaż rowerów także wymagają środków, lecz czy znaczy to, że powinniśmy znacjonalizować ich produkcję? Po czwarte, wydobycie złota za pomocą kosztownych środków jest jego zaletą, nie wadą. Dzięki temu, że złoto trudno uzyskać, stało się ono pieniądzem. Gdyby można było po nie sięgnąć odkręcając wodę w kranie, to jego podaż mogłaby być dowolnie zwiększania, co by oznaczało jego całkowite wyparcie z rynku i zastąpienie innym towarem. Po piąte, kiedy analizujemy dany system, zawsze musimy mieć świadomość alternatywy. Wprowadzenie państwowego reżymu, finansującego za pomocą waluty rozrost aparatu władzy, niesie za sobą poważne “koszty społeczne”, które także należy uwzględnić w analizie. Po szóste, jak ktoś dobrze kiedyś zaznaczył środki zużywane na standard złota można porównać do środków zużywanych na budowę zamków w drzwiach. Pierwsze chroni przed rabunkową inflacją, podobnie jak drugie przed złodziejami.
12.“Przy standardzie złota wartość pieniądza jest tak wysoka, że ciężko używać go do mniejszych transakcji.” Jeśli tak jest, to nikt nie broni używać monet zdawkowych albo innego pieniądza przy mniejszych wymianach.
13.“Stuprocentowe rezerwy wymagają interwencji państwa.” Jest dokładnie odwrotnie. Ekspansja kredytowa i rezerwy cząstkowe wymagają ciągłej interwencji państwa. Stworzenia odpowiedniego systemu prawnego, umożliwiającego naruszanie praw własności, uchwalania prawa legalnego środka płatniczego, przyznawania “wakacji bankowych”, tworzenia instytucji banku centralnego etc.
14.“W okresie panowania standardu złota też występowały kryzysy.” Kryzysy są zawsze skutkiem błędów popełnianych przez przedsiębiorców. Pytanie jednak brzmi jaki system sprzyja minimalizacji kryzysów? Odpowiedź jest prosta: system, w którym rzadkie środki są posiadane przez prywatnych właścicieli. Dzięki temu mogą wybierać pieniądz, który ich zdaniem spełnia najkorzystniej funkcje środka wymiany (samo złot też nie było “idealne” – musimy jednak pamiętać, że nas interesują realne wybory i realne alternatywy: “rząd czy rynek?”). Historycznie ludzie wybierali złoto, ponieważ było ono dla nich najlepsze w tym zakresie. W czasach tak zwanego “klasycznego standardu złota” dochodziło do kryzysów i systematycznych wahań, lecz było to powodowane nie samą złotą walutą, lecz “rezerwami cząstkowymi”, czyli brakiem pełnego standardu złota i co za tym idzie również poszanowania praw własności.
15.“Standard złota spowodował Kryzys 1929, czego dowodem był wysoki wzrost wartości kruszcu uniemożliwiający przywrócenie wysokiego zatrudnienia i produkcji.” Ten mit wynika z pomieszania związku przyczynowo-skutkowego. Kryzys 1929 był spowodowany ekspansją kredytową lat 20. tegoż stulecia, niepokrytą napływem nowego kruszcu na rynek – stymulowało to wiele nowych inwestycji, które brały się z druku pieniądza i zafałszowanej obniżki stopy procentowej. Po 1929 cena złota wzrosła, ponieważ właśnie ono było pieniądzem, nie rezerwy cząstkowe. Jeśli ludzie w końcu odkrywają, że prawdziwych zasobów jest mniej niż tytułów własności do nich, to nic dziwnego, że owe zasoby zyskują na wartości w porównaniu do wartości samych tytułów własności, które zaczynają się okazywać pustymi.
16.“Złoto przegrało konkurencję z papierem i dlatego jest gorsze.” Trudno o bardziej absurdalny argument. Jego nonsens dorównuje twierdzeniu “gułag wygrał konkurencję z wolnością”. Złoto nie przegrało żadnej konkurencji, tylko zostało wyparte za pomocą mechanizmów przymusu, charakterystycznych dla każdego interwencjonizmu państwowego.
17.“W systemie standardu złota, przy ’stuprocentowych’ rezerwach, system bankowy przestałby działać.” Przy standardzie złota banki dalej mogą pobierać pieniądze od ludzi. Nikt tego nie broni – wystarczy, że przekonają swoich klientów, że opłacalne jest u nich lokowanie majątku. Mogą albo emitować jakieś terminowe papiery (kilkuletnie, roczne, miesięczne, czy nawet tygodniowe) i w zamian za określoną ilość kruszcu oferować w przyszłości zysk z procentem. Mogą także spełniać funkcje magazynowania i przechowywać permanentnie złoto za opłatą. Jeśli przy tej drugiej funkcji będzie mniej klientów, nie oznacza to nic jak innego jak tyle, że ludzie nie są zainteresowani taką usługą. Nie ma powodu, aby przyznawać jakiemukolwiek sektorowi prawo do naruszania tytułów własności tylko dlatego, że jego opłacalność spada.
18.“Standard złota może się skończyć szybko, jeśli ludzie odkryją, że można łatwo produkować złoto” (np. z wody). Oczywiście, że tak. Wtedy złoto zostałoby szybko, nawet błyskawicznie, wyparte z obiegu rynkowego. Pamiętajmy jednak, że debata o standardzie złota, to nie debata “złoto kontra X” (gdzie “X” to jakiś pieniądz), lecz debata “wolność czy przymus”. Teoria ekonomii nic nam nie mówi o tym, jaki towar będzie pieniądzem. Teoria ukazuje nam tylko pewne cechy określonych rynków pieniężnych.
19.“Przywrócenie standardu złota oznaczałoby straszny chaos na rynkach finansowych”. Nie jest to prawda. Wprowadzenie standardu złota oznaczałoby zakończenie nieszczęsnych płynnych kursów walutowych i przywrócenie stabilności rynku pieniężnego (ponieważ za każdą walutę wypłacałoby określone ilości kruszcu).
20.“Przywrócenie standardu złota jest niemożliwe przy obecnym systemie”. Jest możliwe i jest kilka propozycji jak tego dokonać. Każda z nich ma swoje wady i zalety. Wymaga to jednak dokładniejszej analizy, która zdecydowanie wykracza poza ten tekst.
21“Wprowadzenie standardu złota oznaczałoby uderzenie w niektóre inwestycje”. Niewątpliwie. Tak samo zniesienie biurokracji, obniżka podatków, wprowadzenie swobody prowadzenia działalności – wszystkie te zmiany z pewnością odbiłyby się na jakichś jednostkach “negatywnie”. Ale to nie jest argument przeciw tym zmianom.
Oczywiście mitów standardu złota i obiekcji wobec niego jest więcej, a tutejsze omówienie jest tylko krótką odpowiedzią na często popełniane błędy. Wolny rynek pieniądza wymaga systematycznej obrony, która jest do odnalezienia w bardziej dokładnych pracach austriackich ekonomistów.
Mateusz Machaj
mateusz.machaj@mises.pl