Otrzymałem na meila:
Idee: Rząd światowy - mit czy rzeczywistość?
Marcin Masny
Powraca koncepcja, którą – wobec powszechnej odrazy do hasła „rządu
światowego” – w latach 80. ochrzczono dziwacznym terminem global
governance. Barack Obama ma być patronem tego projektu.
Zgodnie z prześmiewczym doniesieniem Ryszarda Czarneckiego w „Gazecie
Polskiej”, Lech Wałęsa na posiedzeniu Rady Mędrców Unii Europejskiej na
początku grudnia zaproponował powrót do idei rządu światowego. Wbrew
opinii Czarneckiego, nie jest to indywidualny wyskok byłego spawacza ze stoczni.
Ów spawacz jest bowiem od 1991 roku rycerzem Imperium Brytyjskiego i –
jak sądzę – ktoś nad nim czuwa. Multilateralizm istotnie powraca, a
centrum decyzyjne wielobiegunowego (czy – jak niektórzy obecnie mówią –
„bezbiegunowego”) świata miałoby zostać wyemancypowane z dotychczasowego
uniwersum suwerenności narodowych. Jest to powrót idei przejściowo
triumfującej w latach 40. i 60. XX wieku.
Wałęsa zatem nie „wyskoczył jak Filip z Konopi”. Grupa
„Zarządzanie Globalną Niepewnością” (MGI) sporządziła dla think tanku Brookings
„Plan Działania” z podtytułem „Nowa Era Międzynarodowej Współpracy
dla Zmienionego Świata: 2009, 2010 i dalej”. Szefem Brookings Institution
jest Strobe Talbott, jeden z architektów demontażu imperium sowieckiego.
W projekcie, jako patroni, uczestniczyły największe nazwiska strategii
amerykańskiej, głównie z epoki
Billa Clintona, ale nie tylko. Wśród sponsorów Jest Fundacja Bertelsmanna
i Fundusz Braci Rockefellerów. Plan MGI jest głównym elementem koncepcji,
której patronować ma nowy prezydent USA. Inne elementy tego programu też
są prezentowane na stronie
www.brookings.edu.
Cztery ścieżki
Program składa się z czterech ścieżek (tracks). Pierwsza miałaby
odbudować wiarygodne amerykańskie przywództwo. Kluczowa jest tu
„wiarygodność”, której miało zabraknąć w okresie rządów Busha młodszego.
Wiarygodność ma zachęcić partnerów Ameryki do włączenia się w program.
Ścieżka druga miałaby odtworzyć żywotność instytucji
międzynarodowych. Tekst wymienia G-8 i Radę Bezpieczeństwa ONZ. Wzywa też do powołania
Grupy-16 (w odróżnieniu od obradującej w listopadzie Grupy-20), która poza
dotychczasowymi członkami G-8 objęłaby Brazylię, Chiny, Indie, RPA i
Meksyk. Trzy państwa miałyby zostać prawdopodobnie wybrane z czwórki:
Indonezja, Turcja, Egipt i Nigeria. Oznaczałoby to zapewne wykluczenie z decyzji
Unii Europejskiej jako całości (reprezentowanej w G-20).
G-16 byłaby forum decyzji o składzie Rady Bezpieczeństwa. W rozszerzonej
z 15 do 21 miejsc Radzie Bezpieczeństwa dysponenci weta mieliby się go
dobrowolnie wyrzec według niejasnych jeszcze kryteriów. Ścieżka trzecia
miałaby wzmocnić współpracę międzynarodową i instytucje międzynarodowe w
zarządzaniu kluczowymi ryzykami światowymi. Dwa pierwsze zagrożenia dla
świata według tego programu to: „zmiana klimatu” w wyniku stosowania paliw
kopalnych oraz użycie broni jądrowej przez „niepowołane podmioty”.
Miałoby to pociągać za sobą redukcję arsenałów atomowych USA i Rosji. Ta
ścieżka zawiera propozycję utworzenia 50-tysięcznych sił pokojowych (i
20-tysięcznej policji) oraz
zgromadzenia 2-miliardowego funduszu pokojowego.
Światowa armia pochodziłaby z kontyngentów państw Grupy-16. Gideon
Rachman w „Financial Times”
opisał tę propozycję jako powołanie rządu światowego z własną armią
wyłączoną spod suwerenności państw delegujących swych żołnierzy.
Instytucją zarządzającą globalną polityką tego rządu miałby być
„Wysoki Komisarz ONZ do spraw tworzenia zdolności antyterrorystycznych”.
Ścieżka czwarta sprowadza się do umiędzynarodowienia odpowiedzi na
obecny kryzys z akcentem na „rozszerzony Bliski i Środkowy Wschód”. W
programie pojawia się pojęcie „odpowiedzialnej suwerenności”.
„Przywiązanie do tradycyjnej suwerenności” – czytamy bowiem – „nie zdołało
wytworzyć pokoju i pomyślności”.
Polska w elitarnym klubie?
Zespół Talbotta, komentując 9 grudnia listopadowy szczyt G-20, wyjaśnia
więcej. G-7 – jak czytamy
– już nie działa. W odróżnieniu od cytowanego wyżej dokumentu, w
nowym tekście o G-8 (z udziałem
Rosji) nie ma nawet wzmianki. Wielobiegunowy świat pod przywództwem
Obamowskiej Ameryki ma zatem przyjąć nową, elitarną platformę zarządzania
„zagrożeniami ponadnarodowymi” z „ociepleniem klimatu” na czele.
Tą platformą ma być G-16, czyli rozbudowane G-8. Takie czy inne ścieżki
dojścia do rządu światowego będą niewątpliwie testowane w czasie
depresji globalnej. Wykoncypowane przez Talbotta G-16 nie funkcjonuje. Ale przy
wykorzystaniu mechanizmu G-20 z wielkim trudem promotorzy projektu mogą
popchnąć do przodu koncepcję planowanego rządu światowego, dobranego według
chwilowych kryteriów spolegliwości wobec jego autorów. Zapewne i z tego
względu nabiera rumieńców G-20.
Prezydent Lech Kaczyński słusznie zwracał uwagę na racje przemawiające
za udziałem Polski w tym gremium. Czytał bowiem zapewne w połowie
listopada raport, który zaleca takie rozwiązanie. Otrzymał go premier Donald Tusk.
Ci, którzy chcą zwalczać globalistyczne zakusy, powinni być bliżej
centrum wydarzeń.