W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Uwaga! Znajdujesz się w jednej z sekcji autorskich forum.
Administracja forum nie ponosi odpowiedzialności za ewentualną cenzurę w tym wątku.
Moderatorem tego tematu jest jego założyciel czyli autor pierwszego posta.

średniowiecze - raj utracony  
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
13 głosów
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Autorskie Odsłon: 12302
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
jabba




Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1186
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 13:59, 01 Cze '09   Temat postu: średniowiecze - raj utracony Odpowiedz z cytatem

Epoka trwająca od upadku Cesarstwa Rzymskiego (476 r.) do odkrycia Ameryki (1492 r.)
jest nazywana średniowieczem. Jednak często spotyka się inne, wywodzące się z Oświecenia
określenie – „wieki ciemne”. Nawet i dziś nierzadko mówimy „jak w średniowieczu”
by zobrazować zacofanie. Czy ta ponad tysiącletnia epoka zasługuje na tak surowy osąd?

Autorem pojęcia „wieki ciemne” był Franciszek Petrarka, średniowieczny poeta pochodzący
z Italii. Zapatrzony w osiągnięcia starożytnych, uważał 900 lat od upadku Rzymu do swoich
czasów za okres stagnacji i ciemności. Czasy reformacji (XVI – XVII w.) deprecjonowały
rolę instytucji Kościoła katolickiego, niezwykle potężnego w średniowiecznej Europie,
jako skorumpowanego i zepsutego. Również oświeceniowi myśliciele krytykowali średniowiecze,
w czym przodowali Kant i Voltaire. Dopiero początek XIX wieku i epoka romantyzmu
przyczyniły się do odwrócenia negatywnej opinii o wiekach średnich.

Średniowiecze krytykowano jako epokę upadku kultury i cywilizacji i regres we wszystkich
niemal dziedzinach w porównaniu ze starożytnością. Upadek roli i znaczenia miast,
zmniejszenie wymiany handlowej, zwłaszcza na szlakach śródziemnomorskich, regres
architektury, w tym brak kanalizacji w miastach to tylko niektóre z zarzutów najczęściej
formułowanych wobec tej epoki. Podobnie brak wykształcenia, zacofanie i wiara w zabobony
Ale wszystkie liczące się uniwersytety, Uniwersytety na których zaszczytem jest studiować,
powstały właśnie w średniowieczu

To w średniowieczu właśnie ufundowano pierwsze uniwersytety. Wzorem dla innych były
dwa największe i najsławniejsze uniwersytety europejskie – paryski i boloński. Pierwszy
był głównym ośrodkiem teologii, drugi – prawa. Studia medyczne rozwijały się,
pod niezaprzeczalnym wpływem osiągnięć medycyny arabskiej, w Salerno i Montpellier.
Innymi ważnymi ośrodkami były Oksford, Cambridge, Salamanka, Sewilla, Coimbra, Neapol,
Tuluza i Padwa.


Z drugiej strony mamy cały szereg osiągnięć często pomijanych, dzięki którym średniowiecze
nie tylko dogoniło, ale i znacznie prześcignęło starożytność. Warunki do tego zaistniały
jednak dopiero gdy ustała fala najazdów normańskich, węgierskich i muzułmańskich, a ludy
zachodniej Europy mogły zacząć odbudowywać zrujnowaną gospodarkę. Postęp techniczny -
trójpolówka, żelazny pług, zaprzęg z chomątem, coraz szersze stosowanie nawożenia i
wreszcie rozwój technik melioracyjnych (początkowo w Holandii i Belgii) - umożliwił
rozwój rolnictwa. Wzrost plonów pozwalał chłopom wymieniać nadwyżki żywności na produkty rzemieślnicze, co z kolej dało impuls do rozwoju miast i rzemiosła i dalszego podziału pracy.

Opatentowano wiele wynalazków m.in. okulary, szkło weneckie, zegary mechaniczne, broń palną i papier zastępujący poprzednio używane pergamin i zwoje papirusu. Odkrycia medyczne przyczyniły się do gwałtownego rozwoju medycyny, a także większego zainteresowania budową ciała ludzkiego. Rozwój kartografii i techniki żeglarskiej oraz sztuki szkutniczej umożliwił prowadzenie coraz dłuższych wypraw morskich- aż do odkrycia przez Kolumba Ameryki w 1492 r.

Innym przykładem jest wynalezienie druku przez Gutenberga w 1440 r. Zapoczątkowało to rozpowszechnienie książek, a tym samym zdobywanie wiedzy przez coraz większe rzesze ludzi uprzednio nie mających dostępu do rękopisu.

Wiele miast osiągały niespotykane wcześniej bogactwo i znaczną
liczbę ludności. W nich też często budowano wspaniałe katedry i kościoły. W stylu gotyckim
wzniesiono majestatyczne katedry w Reims, Notre-Dame, Mediolanie, Salisbury, Kolonii,
Chartres, Barcelonie, Florencji i wielu innych miastach. zauważcie że były to budowle na setki lat.
Śmieszne są nasze dzisiejsze osiągnięcia gdy budynki budowane przez nas rozsypują się po 50 latach.
Czyżbyśmy zapomnieli jak budować.

A co jadali średniowieczni słowianie?!?

Zagraniczni podróżnicy często demonizowali kuchnię polską. Pod adresem samych Polaków padały
przede
wszystkim zarzuty obżarstwa i pijaństwa. Przykładem jest anonimowe kazanie średniowieczne,
którego autor wymienia, co czyni Polaków ubogimi. Obok m.in. lenistwa i gminności obyczajów
podaje właśnie obżarstwo. Inny obcy obserwator zauważył, że Polacy: „[...] słono jedzą,
mocno się upijają, a przez to źle czynią”. Przybysze narzekali także na brak niektórych
potraw powszechnych na zachodzie. Wenecki dyplomata Abrogio Contarini dwukrotnie odwiedzający
Polskę pod koniec XV wieku nie całkiem słusznie skarżył się na brak wszelkich owoców. Z drugiej
_________________
http://republika.pl/blog_fa_550912/991430/sz/zwoliludu.gif
________________________________
A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści
i LEWACY

Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
jabba




Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1186
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 14:00, 01 Cze '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

strony kronikarze kreowali wizję Polski jako kraju urodzajnego i obfitego w żywność.
W drugiej połowie X w. Ibrahim ibn Jakub pisał o ziemi księcia Mieszka, że „[..] ona obfituje
w zboże i mięso i miód i ryby”. Anonim zwany Gallem wyrażał się o państwie Bolesława Krzywoustego
jeszcze przychylniej, choć nie jest to niczym dziwnym, biorąc pod uwagę, że pracował
on dla wspomnianego władcy: "Kraj to wprawdzie bardzo lesisty, ale niemało przecież obfituje w
[...] chleb i mięso i ryby i miód (..)". Dalej w tym samym rozdziale pisze: "Powietrze zdrowe,
rola żyzna, las miodopłynny, wody rybne, [...] woły chętne do orki, krowy mleczne, owce wełniste".
Choć obraz ten jest silnie przerysowany, to za fakt należy uznać,
że problem głodu w Polsce piastowskiej na większą skalę nie istniał.
Czyli okiem nie przychylnych mam innych nacji jedzenia jest u nas w bród. I to zdrowego jedzenia,
beż żadnych konserwantów E230 czy innego GMO
Wieprze wypasano w licznych lasach dębowych i bukowych, nie dziwią więc słowa arabskiego kronikarza ibn Rosteha, który zanotował, że Słowianie są: „[...] ludem,
który hoduje świnie jak owce”. Kuchnia różnych stanów różniła się przede wszystkim ilością i jakością potraw,
ale nie stosowanymi składnikami. Bogaci mogli sobie pozwolić nie tylko na sycące potrawy,
ale również rarytasy takie jak dziczyzna, białe pieczywo, słodycze, drogie przyprawy,
czy miód pitny. Biedota musiała się zadowolić poślednim, suszonym mięsem i podobnego rodzaju
rybami. W większości kmieciom nie zagrażał natomiast głód. Wielu sprzedawało nawet nadwyżki
żywności na targach i jarmarkach. Obficiej jadano od święta, rekompensując sobie w ten sposób
długie okresy postu.

A jak kształtowały się ceny i zarobki w średniowieczu

http://tiny.pl/37sb

W mirę rozwoju tematu postaram się wyszukać inne materiały, ale z tego co pamiętam to możliwości finansowe parobków, czyli ludzi
o klasę niższych niż chłopów pańszczyźnianych były znacznie wyższe niż możliwości obecnych pracowników Tesco. Pozatym taki parobek
zawsze mógł zaciągnąć się do wojska i jak Pan był mądry to szybko mógł podnieść swój status korzystając z łupów.

Średniowiecze było epoką wielu zabobonów
kilka z nich tu przytoczę i postaram się wyjaśnić ich genezę

Zabobon że obcięcie kołtuna może spowodować zgon, oraz pochodny że choroby dostają się przez glowię. Obydwa te zabobony mają swoje odzwierciedlenie w ówczesnym klimacie. Lata wtedy były bardzo gorące i bez czapki oraz bez włosów łatwo można było dostać porażenia słonecznego, i podobnie z zimami które były bardzo mroźne więc o zapalenie zatok czy opon mózgowych też było łatwo. Więc istniały odpowiednie procedury na pozbycie się kołtuna. Oczywiście dzisiaj wystarczyła by czapka z daszkiem w lecie i z pomponem w zimie, ale średniowiecze to były inne czasy i inaczej należało tłumaczyć ludziom jak dbać o siebie.

innym zabobonem było stwierdzenie iż nie należy pracować w samo południe bo zmory mogą pomieszać umysł. I tu znowu kłania się możliwość udaru.

Do naszych czasów dotarł zabobon że GROMNICA chroni przed piorunami!! Żeby zrozumieć jak działa ten zabobon trzeba wiedzieć co robi świeca i jak działą piorun. pokrótce wytłumaczę a jak ktoś będzie chciał wiedzieć więcej to se w googlach coś znajdzie. Otóż świeca jonzuje ujemnie powietrze w mieszkaniu, im więcej świec tym więcej jonów ujemnych w chałupie. Oczywiście duża świeca działa lepiej niż mała. Natomiast piorun uderza z ujemnie naładowanej chmury w kierunku dodatnio naładowanej ziemi. Więc nie trzeba być Franklinem aby zorientować się że piorun raczej nie uderzy w miejsce które będzie zjonizowane ujemnie.
_________________
http://republika.pl/blog_fa_550912/991430/sz/zwoliludu.gif
________________________________
A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści
i LEWACY

Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
jabba




Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1186
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 15:38, 01 Cze '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Średniowieczna medycyna


”Pijawki maja wlasciwosci lecznice - jeden z gatunkow ma oficjalna nazwe "pijawka lekarska" i do dzis jest z powodzeniem stosowana w leczeniu - i to nie przez jakichs szarlatanow tylko przez oficjalny nurt medyczny.”

Pijawki nie mają właściwości leczniczych tylko w ich ślinie znajduje się substancja zapobiegająca krzepnięciu krwi i między innymi, dlatego stosuje się ją w współczesnej medycynie. Stosuje się je także w przypadku opuchlizn po przeszczepach, ranach itp.
W średniowieczu stosowano je także do puszczania krwi.
Współczesna medycyna stosuje jeszcze jedną średniowieczną metodę leczenia: na rany zajęte gangreną przykłada się larwy much, które żywią się martwą tkanką, oczyszczają ranę i przyśpieszają gojenie. I tu uwaga średniowieczne szeptuchy potrafiły mieć te larwy także zimą co jednoznacznie dowodzi że znały się na rzeczy.


Medycyna w średniowieczu wcale nie była taka zła jak się powszechnie uważa, obok dość dziwnych przepisów znajdują się całkiem racjonalne metody leczenia. Wyśmiewany przez Johna_Browna mocz ma niezłe właściwości lecznicze i może być stosowany zarówno doustnie jak i w postaci nacierań na np. oparzenia czy liszaje. Uroterapia jest coraz popularniejsza w naszych czasach.
W skórze ropuch odkryto substancje regulujące pracę serca można by podać jeszcze wiele takich przykładów, które potwierdzają skuteczność ówczesnych leków.

„W średniowieczu nawet balwierz pełnił funkcję "zdrowotną",”

Fakt pełnił, ale przez wykwalifikowanych cyrulików był zwalczany jako partacz i średniowieczne sądy właściwie zawsze przychylały się, do cyrylickich wniosków.

O udanej trepanacji czaszki wspomina już Gall Anonim, w późniejszych czasach nie jest to już tak wyjątkowa sprawa.
Cyrulicy na ogół dobrze radzili sobie z różnymi ranami, potrafili przeprowadzić proste operacje. Wojciech Oczko jeden z najsłynniejszych polskich lekarzy (fakt, że to już nie średniowiecze) opisał sposób przeprowadzenia operacji plastycznej nosa polegającej na przeszczepie skóry z ramienia.

Na rany stosowano pajęczynę zagniataną z chlebem. Dzisiejsze badania dowodzą iż taki medykament zawiera olbrzymie ilości pencyliny z pleśniaka czyli taka kuracja daje bardzo dobre efekty.
Następnym sposobem leczenia udarów mózgu było otwieranie czaszki celem wypuszczenia "demonów" co robiły w tym czasie demony to jest mało ważne, ale w wielu przypadkach urazów mózgu i udarów i obecnie stosuje się otwarcie czaszki, tym razem celem zmniejszenia ciśnienia śródczaszkowego.
Inna sprawa to ziołolecznictwo o który wspomnę później.
_________________
http://republika.pl/blog_fa_550912/991430/sz/zwoliludu.gif
________________________________
A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści
i LEWACY

Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
jabba




Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1186
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:51, 01 Cze '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bimi napisał:
Mieszko I - zmarł w wieki 57 - 62 lat
Bolesław I Chrobry: 58 lat
Mieszko II Lambert: 44
Bezprym: 45 lub 46
Kazimierz I Odnowiciel: 42
Bolesław II Szczodry: 40
Bolesław III Krzywousty: 52
itd.

Zważywszy że powyższe dotyczy się wieku w którym umierali królowie trudno oczekiwać by zwykli wieśniacy dożywali 80-ki.
Tak że sugeruję delikatną korektę wiedzy historycznej, jabba.

Dziś natomiast jest tak:
Cytat:
Państwa z największą średnią długości życia

ŚREDNIA DŁUGOŚĆ ŻYCIA W [latach]
1 Andora 83.5
2 Singapur 81.5
San Marino 81.5
4 Japonia 81.0
5 Szwajcaria 80.3
Szwecja 80.3
Australia 80.3
8 Islandia 80.2
9 Kanada 80.0
10 Włochy 79.5

Państwa z najmniejszą średnią długości życia

ŚREDNIA DŁUGOŚĆ ŻYCIA W [latach]
1 Botswana 30.8
2 Zambia 35.2
3 Angola 36.8
4 Lesotho 36.8
5 Mozambik 37.1
6 Malawi 37.5
7 Suazi 37.5
8 Zimbabwe 37.8
9 Rwanda 39.2
10 Namibia 40.5
http://www.ciekawostki.org/geograficzne/ciekawostki-geograficzne-cz2/


Fanalityk napisał:

Jabba wez temu Teodorykowi odpisz (ja mam limit)

zobacz jakie zrodla podaje
Cytat:

Cytat:

"Ludzie w epokach średniowiecznej i nowożytnej żyli o wiele krócej niż współcześnie. Przeciętnie życie ludzkie nie przkraczało0 zazwyczaj 35 lat.", Większość medyków nie potrafiła zdiagnozować nawet choroby. Ludzie nie zdawali sobie sprawy z roli higieny. "Wysoka umieralność ludzi związana była także ze złym odżywianiem"


Przypisy:
B.Rok, Człowiek wobec śmierci w kulturze staropolskie, Wrocław 1995, s.22
Z. Kuchowicz, Z badań nad stanem biologicznym społeczeństwa polskiego od schułku XVI do końca XVIIw., Łódź 1972, s. 50



ten Teodoryk nawet nie wie w jakim przedziale czasu bylo sredniowiecze.. (5 wiek n.e. do konca 15 wieku n.e.) i uzywa jakichs ksiazek ktore znalazl pierwsze lepsze na google..
PS mozesz uzyc mojego PW zeby mu dołożyć


Zauwaz tez co Bimi pisze..
Mieszko zyl ~60 lat - tak bo sie chowal przed uzurpatorami
a podawanie krolow itp jako przyklad dlugiego zycia mija sie z prawda o 180 stopni..
kazdy powyzej 90 IQ wie ze ci byli mordowani, otruwani, i cokolwiek jeszcze w walce o wladze.. oczywiscie o tym sie nie pisze - bo zwyciezca pisze historie

+++++++++++++++++++

wez zrob mi te przyjemnosc i dodaj ten post do tematu
dziek


Mieszko II Lambert - wykastrowany
Bezprum - został zamordowany przez swoich w rok po przejęciu władzy i jeszcze idiota odesłął insygnia królewskie teutonom

Bolesław II Szczodry - otruty na Węgrzech

Od siebie dodam że doskonale sobię zdaje sprawę że Teodoryk może i przeczytał jakieś opracowania na temat tej epoki, ale przyswoił je na zasadzie kalki. Tak napisano, tak jest. Teodoryk nie wie że w średniowieczu życie było prostsze. Teodoryk nie zdaje sobie sprawy z tego że Tak wspaniałe rzeczy jak kodeks rycerski, kanon miłości mogły powstać tylko w umysłach dobrych, ale i szczęśliwych. Nigdy przedtem, ani nigdy potem nic podobnego nie powstało, więc można wnioskować że nigdy przedtem, ani nigdy potem umysły ludzkie nie były ani tak dobre, ani szczęśliwe.
_________________
http://republika.pl/blog_fa_550912/991430/sz/zwoliludu.gif
________________________________
A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści
i LEWACY

Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
jabba




Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1186
Post zebrał 0.100 mBTC

PostWysłany: 00:59, 02 Cze '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

za "Życie codzienne w miastach Śląskich w średniowieczu" Jana Drabiny


Przykładowe ceny (z 1377 roku oraz z XV wieku):
- świnia - 8 groszy,
- wieprz - 19 groszy,
- ciele - 4 grosze,
- krowa - 14 groszy,
- jałówka - 4 grosze,
- koń - 48 groszy,
- beczka śledzi (ok. 100 sztuk) - 60 groszy,
- miara soli krakowskiej - 16 groszy,
- miarka soli kaliskiej - 12 groszy,
- korzec grochu - od 3 do 12 groszy (!),
- kwarta czereśni - 2 grosze,
- korzec piwa - od 12 do 36 groszy,
- topór - 4,5 grosza
- młot - 12 groszy,
- koło do wozu - 12 groszy,
- ozdobne krzesło - 48 groszy,
- wóz do przewozu osób - 3 grzywny (czyli 144 grosze),
- piec z cegieł - 5 groszy,
- para butów - od 6 do 18 groszy,
- trzewiki - od 5 do 6 groszy,
- futro - 1,5 florena (?),
- szuba z futrem - 12 grzywien (czyli 576 groszy),
- tunika - grzywna,
- płaszcz z perłami - 28 grzywien (1344 grosze),
- naszyjnik (od złotnika) - 15 grzywien (720 groszy).

Przykładowe zarobki:
- rektor szkoły kolegiackiej przy kościele św. Krzyża we Wrocławiu - 13 groszy tygodniowo (XIV wiek),
- kanonik w katedrze św. Jana - 11 groszy tygodniowo (XV wiek),
- pierwszy pisarz miejski Wrocławia - 28 groszy tygodniowo,
- drugi pisarz miejski - 18 groszy tygodniowo,
- mistrz budowli miejskich - 9 gr/tyg,
- wójt miejski - 8 gr/tyg,
- rotmistrz - 5,5 gr/tyg,
- strażnik na wałach, celnik na Odrze - 3 gr/tyg,
- strażnik dzielnicowy - 2 gr/tyg,
- czeladnik - 3 gr/tyg


żeby zobaczyć jak jak życie w średnioweczu miało się do życia obecnego porównajmy sobie siłę nabywczą dzisiejszego pracownika Tesco do średniowiecznego czeladnika. Czyli osoby na samym dole drabiny pracowniczej.
Pracownik Tesco zarabia 750pln miesięcznie, czeladnik 12groszy
Jeżeli czeladnik chce w luksusie dojeżdżać do roboty musi kupić konia i wóz za 200 groszy musi na to pracować 16 miesięcy pracownik tesco jak chce mieć luksus musi kupić daewoo Lanosa za 32000 pln i musi pracować na to 42 miesiące
jeżeli czeladnik chciał mieć jałówkę to musiał na nią pracować trochę ponad tydzień. Pracownik Tesco na jałówkę zarobi po 5 miesiącach http://marketeo.com/pl/Oferta/krowy-i-ja%C5%82%C3%B3wki-240441.html.

Nie wiem jak wy, ale ja chcę do średniowiecza. Porównajcie sobie wartość nabywczą względem innych dóbr.
Niestety panie i panowie. żyjemy w czasach biedy jakiej nie było od TYSIĄCA lat. A pamiętać należy że w średniowieczu nie istniało pojęcie bezrobocia. Wręcz przeciwnie było za mało rąk do pracy. Nie istniała inflacja. wręcz przeciwnie pieniądz zyskiwał na wartości.
_________________
http://republika.pl/blog_fa_550912/991430/sz/zwoliludu.gif
________________________________
A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści
i LEWACY

Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Teodoryk




Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 834
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 10:59, 13 Cze '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Fajny temat ( ocena 5 Smile )

Ale Jabba na Boga PRZYPISY!! Chodzi mi tą nieszczęsną medycynę, ja Ci już je podałem.

Cytat:
Od siebie dodam że doskonale sobię zdaje sprawę że Teodoryk może i przeczytał jakieś opracowania na temat tej epoki, ale przyswoił je na zasadzie kalki. Tak napisano, tak jest. Teodoryk nie wie że w średniowieczu życie było prostsze. Teodoryk nie zdaje sobie sprawy z tego że Tak wspaniałe rzeczy jak kodeks rycerski, kanon miłości mogły powstać tylko w umysłach dobrych, ale i szczęśliwych. Nigdy przedtem, ani nigdy potem nic podobnego nie powstało, więc można wnioskować że nigdy przedtem, ani nigdy potem umysły ludzkie nie były ani tak dobre, ani szczęśliwe.


No bo tak było, jeżeli w poważnym opracowaniu ktoś źródłowo wykazał, iż nacierano ludzi rtęcią by leczyć choroby to takie przypadki miały miejsce. Podobnie w czasie dżumy, leczono ludzi zmielonymi kośćmi zmarłych(zdarzały się takie przypadki). Co do szlachetności to nie przesadzaj, powiedział bym nie koloryzuj... świat zawsze polegał na walce dobra ze złem i na walce o byt, w której wybijała się garstka nielicznych. Średniowiecze się tutaj nie wyróżnia. Trzeba także jasno zaznaczyć że w średniowieczu ludzie bali się śmierci. Tamci ludzi niczego innego nie znali więc przyjmowali świat takim jakim jest, podobnie jak dzisiejsza bogata młodzież też jest szczęśliwa (ma wszystko). Poza tym mówiłem Ci że ja średniowiecza generalnie będę broniłRazz, ale nie zniosę przesady że ludzie w tamtym okresie chorowali mniej i żyli dłużej.

Mogłeś do swoich wywodów dodać jeszcze masę wypraw łupieżczych we wczesnym średniowieczu, mogłeś napisać o tym, że aż do XIX stulecia (do rozpowszechnienia uprawy ziemniaków w Europie Wschodniej), zaludnienie Europy było niewielkie, a klęski głodu cykliczne.


Cytat:
Nie wiem jak wy, ale ja chcę do średniowiecza. Porównajcie sobie wartość nabywczą względem innych dóbr.
Niestety panie i panowie. żyjemy w czasach biedy jakiej nie było od TYSIĄCA lat. A pamiętać należy że w średniowieczu nie istniało pojęcie bezrobocia. Wręcz przeciwnie było za mało rąk do pracy.


No tak, ale to nie medycyna Razz. Co do pracy w średniowieczu to bezrobocie istnieć nie mogło z prostej przyczyny...maleńka gęstość zaludnienia Europy.

Co do miary menniczej innej w średniowieczu, to pewnie doskonale wiesz, że nie była jednolita, często różne miasta używały różnych miar. Pewnie wiesz że po rozbiciu dzielnicowym w Polsce w użyciu byłe różne monety bite według różnych stóp menniczych. Dopiero Kazimierz Wielki przeprowadził reformę monetarną.


Do fanalityka

Cytat:
ten Teodoryk nawet nie wie w jakim przedziale czasu bylo sredniowiecze.. (5 wiek n.e. do konca 15 wieku n.e.) i uzywa jakichs ksiazek ktore znalazl pierwsze lepsze na google..



Niezła szydera <lol>

Yhm a np. profesor L. Słupecki powie Ci że średniowiecze przeszło płynnie ze starożytności wcześniej ! Data początku średniowiecza jest sporna. Po drugie pisze się BC, I AD. a nie n.e. i p.n.e. ...czyja nasza era?? Bo na pewno nie moja ! Dat rozpoczęcia średniowiecza jest parę, to że ty uznajesz datę zniszczenia Rzymu, za początek średniowiecza nie znaczy że wszyscy badacze tak robią. Są badacze którzy przesuwają początek średniowiecza na datę rozpadu cesarstwa. Teodoryk Wielki to twoim zdaniem władca starożytny czy już średniowieczny ? Pamiętaj że niektórzy przesuwają datę początku średniowiecza nawet na koronację Karola Wielkiego.

Koniec średniowiecza 15 wiek ? czy aby na pewno ? Dlaczego chcesz uznać datę 1492 za końcową, UARGUMENTUJ TO. Ja np. bliższy jestem skłonić się ku dacie 1517 (wystąpienie Lutra) Czyli co twoim zdaniem średniowiecze jest jasno osadzone w czasie tak...to ja Ci powiem BZDURA, weź sobie wpisz w Google na które się powołujesz i poczytaj o datach granicznych średniowiecza, XVI wiek (jego początek), może bez problemu być uznany przezemnie za średniowiecze, szczególnie w historii Polski mogę przesunąć datę końca średniowiecza aż do schyłku panowania Jagiellonów. Więc dziecko nie wmawiaj mi że nie znam ram czasowych.

A co do książek, to wpisz je na Google zobaczymy czy Ci wyskoczą, razem ze stronami na których to piszę, akurat bibliografię, podałem z pracy koleżanki na ten temat(z przypisów które umieściła). oraz domowej biblioteczki. Więc mi nie wmawiaj koleś Razz Ja w przeciwieństwie do ciebie napisałem strony w przypisie, więc każdy może dotrzeć do tych prac i je przeczytać, czy ty myślisz że na Google są wypisane książki ze stronami i pisze co na poszczególnych stronach się znajduje Laughing...bynajmniej. Jeżeli dotrzesz do tych książek na Google to gratuluje Laughing...

Nawet na zwykłej Wikipedii pisze że granice tej epoki nie są ustalone fanalityk ogarnij się
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Teodoryk




Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 834
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 11:43, 13 Cze '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Epoka trwająca od upadku Cesarstwa Rzymskiego (476 r.) do odkrycia Ameryki (1492 r.)
jest nazywana średniowieczem.


Z tym się nie zgodzę...nie wiem jabba skąd to skopiowałeś, ale dla mnie te daty nigdy nie będą oczywiste, popatrz na mauzoleum Teodoryka Wielkiego w Rawennie ! Twoim zdaniem to już jest średniowieczny styl ? Bo moim coś pomiędzy starożytnością, a średniowieczem, to jeszcze nie jest klasyczna romańszczyzna.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ina_majo




Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 221
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 20:07, 16 Cze '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Teodoryk napisał:
Cytat:
Epoka trwająca od upadku Cesarstwa Rzymskiego (476 r.) do odkrycia Ameryki (1492 r.)
jest nazywana średniowieczem.


Z tym się nie zgodzę...nie wiem jabba skąd to skopiowałeś, ale dla mnie te daty nigdy nie będą oczywiste, popatrz na mauzoleum Teodoryka Wielkiego w Rawennie ! Twoim zdaniem to już jest średniowieczny styl ? Bo moim coś pomiędzy starożytnością, a średniowieczem, to jeszcze nie jest klasyczna romańszczyzna.


A ktore nie sa oczywiste? Rolling Eyes Sa niektorzy, ktorzy koncza ten okres w 1517...


Jabba, gdzie cd?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Teodoryk




Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 834
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 23:37, 17 Cze '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
ktorzy koncza ten okres w 1517...


Np ja Smile Dlaczego to odkrycie ameryki uważasz za koniec średniowiecza ? Równie dobrze może być nim wystąpienie Lutra, zresztą nie chce mi się odsyłać ludzi nie mających pojęcia o historii do podręczników INA ale ok (B.Zientara - podręcznik do średniowiecza). Gdybyś jednak była leniwa to wklep sobie na gogle średniowiecze i poczytaj, tam też będzie raczej o tym że nie ma czegoś takiego jak "oczywiste granice epoki"


Tu masz Wikipedie (widzę ze nawet tego nie chciało się sprawdzić ludziom pokroju fanalityka wolą opierać się na podręcznikach do klasy 4 podstawówki bo w tych do gimnazjum już pisze że nie ma oczywistej daty granicznej.

Później plotą androny że nie znam granicy czasowej

Cytat:
Granice czasowe [edytuj]

Za początek epoki przyjmuje się rok 476, koniec istnienia Imperium Rzymskiego, w którym został pozbawiony władzy ostatni cesarz zachodniorzymski, Romulus Augustulus. Istnieje jednak także wiele innych propozycji, np. zamknięcie przez Justyniana Wielkiego Akademii Ateńskiej (529), zamordowanie Hypatii z Aleksandrii, koronacja Karola Wielkiego (800), ucieczka Mahometa z Mekki (622), bunt Nika w Konstantynopolu 532, śmierć cesarza Teodozjusza I Wielkiego i podział Imperium rzymskiego na dwie części w 395, czy chrzest Chlodwiga 496. Wielu badaczy okres od V w. do XI w. chce widzieć jako osobną od średniowiecza epokę historyczną – wieki ciemne. Należy też pamiętać, że elementy kultury starożytnej były obecne w Europie Zachodniej w niezmienionej formie jeszcze kilka wieków po upadku cesarstwa rzymskiego.

Za koniec średniowiecza przyjmuje się różne daty: wynalezienie druku przez Jana Gutenberga (ok. 1450), zdobycie Konstantynopola przez Turków i upadek Cesarstwa bizantyjskiego (rok 1453), koniec wojny stuletniej (rok 1453), dotarcie Krzysztofa Kolumba do Ameryki (rok 1492), przyjęcie przez władcę Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, Iwana III Srogiego, tytułu "władcy Wszechrusi" lub powrót Krzysztofa Kolumba do Hiszpanii (rok 1493), a wreszcie wystąpienie Marcina Lutra (rok 1517).


http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Aredniowiecze

P.S. Tak uważam iż średniowiecze to lepszy okres od kapitalizmu w XIX wieku Smile
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ina_majo




Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 221
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 00:09, 18 Cze '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Alez ja to wiem. Smile Nie wiem tylko dlaczego w takim razie w innym watku zaliczyles Kopernika do czasow nowozytnych, skoro zyl na przelomie dwoch okresow historycznych, Misiu Laughing To bylo pytanie podchwytliwe. Koeprnik w takim razie wiekszosc zycia przezyl w sredniowieczu.
Czytajac biografie Kopernika znajdowalam informacje, ze byl czlowiekiem sredniowiecza i o lata cale wyprzedzil swoja epoke. Niektorzy pisza, ze byl czlowiekiem renesansu, chyba ze wzgledu na rozlegle zainteresowania (jak Leonadro da Vinci), ale to nie jest chyba precyzyjne okreslenie. Rolling Eyes Renesans niektorzy datuja od XIII wieku, a poza tym jest okresem w tzw.historii nowozytnej. Wink
Za podpowiedziane tytuly ksiazek dziekuje, ale chwilowo nie mam czasu na studiowanie historii w szerszym zakresie. Moze kiedys skorzystam.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Teodoryk




Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 834
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 10:06, 19 Cze '09   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Kopernika do czasow nowozytnych,


Bo tak się go zalicza Smile ten człowiek nie myślał średniowiecznie Smile podobnie jak Da Vinci którego wymieniłaś Razz. Jak zauważyłaś wyprzedził swoją epokę...był już człowiekiem renesansu, więc jego źródła nie można podpiąć pod ścisłe średniowiecze.


Cytat:
Renesans niektorzy datuja od XIII wieku, a poza tym jest okresem w tzw.historii nowożytnej. Wink


Nie zgadzam się z taką datacją ja jestem zwolennikiem poglądu o początku renesansu w XV - XVI stuleciu, zależy od kraju. Ale pozwól że wrócimy do medycyny Smile czekam na przypisy do tejże.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
norwid




Dołączył: 16 Lip 2009
Posty: 101
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 05:09, 11 Lut '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://arkapana.republika.pl/mity.html

O micie "ciemnego" średniowiecza

i "światłej" nowożytności polemicznie

Niejeden historyk, śledzący rozwój ludzkiej świadomości i wiedzy na przestrzeni wieków, skłonny jest przyjąć tezę, że nie mające wiele wspólnego z obiektywną prawdą fikcje i mity, mają często o wiele trwalszy żywot niż prawda historyczna. Do tego poglądu przychyli się zapewne wielu mediewistów ex professo zajmujących się szeroko rozumianą kulturą średniowiecza, obejmującą zarówno naukę i sztukę, jak również moralność i religię tej epoki. Mimo już dwieście lat trwających, bardzo poważnych i zwieńczonych olbrzymią ilością naukowych ustaleń na temat wielkiego znaczenia osiągnięć ludzi średniowiecza dla rozwoju nowożytnej nauki, cywilizacji technicznej, sztuki itd., mit o ciemnym, przepełnionym zabobonami, fanatyzmem religijnym i niewyobrażalnym okrucieństwem średniowieczu, nadal jest żywy w świadomości bardzo wielu ludzi i nadal jest rozpowszechniany przez niezliczone media, przez wielu nauczycieli wykładających w najróżniejszych szkołach, aż, nawet przez polityków i parlamentarzystów, którzy z lubością kwalifikują zwalczanych przez siebie adwersarzy do "ciemnego" średniowiecza, siebie kreując przy tym na niezłomnych nosicieli i obrońców postępu, wyrażającego się na przykład w swobodzie dokonywania aborcji, eutanazji itp.

Po ukazaniu się tysięcy doskonałych, opartych na rzetelnie zbadanych źródłach; publikacji, które z pełnym krytycyzmem oddają wielkość tej epoki, jaką było średniowiecze, wydawałoby się, że dalsze dowodzenie jej olbrzymiego znaczenia dla współczesnej kultury byłoby wyważaniem dawno już otwartych drzwi. Tymczasem jest inaczej. Codzienne doświadczenie dowodzi, że drzwi te są jeszcze mocno zaryglowane. Kontakt z większością studentów pierwszych lat, rozpoczynających studia humanistyczne (!) w uniwersytecie, dowodzi na przykład, że mają oni spaczony obraz epoki średniowiecza, i że taki obraz ukształtowała w nich szkoła, a więc instytucja powołana do przekazywania rzetelnej wiedzy, w tym także wiedzy historycznej. Dowodzi to niewłaściwego przygotowania naukowego wielu nauczycieli. Trudno jednak szczególnie negatywnie oceniać poziom wiedzy nauczycieli, skoro zmuszeni byli do posługiwania się przez dziesiątki lat tendencyjnymi, fałszującymi prawdę historyczną, podręcznikami. Dopiero od kilku ostatnich lat historii średniowiecznej literatury naucza się w szkołach średnich z niezłych już podręczników. Przez wiele lat młodzież gimnazjalna uczyła się z podręcznika literatury polskiej, w którym tysiącletnią epokę średniowiecznej nauki scharakteryzowano w sposób następujący:

Nauka w okresie średniowiecza pozostawała pod pełną kontrolą Kościoła i dostosowana była do potrzeb religii. Przede wszystkim opierała się na autorytecie Biblii w interpretacji nakazanej przez Kościół rzymski, co oznaczało, że nie można było głosić żadnego poglądu z nią niezgodnego. Wszystkie inne poglądy były traktowane jako herezje i odpowiednio tępione. Przeznaczeniem i głównym celem nauki było rozumowe uzasadnienie prawd religijnych. Toteż rozwijały się tylko pewne nauki, np. teologia, filozofia, natomiast inne, jak medycyna, przyrodoznawstwo, miały niewielkie możliwości rozwoju. Nauka średniowieczna przejęła pewne poglądy filozoficzne i metody dowodzenia greckiego filozofa Arystotelesa i przekształcając je odpowiednio, aby były zgodne z religią - zastosowała do własnych badań. W oparciu o naukę Arystotelesa została wykształcona specjalna metoda naukowa zwana scholastyką, polegająca na rozumowym dowodzeniu wcześniej przyjętych twierdzeń. Stosowano scholastykę nie tylko w teologii i filozofii, gdzie przedmiotem rozważań były prawdy wiary doświadczalnie niemożliwe do stwierdzenia, ale i w innych naukach, np. w medycynie, a więc tam, gdzie doświadczenie wiele by wyjaśniało. Nauka średniowiecza jednak zdecydowanie odrzuciła doświadczenie jako metodę badawczą.

Uniwersytetowi Krakowskiemu natomiast autor omawianego podręcznika (nazwiska nie przytaczamy zgodnie z zasadą "Nomina odiosa Bunt" a "Sapienti sat") poświęcił "aż" 20 wierszy, w których podał tylko datę założenia uczelni, informację na temat wydziałów, które posiadała, i jedno zdanie (całkiem zresztą sprzeczne z tym, co mówił przedtem na temat nauki średniowiecznej) stwierdzające, że Uniwersytet Krakowski był jedną z najświetniejszych uczelni europejskich, na którym roz­kwitały różne nauki, a szczególnie matematyka i astronomia.

Nawiasem mówiąc - nawet to zdanie nie jest do końca prawdziwe, bo piętnastowieczni uczeni krakowscy mieli osiągnięcia na światowym poziomie nie tylko w zakresie matematyki i astronomii, lecz także w zakresie innych nauk, jak np. filozofia przyrody (burydanizm z jego teorią impetu), logika, teologia (koncyliaryzm, devotio moderna), prawo międzynarodowe (teoria ius genoum, teoria wojny sprawiedliwej), historia, filologia.

Nie jest zamierzeniem tego opracowania apologetyczna obrona średniowiecza per fas et nefas. Nie chodzi bowiem o to, by cofać się do średniowiecza jako do utraconej, szczęśliwej krainy, do owego legendarnego, minionego "złotego wieku", o powrocie którego marzyli ludzie wszystkich czasów, bo epoka ta nie była szczęśliwsza niż inne epoki, bo podobnie jak inne epoki naznaczona była wojnami, głodem, cierpieniem, ludzką słabością i zbrodnią. Chodzi wyłącznie o prawdę historyczną. Chodzi o to, aby pokazać, że myli się ten, kto twierdzi, iż właśnie wtedy nastąpiła wyjątkowa koncentracja zła, okrucieństwa, ciemnoty i fanatyzmu. Tak jak inne epoki, średniowiecze ma nie tylko same cienie, lecz także swoje blaski, które w niejednym przypadku są jaśniejsze niż blaski epoki renesansu, oświecenia, a także naszych czasów. Skoro tak jest i skoro można to udowodnić, rodzi się pytanie: kto jest odpowiedzialny za tę fatalną opinię, jaką od kilku wieków do dziś ma średniowiecze u przeciętnie wykształconego człowieka? Historycy dość zgodnie odpowiadają, że dobre imię epoce wieków średnich zepsuli ludzie odrodzenia. Zgodnie z tezą Z. Freuda (+ 1939), że "synowie z nienawiścią odnoszą się do epoki ojców, a uwielbiają epokę dziadów", ludzie odrodzenia potępiali wszystko, co wiązało się ze średniowieczem i za wszelką cenę usiłowali wrócić do antyku, programowo rezygnując z własnej oryginalności, w przekonaniu, że starożytność przyniosła szczytowe osiągnięcia ludzkiego umysłu, które wystarczy przywołać i zaadoptować do współczesnej im rzeczywistości. Myśleli podobnie, jak wybitny średniowieczny filozof arabski Awerroes (+ 1198), który był przekonany, że Arystoteles osiągnął już wszystko, co możliwe jest do osiągnięcia dla ludzkiego ducha, stąd bez sensu jest szukanie nowych rozwiązań, pisanie nowych dzieł, wystarczy bowiem zrozumieć i skomentować dzieła Stagiryty. Nie bez powodu średniowiecze nadało Awerroesowi powszechnie przyjęty przydomek "Komentator". W swoim zupełnie nieracjonalnym odrzucaniu wartości, które wytworzono w średniowieczu, ludzie renesansu potępiali nawet sztukę tej epoki. Średniowieczne malarstwo i architekturę, którymi zachwyca się współczesny człowiek, owe cudowne, strzeliste katedry średniowieczne, ludzie odrodzenia nazwali pogardliwym mianem sztuki "gotyckiej", tzn. barbarzyńskiej, będącej produktem nieokrzesanych Gotów. Z biegiem lat słowo "gotycki" straciło całkowicie swój pejoratywny charakter i nabrało całkiem innej treści. Ten proces nie nastąpił jednak, chociaż powinien był, w odniesieniu do średniowiecznej religijności, moralności i nauki, identyfikowanej zresztą z nadal pejoratywnie rozumianym pojęciem scholastyki, tzw. barbarzyńskiej scholastyki - jak głosili ludzie renesansu: Pod wpływem takich przekonań w Anglii ukuto określenie the dark ages (wieki ciemne), a we Francji epokę średniowiecza identyfikowano z ograniczającym ludzką wolność feudalizmem. O tym, jak mocne i paraliżujące racjonalne, obiektywne myślenie jest oddziaływanie pewnych mitów, świadczy fakt, że nawet uczeni historycy o tak wysokiej klasie, jak E. Gibbon (+ 1794) czy prawie współczesny nam J. Bury (+ 1927), ulegli skrajnie błędnym opiniom o średniowieczu. Gibbon w swoich publikacjach nazywa wieki średnie "tryumfem barbarzyństwa i religii", Bury natomiast określa je mianem "epoki uwięzionego rozumu". Sama nazwa zresztą - "wieki średnie" - ukuta przez humanistów, miała od początku charakter pejoratywny, nawiązywała bowiem do nazwy łaciny używanej w średniowieczu - media Latinitas, uważanej za zbarbaryzowaną i skażoną. Średniowiecze rozumiano więc jako wieki skażone, jako coś pośredniego między dwiema naprawdę ważnymi dla historii ludzkości epokami. Nazwę tę spopularyzował Christoph Cellarius - Keller (+ 1707), profesor uniwersytetu w Halle, używając jej w wydanym przez siebie w 1688 r. podręczniku historii powszechnej zatytułowanym „Historia medii aevi a temporibus Constan­tini Magni ac Constantinopolim a Turcis captam deductam”. Za daty gra­niczne owych wieków średnich Cellarius przyjął wstąpienie na tron Konstantyna Wielkiego (306) i zdobycie Konstantynopola przez Tur­ków (1453). Graniczne terminy Cellariusa dla epoki średniowiecza nie zostały jednak przez wszystkich zaakceptowane. Wielu historyków za początek epoki średniowiecznej uważa upadek zachodniego cesarstwa rzymskiego (476). Nie ma też powszechnej zgody na datę końca średniowiecza. Tu rozbieżność wśród specjalistów jest jeszcze większa. Niektórzy za kres średniowiecza przyjmują datę odkrycia Ameryki przez Kolumba (1492), inni rok wystąpienia Lutra (1517), a jeszcze inni zakończenie Soboru Trydenckiego (1563).

Jest jeszcze jeden powód, dla którego do dziś utrzymuje się tak zdecydowanie nieprzyjazna opinia o średniowieczu. Był to bowiem czas, kiedy idea christianitatis stanowiła motyw przewodni dla całej kultury, a Kościół katolicki odgrywał doniosłą rolę we wszystkich sferach życia narodów europejskich. Już w XV w. zaczęto w związku z tym kulturę średniowieczną, we wszystkich jej dziedzinach, identyfikować z Kościołem katolickim. I niemal każdy, kto z sobie wiadomych względów czuł się wrogiem Kościoła katolickiego, stawał się także, niemal automatycznie, wrogiem kultury średniowiecznej. Dowodem na to jest chociażby niezrozumiała wprost zaciekłość, z jaką innowiercy, którzy oderwali się od Kościoła katolickiego, niszczyli biblioteki, bez względu na to, co zawierały. Tak postępowali w pierwszej połowie XV w. husyci, którzy spalili wiele bibliotek na zajętych przez siebie terenach, m.in. na Śląsku, nie inaczej traktowali szacowne księgozbiory średniowieczne protestanci w XVI w. Żywa nienawiść do Kościoła katolickiego inteligencji protestanckiej przeniosła się na całą epokę średniowieczną ze wszystkim, co ona reprezentowała, i ciągle podsycana, przekazywana była z pokolenia na pokolenie. Wiele mówiącym przykładem może tu być postawa Tomasza Hobbesa (+ 1679), który w swoim słynnym „Lewiatanie” stawia w jednym rzędzie magów, czarownice i katolików, życząc sobie przy tym, żeby wszyscy wymienieni zostali spaleni żywcem na stosie. Libertyni osiemnastowieczni skwapliwie przejęli ten sposób myślenia o Kościele katolickim jako ostoi ciemnoty i zabobonu, jako przeszkodzie na drodze ludzkości do postępu i jako ciemiężycielu narodów spragnionych wolności. Niektórzy z nich (nawiązując przy tym je­szcze do agresywnie misyjnej antyreligijnej retoryki Lucrecjusza, + 55 przed Chr.) odnieśli wypracowane przez pokolenia wrogów Kościoła katolickiego zarzuty do religii w ogóle, identyfikując średniowiecze z wiekiem religii i głosząc, jak to było w przypadku P. Bayle (+ 1706), La Mettrie (+ 1751), Holbacha (+ 1789), Diderota (+ 1784) i Helvetiusa (+ 1771), że właśnie religia odpowiedzialna jest za najróżniejsze nieszczęścia, które spotykają ludzkość, i że w związku z tym należy ją bezwzględnie zwalczać, dążąc konsekwentnie do zbudowania społeczeństwa idealnego, składającego się wyłącznie z ateistów.

Jakby w swoistej sztafecie nienawiści do Kościoła katolickiego, identyfikowanego z kulturą średniowieczną, ów cały sztafaż antykatolickiej i jednocześnie antyśredniowiecznej retoryki przejęli pozytywiści, scjentyści i różnego rodzaju materialiści od Feuerbacha (+ 1872) poczynając, a na Marksie (+ 1883), Engelsie (+ 1895) i ich krwawych następ­cach kończąc. Nic więc dziwnego, że tam, gdzie przez kilkadziesiąt lat urzędową, "jedynie słuszną" i "jedynie naukową" ideologią był marksizm-leninizm, stare, wyświechtane już w ciągu wieków hasła antykatolickie i antyśredniowieczne łączono ze sobą oraz podawano "do wierzenia" na uniwersytetach, w szkołach i w całej totalitarnej propagandzie komunistycznej. Przykładem kuriozalnego wprost braku obiektywizmu w wyborze i interpretacji źródeł historycznych oraz literatury przedmiotu - dotyczących epoki średniowiecza, identyfikowanego z Kościołem katolickim - była wydawana kilkakrotnie w Polsce praca J. Putka (komunistycznego ludowca i posła do KRN) „Mroki średniowiecza”, w której ignorancja naukowa i żywa nienawiść do Kościoła katolickiego walczą ze sobą o lepsze. Do książki tej, która w krzywym zwierciadle maluje historię Polski od średniowiecza aż do XX wieku, przez całe lata odwoływali się różnego rodzaju (zawodowi i niezawodowi) specjaliści od "naukowego światopoglądu" i budowniczowie "świetlanej" komunistycznej przyszłości, wolnej od "zabobonu religijnego".

Tymczasem wbrew wszelkiego rodzaju zarzutom i kalumniom średniowiecze to nie poczekalnia między dwoma różnymi światami, to nie ciemna luka w historii ludzkości, lecz to okres tworzący nowy świat, ten sam, z którego się wywodzimy z całą naszą kulturą i do którego w sposób nieunikniony ciągle musimy wracać.

Jak powiedziano, poczynając od odrodzenia, twierdzi się autorytatywnie, że średniowiecze to obskurancka, ogłupiająca scholastyka, która tworzyła w nieskończoność swoje sztywne definicje i podziały i która nie potrafiła wyjść poza autorytet Biblii i Arystotelesa. Jest to krzywdzące uproszczenie. Najlepiej na ten zarzut odpowiedzą słowa M. D. Chenu, który w swoim „Wstępie do studiów nad Tomaszem z Akwinu” stwierdza; że "myślenie jest rzemiosłem, którego prawidła muszą być drobiazgowo ustalone". Zasługą scholastyki jest to, że nauczyła europejskich uczonych owych prawideł rozumowania, bez których niemożliwy byłby jakikolwiek postęp w nauce, również dzisiaj. Faktem jest, że scholastyka to metoda, w której ogromną rolę odgrywało powoływanie się na autorytet. Był to autorytet opierający się na dorobku chrystianizmu i myśli starożytnej, wzbogaconej przez uczonych arabskich. Scholastyka nie posługiwała się nim ślepo i bezkrytycznie, potrzebowała go przede wszystkim jako fundamentu dla swoich dokonań. Słynny uczony ze Szkoły w Chartres - Bernard z Chartres (+ 1130) powiedział: "Jesteśmy karłami, którzy wspięli się na ramiona olbrzymów. W ten sposób widzimy więcej i dalej niż oni, ale nie dlatego, ażeby wzrok nasz był bystrzejszy lub wzrost słuszniejszy, ale dlatego, iż to oni dźwigają nas w górę i podnoszą o całą swoją gigantyczną wysokość". Gilbert z Tournai (+ 1288) zaś stwierdził: "Nie znajdziemy prawdy, jeśli zadowolimy się tym, co już znalezione [...] Ci, którzy pisali przed nami, nie są dla nas panami, lecz przewodnikami".

Scholastycy dodają po prostu nowe piętra do tej budowli, którą stworzyli starożytni. Czasy nowożytne uczyniły zresztą to samo w stosunku do średniowiecza. Tak samo oparły się o dokonania ludzi średniowiecza, choć najczęściej nie chcą się do tego przyznać. A. N. Whitehead (+ 1947), wybitny filozof i matematyk współczesny, który patrzył na średniowiecze wyłącznie z pozycji ciekawego obserwatora, stwierdza, że mentalność nowożytna europejska otrzymała od średniowiecznej scholastyki podstawową zaprawę w myśleniu racjonalnym, od którego zależały wszystkie jej późniejsze osiągnięcia. Voltaire (+ 1778) natomiast, którego naprawdę trudno posądzać o sympatię dla chrześcijaństwa i średniowiecza, mówi o wieku trzynastym - szczytowym okresie scholastyki - że był to jeden z nielicznych okresów w dziejach świata, które dowodzą wielkości ducha ludzkiego (por. J. Le Goff. Inteligencja w wiekach średnich, Warszawa 1966 s. 124).

Scholastyka nauczyła Europę myśleć. To średniowiecze ukuło niesłychanie ważne pojęcia, bez których nie może się obejść żaden nowożytny kierunek filozoficzny, takie jak: natura, substancja, przyczynowość, realność, finalność, uniwersalność, indywidualność, rozum, intelekt, dusza, duch, świat, Bóg, prawo natury, istota państwa itd. Więzy F, Bacona (+ 1626), Kopernika (+ 1543), Szekspira (+ 1616), Kartezju­sza (+ 1650), Spinozy (+ 1677), Hobbesa (+ 1679), Locke'a (+ 1704), Leibniza (+ 1716), Wolffa (+ 1754) czy Kanta (+ 1804) ze średniowieczem są niezmiernie silne, silniejsze niż owi filozofowie i uczeni sami sobie to uświadamiali, i które dopiero potomni, mający szerszą perspektywę historii myśli ludzkiej, są w stanie dokładnie zidentyfikować. E. Gilson (+ 1978) powiada, że "niepodobna zrozumieć kartezjanizmu, nie konfrontując go stale ze scholastyką, którą on gardzi, lecz w której łonie się sadowi i którą przyswaja sobie tak, iż można powiedzieć, że się nią karmi". Na poparcie tezy o daleko idącej zależności myślicieli nowożytnych od dorobku średniowiecza można przytoczyć wiele dowodów. Gdy czytamy słynny opis wieku "złotego" i "żelaznego" Jana de Meung (lub: Jean de Meun, Jean Clopinel, + 1315), z pewną konsternacją stwierdzamy, że jest w nim wszystko, co na temat genezy ustroju społecznego pisali Hobbes i Rousseau (+ 1778). Szesnastowieczna krytyka średniowiecza postawiła sztuczną barierę pomiędzy umysłowością europejską a średniowieczną kulturą, uniemożliwiając przez długie wieki właściwą ocenę tej ostatniej.

Posądza się scholastykę o werbalizm. Jest oczywiste, że czasem mu ulegała, zwłaszcza w swoim ostatnim okresie, ale gdyby ktoś sądził, że współczesna nauka jest od niego wolna - byłby w wielkim błędzie. Liczba publikacji we współczesnym świecie rośnie w postępie geometrycznym, ale tylko znikomy procent tych publikacji wnosi coś do nauki. Scholastycy dążyli uparcie i konsekwentnie do najściślejszego określenia związków między nazwą, jej treścią oraz bytem. Oni naprawdę chcieli dokładnie wiedzieć, o czym mówią. Cały sławny i przez wieki ciągnący się spór między realistami a nominalistami na temat powszechników, spór, którego apogeum przypada na czasy scholastyków, jest tego najlepszym dowodem. To właśnie scholastycy rozwinęli dialektykę, tj. zespół metod postępowania, które z przedmiotu wiedzy czynią problem, które go wykładają, definiują, wyjaśniają, bronią przed atakami, rozwiązują i przekonują słuchacza lub czytelnika. Stworzono w ten sposób narzędzie badawcze, którym posługuje się każdy nowożytny uczony, chociaż, trzeba to przyznać, nie ustrzeżono się niekiedy przed rozumowaniem w próżni, bowiem - jak mówił Jan z Salisbury (+ 1180) - "logika sama w sobie jest bezkrwista i jałowa, jeśli nie jest ustawicznie zapładniana z zewnątrz, aktualnymi i ważkimi problemami, stawianymi do rozwiązania". Niemniej i w takich sytuacjach należy zachować ostrożność w ocenie. Zanim wyda się negatywny wyrok na temat metod uprawiania nauki średniowiecznej, trzeba najpierw spróbować wejść w mentalność ludzi tamtej epoki, a także zapoznać się ze stosowanymi przez nich technikami badawczymi i sposobem przeprowadzania wykładu naukowego. Obiegowym przykładem, mającym całkowicie deprecjonować średniowieczne dysputy naukowe, jest zachowana do dziś kwestia, zaczynająca się od bulwersującego pytania: "Ile diabłów mieści się na końcu szpilki?" Na pozór temat, podjęty przez średniowiecznego uczonego, wydaje się całkiem niepoważny. Ale czy jest tak rzeczywiście? Podstawową formą uprawiania nauki w średniowieczu było komentowanie ściśle określonych dla danej dziedziny nauki dzieł. Średniowieczny wykład uniwersytecki miał postać komentarza, który składał się z następujących części: najpierw przytaczano fragment komentowanego dzieła, potem następowała tzw. divisio, w ramach której za pomocą definicji pojęć, najrozmaitszych rozróżnień, eksplikacji i podziałów systematyzowano i objaśniano jego treść; wreszcie tzw. expositio, tj. wykład tekstu mający na celu wydobycie z niego najgłębszej treści.

W związku z expositio pojawiały się różne problemy i pytania, mniej lub bardziej związane z treścią wykładu. Przybierały one postać kwestii, które podawano zaraz po expositio. Divisio i expositio razem wzięte zwano lectio, a zagadnienia opracowane w związku z expositio ­ quaestio. W ramach quaestio można było roztrząsać te problemy, na które nie było miejsca w lectio. Dysputa, której zapisem jest quaestio, odbywała się według ściśle ustalonych reguł. Była jakby odtworzeniem procesu sądowego. Uwidocznił się w niej również prastary pęd człowieka do turniejów, zawodów i pojedynków – w tym wypadku za pomocą słów i intelektu. Jak każdy pojedynek, dysputa miała swoje fazy: najpierw powolne i stopniowe rozwijanie problemu, następnie atak w postaci zarzutów, zaraz potem obrona za pomocą najróżniejszych argumentów, pytania, odpowiedzi, rozróżnienia, negacje, sofizmaty, pułapki itd. Wszystko to sprawiało, że dysputa średniowieczna zmuszała do precyzji, ćwiczyła ostrość myślenia i wyrażania się, uczyła błyskotliwości w słowach i natychmiastowej repliki, a następnie łatwości formułowania myśli i zdolności oddzielania prawdy od fałszu. Było kilka rodzajów dysput średniowiecznych. Znane są szczególnie tzw. disputationes ordinariae (zwyczajne, które mistrz przeprowadzał ze swoimi studentami co tydzień) oraz disputationes quodlibetales (uroczyste, publiczne, prowadzone przez najlepszych mistrzów dwa razy do roku, w trakcie których można było zadawać prowadzącym je uczonym pytania ze wszystkich dziedzin wiedzy).

Materiał z dysput, uporządkowany i spisany, stanowiły quaestiones, jeden z najbardziej popularnych gatunków średniowiecznej literatury naukowej. Oprócz wyżej wspomnianych dysput, mistrzowie średniowieczni prowadzili ze swoimi studentami różne dysputy ćwiczebne, kształcące i sprawdzające wiedzę oraz poprawność rozumowania słuchaczy. Należały do nich tzw. disputationes tentativae, sophisticae, scrupulosae, insidiosae i szereg innych. Dla sprawdzenia, czy student umie myśleć logicznie, formułować i odpierać zarzuty, wyciągać wnioski i odróżniać prawdę od fałszu - mistrzowie wymyślali najróżniejsze tematy do dyskusji, nie zawsze mające podstawę w komentowanym tekście. Postępowali podobnie, jak współcześni nauczyciele matematyki czy fizyki, którzy także opracowują zadania o dowolnej treści, dbając jedynie o to, aby kształciły dobrze od strony formalnej umysły uczniów.

Wracając do ośmieszanego od wieków przykładu o diabłach na szpilce, należy przy tym zwrócić uwagę na fakt, że i od strony merytorycznej nie jest on bynajmniej pozbawiony sensu, świadczy bowiem o bardzo interesującym zamiarze autora wspomnianej kwestii, który za pomocą tak postawionego pytania podjął próbę ilościowego ujęcia rzeczywistości duchowej i jakościowej. Historycy nauki wiedzą o tym, że Arystoteles, genialny metafizyk, logik, zoolog itd., w zakresie filozofii przyrody popełnił poważny błąd. Oto odrzucił ilościową fizykę, wypra­cowaną przez pitagorejczyków i przyjętą przez Platona, a w to miejsce opracował fizykę jakościową, w której ważne było tylko dochodzenie do istoty i natury rzeczy, ważna była jedynie forma rzeczy stanowiąca nośnik jej cech jakościowych. Był to fałszywy trop w przyrodoznawstwie. Olbrzymi autorytet Arystotelesa sprawił, że ludzkość poszła za tym tropem na 1500 lat. Hamowało to bardzo skutecznie późniejszy rozwój nauk przyrodniczych. Poważniejszy przełom nastąpił dopiero w XIV w. Wtedy to zaczęto stopniowo porzucać jakościową fizykę Arystotelesa na korzyść ilościowego, matematycznego traktowania przyrody. Rzecz dziwna, bodźcem w tym kierunku były ogłaszane w XIII w. przez niektórych biskupów z miast uniwersyteckich, a zwłaszcza z Paryża, zakazy czytania pism Arystotelesa, którego poglądy Europa łacińska poznała najpierw w niezgodnej z doktryną chrześcijańską interpretacji Aleksandra z Afrodyzji (+ 211) i Awerroesa (+ 1198). Wielu europejskich uczonych zwróciło się wówczas do matematycznej koncepcji rzeczywistości, koncentrując się na ilościowym ujmowaniu zjawisk przyrodniczych. Wymienić w tym kontekście należy nazwiska takich zwłaszcza uczonych z Merton College w Oxfordzie, jak Tomasz Brad­wardine (+ 1349), Ryszard Swineshead (+ ok. 1350), Wilhelm Heytesbury (+ 1370) i inni. Ich wpływ na europejskie ośrodki naukowe był wyjątkowo wielki, a ich pisma studiowano we Włoszech, Francji, Niemczech, Czechach i w Polsce przez cały XV wiek. Szczególnie waż­ne były ściśle teologiczne dyskusje; prowadzone przez wymienionych wyżej calculatores z Merton College, w trakcie których zastanawiano się nad problemem ilościowego zwiększania w człowieku cnót teologicz­nych. Innymi słowy - usiłowano ująć ilościowo, a nawet geometrycznie, co dane jest jakościowo. Rzecz znamienna, owe dyskusje stanowiły początek nowożytnego przyrodoznawstwa, bowiem metodę angielskich calculatores bardzo szybko przyswoili sobie uczeni zajmujący się badaniem przyrody.

Krzywdzące, bo niezgodne z prawdą historyczną, jest nonszalanckie i aroganckie określanie mianem obskurantów uczonych średniowiecznych i przeciwstawianie im, jako swoistej antytezy, oświeconych humanistów. Jeśli za kryterium naukowości i duchowego oświecenia, przeciwnego obskurantyzmowi, przyjmiemy posługiwanie się w pracy rozumem, to scholastyka będzie zawsze górą nad humanizmem. Zdobyczą scholastyki jest bowiem, nawet na terenie teologii, nie mówiąc już o innych dyscyplinach wiedzy, ciągłe i konsekwentne odwoływanie się do rozumu. To scholastyka rozwija zachętę zawartą implicite w Piśmie św., która nakłania wierzącego, aby uzasadnił swoją wiarę: "Bądźcie zawsze gotowi, ktokolwiek was zapyta, podać racje waszej wiary i nadziei" (1 P 3,15). To scholastycy odpowiadają na apel św. Pawła (dziś - autora Listu do Hebrajczyków), dla którego wiara jest przekonującym dowodem rzeczy niewidzialnych ("argumentum non apparentium" - Hbr 11,1). To scholastycy wreszcie są twórcami haseł, które stały się zasadami i wytycznymi dla ówczesnych badaczy, a które brzmiały: Ratio fide illustrata (Rozum oświecony wiarą), Intellige ut credas, crede ut intelligas (Wiedz - abyś wierzył, wierz - abyś wiedział) św. Augustyna (+ 430) i Fides quaerens intellectum (Wiara poszukująca zrozumienia) św. Anzelma z Canterbury (+ 1109). Hasła powyższe wyjaśnia w pełni św. Tomasz z Akwinu (+ 1274), formułując swoją słynną zasadę: Gratia non tollit naturam, sed perficit (Łaska nie niszczy natury, lecz ją udoskonala), a jeden z wybitniejszych pisarzy dwunastowiecznych - Honoriusz z Autun (lub: Honorius Augustodunensis, + ok. 1155) powiedział: "Wygnaniem człowieka jest ciemnota, jego ojczyzną jest wiedza", zaś w innym miejscu: "Nie ma innego autorytetu jak prawda dowiedziona rozumem; to, co autorytet podaje do wierzenia; to rozum umacnia w nas swoimi dowodami".

Trudno o coś mniej obskuranckiego jak scholastyka. A wracając do owego niekorzystnego dla scholastyki porównania z humanizmem, trzeba dodać, że w gruncie rzeczy to właśnie nie średniowieczny scholastyk, lecz szesnastowieczny humanista jest głęboko antyintelektualny. To on jest bardziej literatem kierującym się emocjami niż uczonym, bardziej fideistą niż racjonalistą. Dialektyce i scholastyce średniowiecznej humanista będzie przeciwstawiał filologię i retorykę. Charakterystyczną rzeczą jest, że w okresie odrodzenia do łask wraca Platon i zyskuje sławę największego filozofa, i to nie ze względu na swoje poglądy filozoficzne, ale ze względu na piękny język, którym się posługiwał w swoich dziełach. Charakterystyczne dla humanizmu i czasów późniejszych jest także niesłychane wprost zainteresowanie na wpół magiczną literaturą hermetyczną, wywodzoną od mitologicznego uczonego i kapłana egipskiego Hermesa Trismegistosa (Potrzykroćwielkiego), a następnie różnymi misteriami, mającymi swoje źródło we wschodnich wierzeniach orfickich, oraz w sposób szczególny kabałą. Wystarczy zapoznać się bliżej z zainteresowaniami i twórczością wybitnych uczonych, skupionych w Akademii Florenckiej, jak np. Marsiglio Ficino (+ 1499) czy Pico della Mirandola (+ 1494), aby pozbyć się w tym względzie wątpliwości.

Od wieków funkcjonuje mit, że Giordano Bruno i Galileusz to czołowi reprezentanci rozumu, męczennicy za naukę i ofiary obskurantyzmu średniowiecznego. Najnowsze badania wykazały tymczasem, że - o paradoksie - uczeni ci, nie ujmując im nic z zasług dla nauki, wyżej niż rozum stawiali magię. Giordano Bruno w swoim dziele „La cena delle ceneri” (1584) opowiada się na przykład za teoriami Kopernika, ale na poparcie swojego stanowiska nie przytacza, jak należałoby się spodziewać, dowodów empirycznych czy matematycznych, lecz dowody zgoła innej natury. Stwierdza mianowicie po prostu, że opowiada się za heliocentryzmem, ponieważ ten wskazuje na bliski powrót religii "egipskiej", czyli magicznej, a "słońce kopernikańskie zwiastuje zwycięskie odrodzenie się prawdziwej filozofii". Zdaniem Franciszki A. Yates (współczesna uczona z Instytutu Warburga w Londynie) filozofia Bruno "jest nową interpretacją hermetyczną bóstwa wszechświata, jest po prostu rozwiniętą gnozą". Kościół tamtych czasów tymczasem akceptował teorię Kopernika jako hipotezę naukową, ale broniąc rozumu i doświadczenia, uważał wywody Bruna za brednie, które spowodowały podejrzenia co do samej teorii heliocentryzmu.

O skłonności do magii i astrologii (zdecydowanie odrzucanych przez chrześcijańskich uczonych średniowiecznych, zwłaszcza teologów) luminarzy nauki oświeceniowej świadczy także wiele innych faktów. Na wystawie, którą w dniach 12 XII 1991 - 8 I 1992 zorganizował w Paryżu Instytut Francuski, eksponowano bardzo interesujący dokument. Jest to sprawozdanie z zebrania, na którym powołano do życia Akademię Lincei, pierwszą akademię naukową nowoczesnego świata, której najwybitniejszym przedstawicielem był Galileusz. Zebranie, o którym mówi dokument, odbyło się w pałacu rzymskim Fryderyka Cesiego, na ulicy Maschera d'Oro 25 IX 1603 r. o godz. 9.50. Sprawozdanie wyjaśnia, że dzień i godzinę wybrano celowo, by "zdobyć przychylny wpływ gwiazd, zwłaszcza Merkurego", a tekst, zredagowany przez głowę akademii - Cesiego, jest opisem magicznej operacji prowadzonej według kanonów hermetyzmu i astrologii. Sam Galileusz także był bardzo zainteresowany astrologią. Oni, pierwsi członkowie Akademii Lincei uważają się - jak czytamy w sporządzonym projekcie (Proponimento Linceo) - za "najbieglejszych badaczy nauk tajemnych" oraz za "miłośników nauk i badaczy sztuk spargicznych (alchemicznych)". Uznając olbrzymie zasługi dla nauki, a zwłaszcza dla sztuki, uczonych odrodzeniowych, nie podobna jednak zgodzić się z tezą, że byli oni racjonalistami i przyrodnikami. Wszystkie wielkie nazwiska tej epoki zanurzone są - jak pisze Socci - w magmie hermetyzmu, astrologii i magii. Poczynając od Kopernika, który powołuje się na Hermesa Trismegistosa, a na Keplerze (+ 1630), twierdzącym, że studiuje astronomię "w sposób hermetyczny", kończąc. F. A. Yates wykazuje, że także F. Bacon (+ 1626) wychodzi z tradycji hermetycznej, z magii i kabały odrodzenia, którą łączy z odziedziczoną nauką średniowieczną. Co więcej podobnie jak P. Bayle (+ 1706), Grocjusz (+ 1645), Kartezjusz (+ 1650), Kalwin (+ 1564) i wielu innych wielkich tej epoki, F. Bacon był gorącym orędownikiem polowania na czarownice i palenia ich na stosie, a jego „Nowa Atlantyda” wykazuje zdumiewające podobieństwo do „Sławy Bractwa” (Fama Fraternitatis) różokrzyżowców. F. Yates w swoich rzetelnych publikacjach wykazuje także różokrzyżowcowe pochodzenie Royal Society, wielkiej akademii naukowej w Anglii, która powstała pod sztandarem F. Bacona i z woli króla w 1662 r., wyraźnie na wzór Akademii Lincei. Całe ówczesne środowisko naukowe, związane z Royal Society, żyje w tej epoce w świecie sugestii ezoterycznych i w ścisłych związkach z tajemniczym Bractwem Różokrzyżowców, z którego - jak stwierdza Tomasz De Quincey - wyłoniła się angielska masoneria. Humanizm poza tym wyrządził kulturze europejskiej wielką szkodę, pozbawiając ją łaciny - jedynego języka międzynarodowego, jakim rozporządzała. W okresie średniowiecza łacina była językiem żywym. Wprawdzie był to już inny język niż ten, którym posługiwali się Cycero czy Tacyt, o wiele bardziej uproszczony, pełen zapożyczeń z języka arabskiego i z języków narodowych (tego, co humaniści nazwali barbaryzmami), ale przez to łatwy w użyciu dla wszystkich, bardzo precyzyjny w swojej prostocie, świadomie rezygnujący z walorów formalnych na rzecz treści, wyrażający łatwo wszystko to, co w średniowieczu było nowe w stosunku do antyku. Łacina średniowieczna, jeśli chciała być językiem żywym, musiała wprowadzać zapożyczenia. Musiała na przykład znaleźć jakieś określenie dla podkowy, której Rzymianie nie znali, i wzięła je z języka tureckiego - babatum.- Tak było w wielu innych przypadkach. Przez to łacina stała się językiem żywym, językiem, który mógł z powodzeniem towarzyszyć przez wieki narodowym kulturom europejskim. Humaniści w swoim przesadnym kulcie dla antyku, a co za tym idzie - również w dążeniu do przywrócenia łaciny klasycznej, przekreślili łacinę średniowieczną. Wracając niejako na siłę da łaciny klasycznej, uczynili z niej język definitywnie martwy, niezdolny do wyrażenia współczesnych treści. Widać to wyraźnie na przykładzie renesansowych tłumaczeń dzieł Arystotelesa i innych filozofów, które są wprawdzie o wiele piękniejsze językowo od tłumaczeń dokonanych przez średniowiecznych tłumaczy, takich np. jak Wilhelm z Moerbecke (+ ok. 1286), Henryk Arystyp (+ 1162), Gerard z Cremony (+ 1187), Burgundiusz z Pizy (+ 1193) czy Robert Grosseteste (+ 1253), lecz treściowo są niedokładne, nieprecyzyjne, a nawet fałszywe; są raczej parafrazami tłumaczonych dzieł, a nie ich właściwymi tłumaczeniami. Wyraził to dokładnie kard. Alonso Garcia de Cartagena (+ 1456), biskup Burgos i profesor Uniwersytetu w Salamance, polemizując na temat tłumaczeń z Leonardem Bruni (+ 1444), autorem nowego tłumaczenia „Etyki nikomachejskiej” Arystotelesa.

Ja powiadam - pisze Alonso Garcia - że Leonardo, o ile wykazał się dostateczną wymową, dał dowody małego wykształcenia filozoficznego. Dawny tłumacz nie tylko tłumaczył księgi Arystotelesa z greki na łacinę, lecz także interpretował je z największą możliwą wiernością i nie zabra­kłoby mu ani wielkiej wytworności, ani najpiękniejszych ozdób, gdyby chciał się był nimi posłużyć [...] Ale dawny tłumacz, który więcej dbał o prawdę filozoficzną, nie życzył sobie nadmiaru ozdób, gdyż chciał uniknąć błędów, w które Leonido popadł. Widział przecież doskonale, iż język łaciński nie może rościć sobie pretensji do takiego samego bogactwa wyra­żeń jak grecki.

W podobny sposób wypowiadał się Jan Gerson (+ 1429) i wielu innych autorów. Mając na uwadze wszystkie zasługi humanizmu, nie można zapominać także o tym, że w zasadzie propagował wiedzę tylko dla wybranych i wtajemniczonych. Był elitarny. Humanista to w jakimś sensie arystokrata. Jego środowiskiem jest wąskie, grono intelektualistów, a nie, jak to było w średniowieczu, tysiące żądnych wiedzy studentów z różnych stanów. Terenem działania uczonego-humanisty nie jest już uniwersytet, lecz zamknięte grona, np. Kolegium Lektorów Królewskich (przyszłe College de France), medycejska Akademia Florencka lub dwór królewski. Humanista to przede wszystkim dworzanin, czego w żadnym wypadku nie można powiedzieć o przeciętnym uczonym średniowiecznym. Humanistów otacza opieka możnych, stają się przez to bardzo od nich zależni, stają się ich sługami i Piewcami ich czynów. Uczony śred­niowieczny żył najczęściej ze składek tych, których uczył. Miał dzięki temu nieporównanie większą swobodę działania, a czym jest wolność dla rozwoju nauki, nikogo nie trzeba przekonywać.

Humanizm zaniedbał jedno z naczelnych haseł intelektualisty - wiedza dla wszystkich. Stało się tak, bo stracił kontakt z "masami", zerwał więź między wiedzą a nauczaniem. Dopiero reformacja i kontrreformacja sprawiły, że uczeni znów poczuli się, zmuszeni wyjść do ludu. Nawet ikonografia odrodzeniowa i średniowieczna wskazują wyraźnie na różnice między uczonym scholastykiem a uczonym humanistą. O ile ten pierwszy przedstawiany jest na różnych malowidłach i rycinach jako profesor pochłonięty działalnością dydaktyczną, otoczony studentami, żywo dyskutujący i rozprawiający - to uczony humanista przedstawiany jest najczęściej jako samotnik w pięknej, cichej, ustronnej i bogatej pracowni, zapatrzony w piękny krajobraz i zatopiony w medytacjach.

Należy także zauważyć, że to przecież nie w okresie odrodzenia, lecz właśnie w średniowieczu powołano do istnienia niezliczone szkoły i ok. czterdziestu pierwszych uniwersytetów. To średniowiecze stworzyło szkolnictwo dostępne dla wszystkich stanów. Na synodzie w Voison (529) zdecydowano, że każdy kapłan miejskiej parafii powinien zatrudnić u siebie lektora, który będzie nauczał młodzież. Ta słynna uchwała traktowana jest jako akt powołam do życia szkolnictwa powszechnego. Szkolnictwo powszechne, tworzone i utrzymywane przez Kościół, wspierał także Karol Wielki (+ 814), który wydał w roku 797 nakaz, na mocy którego zarządził otwarcie przy każdym kościele szkoły, w której mieli się kształcić chłopcy pragnący podjąć naukę. W tym samym duchu wypowiadają się wielokrotnie liczne synody z tej epoki, a więc: akwizgrański (789), bawarski (798), w Chalons i Moguncji (813), w Aix (816), w Attigny (822 i 829), w Paryżu (824), w Valen­ce (855) oraz w Savannieres (859). Powszechne nauczanie wspierają również papieże z tego czasu. Papież Eugeniusz II (+ 827) wydaje w roku 826 rozporządzenie o następującej treści: "W każdej stolicy bisku­piej i innych miejscach należy mianować magistrów i doktorów dla nauczania młodzieży gramatyki i sztuk wyzwolonych": Prawie 30 lat później, w roku 853, Leon IV (+ 855) zarządził, że szkoły powinny istnieć przy wszystkich parafiach. Za Grzegorza VII (+ 1085) zarządzenia te powtórzył V synod rzymski.

Wbrew powyższym faktom stawia się pod adresem średniowiecza zarzut, że nie rozwijało nauki, że zajmowało się magią, czarami i paleniem heretyków na stosie. Rzecz jasna, że to wszystko da się w epoce średniowiecza odnaleźć, ale pewnie w mniejszym zakresie niż w oświeconym XX wieku. Współczesny świat ma także swoich heretyków, swoje czarownice i swoje stosy. Ma setki tysięcy wróżek i astrologów w największych stolicach świata, zabobonną wiarę w horoskopy, satanistyczne obrzędy i ofiary; ma też swoich inkwizytorów bez porównania - okrutniejszych od tych w średniowieczu. Czy ludzie XX w., wieku obłędnego rasizmu hitlerowskiego i nie mniej obłędnego komunizmu z jego irracjonalną wizją społeczeństwa i surrealistyczną gospodarką, mają prawo posądzać o ciemnotę i brak rozumu ludzi średniowiecza, tych samych, którzy racjonalnie i realistycznie traktowali słabą ludzką naturę i nie szukali bynajmniej raju na ziemi, lecz w niebie, gdzie jest jego miejsce?

Czy ludzie XX w., w którym, w imię zbrodniczych mrzonek różnych wodzów i magów, wymordowano okrutnie co najmniej sto milionów ludzi, niszcząc przy tym całe narody, a inne poddając bezwzględnemu terrorowi, szalejącemu przez całe dziesięciolecia, mają prawo do załamywania rąk nad nie stojącymi w żadnej proporcji do współczesnych nam zbrodni, występkami ludzi średniowiecza? Postarajmy się o odrobinę obiektywizmu. Człowieka XX w., wieku niesłychanego rozwoju intelektualnego i cywilizacyjnego, powinno być stać na trochę mniej dzikie postępowanie niż biednego, przełamującego dopiero z wielkim mozołem tajemnice przyrody człowieka średniowiecza. A jednak było inaczej. Wiek XX był najdzikszy w całej historii naszej cywilizacji: Co więcej - nie widać żadnych symptomów poprawy na przyszłość. Miejmy jednak nadzieję, że kiedyś, po latach, przyszłe pokolenia nie będą go identyfikowały wyłącznie z hitleryzmem, komunizmem, łagrami, obozami koncentracyjnymi i zdziczeniem moralnym, lecz także, a może zwłaszcza, z odkryciami takich uczonych, jak Skłodowska czy Einstein, i z takimi zdarzeniami, jak lądowanie człowieka na Księżycu. Tak samo średniowiecza nie powinniśmy identyfikować wyłącznie z inkwizycją i polowaniami na czarownice. Zło ma to do siebie, że widać je z daleka. Odpowiednio wykształcony historyk wie dobrze, że nie zawsze nawet najbardziej kompletne archiwum daje obiektywny, prawdziwy obraz instytucji czy osoby, której dotyczy. Dokumenty mówią najczęściej o tym, co było złe. O przeciętnej, zwyczajnej dobroci i uczciwości rzadko kto wspomina, stąd jeśli badacz tego nie uwzględni, to obraz, jaki stworzy jedynie na podstawie zebranych dokumentów, może być niepełny, a czasami fałszywy i krzywdzący.



Bądźmy jednak wielkoduszni i oceniając średniowieczną inkwizycję, poprzestańmy na archiwach, tym bardziej że od Soboru Watykańskiego II mogą z nich bez większych przeszkód korzystać historycy i inni uczeni. W ostatnich latach, oprócz wspomnianych już prac Franciszki Yates, ukazały się książki innych historyków, będące rezultatem ich długoletnich badań przeprowadzonych w archiwum watykańskim, a dotyczących inkwizycji średniowiecznej. Chodzi tu o prace profesora historii na uniwersytecie w Neapołu Giovanni Romeo, autora książki „Inquisitori, esorcisti e straghe nell'Italia della Controriforma”, oraz duńskiego historyka Gustawa Henningsena, autora wydanej po angielsku, a także po włosku i hiszpańsku pracy pt. „The witches' advocate”. Tezy, do jakich doszli ci uczeni (podobnie jak L. Biały, autor cennej pracy pt. „Dzieje inkwizycji hiszpańskiej”), obiektywnie i bez uprzedzeń badający sprawę inkwizycji, są całkiem odmienne od ustalonej "czarnej legendy". Z badań Romeo i Henningsena wynika bowiem, że za fanatyzm religijny, jaki nawiedził szesnastowieczną Europę, w małej tylko mierze odpowiedzialny jest katolicyzm. Ich zdaniem gros odpowiedzialności w tym względzie spada na niekatolickich, fanatycznych szermierzy nietolerancji religijnej. Zdaniem wspomnianych autorów od ponad dwustu lat utrwaliła się w Europie "czarna legenda" wokół inkwizycji skupiającej w sobie jakoby kwintesencję rozwścieczonych, fanatycznych i ciemnych mnichów, morderców z powołania. Daniel Defoe (+ 1731) w znanej książce „Robinsón Crusoe”, oddającej doskonale poglądy burżuazji angielskiej XVIII w., pisze m.in.: "Wolałem zostać wydany dzikusom i zjedzony żywcem niż wpaść w niemiłosierne szpony klechów i być zaciągnięty przed trybunał inkwizycji". Ta sama burżuazja, która doznawała uczucia grozy, gdy w jej wyrafinowanych salonach wspomniał ktoś o Świętym Oficjum, i która nie znajdowała wprost słów dla wyrażenia swojego wstrętu wobec "przeklętych papistów" i całego Kościoła katolickiego, w tym samym czasie, dla zwyczajnego zysku, prowadziła bezwzględne wojny kolonialne, w trakcie których mordowała liczne plemiona na podbitych ziemiach - poczynając od Indii przez Afrykę aż po Amerykę, zagarniając ich własność, a z tych, którzy pozostali przy życiu, czyniąc niewolników. Obraz inkwizycji, który dostrzegamy np. u Defoe, tkwi do dziś w świadomości bardzo wielu ludzi. Nawet Umberto Eco, który w znanej powieści „Imię róży” ze znawstwem i talentem oddał wiele realiów epoki średniowiecza, przedstawia historyczną postać inkwizytora Bernarda Gui jako psychopatycznego, posępnego i krwiożerczego mnicha, fałszując w ten sposób rzeczywistość historyczną. Jeden z najwybitniejszych współczesnych mediewistów, J. Le Goff, którego prace charakteryzują się doskonałą znajomością epoki i naukową bezstronnością, poddał druzgocącej krytyce nakreślony przez Eco wizerunek Bernarda Gui. W swojej polemice profesor Le Goff przytoczył fragment z napisanego przez Gui w XVI w. podręcznika inkwizycyjnego, który jednoznacznie świadczy o tak wielkiej mądrości prawniczej autora, a także o jego humanitaryzmie, że wielu współczesnym sądom można by go postawić za wzór.

G. Romeo we wstępie do. wspomnianej pracy stwierdza: "XX wiek zdaje się powoli zostawiać trzeciemu Tysiącleciu niespodziewanie nowy obraz trybunałów inkwizycji, tradycyjnie umieszczonych przez naszą zbiorową wyobraźnię pośród okropności fanatyzmu klerykalnego". A wybitny historyk włoski Luiggi Firpo, który wiele czasu spędził na ba­daniach naukowych w archiwum "Świętego Oficjum", powiedział: "Przed trybunałem inkwizycyjnym stawali o wiele częściej pospolici przestępcy i osoby winne czynów, za które byłyby skazane również według nowoczesnego prawa, niż osoby walczące o wolność myśli". Najbardziej kompletny, jak dotychczas, obraz inkwizycji wyłania się z publikacji najbardziej chyba zaawansowanego w badaniach źródłowych na jej temat uczonego - Duńczyka Gustawa Henningsena. Przedstawiając - we wspomnianej pracy - postać hiszpańskiego inkwizytora Alonso de Salazar Frias, Henningsen wypowiada swoją naukową opinię, że chrześcijańskie średniowiecze nie było bynajmniej skażone kryminalnym szałem polowania na czarownice. Przez okres ponad 1000 lat, we wszystkich tzw. wiekach ciemnych nie istnieją ani polowania na czarownice, ani stosy. Oficjalne stanowisko Kościoła w tej materii zawiera tzw. Canon episcopi przypisywany synodowi w Ancyrze,. (314), który to kanon obowiązywał przez całe średniowiecze, a według którego należało rozgrzeszać różne praktyki (z czarami włącznie), jakie tkwiły jeszcze w pogańskiej tradycji ludów europejskich. Canon zaleca nie tylko daleko idącą tolerancję, ale wyraża jednocześnie przekonanie, że praktyki, o których mowa, nie stanowią poważnego zagrożenia dla wiary chrześcijańskiej. Jeżeli mowa o krwawej obsesji polowań na czarownice, to fenomen ten, zrodzony u schyłku średniowiecza, charakterystyczny jest przede wszystkim dla epoki renesansu i rozwijał się przez dwa wieki, z większą intensywnością zresztą na ziemiach rządzonych przez protestantów niż w krajach katolickich. Bezyzględność Kalwina i kalwinistów na przykład w krwawych prześladowaniach "nieprawowiernych" była tak wielka, że na ziemiach polskich, które miały do czynienia z przemarszami wojsk wyznających kalwinizm, słowo "kalwin" weszło do języka ludowego jako synonim szczególnego okrucieństwa, co autor tego opracowania sam może potwierdzić, bowiem słyszał je używane w takim znaczeniu (Lubelszczyzna). Cały świat wie (i słusznie!) z niezliczonych podręczników i opracowań o męczeństwie spalonego na stosie za swoje poglądy, przez katolików, Giordano Bruno (1600), ale informacja o tym, że z rozkazu Kalwina (+ 1564) spalony został 27 X 1553 r. na stosie, po uprzednich niesłychanie okrutnych torturach, doktor Ser­vet (Miguel de Vilanova), wielki uczony (odkrywca krążenia krwi) i teolog hiszpański, ta informacja udostępniana była opinii publicznej z dużo większą wstrzemięźliwością. Protestanccy fanatycy byli także autorami ostatniego tragicznego epizodu z, zakresu polowań na czarownice, jakim było wydarzenie z roku 1692 w Salem (Nowa Anglia), gdzie sfanatyzowany tłum, pod przywództwem pastora Cottona Mathera, spalił 19 domniemanych czarownic, a torturom poddał 150 osób. Pastor Mather wydał w roku 1693 książkę „The Wonders of the Invisible World” (Cuda niewidzialnego świata), która poświęcona jest rozważaniom na temat działalności diabłów.

G. Romeo (autor niniejszego opracowania także!) nie chce usprawiedliwiać fanatyków katolickich, którzy mieli na swoim sumieniu również zbrodnie, ale wykazuje, że dokonano ich najwięcej w epoce renesansu i że przyczyniła się do nich w znaczącym stopniu reformacja ze swoją niesłychanie ponurą wizją kompletnie zniszczonej przez grzech pierworodny natury ludzkiej, ze swoją nauką o przeznaczeniu większości ludzi na potępienie i ze swoją autentyczną obsesją na punkcie szatana. Romeo pisze, że:

„władze inkwizycji katolickiej starały się unikać prześladowań czarownic nie tylko dlatego, że nie były do końca przekonane o istnieniu sekty czarownic i ich zbrodni, ale głównie dlatego; że w, drugiej połowie XVI w. umiano już korzystać z bardzo mądrze obmyślonego systemu obrony [...] Zakłopotanie i wstrzemięźliwość w ściganiu herezji, okazywana przez różne osobistości w łonie Kościoła Katolickiego i inkwizycji rzymskiej z końca XVI w., nie znalazły żadnego oddźwięku w postawie wspólnot protestanckich tamtego czasu. Wewnątrz tych wspólnot przeważała niestety; rozniecana dodatkowo przez charakterystyczny dla nich fundamentalizm biblijny, nieprzejednana swoista żarliwość religijna, wyrażająca się także w prastarej, a w tym czasie niejako odradzającej się skłonności do składania krwawych ofiar, które miały mieć walor oczyszczający wspólnotę i skazańca. Zniszczenie obronnego systemu przed czarami, wypracowanego przez tradycyjne chrześcijaństwo, być może przyczyniło się w zasadniczy sposób do ujawnienia w całej pełni manii prześladowczej”.

Cytując słowa Romeo wspomnieć należy także o tym, że w XVI i XVII w. protestanci bardzo ostro oskarżali Święte Oficjum z powodu zbytniej powściągliwości, którą notabene uważali za dowód współpracy Kościoła rzymskokatolickiego z czarownicami (O inkwizycji inacze, „Znaki Czasu” 18:1990 s. 317). Przytaczanie historycznych informacji na temat udziału protestantów w trwającej dwa wieki akcji podpalania stosów z czarownicami, nie ma na celu spychania odpowiedzialności za popełnione zbrodnie na innych, czy też usprawiedliwiania okrutnych czynów popełnionych też przez katolików. Chodzi wyłącznie o próbę podfałszowania rozpowszechnionego szeroko przekonania, łączącego prześladowania religijne i płonące stosy wyłącznie z Kościołem katolickim. Uczciwość naukowa bowiem domaga się całej prawdy o tych strasznych zdarzeniach, domaga się oddania "każdemu, co mu się należy" - Suum cuique. Nikogo natomiast nie można tu usprawiedliwić. Zarówno katolicy jak i protestanci uważali się za wyznawców nauki Chrystusa i znali dobrze Jego przykazanie miłości, które z góry wyklucza taki modus operandi w stosunku do błądzących bliźnich. Choćby się zdarzył jeden tylko fakt zbrodni dokonanej przez chrześcijanina w imię Chrystusa, to wystarczyłoby, żeby prosić o wybaczenie Boga i ludzkość. Zbrodnia popełniona w imię Chrystusa jest bowiem zawsze największą zbrodnią przeciw Chrystusowi. Jest rzeczą niesłychanie przygnębiającą, że chrześcijanie XV, XVI czy XVII w., skazujący swoich bliźnich na płonący stos, zrównali się w zbrodni z pogańskimi, rzymskimi prześladowcami, skazującymi na taką właśnie męczarnię starożytnych wyznawców Chrystusa. Znana badaczka historii starożytnej Ewa Wipszycka w swojej książce „O starożytności polemicznie” podaje następującą informację: "Ukrzyżowanie, stosowane szczególnie wobec niewolników, w prześladowaniach chrześcijan pojawia się raczej rzadko. Częściej palono ich na stosie. Skazanego po rozebraniu z szat przywiązywano (lub przybijano) do słupa i obkładano szczapami drewna, które następnie zapalano pochodniami. Była to tradycyjna kara wobec podpalaczy, stosowano ją jednak i przy innych przestępstwach".

Zajmując taką, a nie inną postawę wobec zbrodni popełnianych przez fanatyków religijnych, historyk zobowiązany jest jednak do podjęcia próby pokazania "kulis" faktów, które miały miejsce, do odpowiedzi na zadane przez słynnego historyka niemieckiego - L. Rankego (+1886) pytanie: "Wie es eigentlich geworden?"


Bez wątpienia polowanie na czarownice, płonące stosy, tortury ­wszystko to było czymś w rodzaju zbiorowej obsesji, która boleśnie zraniła całą Europę i ugodziła dotkliwie w chrześcijaństwo, będące przecież w istocie swojej religią miłości. Była to odrażająca masakra, za którą ponoszą odpowiedzialność chrześcijanie różnych wyznań, a przy tym (i to należy w tym właśnie opracowaniu szczególnie mocno podkreślić) przede wszystkim ludzie epoki nowożytnej, a nie średniowiecza. Jest rzeczą naprawdę trudną przyznanie się do tego, że ową zbrodniczą obsesję z przekonaniem podniecali nie tyle przedstawiciele "ciemnego i fanatycznego tłumu", ale przede wszystkim ludzie należący do elity intelektualnej tamtej epoki tacy np. jak wybitny prawnik i polityk angielski E. Coke (+ 1634), znany filozof i mąż stanu F. Bacon (+1626), uczony fizyk i chemik R: Boyle (+ 1691), prawnik, dyplomata i filozof Hugo Grotius (+ 1645), jeden z prekursorów nowożytnego materializmu T. Hobbes (+ 1679), czy uważany powszechnie za wybitnego politycznego myśliciela i twórcę idei nowoczesnego państwa Jean Bodin (+ 1596), który napisał m.in. podręcznik dla prawników Demonomanie (1580), będący swojego rodzaju instruktażem torturowania i mordowania czarownic. Zacytujmy w tym miejscu słowa wielkiego mediewisty J. Huizingi:

Wiek XV można nazwać stuleciem prześladowania czarownic. Ten sam okres, który dla nas oznacza koniec średniowiecza i zwiastuje radosną perspektywę rozkwitającego humanizmu, ten sam okres przypieczętowuje przez bullę Summis desiderantes z r. 1484 i dzieło teologów niemieckich J. Sprengera oraz H. Institorisa pt. Malleus maleficarum ("Młot na czarownice", 1487), systematyczne opracowanie rytuałów polowań na czarownice [...] Ani humanizm, ani reformacja nie oparły się temu szaleństwu; czyż to nie humanista Jean Bodin jeszcze w 2. połowie XVI w. dostarczał w swojej Demonomanie najobfitszej i najuczeńszej strawy dla szału prześladowań? Nowa epoka i nowa nauka nie odepchnęły od siebie potworności związanych z prześladowaniem czarownic. Tymczasem już w w. XV pojawiły się znacznie bardziej umiarkowane poglądy na temat czarów, niż te które pod koniec XVI w. głosił lekarz Jan Wier.

Trudno jest dziś określić liczbę osób, które w ciągu kilku wieków skazano na stos za heretyckie poglądy, czary czy też za zwyczajne kryminalne zbrodnie. Niektórzy publicyści, zaangażowani w propagandę antykatolicką bądź w ogóle antyreligijną, szacowali liczbę skazanych nawet na kilka milionów. Jest to liczba absurdalnie zawyżona i nie mająca żadnego oparcia w źródłach historycznych. Rzetelne badania współczesnych historyków wykazują, że ofiar skazanych na stos nie było więcej niż sto tysięcy. Nie można poza tym zapominać o tym, że sama instytucja inkwizycji katolickiej powstała w specyficznych warunkach religijnych i społecznych. Była ona, próbą obrony, którą w XII w. zastosował zarówno Kościół, jak też ówczesne państwo przeciwko albigensom, inaczej - katarom. Doktryna sekty katarów opierała się na manichejskiej, dualistycznej teorii dobra, identyfikowanego z duchem, i zła, personifikowanego przez materię. Między dobrem i złem toczy się odwieczna walka. Szczególnie widoczna jest ona w rozdzieranym przez dwie moce człowieku. Kto chce się opowiedzieć za dobrem, musi odrzucić materię i wszystko, co się z nią wiąże. Taka postawa, konsekwentnie realizowana, prowadziła do kompletnej pogardy dla ciała ludzkiego, życia, małżeństwa, rodziny oraz wszelkich urządzeń społecznych i politycznych. Zasięg ruchu katarów (od gr. katharós - czysty) był bardzo wielki i praktycznie ogarnął prawie całą zachodnią Europę. Po­czątkowo usiłowali ich nawracać i polemizować z nimi wybitni teologowie tamtych czasów, jak np. Piotr Czcigodny (+ 1156), Bernard z Clair­vaux (+ 1153) czy Alanus z Lille (ok. 1203). Wobec zupełnej nieskuteczności metod perswazyjnych, zaczęto sięgać stopniowo po przymus, zarówno kościelny jak i świecki. W pierwszej fazie wprowadzania owego przymusu biskupi zdecydowanie sprzeciwiali się karze śmierci i torturom dla heretyków. Dopiero na synodzie w Tours (1163) ustalono określoną procedurę śledztwa kościelnego. Katarowie uznani za heretyków mieli być oddawani władzom świeckim (brachium saeculare), te zaś miały karać ich więzieniem i konfiskatą mienia. Karę śmierci przez spalenie na stosie historycy wiążą z dekretem Piotra Aragońskiego z roku 1197. Coraz większe sukcesy katarów spowodowały zorganizowanie przeciw nim, przez papiestwo, instytucji inkwizycji. Na mocy dekretu Lucjusza III (+ 1185) biskupi mieli obowiązek: wykrywania heretyków i przekazywania ich do ukarania władzy świeckiej. Rodzaj tej kary ­ spalenie na stosie - określony został przez cesarza Fryderyka II w 1224 r., choć w praktyce stosowano ją już nieco wcześniej. Papież Grzegorz IX (+ 1241) włączył procedurę inkwizytorską do prawa kanonicznego. Stopniowo zorganizowane specjalnie krucjaty, wspomagane przez inkwizycję, wykorzeniły kataryzm z Europy Zachodniej, chociaż ideowe odrzucenie poglądów z nim związanych nastąpiło przede wszystkim dzięki pokojowej, systematycznej i akcentującej powrót do wartości ewangelicznych pracy zakonów żebraczych.

Należy zaznaczyć, że inkwizycja, która początkowo miała uzupełniać sądownictwo kościelne, wkrótce całkowicie wyparła sąd biskupi w odniesieniu do spraw katarów. Proces przebiegał według ściśle określonych reguł. Najpierw zachęcano do przyznania się oskarżonego o herezję do winy, a w konsekwencji do wyrzeczenia się błędnych poglądów. Jeśli oskarżony nie potrafił wykazać swojej niewinności, a jednocześnie nie przyznawał się do winy, poddawany był przesłuchaniu określanemu "wnikliwym". Jeśli w wyniku takiego przesłuchania przyznał się do herezji, wyznaczano lżejszą lub cięższą karę. Najcięższą karą, jaką mógł wyznaczyć inkwizytor, było skazanie na dożywotnie uwięzienie, ukaranie tzw. carcere perpetuo. Od razu należy zaznaczyć, że nazwa "dożywotnie więzienie" jest w tym wypadku myląca, oznaczała bowiem skazanie na kilka z reguły lat więzienia, a nawet na krótki pobyt w domu krewnych czy w danym mieście. Formalne skazywanie na dożywocie jest dopiero wynalazkiem rewolucji francuskiej i zapisane zostało w wydanym w roku 1795 Code des delits et des peines. Historycznych dowodów na to, że tak właśnie w średniowieczu rozumiano ad carcerem perpetuum conicere jest wiele. Kilkoma latami pobytu w Zamku Anioła skończyło się np. dożywocie Jana Falkenberga, skazanego na carcerem perpetuum w 1417 r. przez Dominikańską Kapitułę Generalną za Satyrę napisaną z poduszczenia krzyżaków przeciw Polakom, a wzywającą chrześcijańskich władców do wytępienia polskiego narodu. Papież Marcin V (+ 1431) zatwierdził wyrok. W roku 1424, po odwołaniu swoich błędów, Falkenberg był już wolny. Podobnie rzecz miała się z niejakim Henrykiem Czechem, który w roku 1429 otrzymał także (przy wielkiej pomocy merytorycznej dla krakowskiego sądu, wybitnego i bardzo światłego prawnika Stanisława ze Skarbimierza, (+ 1431) wyrok ad carcerem perpetuum za praktyki satanistyczne i szerzenie husytyzmu, a po kilku latach procesował się już, jako wolny, człowiek, z Janem Popowskim, o czym świadczą akta sądu krakowskiego.

Niestety, nie zawsze tak łagodnie kończyły się procesy inkwizycyjne. Dla jawnych heretyków, jeśli odmówili wyrzeczenia się błędnej nauki, albo dla tych, którzy po wyrzeczeniu się herezji byli wypuszczeni na wolność i raz jeszcze w nią popadli, władze świeckie stosowały karę spalenia na stosie.

Prawdą jest, że inkwizycja stosowała niekorzystną dla oskarżonego procedurę. Oskarżyciele pozostawali anonimowi, a oskarżony sam musiał dowodzić swojej niewinności, zgodnie ze stosowaną przez inkwizytorów zasadą, że "jesteś winien, dopóki wie udowodnisz, że jest inaczej". Prawdą jest także, że oskarżyciele mogli być materialnie zainteresowani w donoszeniu na bliźnich, bowiem w razie ich skazania partycypowali w pozostawionym przez ofiary majątku.

Prawdą jest również to, że jeśli oskarżony wypowiedział sakramentalne mea culpa i wyrzekł się przed inkwizycyjnym trybunałem swoich błędów, był natychmiast wolny. Czy możemy sobie wyobrazić taką sytuację w odniesieniu do totalitarnych dwudziestowiecznych trybunałów? Mimo dezaprobaty, jaką odczuwamy na myśl o inkwizycji, ścigającej ludzi za wyznawane poglądy, musimy się zgodzić z opinią, że stoi ona nieporównanie wyżej od tych trybunałów, które stosowały inkwizycyjną regułę: "Jesteś winien, dopóki nie udowodnisz, że jest inaczej", ale w odróżnieniu od inkwizycji nie uwalniały, lecz okrutnie karały oskarżonego, nawet jeśli się przyznał do prawdziwej czy rzekomej winy i żałował zarzucanych mu czynów lub poglądów. Inkwizytorzy poza tym, bez względu na to, jak ich dziś ocenialibyśmy, skazywali ludzi za coś, co jawiło się im jako największe zło, które nie tylko godzi w doktrynę chrześcijańską, lecz także niszczy kompletnie struktury społeczne, gdy tymczasem inkwizytorzy XX w. skazywali na okrutną śmierć bądź więzienie ludzi, których jedyną winą było to, że urodzili się Żydami, Cyganami czy Polakami. Czy na tym ma polegać przewaga nowożytności nad "ciemnym" średniowieczem? Inkwizycja poza tym - jak stwierdzają to cytowani wcześniej historycy - ścigała bardzo często zwyczajnych kryminalistów, a także tych, którzy z racji swojej przynależności do określonych związków kultowych, popełniali kryminalne występki i zbrodnie. Tak było w przypadku zwolenników różnych kultów satanistycznych.

Jeżeli we współczesnych Stanach Zjednoczonych (i nie tylko tam) policja odnotowuje kilkadziesiąt tysięcy rocznie kryminalnych przestępstw, w tym wiele zbrodni, porwań, wymuszeń, zranień i okaleczeń, popełnianych w związku ze sprawowanymi tajemnymi obrządkami satanistycznymi i innymi kultami w rodzaju "Dzieci Boga", to nie należy sądzić, że średniowiecze było wolne od takich przestępstw. Przeciwnie. Mentalność ludzi tamtych czasów była o wiele bardziej skłonna do takich praktyk. Dziś nikt się nie dziwi, że kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych postawiono przed sądem i skazano grupę satanistów, która dokonała rytualnej zbrodni na niemowlęciu, przeznaczonym zresztą przez matkę satanistkę na krwawą ofiarę. Nie należy, więc dziwić się, że trybunały inkwizycyjne
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
jabba




Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1186
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 18:08, 11 Lut '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Teodoryk napisał:
Jabba jak przystało na .............. usuwa posty sprzeciwiające się oficjalnej kościelnej doktrynie które ośmieszają jego teorie


nie lubię jak jakiś kretyn i żydek co to myśli jak mu we książkach każą, śmieci w moim temacie
_________________
http://republika.pl/blog_fa_550912/991430/sz/zwoliludu.gif
________________________________
A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści
i LEWACY

Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Voltar




Dołączył: 29 Sie 2006
Posty: 5408
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 18:32, 11 Lut '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

średniowiecze - głód smród i zabobon, ale tak samo wyglądała polska wieś jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku! Smile

zalety: brak banków i "demokratycznych" parlamentów Smile
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
jabba




Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1186
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 22:09, 11 Lut '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Voltar napisał:
średniowiecze - głód smród i zabobon, ale tak samo wyglądała polska wieś jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku! Smile

zalety: brak banków i "demokratycznych" parlamentów Smile


"Arab Al-Bekri, opisujący w X i XI wieku Polskę i Słowian, powiada, iż nie znają kąpieli, „lecz budują sobie dom z drzewa i zatykają szczeliny jego żywicą, służącą im także zamiast smoły do korabiów. W domu tym czynią ognisko z kamienia w jednym kącie i na samym wierzchu nad ogniskiem robią otwór dla wypuszczania dymu. A skoro ognisko się rozpali, zamykają okno i zapierają drzwi domu. Mają tam naczynia do wody, którą polewają ognisko dla wytworzenia pary. Każdy z nich ma wiązkę suchych wici, któremi w ruch wprawiają powietrze i przypędzają do siebie. Wtedy cieką z nich rzeki potu i otwierają się ich pory, a co jest zbytecznego, wychodzi z ich ciała i na żadnym nie zostaje śladu krost ani wrzodów”

Zygmunt Gloger:Encyklopedia staropolska

oczywiście w miastach w Polsce były łaźnie publiczne. i wiele ich było, ale to było dla mieszczan. Wieśniacy woleli saune. Łaźnie i sauna były tak popularne wśród Słowian, że kościół zakazał korzystania z nich w niedzielę i święta kościelne.

tyle w temacie smrodu

Kod:
W każdym razie już od XII stulecia bardzo liczne źródła wskazują, że woda stanowiła część przyjemności życiowych. Mamy na myśli takie dokumenty średniowieczne jak traktaty medyczne, herbariusze (księgi poświęcone zielarstwu i przepisom), świeckie opowiadania, fabliaux (wierszowane opowiastki o treści obyczajowej), spisy pozostawionych po śmierci rzeczy osobistych, królewskie o książęce księgi rachunkowe. Także i liczne miniatury w średniowiecznych rękopisach stanowią niezastąpione źródło informacji umożliwiające nam dzisiaj zapoznanie się z klimatem społeczno-psychologicznym i moralnym epoki.
Przekazują nam one także klucz do zrozumienia mentalności mężczyzn i kobiet z tamtych czasów. Jak zauważymy myto się wtedy bardzo często, nie tylko dla czystości cielesnej, ale wręcz dla przyjemności. Już dziecko jest myte kilka razy dziennie, co nie będzie niestety miało miejsca w czasach Odrodzenia, od XVI wieku. Niezliczone manuskrypty ilustrują taką kąpiel, i liczne teksty o niej wspominają.
Spotykamy jesna przykład w traktatach medycznych autorstwa Bartolemeusza Anglika, Wincentego de Beauvais, Aldebrandina ze Sieny, którzy w XIII wieku na wskutek publikowanych przez siebie traktatów medycznych i edukacyjnych, zapoczątkowują prawdziwą wręcz obsesję co do czystości dzieci i niemowląt. Według ich wskazówek dziecko należy kąpać kiedy jest wyspane, i czynić to należy trzy razy dziennie.
Sporządza się specjalnie balie dostosowane do rozmiarów dzieci, w zasadzie owalne bądź okrągłe, wykonane z drewnianych klepek. W bogatszych środowiskach wykonywane są one z metalu. Tak na przykład w Kronice Froissarta, z 1382 roku wspomina się, ze przy okazji grabieży sprzętu hrabiego Flandrii, znaleziono tam balię, gdzie był od dziecięctwa kapany, która była wykonana ze złota bądź srebra. Niektóre balie posiadały coś w rodzaju namiotu, tkaninę zawieszoną na specjalnym drążku, jaki miała za zadanie chronić dziecko przed przeciągami – jednak takie zbytki spotykamy tylko w środowisku arystokratycznym. Na większości miniatur widzimy zawsze jak matka, bądź opiekunka sprawdza dotykiem temperaturę wody zanim zanurzy w niej dziecko, gdyż według zaleceń woda winna być średniego ciepła. Nie kąpie się dziecka zanim nie podejmie się pewnych dodatkowych czynności : balia jest zawsze w pobliżu rozpalonego kominka, a samo wyjście z balii jest wystarczająco duże by można było tam zawinąć dziecko w cos w rodzaju ręcznika. Zawsze balia ta ma białe dno, nawet jeśli pojawiają się w nim jakieś rysy. Częstotliwość kąpieli wynika także z przypisywanej im wartości leczniczej. Kapiemy dziecko i smarujemy olejkiem w celu odżywienia skóry, pisze Bartłomiej Anglik, autor Księgi własności rzeczy, która była wręcz podręcznikiem aż do XVII wieku, kiedy popadła w zapomnienie.
W wieku dorosłym, kąpiel stanowi integralną część codzienności, zwłaszcza od XIV wieku. W miastach, w Średniowieczu, każda dzielnica posiada swe łaźnie, z frontem od ulicy. Łatwiej bowiem było dla większości osób udać się do łaźni niż przygotowywać kąpiel we własnym domu. Gdy zbliżał się zmrok po ulicach nawoływano oznajmiając, że łaźnie są gotowe : Przyjdźcie brać kąpiel i balie nie zwlekając... Kąpiel jest ciepła, naprawdę. Zresztą w wielu miastach Europy pozostało do dzisiaj wspomnienie tych łaźni w nazewnictwie ulic, przy których się mieściły. Na przykład w Paryżu w 1293 roku naliczono 27 takich łaźni wpisanych do specjalnych Ksiąg. Istniały naturalnie już dużo wcześniej, bo mamy dokumenty Świętego Ludwika, który usiłował wprowadzić pewne obostrzenia co do wykonywania zawodu łaziebnika. Do końca nie wiadomo kiedy zaczęły one powstawać. Być może są kontynuacja łaźni rzymskich. Wiemy z cała pewnością, że pałace królewskie i budynki mieszkalne, jak i klasztory zawierały sale kąpielowe już w czasach Karolingów. Najprawdopodobniej jednak dotarły one do Europy zachodniej poprzez krzyżowców, którzy odkryli ich piękno i praktyczność na obszarze Cesarstwa Bizantyjskiego,. XIV i XV wiek to apogeum łaźni miejskich – W Brukseli jest ich 40, w Brugii tyle samo. W 1400 roku w Bade naliczono około 30 łaźni. Badania prowadzone przez J. Garniera i J. Arnoud we Francji świadczą, że Dijon, Digne, Rouen, Strasbourg je posiadają. Tak małe miasteczko jak Chartres ma ich pięć. Te instytucje kwitną i przynoszą niezłe dochody. Niektóre prowadzone są przez duchowieństwo. W XIV wiecznym Krakowie tez istnieją łaźnie.
W XIII wieku zadowalano się zanurzaniem w wielkich baliach wypełnionych gorącą wodą. Pod koniec tego stulecia pojawiają się pierwsze łaźnie gdzie woda w baliach nasycona jest dodatkowo parą. W 1258 roku Szczepan Boileau, ówczesny proboszcz Paryża za czasów Świętego Ludwika i autor Księgi zawodów jaka spisywała i kodyfikowała cechy rozróżnia już pomiędzy łaźniami wodnymi, a suchymi i wilgotnymi. Posługiwano się dwoma sposobami wytworzenia pary w pomieszczeniu : jego ogrzewaniem z zewnątrz i wpuszczeniem do środka strumienia gorącego powietrza (łaźnia sucha) bądź wpuszczając do środka parę wodną (łaźnia wilgotna). Ceny tych usług tez były zróżnicowane. Na podstawie przepisów paryskich z 1380 roku wiemy, że łaźnia parowa kosztowała dwa denary, a łaźnia z balią z ciepła wodą cztery denary. Jednak branie łaźni i kąpiel razem kosztują osiem denarów. Za tę samą usługę dwie osoby udające się do łaźni wspólnie zapłacą razem dwanaście denarów. Łaźnia parowa jest ekonomiczna gdyż wymaga tylko kilku kamieni i wiadra wody. Do tego dorzucić należy denara za prześcieradło. Dla porównania bochenek chleba kosztował w tym samym czasie jednego denara. Łaziebni tworzą cech a ceny za ich usługi ustalane są przez paryskich urzędników. Musza także dbać o wyposażenie łaźni : Mistrzowie cechu mogą kontrolować i opróżniać rury i balie jak i odpływy, w celu sprawdzenia czy są czyste, dobre i wystarczające i nie szkodzą wodopojom gdzie woda mogłaby spływać. Ten dokument jest o tyle interesujący, ze wskazuje iż już w Średniowieczu istniała świadomość zagrożeń jakie mogą powstać w wyniku zanieczyszcznia ujęć wodnych. Przepisy zakazują przyjmowania do publicznych łaźni chorych ale i prostytutek. Temat ten poruszany jest w edykcie Świętego Ludwika z 1268 roku : Que nul du dit mestier ne soutienge en leurs étuves, bordiaux de jour et de nuit. (Niech nikt z cechu nie dopuszcza do łaźni nieczystych dnia i nocy).
Posiadano także świadomość profilaktycznej wartości kąpieli. Wszyscy lekarze Średniowiecza podkreślali, że praktyka ta pomaga zachować. Aldebrandin ze Sieny, w swoim traktacie pisał: Li baigners en eau douce fait en étuve et en cuve, et en eau froide, fait la santé garder. (Kąpiący się w ciepłej wodzie tak w bali jak i w kadzi, oraz w chłodnej wodzie zachowuje swe zdrowie). Kąpiel w zimnej wodzie musi być ograniczona do czasu jaki jest potrzebny dla wzmocnienia i stymulacji wewnętrznej ciepłoty. Jednak tylko ciepła kąpiel przy myciu ciała zapewnia usunięcie brudu jaki natura skrywa w porach ciała. Bartłomiej Anglik w XIII wieku zaleca częste mycie skóry całego ciała, włosów i ust.
Nie brakuje przy tym środków czystości. Istniało mydło – w Paryżu istnieje obowiązek pieczętowana produkowanych kostek mydła. Istniały trzy rodzaje mydła : galijskie, żydowskie, saraceńskie w zależności od użytych do jego produkcji środków : oliwy, tłuszczu zwierzęcego zmieszanego z potasem. Mycie głowy także nie sprawiało problemu. Herbariusz z XIII wieku zaleca używanie do tego celu soku boćwinowego jeśli trzeba pozbyć się łupieżu i liście orzechowca dla poprawienia piękna włosów. Ten sam herbariusz zaleca usuwanie włosów i mycie się pod pachami przy pomocy wina, połączonego z wodą różaną i sokiem rośliny zwanej casseligne. Zęby wybiela się pastą ze sproszkowanego korala lub części kostnych mątwy.
Pewna miniatura z początku XVI wieku ukazuje scenę gdzie prostytutka myje się czekając na klienta. To już nie przyjemność korzystania z wody ale banalna higiena. Balia jest tak niewielka, ze można w niej stanąć tylko nogami, lub umyć włosy. Innym źródłem informacji o higienie średniowiecznej jest zachowana architektura domów jak i rysunki architektów przewidujące miejsce codziennego przestrzegania higieny : izby kąpielowe, toalety. Od XIII wieku w budynkach miast przewidziane są miejsca na latryny i zlewozmywaki. Zlewy umieszczone są głownie w sklepionych niszach i mają zapewniony dopływ i odpływ wody. Takim przykładem jest dom z ulicy Daudade w Cahors z XIII wieku. Woda z latryn i ze zlewozmywaków odprowadzana jest często systemem kanalizacyjnym do specjalnie dla tego celu przygotowanych fos. Przykładem jest dom z ulicy Albret w Bergerac gdzie prowadzone są prace badawcze, i dom z ulicy Gambetta w Figeac. Z kolei fosy są regularnie opróżniane przez cech tylko tym się zajmujący. Jak twierdzi profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wybitny znawca średniowiecza - Jan Drabina, sieć wodociągowa w miastach z przełomu XIV i XVw. nie była rzadkością. Takową sieć miało wiele miast śląskich, m.in. Bytom, Gliwice, Świdnica, Ziębice i oczywiście Wrocław. Dodatkową ciekawostką jest to, że we Wrocławiu woda doprowadzana była do ponad 600 punktów - prywatnych domów również. A brukowane ulice ułatwiały odpływ nieczystości...


oczywiście mitem jest także to że nieczystości wylewano przez okno wprost na ludzi na dole. Choć by z tego powodu że można było oblać kogoś nerwowego, dobrze władającego mieczem. W tamtych czasach wielu było takich. Natomiast w miastach, dość powszechne były "wygódki" w kamienicach. A tam gdzie ich nie było to wszelkie nieczystości wylewano do rynsztoka.


@Teodryk chcesz źródeł to se poczytaj książki Jana Drabiny


i rady dla pań z XIII wieku
" Niech dba,jak grzeczne dziewczę, aby
izba wenery czystą była.
Niewiastą przecież jest roztropną,
niech pajęczyną wieć usuwa,
skubiąc ją, paląc albo goląc
tak, by i mech tam nie pozostał."

_________________
http://republika.pl/blog_fa_550912/991430/sz/zwoliludu.gif
________________________________
A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści
i LEWACY

Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
jabba




Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1186
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 05:37, 20 Sty '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

se przypomniałem o temacie, jak i o tym forum.
Kilka fajnych opowieści o średniowieczu i jeden wykład, o początkach wolnego rynku, które to początki miały miejsce właśnie w średniowieczu
























i długi wykład


_________________
http://republika.pl/blog_fa_550912/991430/sz/zwoliludu.gif
________________________________
A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści
i LEWACY

Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Kruczowłosa




Dołączył: 25 Sie 2011
Posty: 1232
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 18:04, 22 Sty '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nad takim tekstem jabba można tylko usiąść i zapłakać. Wyrywki, brak rzetelności raczej senstyment przebija przez post. Żałosne nagięcie wiedzy i historii.

Uniwersytety pierwsze? Rozwój ?
Człeku zapewne dobry - ale gdyby nie średniowiecze i żelazna ręka kościoła i palenie tysięcy kobiet, dzieci i nie tylko ( od XIII wieku poprzez ponad 600 lat!) to postęp byłby szybciej, może już nasi dziadkowie mieliby komórki i komputery itd itp.

Postęp musiał iść tak czy siak bo musieliby wybić wszystkich ludzi a tego się nie dało zrobić, ale jeśli za postęp uważasz to, że kobietom nie wolno było się uczyć i studiować - to twój problem, bo kobiety mogły pobierać już nauki w starożytności przed epoką chrystianizmu w Aleksandrii na przykład.

Melioryzacja? Osiągnięciem?? Przecież Egipt to robił starożytny.

Reszty nie będę już komentować bo szkoda słów.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
pszek




Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 2310
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 02:21, 23 Sty '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mala napisał:

Reszty nie będę już komentować

Może to i rozsądna decyzja bo poziom twej argumentacji zdaje się potwierdzać tezę że nakłady na edukację kobiet to wyrzucony pieniądz.No i nade wszystko poziom owej argumentacji wyklucza cię z dziedzictwa twej wielkiej rodaczki Nawojki.
A zaprezentowany materiał faktycznie jest fragmentaryczny ale jak sądzę nie z winy autora tematu a z powodów obiektywnych.Obawa przed mówieniem prawdy o średniowieczu ma niestety duże tradycje i silne uzasadnienie.Średniowiecze było epoką która wyznaczył kierunek naszej cywilizacji i powiedzmy od razu że nie był to dobry kierunek.Źródła wszystkich naszych współczesnych "kłopoty" powstały właśnie wtedy.
Zachęcam wszystkich, a autora tego tematu szczególnie,do obejrzenia dokumentalnego filmu pt Upadek Imperium -Bizantyjska Lekcja
Film jest rzetelny pod względem faktograficznym i mówi o wielu sprawach nieznanych w naszej przestrzeni (oczywiście nieznanych "powszechnie").Każdy (no może nie każdy ale inteligentny) widz łatwo zorientuje się że film zawiera wiele aluzji do sytuacji współczesnej Rosji ale to nie znaczy że jest propagandowy.To tylko dowód że wbrew wszystkim pozorom nasze dzieje to ciagle ten sam dramat,odgrywany w różnych scenografiach, obsadach,inscenizacjach, ale wedle tego samego scenariusza.Narratorem jest archimandryta Tichon.Może dlatego że to niekiepski historyk a może dlatego że co nie wypada wyartykułować "swieckimu" to ciągle jeszcze może wyartykułować duchowny.
Film powstał w 2007 roku a jego telewizyjna premiera odbyła się w 2008.
Byłoby interesujące dowiedzieć się co po obejrzeniu filmu @jabba sądzi o łacińskim średniowieczu.Czy ziarno wzrosłe na gruncie zdrady,podstępu i łupiestwa mogło wydać dobre plony.
włączyc polskie napisy klikając CC
część I
część II
częśćIII
część IV
część V
_________________
sasza.mild.60@mail.ru
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goska




Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 3486
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 04:53, 23 Sty '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Za historie sie wzieli, jak Niemiec juz wszystko zmienil !!!!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Ordel




Dołączył: 04 Lip 2009
Posty: 8560
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 12:00, 02 Wrz '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W innym temacie wspomniałem że za Karola Wielkiego ( Frankowie ) VIII/IX wiek zniesiono wielożeństwo w chrześcijaństwie .
Ale co ze stanem duchownym ? ( Tylko na terenach Polski ) .

" Aż do 1197 roku małżeństwa księży zaliczały się w Polsce do rzeczy zwyczajnych i uznawane były za ważne . Inaczej - ale też nie zawsze - działo się tylko z biskupami , którzy w znacznej części rekrutowali się spośród zachodnioeuropejskich zakonników . Jeszcze w połowie XIII wieku żył w Wielkopolsce niejaki Ogierowicz legalny syn biskupa włocławskiego , Ogiera .
W 1197 roku przybył do Polski legat papieski Piotr , kardynał Kapui , przywożąc zakaz małżeństw księży . Duchowieństwo polskie zachowało się wobec niego spokojnie , za to czeskie omal go nie zgładziło . O synach księży czyta się w źródłach jeszcze długo potem , gdyż nowe prawo przyjmowało się powoli i z oporami " .

Paweł Jasienica "Polska Piastów" str. 181-182

Zakaz małżeństw nie znaczył że klecha nie mógł ruchać . Chodziło o to by majątek kościoła się nie rozdrobnił . No i co robić z tysiącami dzieci klechów . Pewnym rozwiązaniem były zakony rycerskie i wiążące się z nimi wszelkie Wyprawy Krzyżowe , po nowe ziemie gdzie można było nabyć tytuł , jak i po łupy . Oprócz znanego powszechnie kierunku wypraw Krzyżowych jakim była Palestyna/Syria , wyprawiano się na Połabie w ramach krucjaty tylko raz 1147 rok . Jak i Krucjaty miały miejsce na półwyspie Iberyjskim .



A co do "wieków ciemnych" , owa nazwa tyczy się okresu gdzie chrześcijaństwo nie było utrwalone tudzież nie istniało w pewnych obszarach takich jak np Polska . I aż ciężko uwierzyć że chrześcijaństwo "podbijało" Europę przez ponad pięć wieków ( licząc od tego 476 roku ) . Kiedy Islamowi podbój półwyspu Arabskiego , północnej Afryki i 80% półwyspu Iberyjskiego zajęło ok 100 lat .
_________________
https://www.youtube.com/watch?v=0K4J90s1A2M
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 01:39, 03 Wrz '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jak na ironie islam przysłużył się chrześcijaństwu, bo to groźba islamskiego podboju tak na prawdę ostatecznie skonsolidowała i umocniła podzielone i słabe jeszcze wówczas, chrześcijaństwo.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Autorskie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


średniowiecze - raj utracony
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile