Być może czeczeński terroryzm rzeczywiście był na rękę Putinowi, ale ... raczej na krótką metę.
Jelcynowska Rosja (nie umiejąca prowadzić gier w stylu Putina) o mały włos (
na własne życzenie) nie została odcięta od kaspijskiego basenu roponośnego.
Tak więc komu jak komu ale właśnie to jej chyba najbardziej zależy na uporaniu się z czeczeńskim separatyzmem.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że kaukascy bojownicy nie tylko korzystali z wsparcia USA i innych państw zachodnich ale działali także z ich inspiracji.
Stawka o jaką szło to coś znacznie więcej niż jeszcze jedna „niepodległa” republika czy „wzmocnienie” władzy na Kremlu.
Nie jest żadną tajemnicą, że Rosja i Stany Zjednoczone walczą o prymat w tamtym regionie i gdyby nie zaangażowanie się Waszyngtonu w sprowokowane przez niego wojny: iracką i afgańską to sytuacja Moskwy w tym starciu byłaby nie do pozazdroszczenia.
Dzięki „zgodzie” na zbrojną interwencję NATO w Afganistanie wraz z zainstalowaniem baz w krajach ościennych (w tym w byłych republikach USSR) Putin dostał „wolną rękę” w wojnie z czeczeńskimi separatystami.
To dopiero od tamtego czasu „podpiął” się pod „wojnę z terroryzmem” co umożliwił mu członek wielkiej „rodziny naftowej” Georg W. Bush.
Mimo tych pozornych ustępstw Stany Zjednoczone nie zrezygnowały z działań mających na celu „osłabienie” Rosji w tamtym rejonie czego dobitnym przykładem jest zainstalowanie przez nie w Tiblisi powolnego sobie reżimu oraz działania Polski, których celem było włączenie (właściwie ...przekonanie) jak największej liczby państw do budowy rurociągów omijających rosyjskie terytorium.
Sprawa jednak się „rypła” i Kazachstan, na który USA tak „bardzo” liczyły dokonawszy bilansu zysku i strat zwrócił się w stronę Rosji.
No cóż ... odbiegłem trochę od tematu.
Pozdrawiam