Napisał i mnie sprowokował
goldbug napisał: |
Widać teraz po co się wprowadza zakazy posiadania broni. Czyni się ludzi bezbronnymi wobec potencjalnie totalitarnej władzy. Dlatego właśnie wykładają USA. Najbardziej zmilitaryzowane społeczeństwo gotowe zbrojnie stawić opór New World Order. |
Zakaz posiadania broni jest dla krajów podbitych i okupowanych
=========================================
Jeśli w jakimś kraju , jakiś kurdupel i eunuch wprowadza , lub utrzymuje taki zakaz to znaczy , że kraj ten został zakwalifikowany do podbitych i okupowanych.
Prezydent i reszta, to nie własna elita broniąca interesów Państwa, tylko obcy najemnicy!
Proszę zwrócić uwagę na skuteczność strzelca wyborowego.
(rażenie pojedynczego celu na odległość 1300m)
Proszę porównać to ze selektywnością i skutecznością F16.
Proszę porównać koszty i
straty ewentualnej zdrady interesów państwa!
Porównajmy koszty i możliwość przetrwania pierwszego uderzenia.
Jasno widać , że Kontrakt F16 to największy przekręt!
Natomiast marginalizacja LOK jako ośrodka wstępnego szkolenia, selekcji i przygotowania
potencjalnych strzelców wyborowych to sabotaż za który należy postawić przed sadem winnych .
Jednak ten apel jest daremny
Oni są chronieni przez ich zleceniodawców, którzy na dodatek zadbali o zniesienie kary śmierci, za tak haniebną zabronię!
Nie napisałem o jakie państwo chodzi - prawda?
==================
"Juliusz Ćwieluch
18 lutego 2008
Snajpera piąte nie obowiązuje
Polska armia tworzy szkołę dla snajperów. Materiał do opanowania jest
następujący: trzeba się nauczyć niepostrzeżenie zabić człowieka z odległości pół kilometra.
Do zabicia człowieka wystarczy kula lecąca z energią 60 dżuli. Śrut wystrzelony z wiatrówki ma 17 dżuli. Pocisk z karabinu snajperskiego 3417 dżuli, bo snajper strzela raz i po to, żeby zabić. A przemysł zbrojeniowy od lat robi, co może, żeby mu w tym pomóc. Tylko zapotrzebowanie na eliminowanie celów na odległość się zmienia, bo już w 1139 r. Sobór Laterański II uznał, że broń precyzyjna zabijająca na duże odległości jest "niemiła Bogu" i pod groźbą klątwy zakazał jej używać. Minęło prawie 900 lat i ambiwalentny stosunek do snajperów się nie zmienił. Ale skoro możesz zabić przeciwnika na długo, zanim on zobaczy ciebie, to trudno się oprzeć pokusie.
Polska armia opierała się dość długo...
Droga do szkoły
Kiedy z misji w Iraku zaczęły przylatywać do Polski pierwsze trumny, opór wobec snajperów zaczął wyparowywać. W kwietniu 2004 r. strzelcy przeszli chrzest bojowy podczas obrony ratusza w Karbali. - Gdy ktoś do ciebie mierzy z granatnika, to specjalnie się nie zastanawiasz nad naciśnięciem spustu - wspomina jeden ze strzelców uczestniczących w tamtej akcji. Żołnierze szybko zrozumieli, że w tzw. misjach stabilizacyjnych piąte przykazanie - nie zabijaj - nie obowiązuje. W ciągu tylko jednego dnia walk Polacy zastrzelili 80 rebeliantów.
Politycy i wojskowi stawali na głowie, żeby informacja nie przedostała się do opinii publicznej.
Ale z tamtych wydarzeń wyciągnięto wnioski.
Gdyby nie wsparcie strzelców wyborowych, nie obeszłoby się bez ofiar i po naszej stronie. A tego już by się nie dało tak łatwo przemilczeć.
- Armia odczuła potrzebę posiadania profesjonalnie wyszkolonych snajperów, ale brakowało jeszcze woli jej realizacji - wspomina gen. Mirosław Różański, dowódca 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej.
Trzecia zmiana wolę pogłębiła. - Jeden ze snajperów przyszedł do nas po akcji i poprosił o coś na sen, bo właśnie zabił kilkanaście osób i poczuł, że musi się z tym przespać, a bez chemii nie da rady - wspomina jedna z osób z personelu szpitala. Szczęśliwie w zajmowanej przez Polaków strefie nie działali wrodzy snajperzy, a miejscowi bojownicy nie strzelali zbyt celnie.
- Gdybyśmy mieli do czynienia z irackimi snajperami, ofiar w naszych ludziach byłoby znacznie więcej.
Dla mnie jest jasne, że trzeba się porządnie wziąć za szkolenie strzelców wyborowych - mówi gen. Waldemar Skrzypczak, dowódca Wojsk Lądowych.
Generał Różański w 2005 r. postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Zaczął słać do przełożonych noty z pomysłem stworzenia pierwszej w Polsce nowej formuły szkolenia snajperów. A po cichu we własnej brygadzie tworzył podwaliny pod taki ośrodek.
Pierwsze kontakty z wojskową górą były mało zachęcające. - Gdyby nie pomoc gen. Skrzypczaka, to szkoła może nigdy by nie powstała - wspomina Różański.
Później pojawiły się inne przeszkody. Tak prozaiczne, że aż żenujące. Co z tego, że armia zakupiła nowoczesne fińskie karabinki TRG 22, skoro nie zadbano o amunicję? - Moich 12 ludzi w trzy miesiące wystrzelało tyle amunicji, ile wojska lądowe zakupiły na cały rok - mówi generał Różański.
Jak mógł wymagać od swoich żołnierzy, żeby ćwiczyli zajmowanie stanowiska do oddania strzału przez cztery dni, kiedy nie mógł im zaproponować odpowiedniej bielizny, bez której po prostu sztywnieli z zimna. A nieodzowne dla współczesnego strzelca przybory, jak urządzenie do pomiaru siły wiatru, dalmierz laserowy czy kalkulator balistyczny, w ogóle nie mieściły się w siatce wojskowych zakupów.
- Jako dowódca mam prawo nagrodzić wybijających się żołnierzy. W ramach nagród dostali część sprzętu, który w naszej armii jest po prostu nieosiągalny - tłumaczy Różański. Ale największą obrazą okazał się fakt, że wojskowy poprosił o pomoc policyjnych strzelców. - W wojsku, poza GROM, nie ma specjalistów. A policja szkoli snajperów od kilkunastu lat. Mam tam znajomych jeszcze ze studiów, więc po koleżeńsku przyjechali nam pomóc - opowiada generał. Efekt był piorunujący. Część żołnierzy z przykrością uświadomiła sobie, że ma niewielkie pojęcie o obsłudze karabinu, za który wojsko zapłaciło ok. 20 tys. zł, ale nie zainwestowało już w ich przeszkolenie. Po dwóch latach szkolenia i kilku misjach bojowych, w których ludzie Różańskiego musieli przełożyć doświadczenia ze strzelania do tarczy na żywego przeciwnika, generał uznał, że są gotowi do uczenia następnych strzelców wyborowych. W tym roku szkoła snajperów ma ruszyć na dobre.
Dmuchanie kisielu
Celne strzelanie to dobry początek, żeby zostać strzelcem wyborowym, ale za mało, żeby przeżyć w tym zawodzie. Tym bardziej że historia wojskowości nie odnotowała jeszcze przypadku snajpera, który przeżył wzięcie do niewoli.
Czeczeńcy podrzynali strzelcom gardła, Rosjanie palili ich żywcem. W Jugosławii szczególnie polowano na snajperki: gwarancja zbiorowego gwałtu.
Żaden inny typ żołnierza nie wywołuje takich skrajnych reakcji u przeciwnika. I trudno się dziwić, bo broń i technika, którą dysponują, praktycznie nie dają przeciwnikowi żadnych szans. Właściwie nie chronią przed nią nawet kamizelki kuloodporne i nowoczesne hełmy. Pociski są tak skonstruowane, że w zetknięciu z celem rozwarstwiają się, tworząc coś w rodzaju grzybka. Dziura, którą wlatuje kula, ma ok. 10 cm średnicy. Rana wylotowa ma już 30 cm. - Za pociskiem wytwarza się ciśnienie tworzące tzw.
kanał chwilowy. Fala rozchodzi się po organizmie z prędkością ok. 1450 m/s.
Większość ludzi zabija wstrząs wywołany przez to ciśnienie - tłumaczy lekarz Adam Pietrzak. Żeby wyobrazić sobie, co pocisk robi w ciele człowieka, można przeprowadzić eksperyment. - Proszę wprowadzić słomkę do szklanki z kisielem i mocno dmuchnąć, efekt będzie bardzo zbliżony - instruuje doktor Pietrzak.
Marek jest jednym ze strzelców z teamu generała Różańskiego. Już jako chłopak strzelał w Lidze Obrony Kraju. Jak tylko można było posiadać wiatrówki, poszedł do sklepu i kupił sobie jedną. Od jakiegoś czasu stara się zostać myśliwym, bo ma wrażenie, że wojsko daje mu za mało szans na doskonalenie umiejętności. Na razie z 525 m trafia w paczkę papierosów.
Niedawno wrócił z misji w Afganistanie. Zaznacza, że z dużym uczuciem niedosytu. - Mam wrażenie, że jako strzelcy moglibyśmy zrobić tam więcej.
Przez pół roku wystrzelał tysiąc naboi. Ale o celach nie chce rozmawiać, bo po aresztowaniu komandosów oskarżonych o masakrę wioski Nangar Khel w wojsku nikt już nie chce rozmawiać o misjach.
Tak samo jak inni koledzy, szkolący się na strzelców wyborowych, sam robi stroje maskujące. Wyszukuje w Internecie informacje o balistyce. Czyta wszystko na temat technik strzeleckich. Chłopcy nawzajem się dopingują i uczą. Jakiś czas temu kupili komputer balistyczny. Program uwzględnia nawet korektę pocisku na przesunięcie celu związaną z ruchem Ziemi. Jeśli strzelasz na 300 m, nie ma to znaczenia. Ale przy strzale na 1,5 km, to już zupełnie inna sytuacja. Tym bardziej że od kilku miesięcy takie strzały są już w zasięgu ich zainteresowań, bo wojsko zakupiło kilka polskich karabinów TOR o kalibrze 12,7 mm. Tak naprawdę to małe działko z celownikiem optycznym. Przy odpowiedniej amunicji można z niego przestrzelić z 800 m każdy, poza czołgiem, pojazd używany w wojsku polskim. Nawet nie trzeba pytać, jaki efekt miałby taki strzał w człowieka.
Strzelcy z 17 brygady podczas ćwiczeń w polu od razu wyróżniają się na tle kolegów. Nieregulaminowe kapelusze, karabinki obwiązane maskującymi szmatami, niemieckie bluzy maskujące. W innych jednostkach za takie coś mieliby spore kłopoty. - My to nazywamy stylem żulowatego myśliwego. Nosimy niemieckie goreteksy, bo lepiej maskują i chronią przed zimnem niż nasze ceraty - mówi jeden z nich. Buty też mają inne. - Te, które daje armia, nazywane są józefami, bo wojsko się śmieje, że chodził w nich jeszcze święty Józef. A my musimy mieć ciepło w nogi, bo siedzimy w polu czasem kilka dni - tłumaczą żołnierze.
Szkolą się samodzielnie. To w polskiej armii rewolucja, bo dotychczas na pluton przypadał jeden etat strzelca wyborowego, który miał takie same obowiązki jak wszyscy inni. Niemiecka armia już w 1915 r. zwalniała swoich strzelców wyborowych z wszelkich innych obowiązków. - Snajper to człowiek do zadań wyjątkowych i musi być wyjątkowo traktowany - tłumaczy gen. Różański.
Mordercom dziękujemy
Największe doświadczenie w selekcjonowaniu snajperów ma w Polsce GROM, bo w tworzeniu formacji pomagali najlepsi w świecie eksperci z amerykańskiej Delta Force i brytyjskiego SAS. Już samo dostanie się do GROM było wyczynem.
Ale szkolenie dla snajperów ocierało się o nietzscheańską koncepcję nadczłowieka. Ludzie, którzy ich selekcjonowali, nie ukrywali, że ich celem jest złamanie charakteru i siły życia kandydatów. W myśl zasady, że prawdziwa osobowość człowieka ujawnia się dopiero w skrajnych warunkach. - Obowiązywała zasada nieufności. Cały czas ich testowaliśmy, bo potrzebowaliśmy naprawdę najlepszych. Co w tym wypadku wcale nie oznacza, że najbardziej chętnych do zabijania. Wręcz przeciwnie. Potencjalnych morderców usuwaliśmy w pierwszej kolejności. Morderca jest podwójnie niebezpieczny, bo chęć naciśnięcia spustu jest silniejsza niż bezpieczeństwo jego kolegów czy powodzenie akcji - tłumaczy gen. Sławomir Petelicki, twórca GROM.
Z drugiej strony ryzyko, że prędzej czy później będą musieli strzelać do ludzi, było na tyle uzasadnione, że szkolenie musiało być maksymalnie realne. Korzystano z różnych wzorów. Izraelscy instruktorzy każą strzelać kursantom do wydrążonych główek kapusty zalanych ketchupem. Podobno efekt trafienia takiego celu wiernie naśladuje eksplozję mózgu człowieka. Ale jak ma się do dyspozycji lunetę z 10-krotnym powiększeniem, to trudno uniknąć debaty o detalach.
W. to jeden z najbardziej doświadczonych polskich snajperów. Warunkiem zgody na spotkanie jest niezadawanie głupich pytań. - Na przykład, ile mam nacięć na kolbie. Tylko psychopata i idiota mógłby robić coś takiego. Im więcej masz celów na koncie, tym bardziej przeciwnik będzie zabiegał, żeby wyeliminować cię z pola walki - tłumaczy. Ma łagodną twarz i delikatne zmarszczki wokół oczu. Wzbudza zaufanie, bo takie zmarszczki robią się ludziom, którzy dużo się uśmiechają. W jego wypadku zrobiły się od ciągłego mrużenia oczu przy przyrządach optycznych. Ale nawet jego żona się tego nie domyśla, wie tylko, że mąż jest wojskowym i często wyjeżdża na poligon.
O zadaniach, które wykonywał, mówi półsłówkami. Dopiero oglądając zdjęcia z taktyki maskowania, można próbować się domyśleć niektórych szczegółów. Na jednym ze zdjęć ledwo go widać zza ponadmetrowej lufy karabinu 12,7 mm.
Wokół leży kilkanaście łusek. W tle widać fragment ściany glinianej chałupy.
Podobne są w Afganistanie. Na innym zdjęciu wejście do stanowiska zamaskowane jest rozciągniętym z tyłu fragmentem wzorzystego materiału.
Wzory są bogate. Takie, w jakich lubują się Arabowie. Na jeszcze innej fotografii uwieczniono resztki czegoś, co było kiedyś mieszkaniem w bloku.
Mnóstwo takich szkieletów powstało w czasie wojny w byłej Jugosławii.
Ale to tylko domysły. Jeśli choć trochę są prawdziwe, to był wszędzie tam, gdzie w przeciągu ostatnich kilku lat było gorąco. I miał przed sobą wielu bad guys, jak to mówią Amerykanie. Od kwietnia 1992 r. w obleganym przez
1264 dni Sarajewie snajperzy obydwu stron urządzili sobie największe ludzkie safari w historii współczesnego świata. Strzelano do dzieci, bo zawsze można było liczyć, że po ciało przyjdą rodzice, którzy dawali szansę na kolejne dwa celne strzały. W sierpniu 1994 r. specjalny sprawozdawca ONZ Tadeusz Mazowiecki apelował o uznanie snajperów spod Sarajewa za zbrodniarzy wojennych. Ale sprawę załatwiło dopiero wysłanie w rejon walk profesjonalistów z Zachodu, którzy zamienili myśliwych w zwierzynę.
To się nie śni
W. woli mówić o tym, jak ważni są snajperzy i dlaczego warto pakować ciężkie pieniądze w ich wyszkolenie. - Bo te pieniądze się po prostu zwracają - tłumaczy. Amerykanom, którzy jako naród praktyczny lubią przyglądać się każdemu zjawisku przez pryzmat cyferek, wyszło, że na zabicie jednego wietnamskiego partyzanta wystrzelili średnio 20 tys. sztuk naboi. Snajper Marines, żeby zabić 10 przeciwników, wystrzelił 13 pocisków. Dla Amerykanów był to argument przemawiający za inwestowaniem w snajperów. Utwierdziła ich w tym pierwsza wojna w Zatoce Perskiej: snajperzy likwidowali całe plutony, które nawet nie wiedziały, skąd przychodzi śmierć.
Po tej lekcji Saddam Husajn postawił na szkolenie własnych strzelców. Husajn już nie żyje, a amerykańscy żołnierze nadal giną od ich kul. Snajper o pseudonimie Jaaba albo Jumba chwali się zabiciem 230 amerykańskich żołnierzy. Jeszcze niedawno jego polowania można było oglądać na serwisie YouTube. Żołnierze widziani przez siatkę jego celownika z reguły rozmawiają z kolegami. A zaraz potem padają jak szmaciane lalki. Na Jaabę polował każdy amerykański snajper w Bagdadzie. O pomoc poprosili też GROM, ale W. milczy na ten temat.
O swojej pracy mówi, że wymaga cierpliwości, bo czasem obiekt obserwuje się nawet dwa tygodnie. Niektórym to wystarczy, aby się z kimś zaprzyjaźnić. Dla niego to czas, żeby poznać czyjeś zwyczaje i odruchy. To wiedza niezwykle przydatna do oddania precyzyjnego strzału. - Kiedy dostaje się zielone światło na działanie, samo naciśnięcie spustu to wyćwiczony odruch zapisany w pamięci mięśniowej. Nie myślisz, co robisz, ale automatycznie działasz - tłumaczy.
Po akcji najczęściej idzie coś zjeść, bo w czasie zadania nie ma na to czasu. Czasem jest tak zmęczony, że od razu zasypia. - Nigdy nie śnili mi się ludzie, których widziałem na celowniku - uprzedza pytanie.
Juliusz Ćwieluch"
===================================
Polecam Magazyn o broni
STRZAŁ
Artykuł:
Bantustan Polska , czyli europejska rzeczywistość statystyczna tekst Piotra Zadory
Kazdy, nawet debil zrozumie, ale poseł i tak zagłosuje jak mu zapłacą
Polecam również artykuł mojego dobrego znajomego Maćka
http://www.miasik.net/articles/snyder.html
Jest to tłumaczenie eseju, który został opublikowany drukiem w roku 1993, a potem na, nieistniejącej już, stronie www autora. Tłumaczenie i publikacja za zezwoleniem autora. Oryginał rozpowszechniany jest na wielu stronach. Jest to znakomity tekst poruszający problem prawa do posiadania broni, odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo oraz przyczyn, dla których jesteśmy tego prawa pozbawiani.
Społeczeństwo nasze osiągnęło szczyty samoekspresji i szacunku dla indywidualności, w stopniu rzadkim i nieporównywalnym w historii. Cała kultura popularna – od magazynów mody do kina – pozytywnie podkreśla nieporównywalną z niczym innym wartość jednostki i gloryfikuje ekscentryczność, nonkonformizm, niezależność sądów i stanowczość. Ten entuzjazm ma odbicie w dominującym poglądzie, że pomaganie komuś pociąga za sobą zwiększanie poczucia własnej wartości u tej osoby, że jeśli osoba odpowiednio ocenia siebie samego, będzie w naturalny sposób szczęśliwym, produktywnym i, w jakiś niewytłumaczalny sposób, odpowiedzialnym członkiem społeczeństwa.
Dobitna odmowa A jednocześnie, gdy ludzie zachęcani są do rozwijania swojej indywidualności i bezcennego poczucia własnej wartości, media i wysoko postawieni stróże prawa ciągle zalecają, aby w przypadku konfrontacji ze śmiertelnym zagrożeniem nie opierać się, ale po prostu dać atakującemu to, czego się domaga. Jeśli rozmowa schodzi na przestępstwo gwałtu, daje się zauważyć pewną konsternację i dyskusja szybko przechodzi na temat, jak to kobieta może zmienić swoje zachowanie, aby zminimalizować ryzyko gwałtu i jak rozmaite, często śmieszne, niegroźnie bronie może przy sobie nosić – gwizdek, klucze, gaz pieprzowy lub, co przyprawia o dreszcze każdego gwałciciela, telefon komórkowy.
Jak to jest możliwe? Jak osoba, która tak wysoko ceni sama siebie, może akceptować poniżenie kryminalnej napaści? Jak ktoś, kto wierzy, że esencja jego godności leży w stanowczości, może pasywnie zgodzić się na przymusowe pozbawienie się owej stanowczości. Jak może, bez słowa, z pełną godnością i opanowaniem, po prostu oddać swoje rzeczy?
Założeniem jest oczywiście, że nie ma tutaj sprzeczności. Rada, by nie stawiać oporu podczas napaści i po prosto oddać rzeczy zasadza się na stwierdzeniu, że czyjeś życie jest bezcenne, i że żadna własność nie jest go warta. Odłóżmy na bok, na moment, niepojęte założenie, że bandyta, który posuwa się do użycia śmiertelnej przemocy powinien być traktowany, jak gdyby działał według jakiejś nowej społecznej umowy: „nie skrzywdzę cię ani zabiję, jeśli dasz mi to, czego chcę”. Całe lata feministki harowały, aby nauczyć ludzi, że w gwałcie nie chodzi o seks, ale o dominację, poniżenie i kontrolę. Najwyraźniej ktoś musi poinformować media i wysoko postawionych stróżów prawa, że w porwaniach, włamaniach, i napadach nie chodzi o własność.
Przestępstwo to nie tylko kompletne odcięcie się od społecznej umowy, ale także rekwizycja wolności i osoby ofiary. Jeśli godność jednostki opiera się na fakcie, że jest ona swoim własnym agentem, który podejmuje akcje w oparciu o swoją wolę, w swobodnej wymianie z innymi, to przestępstwo zawsze narusza godność ofiary. Jest faktycznie aktem zniewolenia. Twój portfel, twoja torebka, czy samochód może nie być wart twego życia, ale twoja godność jest. I jeśli nie jest warta, aby o nią walczyć, trudno uznać, że istnieje.
Dar życia
Choć ciężko pojąć to współczesnym, kiedyś powszechnie wierzono, że życie to dar od Boga, że nie bronić go, gdy było zagrożone, to akt pogardy dla tego daru, akt tchórzostwa i zaniedbania obowiązku wobec społeczności. Kazanie wygłoszone w Filadelfii w 1747 roku jednoznacznie zrównuje zaniechanie samoobrony z samobójstwem:
„Ten, kto daje, by jego życie zostało mu odebrane przez tego, który nie ma władzy w takim celu, gdy mógł był zachować je dając odpór, dopuszcza się Winy samobójstwa, gdyż Bóg nakazał mu przedłużać życie, a sama Natura uczy każdą istotę jak się bronić.”
„Tchórzostwo” i „szacunek dla siebie” w większości znikły z publicznych debat. W ich miejsce zaoferowano nam „poczucie własnej wartości”, jako źródło sukcesu i zastępstwo godności. „Szacunek dla siebie” zakłada, że ktoś uznaje standardy i ocenia swoją wartość poprzez stopień podporządkowania się do nich. „Poczucie własnej wartości” po prostu oznacza, że ktoś czuje się dobrze w stosunku do siebie samego. „Godność” odnosiła się kiedyś do opanowana i hartu ducha, którymi charakteryzowała się osoba w obliczu zmiennych kolei losu i grubiańskiego zachowania się innych. Teraz, oceniając to po regułach wypowiadania się obowiązujących w campusach, godność wymaga, abyśmy nigdy nie usłyszeli zniechęcających nas słów, oraz aby inni byli zmuszani do właściwego zachowania się, najwyraźniej na bazie założenia, że nie jesteśmy w stanie zapobiec własnej degradacji, jeśli będziemy wystawieni na poniżające zachowania innych. To są znaki wskazujące słabość naszego charakteru i pustkę naszych dusz.
Nie sposób odnieść się do problemu szerzącej się przestępczości bez poruszenia kwestii moralnej odpowiedzialności potencjalnych ofiar. Przestępczość szerzy się, gdyż przestrzegający prawa, każdy z nas, akceptuje ją, usprawiedliwia ją, zezwala na nią, poddaje się jej. Pozwalamy i zachęcamy do niej, ponieważ nie bronimy się, natychmiast, tam i w tamtej chwili, gdy przestępstwo ma miejsce. Przestępczość szerzy się, nie dlatego że mamy za mało więzień, że prokuratorzy i sędziowie są za pobłażliwi, że policja jest paraliżowana absurdalnymi procedurami. Defekt tkwi tu, w naszym charakterze. Jesteśmy narodem tchórzy i unikaczy.
Czujesz się szczęśliwcem?
Gdy w 1991 Prokurator Generalny Richard Thornburgh opublikował doroczną statystykę przestępczości FBI, zauważył, że bardziej prawdopodobne jest, że człowiek będzie ofiarą brutalnej zbrodni, niż uczestnikiem wypadku samochodowego. Mimo to, większość ludzi ochoczo daje wiarę, że istnienie policji zwalnia ich z odpowiedzialności zapewnienia sobie pełnych środków do samoobrony. Jednakże policja to nie osobiści ochroniarze. Działa ona raczej jako ogólny czynnik odstraszający przestępców, zarówno przez swoją obecność, jak i przez zatrzymywanie przestępców po fakcie. Jak orzekło wiele sądów, nie ma ona prawnego obowiązku chronić kogokolwiek konkretnego. Nie można oskarżyć jej o zaniedbanie w kwestii ochrony przed zostaniem ofiarą przestępstwa.
Jak dotąd, jeśli chodzi o odstraszanie swoją obecnością, są w tym bardzo, bardzo dobrzy. Kryminaliści piekielnie się starają, aby nie popełnić przestępstwa w ich obecności. Niestety, następstwem tego jest fakt, że możesz spokojnie założyć się o swoje życie (i robisz to), że nie będzie ich w chwili, w której rzeczywiście będziesz ich potrzebował.
Jeśli kiedykolwiek staniesz się ofiarą napadu, rabunku, czy gwałtu, zauważysz, że bardzo trudno wezwać policję, gdy przestępstwo jest w toku, nawet posiadając przenośny telefon komórkowy. Tak czy inaczej, możesz być zainteresowany, by dowiedzieć się jak długo zajmuje im dotarcie na miejsce zbrodni. Statystki Departamentu Sprawiedliwości z 1991 pokazują, że w przypadku wszystkich przestępstw z użyciem przemocy, tylko 28 procent telefonów jest odbieranych w ciągu pięciu minut. Pomysł, że ochrona jest usługą, po którą można zadzwonić i zostanie szybko dostarczona, jest wyszydzany przez posiadaczy broni, którzy uwielbiają cytować takie wyzwanie: „Zadzwoń po policję, zadzwoń po karetkę, i zamów pizzę. Zobacz, kto przyjedzie pierwszy.” (w domyśle - pizza)
Wielu ludzi radzi sobie z problemem przestępstw przekonując samych siebie, że mieszkają, pracują i poruszają się w specjalnej strefie „wolnej od przestępczości”. Niezmiennie reagują szokiem oraz bolesnym rozczarowaniem, gdy odkrywają, że bandyci nie uznają reguł i nie respektują takich wymyślonych granic. Jeśli jednak rozumiesz, że przestępstwo może mieć miejsce gdziekolwiek i o dowolnej porze, i jeśli rozumiesz, że możesz zostać okaleczony lub śmiertelnie raniony w ciągu paru sekund, możesz zechcieć rozważyć kwestię, czy chcesz złożyć odpowiedzialność za ochronę własnego życia w obce ręce.
Władza i odpowiedzialność
Czy twe życie warte jest, by je chronić? Jeśli tak, czyją odpowiedzialnością jest go chronić? Jeśli wierzysz, że policji, to nie tylko jesteś w błędzie – gdyż nasze sądy stale orzekają, że nie ma ona takiego obowiązku – ale musisz zmierzyć się z trudnymi moralnymi rozterkami. Jak zasadnie możesz prosić innego człowieka, aby ryzykował swoim życiem w ochronie twojego, skoro sam nie narzucasz sobie takiej odpowiedzialności? Bo to jego praca i za to dostaje pieniądze? Bo twoje życie jest bezcenne, ale jego warte jest tylko te $30,000 pensji, którą otrzymuje? Jeśli wierzysz, że nagannym jest posiadanie środków oraz woli do użycia śmiertelnej siły, aby odstraszyć napastnika, jak możesz wzywać innych, aby robili to za ciebie?
Czy wierzysz, że nie wolno ci bronić siebie, gdyż policja ma lepsze kwalifikacje do chronienia cię, gdyż oni wiedzą, co robią, a ty jesteś totalnym amatorem? Pomijając, że to jest równoważne wierze, że tylko pianiści koncertowi mogą grać na fortepianie i jedynie zawodowi sportowcy mogą uprawiać sporty. Jakie dokładnie są te specjalne talenty posiadane jedynie przez policjantów, a niedostępne nam, zwykłym śmiertelnikom?
Ten, kto wyżej ceni sobie własne życie i poważnie traktuje odpowiedzialność w stosunku do własnej rodziny i społeczności, zdobędzie i będzie udoskonalał środki odparcia ataku, i będzie kontratakował, gdy on sam lub ktoś, kogo kocha, zostanie zagrożony śmiercią, czy ciężkim kalectwem. Nigdy nie zadowoli się wyłącznym poleganiem na innych w kwestii własnego bezpieczeństwa, ani nie będzie myślał, że zrobił wszystko, co możliwe, jedynie znając swoją okolicę i unikając niebezpieczeństwa. Nie ma co owijać w bawełnę: będzie uzbrojony, będzie wyszkolony w użyciu swej broni, i będzie się bronił, zagrożony śmiertelną przemocą.
Dwa sposoby Na szczęście istnieje broń umożliwiająca ochronę życia i wolności, którą praktycznie może utrzymać prawie każdy – pistolet. Mały i wystarczające lekki, aby nosić go zwyczajowo, śmiertelnie skuteczny, ale w przeciwieństwie do noża czy miecza, niewymagający wyjątkowych umiejętności czy siły, to naprawdę „wielki wyrównywacz”. Wymagający jedynie koordynacji ręki i oka, oraz odrobiny zdolności opanowania się w stresie, może być efektywnie używany przez starszych i słabych przeciwko młodym i silnym, przez jednego przeciw wielu.
Pistolet to jedyna broń, która samotnej kobiecie-biegaczce dałaby szansę wzięcia góry nad gangiem bandytów chcących ją zgwałcić, nauczycielce szansę ochrony dzieci na przerwie przez szaleńcem chcącym je zmasakrować, rodzinie turystów czekających na stacji metra dałby środek do obrony przed gangiem nastolatków uzbrojonych w noże i brzytwy.
Ale skoro żyjemy w społeczeństwie, które w większości zabrania noszenia broni, zostaliśmy wciągnięci w ogień Wielkiej Amerykańskiej Wojny z Pistoletem. Ograniczenie dostępu do broni to jedno z najbardziej znanych pól bitewnych w obecnych wojnach kulturowych. Jest ono szczególne ze względu na brak przekonania, z jakim nasi konserwatywni liderzy i mędrcy – nasza „konserwatywna elita” – walczy, i jak oddaje przewagę moralną liberalnym zwolennikom ograniczania dostępu do broni. Dla Willama F. Buckley’a czy Patricka Buchanana to nie jest temat do pisania w ogóle, czy pisania z wielkim zaangażowaniem. Jako car narkotykowy, William Bennet doradził prezydentowi Bushowi, aby zakazał „broni szturmowych”. Georgie Will zostanie zapamiętany za rekomendację zniesienia Drugiej Poprawki (dotyczącej prawa do posiadania broni), a Jack Kemp za faworyzowanie zakazu posiadania samopowtarzalnej „broni szturmowej”. Wojna o prawo do posiadania broni jest toczona głównie przez zwykłych ludzi. Przekonania zarówno liberalnych, jak i konserwatywnych elit w rzeczywistości wspomagają kryminalistom siać zniszczenie w naszym społeczeństwie.
Sprzedaż prewencji
Racjonalnie oceniając, wszystkie propozycje kontroli dostępu do broni są naciągane. Na przykład Ustawa Brady’ego nie zapobiegłaby zakupowi broni, z której Jon Hinckley strzelał do prezydenta Reagana; Hickey kupił broń pięć miesięcy przed atakiem, jego dane medyczne nie mogłyby zostać wykorzystane jako podstawa do odmowy sprzedaży pistoletu, gdyż dane medyczne nie są danymi publicznymi przechowywanymi przez policję. Podobnie wymagany w Kalifornii okres oczekiwania i sprawdzenie rejestrów nie powstrzymałyby Patricka Purdy’ego przed kupnem „strzelby szturmowej” i pistoletów użytych w masakrze dzieci w czasie przerwy na boisku szkolnym w Stockton; fakt karalności za przestępstwa, który mógłby być podstawą do wstrzymania sprzedaży nie istniał, gdyż wcześniejsze akty pogwałcenia przez Purdy’ego prawa kontrolującego dostęp do broni zostały, za przyznanie się do winy, przekwalifikowane z przestępstw na wykroczenia.
W połowie lat sześćdziesiątych miała miejsce państwowa akcja reklamowa, której odbiorcą byli posiadacze samochodów, dotycząca zapobieganiu kradzieżom aut. Celem reklamy było skłonienie właścicieli samochodów, aby nie zostawiali kluczyków w swoich maszynach. Przekaz był następujący „Nie pomagaj dobrym chłopcom w zejściu na złą drogę”. Wynikało z tego, że zostawiając swoje kluczyki w swoim samochodzie, normalny, przestrzegający prawa właściciel przyczyniał się do występków nieletnich, którzy nie będąc kuszonymi poza wszelkie granice, zostaliby „dobrymi.” W tamtych czasach ludzie mieli wciąż sporo wyczucia, kto jest odpowiedzialny za czyje zachowanie. Reklama rozgniewała sporą część populacji i szybko jej zaniechano.
Niemal wszystkie propozycje ograniczenia dostępu do broni proponowane przez Handgun Control, Inc. (HCI) i im podobnych zawierają podobną filozofię. Opierają się na wierze, że to amerykańscy, przestrzegający prawa posiadacze broni są źródłem problemu. Swym zdeprawowanym pociągiem do broni palnej, tworzą społeczeństwo skąpane w morzu broni, tym samym pomagając dobrym chłopcom zmieniać się w złych, a złym w jeszcze gorszych. To przekładanie moralnej winy za brutalne przestępstwa na barki przestrzegających prawa, a tym samym odpuszczanie kryminalistom ich win, w naturalny sposób rozwściecza posiadaczy broni.
Archiwa HCI i innych organizacji proponujących ograniczenie dostępu do broni wypełnione są propozycjami ograniczania dostępności samopowtarzalnej i innej broni palnej dla przestrzegających prawa obywateli, ale są jałowo puste, jeśli chodzi o propozycje łapania i karania bandytów. Byłoby śmiechu warte spodziewać się, że propozycje HCI lub dowolne propozycje ograniczania dostępu do broni, w znaczący sposób okiełznają przestępczość. Według statystyk Departamentu Sprawiedliwości i Biura ds. Alkoholu, Tytoniu i Broni Palnej (ATF) całe 90% przestępstw dokonywanych przez posługujących się przemocą przestępców dokonuje się bez użycia pistoletów, a 93% z pistoletów posiadanych przez takich przestępców nie została nabyta w drodze legalnego zakupu, czy transakcji sprzedaży objętych większością praw regulujących dostęp do broni. Co więcej, ilość przestępców jest znikoma w porównaniu z ilością broni w Ameryce – ocenianej przez ATF na 200 milionów, z czego jedna trzecia to pistolety. Wobec takiego obfitego źródła, zawsze będzie wystarczająco dużo broni dla tych, którzy będą chcieli użyć jej w niecnych celach, niezależnie jak szczelne będą prawne ograniczenia, czy jak drakońskie kary za jej zdobycie czy użycie. Nie, propozycje ograniczenia dostępu do broni HCI i innych organizacji nie mają naprawdę celu w kontrolowaniu dostępu do broni. Chodzi o coś innego.
Tyrania elity
Ograniczenie dostępu do broni to moralna krucjata przeciwko ciemnym, barbarzyńskim obywatelom. Dowodzi tego nie tylko nieefektywność kontroli w dostępie do broni w zapobieganiu przestępstwom, ale także fakt, że kontrole te koncentrują się na ograniczaniu działań przestrzegających prawa, zamiast na łapaniu i karaniu winnych, oraz odraza, z jaką zwolennicy kontroli dostępu do broni pałają do posiadaczy broni i ich narzędzia – NRA (National Rifle Association). Posiadacze broni są zwyczajowo przedstawiani jako niewykształceni, paranoiczni wieśniacy, zafascynowani w i skłonni do przemocy, czyli dokładnie taki typ osoby, która jest przeciwnikiem liberalnych programów politycznych, i która powinna stać się obiektem moralnej i społecznej „re-edukacji” według liberalnej polityki społecznej. Typowym przykładem takiej bigoterii jest znana charakterystyka posiadaczy broni, przedstawiona przez gubernatora stanu Nowy York Mario Cuomo, jako „myśliwych, którzy piją piwo, nie głosują, kłamią swoim żonom mówiąc, gdzie byli cały weekend.” Podobnymi złośliwościami zalewa się NRA, która nazywana jest „najlepszym przyjacielem sprzedawców narkotyków," wyśmiewana na obrazkach satyrycznych jako domagająca się prawa noszenia przez dzieci broni do szkoły i generalnie optująca za nadanym przez Boga prawem do rozwalania każdego na życzenie.
Ten stereotyp jest oczywiście fałszywy. Kryminolog i prawnik konstytucyjny Don B. Kates, Jr. i była działacz HCI Dr. Patricia Harris zauważają, że „badania konsekwentnie wykazują, że przeciętny posiadacz broni jest lepiej wykształcony i posiada lepszy zawód, niż człowiek jej nie posiadający. Dalsze badania wykazuję, że posiadacze broni w mniejszym stopniu aprobują brutalność policji, brutalność wobec inaczej myślących, itp.”
Konserwatyści muszą zrozumieć, że antypatia, którą liberałowie czują do posiadaczy broni w głównej mierze wywodzi się z ich etatystycznego utopizmu. Ten umysłowy nawyk nigdzie nie był zbadany lepiej niż w „Państwie” Platona. Platon argumentuje, że idealnie sprawiedliwe społeczeństwo to takie, w którym nieuzbrojeni ludzie cnotliwie zajmując się własnymi sprawami, wykonując przydzielone im funkcje, w czasie, gdy rząd królów-filozofów, będąc ponad prawem i strzeżony przez uzbrojonych gwardzistów, niekwestionowany w swej lojalności do państwa, konstruuje, wdraża i udoskonala stworzone w ten sposób społeczeństwo, wspierany i zachęcany przez mity, które jednocześnie ukrywają i usprawiedliwiają tę totalitarną manipulację.
Rozbrojone życie
Gdy felietonista Carl Rowan nawołuje do kontroli dostępu do broni i używa pistoletu w obronie własnego domu, gdy gubernator stanu Maryland Donald Schaefer rok po roku chce wprowadzenia zakazu posiadania samopowtarzalnych „broni szturmowych”, których jedynym celem, jak się nam wmawia, jest zabijanie ludzi, sam jest eskortowany przez policję państwową wyposażoną w samopowtarzalne pistolety 9mm z magazynkami o dużej pojemności, to nie mamy tu do czynienia ze zwykłą hipokryzją. Tak działa umysłowy nawyk wytworzony u wszystkich nadrzędnych istot, które wzięły na swoje barki straszliwy ciężar cywilizowania mas, i które rozumieją, podobnie jak nasz Kongres, że prawo jest dla innych.
Liberalna elita wie, że są królami-filozofami. Oni wiedzą, że ludziom po prostu nie można zaufać; że są niezdolni do sprawiedliwego i słusznego samostanowienia; że zostawione samemu sobie, ich społeczeństwo będzie rasistowskie, seksistowskie, homofobiczne i niesprawiedliwe – a liberalna elita wie jak takie rzeczy naprawiać. Pomogą nam żyć dobrym i sprawiedliwym życiem, nawet jeśli będą musieli nas okłamywać i zmuszać nas do tego. I nienawidzą tych, którzy stają im na drodze.
Prywatne posiadanie broni palnej ochładza ten utopijny zapał. Posiadać broń palną to stwierdzać, że wolność i swoboda to nie dary od państwa. To rezerwowanie sobie ostatecznej decyzji, czy państwo narusza wolność i swobodę, to pozostawanie w gotowości do obrony tej wolności z czymś więcej niż samymi słowami, to pozostawanie poza zasięgiem totalitarnych zapędów państwa.
Doświadczenie Florydy
Elitarny brak zaufania do ludzi, który jest podstawą ruchu na rzecz kontroli dostępu do broni, pięknie ilustruje kampania HCI przeciwko prawu do noszenia ukrytej broni na Florydzie. Do 1987 prawo do wydawania pozwoleń na noszenie ukrytej broni było regulowane na poziomie hrabstw. Prawo było niejasne, i w rezultacie, było obiektem sprzecznych interpretacji i politycznych manipulacji. Pozwolenia wydawano głównie pracownikom ochrony oraz nielicznym uprzywilejowanym z politycznymi koneksjami. Pozwolenia były ważne jedynie w hrabstwie, w którym zostały wydane.
Ale w 1987 roku Floryda uchwaliła jednolite prawo do noszenia ukrytej broni, które nakazuje władzom hrabstwa wydawanie pozwolenie każdemu, kto spełni określone obiektywne kryteria. Prawo wymaga, aby pozwolenie zostało wydane każdemu starającemu się, który jest mieszkańcem, ma przynajmniej 21 lat, żadnej kryminalnej przeszłości, nie miał przypadków nadużywania alkoholu i narkotyków, nie przechodził choroby umysłowej, i przedstawi dowód pomyślnego ukończenia kursu bezpiecznego obchodzenia się z bronią organizowanego przez NRA czy innego, konkurującego instruktora. Petent musi zostawić odciski palców, których władze użyją do sprawdzenia rejestrów. Zezwolenie lub odmowa musi być wydana w ciągu 90 dni, jest ważne w całym stanie i trzeba go odnawiać co 3 lata, co zapewnia władzy regularny sposób oceniania, czy udzielenie pozwolenie jest wciąż zasadne.
HCI i media z prawdziwą pasją sprzeciwiały się uchwaleniu tego prawa. Prawo to, mówili, będzie powodowało, że obywatele będą strzelać do siebie nawzajem podczas codziennych sporów dotyczących przekraczania terenu, niegrzecznego zachowania, czy innych afrontów. Uknuto terminy „Floryda, the Gunshine State” i „Dodge City East” sugerujące, że stan i ci, którzy popierają uchwalenie tego prawa, zachęcają jednostki, aby działały jak sędzia, ława przysięgłych i kat w społeczeństwie rodem z „Życzenia Śmierci”.
Żadna inna kampania HCI nie demonstruje jaśniej elitarnych wierzeń będących kanwą kampanii mającej na celu wykorzenienie prawa do posiadania broni. Biorąc pod uwagę wymagania stawiane posiadaczom pozwoleń, tylko HCI i media mogły wierzyć, że typowi, przestrzegający prawa obywatele są wrzącymi kotłami zabójczego szału, gotowymi zabijać w odwecie za dowolny afront, chętnymi do odnajdywania i natychmiastowego rozstrzeliwania łamiących prawo. Tylko brak natychmiastowego dostępu do broni powstrzymywał ich i zapobiegał rozlewowi krwi na ulicach. Są tak mentalnie i moralnie wybrakowani, że pomyliliby pozwolenie na noszenie broni do samoobrony z państwowo sankcjonowaną licencją do zabijania na życzenie.
Czy te gwałtowne przewidywania spełniły się? Mimo że Miami i hrabstwo Dade ma poważne problemy z handlem narkotykami, współczynnik zabójstw na Florydzie spadł po uchwaleniu tego prawa, podobnie jak w Oregonie, po przyjęciu tam podobnej legislacji. Ponadto, istnieje kilka udokumentowanych przypadków, gdzie świeżo upieczeni posiadacze pozwoleń użyli własnej broni w samoobronie. Dane z Departamentu Stanu Florydy pokazują, że od zapoczątkowania programu w 1987 do czerwca 1993 wydano 160823 pozwolenia i tylko 530, czyli 0,33% starających się otrzymało odmowę z powodu niespełnienia wymogów, co wskazuje, że prawo jest korzystne dla tych, dla których miało być korzystne – przestrzegających prawa. Tylko 16 pozwoleń, mniej niż jedna setna procenta, zostało cofniętych na skutek popełnienia przestępstwa z bronią po wydaniu zezwolenia.
Legislacja florydzka była używana jako wzór podobnych legislacji przyjętych w Oregonie, Idaho, Motanie i Mississippi. Dodatkowo, siedem innych stanów (Maine, Północna i Południowa Dakota, Utah, Waszyngton, Zachodnia Wirginia i, z wyjątkiem miast powyżej miliona mieszkańców, Pensylwania) zapewnia, że pozwolenia na noszenie ukrytej broni musi być wydane przestrzegającym prawa obywatelom, którzy spełnią różne obiektywne warunki. I w końcu, żadnych pozwoleń nie wymaga się w stanie Vermont. Tak więc, w sumie jest 13 stanów, w których przestrzegający prawa obywatele, którzy chcą nosić broń do obrony, mogą to robić. Choć chyba nikt nie zebrał statystyk ze wszystkich tych jurysdykcji, z pewnością istnieje dostatecznie pokaźna baza danych dla tych, którzy chcieliby poznać prawdę o byciu godnym zaufania, przestrzegającym prawa obywatelem noszącym broń.
Inne dowody sugerują, że uzbrojeni obywatele są bardzo odpowiedzialni w użyciu broni w samoobronie. Kryminolog Gary Kleck ze Uniwersytetu Stanowego Floryda, przy pomocy ankiet i innych źródeł, oszacował, że uzbrojeni obywatele bronią siebie i swojej własności przeciwko kryminalistom około miliona razy rocznie. W 98% tych przypadków obywatel jedynie wyjmuje broń lub oddaje strzał ostrzegawczy. Tylko w 2% przypadków obywatele strzelają do napastników. Broniąc siebie posiadaną bronią, uzbrojeni obywatele zabijają 2000 do 3000 kryminalistów corocznie, trzykrotnie więcej niż zabija policja. Obejmujące cały kraj badanie Katesa, prawnika konstytucyjnego i kryminologa, stwierdziło, że tylko w 2% strzałów oddanych przez cywili niewinna osoba została uznana za przestępcę. Jednak podobny „współczynnik błędu” dla policji wynosi 11%, ponad pięć razy więcej.
Jest po prostu niemożliwym połączyć powyższe liczby i doświadczenie Florydy z poglądem, że uczciwi, przestrzegający prawa posiadacze broni są niemalże psychopatami, szukającymi powodu, aby kogoś zastrzelić, paranoikami chętnymi do odnajdywania i natychmiastowego rozstrzeliwania przestępców, czy też niekompetentnymi głupcami niezdolnymi do oceny, kiedy należy użyć śmiertelnej siły w obronie własnego życia. Ale po zastanowieniu się, takie rezultaty nie powinny być zaskoczeniem. Gwałt, napad, próba morderstwa to nie są typowe działania pełne subtelności i dwuznaczności, wymagające do spostrzeżenia specjalnych zdolności obserwacji i książkowej wiedzy. Gdy mężczyzna wyciąga nóż do kobiety i mówi „idziesz ze mną”, jej ocena, że właśnie popełnione zostaje przestępstwo, nie będzie raczej błędna. Mała jest szansa na to, że postrzeli niewłaściwą osobę. To policja, z powodu, że rzadko jest na miejscu zbrodni, gdy się ona dzieje, częściej znajduje się w warunkach, gdzie wina i niewinność nie jest jasno oddzielone, w których prawdopobieństwo błędu jest większe.
Broń i wolność
Klasyczna filozofia republikańska od dawna zauważa krytyczny związek pomiędzy wolnością osobistą a posiadaniem broni przez ludzi, którzy będą gotowi zrobić z niej użytek. Polityczni teoretycy, tak różni, jak Niccolo Machiavelli, Sir Thomas More, James Harrigton, Algernon Sidney, John Locke i Jean-Jacques Rousseau, dzielili wspólny pogląd, że posiadanie broni jest istotne dla przeciwstawiania się tyranii, i że poddanie się rozbrojeniu przez własny rząd jest równoznaczne ze zniewoleniem przez niego. Posiadanie przez ludzi broni jest ostateczną gwarancją, że rząd rządzi jedynie za przyzwoleniem rządzonych. Jak wykazał Kates, Druga Poprawka jest w równym stopniu produktem tej filozofii, jak i doświadczeń amerykańskiej wojny o niepodległość. Mimo to, nasza konserwatywna elita porzuciła ten aspekt teorii republikańskiej. Chociaż konserwatywni mędrcy uznają i wykorzystują posiadaczy broni jako sprzymierzeńców na innych arenach, ich walka o prawo do posiadania broni jest złudna. Problemem nie jest etatystyczny utopizm, chociaż powszechnie wiadomo, że liberałowie nie są osamotnieni w przekonaniu, że państwo jest zdolne do rozwiązywania społecznych problemów. Problem raczej tkwi w pewnych kulturowych cechach dzielonych przez konserwatywne i liberalne elity.
Jedną z tych cech jest mnożąca się wiara w potęgę słowa. Porażka naszej konserwatywnej elity w obronie Drugiej Poprawki ma swoje źródło w znacznym stopniu w przecenianiu mocy praw określonych w Pierwszej Poprawce (dotyczącej wolności słowa), oraz ogólne niedocenianie działania. W nawoływaniu do zniesienia Drugiej Poprawki pojawia się założenie, że Pierwsza Poprawka jest wystarczająca dla zabezpieczenia wolności. Wiara, że wolność zostanie zachowana, jak długo ludzie będą mogli wyrażać swoje poglądy; że nie żadna tyrania i nadużycie nie przetrwają opisane w prasie; że prawdę należy ujawniać, by zawstydzać winnych. Ludzie będą działać, a prawda uczyni nas i zachowa wolnymi.
Historia nie jest pobłażliwa dla tego przekonania, wspierając raczej poglądy Hobbesa, Machiavellego i innych teoretyków republikańskich, że tylko ludzi skłonni bronić samych siebie mogą uchronić swoje swobody. Jakkolwiek kusząca i uspokajająca może być wiara, że istnienie masowej komunikacji elektronicznej na zawsze zmieniło równowagę pomiędzy siłą państwa i jego poddanych, to wiara ta nie została przetestowana przez czas, a dotychczasowa historia epoki masowej komunikacji nie jest specjalnie zachęcająca. Aparat, radio i gazeta to zwykłe narzędzia, i jak broń, mogą być użyte dla dobra lub zła. Hitler, było nie było, był zręcznym mówcą, używał radia z bardzo dobrym efektem, dobrze znany jest też jako pionier wykorzystania propagandowych możliwości oferowanych przez film. No i, oczywiście, były Brunatne Koszule, które wiedziały, jak siać zamęt pośród intelektualistów.
Uprzejme społeczeństwo
Poza rozkochaniem w mocy słowa, nasza konserwatywna elita dzieli z liberałami przekonanie, że społeczeństwo uzbrojone jest po prostu niecywilizowane i niepostępowe, że masowe posiadanie broni to plama naszej cywilizacji. To kojarzenie rozbrajania jednostek z cywilizowanym zachowaniem jest jednym z większych niezbadanych wierzeń naszych czasów.
Jeśli poczytasz angielskiej literatury od szesnastego do dziewiętnastego wieku, odkryjesz liczne odnośniki do faktu, że dżentelmen, szczególnie w nocy, czy podróżując, uzbrajał się w miecz albo pistolet, na okoliczność spotkania z rabusiem albo innym napastnikiem. To nie wydawało się szokować dam, które mu towarzyszyły. Co prawda nie było wtedy policji, ale już wcześnie odnieśliśmy się do poglądu, czy obecność policji zwalnia ludzi z konieczności dbania o własne bezpieczeństwo, a już na pewno istnienie policji nie pozwala stwierdzić, że przestępczość została zredukowana do nieistotnego poziomu.
W żaden sposób nie jest jasne, dlaczego „cywilizowanym” jest zezwalanie na stanie się łatwą ofiarą przestępczej brutalności, oraz pozwalanie przestępcom na swobodne czynienie zła. Być może społeczeństwo, w którym przestępstwo jest tak rzadkie, że nikt nie musi nosić broni, jest „cywilizowanie”, ale społeczeństwo, które piętnuje noszenie broni przez przestrzegających prawa – ponieważ bardziej nie ufa swoim obywatelom niż boi się gwałcicieli, rabusiów i morderców – z pewnością nie może domagać się takiego określenia. Być może pogląd, że samoobrona przy użyciu śmiertelnej siły jest „niecywilizowana”, wywodzi się z poglądu, że każda przemoc jest zła, albo z poglądu, że każdy człowiek posiada taką wrodzoną wartość, że nie wolno zabijać w każdym przypadku. W takim wypadku z tych poglądów wynika, że życie ludzkie nie jest warte ochrony. Zamiast być „cywilizowaną”, wiara, że odpowiedź przemocą na przemoc i zabijanie są zawsze niesłuszna, jest zaproszeniem do szerzenia barbarzyństwa. Taka wiara jest głośnym i jasnym ogłoszeniem, że ci, którzy nie respektują życia i własności innych będą rządzić nad tymi, którzy to robią.
Tak naprawdę ten, kto wierzy, że błędem jest, by bronić się przez kryminalną przemocą, wykazuje się pogardą dla boskiego daru życia (albo w nowoczesnym języku – nie ceni się właściwie), nie dorasta do odpowiedzialności wobec swojej rodziny i społeczności, i ogłasza się słabym moralnie i umysłowo, gdyż nie ufa, że będzie zachowywał się odpowiedzialnie. Tak naprawdę państwo, które pozbawia przestrzegających prawa obywateli środków do efektywnej samoobrony, nie jest cywilizowanym, ale barbarzyńskim, stając się wspólnikiem morderców, gwałcicieli i bandytów, obnażając swoją totalitarną naturę poprzez milczące potwierdzenie, że niezorganizowany, przypadkowy zamęt tworzony przez kryminalistów jest znacznie mniejszym zagrożeniem niż mężczyźni i kobiety, którzy wierzą, że są wolni i niezależni i tak też działają.
Podczas gdy zwolennicy kontroli dostępu do broni oraz zwolennicy grzeczniejszego i łagodniejszego społeczeństwa nieprzerwanie potępiają nasze „uzbrojone społeczeństwo”, to naprawdę nie żyjemy w uzbrojonym społeczeństwie. Żyjemy w społeczeństwie, w którym brutalni przestępcy i państwowi agenci notorycznie noszą broń, w którym wielu przestrzegających prawa obywateli posiada broń, ale nie może jej nosić. Statystyki Departamentu Stanu wskazują, że 87% wszystkich brutalnych przestępstw ma miejsce poza domem. W gruncie rzeczy, choć dziesiątki milionów posiada broń palną, jesteśmy nieuzbrojonym społeczeństwem.
Odzyskać noc
Jasne jest, że policja i sądy nie dokonują znaczącego przełomu w działalności przestępczej. Gdy liberałowie domagają się nowych programów na rzecz biedy, edukacji, czy leczenia uzależnień, konserwatyści biorą bardziej bezpośredni kurs. George Will postuluje znaczne zwiększenie liczebności policji i przejście w kierunku „policji na bazie społeczności.” W tym samym czasie NRA i wielu liderów konserwatywnych domaga się ustanowienia prawa, które od najbardziej brutalnych przestępców będzie wymagać odsiedzenia przynajmniej 85% wyroku i zamknie recydywistów na zawsze za kratkami.
Nasze społeczeństwo mocno cierpi z powodu poglądu, że tylko oficjalne działania są legalne, i że państwo jest źródłem ziemskiego zbawienia. Recepty na problem brutalnych przestępstw zarówno liberałów jak i konserwatystów cierpią z powodu szkoły myślenia typu „nie moja działka” dotyczącej odpowiedzialności przestrzegających prawa, oraz z powodu przeceniania możliwości państwa w kwestii zapewnienia moralnych punktów zakotwiczenia. Tak długo, jak przestrzegający prawa obywatele będą zakładać, że nie mają osobistego obowiązku walki z przestępczością, to konserwatywne i liberalne programy nie będą poruszać tego tematu.
Sądząc po licznych artykułach w czasopismach o broni dotyczących noszenia ukrytej broni, rosnącej liczbie produktów reklamowanych w tym celu, oraz zwiększenia się ilości podań o pozwolenie na noszenie ukrytej broni w stanach, które mają prawo obowiązujące do ich wydawania, coraz więcej ludzi, wliczając zwiększającą się liczbę kobiet, nosi broń do samoobrony. Wciąż jednak jest wiele stanów, w którym wydawanie pozwoleń jest nieobowiązkowe, i gdzie urzędnicy policyjni rutynowo ich odmawiają, mnóstwo ludzi zostaje zmuszonych do trudnego wyboru pomiędzy ochroną życia, a przestrzeganiem prawa. Część z nich odebrała ciężką lekcję, albo stając się ofiarami przestępstwa, albo mając przyjaciela czy kogoś kochanego, kto został zgwałcony, obrabowany czy zamordowany, że brutalne przestępstwo może przydarzyć się każdemu, gdziekolwiek i kiedykolwiek, i że w zbrodni nie chodzi o seks czy własność, ale o życie, wolność i godność.
Przepisy, które ograniczają możliwość noszenia ukrytej broni uczciwym, przestrzegającym prawa obywatelom rodzą wyłącznie utratę szacunku dla prawa. Jak to dobrze wiedzieli Ojcowie Założyciele, rząd, który nie ufa swoim uczciwym, przestrzegającym prawa, płacącym podatki obywatelom, aby dać im narzędzia do samoobrony, sam nie jest wart zaufania. Prawa odbierające broń obywatelom ogłaszają, że to rząd jest panem, a nie sługą ludu. I prawo federalne podobne do regulacji Florydy – znoszące wszystkie sprzeczne stanowe i lokalne regulacje, uznające, że noszenie broni palnej przez przestrzegających prawa obywateli jest przywilejem i immunitetem obywateli – jest konieczne, by poprawić oburzające działania urzędników stanowych i lokalnych działających na podstawie nieobowiązkowych systemów wydawania pozwoleń.
Czego z pewnością nam nie potrzeba, to więcej kontroli nad posiadaniem broni. Ci, którzy domagają się zniesienia Drugiej Poprawki, abyśmy naprawdę mogli kontrolować posiadanie broni palnej, zdradzają poważne niezrozumienie Karty Praw (pierwsze dziesięć poprawek). Karta Praw nie nadaje ludziom praw, a jej zniesienie nie nada rządowi uprawnień obecnie zabronionych. Karta Praw to lista fundamentalnych, niezbywalnych praw, którymi Stwórca obdarzył ludzi, która definiuje, co znaczy być ludźmi wolnymi i niezależnymi, jakie prawa muszą istnieć, by zapewnić, że rząd rządzi jedynie za przyzwoleniem ludu.
Raz nawet zostało to zrozumiane przez Sąd Najwyższy. W sprawie US kontra Cruikshank (1876), w pierwszej sprawie, w której Sąd miał okazję interpretować Drugą Poprawkę, stwierdził, że prawo potwierdzone przez Drugą Poprawkę „nie jest prawem nadanym przez konstytucję. Ani też w swoim istnieniu w żaden sposób nie jest od niej zależne.” Zniesienie Drugiej Poprawki nie uczyni broni palnej bardziej nielegalną, niż wyeliminowanie zapisu o uczciwym procesie z Piątej poprawki nie uprawni rządu do więzienia i zabijania ludzi według własnego uznania. Rząd, który zlikwiduje dowolną część Karty Praw, za zgodą, lub bez, większości, zawsze będzie działał bezprawnie, stanie się tyranią i straci moralne prawo do rządzenia.
Takie jest bezkompromisowe rozumienie zawarte w ostrzeżeniu, że amerykańscy posiadacze broni nie pójdą łagodnie w tę utopijną noc: „Będziesz miał mój pistolet, gdy wydrzesz go z moich zimnych, martwych rąk.” Choć liberałowie biorą to stwierdzenie za dowód zacofanej, brutalnej natury posiadaczy broni, my, posiadacze broni, mamy nadzieję, że liberałowie przejawiają równie silny sentyment dotyczący ich maszyn drukarskich, edytorów tekstów i kamer telewizyjnych. Republika zależy od żarliwego poświęcenia się dla wszystkich naszych fundamentalnych praw.