|
Autor
|
Wiadomość |
Waldek
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 1253
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 23:20, 30 Paź '08
Temat postu: Dzieci hossy spłonęły na stosie |
|
|
Cytat: | Dzieci hossy spłonęły na stosie
Był księciem parkietu. Portfel puchł jak chałka na mleku. Cholerna Ameryka, cholerni komornicy. Zwyczajne bankructwo.
Ciepłe lato 2007. Za ciepłe jak na paintball. Nie ta kondycja, co kiedyś, w końcu czterdziestka na karku. Niektórzy w jego wieku włosy zaczynają farbować, lecz nie Ignacy. Zadyszka może łapie, ale to ciągle człowiek sukcesu.
— Dostali w czapkę — stwierdził, jak tylko ściągnął zaparowaną maskę.
Mówił tak zawsze, gdy udowodnił swoją wyższość. Kolejny paintballowy pojedynek wygrany, weekend za miastem zmierzał ku końcowi. W poprzedzające go piątki do żon mówili wtedy zwykle: ważne walne jest, wyjazdowe. Muszę jechać.
Brało się paręnaście luźnych stówek, skrzykiwało kumpli ze spółdzielni i pruło na Mazury, do odpicowanego na błysk starego młynu. Się piło, strzelało, wciągało, kombinowało, strzelało, znów piło. Jacek, kumpel jeszcze ze studiów, nie chciał schodzić z pola bitwy.
— Bierzemy Rumuna z Łomży. Na deserek — zadecydował więc Marek.
Pół godziny później przyjechał okutany od stóp do głów Nicolae, przybysz gdzieś z rejonów posiadłości hrabiego Drakuli. Biegał bez ładu i składu po placu, podczas gdy kilkunastu chłopa katowało go gradem kolorowych kulek. Taki trening strzelecki. Ignacy (dla kolegów Iggy) jedną serią wywalił cały magazynek i poszedł do spa. Na masaż u blondynki.
Golimy frajerów
Rok później. Iggy na kozetce.
— Wtedy świrowaliśmy na potęgę. Hossa tańczyła nam w żyłach. Nie było wyścigu szczurów, był pojedynek o najbardziej odjechany numer — zwierza się.
Słuchaczem jest kolega, psycholog, przyjmuje po znajomości. Bo choć jeszcze niedawno Ignacy lewarował na miliony, dziś — podobnie jak kiedyś — nie widzi siebie płacącego takim gościom. Wtedy: bo w formie był znakomitej, wygrywał każdą kartą. Teraz: bo skwaśniały i przegrany, nie ma po prostu wolnego grosza na takie sprawy. A potrzeba jest.
— Przez okno, skacze się przez okno — kołaczą się myśli.
Głupie zresztą. Przecież na studiach MBA klarowali: samobójstwa podczas krachu w 1929 na Wall Street to legenda. A taki Marek, giełdowy wyjadacz? Przecież bankrutował już parę razy. I żyje. Bo jak mówi Marek, inwestor giełdowy jest jak kot. Żyć ma wiele.
Ale wtedy panowała euforia. Trzeci rok giełdowej gry Iggy’ego, magiczne, ubiegłoroczne lato, gdy w portfelu wszystko puchło jak chałka na mleku. Akcje śmieciowe, futures czy debiuty — nieważne. Ważne, że "ulica" kupowała wszystko, jak leci. Do tego "fundy", fundusze inwestycyjne, duszące się od nadmiaru gotówki. "Kto nie jest na GPW, a ma oszczędności, ten przegrał życie" — takie wpisy regularnie pojawiały się na forach giełdowych. "Jasne!" — dopisywał Iggy.
Doktor na Eurosporcie
Lubił poniedziałki. Takie jak wtedy, gdy po zmasakrowaniu kombinezonu Rumuna z Łomży czuł jeszcze atmosferę zabawy: panienki z Wilkas i tradycyjna pożegnalna popijawa. Tym razem to Ignacy stawiał łyskacza. Niebieskiego, najdroższego. A z drugiej strony giełdowy rytm: wskaźniki na zielono, blackberry odpalone, jabłuszko na laptopie pulsuje, w głowie podlicza papierki. Szacuje, ile zarobi. Bo do liczb ma łeb.
— Te, komputer! — krzyczeli za nim jeszcze w liceum, w rodzinnej Zielonej Górze.
Studia? Zaczął matematykę, ale porzucił ją dla SGH. Wylęgarnia kapitalistów — to było jego miejsce. Jako szczyl, dwudziestoletni z hakiem, zaczął, hobbystycznie, bawić się w giełdę. Za radą przyszłego teścia. W dzień studiował, w nocy zwoził nabiał z Warmii i sprzedawał na mokotowskim bazarku. Czasem wpadał do biura maklerskiego i kazał kupować, jak leci. Dyplom zrobił przed terminem. Na śmietanie przebicie było i ośmiokrotne. Z giełdy skeszował się po kilku miesiącach. Zaczął sprowadzać obudowy komputerowe z Tajwanu. Ślub z Grażyną, dwoje dzieci. Szło nieźle, choć adrenaliny mało. MBA zrobił, bo żona go zachęciła.
— Panie doktorze — mówiła do niego z szelmowskim uśmieszkiem, gdy ukończył i te studia.
Ale jemu to ona wtedy właściwie już wisiała. Kombinował, jak dostać się do towarzystwa. Znał ich z widzenia, ocierał się o nich w knajpkach w okolicach siedziby GPW. Podsłuchiwał rozmowy, zgrywał ważniaka, oswajał z nimi wzrokowo. Zaczął grywać w golfa i śledzić tenisa na Eurosporcie. Chłopakowi z prowincji zależało na akceptacji środowiska, ale przede wszystkim na informacji. Spółdzielcy może nie trzymali giełdy, ale każdy z nich miał na przegubie busolę znaną z ogłoszeń w "Forbesie".
— My się nie znamy z parkietu? W co inwestujesz? — zagadnął do niego w końcu Marek.
Sam podszedł. Błysnął spinkami od Zegny. Wpisowe przy przyjęciu do ekipy ochrzczonej buńczucznie "Buffettowi": 300 kawałków. Na inwestycje, na miesiąc. Z gwarancją zwrotu.
Rozterki w barze sushi
Iggy nie spał całą noc. Co innego gdzieś aspirować, a co innego dostać oficjalne zaproszenie. I co na to żona. Myśli przychodziły do głowy absurdalne. Jak ta, że będzie musiał parkować dalej od GPW. Żeby nie wyszło, że jeździ ledwie fordem z naklejką "baby on board", kiedy nowi koledzy jaguarami i volviakami z blondyną w standardzie. Nic nie powiedział Grażynie. Ufała mu. Jak na właścicielkę gabinetu odnowy i zabieganą matkę dwojga dzieci, orientowała się w jego inwestycjach całkiem nieźle. Choć podejście miała, jak to kobieta, bardziej konserwatywne.
— Nie lewaruj, nie szalej, nie podniecaj się — studziła.
O to się kłócili.
— Przecież zarabiam krocie! A za co masz salon? — wykrzykiwał.
Ale żyli po jej linii. Wciąż w 50-metrowym mieszkaniu po babci Grażyny, na parterze kamienicy na Woli. Aż koleżanka hossa powiedziała: basta! Iggy postawił na nowych kolegów. Nie zawiódł się. Po miesiącu dostał zwrot pieniędzy z 50-procentową premią. "Buffeciarze" rośli w siłę. Któryś spotykał się na kawie z szefem giełdy, paru było znaczącymi udziałowcami mniejszych spółek. Występowali jako bohaterowie artykułów, pisali blogi, udzielali porad. Gustowali w sushi. Gardłowali na walnych, podejmowano ich po królewsku na roadshowach. Ignacy poczuł pieniądz. Nie tęsknił wcale za rozwożeniem śmietany.
— Audi Q7 czy porsche cayenne, wysłać syna na akademię tenisową na Florydę czy córkę na zawody hippiczne do Tokio — takie miał wówczas rozterki.
Pracę ograniczył do kilku godzin klikania i paru spotkań dziennie. Wakacje robił sobie co miesiąc. Myślał o kupnie, na spółę, małego samolotu. W końcu często latał do Grecji i Chorwacji na spotkania kiteboardingowe. Ale czytał też mądre książki i inwestował: kupił sobie na boku mieszkanie, w którym znikał przed pełnymi wyrzutów oczami żony. Już razem zarezerwowali sobie apartament w futurystycznym apartamentowcu w centrum Warszawy. Co z tego, że na kredyt. Przecież miał pieniądze w akcjach. Co z tego, że i te były na lewarach.
— To dobre długi — powtarzał.
Aż poleciało. Rach-ciach, nie było czego zbierać. Cholerna Ameryka. Blady strach, ale też wiara, że odbije. Zaczął się dusić. Telefony z banku, z administracji budynku, ze szkoły córki. Długi zewsząd. Porszaka ciągle ma, ale parkuje z dala od domu. Zmienił numer telefonu, za resztówki podkupił komornika. Ma kilkutygodniowe moratorium. Żona straciła złudzenia. A brat łata Marek gdzieś zniknął. Pewnie liże rany.
— Dostaliśmy po czapce — powiedziałby mu.
Byle do następnej sesji. U psychologa.
http://www.pb.pl/Default2.aspx?ArticleID.....open=four# |
_________________ Waldek1984.info
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
JackBlood
Dołączył: 15 Sie 2007 Posty: 1071
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 23:39, 30 Paź '08
Temat postu: |
|
|
Nowa promocja dla graczy giełdowych!
Rada od psychologa gratis....
SKAAAAAAACZ!!!
....ale za sprzątanie chodnika należy się 150 zł
_________________ "Jeden człowiek nie zmieni świata, ale jeden człowiek może przekazać informację która zmieni świat." David Icke
www.infowars.patrz.pl
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
bury
Dołączył: 04 Paź 2008 Posty: 44
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 15:03, 01 Lis '08
Temat postu: |
|
|
i proszę zawsze ktoś zarabia na bessie, w psychoanalizę trzeba było inwestować.Teraz to juz tylko szybki kursik "Psychologia w weekend" pozostaje..
_________________ "Jeśli chcesz wiedzieć,jaka będzie przyszłość,wyobraź sobie but depczący ludzką twarz,wiecznie!"-G.Orwell,"Rok 1984"
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów
|
|