Ordel napisał: |
Cytat: |
Chiny zamierzają w najbliższych latach gwałtownie zintensyfikować swoje działania w zakresie manipulacji pogodą. |
Skoro Chiny zamierzają, to USIzrael, dawno to juz robią. Wszyscy wiemy że Chińczycy są, prawie zawsze , drudzy.
Manipulowanie pogodą, to potężna broń. Broń przyszłości. Tu nie chodzi o to czy będzie można przekształcic pustynie w żyzne tereny. Tu chodzi o to, że bedzie można cały kraj wroga zalać wodą , zamienić w pustynie itd.
Niech was nie zmyla dobre intencje. One nigdy nie istniały.
Broń ta, o tyle bedzie lepsza od atomowej, że bedzie można jej użycie ukryć. Zwykły obywatel może nawet nie wiedzieć o konflikcie.
Masowe powodzie na przemian z suszami , serwowane w TV jako anomalie pogodowe .
Po drugie tak zniszczony kraj wroga bedzie mozna przejac od razu, zarabiajac krocie na odbudowie. No i nie bedzie , żadnego skażenia , jakie występuje przy użyciu broni atomowej.
Pokój to wojna |
Ordel jak zwykle trafnie.Poza tym,wywołanie np deszczu w jednej części świata,może skutkować mocną suszą w innym,krótko mówiąc,ci którzy bawią się pogodą,powinni pamiętać o "Efekcie motyla"
Kształtowanie pogody było marzeniem ludzkości od zarania dziejów. Poczynając od rytualnych tańców wykonywanych, by przywołać deszcz, poprzez wynalazki takie jak XIX-sto wieczne działa przeciwgradowe, na współczesnym „zasiewaniu chmur” kończąc, ludzie stale starają się znaleźć nowe sposoby wpływania na pogodę. Istnieje wiele wątpliwości wobec wynalezionych dawniej oraz używanych dziś technik modyfikacji pogody, najczęściej dotyczących ich skuteczności. Chociaż historia pogodowych interwencji nie jest w większości chlubnym pasmem sukcesów, nowoczesna nauka, szczególnie wykorzystanie teorii chaosu deterministycznego( http://pl.wikipedia.org/wiki/Chaos_%28matematyka%29 ), może przynieść nam zupełnie nowe możliwości manipulacji atmosferą. Czy oznacza to, że możliwe będzie neutralizowanie związanych z pogodą zagrożeń, takich jak huragany, czy gradobicia? Jakie mogą być tego skutki i czy w związku z tym czekają nas w przyszłości inne, nieoczekiwane niebezpieczeństwa, takie jak powszechne wykorzystywanie pogody jako oręża lub „wojny pogodowe”?
„Każdy mówi o pogodzie, ale nikt nic z nią nie robi”.
C.H. Warner
Powyższe, często cytowane słowa Charlesa Dudleya Warnera (przypisywane nieraz błędnie Markowi Twainowi), nie do końca prawdziwie odzwierciedlają stosunek człowieka do pogody na przestrzeni wieków. W rzeczywistości, od zarania historii, ludzkość próbowała wpływać na zjawiska meteorologiczne, stosując w tym celu różne, opierające się na jej ówczesnych przekonaniach o naturze otaczającego świata, metody.
Opowieści o sposobach przebłagania bogów i czynach wykonywanych w celu zmiany pogody, obecne są zarówno w greckiej jak i rzymskiej mitologii. Bardzo rozpowszechnionym w dawnych wiekach rytuałem, który miał w intencji sprowadzenie opadów, był tak zwany „taniec deszczu”, występujący w wielu kulturach Europy czy Afryki, najczęściej kojarzony zaś z obyczajami rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. W średniowieczu posiadanie wiedzy umożliwiającej kontrolę pogody i uprawianie skomplikowanych obrzędów w tej intencji, przypisywano często kobietom uznawanym za czarownice. W celu ochrony upraw od klęsk takich jak gradobicie, europejscy kapłani nie tylko wzywali do modłów, ale równie często używali dźwięku dzwonów kościelnych, które jakoby miały odstraszać i zapobiegać burzom. W 1575 roku Papież Urban VIII zatwierdził nawet specjalną modlitwę, używaną do święcenia dzwonów mających służyć ochronie przed szkodliwymi burzami, gradobiciem i porywistym wiatrem. Od czasu rozpowszechnienia używania prochu w Europie popularny stał się też zwyczaj „strzelania do chmur” by wywołać opady. Działanie to miało swoje źródło w obserwacji, że ciężki ostrzał artyleryjski podczas zmagań wojennych, często, jako efekt uboczny, wywoływał intensywny deszcz.
Działa chroniące przed gradobiciem
Oświecenie tylko wzmocniło dążenia ludzkości do panowania nad pogodą, otwierając drogę do prób osiągnięcia tego celu, przy pomocy nowych narzędzi, opartych na racjonalnej myśli i metodzie naukowej. W XIX wieku potężne gradobicia nawiedzały Francję, Austrię i Włochy niszcząc ogromne ilości upraw rolnych i powodując tym samym wielkie straty wśród rolników, którzy nie mieli jeszcze wtedy tak łatwego dostępu do ubezpieczeń jak dziś. Dotkliwość tego problemu, była jednym z bodźców do konstrukcji słynnych dział przeciwgradowych, opracowanych przez Alberta Stigera, lokalnego polityka cesarsko-królewskich Austro-Węgier i znanego właściciela winnic. Stiger testował i udoskonalał swoje konstrukcje przez kilkanaście lat, budując w końcu najlepszy, we własnej opinii, model w 1895 roku. W roku 1896 przeprowadził on testy skuteczności swego wynalazku podczas sezonu gradowego, używając 6 konstrukcji, rozmieszczonych w zarządzanej przez niego prowincji. Sukces, jakim było nie zanotowanie ani jednego opadu gradu w tamtym roku, doprowadził do budowy kolejnych 30 dział. W roku następnym, prowincja znowu została oszczędzona przed opadami, podczas gdy sąsiednie regiony zanotowały, spowodowane gradem, ciężkie straty ekonomiczne. Informacje o skuteczności wynalazku rozniosły się więc bardzo szybko i już w 1899 roku działa, zwane także przeciwgradowymi moździerzami, rozpowszechniać poczęły się na terenie Niemiec, Włoch i Francji. O skali ich nagłej popularności może świadczyć fakt, że w samej Italii w zaledwie trzy lata od ich wynalezienia, używano już około 2000 takich konstrukcji.
Chociaż pod koniec XIX wieku, pojawiła się idea, że powstrzymanie formowania się gradu może następować poprzez wprowadzanie cząstek dymu (pełniących rolę jąder kondensacji), do chmur i w ten sposób „rozładowywanie" ich niebezpiecznego potencjału, Stiger postulował, że skuteczność jego dział opiera na zjawisku wytwarzania fali uderzeniowej i w konsekwencji wiru powietrznego, który uniemożliwia formowanie się gradowych kul w chmurach. Podobne mechanizmy działania sugerowane są zresztą także współcześnie, przez nielicznych, działających jeszcze producentów dział przeciwgradowych. Wyjaśnienie to budzi jednak sceptycyzm i już na przełomie wieków sugerowano, że jakakolwiek skuteczność moździerzy przeciwgradowych, może być po prostu efektem tworzących się przy ich używaniu obłoków dymu, unoszących się do góry, wywołujących opady i w ten sposób powstrzymujących proces formowania się gradzin.
Mimo ogromnej fali początkowego entuzjazmu, której symbolem stały się duże międzynarodowe kongresy, łączone z wystawami nowych modeli przeciwgradowych dział, zastrzeżenia, co do efektywności tej formy modyfikacji pogody, pojawiły się dosyć szybko. Wątpliwości, wraz z częstymi, ciężkimi wypadkami, jakie towarzyszyły użytkowaniu moździerzy, skłoniły w końcu władze Austro-Wegier i Włoch do przeprowadzenia badań skuteczności tego wynalazku, w powstrzymywaniu gradu. Wyniki przeprowadzonych testów były bardzo rozczarowujące i już około 1905 roku, zaledwie w 10 lat od debiutu, technologia ta została w dużej mierze porzucona.
Obłoki pod kontrolą, czyli „zasiewanie deszczu”
Chronienie się przed gradobiciem to tylko jeden z celów, jaki próbowano osiągnąć w ciągu wieków, usiłując sztucznie wpływać na zjawiska atmosferyczne. Najbardziej pożądanym celem wysiłków modyfikacji pogody, były jednak zawsze opady deszczu, co odzwierciedla się we wspomnianych wcześniej, głęboko zakorzenionych w wielu kulturach, rytuałach mających przywoływać opady.
Przełomowym krokiem współczesnej nauki na tym polu, było stwierdzenie w 1946 roku przez zespół z Laboratorium Badawczego General Electric w Schenectady, pracujący pod przewodnictwem zdobywcy Nagrody Nobla, Irvinga Langmuira, że drobinki suchego lodu (czyli zestalonego ditlenku węgla) oraz jodku srebra, mogą być doskonałym środkiem stymulowania opadów, właśnie poprzez wspomniane dostarczenie wodzie zawartej w chmurach, zalążków kondensacji, umożliwiających formowanie się kropel.
Odkrycie to stało się jednym z fundamentów wielkiego optymizmu dotyczącego możliwości pogodowej inżynierii, u zarania okresu „zimnej wojny”, wspieranego innymi osiągnięciami w tej dziedzinie, takimi na przykład jak opracowanie (prostej w istocie) technologii usuwania mgieł z lotnisk, która używana była przez aliantów podczas drugiej wojny światowej (operacja FIDO; ang. Fog Dispersal Improvement Operation).
„Zasiewanie chmur”, czyli zabiegi mające na celu wywołanie opadów przez rozpuszczanie różnych substancji w chmurach, wykorzystujące odkrycie zespołu Langmuira, stało się od drugiej połowy XX wieku aż po dziś, dość często praktykowaną metodą wpływania na pogodę. Używając rakiet, samolotów rozpylających lub specjalnych naziemnych generatorów, próbuje się prowokować deszcz szczególnie w krajach posiadających obszary narażone na częste występowanie suszy. Największym systemem „wywoływania opadów” dysponują obecnie Chiny, ale „zasiewanie chmur” stosowane jest także regularnie w niektórych rejonach Kanady, Stanów Zjednoczonych, Australii, a także w Rosji, Mali czy Nigrze. Pomimo relatywnej powszechności, skuteczność tej metody zwiększania ilości deszczu nadal budzi wątpliwości w kręgach naukowych. Najlepsze udokumentowane rezultaty osiąga się na terenach posiadających elementy, umożliwiające stabilne formowanie się obłoków, na przykład tzw. chmur orograficznych w górach. W takich lokacjach notuje się nawet 10% wzrost intensywności opadów. Jednak, co często podkreślają specjaliści, niekoniecznie wzrost ten musi się przekładać bezpośrednio na realne zwiększenie wilgotności gleby i powiększenie jej zasobności w wodę, co jest ostatecznym, pożądanym celem tych zabiegów.
Metoda „zasiewania chmur” przez rozpylanie „suchego lodu” czy jodku srebra w chmurach nie zawsze służy jednak tylko do zwiększenia poziomu opadów. Używa się jej także w działaniach mających na celu ochronę, przed tym samym problemem, z którym za pomocą swoich dział, próbował walczyć Albert Stiger czylo gradobiciem. Proces nukleacji, jaki drobinki „suchego lodu” czy jodku srebra wywołują, służyć może do „rozbrajania” formacji atmosferycznych, w których tworzy się grad. Gradziny powstają w specyficznych, na ogół bardzo „wysokich” (rozciągniętych pionowo) chmurach konwekcyjnych (cumulonimbus), gdzie prądy wstępujące są na tyle silne, iż umożliwiają wznoszenie nawet ciężkich, przechłodzonych cząstek wody, powiększających się przez to stale w wyniku zderzeń ze sobą nawzajem. Sprowokowanie deszczu z chmury na wczesnym etapie jej formacji, przerywa proces tworzenia się gradzin i ich opadu na powierzchnię ziemi. W przeciwieństwie do czasów Stigera, prowokowanie nukleacji w chmurach odbywa się obecnie świadomie i przez to jest znacznie efektywniejsze.
Czy można zapobiegać huraganom?
Dotychczasowe osiągnięcia w dziedzinie modyfikacji pogody są w najlepszym wypadku umiarkowane, a ich skala pozostaje dość ograniczona. Aspiracje zarówno naukowców jak i władz wielu państw w tej dziedzinie, są jednak o wiele większe. Rozważa się na przykład możliwości zapobiegania burzom (o małym jak i dużym nasileniu), powstrzymywania formowania się huraganów, a nawet kontrolowaniu tak złożonych zjawisk jak El Niño. Niektórzy autorzy - jak na przykład meteorolog i matematyk Ross Hoffmann - snują nawet wizję stworzenia w przyszłości Globalnego Systemu Kontroli Pogody: instytucji o międzynarodowym charakterze i zasięgu działania, operującą podobnie jak sztab kryzysowy, lub armia, pilnująca pogodowego dobrobytu na całym świecie i interweniująca tam, gdzie występowałyby nieoczekiwane, negatywne zjawiska atmosferyczne.
Przeszkodą w realizacji większości podobnych zamierzeń są jednak koszta manipulacji pogodowych, a także deficyty wiedzy o naturze złożonych procesów atmosferycznych, które powodują, że w szerszej perspektywie czasowej, prowodyrzy pogodowych interwencji niekoniecznie wiedzą, co tak naprawdę czynią. Przewiduje się, że powyższe ambicje staną się bliższe możliwości realizacji najwcześniej w ciągu najbliższych 30 - 50 lat, wraz z postępem w wielu dziedzinach nauki i techniki, w tym w rozwoju możliwości obliczeniowych dostępnych komputerów i zwiększeniu potencjału pozyskiwania taniej energii.
Dla przykładu, w przypadku woli kontrolowania nawet małych formacji burzowych - do których osłabienia lub rozproszenia konieczne jest obniżenie ilości dostępnej do kondensacji wody oraz zmniejszenie nagrzewania się dolnej troposfery - pod uwagę należy brać różnorakie zmienne meteorologiczne na obszarze o granicach co najmniej 1000 na 1000 km. Silniejsze burze i huragany wymagają brania pod uwagę jeszcze większej ilości danych, na odpowiednio powiększonym obszarze.
John Henderson i współpracownicy z amerykańskiej firmy badawczej Atmospheric and Environmental Research Inc., w swojej publikacji na temat potencjału kontrolowania i precyzyjnego przewidywania przebiegu niszczycielskich zjawisk pogodowych, w której analizowali przypadek huraganu Andrew, siejącego ogromne spustoszenie na terenie Florydy w 1992 roku, konkludują, że w wielu wypadkach koszty zapobiegania formowaniu się groźnych zjawisk atmosferycznych, w tym huraganów, mogą znacznie przekraczać koszty zniszczeń, które zjawiska te wywołują. Oczywiście, pod uwagę brane były tylko koszty zniszczonych dóbr materialnych, nie brano zaś pod uwagę strat bezcennego ludzkiego życia.
Nadzieję na skuteczną i tanią manipulację meteorologiczną, w celu ochrony przed pogodowymi katastrofami, daje jednak sama natura pogody. Jako układ dynamiczny, niezwykle uwrażliwiony na warunki początkowe, opisywana jest ona przy pomocy teorii chaosu. Podstawową cechą układów chaotycznych, jest zaś zjawisko, znane szerzej, jako „efekt motyla”. Sprawia ono, że mając odpowiednio wyrafinowane modele, oparte na dużej ilości danych, zamiast gigantycznych interwencji wymagających zużycia gigawatów energii i ogromnej ilości innych zasobów, teoretycznie możliwe jest indukowanie precyzyjnych, „chirurgicznych” perturbacji we wczesnych warunkach kształtowania się zjawisk pogodowych, które mogą poważnie zmieniać ich dalszy przebieg.
W wizjach przyszłych meteorologicznych interwencji pojawiają się więc już pomysły wykorzystania technologii kosmicznej do wywoływania precyzyjnych zmian w systemie pogodowym, owocujących skutkami o wielkiej po określonym czasie. Najczęściej myśli się o stosowaniu orbitalnych ekranów odbijających, lub koncentrujących w jakimś obszarze światło słoneczne, czy też generatorach mikrofal, służących do wybiórczego podgrzewania niektórych warstw atmosfery. Biorąc pod uwagę odpowiednio szeroki horyzontu czasowy i mając wiedzę o bardzo dużej ilości parametrów, sugeruje się, że do inżynierii pogodowej wykorzystywać można nawet obecną infrastrukturę, w tym również produkty uboczne codziennego funkcjonowania naszej cywilizacji! Przykładem jest tu idea wykorzystania smug kondensacyjnych, pozostających po przelotach samolotów, które, podobnie jak przysłowiowe machnięcie skrzydeł motyla, odpowiednio kontrolowane, mogłyby wywoływać w konsekwencji ogromne zmiany. Koordynacja działania, przy posiadaniu odpowiednio precyzyjnego modelu pogody, prowadząca do niewielkich modyfikacji, na przykład szlaków powietrznych, czy parametrów lotów samolotów przemierzających niebo w każdej chwili, mogłaby być używana przez przyszłą instytucję modyfikującą globalną pogodę do osiągania jej celów.
Brak kontroli, złe intencje i „wojny pogodowe”
Zarówno dawnym, jak i współczesnym sposobom wpływania na pogodę, zarzuca się najczęściej nieskuteczność. Zarówno działa przeciwgradowe jak i obecne techniki „zasiewania chmur” poddawane są krytyce merytorycznej, gdyż biorąc pod uwagę wiele czynników meteorologicznych, na dłuższą metę ich efektywność może być pozorna. Jednak działania wpływające na pogodę niosą ze sobą także wiele różnorakich, realnych zagrożeń i dlatego sama idea pogodowej inżynierii od zawsze spotykała się ze sporą krytyką.
Obawy budzi często fakt, że dalekosiężne konsekwencje miejscowych modyfikacji pogody są trudne do przewidzenia. Mogą one wyrządzać więcej szkody niż pożytku, zarówno lokalnie, jak i w rejonach sąsiadujących, albo nawet odległych, od obszaru powziętej interwencji. Przykładowo działania w ramach amerykańskich projektów CIRRUS (z roku 1947) i STORMFURY (lata 1961-69), w których eksperymentalnie wykorzystywano „zasiewanie chmur” do zaburzenia rozwoju huraganów, zamiast pomagać w okiełznaniu żywiołów, okazały się powodować jeszcze większe zagrożenia. Chociaż, jak pokazują analizy, zastosowana w nich metoda może mieć pożądany wpływ na rozwój tajfunów, często w praktyce jej używanie owocowało zwiększaniem intensywności wiatru i zmianami kierunku wędrówki burz z wód w stronę lądów.
Problem możliwych niekorzystnych zmian meteorologicznych na innych obszarach, niż ten poddany interwencji, podnoszony był już od bardzo dawna. Obawy, że wywoływanie deszczu w jakimś rejonie, powoduje jego niedostatki w innym, były jednym z powodów zakazania zwyczaju „strzelania do chmur” przez cesarzową Marię Teresę Habsburg już w 1750 roku.
Pogoda działa jako system naczyń połączonych, dlatego wydaje się, że przy próbach manipulacji nią na szerszą skalę, konieczne będzie wypracowanie ścisłych reguł międzynarodowej współpracy i koordynacji wysiłków związanych z jej modyfikacjami. W przeciwnym razie, w przyszłości grozić nam mogą „wojny pogodowe”, w których wykorzystując metody meteorologicznej inżynierii niektóre kraje pozbawiać będą zasobów swych sąsiadów, lub wywoływać inne transgraniczne szkody. Sama modyfikacja pogody może być i była zresztą już w historii wykorzystywana, jako oręż wojenny.
Najbardziej znanym tego przykładem jest operacja POPEYE, prowadzona w ścisłej tajemnicy przez Stany Zjednoczone przez 5 lat konfliktu wietnamskiego (od 1967 roku do momentu ujawnienia jej przez dziennikarzy w roku 1972). Celem tej operacji, prowadzonej z pewnym sukcesem przez 54 Szwadron Rozpoznania Meteorologicznego, było zwiększenie ilości opadów podczas sezonu deszczowego w ściśle wyselekcjonowanych lokalizacjach południowego Laosu i Północnego Wietnamu. Wywołane w konsekwencji rozmiękczenie dróg gruntowych, osuwanie się ziemi i znikanie przepraw wodnych, pomagało dezorganizować transport na słynnym Szlaku Ho Chi Minha.
Chociaż w 1977 roku w Genewie przyjęta została konwencja o zakazie modyfikacji i manipulacji pogodą i klimatem w celach wojennych, podpisana między innymi przez Stany Zjednoczone, kwestia możliwości wykorzystania pogody, jako broni nadal budzi obawy. Zainteresowanie wojskowych tym obszarem nie wygasło, o czym świadczy chociażby, owiany złą sławą, projekt badawczy HAARP (ang. High Frequency Active Auroral Research Program ), którego jednym z celów, jest badanie możliwości wpływania na jonosferę i być może, także, używania tego wpływu, na przykład, w celach blokady komunikacji. Chociaż projekt ten jest jawny i partycypują w nim, oprócz amerykańskich agend wojskowych, także cywilne ośrodki naukowe, budzi on wiele kontrowersji oraz jest źródłem licznych teorii spiskowych.
Pomimo wielu zagrożeń o różnej naturze, marzenie o panowaniu nad pogodą (przynajmniej w ograniczonym zakresie) i likwidacji występowania - przynajmniej niektórych - niszczycielskich zjawisk atmosferycznych, zapewne okaże się w przyszłości możliwe do zrealizowania. Jednak stopień złożoności układu, jakim jest pogoda, sprawia, że na pewno odpowiedzialne nią manipulowanie wymaga jeszcze rozwoju w wielu domenach nauki i techniki, a także dojrzałości wszystkich podmiotów polityki międzynarodowej. Należy pamiętać, że pogoda łączy wszystkich ludzi, jako połączone skomplikowaną siecią zależności, globalne zjawisko, którego skutki oddziaływania są odczuwane niezależnie od granic ludzkich terytoriów.
http://www.naukowy.pl/marzenie-o-kreowan.....t44025.htm
Jeśli wtedy czyt.Wietnam,potrafili już manipulować pogodą,to co potrafią dziś?