Geopolityka na terenach Polski
cyt.
"Miłosz dawno temu zrobił takie odkrycie, że w Polsce były dwa narody. Jeden to szlachta bez miłosierdzia pastwiąca się na chłopami, a drugi to ci chłopi. Wyodrębnił nawet cechy fizyczne jednych i drugich i wskazał je na portretach. To nic, że nie było portretów chłopów z XVII i XVIII wieku, a były jedynie jakieś XIX wieczne wizerunki, nasączone udawanym dramatyzmem, Miłoszowi to nie przeszkadzało.
Ta wizja była przez jakiś czas podnoszona, przez różnych chłopomaniaków, ale ostatnio coś o niech głucho. Może dlatego, że i bez Miłosza widać, że od czasu kiedy rewolucja robotniczo chłopska przetoczyła się przez nasze tereny mamy w Polsce nie dwa, a przynajmniej trzy narody. Stwierdzenie jednak tego faktu nie uszczęśliwiłoby Miłosza, ani nikogo z ludzi, którzy go wielbili, wielbią czy choćby tylko znają jego wiersze. Różnice zaś fizyczne pomiędzy przedstawicielami poszczególnych nacji są o wiele bardziej drastyczne niż to, co sugerował Miłosz. Taki na przykład ja, jeśli by mnie porównać z redaktorem Janickim, który i wagę ma słuszną i oko jak trzeba wyłupiaste, wyglądam na zabiedzonego pańszczyźnianego wieśniaka. Pan redaktor zaś to magnat żywcem wyjęty z XVIII wiecznych portretów trumiennych. No, ale nie o tym chciałem dziś pisać.
Jakież to narody mamy dziś w Polsce, które w dodatku ukrywają się pod pozorną jednością, która w oczach wszystkich polityków jest ponoć największym skarbem. Co i rusz słychać bowiem, że powinniśmy się jednoczyć, bo w jedności panie siła. Nie słyszałem nigdy bardziej zakłamanego hasła, ale okay, przejdźmy do rzeczy. Kogo z kim trzeba jednoczyć? Przede wszystkim Naród małpolsko podkarpacki, zasiedziały od tysiąca lat w swoich kotlinkach i wśród pagórków wypadałoby zjednoczyć z narodem śląskim, który składa się, czego nie chcą dostrzec jego liderzy, z przybyszów z Radzynia Podlaskiego, Garwolina i Siedlec. Czyli z osób reprezentujących narody mazowiecki i lubelski, za nic mające bajki o zjednoczeniu, bo każdy tam myśli tylko o sobie i swoim podwórku. Ożywia się zaś tylko wtedy kiedyś coś mu proponują, albo próbują – nieszczerze – podnieść jego status i aspiracje, za pomocą nic nie wartych gadżetów. Te dwa narody żyją po sąsiedzku z narodem podlaskim, który jako jedyny chyba na całym obszarze dzisiejszej Polski czuje się narodem Polskim. Wszystko przez to, że ma na swoim terenie sporą ilość Białorusinów i Ukraińców. Przez co uważany jest przez inne narody za jakąś mieszaninę ras. Co irytuje bardzo wszystkich Polaków na Podlasiu. Ktoś powie, że na Podkarpaciu jest podobnie. Diabła tam. Na Podkarpaciu nie ma ani prawdziwych Ukraińców, ani nawet prawdziwych Cyganów. Wszyscy tam tworzą jednolity naród małopolsko-podkarpacki.
Wszystkie wymienione narody, wliczając w to podzielony na trzy przynajmniej plemiona naród mazowiecki, stoją naprzeciwko jednolitego mentalnie i wyznającego te same wartości narodu ziem odzyskanych. I nie ma doprawdy znaczenia, kto w tym narodzie ma jakie geny i skąd przyjechali jego rodzice czy dziadkowie. Wszyscy tam myślą identycznie. Czyli nie chcieliby być Polakami, ale nie mają wyjścia. Czują jednak podskórnie, inaczej niż przedstawiciele narodów mazowieckiego i lubelskiego, że różne umizgi jakie czynią wobec nich potencje obce, są jednak nie do końca szczere. Uprawiają więc tę swoją bieda-polskość, oglądając się czy czasem Niemcy jakiejś lepszej proeuropejskiej oferty do nich nie skierują. Nie skierują, to jasne. I na tym polega dramat narodu ziem odzyskanych, który powolutku, wyłamuje się ze schematu w jaki został wtłoczony i chciałby może być taki trochę bardziej polski.
Byłbym zapomniał – jest jeszcze naród wielkopolski, który zajadle broni wszystkiego, co z Polską nie ma nic wspólnego. No i chodzi na mecze Lecha Poznań. Na ten podział etniczno-geograficzny nakłada się inna klasyfikacja. Wszystkie wymienione narody to efekt degradacji i unieważnienia starych hierarchii, zainicjowanej na obszarze Polski najpierw przez II RP, a potem przez komunę. Ta zaś wykreowała jakiś nadnaród składający się z ruskiej agentury, udającej najżarliwszych Polaków i posługującej się bardzo sprawnie wytrychami i symbolami otwierającymi serca wszystkich lub prawie wszystkich wymienionych narodów. Te zaś najbardziej na świecie pragnęłyby, żeby nikt ich wreszcie nie oszukiwał. Niestety nie do końca pojęły one znaczenie zwrotu – nie oszukiwał. I przez to każdy z narodów domaga się od nadnarodu czegoś innego. To znacznie ułatwia kierowanie wszystkimi nacjami i wzywanie ich do jedności. Ta z kolei oznacza umocnienie panowania tej grupy, która od wojny uzurpuje sobie prawo do nazywania się narodem. Gdzie możemy obserwować jej przedstawicieli? Przede wszystkim w mediach. Istnieje bowiem naród medialny, który, w istocie jednolity, odstawia jakieś pokazy, mające przekonać inne narody, że jest podzielony. No i ten podział wyznacza granicę wpływów politycznych w kraju. Jedni są za PiS, a drudzy za PO, czy tam KO, czy PZPR czy jak to się tam teraz nazywa. Ten podział ma nas przekonać, że w Polsce istnieją jedynie dwa narody i jeden musi podbić drugi, żeby wreszcie zapanowała jedność. Czy jest ta jedność już wyjaśniłem – poddaństwem na wzór feudalny. Czyli tym, czego chcielibyśmy bardzo uniknąć. I przed czym ostrzega nas redaktor Janicki, płacząc nad losem pańszczyźnianych chłopów. To jak wiemy jest lament pozorowany, albowiem marzeniem Janickiego jest, by go w końcu zaczęli zapraszać do mediów, gdzie mógłby opowiadać o swoich zainteresowaniach, wpisujących jakoś tam w wewnętrzną politykę narodową w Polsce. Wszyscy bowiem co do jednego się zgadzamy. Nieważne z jakiej opcji i z jakiego mikronarodu wywodzą się politycy reprezentujący nas w sejmie, wszyscy oni chcieliby być landlordami, którzy przychylają nieba swoim wieśniakom. I wynajmować redaktora Janickiego, który publicznie ogłaszałby, jak pięknie wyglądają dziś stosunki pomiędzy władzą, a poddanymi w Polsce i jak bardzo różnią się od tych dawniejszych, brzydkich i niesłusznych. Wszyscy ci politycy, zamiast ekonomów, mają dziś do dyspozycji dziennikarzy, a ci z kolei mają jakiś bat, jakąś marchewkę i jakiegoś psa do pilnowania. Mechanizm jednak i jego wewnętrzna logika działa tak, że coraz mniej przedstawicieli licznych w Polsce narodów skupia uwagę na tych osobach i gadżetach, którymi dysponują. Rywalizacja o wyimaginowanego wyborcę, jakże przypominającego w projekcjach politycznych pańszczyźnianego chłopa, weszła bowiem na poziom niesłychany. Oto naród medialny zaczął serio traktować swoje wymysły. I tak reprezentantom opcji pisowskiej wydaje się, że wszyscy katolicy pójdą głosować na Nawrockiego. I złudzenie to trwa mimo iż na scenie cały czas hasa Terlikowski i uprawia swój, udający katolicyzm, kult prokreacji. Ma on wielu zwolenników, podobnie jak Hołownia, sławny przedstawiciel narodu podlaskiego, który zamienił się dobrowolnie w nacjonalistę ziem odzyskanych. Medialne skrzydło PZPR zwanej dziś KO, zajmuje się dziś kreowaniem nadludzi. I to widać w różnych programach publicystycznych, gdzie przedstawiciele konkurencji określani są wyrazami silnie obelżywymi. Na nadludzi zaś awansują osobnicy tacy jak Tomasz Piątek.
Komunikacja odbywa się według schematów nie mających żadnego związku z opisanymi tu realiami. To zaś, o czym wszyscy wiemy, doprowadzi w końcu do katastrofy. Czy będzie to katastrofa sceniczna, to znaczy urwie się kurtyna, deski połamią i całe towarzycho zleci gdzieś w dół zgniatając na miazgę suflera, jedyną ofiarę zajścia, to się jeszcze zobaczy. Może bowiem okazać się, że katastrofa będzie prawdziwa.
Jedno jest istotne. W filmach, które teraz oglądam na Netflixie, czyli tych dokumentalnych o prawdziwych zbrodniach mówią, że wnioskowanie na podstawie szczątkowych przesłanek prowadzi do całkowicie błędnych wniosków. No więc cała polska polityka to wnioskowanie na podstawie szczątkowych przesłanek. A do tego jeszcze cała historia tego nieszczęsnego kraju ma taki sam charakter."
|