W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Astroturfing czyli sianie sztucznej trawy  
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena: Brak ocen
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Dyskusje ogólne Odsłon: 2047
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ordel




Dołączył: 04 Lip 2009
Posty: 8567
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 09:10, 23 Lip '17   Temat postu: Astroturfing czyli sianie sztucznej trawy Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Astroturfing, astroturf marketing – anglojęzyczny eufemizm służący do nazwania pozornie spontanicznych, obywatelskich organizacji czy inicjatyw podejmowanych w celu wyrażenia poparcia lub sprzeciwu dla idei, polityka, usługi, produktu czy wydarzenia. Kampania tego typu ma sprawiać wrażenie niezależnej reakcji społecznej, podczas gdy rzeczywista tożsamość jej inicjatora i jego intencje pozostają ukryte. Astroturf marketing nazywany jest czasami green marketingiem[1].
https://pl.wikipedia.org/wiki/Astroturfing






Cytat:
„Wszyscy dziwnym trafem mają identyczne świeczki”. O co chodzi z tezą o astroturfingu?

https://www.wprost.pl/tylko-u-nas/100666.....fingu.html


Ogólnie to ma być w tym kraju tak jak Wałęsa ustalił w Magdalence . Odrywani od koryta stosują wszelkie techniki manipulacji .
A ze swoim przekazem starają się dotrzeć nawet daleko za ocean .
Cytat:
„Polska pokazuje nam właśnie, jak to się robi. Tak zwykli obywatele stają przeciwko autorytarnemu reżimowi" - napisał na Twitterze Beau Willimon, scenarzysta słynnego serialu politycznego „House of Cards”.
https://pl.sputniknews.com/polska/201707225934800-sputnik-house-of-cards-polska/

Pierdolony POPIS .
_________________
https://www.youtube.com/watch?v=0K4J90s1A2M
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.100 mBTC

PostWysłany: 20:34, 27 Lip '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Astroturf marketing: na Zachodzie zakazany, w Polsce się rozwija 24.07.2017/27.06.2014 Dziennik Gazeta Prawna

Reklama przekroczyła niebezpieczną granicę. Zaczęła udawać prawdziwe informacje, mieszając fikcję z rzeczywistością. Już jedna trzecia opinii konsumentów w sieci to fałszywki. To grozi rozbiciem resztek społecznego zaufania.
telemarketing, praca źródło: ShutterStock

Amerykanie nazywają to kładzeniem sztucznej trawy. Astroturf marketing (nazwa pochodzi od marki syntetycznej wykładziny przypominającej murawę) polega na przeprowadzaniu kampanii udających spontaniczne inicjatywy pojedynczych osób lub grup (ang. grassroot, co tłumaczy skojarzenie z trawą), które wyrażają poparcie lub sprzeciw wobec usług, produktów, idei, wydarzeń czy działalności partii i polityków. Taka kampania sprawia wrażenie niezależnej reakcji społecznej i ukrywa tożsamość rzeczywistych jej inicjatorów, a także ich prawdziwe intencje.

Ta metoda, której symbolem jeszcze kilka lat temu był uznawany za raczej niegroźny społecznie marketing szeptany, dziś stała się bronią masowej zagłady w rękach biznesu i grup interesów, zagrażającą internetowi jako forum wolnej, niezależnej i konstruktywnej debaty. Manipulowanie opinią publiczną przez podstawione osoby, a nawet całe z pozoru oddolne ruchy obywatelskie, stało się tak powszechne, że naukowcy biją na alarm. Profesor Bing Liu z Uniwersytetu w Illinois ocenia, że już jedna trzecia wszystkich opinii konsumentów w sieci to fałszywki. Z kolei Edward T. Walker, socjolog z Uniwersytetu w Kalifornii, w swojej książce „Demokracja do wynajęcia” ostrzega, że dziś zatrważająca większość przypadków organizowania się obywateli to efekt działań firm doradczych pracujących dla korporacji i organizacji wpływu.

Sytuacja stała się już tak groźna, że część państw zaczęło wprowadzać prawne zakazy „kładzenia sztucznej trawy”. W USA Federalna Komisja Handlu w przypadku stwierdzenia, że dana firma zleciła tego typu kampanię, może na nią nałożyć grzywnę, nawet 16 tys. dol. za każdy dzień jej trwania. Takie nielegalne działania ścigają też prokuratorzy. W zeszłym roku nowojorski śledczy Eric Schneiderman zmusił 19 koncernów do podpisania zobowiązania o niestosowaniu astroturfingu. Firmy wolały podpisać zakaz i zapłacić zaledwie kilkaset tysięcy dolarów, bo koszty przegranych w sądzie spraw poszłyby w miliony. W Wielkiej Brytanii podszywanie się pod konsumenta w przestrzeni publicznej grozi więzieniem.


W Polsce można podszywać się pod konsumenta

W Polsce panuje w tej dziedzinie wolnoamerykanka. Reklama wepchnęła się nawet do programów informacyjnych, a lokowanie produktu, skądinąd koszmarna nazwa product placement, w wydaniu polskim to bicie widza obuchem po głowie, gdzie reklamowany produkt gra główną rolę.

U nas obowiązuje jedynie unijna dyrektywa, że przekazy reklamowe w mediach muszą być wyraźnie oznaczone. Rozwój technologii i pomysłowość marketingowców uczyniły jednak to prawo martwym.

990 zł – tyle według podanego na stronie internetowej cennika kosztuje przykładowa oferta agencji reklamowej zajmującej się kreowaniem w polskiej sieci pozytywnego wizerunku firm, ich produktów czy usług. To cena na umieszczenie 5600 rzekomo spontanicznych komentarzy internautów na 800 forach dyskusyjnych. Posty pod wątkami dotyczącymi sfery działalności klienta agencji udają prawdziwe opinie, pisane są językiem internetu, z błędami, kolokwializmami, nawet wulgaryzmami. W zależności od profesjonalizmu wynajętych przez firmę reklamową szeptaczy – tak branża nazywa opłacanych internetowych dyskutantów – fikcyjne komentarze mogą do złudzenia przypominać te prawdziwe.

Nierzadko też inteligenta krytyka, nawet w niewybrednych słowach, daje lepszy efekt sprzedażowy niż prostackie wychwalanie.
„Średnia cena jednego posta oscyluje pomiędzy 1,5 zł a 3 zł. W bazie wykonawców panują zasady rynkowe. Bardziej doświadczone osoby, które posiadają pozytywne opinie, cenią się wyżej niż osoby początkujące” – to cytat z oferty kolejnej firmy marketingowej, która tłumaczy potencjalnym klientom na swojej stronie internetowej, z jakimi kosztami muszą się liczyć, zamawiając u niej „cichą” kampanię.

Jednym z bardziej znanych przykładów „niestandardowego przekazu” jest niedawny trwający prawie pięć minut filmik z przekleństwami, wulgarny monolog pełen złorzeczenia na rząd, który – tu cytat – „wydymał Polaków na OFE”, w wykonaniu popularnego aktora Jacka Braciaka. Nagranie – jak zapewnia artysta grający m.in. Marka w serialu „Rodzinka.pl” – prywatne i nieopłacone przez żadną firmę ubezpieczeniową, obejrzało już około dwóch milionów internautów. Zapewne zupełnym przypadkiem jest to, że Braciak występuje też w reklamach ING Banku Śląskiego, który ma swój ING OFE. I zbiegiem okoliczności jest też niewątpliwie nagły wzrost liczby osób, które po pojawieniu się w sieci tego filmu, zawiadomiły ZUS, że jednak zostają w OFE. Branża reklamowa nie ma wątpliwości – to genialna ukryta reklama prywatnych funduszy emerytalnych, sprytnie omijająca zakaz ich promowania.

Innym przykładem podszywania się marketingowego przekazu pod prawdziwe wydarzenie jest historia pięknej Ukrainki Julii, studentki z kijowskiego Majdanu. Jej dramatyczny apel w lutym tego roku o pomoc dla protestujących przeciwko krwawemu reżimowi prezydenta Wiktora Janukowycza obejrzało kilkadziesiąt milionów internautów. Tymczasem analitycy z Centrum dla Badań nad Globalizacją „Global Research” odkryli, że za nagraniem stały amerykańskie władze.

Jednym z producentów klipu jest Larry Diamond, członek Council on Foreign Relations, wpływowego think tanku powiązanego z Departamentem Stanu USA. Ma on też według mediów powiązania z National Endowment for Democracy, organizacją podejrzewaną o wywoływanie zamachów stanu w krajach, które znalazły się w strefie interesów Waszyngtonu.

– Zjawisko przenikania reklamy do opinii publicznej jest znane od dawna. W totalitaryzmie propaganda obejmowała praktycznie wszystkie dziedziny życia. W czasach PRL frontem ideologicznym była nauka, kultura czy sztuka. Demokracje też stosują propagandę, tyle że jej formy są bardziej zawoalowane – podkreśla dr hab. Michał Gajlewicz, medioznawca ze Społecznej Akademii Nauk.

I nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie to, że wraz z rozwojem technologii rejestrowania rzeczywistości manipulację jest coraz trudniej wykryć, staje się ona przez to bardziej wiarygodna dla odbiorców. Kiedyś czarno-białe zdjęcia retuszowało się ołówkiem. Dziś zmiany w cyfrowych plikach są często trudne do wykrycia. Podobnie rzecz ma się ze słowami.

Dezinformacja to nie tylko reklama. Tajne służby

– Od wybuchu ukraińskiego kryzysu w polskim internecie bardzo aktywnie działają rosyjskie służby dezinformacyjne. Pod tekstami opisującymi sytuację u naszego wschodniego sąsiada na głównych portalach pojawiło się mnóstwo proputinowskich komentarzy. Są pisane stosunkowo poprawną polszczyzną, a nawet z uwzględnieniem specyficznych błędów rodzimego netu. Odkryto, że posty zamieszczają ludzie opłacani przez Moskwę. Dzienna stawka za taką pracę ma wynosić 36 dol. plus darmowy lunch – zauważa dr Gajlewicz. Zaznacza, że na polskich portalach znacznie łatwiej można zamieścić komentarz do informacji (często bez konieczności zarejestrowania się) niż na rosyjskich czy niemieckich.

Według naukowca wypieranie tradycyjnie pojmowanej reklamy przez działania public relations jest groźne, bowiem w ten sposób komunikacja perswazyjna wkracza na tereny dotąd z natury nieperswazyjne.

– To postać dywersji ma związek z jednej strony z możliwościami, jakie stwarza internet, z drugiej z ofensywą grupy zawodowej PR-owców, którzy negują skuteczność tradycyjnej reklamy. Uważają ją za przeżytek, bo taka reklama jest przekazem jednostronnym, a PR działaniem dialogowym. W przypadku opłacanych negatywnych komentarzy mamy do czynienia z czarnym PR sięgającym po metody dywersyjne, agresywne – dodaje medioznawca. Jest to zjawisko pokrewne temu, co kilkadziesiąt lat temu nazywano czarną propagandą.

Przypomina, że jeszcze 10 lat temu w reklamie erotyka pojawiała się rzadko i była subtelna, dziś w przekazach reklamowych pojawia się nie tylko erotyka, lecz także uprawiany jest seks. Kiedyś nie wypadało reklamować banków czy towarzystw ubezpieczeniowych w nieeleganckiej, zbyt frywolnej formie. To były instytucje zaufania społecznego. Teraz w reklamie na rzecz tych branż można spotkać cyrkowe fikołki, kpinę, mało wyszukany dowcip. Granice tego, co przyzwoite lub dozwolone, się przesunęły.

Trzy czwarte Amerykanów nie wierzy reklamie

Statystyki zdają się potwierdzać zdanie speców od PR. Według amerykańskiej firmy badawczej Lab42 aż 76 proc. amerykańskich konsumentów nie wierzy reklamie (sondażem objęto jesienią 2012 r. media elektroniczne, prasę i internet). Uznaje jej przekaz za co najmniej przesadzony. Zaledwie 2,8 proc. twierdzi, że reklamowe informacje są dokładne. Eksperci firmy z Chicago zbadali nawet, jakie branże mają z reklamami swoich produktów największy problem. Okazało się, że w przypadku środków na odchudzanie reklamie nie wierzy aż 90,4 proc. konsumentów, kosmetyków – 81 proc., alkoholi – 68 proc., usług finansowych – 65,5 proc., a samochodów – 65,4 proc. Stąd tak pilna potrzeba poszukania nowych form przekonywania konsumentów.

Polacy są na razie bardziej podatni od Amerykanów na przekaz reklamowy. Za nieprawdziwą uznaje reklamę 58 proc. z nas – tak przynajmniej wynika z badania „Stosunek Polaków do reklam” przeprowadzonego przez Centrum Badań nad Zachowaniami Ekonomicznymi dla serwisu PoZnajomosci.pl. 71,1 proc. twierdzi jednak, że w mediach jest za dużo reklam, a kupując produkty, kieruje się przede wszystkim opinią znajomych i rodziny.

Z drugiej strony z raportu European Trusted Brands z 2010 r. wynika, że Polacy należą do najbardziej ufających wiadomościom narodów Europy. Informacjom podanym w internecie ufało 72 proc. ankietowanych, przy średniej europejskiej 49 proc.

– Nauczyliśmy się odróżniać komunikaty perswazyjne od informacyjnych. Do tych pierwszych mamy dystans, od razu pojawia się wiele wątpliwości. Dlatego świat reklamy stara się obejść tę rafę negatywnej reakcji, podszywając się pod informacje – tłumaczy prof. Dariusz Doliński ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu.

Reklama zabierze nam zaufanie do świata?

Dopóki to zjawisko było stosunkowo rzadkie, psycholog nie widział większego zagrożenia. - Każdy z nas ma pewien stały poziom ustosunkowania do świata społecznego, systemu wartości. Jeśli mamy zaufanie do niego, to incydentalne zdarzenia nic nie zmienią. Jeśli jednak takie oszukańcze praktyki staną się normą, scenariusz destrukcji społecznej, upadku stanie się bardzo realny – ostrzega naukowiec z SWPS.

Niestety, do społecznej degeneracji i powszechnej utraty zaufania zbliżamy się wielkimi krokami.
– Reklama jest dziś strefą wolną od prawdy – takie gorzkie słowa skierował do uczestników nowojorskiej konferencji Rady Samoregulacji Branży Reklamowej (The Advertising Self-Regulatory Council) w październiku 2013 r. amerykański krytyk marketingu Jonathan Salem Baskin, autor kilku bestsellerów o metodach biznesowych manipulacji.

W emocjonalnym wystąpieniu alarmował, że reklama przestała przekazywać informacje istotne dla konsumenta. – Tniemy i kroimy prawdę, nie mówiąc jej całej. W zależności od potrzeb albo ją w ogóle ignorujemy, albo upiększamy – stwierdził Baskin.

Psycholodzy wskazują w tym kontekście na mechanizm wstecznego kształtowania pamięci, czyli zmiany naszych doświadczeń i – wydawać by się mogło – utrwalonych opinii pod wpływem nowych, zmienionych informacji.

Prof. Andrzej Falkowski i dr Alicja Grochowska z SWPS w Warszawie opisują („Roczniki Psychologiczne”, Towarzystwo Naukowe KUL 2008) eksperyment przeprowadzony przez prof. Kathryn Braun z Uniwersytetu Iowa i prof. Elisabeth Loftus z Uniwersytetu Kalifornii, w którym osoby badane testowały smak czekoladki w zielonym opakowaniu. Następnie oglądały reklamę tej czekoladki, ale w niebieskim pudełku. 45 proc. badanych po obejrzeniu reklamy rozpoznało kolor opakowania czekoladki, którą jadły, jako niebieski zamiast zielonego. Podobne efekty zniekształcenia pamięci własnych ocen dał test, w którym uczestnicy mieli za zadanie ocenić film przedstawiony im jako wchodzący na ekrany, na podstawie trailera. Następnie przeczytali recenzje krytyków. Pamięć uprzednich ocen filmu po przeczytaniu opinii pozytywnej zmieniała się w kierunku oceny bardziej pozytywnej, a po przeczytaniu recenzji negatywnej – w kierunku negatywnej.

„Pamięć zdarzeń z dzieciństwa też może ulec zniekształceniu. Po obejrzeniu reklamy zachęcającej do odwiedzania Disneylandu i odwołującej się do pamięci autobiograficznej, na pytanie: Czy pamiętasz, jak w dzieciństwie podczas twojej wizyty w Disneylandzie uścisnąłeś dłoń Królika Bugsa?, 16 proc. badanych studentów odpowiedziało twierdząco (Królik Bugs jest postacią z Warner Bros. i nie występuje w Disneylandzie). Osoby te potrafiły nawet opisać szczegółowo okoliczności, w jakich to zdarzenie miało miejsce (Braun-LaTour i in., 2004)” – przytaczają wyniki badań naukowcy z warszawskiej SWPS.
To pokazuje, jak komunikaty perswazyjne mogą łatwo zniekształcić pamięć nawet bardzo osobistych doświadczeń, jak ulegamy reklamie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

– Amerykański psycholog Carl Hovland po II wojnie światowej prowadził badania nad propagandą. Analizując wpływ źródła wiarygodności komunikatów na ich odbiór, odkrył efekt śpiocha, polegający na tym, że informacje pochodzące ze źródła mało wiarygodnego i tak są zapamiętywane, a z upływem czasu odbiorca zapomina o negatywnych konotacjach związanych z takim źródłem, zachowując w pamięci sam przekaz – opisuje prof. Dariusz Doliński.

Informacja ważniejsza od źródła

W eksperymencie Hovlanda dwóm grupom osób przekazano komunikat, że aspiryna powinna być na receptę, bo ludzie ją przedawkowują. Przy tym powoływano się na różne źródła – mało wiarygodne pismo „Cosmopolitan” i poważany naukowy „Lancet”. Ci od „Cosmo” nie za bardzo wierzyli w przekazane im informacje. Jednak po czterech tygodniach obie grupy były już jednakowo przekonane o prawdziwości komunikatu i potrzebie wprowadzenia recept.

– Pamiętamy samą informację bardziej niż jej źródło. Wiarygodność nie ma już takiego znaczenia. Żyjemy w świecie kreowania potrzeb. Im częściej widzimy logo, tym częściej kupujemy te produkty. Do tego zaufanie nie jest już konieczne – podsumowuje naukowiec z warszawskiej SWPS.

Potwierdza to tegoroczne badanie koncernu HTC przeprowadzone w 10 krajach. Ponad połowa ankietowanych sprawdza informacje codziennie, jest wręcz od nich uzależniona. Jest jednak ich tak wiele, że przestajemy rozróżniać tradycyjne formy komunikatów od np. wpisów na portalach społecznościowych. W efekcie dla 55 proc. konsumentów ważniejsza jest historia sama w sobie niż źródło jej pochodzenia.

Cywilizacja wychyla się w jałowym kierunku

– Reklama tylko się dostosowuje do ogólnoświatowego trendu. Cywilizacja jest jak wahadło, teraz wychylamy się w kierunku jałowości i prostoty – tłumaczy dr Michał Gajlewicz.

Źródeł braku moralności branży marketingu i reklamy naukowiec upatruje w upadku standardów całej światowej gospodarki.
– W realnym socjalizmie, w systemach nakazowo-rozdzielczych pełno było lipy produkcyjnej. Dziś mamy kapitalizm, ale sytuacja się powtarza, bo na rynku zaczęły dominować Chiny z systemem totalitarnym, gdzie nie obowiązują zachodnie standardy organizacji i produkcji. To jak ma wyglądać reklama, skoro sam rynek jest zakłamany i brudny, jak rzetelnie reklamować kiepskiej jakości towary chińskie i innych tanich producentów? – zastanawia się medioznawca ze Społecznej Akademii Nauk.

Jedyną szansę na obronę przed atakiem manipulacji ze strony biznesu i powiązanych z nim mediów jest jego zdaniem edukacja.

– I nie chodzi tu o powszechne uczęszczanie do szkół, tylko o kontrolę poziomu nauczania. Stworzenie elitarnych placówek, gdzie dopuszczana będzie tylko najzdolniejsza, najbardziej inteligentna młodzież – zastrzega dr Gajlewicz.

Reklama będzie nas personalnie atakować z banerów

Na przechyle w stronę ilości, ciągłym zwiększaniu stopnia skolaryzacji – kontynuuje wykładowca – cierpi bowiem jakość.
– Wielu z tych młodych ludzi nie nadaje się do studiowania. Nie powinni otrzymać dyplomu. Gdy podczas wykładu zapytałem swoich studentów w dniu kolejnej rocznicy lotu Gagarina, nikt nie znał ani roku, ani daty tego wydarzenia. Gdy zapytałem, kiedy wystrzelono na orbitę pierwszego satelitę, ktoś rzucił: lata 30. Mojej ironicznej uwagi, że Hitler chciałby mieć taką technologię przenoszenia broni, nikt nie zrozumiał. A gdy zapytałem, który kraj jako pierwszy wystrzelił satelitę, odpowiedzieli, że Stany Zjednoczone. Bo dla dzisiejszej młodzieży we wszystkim pierwsi byli Amerykanie – nie ukrywa rozczarowania wiedzą studentów Michał Gajlewicz.

Przy tak spłyconej wizji świata nie powstrzymamy oszukańczego trendu w reklamie. Wręcz przeciwnie, branża zwiera po kryzysie szyki i planuje kontratak. Z prognozy domu mediowego ZenithOptimedia Group w 2014 r. wydatki netto na reklamę w Polsce mają być wyższe o 1,8 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem. Ich łączna wartość ma wynieść 6,51 mld zł. Światowy rynek reklamy osiągnie na koniec roku wartość aż 537 mld dol.

Czekają nas też nowinki. Obok udawania prawdziwych informacji reklama będzie nas personalnie atakować z banerów na ulicach. Jak zapowiedziała na targach reklamy w 2012 r. firma ConQuest Consulting, zainstalowane na ogłoszeniowych słupach kamerki ze specjalnym oprogramowaniem mają wkrótce identyfikować podstawowe ludzkie emocje: szczęście, złość, smutek, strach, zaskoczenie i niesmak. Analizując nasz stan emocjonalny, komputer dobierze treść reklamy do naszego nastroju. I nawet już swobodnie nie będzie można na ulicy sobie pod nosem popsioczyć.
http://forsal.pl/artykuly/806376,astrotu.....zwija.html
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jerzy Ulicki-Rek




Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 9351
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 11:15, 30 Lip '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Skoro mowa o trawie to nie mozemy pominac najlepszej ,najbardziej odpornej na palaca sie benzyne i walace sie na nia samoloty trawie przed Pentagonem w czasie 9/11 Smile

http://911research.wtc7.net/mirrors/killtown/penta_lawn.htm

This is how an ordinary lawn looks after a commercial airliner crashes on it..
TAK WYGLADA ZWYCZAJNA TRAWA GDY SPADNIE NA NIA LINIOWY SAMOLOT Smile






Jerzy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 17:43, 30 Lip '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Polityczne wojny na boty – jak nie dać się ograć? 28.07.2017



Polityczna wojna na boty to nie tylko polska specjalność. Już w czasie arabskiej wiosny (szczególnie w latach 2009-10) po to narzędzie sięgali egipscy i syryjscy dyktatorzy, by zniekształcać, tłumić lub zakłócać przekaz protestujących. Podobne działania władzy zostały udokumentowane i opisane w Meksyku (2015 r.) i wielokrotnie w Rosji. Nawet w krajach, w których protestujący muszą się liczyć z poważniejszymi zagrożeniami, manipulowanie ruchem w mediach społecznościowych to realny problem. Utrudnianie komunikacji między protestującymi, sianie teorii spiskowych, zniekształcanie przekazu, który wydostaje się na zewnątrz to, niestety, całkiem skuteczne taktyki. Czy można ustalić, kto pociąga za sznurki? Jakich środków potrzeba, by samemu włączyć się go gry? Czy można wygrać z botnetem, nie wynajmując własnego?

Zagadka astroturfingu

Dziwne rzeczy działy się w ostatnich – gorących od politycznej mobilizacji – tygodniach w polskich mediach społecznościowych. Podczas gdy protestujący przeciwko „reformie” Sądu Najwyższego organicznie i stopniowo (między 17 a 24 lipca) wyrastali na milionowy ruch skupiony wokół hashtagów #wolnesady, #3XWeto czy #ŁańcuchŚwiatła, 21 lipca pod krytycznymi wobec działań rządu treściami na Facebooku i Twitterze zaczęły się pojawiać automatycznie generowane wpisy (np. „Precz z Kaczorem – dyktatorem!”), świadczące o pewnej aktywności botów.

Prorządowe media natychmiast podłapały temat rzekomej manipulacji w mediach społecznościowych. W ciągu zaledwie 24 godzin została wylansowana teza o astroturfingu, czyli odgórnym sterowaniu ruchem, który miał wyglądać na spontaniczny. Aktywność zagadkowego botnetu w polskim Internecie, wykorzystującego zagraniczne konta (przede wszystkim z Ameryki Łacińskiej), stała się podstawą wygodnej dla rządu narracji: normalni obywatele w Polsce nie protestują, ludzie na ulicach jedynie „spacerują dla zdrowia”, a ruch w sieci generują „obce” boty.

Wynająć botnet może każdy, wystarczy niewielki budżet. Ustalić, kto nim kieruje, jest już dużo trudniej... Tu jesteśmy skazani na spekulacje.

Wynająć botnet, który zaśmieca Twittera dowolnymi komunikatami (od reklamy leku na potencję, przez hasła pseudo-protestacyjne, aż po przypadkowe ciągi znaków), nie jest trudno. Wystarczy zapytać wyszukiwarkę, by przekonać się, że to tania i stosunkowo dostępna usługa (cena ok. 0,2 dolara za komentarz). O wiele trudniejsze, niż uruchomienie takiej operacji, jest dojście do tego, kto zapłacił. Firma obsługująca przejęte konta (botnet) z pewnością takiej informacji nie ujawni, a sama analiza danych z Twittera może nas doprowadzić, co najwyżej, do przybliżonej lokalizacji komputera, z którego obsługiwane były automatyczne komunikaty. Można próbować analizy heurystycznej, wykorzystującej np. kalki językowe, aby przybliżyć się do źródła (np. czy możliwe jest, że botnet obsługują Rosjanie, Polacy, a może sam George Soros?), nadal jednak pozostajemy w sferze spekulacji.

Kto zyskał?

Na tej niepewności i spekulacjach co do aktywności „zewnętrznego gracza” w ruchu protestacyjnym najwięcej zyskują ci, którym merytoryczna dyskusja jest nie na rękę. Autentyczny, milionowy ruch obywatelski nie miał nic do zyskania na „przyłączeniu się” do niego kilkuset botów powtarzających, jak zdartą płytę, ten sam komunikat. Co innego rząd, który mógł przekierować uwagę swojego elektoratu z zarzutów, jakie stawiali protestujący, na teorię spiskową. W tym właśnie kierunku prowadzi nas obserwacja, że sam hasztag #astroturfing pojawił się na Twitterze jak kometa i w ciągu jednego dnia zyskał zasięg ok 1,6 miliona użytkowników (przy czym 75% wpisów o bardzo niezróżnicowanej treści wygenerowano w ciągu kilku godzin). Dla porównania, treści związane z protestacyjnymi hasztagami były różnorodne i generowane stopniowo przez wielu użytkowników.

Ben Nimmo wykazał, że pojawienie się kontrowersyjnej tezy o astroturfingu w polskiej sieci było...wynikiem astroturfingu.

Tę dynamikę opisał i zilustrował (graf poniżej) na łamach Medium Ben Nimmo – doświadczony badacz z Atlantic Council's Digital Forensic Research Lab. Zaintrygowany nagłym pojawieniem się tezy o rzekomej manipulacji w polskich mediach społecznościowych, przeanalizował zasięg i częstotliwość komunikatów oznaczonych hasztagami #AstroTurfing, #StopAstroTurfing i #StopNGOSoros. Nimmo udowodnił, że eksplozja „spiskowych” hasztagów została spowodowana, w krótkim czasie, przez niewielką sieć nadnaturalnie aktywnych (13,000 tweetów tylko między 19:00 a 21:00 22 lipca!) i wzajemnie wzmacniających się kont, co samo w sobie wskazuje na wykorzystanie botnetu i próbę manipulowania trendem w mediach społecznościowych. Próba się jednak nie powiodła – po 22:00 ruch spadł niemal do zera. Sztucznie wygenerowany strumień po prostu nie zyskał popularności wśród prawdziwych użytkowników Twittera.

https://panoptykon.org/sites/default/files/astrofurfing.png

Kazus – rzekomego (#wolnesady) i faktycznego (#AstroTurfing, #StopAstroTurfing) – sterowania debatą w mediach społecznościowych dobrze ilustruje, dlaczego możliwość zidentyfikowania faktycznych aktorów wpływających na debatę polityczną ma znaczenie. Jako obywatele mamy prawo wiedzieć, jaką rolę w generowaniu komunikacyjnych trendów odgrywają partie polityczne i media (szczególnie publiczne). Czy te trendy odzwierciedlają autentyczne postawy społeczne, czy próbują kreować sztuczną rzeczywistość i stają się narzędziem propagandy? Taka analiza sytuacji staje się coraz trudniejsza, wraz ze wzrostem roli mediów społecznościowych, podatnych na niejawne, rozproszone formy dezinformacji.

Bot czy nie bot?

Rolę botów w politycznej grze od lat bada Samuel Woolley z Uniwersytetu w Oxfordzie i jego zespół w ramach projektu Computational Propaganda Research Project (COMPROP). http://comprop.oii.ox.ac.uk/ Próbują nazwać i przeanalizować związki algorytmów, automatycznej komunikacji i polityki, w tym wpływ botów na opinię publiczną i trendy w mediach społecznościowych, rozprzestrzenianie się fałszywych treści, mowy nienawiści i dezinformacji.

To właśnie zespół COMPROP udowodnił, że polityczny przekaz działający na korzyść Donalda Trumpa i podważający wiarygodność Hillary Clinton, w dużej mierze był rozprzestrzeniany przez sieć botów. W dniu wyborów armia botów wystawiona przez Trumpa przewyższała liczebnością boty pracujące dla Clinton w proporcji 5:1. Najbardziej zaskakujące w ustaleniach Woolleya jest to, że wykorzystywania botów do manipulowania debatą publiczną politycy nawet specjalnie nie ukrywają. Zarządy i właściciele firm obsługujących te sieci utrzymują bliskie związki z przedstawicielami rządów i wpływowymi politykami.

Robert Gorwa z Oxfordu zidentyfikował 500 podejrzanych kont na polskim „politycznym” Twitterze. Aż 20% sztucznie generowanego ruchu w badanej próbie miało nacechowanie prawicowe.
Jak ten krajobraz wygląda w Polsce? Robert Gorwa, badacz związany z zespołem COMPROP, przeanalizował „polityczny” ruch na polskim Twitterze pod kątem aktywności tzw. fałszywych wzmacniaczy (false amplifiers), w tym botów. Jego raport opublikowany w lipcu tego roku („False Amplifiers and the Digital Public Sphere: Lessons from Poland”) ilustruje złożoność problemu, z jakim mamy do czynienia. Gorwa nie przechodzi do łatwych konkluzji, raczej stawia kolejne pytania niż dostarcza definitywnych odpowiedzi.

Drążąc temat, Gorwa przywołuje wcześniejsze opracowania (m.in. Centrum Stosunków Międzynarodowych, CERT), które wskazują na aktywność rosyjskich botów w polskich mediach społecznościowych. Sądząc po efektach, ich zadaniem jest eskalacja polsko-polskiego konfliktu i nastrojów narodowo-radykalnych, sianie dezinformacji w temacie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego oraz zniechęcanie i zastraszanie użytkowników krytykujących politykę Rosji. Sam badacz podkreśla jednak, że jednoznaczne zidentyfikowanie aktorów schowanych za sieciami twitterowych botów jest bardzo trudne. Nie ułatwia tego sam Twitter, który nie wymaga (w przeciwieństwie np. do Wikipedii) rejestracji takich podmiotów, nie udostępnia badaczom pełnych danych o ruchu w swojej sieci i w rzeczywistości nie dąży do blokowania ani ograniczania aktywności botów.

Posługując się metodą opracowaną i wielokrotnie testowaną przez zespół COMPROP, Robert Gorwa zidentyfikował 500 kont aktywnych w debacie politycznej na polskim Twitterze, które wyglądają na tzw. fałszywych wzmacniaczy. Główne czynniki, jakie badacze z Oxfordu biorą pod uwagę, to:

- sposób umieszczania wiadomości na Twitterze (rodzaj aplikacji czy skryptu, który jest do tego wykorzystywany);
- stopień interakcji z innymi kontami (jak rozległa i aktywna jest sieć followersów i retwittujących);
- wiek i „długość życia” poszczególnych twittów;
- łączna liczba rozpowszechnianych komunikatów w analizowanym okresie.

Wśród kont, które Gorwa uznał za podejrzane, większość (263 na 500) ujawniała prawicowe poglądy i afiliacje. Te konta łącznie wygenerowały aż 20% komunikatów w badanym zbiorze. W swoim raporcie Gorwa podkreśla, że to wysoki współczynnik, przekładający się na istotne ryzyko manipulowania debatą polityczną w mediach społecznościowych.

Realne stawki

Nawet w krajach, w których protestujący muszą się liczyć z najpoważniejszymi konsekwencjami występowania przeciwko władzy, manipulowanie ruchem w mediach społecznościowych i aktywność prorządowych botów to realny problem. Doświadczenia aktywistów z Turcji, Egiptu i Syrii w najgorętszym okresie arabskiej wiosny czy aktywistów meksykańskich w okresie antyrządowych protestów w 2015 r. (po ujawnieniu sprawy morderstwa grupy studentów z Ayotzinapa) pokazują, że kontrolowane przez rząd boty mogą skutecznie utrudnić przepływ informacji między obywatelami, jak również zakłócić ich zewnętrzny przekaz.

Nawet prymitywna metoda spamowania protestacyjnego hasztagu bezwartościowymi treściami może realnie zaszkodzić organizującym się w ten sposób obywatelom.

Najprostszą i często wykorzystywaną metodą zaciemniania przekazu i utrudniania komunikacji między aktywistami jest zalewanie ich kanałów bezwartościowym, automatycznie generowanym spamem. Taka taktykę zastosował meksykański rząd w odpowiedzi na rosnące w siłę, protestacyjne hasztagi #RompeElMiedo (przełam strach) i #YaMeCanse (jestem zmęczony). Zdaniem analizujących to zjawisko dziennikarki Erin Gallagher i blogera Alberto Escorcii, rząd skutecznie zamulił oba kanały komunikacji, do tego stopnia, że protestujący nie byli w stanie przekazywać sobie ostrzeżeń (np. mapek pokazujących zasięg działań policji) i byli w większym stopniu narażeni na aresztowanie lub pobicie. Zalewając hasztagi bezwartościowymi komunikatami, boty zniekształcały także zewnętrzny przekaz protestujących, który wcześniej przedostawał się do mediów głównego nurtu i za granicę.

W czasach komunikacji sieciowej i platform społecznościowych obywatele nie mają gdzie się przenieść. Organizując się w masowy ruch jesteśmy w dużej mierze skazani na publiczne kanały, takie jak Twitter, Facebook i fora w mediach elektronicznych, podatne na opisane mechanizmy manipulacji i dezinformacji. Wynajmowanie botnetów będzie tylko łatwiejsze, a ich skala rażenia – większa. Nie możemy biernie obserwować tego wyścigu zbrojeń – potrzebujemy skutecznych narzędzi przeciwdziałania dezinformacji, także na poziomie technicznym.

Jak wygrać wyścig z botem?

Zamiast zbierać środki na własny botnet i dołączać do wyścigu zbrojeń, możemy budować na tym, co pozytywnie wyróżnia autentyczne ruchy ludzi od automatycznych ruchów maszyn. Zdaniem Alberto Escorcii, aktywisty doświadczonego w meksykańskich bataliach, dobra wiadomość jest taka, że algorytmy mediów społecznościowych faworyzują nowe i unikatowe treści oraz te, które są podawane dalej i cytowane przez autentyczne sieci użytkowników. To dynamika charakterystyczna dla ruchu społecznego. Jeśli zatem dany hasztag angażuje różne kręgi ludzi, komunikujących się oddolnie i spontanicznie, w charakterystyczny i niepowtarzalny sposób, a jednocześnie tworzących sieć społeczną, z pewnością zyska większą widoczność niż jakikolwiek podbijany przez botnet. Jak pokazuje starcie hasztagów #wolnesady i #astroturfing, czasem wystarczy poczekać, by ten sztucznie wygenerowany umarł śmiercią naturalną.

Ze względu na sposób działania algorytmów, autentyczny ruch społeczny w mediach społecznościowych ma szansę na większą widoczność niż konkurujący z nim botnet.

A jednak trudno spokojnie przyglądać się takiej batalii bez świadomości reguł gry i taktyki stosowanej przez przeciwnika. Najwięcej na ten temat mogłyby powiedzieć same platformy społecznościowe, gdyby zechciały wpuścić więcej światła do swojej kuchni. Na jakiej zasadzie ich algorytmy wyłapują trendy i tworzą hierarchię promowanych treści? Czy sztuczny ruch generowany przez boty nie powinien być traktowany jak spam i automatycznie odfiltrowywany? Dlaczego jeszcze nie rozmawiamy o systemie flagowania podejrzanych kont, skoro rozmawiamy o flagowaniu podejrzanych treści (tzw. fake news)?

To trudne pytania, a odpowiedzi na nie, siłą rzeczy, będą oscylować na pograniczu cenzury i budzić słuszne kontrowersje. Wydaje się jednak, że więcej mamy do stracenia, nie zadając ich wcale, niż godząc się na prawo silniejszego w mediach społecznościowych.

Katarzyna Szymielewicz

Źródła:
Robert Gorwa, Computational Propaganda in Poland: False Amplifiers and the Digital Public Sphere, July 2017 http://comprop.oii.ox.ac.uk/2017/06/19/c.....ic-sphere/
Ben Nimmo, Polish Astroturfers Attack… Astroturfing. Coordinated Twitter campaign accuses others of coordination https://medium.com/dfrlab/polish-astroturfers-attack-astroturfing-743cf602200
Klint Finley, Pro-Government Twitter Bots Try to Hush Mexican Activists, The Wire https://www.wired.com/2015/08/pro-govern.....s/#slide-1
https://panoptykon.org/wiadomosc/polityczne-wojny-na-boty-jak-nie-dac-sie-ograc
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirkas




Dołączył: 29 Sty 2014
Posty: 831
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:49, 30 Lip '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

WZBG napisał:
sianie teorii spiskowych

Ach te straszne teorie spiskowe, gdyby nie one rzeczywistość byłaby tak czysta i przejrzysta.
_________________
Gdy przechodzisz przez piekło, nie zatrzymuj się.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.100 mBTC

PostWysłany: 11:38, 31 Lip '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mirkas napisał:
WZBG napisał:
sianie teorii spiskowych

Ach te straszne teorie spiskowe, gdyby nie one rzeczywistość byłaby tak czysta i przejrzysta.


Rzeczywistość jest czysta i przejrzysta. Wystarczy trzymać się logiki.
Skutek to wynik przyczyny.
Wady obecnej waluty (np. wielokrotność użycia) to jedna z przyczyn ograniczonych możliwości działań na rzecz zaspokajania własnych potrzeb.

"Ale kto ma pieniądze, ten ma wszytko w ręku:
Jego władza, jego są prawa i urzędy" Jan Kochanowski

Gdy składnikiem "pieniądza" jest również ludzka praca, to pracownicy mają władzę, prawa. Czego obecnie ich pozbawia się.
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Astroturfing czyli sianie sztucznej trawy
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile