Na tym filmie został uchwycony na wykładzie Łągiewki w pierwszym rzędzie mój kumpel ze studiów
Oj, były czasy. Ja zaczynałem studia na PWr. w 2000 roku. Te czasy to dla gimbusów prehistoria, PWr. dopiero zaczynała ssać państwowe koryto metodą zwiększenia pogłowia przyjmowanych studentów, by potem to pogłowie zmniejszać pierwszosesyjną jatką
Wiele, oj wiele budynków pobudowano z $ z poprawek. Dziś ta uczelnia to istne szklane domy, na bogato. Nie wiem, co tam się dzieje dzisiaj, bo mieszkam poza granicami PL (ostatni raz tam byłem w czerwcu ub. roku), ale jeszcze bardziej nie wiem, czy to jeszcze jest placówka naukowa, czy już tylko firma komercyjna.
Na tym filmie jest wspomniana niezwykle istotna kwestia, mianowicie PWr. wypięła się na Łągiewkę i nie chciała nawet podjąć się badań jego wynalazku. Wstyd i hańba. Dodam, że w owym czasie w podziemiach praktycznie każdego wydziału, o mechanicznym nie wspominając, był schowany jakiś p. Ziutek z tokarką i dorabiał nam za parę groszy niedostępne części do motocykli
Zrobienie takiego wózeczka z przekładnią ślimakową jakim w Poznaniu testowali ten efekt to byłoby właśnie kilka dni roboczych Ziutka. Beton mentalny lokalnych magnificencji jednak wziął górę nad naukową misją.
Pamiętam do dzisiaj jak tymi naszymi podpicowanymi motorami wybraliśmy się (jeździłem wtedy w klubie motocyklowym PWr.) uświetnić 'festiwal nauki' w jakimś podwrocławskim pipidowie górnym, który odbywał się w... szkole podstawowej, a jego główną widownią były uczące się tam dzieciaki.
Nie zapomnę nigdy szoku, gdy zobaczyłem wystawców na tym festiwalu. Siedziała tam geruzja banitów z PWr. jeden prezentował łódź płynącą pod prąd rzeki biorącą energię z jego nurtu
Pamiętam analizowaliśmy to z kumplem, gość miał model i pokazywał na takiej dziecięcej łódeczce i rynnie z wodą. Działało. Naiwnie, jak to na studenciaków przystało, zastanawialiśmy się wtedy, czemu barki na Odrze nie pływają korzystając z tego wynalazku, ile kopalin by się zaoszczędziło! Nie wiedzieliśmy wtedy, że oszczędzanie kopalin to bynajmniej nie jest cel włodarzy tego łez padołu
Doszliśmy do tego, że mocowanie liny (łódka nawijała linę przyczepioną do punktu stałego na szpulkę uzyskując moment siły z łopatek coś jakby koła parowego) na Moście Grunwaldzkim byłoby kłopotliwe z uzyskaniem pozwolenia miejscowych urzędasów
Ale byli też inni, był gość który na jakimś dziwnym ustrojstwie obalał prawo grawitacji. Nie ogarnąłem wówczas, o co chodzi. Pamiętam tylko, że zdążył założyć już jednoosobową firmę Koppok i jakieś patenty zastrzec. Pamiętam, nazwa miała, jak nam tłumaczył, odzwierciedlać minimalną różnicę mas na półkręgach jego szatańskiego ustrojstwa. Wzięliśmy sobie na wszelki wypadek wizytówki. Był też Łągiewka. Powiem tylko, że przy tamtych, jego zderzak wydawał się tylko niewielkim usprawnieniem.
Byłem wtedy młody i głupi, chuja wiedziałem o świecie (zresztą dalej chuja wiem
) ale pamiętam, zdobyliśmy się z kumplem na kłopotliwe pytanie, czemu oni siedzą tutaj, w tej zapyziałej szkółce, a nie w auli w A1 na PWr.
Prawie każdy opowiedział podobną historię, jak chodził od drzwi do drzwi i chuja zwojował.
Dziś wiem jedno, o prawach przyrody, fizyki, mechaniki, o świecie, naszej historii (vide post o kosmicznych cywilizacjach, które były tu przed nami i ich wynalazkach) a nade wszystko o funkcjonowaniu naszego organizmu wiemy wielkie NIC. Mniej niż nic! Chwała jednak tym, którzy się do tej indolencji przyznali i zaryzykowali swoimi karierami. A największy wstyd i hańba dla tych nadętych jajogłowych, którzy robią fale, by ich nie zrzucono ze stołków, w które pierdzą i chcą spokojnie pierdzieć do emerytury. Uniwersytety i wielka, genialna wynalazczość to są zbiory niemalże rozłączne. Jakieś drobne klocuszki, fakciki, notatki, obserwacje, to oni może zrobią. Nic więcej.
Dziś to pokolenie, wówczas pięćdziesięciolatków, odchodzi po cichu w niebyt. Zamiast na uniwersytetach wypasając świnie w jakiś brudnych chlewikach (jak Karpiński, polski wynalazca komputera, który miał tego pecha, że nie urodził się w stanach). Łągiewka $ nie ujrzał, ale ujrzał swój wynalazek w Formule I, to dla wynalazcy jest czasem nawet większa satysfakcja. A ile zostało wyśmianych i nie poświęcono im nawet szpalty w prowincjonalnej gazecie? Wot, Polsza...
Nauka, potrzebuje podobnie jak sztuka, mecenatu. Współczesne państwo, chodzące na postronku chuj-wie-kogo takim mecenasem z pewnością nie jest.
Przytoczę tylko jeden przykład tym razem z drugiej strony miedzy. Ludzie, którzy badali życie pszczół i ich heksagonalne struktury, wiedzą że tam kryje się wielka, ważna dla nauki tajemnica. Wiedział o tym niejaki Wiktor Grebiennikov, który tu już chyba miał poświęcony temat. Badając pszczoły i idąc po nitce po kłębka, jak to w Rosji przystało, bez uprzedzeń i koniunkturalnych uwarunkowań skonstruował LATADŁO - coś jak latającą deskorolkę...
Potem przyszli smutni panowie z GRU/KGB, czy inszej hryny, pana razem z jego latadłem zawinęli o szóstej rano i słuch o nim zaginął, jak to u ruskich. Ale jego muzeum, z owadzimi eksponatami i pracą naukową (pewnie z wyczyszczonymi najistotniejszymi fragmentami) zostało i istnieje do dzisiaj!
A u nas? Przyszły trepy do Łągiewki, zabrały, wrzuciły w jakiś magazyn i poszło na zmarnowanie. Ech, żenada...
Cytat: |
Z ogromnej sali wyniesiono śmiecie
I kurz otarto z krzeseł - weszli męże
I siedli z szmerem, jak w pochwy oręże,
I ogłosili.. cóż?... że są w komplecie!!
- I siedzą... siedzą... aż tam gdzieś na świecie
Wariat wynajdzie parę, a artysta
Podrzędny - promień słoneczny utrwali,
A nieuczony jakiś tam dentysta
Od wszech boleści człowieka ocali...
A Akademie milczą... lecz w komplecie.
C.K. Norwid Posiedzenie
|
_________________
"Na szczęście wszelakie - serce trza mieć jednakie" J.Kochanowski