Pytanie dość retoryczne bo polityka to z definicji sztuka oszukiwania wyborców i rywali w wyścigu po konfitury.
Wszystko jednak musi mieć jakieś granice. Te granice znacznie przekroczył wczoraj nasz minister od „dyplomacji”. Przyjmował wizytę swojego ukraińskiego kolegi Klimkina i po, owocnych jak mniemam, rozmowach obaj panowie dali głos na zwyczajowej konferencji prasowej. Była to okazja, której nasz „dyplomata” nie mógł nie wykorzystać, żeby nie przekazać urbi et orbi jak bardzo kochamy Ukrainę nienawidząc przy tym wrażą Rosję, która w bezczelny sposób najechała miłujących pokój Ukraińców. Słowa, które wyszły z ust naszego nadwornego „dyplomaty” można by z powodzeniem wziąć za ponury sen idioty gdyby nie fakt, że zdarzyło się to naprawdę i obciąża także konto wszystkich tych, których rzeczony „dyplomata” reprezentuje – czyli wszystkich nas.
Doskonale rozumiem, że władze państw wasalnych takich jak Polska i prawie cała reszta Europy musi śpiewać w jednym chórze na nutę, którą dyktuje pan feudalny ale zawsze można robić to w taki sposób, żeby nie przynosić wstydu swojemu narodowi. Nasz naczelny „dyplomata” zdaje się nie przejmować takimi drobiazgami. Za wierną służbę liczy chyba na lepszą miskę w przyszłości gdy od władzy zostanie odsunięty rząd, który firmuje takie brewerie.
„Nasze przesłanie, które wspólnie wyraziliśmy było jasne: Ukraina nie jest sama, nie pozostaje sama w świetle konfliktu jaki wytoczyła przeciwko Ukrainie Rosja” Powiedział nasz naczelny „dyplomata”
„Tam w Kijowie jak i tu w Warszawie jeszcze raz wzywamy Rosję do zaprzestania agresji przeciwko Ukrainie, do zwrotu zagarniętych ziem i powrotu do współpracy z Ukrainą i całą Europą na zasadach prawa międzynarodowego i wszystkich kwestii międzynarodowych, które do tej pory, po zakończeniu zimnej wojny chcieliśmy wspólnie z Rosją wypracować” – podkreślił nasz naczelny „dyplomata”
Jaką to „agresję” poczyniła Rosja wobec biednej Ukrainy? Przecież już setki razy zostało dowiedzione, nawet przez przedstawicieli rządu naszego pana feudalnego, kto wymyślił i sponsorował Majdan. Jeśli teraz nasz naczelny „dyplomata” wychodzi i publicznie twierdzi, że „białe nie jest białe” to naraża w pierwszej kolejności siebie na śmieszność a w drugiej wszystkich nas, Polaków. Bo to przecież Polacy wybrali taki rząd.
„Mnie się wydaje, że prędzej czy później ale raczej prędzej będzie dojrzewała myśl, że jest potrzebny nowy format, wraz z udziałem Amerykanów, który być może stworzy większą nadzieję na rozstrzygnięcie konfliktu ukraińsko-rosyjskiego.”
Z tej wypowiedzi można by domniemywać, że Ukraina jest w stanie wojny z Rosją. Jak w takim razie wytłumaczyć sprzedaż Rosji broni za 180 mln $ tylko w zeszłym roku? Na Ukrainie nie ma żadnej wojny z Rosją, jest przeprowadzana brutalna akcja pacyfikacji własnych obywateli, którzy nie chcą wyzbyć się ojczystego języka tak, jak wymyślili sobie to banderowscy naziści. Tylko tyle i aż tyle.
Ujadanie, że na zbuntowanych terenach wprowadzono rosyjskiego rubla jest żałośnie śmieszne wobec faktu, że rząd w Kijowie od początku konfliktu nie wypłaca mieszkańcom Donbasu żadnych finansowych świadczeń. Także Polacy tam mieszkający nie dostają nic i to za nimi powinien się ująć w pierwszej kolejności nasz naczelny „dyplomata”. A już sprawą najbardziej kuriozalną jest przywoływanie na pomoc Amerykanów. To przypomina mi sytuacje, gdy psychopata-piroman po podpaleniu cudzego domu biegł szybko gasić pożar przebrawszy się uprzednio w mundur strażaka. Trochę szacunku dla inteligencji Polaków, panie „dyplomato”… Nie żyjemy w czasach gdy jedynym źródłem informacji była Trybuna Ludu i Dziennik Telewizyjny.
Ukraina to już państwo upadłe, istniejące jedynie dzięki zachodniej (w tym polskiej) kroplówce. Poroszenko już wywiózł do Hiszpanii wszystko co dało się zmieścić do samolotów, widać jego koniec jest bliski i przesądzony. Czy warto więc tak się łasić do chodzącego trupa? Toż to zakrawa na nekrofilię…
_________________ Jarek Ruszkiewicz
|