Dość stary ale nadal jary tekst Tomasza Wróblewskiego. Zapraszam do czytania, komentowania i wyciągania wniosków.
„Kiedy inwestycje zagraniczne niosą biedę”
Należy z większą ostrożnością patrzeć na politykę pełnej otwartości.Wolny rynek w powiązaniu z ograniczeniami w innych państwach może przyciągnąć kapitał, który jest nastawiony wyłącznie na eksploatacje zasobów.
Gaz łupkowy znowu robi w Polsce furorę. Jednak nie ten który mieliśmy wydobywać, tylko ten, który Amerykanie maja nam przysłać. Media pełne sa ekspertów od importowanego gazu, choć szanse na to e, kiedyś dopłynie on do Polski, są mniejsze niż to, że ktoś wreszcie go u nas wydobędzie. Trudno sobie wyobrazić, żeby pół roku przed wyborami Kongres zniósł zakaz eksportu i doprowadził do podniesienia cen energii w Ameryce tylko po to, aby zrobić na złość Putinowi niższymi cenami energii w Europie.
To dla wielu może być szok , ale Amerykanie, czempion w wolnorynkowej retoryce na świecie , u siebie w kraju hołubi najróżniejsze restrykcje handlowe i ograniczenia dla zagranicznych inwestorów.
I niechętnie się z nimi żegna. Wybitny brytyjski ekonomista Ha-Joon Chang w głośnej ostatnio książce – głównie za sprawą amerykańsko-unijnych planów wolnej strefy handlowej „Mity wolnego handlu i tajna historia kapitalizmu” – dowodzi tezy, że większość dzisiejszych potęg gospodarczych zawdzięcza swoją pozycję serii ograniczeń w handlu i restrykcjom dla inwestorów.
Chang przeprowadził dogłębną analizę na przykładzie azjatyckich tygrysów, porównując je z innymi państwami Azji, w pełni otwartymi na obcy kapitał. Wnioski sa przerażające. Kraje takie jak Japonia, Korea czy Tajwan przez wiele lat stanowiły jeden z najtrudniejszych obszarów inwestycyjnych. Dopuszczały jedynie kapitał, który pozwalał im na przechwytywanie technologii i budowę przewagi konkurencyjnej w wybranych przez siebie branżach. Po drugiej stronie mam takie kraje jak Wietnam i przez wiele lat Indie, które chłonęły każde pieniądze z całego świata. Wietnam jest klasycznym przykładem państwa, które dzięki polityce otwartości w krótkim czasie poczyniło ogromne postępy. Szybko podniosło poziom życia i ograniczyło ubóstwo. Dzisiaj ekonomiści wykazują na ograniczenia w pełni wolnego rozwoju, gdzie kraj w odróżnieniu od Korei czy Tajwanu nie wypracował sobie żadnej przewagi konkurencyjnej, poza niska cena pracy. Inwestycje lokowane były wyłącznie w najważniejszych ośrodkach miejskich i burzyły naturalną strukturę demograficzną państwa, zwiększając dysproporcje między regionami. Mało tego - w miarę jk ceny siły roboczej zaczęły rosnąć, topniały tez inwestycje zagraniczne. W 1999 r. zagraniczne koncerny zostawiły w Wietnamie 179 mld dol., 10 lat później było to już zaledwie 143 mld i dziś stopa inwestycyjna spada, podczas gdy w Korei. W miarę usuwania niektórych restrykcji handlowych i otwierania nowych branż na zagraniczny kapitał, inwestycji przybywa.
Kapitał Oportunistyczny
Żaden poważny ekonomista nie podważa znaczenia zagranicznego kapitału, zwłaszcza w początkowym okresie rozwoju. Zastrzyk gotówki nie tylko zapewnia płynność na rynku, zabezpiecza rynek pracy i wpływy z podatków w okresie załamania się państwowego systemu gospodarczego, ale także zapewnia dopływ koniecznej technologii, doświadczenia. Napływ zagranicznego kapitału do polskiej bankowości pozwolił całkowicie przebudować nasz system finansowy, zmienić obrót bezgotówkowy i rozwinąć akcję kredytową. To samo można powiedzieć o handlu, który z embrionalnej fazy dawnych przaśnych polskich sklepów przerodził się w system nowoczesnych supermarketów. Po latach okazuje się jednak, że źle od początku zaplanowany system podatkowy pozwala koncernom drenować nasz rynek z oszczędności. A w przypadku niczym nieskrępowanego rozwoju terytorialnego supermarketów okazuje się, że lokalny biznes traci możliwość zajmowania najlepszych lokalizacji. Nie doszukując się nawet zbyt wielu paraleli miedzy Polską a innymi państwami, należy z większą ostrożnością patrzeć na politykę pełnej otwartości. Nie żeby wolny rynek sam w sobie stanowi zagrożenie, ale wolny rynek w powiązanie z ograniczeniami w innych państwach może spowodować napływ „kapitału oportunistycznego” – jak go nazwało dwóch innych amerykańskich ekonomistów badających inwestycje zagraniczne.
Mihael Paul Todaro i Stephen Smith, autorzy książki „Ekonomia Rozwoju” , na przykładzie Nigerii opisali napływ inwestycji ucieczkowych, spowodowanych na przykład sztywnymi regulacjami środowiskowymi i ograniczeniami własnościowymi w innych krajach w regionie. W Nigerii łatwy dostęp do ziemi ściągnął mnóstwo zagranicznego kapitału degenerującego areał, m.in. wielkie międzynarodowe tuczarnia obchodzące wyśrubowane normy w innych państwach oraz farmy eksperymentujące z najróżniejszymi odmianami hodowli i upraw modyfikowanych. Nie tylko tworzy to zagrożenie środowiskowe, ale także ogranicza rozwój lokalnego rolnictwa.
Kolejne zagrożenie to inwestycje pasywne. Kraje w pełni otwarte na zagranicznych inwestorów i nie stawiające większych ograniczeń ściągają sporo kapitału pasywnego. Tak było w przypadku Nigerii, Wietnamu, Meksyku czy Węgier. Dotyczy to inwestycji w eksploatację surowców naturalnych bądź taniej siły roboczej, wykonującej proste prace odtwórcze. Bez tworzenia rynku pracy dla osób z wyższym wykształceniem czy rozbudowy własnych ośrodków naukowych.
Społeczeństwo Wyrobników
40 lat aktywności inwestycyjnych w Nigerii, podobnie jak w Meksyku, doprowadziło do zwiększonego rozwarstwienia, gdzie obok wąskiej ale silnej klasy milionerów mamy duże obszary ubóstwa i embrionalną klasę średnią. Nikt oczywiście nie chce porównywać poziomu rozwoju Nigerii do Węgier, ale pewne mechanizmy, które są już mocno zakotwiczone w państwach rozwijających się w Afryce czy Ameryce Środkowej, widać było również w kraju Ograna. Węgry w 2014 r. były państwem o jednym z największych odsetek kapitału zagranicznego w państwach postkomunistycznych.
Węgrzy stawali się społeczeństwem „wyrobników”, a właścicielami były niemieckie, brytyjskie czy austriackie koncerny. Brak własnej klasy średniej i węgierskiego kapitału odcisnął piętno na społeczeństwie. Niechęć kapitału do opodatkowania się czy inwestowania w edukację, poprawę infrastruktury,. Zgadzając się z krytykami Orbana co do metod, jakimi usiłuje przywrócić Węgrom równowagę kapitałową, trzeba zadać sobie pytani, czy nie należało myśleć o tym wcześniej, decydując się na taki, a nie inny model inwestycji zagranicznych. Na efekty reform Orbana przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale już dziś warto zwrócić uwagę na pewną paralelę.
Grecja w 2008 r. była na podobnym, jeśli nie wyższym poziomie rozwoju niż Węgry. Oba kraje zostały boleśnie poturbowane przez kryzys. Oba wciąż się z nimi borykają, z tą różnicą że Węgry bez zobowiązań wobec MFW, z deficytem budżetowym poniżej 3 proc. i niezależne gospodarczo, z rosnącą, a nie zwijająca się, tak jak w przypadku Grecji, klasa średnią.
W krajach, gdzie nikt nie usiłował sterować inwestycjami zagranicznymi, w czasie kryzysu miejsca pracy szybko wyparowywały. Na rynku pracy nie było ani zaplecza intelektualnego, ani biznesu, który mógłby znaleźć sobie nowe nisze. Wielkie firmy, zwłaszcza amerykańskie, po prostu uciekały. Tak działo się w przypadku Wietnamu czy Argentyny w 1000 r. na podobny problem zwracał ostatnio uwagę ekonomista Marcin Piasecki o opracowaniu „Reformy Orbana a obawy przed załamaniem bezpośrednich inwestycji zagranicznych”. Dowodził on, że inwestycje zagraniczne tylko w znikomym stopniu przekładają się na rozwój umiejętności i wpływy budżetowe. Często są przeszacowane, nie bierze ie pod uwagę rozmaitych ulg, zwolnień dodatkowych i świadczeń lokalnej społeczności.
Na przeciwnym biegunie znajdziemy takie kraje jak Korea czy Japonia, w których inwestorzy od samego początku musieli się liczyć z poważnymi ograniczeniami. Podobnie jak Stany Zjednoczone w XIX w. azjatyckie tygrysy wybiórczo traktowało zagraniczny kapitał. Pod koniec lat 70. Korea Południowa pod względem PKB na głowe mieszkańca była na poziomie Meksyku. W połowie lat 80., na długo przed stworzeniem NAFTA , 50 proc. nowych inwestycji w Meksyku pochodziło z zagranicy. W Korei było zaledwie 5 proc. Stosunkowo niewielka pula, ale przemyślanie prowadzona.
Korea dopuszczała wyłącznie inwestorów zostawiających w kraju know-how w branży elektronicznej. Coś, co Korea uznała już 40 lat temu, ze ma być jej wyróżnikiem i specjalnością. Dzisiaj Meksyk wciąż jest ogromnym poligonem inwestycyjnym, z kapitałem nastawionym na tania siłę roboczą, bez własnego know-how i możliwości budowy alternatywnego rynku pracy dla przemysłu narkotykowego.
Ameryka Zamknięta
Korea jest niekwestionowanym liderem systemów informatycznych. I choć znacząco ograniczyła liczbę barier handlowych, wciąż chroni swój rynek stoczniowy, energetyczny czy medialny.
Charakterystyczne, że media – prasa, radio i telewizja – chronione sa wciąż w wielu najwyżej rozwiniętych państwach, podczas gdy pozostają w pełni wolne w krajach rozwijających się. Ograniczenia dotyczące systemów telekomunikacyjnych , samochodów, elektroniki energetyki czy stoczni należą do najbardziej restrykcyjnych na świecie. W Stanach Zjednoczonych obcokrajowcy do dziś nie maą prawa posiadania gazet, stacji radiowych czy telewizji. Ba, nawet najmniejsze udziały w mediach wymagają specjalnej zgody rządu.
W XIX w. Ameryka była jednym z najbardziej restryktywnych rynków i wiele z tych ograniczeń wciąż jest w mocy. Wspomniany już zakaz eksportu węglowodorów wprowadzony został dopiero w połowie lat 70 Jednak XIX-wieczne ograniczenia wydobywania ropy czy gazu przez obce firmy wciąż obowiązują. W przypadku elektrowni atomowych osoby lub firmy nie mogą być nawet mniejszościowym udziałowcem. Specjalny akt z 1976 r. daje amerykańskiemu prezydentowi prawa, o których węgierski rząd, tak ostatnio krytykowany za ingerencje w obce inwestycje, nie mógłby nawet śnić, włącznie z prawem do informacji o wszystkich obcokrajowcach inwestujących w Ameryce, charakterze ich działań i korzyściach płynących z działalności. Obcokrajowcy wykluczani są z przetargów na inwestycję w obiekty czy infrastrukturę finansowaną z pieniędzy podatników. Nie mogą posiadać samolotów, statków powyżej 5 ton wyporności, nie mogą być operatorem na wewnętrznych liniach powietrznych czy wodnych.
Wspomniany prof. Ha-Joon Chang zwraca uwagę, ze kraje takie jak Francja czy Wielka Brytania dopiero w latach 70. Zaczęły dopuszczać zagranicznych inwestorów, wciąż narzucając im ograniczenia. Wielka Brytania w przypadku przemysłu samochodowego z góry określała procent, w jakim firmy koreańskie czy japońskie mogą wykorzystywać, rodzima technologię, a w jakich mogą czerpać z wiedzy brytyjskich uczonych. Toyota musiała co najmniej 40 proc. najbardziej skomplikowanej technologii tworzyć w Wielkiej Brytanii. W latach 90. Ford musiał ograniczyć w swoich modelach ilość amerykańskiej technologii, żeby móc produkować samochody w Wielkiej Brytanii.
Francuskie czy Austriackie firmy budowlane do dziś mogą korzystać z rozmaitych gwarancji, zarówno sztywnych ograniczeń dla obcych inwestorów, jak i nieformalnych preferencji w przetargach.
Patrząc na polski rynek firm budowlanych, widzimy, że po 25 latach transformacji mamy praktycznie tylko jedna prawdziwie polska firmą – RAFAKO, a pozostałe albo zniknęły, albo sa w stanie rozkładu – tak jak Polimex, a jeżeli nawet zachowały swoje dawne nazwy (np.. Mostostal) , to dawno już nie sa w Polskich rękach. Brak jakiejkolwiek polityki w obszarze inwestycji zagranicznych w budownictwo ograniczył role polskich podwykonawców do prostych prac, zostawiając większość technologii i zysków za granicą.
Restrykcyjne Tygrysy
Irlandia czy Finlandia, dwa kraje często wskazywane jako wzór szybkiego rozwoju i przyjazne dla inwestorów, w rzeczywistości zaczynały swój rozwój od palisady ochronnej, zabezpieczającej przed zagranicznymi inwestorami. Irlandia, czasem nazywana celtyckim tygrysem, faktycznie w latach 60. Postanowiła nastawić się na ściąganie zagranicznego kapitału. Obniżono skale podatkowa, firmy zwalniane były z podatku od zysków kapitałowych. Warto jednak pamiętać, że w czasie największego boomu inwestycyjnego amerykański departament handlu chciał oskarżyć Irlandię z powodu bardzo wybiórczej polityki wobec inwestorów i dyskryminacji wybranych firm czy branż. Każdy inwestor zagraniczny musiał bowiem wykazać że:
a) firma dysponuje najlepsza technologią w swojej branży – farmaceutyka i nowe technologie miały pierwszeństwo,
b) ulgi podatkowe obejmowały wyłącznie towary o wysokim wkładzie innowacyjnej technologii produkowane na eksport,
c) rząd wskazywał wybrane regiony kraju jako preferowane lokalizacje. I te szybko otrzymywały zezwolenia. W rezultacie kraj mógł rozwijać się równomiernie.
Do końca lat 80. Finlandia była jednym z najbardziej restrykcyjnych gospodarek.
W 1980 r. firmy posiadające więcej niż 20 proc. zagranicznego kapitału były oficjalnie uznawane za „groźne przedsiębiorstwa”. Inaczej traktowano je w przetargach, nie mogły liczyć na rządowe finansowanie. W 1987 r., po silnych naciskach ze strony rządów europejskich, ograniczenia podniesiono do 40proc. W 1990 r., kiedy Polska była już mekka inwestycyjna, a hotel Marriott hubem dla poszukiwaczy łatwych przejęć, w Finlandii każdą inwestycję firm z kapitałem zagranicznym powyżej 50 proc. musiał akceptować minister handlu. Finlandia jest dziś jednym z najbogatszych państw na świecie, z otwartym w pełni rynkiem i będącym w awangardzie nawołujących do strefy wolnego handlu z Ameryką.