W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Kapitalistyczne cwaniactwo   
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
20 głosów
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Wiadomości Odsłon: 48408
Strona:  «   1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 16, 17, 18   »  Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:43, 10 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wierz mi, niekoniecznie Razz
_________________
Stagflacja to połączenie inflacji i hiperinflacji ~ specjalista od ekonomii, filantrop, debil, @one1
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.400 mBTC

PostWysłany: 09:28, 12 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Chciwość banksterów nie zna granic! Jeśli nie otrzymają od rządów 150 mld euro, grożą konfiskatą prywatnych depozytów! 12/07/2016

foto: kalleboo (Flickr.com / CC 2.0)

Media mainstreamowe unikają tematu jak ognia, choć sytuacja wydaje się być krytyczna i grozi wybuchem kryzysu na niespotykaną dotąd skalę! Główny ekonomista Deutsche Banku właśnie oświadczył, że umoczone w "złe kredyty" europejskie banki (w tym banki mające swoje spółki-córki w Polsce), aby nie zbankrutować potrzebują ok. 150 mld euro dokapitalizowania. Jeśli tych pieniędzy (zabranych podatnikom) nie otrzymają, to masowo zaczną stosować procedurę bail-in, której końcowym efektem jest konfiskata depozytów zgromadzonych przez ich klientów!

Przypomnijmy - funkcjonująca od kilkunastu miesięcy unijna dyrektywa BRRD (Bank Recovery and Resolution Directive) zabrania w stosunku do banku znajdującego się w złej kondycji finansowej stosowania procedury tzw. bail-out, czyli ratowania go publicznymi pieniędzmi. Obecnie, aby uratować taki bank przed upadkiem trzeba zastosować procedurę bail-in, czyli pokryć straty majątkiem jego akcjonariuszy (właścicieli). Gdy to nie pomoże możliwe jest dokonanie konfiskaty depozytów zgromadzonych przez jego klientów (powyżej wartości 100 tys. euro).

David Folkerts-Landau, główny ekonomista Deutsche Banku, w wywiadzie udzielonym niemieckiej gazecie "Die Welt" stwierdził, że europejskie banki potrzebują w tej chwili około 150 mld euro na dokapitalizowanie. Jednocześnie postuluje on o zawieszenie działania unijnej dyrektywy BRRD, tak aby banki mogły otrzymać pomoc rządów (czytaj podatników) w ramach procedury bail-out, a nie musiały seryjnie uruchamiać procedury bail-in. W najgorszym przypadku oznacza ona bowiem konfiskatę depozytów klientów banku, który taką procedurę uruchomił.

A wszystko to przez chciwość banksterów, którzy dla maksymalizacji swoich zysków udzielali ryzykownych kredytów. Niezależnie od tego jaka decyzja zostanie podjęta (czy UE zawiesi stosowanie dyrektywy BRRD, czy też posypią się bail-in), jedno jest pewne - jesień tego roku może przynieść finansowy armageddon, który rozpęta gospodarczy kryzys jakiego jeszcze nikt nie widział... Obym się mylił.

Źródło: Deutsche-Bank-Chefökonom fordert 150 Milliarden (Welt.de)
Źródło: Główny ekonomista DB: Europejskie banki potrzebują 150 mld euro (Bankier.pl)
http://niewygodne.info.pl/artykul7/03153-Chciwosc-banksterow-nie-zna-granic.htm
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
FortyNiner




Dołączył: 08 Paź 2015
Posty: 2131
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 07:22, 13 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Reprywatyzacja od lat odbywa się z pogwałceniem podstawowych zasad urzędniczej rzetelności, poszanowania prawa i transparentności. Roszczenia reprywatyzacyjne nie są odpowiednio sprawdzane, a miasto nie przychodzi na rozprawy sądowe. Urzędnicy odpowiedzialni za zwroty robią dzisiaj interesy z osobami, którym zwracali nieruchomości. W ratuszu kwitnie handel informacjami na temat kamienic i ich spadkobierców. My od dłuższego czasu apelowaliśmy do Hanny Gronkiewicz-Waltz, by wyciągnęła konsekwencje wobec swoich podwładnych, którzy przyczynili się do tego stanu rzeczy. Przypomnę tylko, że panowie Marcin Bajko i Jarosław Jóźwiak, którzy odpowiadają za reprywatyzację, nadal pracują w urzędzie miejskim na wysokich stanowiskach. Natomiast Jakub Rudnicki, który był głównym "bohaterem" nielegalnej reprywatyzacji działki przy Chmielnej 70, odszedł z ratusza za porozumieniem stron. Dziwnym trafem zajmuje się teraz handlem roszczeniami. Jego brat odzyskuje obecnie kamienicę przy Placu Zbawiciela, a on sam wcześniej zwrócił sobie kamienicę przy Kazimierzowskiej 43. Warto dodać, że Hanna Gronkiewicz-Waltz przez sześć lat bezpośrednio nadzorowała działalność Marcina Bajki. Nie ma więc możliwości, by nie wiedziała o nieprawidłowościach, które miały miejsce w ratuszu. (...)
Mówimy tu o liczbie kilkuset nieruchomości, które zostały zwrócone w dziwnych okolicznościach. Jedna działka na Placu Defilad, fakt że najdroższa, została wyceniona na 160 milionów złotych. Dlatego, choć nikt tego jeszcze dokładnie nie policzył, możemy mówić o sumach rzędu kilkunastu miliardów złotych. Sama wartość wypłaconych odszkodowań wynosi natomiast 1 miliard 100 milionów złotych. W tym temacie ciekawym wątkiem jest również kwestia orzecznictwa sądów, co do wyceny tych nieruchomości. Ich wartość powinna być wyceniana na rok 1945, przy uwzględnieniu inflacji i waloryzacji, a nie na 2016 rok. Dużo z tych kamienic było zadłużonych czy zburzonych, a później postawionych na nowo przez państwo. Warszawa została odbudowana przez całą Polskę, społeczeństwo inwestowało w te działki, a teraz zarabiają na tym handlarze roszczeń.


http://wiadomosci.wp.pl/kat,142076,title.....omosc.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 17:07, 13 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Handel roszczeniami to typowy przykład tak hołubionej przez większość prawicy "inicjatywy".
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 18:11, 16 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Oto jak Komisja Europejska dyskryminuje polską firmę! Już 4 rok każe jej czekać na rozpatrzenie skargi ws. duńskiego konkurenta 15/07/2016

Największy polski producent okien (Fakro) uważa, że jego główny konkurent na europejskim rynku (duński Velux) dopuszcza się praktyk o charakterze nieuczciwej konkurencji i nadużywa dominującej pozycję na rynku. Skargę w tej sprawie do Komisji Europejskiej Polacy wnieśli już 4 lata temu. Niestety do dziś nie została ona rozpatrzona. Okazuje się, że Komisarzem do spraw konkurencji, który decyduje jakie skargi będą przedmiotem obrad, a jakie muszą czekać, jest... była członkini duńskiego rządu. Tak, że tego...

Przedstawiciele polskiego Fakro oskarżają eurokratów o to, że celowo i z premedytacją nie chcą się zająć ich skargą złożoną na duński Velux. Od 4 lat leży ona w Komisji Europejskiej bez rozpatrzenia. Oczywistym jest, że rozstrzygnięcie sprawy po myśli Polaków mogłoby negatywnie wpłynąć na wyniki finansowe Veluxu. Warto zauważyć, że Duńczycy są głównym konkurentem polskiej firmy na rynku europejskim. Walka toczy się zatem o gigantyczne pieniądze. Co ciekawe - europejskim komisarzem ds. konkurencji, który podejmuje decyzje w zakresie tego, jakie skargi złożone przez przedsiębiorców będą rozpatrywane, a jakie muszą czekać w kolejce, jest... Dunka - Margrethe Vestager, która zanim trafiła do Komisji Europejskiej zajmowała stanowisko ministra gospodarki w duńskim rządzie.

Myślę, że warto tę sprawę nagłośnić. Wiele wskazuje, że mamy do czynienia z klasycznym konfliktem interesów. Zakładając, że zarzuty Fakro są prawdziwe i Velux dopuścił się praktyk o charakterze nieuczciwej konkurencji, unijna komisarz do spraw konkurencji (od której zależy jakie sprawy będą przedmiotem obrad, a jakie nie) musiałaby ukarać rodzimą firmę. A niekoniecznie może jej na tym zależeć, stąd też wniosek Polaków jest cały czas blokowany. Oficjalne tłumaczenie Komisji Europejskie jest takie, że "sprawa złożona przez Fakro ma niski priorytet, a jej przeanalizowanie "wymagałoby znacznych zasobów i najpewniej byłoby nieproporcjonalne ze względu na ograniczone prawdopodobieństwo stwierdzenia występowania naruszenia".

Źródło: Polski producent okien skarży się na Komisję Europejską (Bankier.pl)
Źródło: Fakro skarży się na Velux Komisji Europejskiej, a ta nie reaguje (Wyborcza.pl)
http://niewygodne.info.pl/



Cytat:

FAKRO KONTRA KOMISJA EUROPEJSKA - W TLE WALKA Z KONKURENCJĄ Autor: oprac.red Źródło: FAKRO / VELUX 2016-07-14


12. lipca br. w Warszawie odbyła się konferencja, zorganizowana przez producenta okien dachowych - firmę Fakro, której wiodącym hasłem było: "Czas stworzyć „procedurę praworządności” w stosunku do Komisji Europejskiej?" W tle działań Fakro znajduje się kolejna odsłona walki konkurencyjnej z duńską Grupą Velux.


Konferencja prasowa Fakro dotycząca postępowania w Komisji Europejskiej Fot. Fakro


Głównym celem konferencji jest sprowokowanie Komisji Europejskiej do rozpoczęcia procedowania złożonej 4 lata temu, skargi Fakro, dotyczącej nadużywania pozycji dominującej przez Grupę Velux. To druga sprawa dotycząca działalności rynkowej Grupy Velux - w 2008r. KE prowadziła w związku z działaniami duńskiego producenta okien dachowych postępowanie z urzędu. Dochodzenie zakończone w 2009r. nie wykazało, aby Velux działał naruszając prawo konkurencji.


W 2012r. Fakro dokonało bezpośredniego zgłoszenia jako strona postępowania. Tym razem polska firma zgromadziła kilka tysięcy stron materiału dowodowego w sprawie naruszenia przez Velux prawa antymonopolowego. W dokumentach tych znalazło się m.in. ok. 300 przykładów nadużywania przez duńską firmę pozycji dominującej. Ponad 95% zgromadzonych dowodów pochodzi z okresu po zamknięciu prowadzonego wcześniej postępowania.


Podczas konferencji przedstawiciele Fakro prezentowali aktualną sytuację jaka ma miejsce w sprawie, a mianowicie brak reakcji i decyzji ze strony Komisji Europejskiej na przedłożone doniesienie. Według Fakro, w grudniu 2015 roku KE wydała jedynie krótkie, lakoniczne oświadczenie, w którym stwierdzono, że rozpoczęcie analizy sprawy wymagałoby znacznych zasobów i najpewniej byłoby nieproporcjonalne ze względu na ograniczone prawdopodobieństwo stwierdzenia występowania naruszenia prawa.


Zdaniem Fakro brak decyzyjności Komisji Europejskiej w sprawie jest dowodem na niestosowanie podstawowych zasad demokracji wewnątrz unijnego rynku. -Zostały naruszone zasady równej konkurencji, co wpływa na destabilizację i uniemożliwia rozwój zdrowej konkurencji – komentuje Ryszard Florek, prezes Fakro. Zdaniem Florka brak działań KE spowodowany jest faktem, że duńska Komisarz ds. konkurencji - Margrethe Vestager, nie chce rozpocząć postępowania dotyczącego nadużywania pozycji dominującej przez duńską firmę Velux.


Według przedstawicieli Fakro, sytuacja taka nie jest tylko indywidualną sprawą polskiej firmy, ale także sprawą miejsca Polski i polskich interesów w Unii Europejskiej. Fakro zadeklarowało, że w dbałości o polską i europejską wspólnotę podejmie wszelakie możliwe działania aby przeciwstawić się dyskryminacji Polski w UE.


Działania Fakro nie zostały bez reakcji Grupy Velux. Przed siedzibą Polskiej Agencji Prasowej, w której odbywała się konferencja, rozdawano materiały informujące, że w 2008r. Grupa Velux została poddana kontroli Komisji Europejskiej, która nie wykazała jej nadużyć. Do materiałów dołączono również artykuł pochodzący z biuletynu KE (o którym będzie jeszcze mowa poniżej).


Velux wydał również oświadczenie, w którym czytamy:

"W zaproszeniu na konferencję prasową organizowaną przez firmę Fakro (jednego z naszych konkurentów) w Warszawie w dniu 12 lipca 2016 roku, jak również w opisie konferencji opublikowanym na stronie internetowej centrum prasowego PAP, Fakro zawarło nieprawdziwe informacje na temat Grupy Velux. Z zaproszenia i oświadczeń wygłaszanych publicznie przez Fakro można było wywnioskować, że nasz konkurent zamierza wykorzystać konferencję do prezentacji swoich nieprawdziwych założeń i twierdzeń, do których nie możemy i nie będziemy odnosić się w szczegółach, dopóki postępowanie przed Komisją Europejską nie zostanie zamknięte. Tym oświadczeniem pragniemy wyrazić nasz sprzeciw wobec metod postępowania stosowanych przez Fakro.

Pragniemy podkreślić, że Fakro już od 2008 roku dezinformuje opinię publiczną, jakoby Grupa Velux ograniczała działalność Fakro w sposób niezgodny z prawem. Te zarzuty są nieprawdziwe. Grupa Velux nie podejmowała i nie podejmuje działań sprzecznych z regułami konkurencji i nigdy nie stwierdzono wobec nas naruszeń prawa konkurencji. W Polsce, Unii Europejskiej i na innych rynkach Grupa Velux rywalizuje z konkurentami, w tym z Fakro, na uczciwych rynkowych zasadach zgodnie z krajowymi i europejskimi przepisami.

W komunikacji firmy Fakro wielokrotnie pojawia się wątek postępowań toczących się przed Komisją Europejską. Faktem pozostaje jednak, że przeprowadzone przez Komisję Europejską skrupulatne kontrole praktyk gospodarczych Grupy Velux nie doprowadziły nigdy do stwierdzenia jakichkolwiek naruszeń ani nawet podejrzeń działań antykonkurencyjnych. W naszym przekonaniu działanie Fakro ma na celu oczernianie Grupy Velux w oczach opinii publicznej. Postępowanie Fakro oceniamy jako nieuczciwe.

Chcielibyśmy zaznaczyć, że już w 2008 roku Grupa Velux została poddana wnikliwej i nieoczekiwanej kontroli przez Komisję Europejską, przeprowadzonej jednocześnie w kilku naszych siedzibach, w tym w centrali Grupy Velux. Po szczegółowym dochodzeniu sprawa została zakończona przez Komisję, która nie stwierdziła naruszeń prawa konkurencji. W biuletynie informacyjnym Komisji Europejskiej wyjaśnione zostały główne powody, dla których zarzuty o działaniach antykonkurencyjnych Velux nie zostały potwierdzone.

Od 2012 roku Komisja Europejska rozpatruje kolejną skargę złożoną przez Fakro. Komisja ponownie przeprowadziła wnikliwe dochodzenie, zbierając szczegółowe informacje o działaniach gospodarczych Grupy Velux. Postępowanie ciągle trwa, ale jesteśmy przekonani, że zakończy się podobnymi wnioskami, jak poprzednie. Grupa Velux w swej działalności kieruje się przepisami prawa, ale także wskazaniami całościowego wewnętrznego programu weryfikującego i zapewniającego zgodność z prawem konkurencji.

Przestrzegamy prawa i szanujemy instytucje stojące na jego straży. Dlatego Grupa Velux kieruje się zasadą niekomentowania toczących się postępowań, w związku z czym nie będziemy odnosić się do trwającego dochodzenia Komisji Europejskiej. Grupa Velux szanuje zasady prawa i bezstronność organów władzy. Jesteśmy przekonani, że upolitycznianie spraw z zakresu prawa konkurencji obniża rangę prawa i osłabia fundamenty europejskiego rynku wewnętrznego.



Odnosząc się do powyższego Fakro poinformowało, że wielokrotnie spotykało się z opiniami, że obecnie prowadzone postępowanie jest tożsame z tym zamkniętym przez Komisję w 2009r. Przedstawiciele firmy wskazują, że jest to nieprawdziwe twierdzenie. Są to zupełnie różne postępowania, prowadzone w oparciu o rozbieżne przesłanki, odmienną argumentację i inne dowody, dodatkowo rozpatrywane w odrębnych trybach proceduralnych. Poprzednie postępowanie prowadzone było przez Komisję Europejską z urzędu na wniosek UOKiK, co oznaczało, że Fakro nie miało w nim przymiotu strony, a zatem nie dysponowało prawem dostępu do akt, prawem inicjatywy dowodowej, prawem odwołania, itd.


Wobec przywoływanego przez Velux artykułu opublikowanego w wydawanym przez Komisję Europejską biuletynie Competition Policy Newsletter odnoszącego się do postępowania z 2008r. Fakro zwraca uwagę, że jego współautorem autorem jest Duńczyk, zaś sam artykuł nie odzwierciedla oficjalnego stanowiska KE i jest jedynie prywatną opinią pracownika KE (co zresztą zostało wprost wskazane w treści przypisu nr 1 do tego artykułu). Dodatkowo Fakro przypomina, że artykuł ten odnosi się do poprzedniego postępowania, które nie ma nic wspólnego z obecnie toczącym się postępowaniem.

http://www.drewno.pl/artykuly/10596,fakr.....encja.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 18:16, 16 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kolejny argument za opuszczeniem UE.
_________________
Stagflacja to połączenie inflacji i hiperinflacji ~ specjalista od ekonomii, filantrop, debil, @one1
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 13:11, 17 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Tarnów: Znany przedsiębiorca oszukiwał niepełnosprawnych 7 lipca 2016 Autor : Jadwiga Kozioł

4,5 roku ma spędzić w więzieniu znany tarnowski przedsiębiorca, który dorabiał się na osobach niepełnosprawnych z Tarnowa i z powiatu. Przez prawie 4 lata wyłudził z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych milion złotych na dofinansowanie do wypłat dla pracowników a także fikcyjnych pracowników. 39-letni Dobiesław N. fałszował sprytnie dokumenty licząc, że Fundusz się nie połapie.

– Wyłudził nienależne dofinansowanie do wynagrodzenia pracowników niepełnosprawnych, oprócz tego naruszał prawa pracownicze. W ponad 150 przypadkach doprowadzał fundusz – od 2011 do 2015 roku – do wypłat nienależnych świadczeń. W 54 przypadkach dochodziło też do nieodprowadzania składek na ubezpieczenie społeczne, czy też w ogóle do nie płacenia pensji zatrudnionym – mówi sędzia Tomasz Kozioł, rzecznik Sądu Okręgowego w Tarnowie.



Dobiesław N. ma też częściowo naprawić szkodę zwracając do PFRON-u ponad 300 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny. Dodajmy, iż dwóch wspólników przedsiębiorcy, który był organizatorem całego procederu, poddało się wcześniej dobrowolnie karze.
http://rdn.pl/?p=68175
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 14:20, 17 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Tak oszukują Polaków wyjeżdżających do Holandii Michał Piasecki 19 cze 15

Atrakcyjne wynagrodzenie, pewne zatrudnieni, a do tego transport i zakwaterowanie. Myślisz, że właśnie trafiłeś na idealną ofertę pracy w Holandii? Błąd! Wyzysk, dyskryminacja, łamanie wszelkich praw pracowniczych i niewolnicze kary, nawet za łyżeczkę w zlewie – oto jak wygląda prawda o agencjach pracy tymczasowej. Wielopiętrowy system oszustwa swój początek ma jeszcze w Polsce.

Holandia, fot. Stock

Wakacje za pasem, więc wielu Polaków myśli o dorobieniu za granicą podczas prac sezonowych. Kuszą atrakcyjne oferty – szczególnie z Holandii, gdzie system pracy tymczasowej, zasilany przez agencje pośrednictwa, już dawno rozwinął się do rozmiarów sprawnej machiny. Niestety, jej tryby mielą pracowników, za nic mając ich prawa. Duża część rynku to już od kilku lat bezwzględna patologia, której ofiarą padają przede wszystkim Polacy.

Wyzysk aż do absurdu

- W Holandii pracowałem trzy lata. Przeżyłem pięć różnych agencji pośrednictwa. Ta ostatnia jest pierwszą, która mnie nie oszukuje - opowiada Paweł. W jego historii, niczym w soczewce, skupiają się niemal wszystkie koszmary Polaków z Królestwa Niderlandów. - Pracowałem pół roku przy przepakowywaniu ryb i owoców morza. Wymuszano na nas pracę w dwóch lokalizacjach. Od godz. 7 do 17, a potem 40 km dalej jeszcze do godz. 22. Dojeżdżać trzeba było na własny koszt. W drugiej lokalizacji przy wejściu używało się kart magnetycznych. Kto się spóźnił - potrącano mu karę z wypłaty, a płacono tylko za pracę w tym drugim miejscu, bo taką mieliśmy de facto umowę. Obowiązkiem pracownika było mieszkać tam, gdzie wyznaczył pośrednik. Pracowaliśmy też w soboty, za co nikt nie płacił ekstra. Podobnie jak i za nadgodziny. Masakra nie praca - kwituje Paweł.

Zasadniczym mechanizmem "holenderskiego wyzysku" jest totalne uzależnianie pracowników od pośrednika. Przyjeżdżający do pracy Polak musi podpisać pakiet niekorzystnych dla siebie zobowiązań, z których wynika, że w zamian za zatrudnienie pracodawca potrąca mu stawki w zasadzie za wszystko. - Częstą praktyką jest zawieranie tzw. umów pakietowych, zawierających ofertę pracy, transportu, zakwaterowania i pomocy w wypełnianiu formalności. Powoduje to ponoszenie stałych kosztów (np. zakwaterowania), podczas gdy umowa nie gwarantuje np. stałego wynagrodzenia, a uzależnia je od liczby faktycznie przepracowanych godzin - ostrzega ministerstwo pracy, które problem zna dobrze. Niestety, niewiele z nim robi.

Uwagę na sytuację Polaków w Holandii, w specjalnym raporcie o dyskryminacji, w 2014 r. zwróciła nawet Europejska Komisja przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji (ECRI). – Przypomina to sytuację wyzwoleńców na amerykańskich plantacjach bawełny. Pracując dla właściciela musieli jednocześnie kupować w jego sklepie, płacić czynsz za mieszkanie w jego baraku i zgadzać się na jego stawki, co jeszcze bardziej ich od niego uzależniało – mówi Piotr Połczyński, który od lat zajmuje się ofertami pracy w Holandii. Prowadzi specjalistyczną stronę internetową i profil na Facebooku, poświęcone ofertom pracy w Królestwie Niderlandów. Polacy pracują tam praktycznie we wszystkich sektorach. Jednak fundacja Fair Work - zajmująca się przeciwdziałaniem handlowi ludźmi, współczesnemu niewolnictwu i wyzyskowi w pracy - najwięcej skarg odbiera z sektora rolniczo-ogrodniczego. - Skargi jakie dostajemy dotyczą głownie braku umowy, nakładania idiotycznych wręcz kar, zapominania o wypłacaniu dodatku wakacyjnego. Często Polak, który rezygnuje z mieszkania służbowego, jest wyrzucany z pracy - relacjonuje Hanka Mongard z Fair Work.

Mechanizm oszustwa

Polacy oszukiwani są zarówno w Holandii, jak i już przed wyjazdem - w kraju. Zacznijmy od końca, czyli tego, co dzieje się za granicą. Pracownik dostaje po przyjeździe do podpisania umowę, która jest dla niego często skrajnie niekorzystna, poprzez szereg klauzur. Określają one m.in. gdzie pracownik ma mieszkać oraz nakładają na niego szereg zobowiązań, ograniczeń i wymogów. Zdarzają się także zapisy o możliwości wypowiedzenia umowy przez pracodawcę bez podania przyczyny i w dowolnym momencie. Czasem dochodzi do sytuacji kuriozalnych i umowa jest podpisywana… in blanco! Co więcej, dokument często jest sporządzony w języku holenderskim. - Jeżeli Polak podpisuje umowę w języku, którego nie rozumie, to dane biuro przekracza prawo. W Holandii jest przepis, który mówi, że umowa musi być w języku zrozumiałym dla pracobiorcy. To jest jednak bardzo często obchodzone. A Polacy podpisują, bo zależy im na pracy - mówi Mongard.

To jednak nie koniec. Pracownicy są zmuszani do akceptowania wewnętrznych regulaminów, których treść jest już zupełnie skandaliczna. To właśnie w nich znajdują się zapisy o absurdalnych karach, jakie pośrednik może nakładać na pracownika. Kary są za wszystko – niezamknięte okno, talerzyk w zlewie czy niedopałek w popielniczce. Regulamin daje przedstawicielowi pośrednika prawo do regularnych i niezapowiedzianych wizyt. Jednocześnie pracownik nie może zmienić mieszkania, bo grozi za to np. 500 euro kary lub utrata pracy. Dochodzi do sytuacji zupełnie kuriozalnych. - Firma odciągała pieniądze za służbowe mieszkania także od pracowników, którzy mieszkali w prywatnych domach. Czyli płaciliśmy za dwa mieszkania – swoje i firmowe - opowiada 22-letnia Anna, która w Holandii spędziła łącznie półtora roku jako pracownik produkcji.

Po przyjeździe Polak natychmiast zostaje osaczony i wtłoczony w samonapędzający się system, porównywalny z feudalnym – musi godzić się na ciężkie i nieuczciwe warunki i pracować, by w pierwszej kolejności spłacić wyolbrzymione należności wobec pracodawcy. - Poważny wyzysk w pracy jest w rzeczywistości handlem ludźmi - ujmuję sprawę jasno Mongard.

Mieszkasz to płać!

System odbierania pracownikom ich pieniędzy jest rozbudowany i wykorzystuje liczne luki w holenderskim prawie. Na samym wynajmie mieszkań agencje zarabiają miliony euro. Temat kilkukrotnie poruszała nawet holenderska prasa – zazwyczaj niechętna emigrantom znad Wisły. Agencje kwaterują Polaków najczęściej w specjalnie przygotowanych dla pracowników tymczasowych kompleksach niewielkich domków, zwanych parkami. W jednym parku jest kilkaset domków. Zdarza się, że są to budynki letniskowe, nienadające się do zamieszkania zimą. Polaków umieszcza się tam jednak przez cały rok, wstawiając jedynie mały piecyk w ramach ogrzewania. Mniejsze agencje wynajmują pracownikom mieszkania i kwatery ­- bardzo często w dużych odległościach od pracy i w standardzie, w którym nie zgodziłby się zamieszkać żaden Holender.

Koszty wynajęcia pomieszczeń mieszkalnych przez firmę są niewspółmierne z narzucanym czynszem. – Przepisy mówią, że pracownik nie może być obciążony kosztami większymi niż 20 proc. tygodniówki, która wynosi w przypadku osób po 23 roku życia najczęściej 364 euro. Czyli czynsz nie może być większy niż 72 euro. Jednak zdarza się, że od 20-latka (który za 40 h pracy w tygodniu dostanie maksymalnie 220 euro - ponieważ ma niższą stawkę) pobiera się nawet 100 euro opłat, choć w jego przypadku legalne 20 proc. to raptem 44 euro! – mówi Andrzej, doświadczony weteran wyjazdów do Holandii. - W biurze w Polsce zapewniano mnie że na "wiekówce" nie będzie mi zabierana kwota za mieszkanie. Okazało się, że jednak była pobierana. Praca miała być stała -tymczasem byłem tzw. skoczkiem. Jak koordynator chciał mnie wysłać do pracy to dostawałem SMS, jak nie, to cały dzień siedziałem bezczynnie. Praca często była po 16 godzin i bez wyższej stawki za nadgodziny - potwierdza słowa Andrzeja 18-letni Mateusz, który w Holandii pracował pięć miesięcy.

Fair Work ostrzega Polaków
10.02.2015

Oczywiście Polak musi płacić za kwaterę także wtedy, gdy pracy do której przyjechał wcale nie ma. Mieszka – więc dostaje rachunek i nikogo nie interesuje, że zamiast obiecanych 40 h w tygodniu pracuje raptem 20 h. Dzieje się tak, gdyż pośrednicy pracy tymczasowej nie dają w rzeczywistości żadnej gwarancji, że każdy pracownik będzie zatrudniony w pełnym wymiarze godzi. Rolą agencji jest zapewnienie klientowi docelowemu pracowników, bez względu na okoliczności. Dlatego pośrednicy ściągają do Holandii więcej osób, by w razie nagłej niedyspozycyjności mieć w rezerwie "zapas". Rekordziści potrafią zatrudnić kilkadziesiąt osób takiego "zapasu", które po kilku dniach wracają do Polski, nie przepracowawszy ani godziny, a ponosząc koszty transportu, zakwaterowania i utrzymania!

Holenderskie agencje każą także płacić Polakom za dowóz do pracy. Tamtejsze prawo tego nie zabrania, więc regułą stało się, że jeżeli firma wynajmuje busy, to pracownicy muszą z nich korzystać, a jeden kurs potrafi kosztować 5 euro. Inni pośrednicy zmuszają do organizowania sobie prywatnego transportu. Oczywiście nikt nie zwraca pracownikom kosztów paliwa. - Absurdalną sprawą było pobieranie opłat co tydzień za samochód, podczas gdy spoczywał na nas obowiązek tankowania go za własne pieniądze - wspomina Mateusz.

Salarisy

Nagminnym jest oszukiwanie Polaków na tzw. salarisach. To dokument odbierany przy wypłacie. Są tam zapisane informacje o przepracowanych godzinach, stawce, dodatkach, potrąceniach (np. za ubezpieczenie, zakwaterowanie czy ewentualne kary) i kwocie odłożone na fundusz wakacyjny. - Salarisy nigdy się nie zgadzały z naszymi godzinami pracy. Gdy zacząłem się wykłócać, a jako jedyny w ekipie znałem holenderski, nagle dostałem salarisy większe od innych, ale również kompletnie inne, niż wynikałoby z umowy. Razem z nimi przychodziły maile w stylu: "Tylko nie pokazuj innym swojej specyfikacji pracy" - opowiada Paweł.

Co więcej, choć w Holandii płaci się pracownikom tygodniówki (w tym systemie pobiera się też opłaty), pierwsze zarobione pieniądze zaczynają do Polaków trafiać z opóźnieniem, dopiero po ok. 3 tygodniach. To działanie celowe. Agencje wpisują do umów klauzury zmuszające pracownika do przepracowania w danym miejscu co najmniej dwóch tygodni. Jednocześnie opóźniają wypłaty, by zabezpieczyć się na wypadek zerwania umowy i mieć od czego odciągnąć czynsz, opłaty i kary.

O tych metodach doskonale wie ministerstwo pracy. - Istnieją sygnały o zaniżaniu wynagrodzeń - przyznaje tamtejsze biuro prasowe. Natomiast Główny Inspektorat Pracy (GIP) potwierdza, że naruszanie przepisów o czasie pracy, wypłatach i nadgodzinach jest w zasadzie notoryczne.

Kary

Najbardziej bulwersującym sposobem wyciągania pieniędzy od Polków są jednak wspomniane kary za złamanie regulaminu. Jest on skonstruowany w taki sposób, by kilkaset euro kary miesięcznie było regułą. – Z roku na rok jest coraz gorzej – przyznaje Andrzej. – Mieszkałem w parku, gdzie było ok. 500 domków. Nasz pośrednik miał ok. 100 kwater, w każdej po 6 osób. Regulamin mówił, że w dowolnym momencie z inspekcją może pojawić się pracownik firmy. Sprawdzał nam szafki, grzebał w ubraniach, zaglądał do kosmetyczek... Za co chciał dawał kary. Nie było miesiąca, by jakiś domek nie dostał od 50 do 200 euro kary. Miesięcznie to jest średnio 10 tys. euro zysku dla agencji – dodaje. Trudno spotkać Polaka, który w Holandii nie miał podobnych doświadczeń. Mówi o nich każdy z moich rozmówców. - Kary nakładane są przez biuro pośrednictwa. W zasadzie nie ma prawa, które na to pozwala ale bardzo często przy umowie o pracę jest także regulamin. Polak podpisuje ten regulamin i najczęściej nic z niego nie rozumie, bo jest on po holendersku - wyjaśnia mechanizm pułapki Mongard.

- Zwolniono mnie bez powodu. Z dnia na dzień powiedziano, że mogę sobie wracać do Polski. Po powrocie do domu przyszło pismo, że mam jeszcze zapłacić niemal 500 euro kary. Za co? Rzekomo za jakieś zniszczenia w pokoju. To jest bzdura! - żali się Eryk. W Holandii przepracował kilka miesięcy. Przekonuje, że na wyjeździe więcej stracił niż zarobił.

Ewa Żyźniewska, która od dawna zajmuje się sytuacją rodaków w Holandii, przekonuje, że sidłami, w które wpada większość z nich są warunki ekonomiczne w... Polsce. To one zmuszają ich do wyjazdu. - Ludzie przyjeżdżają tu po prace. Zadłużają się na sam wyjazd, potem trafiają do miejsc, z których trudno się wydostać, ponieważ muszą płacić kolosalne pieniądze za nocleg, kary. Do tego nie znają języka... Są zupełnie bezradni - mówi redaktorka Poolse Media.

Niebezpiecznym jest to, że Polacy regularnie pracują bez żadnego ubezpieczenia, o czym dowiadują się najczęściej dopiero po fakcie. - Zwolniono mnie dyscyplinarnie, 2-3 godziny po wypadku, jaki miałam prywatnym samochodem po godzinach pracy. Wyszło wtedy na jaw, że nie opłacano za mnie żadnych składek zdrowotnych. Okazało się to regułą, bo koleżanka, która kilka tygodni później wpadła pod samochód, również została natychmiast zwolniona - wspomina Anna. Tymczasem powinny jej przysługiwać wszystkie prawa pracownicze, łącznie z ubezpieczeniem. - Polacy mają takie same prawa jak Holendrzy. Jeżeli pracują legalnie, mają prawo do płacy minimalnej, dodatku wakacyjnego, urlopu czy chorobowego - mówi Mongard. Niestety praktyka boleśnie rozchodzi się w tym miejscu z teorią. Dlaczego? Ponieważ Holendrzy, słynący z otwartości, tolerancji i liberalnych poglądów, traktują Polaków jako pracowników gorszej kategorii.

Dodatki

Wielu Polaków - zwłaszcza tych, którzy dobrze poznali już system i prawo w Holandii - żali się także na oszustwa związane z rozliczeniami dodatków. Wielu pracowników nawet o nich nie wie. Agencja zatrzymuje je wtedy dla siebie. - Dodatki wakacyjne oficjalnie wypłacano nam z wypłatą. W praktyce nie zobaczyliśmy z tych pieniędzy ani grosza. Były w salarisach ale nie w rzeczywistości. Królowała kreatywna księgowość lub po prostu totalny chaos i arogancja wobec pracowników - przyznaje Paweł. O innym, nieco bardziej złożonym sposobie oszustwa wspomina Anna. - Biura pośrednictwa proponują ułatwienia w rozliczaniu podatku. Zakładają do tego pracownikowi konto. Gdy na rachunek spływają pieniądze ze zwrotu podatku, firma konto zamyka i pracownik pieniędzy nie dostaje. Zwroty trafiały do biura, a pracownik dowiaduje się, że nic mu się nie należało.

O zdecydowanie największym szwindlu opowiada jednak Bogdan, doświadczony pracownik sektora budowlanego. Prosi, by nie podawać jego prawdziwych danych, gdyż toczy bój o swoje pieniądze z nieuczciwą agencją w sądzie. Przez kilka lat pracował w Belgii, będąc jednak zatrudnionym przez firmę z Holandii. - Belgijskie związki zawodowe wywalczyły sobie przywilej dodatkowych składek, które pracodawca musi płacić budowlańcom. Pieniądze trafiają do związków, a te na podstawie specjalnego rejestru, raz na kwartał wypłacają pracownikowi dodatek za tzw. pogodowe, prace w niebezpiecznych czy niekorzystnych warunkach etc. To 1,4 euro za godzinę pracy, co po roku daje 2695 euro. Te pieniądze nigdy do Polaków nie docierają - opowiada Bogdan, który oblicza, że został w ten sposób oszukany na ok. 20 tys. euro. Tymczasem dla agencji pracy jest to oszczędność od kilkuset tysięcy do miliona euro rocznie! - Jestem zatrudniony w Holandii - tłumaczy mechanizm oszustwa Bogdan - rozliczam się więc zgodnie z tamtejszym prawem. Ale pracuję w Belgii. Dla tamtejszego urzędu podatkowego i związków zawodowych jestem pracownikiem firmy zagranicznej, która wskazuje, że jestem rozliczany zgodnie z holenderskim prawem. Powstała różnica zostaje w kieszeni agencji pośrednictwa. W jaki sposób? Ano Holendrzy w ogóle nie wpisują mnie do belgijskiego rejestru - dzięki czemu nie muszą płacić dodatkowo 1,4 euro za godzinę mojej pracy, a belgijskie związki w ogóle tego nie pilnują, bo jestem Polakiem. Albo wręcz przeciwnie: wpisują mnie do rejestru, ale do rozliczenia kwartalnych czeków z dodatkiem podają związkom nr konta firmy, więc pieniądze wracają do nich - opisuje. Bogdan zgłaszał sprawę wszystkim holenderskim i belgijskim instytucjom zajmującym się prawem pracy. Także policji i prokuraturze. Nie było żadnej reakcji. - Jestem obcokrajowcem więc oszukują mnie ich obywatele. Żadne tamtejsze organy nie są więc zainteresowane rzeczywistą pomocą Polakom - ocenia. Sprawą po jego doniesieniach zbagatelizował także nasza Skarbówka i ZUS. Jedyne co dotychczas wywalczył sobie Bogdan, to... wilczy bilet w związkach zawodowych tak w Belgii jak i Holandii.

Polskie podwórko

Machina wyzysku i bezprawia w białych rękawiczkach swój początek ma jednak na długo przed przyjazdem pracowników do Holandii. Okazuje się, że nikt tak cynicznie nie oszuka Polaka, jak drugi Polak. Część działających u nas - w pełni legalnych - agencji pośrednictwa pracy tymczasowej (niektóre zajmują się tylko rekrutacją, inne zatrudnieniem albo oddelegowaniem – co dodatkowo rozmywa ich odpowiedzialność) stworzyła bezwzględny system, który bezlitośnie wyciska pieniądze z wyjeżdżających do pracy. Najgorsze jest jednak to, że pośrednicy nie ponoszą żadnych konsekwencji swojej chciwości i odpowiedzialności za świadome oszukiwanie pracowników. "Holenderski wyzysk" zaczyna się w Polsce. Oto jak!

Pierwszym etapem jest rekrutacja, gdzie notorycznie dochodzi do dyskryminacji pracowników pod względem wieku. – Ostra konkurencja w Holandii powoduje, że pośrednicy zbijają ceny, by były jak najbardziej atrakcyjne dla klientów końcowych. Muszą więc obniżać koszty pracowników. Dlatego rekrutują głownie osoby w wieku 20-22 lat – mówi Połczyński. W Holandii obowiązuje wspomniana stawka minimalna dla osób w określonym wieku. Przykładowo 45-latek nie może zarabiać mniej niż 9,12 euro za godzinę pracy. Ale już w przypadku 20-latka stawka minimalna to zaledwie 5,50 euro za godzinę. Granicą jest wiek 23 lat.

Oferta pracy w Holandii, fot. ER

Pośrednicy łamią więc prawo dyskryminując starszych pracowników i konsekwentnie ograniczając oferty tylko do ludzi przed 23 rokiem życia. Zapisy w ofertach o „realizacji przez pracodawcę holenderskiego polityki promocji zatrudnienia osób młodych, wkraczających na rynek pracy, przez co oferta kierowana jest przede wszystkim do młodzieży pełnoletniej” to zwyczajne łgarstwo. Żadnej promocji zatrudnienia młodych nie ma – są za to niższe koszty utrzymania pracownika. Co bardziej bezczelni pośrednicy wystawiając swoje oferty wprost ogłaszają, że szukają osób w wieku 20-22 lata. – Dochodzi do absurdów, gdzie osoby roczni 1993 są uznawane za doświadczonych i poszukiwanych pracowników, a z rocznika 1991 – za nieprodukcyjnych emerytów – dodaje Połczyński.

- Polskie agencje zatrudnienia, które rekrutują na potrzeby holenderskiego pracodawcy nie mogą zamieszczać w ofertach czy ogłoszeniach o pracę kryterium wieku, bądź odmawiać zatrudnienia z powodu jego niespełnienia - twierdzi Departament Legalności Zatrudnienia GIP. - Faktycznie prawo holenderskie uzależnia wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę od wieku pracownika. Ale polskie przepisy prawa zabraniają i sankcjonują praktyki dyskryminacji wiekowej - dodają urzędnicy. Mimo tego takie oferty w sieci kwitną. Jest to tym dziwniejsze, że GIP deklaruje stały monitoring serwisów ofert i for internetowych, gdzie pracownicy wymieniają opinie o agencjach. Cóż, to nie jedyne nadużycia, które uchodzą agencjom pośrednictwa na sucho.

Większość z nich - jak twierdzi Połczyński - nie zgłasza swoich baz danych do GIODO, choć wymagają tego przepisy. Efekt? Nikt nie kontroluje jak i czy w ogóle dane pracowników są chronione. Co więcej, większość rekruterów regularnie wymienia się informacjami na temat kandydatów. Sprawdzają gdzie wcześniej pracowali, czy sprawiali kłopoty lub awanturowali się o pieniądze. Dane pracownika przechodzą więc przez dziesiątki rąk i są przerzucane z komputera na komputer, bez żadnej kontroli!

Cyrografy

Po przejściu rekrutacji pracownik dostaje do podpisania umowę. Oczywiście przepisy wymagają pełnej jej transparentności. - Obejmuje ona m.in. wskazanie: pracodawcy zagranicznego, okresu pracy, warunków pracy i wynagrodzenia, warunków ubezpieczenia społecznego, uprawnień i obowiązków osoby kierowanej do pracy, zakres odpowiedzialności cywilnej obu stron w przypadku niewywiązania się z umowy czy kwoty należne agencji zatrudnienia z tytułu faktycznie poniesionych kosztów skierowania do pracy za granicę - recytują urzędnicy z biura prasowego ministerstwa pracy. I tu przepisy ponownie nijak mają się do rzeczywistości. Umowy konstruowane są bowiem w taki sposób, że kandydat sam pozbawia się niemal wszystkich praw pracowniczych po wyjeździe do Holandii!

Przykładowo dokumenty zawierają zapis, że podpisujący wyraża zgodę na zmianę warunków umowy w dowolnym momencie, gdy tylko agencja uzna to za słuszne. – Aplikuje się do pracy przy pieczarkach w miejscowości Goest, z zakwaterowaniem w mieszkaniach 3-pokojowym, a trafia się do Nijmegen do sortowni skrzynek i mieszka w tekturowej budce – wyjaśnia na przykładzie Połczyński. Zdarza się, że w umowie wyraża się zgodę na zamieszanie w razie potrzeby w małym pokoju z kilku innymi osobami. Jest to niezgodne z Holenderskim prawem, które gwarantuje każdemu tymczasowo zakwaterowanemu pracownikowi 10 m kw. osobistej przestrzeni. – Widziałem domki o pow. 50 m kw., w których zakwaterowanych było po 16 osób. Proszę mi wierzyć, to wcale nie są rzadkie przypadki – dodaje Połczyński.

Umowy pod względem prawnym są przygotowane idealnie – stanowią całkowite zabezpieczenie przed ewentualnymi roszczeniami pracowników. Agencje nie ponoszą więc żadnego ryzyka wysyłając nieświadomych Polaków do Holandii, gwarantując im w zasadzie jedynie stałe opłaty. Robią to w pełni świadomie, a do tego bezkarnie. Dlaczego?

Sumienie pośrednika

Po dotarciu na miejsce okazuje się, że pracownika czeka… podpisanie jeszcze jednej umowy. Tym razem z holenderskim pośrednikiem, który jest jego rzeczywistym pracodawcą. Umowa z polską firmą dotyczy bowiem najczęściej jedynie rekrutacji i oddelegowania do Holandii, czego nikt pracownikowi specjalnie nie uświadamia. Nawet jeżeli polska agencja jest spółką córką tej działającej w Holandii i ma identyczną nazwę – nie ponosi żadnej odpowiedzialności za dalsze losy wysłanych za granicę ludzi. W ten sposób skarżący się na złe warunki Polak odbija się od drzwi polskiej agencji, która twierdzi, że na nic nie ma już wpływu. Oszukiwanym emigrantom pozostaje żalić się holenderskim instytucjom. Te zaś z pomocą się nie spieszą. - Zgłaszałem swoją sprawę holenderskiej policji zajmującej się wykorzystywaniem Polaków. Pan się uśmiechną, westchnął i nic nie zrobił. Nikogo moja sytuacja realnie nie interesowała - wspomina rozgoryczony Eryk.

Holenderska umowa, kompletnie przecząca tej podpisanej w Polsce, jest zgodna z prawem ze względu na wolność podpisywania umów. - Nasze regulacje choć chronią polskich pracowników kierowanych do pracy za granicą, są bardzo trudne do egzekwowania przez polskie organy - przyznaje ministerstwo pracy.

– Polscy pośrednicy mają pełną świadomość tego, że wysyłani przez nich pracownicy będą mieli problemy z praca, której może nie być; zamieszkaniem - które może nie spełniać żadnych holenderskich standardów; pracodawcą - który po godzinie pracy może Polaka zwolnić, bo nikt nie respektuje jego praw. Mają tego świadomość, ale jednocześnie nigdy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Wysyłają ludzi, inkasują prowizję i na tym temat się dla nich kończy – podsumowuje Połczyński.

Wymuszenia

Wróćmy do wyciągania pieniędzy od pracowników jeszcze przed wyjazdem z Polski. Wiele agencji pośrednictwa pracy wymaga, by ich klienci przed wyjazdem wykupili stosowne „foldery informacyjne o pracy w Holandii”. To koszt 250-300 zł, w zamian za które otrzymujemy zbiór komunałów, które znaleźć można w Wikipedii czy pierwszym lepszym forum. GIP jednoznacznie ocenia takie działania jako niezgodne z prawem wymuszenie.

Pośrednicy wymagają też często by jadąc do Holandii korzystali ze wskazanej firmy przewozowej, która należy do…tej samej agencji. To również wymuszenie, dzięki któremu pośrednik odzyskuje część poniesionych kosztów, ale warunek jest prosty – albo pracownik godzi się na określony transport, albo nie ma po co jechać do Holandii, bo nie dostaje pracy. Nakaz korzystania z transportu określonej firmy odbywa się pod płaszczykiem ułatwień i kompleksowej oferty dla pracownika. Agencje nie chce jednak słyszeć o dojeździe na własną rękę, czego zdaniem GIP nie może pracownikowi zabronić.

Poza kontrolą

Rynku polskich agencji pośrednictwa pracy tymczasowej w zasadzie nie nadzoruje nikt. - Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej tworzy regulacje dotyczące funkcjonowania agencji zatrudnienia, nie ma jednak kompetencji by bezpośrednio kontrolować ich działalność. (...) Kontrolę agencji zatrudnienia sprawuje Państwowa Inspekcja Pracy (PIP), a w pewnym zakresie marszałkowie województw - twierdzi biuro prasowe resortu. Pytam więc o kontrole w Inspekcji Pracy. Tu sprawa jest złożona. - Kompetencje PIP ograniczają się bowiem do kontroli pracodawców i innych podmiotów prowadzących działalność na terenie Rzeczypospolitej Polskiej - rozkłada ręce Departament Legalności Zatrudnienia GIP. Ograniczenie terytorialne PIP sprawia, że jego inspektorzy w przypadku "holenderskiego wyzysku" są zupełnie nieskuteczni. Nie prowadzą nawet ewidencji skarg dotyczących Holandii. Od 2007 do 2014 r. PIP skierował pod adresem holenderskich podmiotów raptem 140 spraw o nadużycia lub nieprawidłowości wobec Polaków. Co więcej tendencja jest silnie spadkowa, bo w 2014 r. były to raptem... 3 sprawy. Urzędnicy pocieszają się, że "oddziałuje tu możliwość bezpośredniego składania skarg do holenderskiej inspekcji pracy", ale trudno oprzeć się wrażeniu, że poszkodowani Polacy nawet już nie próbują szukać pomocy w PIP. Sito kontroli GIP jest raczej grube. Jak wynika z informacji Departament Legalności Zatrudnienia, skupia się ono na sprawdzaniu zgodności numerów w Krajowym Rejestrze Agencji Zatrudnienia i fakcie tworzenia umów pisemnych przez agencje. Eliminuje to jedynie drobnych oszustów czy hochsztaplerów ale nie narusza systemu, który wypracowały sobie "rekiny rynku". - Z agencjami nie sposób wygrać. Nic im nie można udowodnić, nawet w sądzie. Zabezpieczają się z każdej strony - ocenia Andrzej, wskazując umowy, które podpisywał.

Prestiżową kontrolą sprawują nad pośrednikami teoretycznie dwa stowarzyszenia – Ogólnopolska Konwent Agencji Pracy (OKAP) i Stowarzyszenie Agencji Zatrudnienia (SAZ). Z ich opinią liczy się m.in. ministerstwo pracy. Co z tego jednak, skoro OKAP w swoim statusie ma z jednej strony zapisy o promowaniu etyki działania i konkurencji na rynku pracy, a z drugiej wystawia zrzeszanym firmom odpłatnie certyfikaty przynależności, świadczące o wysokiej jakości standardów i uczciwości. - Odbywa się to na postawie spełnienia szeregu wymogów - asekuruje się Ewa Pietruszka, kierownik biura OKAP. - Rzeczą oczywista jest, że wszystkie podmioty członkowskie muszą działać na zasadach i zgodnie z przepisami prawa - dodaje.

Cóż, etyka etyką a biznes biznesem. Tym bardziej, że jak wynika z informacji przekazanych przez Pietruszkę, obok "specjalnej procedury służącej pomocą w rozwiązywaniu problemów pracownik – agencja", stowarzyszenie skupia się na walce z nieuczciwą konkurencją i nielegalnymi pośrednikami (czyli głównie tymi, którzy nie są zrzeszeni w OKAP).

W praktyce zatem nie ma niezależnego urzędu ani instytucji, które regulowałyby zasady panujące na rynku polskich agencji pośrednictwa pracy, potrafiły ocenić jego kondycję i wprowadzić nad nim nadzór.

Opieszałość polskich władz

Co ciekawe, sytuacja polskich pracowników tymczasowych w Holandii stała się już tak skandaliczna, że nawet niechętne Polakom tamtejsze władze postanowiły zareagować i podjąć walkę z jaskrawą dyskryminacją.

Dotychczas podejście holenderskich urzędników było obarczone silną hipokryzją – ostrzegali Polaków przed nieuczciwymi agencjami pracy, jednocześnie w żaden konkretny sposób nie ograniczając ich działalności na rynku. W efekcie przez lata w Holandii działała plaga nawet kilku tysięcy nielegalnych agencji pośrednictwa pracy! Oficjalnie stworzono instytucję kontroli - Stowarzyszenie Przestrzegania Układu Zbiorowego Pracy dla Pracowników Tymczasowych (SNCU). Miało ono przyjmować zgłoszenia i reagować na wyzysk i nadużycia. W rzeczywistości jednak SNCU nic nie mogła zrobić nieuczciwym agencjom. - Jeżeli inspekcja pracy chce sprawdzić dane biuro, to uprzedza je o tym, że będzie kontrola. Dlaczego? Ponieważ Holendrzy uważają, że w przeciwnym razie przyjadą po nic, bo biuro musi wcześniej przygotować dokumenty, by wszystko odbyło się sprawnie, dokładnie i szybko - przyznaje Mongard. W jej ocenie takie działania tylko pomagają agencjom ukrywać nieprawidłowości. Pracownica Fair Work dodaje, że kontroli było dotychczas zdecydowanie zbyt mało.

Teraz sytuacja w Holandii ma się zacząć zmieniać na lepsze. Przygotowywane są nowe przepisy regulujące funkcjonowanie rynku. Nie bez nuty hipokryzji w tle. Holendrzy dopiero po kilku latach pół niewolniczego wykorzystywania Polaków i uratowaniu w ten sposób własnej gospodarki, chcą wprowadzać zmiany. - Przepływ pracowników sezonowych, nie był wystarczająco uregulowany. Dawał pole do popisu agencjom pracy. Teraz, kiedy Holandia wychodzi z kryzysu, jest to regulowane - mówi Żyźniewska.

Jeszcze bardziej niepokojące jest jednak to, że inicjatywa tych zmian wyszła od samych Holendrów. Polskie władze - choć ministerstwo pracy twierdzi, że "od kilku lat uważnie monitoruje sytuacje" - w praktyce przez cały czas nie kiwnęły przysłowiowym palcem, by realnie pomóc Polakom wyjeżdżającym do Holandii. Nie są w stanie nawet wyplenić nadużyć na rodzimym rynku. Aktywność polskich urzędów i instytucji skupia się nie na próbie zmiany systemu ale na zalepianiu plastrem otwartych ran, czyli na tworzenia ulotek i broszur informacyjnych, które mają ostrzegać Polaków. Ich skuteczność - co widać od lat - jest raczej mizerna.

Po części winni są też sami wyjeżdżający, którzy naiwnie wierzą w obiecane im złote góry. Holendrzy bezlitośnie wykorzystują ich niefrasobliwość, brak znajomości prawa i języka. - Ludzie wyjeżdżają, bo chcą zarobić. Zupełnie jednak nie myślą o tym, by się przygotować na to, co może ich spotkać. W połączeniu z opieszałością i chyba trwałą bezradnością naszych władz sprawia to, że Polacy zawsze będą dymani. Gdziekolwiek pojadą - kwituje dosadnie Andrzej. Trudno się z nim nie zgodzić.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/tak-oszuk.....dii/s6edd1
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 21:57, 17 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Nadgodziny, niskie wynagrodzenie, zastraszanie. Polacy nadal wykorzystywani w Holandii 28, czerwiec 2016



Polscy pracownicy wciąż spotykają się w Holandii z nadgodzinami, za które nie otrzymują wynagrodzenia. Padają też ofiarami pogróżek oraz zastraszania na tle seksualnym - czytamy w nowym raporcie organizacji FairWork i Somo.

Polacy opuszczający ojczyznę za zarobkiem są najczęściej uzależnieni od agencji pracy, co czyni ich łatwym celem dla nieuczciwych pracodawców. W badaniu, którego wyniki właśnie opublikowano, odbyto rozmowy z 100 naszymi rodakami zatrudnionymi w kraju tulipanów.

- Właściciel szklarni, w której pracowałem, stworzył rywalizację między pracownikami. Na ścianie zawiesił listę z imionami nas wszystkich. Ranking był układany na podstawie produktywności. Kiedyś ktoś był zaznaczony na kolor pomarańczowy przez kilka dni, tracił pracę - powiedziała jedna z osób.

Sandra Claassen, dyrektorka FairWork, podkreśla, że co roku z organizacją kontaktują się setki polskich pracowników. - Zgłaszają się z różnymi problemami, od zbyt niskich zarobków do wykorzystywania i nieuzasadnionych kar. Mają te same prawa co Holendrzy, lecz często są wykorzystywani - stwierdziła.

Z kolei Esther de Haan z organizacji Somo zaznacza, że potrzebna jest lepsza kontrola wewnątrz agencji rekrutacyjnych. - Samoregulacja upada, a cenę płacą za to pracownicy z Polski. Agencje wraz z rządem powinny wziąć odpowiedzialność i poprawić warunki, w jakich Polacy pracują w Holandii - podkreśliła.

Stowarzyszenia zrzeszające agencje pracy, ABU oraz NBBU, twierdzą, że samoregulacja działa. Wyjaśniają jednak, że istnieją tysiące agencji, które nie należą do żadnego ze stowarzyszeń. - Nie oznacza to, że są złe, ale ABU chciałoby, aby rządowi inspektorzy i urzędnicy podatkowi skupili się na firmach, które unikają wszelkich form regulacji - powiedział przedstawiciel stowarzyszenia.

W Holandii żyje obecnie około 150 tysięcy Polaków.

źródło: dutchnews.nl
(łd)
http://www.fakty.nl/wiadomoci-z-holandii.....w-holandii
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 02:14, 18 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Upadło po wpłatach klientów.

Cytat:
Upadło biuro podróży z Krakowa. Klienci dostaną zwrot pieniędzy 17.07.2016 PAP

FOT. UNSPLASH, PIXABAY (CC0)

Biuro podróży Nautica Incentive z Krakowa bankrutem. Informacja o tym znalazła się w oświadczeniu zarządu spółki, opublikowanym na stronie internetowej.

Firma informuje, że poza granicami nie przebywa żaden turysta, a gwarancje ubezpieczeniowe wystarczą na zwrot 100 procent wpłat za zaplanowane wyjazdy.

"Zarząd spółki Nautica Incentive sp. z o.o. z przykrością informuje, iż z uwagi na brak środków na kontynuowanie działalności operacyjnej spółki jest zmuszony złożyć do sądu rejonowego dla Miasta Krakowa wniosek o upadłość spółki. Złożenie wniosku nastąpiło w dniu 14.07.2016. Tym samym spółka zawiesza działalność touroperatorską i sprzedaż wyjazdów, a anulowaniu podlegają wszystkie wyjazdy, które mają się rozpocząć od dnia 14. 07. 2016" - podaje spółka.
http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosc.....24409.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 09:43, 19 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Wyzysk sprzątaczek. Pensja 1200 zł minus 200 za brak kamizelki. I bezpłatne zastępstwa Ewa Kaleta, rys. Piotr Chatkowski 2016-07-14

Ludzie tu lubią patrzeć na ręce, kiedy się sprząta. Na ręce tak, ale w twarz nie spojrzą. Ewa Kaleta sprząta i walczy o godność

Rys. Piotr Chatkowski


- Pani wypełnia - młoda kobieta kładzie na stół dokumenty. Oprócz danych osobowych do umowy śmieciowej mam wypełnić deklarację w sprawie ubezpieczenia na czas pracy. Rezygnuję z niego w nadziei na większą wypłatę. Dodatkowo mogę brać popołudnia, sprzątać pusty obiekt od 17 do 20, dostanę za to 300 zł miesięcznie.

- Ma pani może zaświadczenie o niepełnosprawności? - łapie mnie w drzwiach ta sama kobieta.

- Nie, nie mam.

- To szkoda.

Szkoda, dowiem się później, bo osoba z orzeczeniem jest dla firmy gwarancją większych zysków. Do wynagrodzenia dorzuca się Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.


Jak katolik katolikowi

Sąd. 45 pomieszczeń w budynku A, 20 w budynku B i trzy piętra schodów. Łazienki, kuchnia i korytarze. Ale to dopiero o 17. Do 17 jestem na akord.

Irenka, druga sprzątaczka na zmianie, mówi, że mam iść do pokoju 29. Sprzątnąć na szybko. Mecenas dzwonił. Idę. Pukam, wchodzę, zanim zdążę powiedzieć dzień dobry, mecenas mówi, że mam wyczyścić okno z gołębiego gówna. Konkretnie kilku na szybie i kilkunastu na parapecie.

Irenka mówiła, żeby nie dać sobie wejść na głowę, my nie myjemy okien, od tego są sprzątacze alpiniści. Żadnego gołębiego gówna nie można sprzątać. Jeśli się sprzątnie, już do końca wszyscy będą mną pomiatać, od kierowniczki po sprzątaczki, które będą się mną wysługiwać. Każdy przechodzi test. Ja mam test gołębiego gówna, inni mają test nadgodzin albo test czystości.

Ola, sprzątaczka z budynku B, mówiła, żeby jednak sprzątnąć, jak ktoś każe. Lepiej nie podpadać. Jak się podpadnie, to się wyleci przy pierwszej okazji. Mówi, że nie ma się co obrażać, my tu jesteśmy od sprzątania. Lepiej gołębią kupę wycierać niż ludzką. Do gołębiej nie musisz się tak nisko schylać.

OK, sprzątnęłam po tych gołębiach.

17.00, zostałyśmy tylko Irenka i ja. No i ochrona. Mamy cztery godziny na wszystkie pomieszczenia w dwóch budynkach sądowych. Dzielimy się piętrami.

Robimy sobie dwie przerwy na papierosa, w kanciapie. Nie ma okien, nie ma krzeseł, śmierdzi piwnicą, siedzimy na zgrzewkach i pudłach z detergentami. Rozmawiamy szeptem, żeby usłyszeć kierowniczkę, która w każdej chwili może przyjechać na kontrolę. Gdyby zobaczyła, że palimy we dwie, mogłaby wysłać nas na inny, cięższy obiekt. np. na nockę do zajezdni na mycie tramwajów. Teoretycznie możesz odmówić, praktycznie, jeśli odmówisz, stracisz pracę.


Po całym dniu Irenka mówi, że stopy bolą ją i pieką nie do wytrzymania. Ma haluksy. Z torby wyjmuje znoszone buty męża, stopy owija bandażem i wkłada do za dużego buta.

Irenka, 58 lat, sprząta, odkąd pamięta. - Kiedyś tu było inaczej, ludzie się lubili, rozmawiali, nieważne, czy ktoś sprzątał, czy umysłowo pracował.

Los ślepy chciał, żebym tu wróciła, i nagle nikt mnie nie poznaje. Może im głupio, może im żal mnie. Bo włosy mam takie same, siwe. Siwe mam od młodości. Pracuję od 8 do 16, a potem sprzątam pusty budynek. Łącznie za pracę od 8 do 20 dostaję miesięcznie 1200 zł na rękę. Mąż na rencie, schorowany, nie chodzi, po wypadku w fabryce, synowie już samodzielni, obaj w Biedronce na ochronie stoją. Żaden żony nie ma ani dziecka, ja tak najstarszemu mówię: Bartuś, czas sobie znaleźć dziewczynę, masz 28 lat, weźże się ustatkuj, to on na to, że go nie stać ani na żonę, ani na dzieci. Bo tu się wszystko pozmieniało na gorsze jeśli chodzi o zarobki, ale baby to od faceta pieniądze muszą mieć. Ciąża kosztuje, dziecko kosztuje. Rację ma, co za czasy!

Najgorsze, co mnie w pracy spotkało, to kierowniczki. Każda następna jest coraz gorsza i coraz młodsza. Aktualna to 30 lat ma, może nawet mniej. Przychodzi i mordę drze, że nieposprzątane, przynajmniej raz na dwa dni. Normalnie stoi i tak, o: co pani tu taka owaka robi? Nie umie sprzątać? To innej pracy szukać. Za co pieniądze dostaje?!

Jak tu pracowałam, można powiedzieć, w innym życiu, to najniższa krajowa była zawsze podstawą. I za osiem godzin, a nie za 11. Kierowniczka to była nasza koleżanka. Gdzie by tam kiedyś kto na kogo krzyczał? Za etatowych czasów, z 8-10 lat temu, był inny porządek. Miło było. Na imieniny zawsze ciasto pleśniak piekłam i przynosiłam. Za etatu kawę można było wypić, jak nie było co sprzątać. A nie się kręcić w tę i we w tę bez sensu. Człowiek w stresie ciągle musi być na nogach, bo nie wiadomo, o której "młoda" przyjedzie. A potrafi zaskoczyć, jak kapo. Czasem siada przy bufecie i obserwuje. Jak już się zdenerwuję, to sobie myślę: noż kurwa mać, przecież my tylko sprzątamy, na co ona się tak gapi. Ale ludzie tu lubią patrzeć na ręce, kiedy się sprząta. Na ręce tak, ale w twarz nie spojrzą.


A jak ta nasza młódka chodzi i sprawdza palcem, jak pani z telewizji, czy poręcze czyste, to myślę tylko o tym, że ona ma białą bluzeczkę i jak zaraz położy rękę gdzieś na poręczy i cała brudna będzie, to będzie awantura. Nie dlatego, że ja nie sprzątnęłam, ale dlatego, że tu się okrutnie kurzy. I dlatego, że zawsze człowiek o czymś zapomni. Źle powiedziałam, że zapomni, nie chce się człowiekowi, przyznam, nie chce się. Sama zobaczysz, dziecko, jak sobie człowiek machnie ręką raz i nie doczyści, to mu lżej. Oni nas cały czas oszukują. Odpowiedzą za to, jak nie w tym życiu, to w tym po śmierci. Ty myślisz, dziecko, że św. Piotr takich gałganów wpuści? Bo ja myślę, że nie. Jak katolik katolikowi może nie chcieć nawet najniższej krajowej zapłacić? Jak to tak? Jak katolik katolikowi ot, tak etat zabiera?

Nieraz to i płakać się chce, bo człowiekowi przykro, bo ta gówniara na cały budynek się drze. Wracam potem tramwajem i się zastanawiam, czy ta dziewuszyna swojej matki we mnie nie widzi? Bo ja w niej swoje dziecko widzę. Czy ona nawet do matki szacunku nie ma?

Mnie etat zabrali nie dlatego, że ja źle pracowałam. Bo ja jak mam pracować, to pracuję. Wszędzie w urzędach, szkołach i innych instytucjach sprzątaczki do firm sprzątających przeszły. I nawet najniższej krajowej nie mamy. W każdej chwili mnie można zwolnić, a co ja zrobię, jak ja pani w białej bluzeczce podpadnę? Zwolni i nikt się tu nawet za mną nie obejrzy.


Ludzie też są inni, kiedyś jak się przychodziło np. po śmieci czy coś, zagadywali, pytali o syna, co robi, wszystko pamiętali, nawet do którego technikum chodzi. A teraz? O, kilka dni temu kwiatki podlewam, bo sobie panie przyniosły, i słyszę, jak jedna do drugiej mówi: "Wszystko brudne. Za co oni im płacą? Brak kultury".

Ledwo się powstrzymałam, żeby jej nie powiedzieć, że brak kultury to u niej widzę. Jak tak można do człowieka, który dzień w dzień z jej biurka kubeczek po jogurcie do śmieci wyrzuca. Bo jej się nie chce. Bo jej wolno. Na etacie by to było nie do pomyślenia. Odebrali nam razem z etatem zwyczajną ludzką godność.

Ale głupie toto

Sąd. Ochroniarze siedzą na korytarzu i gapią się, kiedy myję podłogę. Coś do siebie gadają po cichu, śmieją się. Śmieją się, kiedy próbuję umyć podłogę pod krzesłami, na których siedzą. Żaden nie wstaje, podnoszą tylko lekko nogi. Nie mam odwagi ani siły spojrzeć na nich. Na obiekcie do 17.00 jestem sama. Nie mam czasu nawet na kanapkę, ciągle ktoś po mnie przychodzi. Rozcieńczam detergenty wodą, za zbyt duże zużycie potrącają nam z pensji. - Rozcieńczaj, aż woda kolor i zapach straci - mówiła Irenka.

Kiedy ludzie w pracy się nudzą, szukają mi zajęcia. I piętro: przetrzeć stół ścierką, zmyć zacieki z mydła na umywalce w damskiej toalecie, pozbierać drobinki kawy z podłogi, umyć dwie filiżanki, zamieść kurz z niedostępnych dla mopa zakamarków. Wszystko natychmiast, na już.

Pracownik sądu, III piętro: opróżnić kosze na śmieci. Te z segregacją na odpadki.

Czeka na mnie na korytarzu. - Tylko nie wywalaj tego do jednego worka. Wiem, że tak robicie. Po co my się męczymy i segregujemy śmieci, skoro wy to wypierdalacie do jednego wora?

Obiecuję, że posegreguję. Ale to nieprawda. Śmieci segregowane i nie lądują w tym samym worku. Segregacja to ściema, rozrywka, która ma uprzyjemnić życie pracownikom umysłowym.


Kiedy kończę myć podłogi, jeden z ochroniarzy puka w drzwi i krzyczy: "Ee!", odwracam się, pokazuje, że mam jeszcze umyć podłogę u nich, w ochroniarskim. Ale na podłodze jest dużo kabli i akumulator. Nie wiem, jak tu myć. Śmieją się ze mnie.

Ochroniarz Jacek: - A ty tak z dwoma chłopami do pokoju się nie boisz wchodzić?

Wychodzę. Słyszę śmiech i komentarz: - Ale głupie toto.

O 17.00 przychodzi Jadzia, 75 lat. Do budynku wchodzi o kuli. Kulę zostawia u ochrony, tam czeka na nią wózek z detergentami i mopem. Idzie wolno, co chwilę przystaje. Chciałabym powiedzieć jej, że sama dam radę sprzątnąć, ale nie mam siły. Jadzia myje 1/3, ja resztę. Toalety myję sama, żeby Jadzia nie musiała się schylać.

Jadzia: - Moja emerytura nie starcza na nic, byłam kucharką na stołówce - mówi i patrzy na zegarek, wychodzi do łazienki dokładnie co 30 minut, bardzo zdenerwowana, wraca trochę spokojniejsza. Leki miesięcznie kosztują 400 zł. Niewiele więcej dostaję emerytury. Gdyby nie ta praca, musiałabym żebrać. Emerytury moje i męża idą na czynsz, leki, rachunki. Pracuję pięć godzin dziennie, więcej nie dam rady. Ostatnio zaczęli mnie wysyłać na inne obiekty, np. na uczelnie, tych wielkich auli to ja nie dam rady sprzątać. Czasem nawet nie ma windy, a ja po schodach ledwo wchodzę. Kiedy zaczynałam pracę rok temu, jeszcze chodziłam o własnych siłach, bolało, ale szłam. To tu biodro starłam doszczętnie.


Jadzia przerywa i wychodzi. Wraca znowu trochę uspokojona.

- Nie mam dzieci, a tak wyszło. Ja chciałam, ale jakoś Bóg nie dał. Smutno trochę na starość człowiekowi. A może to i lepiej, tylko by się im ciążyło. Nie wolno być ciężarem dla drugiego człowieka. Już bym wolała trupem paść na tę mokrą podłogę, niż na ludzi musieć liczyć. A żeby mnie ktoś jeszcze podcierał, to nie ma mowy!

Jadzia zdenerwowana wychodzi wcześniej niż zawsze, bo po 15 minutach. Wraca szybko, ale niespokojna. Siada na krześle, wyjmuje z kieszeni różaniec i modli się po cichu. Dzwoni jej telefon, słucha i wypowiada tylko zdawkowe "aha". Po rozmowie znowu jest miła i rozluźniona.

- Mąż jest starszy o dziesięć lat, ma alzheimera, już leżący, patrzy na mnie już tak tępo, rusza rączkami ledwo, ledwo. Pod siebie robi, pieluchę mu zakładam. Ale jak wracam, to cały ubabrany. Ma odparzenia jak małe dziecko. Jak tu jestem, to się ciągle martwię, czy nie wstał, czy się nie przewrócił. Zamykam go od zewnątrz, żeby nie poszedł nigdzie. Bo jak go znajdę? Sąsiadka do niego zachodzi, żeby ją Władziu zobaczył, żeby się nie bał, że sam jest. Lekarz mnie straszy, że zabierze go do zakładu opieki, bo niedożywiony. Wiem, za mało je. Dziś mu jajeczko na miękko zrobię na kolację, może zje.


Zastępstwo i kara

Wrzucono mnie do innego sądu, na zastępstwo. Przez telefon Biurowa mówi, że nie dostanę za ten dzień pieniędzy, bo nie wykonuję swojej pracy w sądzie, tylko pracuję zamiast kogoś na innym obiekcie. Za godzinę dostaję 6 zł, na obiekcie będę 8 godzin. Pytam, czy nieobecny sprzątacz odda mi swoją dniówkę, dokładnie 48 zł. Biurowa mówi, że to nie jej sprawa, i rozłącza się. Marek sprzątacz mówi, że zaoszczędzą 48 zł, ani ten, co go nie ma, ich nie zobaczy, ani ja.

Marek, 47 lat, mówi o sobie "dobry dzieciak" i że zadba o mnie tu, na obiekcie. Sprząta od trzech lat. Zaczynamy od wejścia służbowego. Zamiatam chodnik, zbieram pety.

- A kamizelki gdzie? - pyta mnie oburzona kobieta.

Marek: - Za gorąco na kamizelkę, kierowniczko.

Kierowniczka: - Nie możecie tu przebywać bez kamizelek. Ty, Marek, wiesz, ile cię to będzie kosztowało.

- Nic nie wiedziałam o kamizelce - mówię.

Kierowniczka: - To się szybciej nauczysz. Jedno i drugie minus 200 zł z pensji.

- Ale to jest mój pierwszy dzień na tym obiekcie. Jestem na zastępstwie. Nigdy wcześniej nie pracowałam na dworze - mówię.

Kierowniczka: - Coś się nie podoba?

- Nic nie wiedziałam o kamizelkach. Nie miałam żadnego szkolenia - mówię.

Kierowniczka: - Szkolenia ze sprzątania potrzebujesz?

Marek kładzie mi kamizelkę odblaskową na ramiona.

Kierowniczka: - Chcesz nowej pracy szukać?

Kierowniczka odchodzi. Chowamy się za żywopłotem, kucamy i zapalamy papierosa. Marek z nerwów zaciska szczękę.

Marek: - Ja ci powiem, dziewczyno, weź ty poszukaj lepszej roboty. Czemu żeś się nie uczyła? Nie pyskuj jej, bo cię wypierdoli jeszcze dziś.

- Podobno nie można dać sobą pomiatać, bo wtedy będą cię traktowali jeszcze gorzej - mówię

Marek: - Ta, kto ci taką radę dał?

- Sprzątaczka z sądu.

- No to widać chciała, żeby cię wyjebali.


Myjemy schody, cztery piętra. Kiedy tylko przechodzi policjant albo sędzia, Marek nerwowo poprawia czapkę, ze złości zaciska szczękę. Kiedy musi ustąpić miejsca albo przepuścić pracownika sądu, też mocno zaciska szczękę. Patrzy w podłogę.

W piwnicy mamy swój pokój. Śmierdzi okropnie, Marek odwija kanapkę z dżemem ze sreberka. Nie pytam, co tak śmierdzi, żeby go nie urazić. On się ewidentnie przyzwyczaił. Na stole leżą krzyżówki i gazetki promocyjne z Lidla i Biedronki. Niektóre sprzed roku. - Sprawdzam, co drożeje, a co nie, takie hobby - mówi Marek.

- I co podrożało? - pytam.

- Literalnie wszystko.

Marek: - Tu jesteśmy nikim, zerem. Niżej nie mogłaś trafić. Weź jedź do Anglii, dziewczyno. Tu lepiej nie będzie. - Marek nerwowo poprawia czapkę. Ciągle ją poprawia. - Tu nienormalnych przyjmują. Ze Sławkiem nigdy nie idź na dyżur, z ochroniarzami nie schodź do piwnicy. Zapamiętaj imię Sławek, a najlepiej sobie gdzieś zapisz.

Dlaczego? - dopytuję. Marek nie odpowiada, zaciska tylko szczękę.

Marek: - Moja mama choruje, była pielęgniarką. Gdyby nie ona, już bym za granicą zarabiał. Ale matki chorej nie zostawię. Ty powinnaś kogoś znajomego w Anglii znaleźć i tam jechać. Ja wszystko w życiu robiłem. Ale to to jest najgorsze. I nie chodzi o sprzątanie. Ale o to, kim tu się jest, jak cię traktują. Każdemu musisz ustąpić, każdy przy tobie to pan. Na "dzień dobry" nie odpowie. Tu jesteś najgorsze ścierwo. Jeszcze tego nie poczułaś? Jakby nie wiedzieli, że sprzątasz, toby powiedzieli: o, ładna dziewczyna. Ale sprzątaczka? To dla wszystkich ściera. W twarz ci tu nikt nie spojrzy, nie masz twarzy dla nich, zrozum. Zastanów się, może masz kogoś w mundurówce? Może w straży miejskiej byś pracowała? Masz kogoś ustawionego w rodzinie? Mówię ci straż miejska, tam idź do pracy.

A te pindy w pokojach? Dzwonią po nas, jak im się łyżeczka omsknie i cukru się trochę wysypie na podłogę. To tak trudno zamieść? A jak ja tam muszę iść na III piętro, żeby troszkę rozsypanego cukru zebrać, to, do kurwy nędzy, co ja jestem, jakieś gówno dla nich? Wypindrzone, umalowane, na obcasach pizdy. One cię wdepczą w ziemię, dziewczyno. My tu do sprzątania mamy niewiele, ale do zniesienia dużo. Za mało tego sprzątania, żeby nie myśleć. Głowa ciągle na wysokich obrotach. Ty lepiej nawet i do Niemiec pojedź, tam sprzątać też można, za lepsze pieniądze.


Jestem sam, nie stać mnie na rodzinę. Na rodzinę trzeba zarobić. Chciałem mieć dzieci, chociaż ja jestem nerwowy, to może lepiej, że ich nie mam. Ale w takim świecie dzieci robić to trzeba być pojebem.

A może ty się do PiS-u zapisz? Na pewno jakąś prace by ci dali. Tylko się musisz zapisać. A tydzień później zadzwoń i zapytaj kulturalnie, czy nie pomogliby ci znaleźć pracy. Tylko się nie denerwuj, spokojnie mów przez telefon, żeby sobie nie pomyśleli, że jesteś jakaś nerwowa wariatka.

1200 zł to marzenie. Daj Boże, ja tu zarabiam 900 zł miesięcznie, za osiem godzin. Tobie więcej też nie dadzą. Na początku ci powiedzą, że 1200 zł dostaniesz, nikt tu tyle nie dostał. Człowiek siedzi tu w piwnicy i myśli, co źle w życiu zrobił. Co przegapił? Komu się nie podlizał? Ja byłem zawsze butny, ojciec umarł szybko. Brakowało kogoś, żeby mnie mocną ręką wychował. Mama za łagodna była.

Tu się dowiesz, że ludzie się dzielą na lepszych i gorszych. Lepsi są nad nami i żeby stąd tam dojść, to niemożliwe jest. Bo jak tu trafiłaś, to znaczy, że jesteś taka jak ja. Żeś przegapiła wszystkie życiowe szansy. No, chyba że wyjedziesz do Anglii.

Sąd pustoszeje, idziemy każde na swoje piętro, podzieliliśmy się pracą. Przez następne trzy godziny myję podłogi i łazienki. Łazienki są najgorsze. Zużyte podpaski, które trafiły na podłogę zamiast do kosza. Niespuszczona woda. Odciśnięte na sedesie podeszwy. Dołącza do mnie Monika.


Ludzie tu zmartwieni

Monika, 32 lata, sprząta od 12. Zawsze na umowę-zlecenie. - Za mało płacą, ale ludzie są mili.

- Jak to są mili? - pytam. - Nie widzisz tych zużytych podpasek? Obsikanych podłóg? Niespuszczonego gówna? - pytam, walcząc z odruchem wymiotnym nad kolejnym kiblem.

A Monika niemalże z czułością: - Może zapomnieli spuścić wodę? Nie czepiaj się.

Mąż rozkłada towar w supermarkecie. Zarabia tyle co ja, 1200 zł. Jednocześnie pracuję w dwóch firmach sprzątających. Bo jedna nie zatrudnia na popołudnia. Więc na rano idę do ZUS-u, a popołudnia to tam, gdzie mnie wrzucą. Nie mam dzieci, chociaż marzę, żeby być mamą. Przeszkodą jest to, że nie mogłabym przestać pracować. Mąż sam by nas nie utrzymał. Mieszkanie zadłużone przez teścia. Teść pije. Mnie ta praca odpowiada. Bo nie ma stresu. W przyszłości chciałabym pracować na kasie w sklepie. Ale na razie nie mam odwagi.

- Dlaczego?

- Obsługa kasy jest trudna. Jak się człowiek pomyli, to ze swoich musi dopłacić. A ja mam mało pieniędzy. Kiedyś chciałam pracować w banku, takie marzenie, ale tam też, wiadomo, coś się źle policzy i odejmą z pensji. To już wolę tu.

- Policzyłaś coś kiedyś źle?

- Często się mylę. Miałam wytrzeć biurka na parterze, a poszłam na piętro. Albo na odwrót. Czasem wchodzę po schodach i w połowie zapominam, co miałam do zrobienia. Ale taka pomyłka to nic wielkiego. Dlatego tu jest dobrze. To taka praca, aby ją tylko zrobić i pójść. Do domu się jej nie przynosi. A jak ja tu widzę ludzi, to oni zmartwieni, przeklinają nieraz, papieros za papierosem palą. Ja bym tak nie mogła. Mam, jak to się mówi, za lekką głowę do ważnych spraw.

- A miałaś kiedyś kłopoty w pracy?

- Pracowałam chwilę w piekarni, na czarno. Strasznie chleby przypaliłam. I nie zapłacili mi. Rękę sobie poparzyłam. Na czarno to bez ubezpieczenia. Nie stać mnie było nawet na opatrunki.

Ciągle myślę o pieniądzach

Dzień 4. Kolejne zastępstwo, w urzędzie dzielnicowym. Dostaję SMS-a z adresem i godzinami pracy, od 7 do 15. Dzwonię zapytać o pieniądze. Nikt nie odbiera. Piszę SMS-y, nikt nie odpisuje.

Jesteśmy we dwie, z Olgą (29 lat), która w dzień opiekuje się roczną córeczką, a popołudniami, kiedy mąż fizjoterapeuta wraca ze szpitala, ona idzie sprzątać.

Olga: - Najbardziej lubię myć metro i nowe tramwaje, czyli najgorsze obiekty. To mnie rozluźnia. Można myśleć. Chociaż ja myślę tylko o tym, że nie mam pieniędzy. Niedawno słyszałam, że średnia krajowa to ponad 3 tys. zł. Zamurowało mnie, Paweł zarabia 1500 zł w szpitalu, a ja miesięcznie dorywczo sprzątając przynoszę 300 zł. Żyjemy we troje za połowę średniej krajowej. Zanim urodziła się Zuzia, pracowałam jako kelnerka. Studiowałam zaocznie przez rok, dostałam od taty pieniądze i poszłam na anglistykę. Ale na drugi rok pieniędzy mi nie dał i musiałam zrezygnować.

Brakuje nam na pieluchy, mała dużo choruje, ma ciągle alergie. Jedno wyjście do apteki to co najmniej 50 zł. Czuję się jak więzień w swoim życiu, nie stać mnie na utrzymanie dziecka. Jak słyszę od teściowej: "Trzeba było się uczyć", to się nawet nie wkurwiam. Jak się dowiedziała, że sprzątam, to wybuchnęła śmiechem. A sama całe życie na ścierze jechała.

Nigdy nie przychodzę do urzędów, bo nie chcę spotykać ludzi, dziś wyjątkowo. Zaczynałam sprzątać rok temu, w bloku mieszkalnym, myłam klatki schodowe i windę. Drugiego dnia dowiedziałam się, że za pracę dostanę 800 zł miesięcznie, a nie 1000 zł, jak się umawiałyśmy. Trzeciego dnia odjęto mi z pensji 100 zł za niepodlanie kwiatów. To była nieprawda, podlałam je, po prostu chcieli zapłacić mi mniej. Jak udowodnić komuś, że się dzień wcześniej podlało kwiatki? Kilka dni potem dowiedziałam się, że są na mnie skargi, bo za głośno pracuję. Ludzie słyszą ciągle hałas na klatce. A na koniec okazało się, że sama muszę kupować detergenty. Odeszłam po miesiącu, musiałam wytrzymać do końca, bo potrzebowałam pieniędzy, dali mi 480 zł. Szłam do domu i płakałam, szkoda mi było wydać na bilet. Jeszcze karmiłam Zuzię piersią, Paweł był na chorobowym. Nie wiedziałam, czy kupić pieluchy dla Zuzi, czy chleb dla nas. Kupiłam pieluchy. Potem w sklepie ukradłam pierniczki. Nie wiem, dlaczego pierniczki, skoro potrzebowaliśmy chleba. Musiałam biec do domu, żeby nakarmić córkę. Biegłam i płakałam. Teraz już się niczym nie przejmuję, jestem w środku martwa, czuję tylko strach. Boję się każdego dnia, że będę musiała wydać pieniądze i że nie starczy do pensji. Z uczuć to tylko tyle.

Jeśli idziesz sprzątać, musisz przygotować się na to, że odżyją twoje wszystkie kompleksy. Przypomnij sobie sytuacje największego upokorzenia, poniżenia, wstydu. Przypomnij sobie najgorsze myśli, jakie kiedykolwiek przyszły ci do głowy na własny temat: że jesteś głupia, nieważna, gorsza, brzydka. To wszystko wróci. I uważaj na facetów, dla nich tu jesteś niżej niż kurwa. Jesteśmy ich jedyną rozrywką poza krzyżówkami. Zagadują, coś o seksie, oblechy stare. Tylko sprzątaczki są niżej niż ochroniarze.

Przepraszam, tu wszyscy bardzo nerwowi

Urząd. Kolejny dzień na zastępstwie. Już nie dzwonię do biura, wolę zamknąć oczy w tramwaju i chwilę odpocząć.

- Tu czekać! - mówi Jagoda (65 lat), zamykając za mną drzwi w kanciapie. Po pięciu minutach wraca, daje mi wymiętą kamizelkę z logo firmy i każe iść ze sobą. Zbieram niedopałki papierosów przed budynkiem. Potem myję łazienki, znowu syf. Ktoś z wczorajszej zmiany nie sprzątnął w tej łazience. - O nic mnie nie pytaj - mówi Jagoda - nie mam czasu na pierdolety. Tu jest 35 pomieszczeń, kto to posprząta, jak ty będziesz gadać?

Przerwę spędzamy w piwnicy, Jagoda nic nie je, dopiero teraz widzę, że ubrania na niej wiszą, kości biodrowe wystają przez dżinsy. Daję jej jedną kanapkę. Nie chce. - Ale daj papierosa - mówi. Odgryza filtr i zapala. Otwiera krzyżówkę. Bez wysiłku, z brawurą wpisuje litery w kratki, jakby znała wszystkie odpowiedzi świata. - Twoje pokolenie to gówno wie - mówi.

Jagoda: - Ja cię przepraszam, tu wszyscy są bardzo nerwowi. To przez tę głodową pensję. Jaka mam być? 900 zł miesięcznie zarabiam tu, popołudniami sprzątam na dworcu. Łącznie zarabiam 1300 zł miesięcznie. Syn pracuje w ochronie na pół etatu. Nie patrz na moje zęby. Nie mam pieniędzy, żeby wstawić nowe. Cała szczęka i głowa mnie boli z nerwów, od tych nerwów o pieniądze. Nie śpię w nocy. Prądu nie mam od miesiąca. Synowi dałam pieniądze, bo też go oszukują w robocie, obcinają godziny, nakładają kary. To dałam mu to, co miałam, alimenty na syna płaci. 50 zł sobie zostawiłam. Do głodu przywykłam. Mogę zjeść dwie bułki na dzień i wytrzymam. Czasem w sklepie dostanę chleb albo chałkę z poprzedniego dnia. Raz poszłam i zapytałam wprost, czy nie mają czegoś nieświeżego. Dały mi panie jeden pasztet po terminie cztery miesiące i chleb "wczorajszy". Na trzy dni starczyło. W sklepach jest dla mnie za drogo. Nie chodzę tam, bo tylko ręce rozkładam. Nie pamiętam, kiedy byłam w centrum Warszawy - po co ja mam tam jechać? To miasto dla tych, co mają pieniądze. Biedni siedzą w domach. Skończyłam technikum handlowe, pracowałam w zawodzie. Potem pracę straciłam i poszłam sprzątać, miałam dziecko, musiałam pracować. I tak zostało, że sprzątam.

Jestem głodna codziennie, mam niewykupione leki na nerki, recepta ma prawie sześć miesięcy. Od sześciu miesięcy nie udało mi się zebrać 67 zł. Doktor był miły, nie wpisał daty, powiedział, że jak będę miała, to żebym sama wpisała i wykupiła. Nie kupię, poczekam, aż po mnie karetka przyjedzie. Wtedy nie będę się musiała martwić. Inni się będą martwić o mnie. Chociaż przez chwilę.

Jagoda płacze, siadamy na murku. - W tym miesiącu zrobiłam osiem zastępstw, jutro będzie dziewiąte. Nie zapłacą mi za nie. Dzwonię tam do biura i mówię: "Dziewczyny, czego mi chleb chcecie zabrać", a one, że to odgórne decyzje. "Czyje? - pytam - niech mi ten człowiek powie, dlaczego mnie na te zastępstwa zsyła". A one mówią, że przekażą szefowej, jak tylko będzie w biurze, i oddzwonią. Nie oddzwoniły.

Prezes chwyta się za serce: Ty szmato!

- Nasza firma to firma z tradycjami, pani redaktor - tłumaczy prezes, elegancki mężczyzna po pięćdziesiątce, słodząc kawę w filiżance dużą ilością słodzika. - Pracownicy są zadowoleni. Nie ma skarg. Pomagamy osobom niepełnosprawnym. Każdy u nas znajdzie pracę - mówi, siorbiąc kawę. - Chętnie udzielę wywiadu, prowadzenie firmy porządkowej to ważne zadanie, bo oprócz biznesu chodzi nam o zadowolenie ludzi. Kadra sprzątająca musi być dobrze opłacana i szanowana za swoją pracę.

- Ile zarabia u pana szeregowy pracownik? - pytam.

Prezes: - 1200 zł netto za osiem godzin.

- Na pewno?

- Z całą pewnością.

- Po odliczeniu zastępstw, za które nie dostaje się wynagrodzenia, i kar nakładanych w pierwszych dniach pracy, na przykład za niezałożenie kamizelki, można zarobić maksimum 900 zł.

- O matko. Gdzie tak jest?

- U pana w firmie.

- Skąd ma pani takie informacje?

- Z doświadczenia, sam mnie pan zatrudnił.

- Wkradła się pani do mojej firmy?

- Po prostu się zatrudniłam.

- Pozwę panią za to! Tu porządni ludzie pracują latami.

- Za 900 zł miesięcznie. Nie mają siły na szukanie innej pracy, nie stać ich na jedzenie, uprawia pan tu niewolnictwo ekonomiczne.

- Wypierdalaj! Do sądu cię pozwę, szmato! W całej Polsce pracy nie znajdziesz. Na policję dzwonię.

- Nie wstyd panu?

- A tobie nie wstyd? (łapie się za serce teatralnym gestem) Wypierdalać mi stąd! Ja jestem porządny człowiek.

- Wiem, że zwalnia pan ludzi, kiedy przynoszą zwolnienia lekarskie. Pana pracownice nie odbierają od sprzątaczek telefonów.

- Wynocha! Wynocha! Jedno słowo o mnie napiszesz, gówniaro jedna, a cię dojadę, przysięgam, wdepczę w ziemię.

- Chyba mocniej niż sprzątaczek mnie pan nie wdepcze.

Prezes wyrywa mi torbę z ręki, szybko znajduje dyktafon, próbuje go wyłączyć, denerwuje się, rzuca nim o ścianę. Dyktafon rozpada się na kawałki. Prezes sapie, łapie się za serce, próbuje coś powiedzieć, ale tylko grozi palcem.


Wychodzę.

PS

Firm sprzątających w Warszawie są dziesiątki. Prześcigają się certyfikatami jakości i referencjami. Chwalą się, że dla klientów mają konkurencyjne ceny, a dla pracowników elastyczne godziny pracy, stałą pensję, łatwy i szybki kontakt z kierownikiem zmiany.

Wideo "Dużego Formatu", czyli prawdziwi bohaterowie i prawdziwe historie, Polska i świat bez fikcji. Wejdź w intrygującą materię reportażu, poznaj niezwykłe opowieści ludzi - takich jak Ty i zupełnie innych.
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,132748,20393322.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:47, 20 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Google ma już trzecie postępowanie antymonopolowe w UE. Tym razem chodzi o AdSense Marcin Maj, 15-07-2016

Od teraz Google walczy z Komisją Europejską na trzech frontach. Do postępowań w sprawie porównywarki i Androida dołączyło kolejne, tym razem dotyczące reklam online.


- Komisja Europejska uruchomiła trzecie postępowanie przeciwko Google.
- Nowe postępowanie dotyczy umów z partnerami w programie AdSense.
- Komisja uzupełniła swoje wcześniejsze zastrzeżenia do porównywarek.


Komisja Europejska przesłała do firmy Google nowe pisemne zgłoszenia zastrzeżeń. Oznacza to mniej więcej tyle, że prowadzone już wcześniej dwa postępowanie antymonopolowe przeciwko Google zostały uzupełnione trzecim postępowaniem, tym razem dotyczącym reklam online.

Przypomnijmy.

- W kwietniu 2015 roku Komisja Europejska przedstawiła firmie Google oficjalne zarzuty w sprawie porównywarki cenowej. Chodziło o to, że Google systematycznie faworyzuje swoją porównywarkę cenową (Google Shopping) w swoich ogólnych wynikach wyszukiwania.
- W kwietniu 2016 roku Komisja uruchomiła kolejne postępowanie antymonopolowe w sprawie Androida. Tym razem chodziło o to, że Google uzależniła udostępnienie licencji Google Play na urządzeniach z systemem Android od preinstalowania usługi Google Search.

Trzecie postępowanie. AdSense na celowniku

Wczoraj Komisja przesłała do Google pisemne zgłoszenie zastrzeżeń (tzw. Statement of Objections) w sprawie ograniczeń, jakie firma nałożyła na wyświetlanie reklam konkurencji na stronach internetowych wydawców trzecich.

Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że Google ma dominującą pozycję na rynku reklam związanych z wyszukiwaniem. Komisja ustaliła, że w umowach z wydawcami stron, którzy zamieszczają u siebie reklamy AdSense, Google stosowała następujące złe praktyki:

- wyłączność (wymóg niewyświetlania reklam od konkurencji);
- wymóg przyjęcia minimalnej liczby reklam wyszukiwarki Google i zarezerwowanie najlepszego miejsca w wynikach wyszukiwania dla tych reklam;
- wymóg uzyskania zgody (od Google) przed wprowadzeniem zmian w wyświetlaniu reklam konkurentów Google.


Komisja ustaliła, że praktykę wyłączności była stosowana od 2006 r. W większości umów podpisanych po 2009 r. była ona stopniowo zastępowana wymogiem uprzywilejowanego miejsca/minimalnej liczby reklam oraz prawa Google'a do wyrażenia zgody na reklamy konkurencji. W związku z toczącym się postępowaniem antymonopolowym gigant zdecydował niedawno o zmianie warunków w umowach AdSense z partnerami bezpośrednimi, dzięki czemu mają oni większą swobodę w wyświetlaniu reklam.

Google i Alphabet mają 10 tygodni na udzielenie odpowiedzi na pisemne zgłoszenie zastrzeżeń. Samo pisemne zgłoszenie nie przesądza o wnioskach, do jakich doprowadzi postępowanie wyjaśniające. Nie ma też żadnego konkretnego terminu, w którym Komisja będzie musiała zakończyć postępowanie.

Więcej zastrzeżeń do porównywarki

Poza nowym zgłoszeniem zastrzeżeń Komisja Europejska przesłała do Google uzupełniające zgłoszenie zastrzeżeń dotyczące porównywarki cenowej (czyli związane z tym pierwszym postępowaniem uruchomionym w kwietniu).

W nowym zgłoszeniu zastrzeżeń przedstawiono szereg dodatkowych dowodów, które potwierdzają wstępne ustalenia Komisji. Ponadto Komisja szczegółowo przeanalizowała argument Google'a, że usługi porównania cen nie powinny być rozpatrywane oddzielnie, ale w powiązaniu z usługami platform handlowych takich jak Amazon i eBay. Komisja nadal uważa, że usługi porównywania cen i platformy handlowe to oddzielne rynki. W dzisiejszym uzupełniającym pisemnym zgłoszeniu zastrzeżeń stwierdzono ponadto, że nawet jeśli by uwzględnić platformy handlowe w rynku, usługi porównywania cen nadal stanowią znaczącą część tego rynku, a praktyki Google'a osłabiły, a nawet zmarginalizowały konkurencję.

Google ma 8 tygodni na to, by odpowiedzieć na uzupełniające zgłoszenie zastrzeżeń. Jak już wspomniano, na obecnym etapie nie da się ustalić, czy postępowanie doprowadzi do nałożenia jakiejś kary na Google. Gdyby tak się stało, kara może wynosić nawet 10% globalnych przychodów.
http://di.com.pl/google-ma-juz-trzecie-p.....ense-55196
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 08:11, 21 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

27.10.2015
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
FortyNiner




Dołączył: 08 Paź 2015
Posty: 2131
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 07:06, 25 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

PRACODAWCY: NIE DLA WYŻSZEJ PŁACY MINIMALNEJ

Rada Dialogu Społecznego nie zgodziła się na propozycję Ministerstwa Pracy, aby od 2017 roku płaca minimalna wynosiła 2 tys. zł brutto. 15 lipca upłynął termin zakończenia negocjacji. Nie doszło do porozumienia.


http://strajk.eu/pracodawcy-nie-dla-wyzszej-placy-minimalnej/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 09:56, 25 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Motywacja pieniężnego zysku właściciela.

Cytat:
Obóz koncentracyjny dla psów w Wojtyszkach

schronisko w Wojtyszkach

Przez sześć lat (2005-2010) firma Longina Siemińskiego odebrała z gmin woj. łódzkiego ok. 5.000 psów za kwotę ok. 16 mln złotych. Potwierdzony przez Inspekcję Weterynaryjną rozchód dotyczy tylko 411 psów (325 - śmierć, 86 - adopcja). Na koniec 2009 r. w schronisko przebywało 2.714 zwierząt.

Najpierw schronisko działało jako "hotel dla zwierząt i ptactwa domowego" w Łodzi, przy ul. Kosodrzewiny. Wkrótce, w 2004 r. powstał drugi zakład dla zwierząt, w Wojtyszkach, w gm. Brąszewice, pow. sieradzki. Planowany był na znacznie większą liczbę zwierząt niż mogły pomieścić się w Łodzi. Informacje z gmin za 2005 rok wskazywały na przyjęcie do Łodzi/Wojtyszek 700 psów, a w 2006 r. było to już ok. 1.000 psów. Ostatecznie w Wojtyszkach powstało schronisko na 3.000 psów – największe w Polsce, położone w odludnym miejscu. W odróżnieniu od dużych schronisk miejskich (np. warszawskie przyjmujące ponad 3.000 psów rocznie) psy z Wojtyszek nie wychodzą, bo zarabiają przez to że są. Są na comiesięcznych fakturach dla gmin, opiewających na ok. 5 zł od psa dziennie.
http://boz.org.pl/lz/wojtyszki/index.htm

Więcej: http://boz.org.pl/lz/wojtyszki/index.htm

Więcej: http://obrona-zwierzat.pl/images/banners/angora.jpg
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 11:38, 25 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tłumaczenie kapitalisty: "Mogą się zacząć zwolnienia, bo polskich firm na to nie stać"
kapitaliści vs kapitaliści (m.in. z Polski).


Cytat:
Delegowanie pracowników. Komisja Europejska uderza w polskie firmy Agata Kołodziej 20.07.2016

W środę Komisja Europejska odrzuciła protest Polski i 10 innych krajów w sprawie delegowania pracowników i uległa lobbingowi krajów Europy Zachodniej. To najmocniej uderzy w polskie firmy, które rocznie delegują 430 tys. pracowników. Część z nich będzie musiała płacić im co miesiąc o ponad 2 tys. zł więcej. Mogą się zacząć zwolnienia, bo polskich firm na to nie stać.

Obecnie firma delegująca pracownika do innego kraju Unii Europejskiej musi mu zapewnić pensję minimalną obowiązującą w kraju, do którego go wysyła. Jednak w marcu Komisja Europejska zaproponowała, by delegowany pracownik otrzymywał wynagrodzenie takie, jak w kraju, do którego został wysłany. A to oznacza, że w grę wchodzi już nie tylko pensja minimalna, ale również inne składniki wynagrodzenia, jak premie, bonusy i wszelkiego rodzaju dodatki, jak choćby za staż pracy.

Przykład? Polak oddelegowany do pracy w Belgii oprócz płacy minimalnej wynoszącej od 13,379 do 19,319 euro za godzinę miałby zagwarantowany dodatek za złe warunki pogodowe, dodatek za mobilność, dodatek za prace specjalne oraz dodatek na narzędzia.


Dodatkowo KE chce, by po upływie dwóch lat delegowany pracownik był objęty w pełni prawem pracy kraju, w którym gości, a to oznacza, że musiałby płacić lokalne składki na ubezpieczenie zdrowotne. W przypadku krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które wysyłają swoich pracowników na Zachód, oznacza to konieczność opłacania po prostu znacznie wyższych składek.

Najbardziej stracą Polacy

Propozycja nowych przepisów to uderzenie przede wszystkim w polskie firmy, bo to one w Europie najczęściej delegują swoich pracowników za granicę. Spośród prawie 2 mln pracowników delegowanych w Europie rocznie, około 430 tys. to właśnie Polacy, a to aż 22,3 proc.

Stracą przede wszystkim firmy budowlane – aż 47 proc. polskich pracowników delegowanych pochodzi właśnie z tej branży. Nasze firmy delegują swoich pracowników najczęściej do Niemiec - 56 proc. Polaków, do Francji – 12 proc. oraz Belgii i Holandii.

Jeśli nowe przepisy wejdą w życie, koszt utrzymania jednego pracownika w branży budowlanej może zwiększyć się nawet o 500 euro, a więc ok. 2200 zł. W konsekwencji wysyłanie pracowników na zagraniczne kontrakty stanie się dla polskich firm nieopłacalne.

Wioletta Żukowska, ekspert do spraw prawa pracy, uważa, że wzrost kosztów po stronie pracodawców przyczyni się to do zmniejszenia skali delegowania, a to może skutkować wzrostem poziomu bezrobocia w Polsce.

- Jeżeli pracownicy delegowani mają zarabiać tak samo jak niemieccy, a polska firma ponosi dodatkowe koszty utrzymania za granicą biura, noclegu czy przejazdu pracowników, to nasze przedsiębiorstwa będą mniej konkurencyjne, skończy się to przegranymi przetargami - podkreślał w programie #dziejesienazywo Grzegorz Baczewski z Konfederacji Lewiatan.

- Może się okazać, że kraje, które inicjowały tę dyrektywę, skorzystają z tego, żeby zablokować polskie przedsiębiorstwa, które świadczą usługi w ramach swobodnego przepływu pracowników – dodaje Baczewski.

Polski rząd pokazuje żółtą kartkę

Pomysłowi KE sprzeciwił się polski rząd. Wraz z parlamentami Bułgarii, Czech, Danii, Estonii, Chorwacji, Węgier, Łotwy, Litwy, Rumunii i Słowacji Polska stworzyła koalicję przeciwko nowym regulacjom ws. delegowania pracowników i zgłosiły w KE tzw. żółtą kartkę. To procedura, która może spowodować, że Komisja wycofa się z projektu, może go też zmodyfikować lub podtrzymać. Tym razem Komisja podtrzymała projekt, ignorując protesty 11 krajów Unii.

Co ciekawe, obozy zwolenników i przeciwników nowych regulacji podzieliły się dokładnie według linii dzielącej Europę na Wschód i Zachód. Kraje Zachodu podkreślają, że wynagrodzenia wszystkich pracowników w Europie powinny być równe, żeby przeciwdziałać dyskryminacji. Dodatkowo padają argumenty, że pracownicy ze Wschodu stosują „dumping socjalny”.

Kraje Wschodu podkreślają zaś, że ich gospodarki są na innym etapie rozwoju, dlatego występują różnice w wynagrodzeniach i nie ma to nic wspólnego z nieuczciwą konkurencją czy dumpingiem.

Mimo że część komisarzy popierała stanowisko krajów Wschodu, szef Komisji Europejskiej zignorował protest 11 krajów i podtrzymał projekt wprowadzający równe wynagrodzenie dla pracowników delegowanych.

Teraz nad projektem będzie pracować Parlament Europejski i Rada UE, czyli ministrowie krajów Unii. Jednak kraje członkowskie cięgle mają szansę zablokować przepisy w Radzie UE, jeśli uda im się stworzyć wystarczająco silną koalicję. To jednak będzie bardzo trudne zadanie.
http://msp.money.pl/wiadomosci/zarzadzan.....26151.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 16:31, 25 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://m.money.pl/wiadomosci/artykul/tyl.....26663.html

Cytat:
Rzecznik Finansowy po stronie klientów, którzy stracili pieniądze w "czarny czwartek"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 09:28, 31 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Niewygodne prawdy o kapitalizmie Jarosław Klebaniuk 5 dni temu

"23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie" • wydawnictwo.krytykapolityczna.pl

Zapewne zastanawialiście się, dlaczego – skoro żyjemy w najlepszym z możliwych systemów – tak dużo doświadczamy problemów: od biedy, głodowych pensji i bezrobocia począwszy, a na pełnych przemocy konfliktach społecznych i wojnach skończywszy. Niektóre odpowiedzi prawdopodobnie znaleźliście dzięki analizie sprzeczności w tezach głoszonych przez polityków i dziennikarzy głównego nurtu, inne – dzięki przenikliwym komentarzom politologów, ekonomistów, socjologów, psychologów społecznych czy też po prostu aktywistów-praktyków. Jednak znalezienie złożonych, wieloaspektowych i w miarę wyczerpujących wyjaśnień współczesnych bolączek społecznych i gospodarczych nie jest rzeczą łatwą. A właśnie taką propozycję znajdujemy w książce południowokoreańskiego ekonomisty.

Niektóre z prezentowanych tez osobom zainteresowanym mogą się wydawać oczywiste. O tym, że wolny rynek nie istnieje, że proponowane w ramach jego doktryny rozwiązania raczej nie służą biednym krajom, że USA nie są bynajmniej krajem o najwyższym standardzie życia na świecie, że umożliwienie dalszego bogacenia się zamożnym nie powoduje polepszenia sytuacji mniej zamożnych, że sama „równość szans” nie wystarczy, aby szanse były rzeczywiście równe, czy też, że nadmierna swoboda funkcjonowania rynków finansowych prowadzi do kryzysów – o tym wszystkim wie niemal każdy lewicowy działacz. Jednak zarówno szczegółowe dowody na zasadność tych tez, jak i inne sprzeczne z obiegową opinią twierdzenia, stanowić mogą ożywczą lekturę.
Wiele zostało przytoczonych argumentów przeciwko neoliberalnej tezie, że materialna pomyślność jest konsekwencją osobistych zasług. Pośród nich znajdujemy między innymi te dotyczące polityki bogatych państw, które ograniczają imigrację i dopływ taniej siły roboczej, różnic między krajami w zakresie stabilności zatrudnienia, infrastruktury organizacyjnej i technologicznej, a także silnych wpływów pewnych grup zawodowych (np. amerykańskich menedżerów wysokiego szczebla) broniących swoich interesów. Wprawdzie ten ostatni przykład posłużył raczej porównaniu Amerykanów przepłacanych w porównaniu z europejskimi czy japońskimi odpowiednikami, jednak przy okazji warto przypomnieć sobie, że przed czasami Reagana i Thatcher dyrektor dużej firmy zarabiał przeciętnie 30 razy więcej niż szeregowy pracownik, a obecnie proporcja ta przekracza 300, pomimo realnego, mierzonego tempem wzrostu gospodarczego, spadku efektywności.


Być może najbardziej uderzający zestaw danych statystycznych dotyczy pogorszenia się wskaźników makroekonomicznych po wprowadzeniu neoliberalnych zmian w krajach wysokorozwiniętych, a także porównania krajów o bardzo aktywnej polityce gospodarczej państwa z tymi, które realizują – zazwyczaj pod presją MFW, Banku Światowego i rządów najbogatszych krajów – wolnorynkowe dogmaty. Liczby w miażdżącym sposób świadczą przeciwko efektywności deregulacji i o tym, że wycofanie się państwa z aktywnej roli w procesach społeczno-gospodarczych kończy się tragicznie. Bezmyślność albo – co bardziej prawdopodobne – hipokryzja nakazuje ekonomistom reprezentującym interesy najbogatszych państw doradzać rządom krajów rozwijających się dokładnie coś odwrotnego, niż to, co niegdyś zapewniło szybki wzrost Wielkiej Brytanii czy USA, które skorzystały dzięki ochronie własnych, rozwijanych dopiero gałęzi przemysłu przed zagraniczną konkurencją.

Z dużą swadą przedstawił wykładowca ekonomii w Cambridge także dowody na to, że upowszechnienie sprzętów gospodarstwa domowego doprowadziło do znacznie większych przemian ekonomicznych niż Internetu, że „ojcowie narodu” obecni na dolarowych banknotach byli orędownikami rozwiązań gospodarczych sprzecznych z tymi, które głoszą obecnie prominentni politycy w USA, że edukacja nie odgrywa kluczowej roli we wzroście gospodarczym, że inflacja, nawet kilka razy wyższa niż ta, którą obecnie preferują rządy bogatych krajów, wcale nie jest tak niekorzystna, jak się ją zazwyczaj przedstawia, że teza o postindustrialnym charakterze dzisiejszej gospodarki jest przesadzona, że „ponadnarodowe” korporacje mają w rzeczywistości narodowy charakter, że w biednych krajach tak wychwalana przez neoliberalnych ideologów przedsiębiorczość kwitnie, w odróżnieniu od krajów wysoko rozwiniętych (w Bangladeszu większość pracujących stanowią drobni przedsiębiorcy), że rządy podejmują częstokroć znacznie lepsze decyzje niż biznesmeni, że ekonomiści są niezwykle nieskuteczni w przewidywaniu procesów ekonomicznych, i wiele innych.

Nie w każdym przypadku autor zadaje się do końca konsekwentny w krytyce kapitalizmu. Na przykład analizując przyczyny braku wzrostu gospodarczego krajów afrykańskich pominął fakt, że są one ogołacane ze swoich surowców naturalnych przez zagraniczne korporacje. Stosunkowo mało też napisał o obecnej skali wyzysku pracowników, którzy pod wpływem przymusu ekonomicznego pracują za stawki niewystarczające do przeżycia. Natomiast z pewnością za zasługę należy poczytać mu to, że przypomniał, z jakim trudem w XIX wieku udawało się ograniczyć skalę wyzysku dzieci zatrudnianych w Wielkiej Brytanii po kilkanaście godzin dziennie.

Książka ma przejrzystą strukturę. Tytułowa liczba intrygujących tez została zwięźle przedstawiona w nazwach rozdziałów, z których każdy rozpoczyna się od przypomnienia dominującej, czyli obecnej w świadomości większości ludzi, wersji głoszonej przez apologetów ideologii wolnego rynku. Następnie w podrozdziałach pt. „Czego ci nie powiedzą” autor poddaje ją dekonstrukcji, by w dalszej części danej „Rzeczy” swoją krytykę rozwinąć i poprzeć przykładami. Na zakończenie swojego dzieła przedstawia osiem radykalnych postulatów zmian, które stanowią niejako logiczną konsekwencję krytyki i były możliwe do wyczytania z wcześniejszej części pracy. Otrzymujemy zatem przekonującą wykładnię poglądów, popartą materiałem faktograficznym, a także dosyć ogólną propozycję rozwiązania bolączek współczesnego kapitalizmu w kontekście, w jakim funkcjonuje na świecie, a nie w jakichś wybranych krajach.

Łatwość poruszania się po różnych częściach pracy podkreślił sam autor proponując na początku aż siedem wyrywkowych sposobów czytania, w zależności od tego, jakie jest domniemane stanowisko (np. „Jeżeli uważasz, że niektórzy ludzie są bogatsi od innych, ponieważ są zdolniejsi, lepiej wykształceni i bardziej przedsiębiorczy…”) czy dylemat (np. „Jeśli zastanawiasz się, dlaczego nie poprawia się jakość twojego życia pomimo wciąż rosnących dochodów i coraz bardziej rozwiniętej technologii…”) czytelniczki. Budzi to skojarzenie z sugestią Julio Cortazara sprzed ponad pół wieku, dotyczącą alternatywnej, choć w tamtym przypadku – kompletnej lektury „Gry w klasy”, jednak zarówno charakter dzieł, jak i rodzaj modułowości jest oczywiście w obu przypadkach bardzo różny.

Klarowny układ „23 rzeczy…” nie jest ich jedyną formalną zaletą. Napisane zostały z polotem, dowcipnie, z użyciem ciekawych przykładów i barwnych metafor. Oto próba ironicznego stylu. Fragment dotyczy jednego z herosów korporacyjnego zarządzania: „Kiedy w 1999 roku Renault kupił przynoszącego straty Nissana, Ghosna wysłano do Japonii, by przywrócił japońskiego producenta samochodów do dobrej formy. Na początku musiał stawić czoła ciężkiemu oporowi, z jakim powitano jego niejapońskie metody zarządzania, takie jak wyzyskiwanie pracowników, ale w ciągu kilku lat udało mu się całkowicie odmienić firmę. Został wówczas zaakceptowany przez Japończyków i to do tego stopnia, że zrobili z niego postać mangi (komiksu), co jest japońskim odpowiednikiem katolickiej beatyfikacji” (cytat z rozdziału „Rzecz 8. Kapitał ma narodowość”).

W lekturze nie przeszkadzają nawet powtórzenia w poszczególnych podrozdziałach, choć równie dobrze mógłby autor ich uniknąć bez szkody dla całości. Lekkość stylu sprawia, że lektura jest, także dla laika, łatwa i przyjemna. Przede wszystkim należy określić ją jako konstruktywną i pouczającą. Książkę ekonomisty z Cambridge warto polecić każdemu, kto interesuje się problemami współczesnego świata, zarówno tymi w skali makro, jak i tymi, które dotyczą lub mogą dotyczyć próbującej przetrwać w trudnych warunkach ekonomicznych jednostek.

Ha-Joon Chang: „23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie”, przeł. Barbara Szelawa, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013.
http://klebaniuk.natemat.pl/186163,niewygodne-prawdy-o-kapitalizmie
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 12:07, 31 Lip '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Śledczy: Piloci Ryanaira wyłudzali pieniądze od państwa. Postępowania przeciw 101 osobom 19.07.2016 Monika Margraf

Prokuratura w Koblencji prowadzi postępowania przeciw 101 osobom, głównie pilotom, w tym kapitanom samolotów Ryanaira. Chodzi o milionowe straty niemieckiego fiskusa i ZUS-u.

Ryanair zatrudnia ok. 3,5 tys. pilotów, ale tylko połowę na umowy o pracę

O aferze wokół największych europejskich tanich linii donoszą – po wspólnym dziennikarskim śledztwie – rozgłośnie WDR i NDR oraz dziennik „Süddeutsche Zeitung”. Wg tych mediów sprawa jest skomplikowana i ma dwa główne wątki: zatajanie dochodów przez osoby wykonujące usługi dla linii Ryanair oraz sam system zatrudniania, pozwalający przewoźnikowi obniżać koszty na niekorzyść pracowników.

Tajemniczo niskie dochody

Prokuratura w Koblencji w Nadrenii-Palatynacie zajmowała się sprawą tajemniczo niskich zarobków pilotów Ryanair przez cztery lata. Kilka dni temu zleciła przeszukania kilku placówek Ryanair na terenie Niemiec, a także m.in. siedziby firmy rachunkowej z miasta Neuss, która pomagała pilotom rozliczać się przed fiskusem i ZUS-em. Dochody, jakie deklarowali w dokumentach piloci, były o wiele mniejsze niż to, co zarabiali naprawdę. Straty instytucji publicznych śledczy oceniają na „kilka milionów euro”.

Zabezpieczono dowody i prokuratorzy wszczęli śledztwo przeciw 101 osobom. Zarzuty dotyczą zarówno wyłudzeń, jak i pomocnictwa. Obejmują Niemców rozliczających się z dochodów i płacących składki w Niemczech - głównie pilotów, w tym kapitanów - elitę tego zawodu, a także pośredników linii Ryanair.

Elitarny prekariat: na śmieciówce, a de facto na etacie

Żaden z pilotów nie był zatrudniony na umowę o pracę. Jak podają trzy niemieckie media, wszyscy prowadzili własne firmy i podpisywali z tanią linią kontrakty na świadczenie usług. Podczas przeszukań w sześciu placówkach Ryanair w Niemczech zabezpieczono m.in. te kontrakty. Jak podkreślają śledczy, piloci de facto pracowali na etatach, a własne firmy to tylko „fikcja” pozwalająca obniżać koszty: przewoźnik nie musiał martwić się o składki czy płacenie pilotom w czasie urlopów. Piloci musieli stosować się do wewnętrznych regulaminów linii Ryanair, nie mieli też możliwości pracy u innego przewoźnika, byli całkowicie do dyspozycji irlandzkich linii.

Wygląda na to, że przy okazji badania sprawy pilotów prokuratorzy odkryli cały system wokół przewoźnika. Działali w nim piloci zarejestrowani jako jednoosobowe firmy, pośrednicy, w tym zagraniczni – z Wlk. Brytanii, wspomagające wszystko od strony procedur kancelarie prawne i firmy doradcze.

Ryanair: Oferujemy śledczym wsparcie

Postępowania prowadzone są jednak tylko przeciw konkretnym osobom. Jak podkreślają trzy niemieckie media, nie ma dowodów na to, że Ryanair łamał prawo.
Zaznacza to też w reakcji na sprawę sam przewoźnik, który – jak czytamy – „oczekuje od swoich pilotów prawidłowego wywiązywania się z obowiązków podatkowych”. - Postępowanie ws. nieprawidłowości podatkowych nie jest skierowane przeciw Ryanair, Ryanair oferuje niemieckim urzędom swoje wsparcie w tej sprawie – oświadczyło dziennikarzom NDR przedstawicielstwo linii.

Ryanair zatrudnia ok. 3,5 tys. pilotów, ale tylko połowę na umowy o pracę. Reszta pracuje tak, jak Niemcy, przeciw którym toczy się postępowanie. To więcej niż w innych liniach. Jak podaje związek pilotów Cockpit, w całej branży na warunkach prekariatu – bez zabezpieczeń socjalnych ze strony pracodawcy – pracuje 16 proc. kapitanów samolotów.

opr. Monika Margraf
http://www.dw.com/pl/%C5%9Bledczy-piloci.....a-19412957



Cytat:
Ryanair pomnaża zyski kosztem pilotów 27.05.2015 Małgorzata Matzke

Irlandzkie linie lotnicze mają rzekomo zmuszać swoich pilotów do pozornego samozatrudnienia, by oszczędzać na podatkach i świadczeniach socjalnych.

Za sterami freelancerzy

Jak stwierdzili dziennikarze dwóch niemieckich rozgłośni WDR i NDR oraz "Sueddeutsche Zeitung", piloci pracujący w irlandzkich liniach lotniczych Ryanair wcale nie są zatrudnieni tam na stałe, tylko częściowo jako samodzielne podmioty gospodarcze. W ten sposób linie lotnicze unikają płacenia podatków i świadczeń socjalnych. Piloci ci muszą sami ubezpieczać się na wypadek niezdolności do wykonywania zawodu i nie przysługują im zakładowe emerytury.

Na początku bieżącego tygodnia linie Ryanair ogłosiły w Dublinie, że zarobiły w roku fiskalnym 2014/15, zakończonym w marcu br. 867 mln euro netto, czyli prawie 2/3 więcej niż w roku poprzednim.

Michael OLeary, szef Ryanair wciąż optymalizuje swój model biznesowy

W bieżącym roku wynik ten ma się jeszcze poprawić: do 940 czy nawet 970 mln euro.

Wynik ekonomiczny Ryanair jest w porównaniu międzynarodowym nie do pobicia i europejskiej konkurencji trudno mu dorównać. Jednak model biznesowy irlandzkiego przewoźnika opiera się po części na dość wątpliwych konstrukcjach umów, na jakie godzą się piloci, chcący tam pracować:

Prawo irlandzkie czy niemieckie?

Ryanair wymaga od pilotów, by zakładali spółki z ograniczoną odpowiedzialnością według irlandzkiego prawa. Formalnie piloci pracują potem u przewoźnika jako samodzielne podmioty gospodarcze i są prezesami własnych firm, które istnieją jedynie jako adres w Irlandii. Pośrednictwem w zatrudnianiu pilotów zajmuje się agencja pośrednictwa

Brookfield, która, jak sama podaje, świadczy te usługi także dla innych linii lotniczych.

Niemieccy prokuratorzy wychodzą z założenia, że nie dotyczy to niemieckich pilotów. Prokuratura w Koblencji, prowadząca dochodzenie w tej sprawie, stwierdziła, że na obecnym etapie dochodzenia, zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej personel latający podlega niemieckim a nie brytyjskim czy irlandzkim przepisom o systemie ubezpieczeń społecznych. Niemieckie prawo obowiązuje wtedy, gdy piloci stacjonują w niemieckich bazach przewoźnika. Ryanair nie zgadza się z tym, powołując się na prawo unijne przy realizacji zawartych umów.

Złe warunki pracy

Piloci niebędący etatowymi pracownikami tych linii lotniczych opowiadali o złych warunkach pracy. Nie tylko, że muszą sami zawierać ubezpieczenia na wypadek niezdolności do pracy, ale nie wiedzą nawet, ile godzin lotu zostanie im miesięcznie przydzielonych. Nie dostają żadnego wynagrodzenia w przypadku choroby. "Płaca jest tylko kiedy się lata", powiedział Erik Fengler, który kiedyś pracował w Ryanair. "Dostaje się grafik i jeżeli ktoś z jakichś przyczyn nie może stawić się do pracy, na przykład z powodu choroby, za te godziny nie dostaje zapłaty. Dlatego każdy trzy razy pomyśli zanim pójdzie na zwolnienie", wyjaśnił pilot.

Jak wynika z pracy badawczej uniwersytetu w Gandawie obecnie w Ryanair lata 3 tys. pilotów. Według Ryanair Pilots Group (RPG), nieuznawanego przez przewoźnika reprezentanta interesów tej grupy pracowników, ponad połowa personelu cockpitów w Ryanair to pracownicy nieetatowi.

Informacje uzyskane przez niemieckie mass media mogą mieć poważne następstwa dla irlandzkich linii, oprócz uszczerbku na ich wizerunku. W ubiegłym roku francuskie linie lotnicze zostały ukarane za uchylanie się od płacenia świadczeń socjalnych grzywną w wysokości ponad 8 mln euro.
dw / Małgorzata Matzke
http://www.dw.com/pl/ryanair-pomna%C5%BCa-zyski-kosztem-pilot%C3%B3w/a-18479266
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
FortyNiner




Dołączył: 08 Paź 2015
Posty: 2131
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 06:56, 01 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Natalia i Stefan przyszli do Kancelarii w dwa tygodnie po naszym ślubie. Od miesiąca mieszkali w samochodzie wraz ze swoją ośmioletnią córeczką Małgosią.
Oni siedzieli całą noc na przednich siedzeniach, a dziewczynka spała z tyłu. Przez cały ten czas nie opuściła ani jednej godziny lekcyjnej. Jednak pomoc społeczna już zaczęła kombinować, jak im odebrać prawa rodzicielskie. Nie jak im załatwić jakiś kąt, lecz jak rozdzielić kochających się ludzi. Kilka nocy Natalia spędziła z dzieckiem w przytułkach dla kobiet, ofiar przemocy (choć mąż jej nigdy nie uderzył), ponieważ nie istnieją w Warszawie miejsca, gdzie bezdomna rodzina może przebywać pod jednym dachem. Stefan spał w samochodzie pod schroniskiem. Żeby być jak najbliżej.


http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly.....lidarnosci
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:28, 04 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Korporacja może liczyć na skup swojego długu (obligacje) przez bank centralny.


Cytat:
BoE: Stopy w dół + więcej QE = przecena GBP 2016-08-04 analitycy admiral markets

Banki Anglii sprawił niespodziankę [...] zwiększył program luzowania ilościowego (QE) do 435 mld funtów.

Po siedmioletniej przerwie koszt pieniądza w Wielkiej Brytanii oficjalnie został obniżony. Jednak to nie koniec, stopy procentowe mają zostać obcięte o kolejne 25 pb do końca 2016 roku.

Bank Anglii zdecydował się również na skup obligacji rządowych w przeciągu sześciu miesięcy za kwotę 60 mld funtów, a także za 10 mld funtów obligacji korporacyjnych w przeciągu 18 miesięcy. [...]
http://wiadomosci.stockwatch.pl/boe-stop.....uty,173272


Cytat:
Ruszył skup obligacji korporacyjnych w ramach QE 08.06.2016 Adam Rak
[...]
Bloomberg wylicza, że EBC ma do dyspozycji obligacje 1050 różnych spółek. Wartość wszystkich z nich szacowana jest na niewiele ponad 620 mld EUR. EBC zamierza opublikować listę skupionych obligacji dopiero 18 lipca. Po tej dacie, lista będzie aktualizowana w każdy poniedziałek. [...]
http://comparic.pl/ruszyl-skup-obligacji-korporacyjnych-ramach-qe/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
FortyNiner




Dołączył: 08 Paź 2015
Posty: 2131
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 20:11, 04 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Już o skupowaniu długów korporacyjnych przez EBC kiedyś informowałem
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 13:58, 05 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ok 99% przedsiębiorstw w kapitalizmie jest zadłużona i wynika to z inherentnej natury tego systemu. W każdym systemie ekonomicznym jest zawsze ograniczona ilość środków produkcji, surowców i siły ludzkiej, jednak ekspansja indywidualnych podmiotów na rynku powoduje coraz brutalniejszą konkurencje o zasoby i środki produkcji, a w konsekwencji konieczność zadłużania się i jechania na kredycie. Bez finansjery i pomocy państwa większość tych przedsiębiorstw by najzwyczajniej padła, czego zdaje się nie rozumieją neoliberalni zwolennicy państwa minimum. Brak konsekwencji w ich myśleniu jest aż śmieszny, choć nadtym to by raczej należało zapłakać, tym bardziej że niektórzy z nich piastują prominentne stanowiska w UE i rządach krajów.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
FortyNiner




Dołączył: 08 Paź 2015
Posty: 2131
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 16:02, 05 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z tymi procentami, to trochę przesadziłeś. To może być prawdą tylko w przypadku korporacji. Ale kiedyś WZBG to trafnie ujął, że bilans całej gospodarki musi wyjść na zero. Ktoś ma dodatni wynik finansowy, to ktoś musi mieć ujemny. Nawet jeśli tym kimś jest bank centralny.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
FortyNiner




Dołączył: 08 Paź 2015
Posty: 2131
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 06:32, 06 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rząd chce, aby osoby wysoko zarabiające wpłacały do budżetu większe kwoty z tytułu składek emerytalnych. Wpływy z tego źródła mają być przeznaczone na załatanie dziury budżetowej po obniżeniu wieku emerytalnego. Rozwiązanie wydaje się logiczne i sprawiedliwe, ale bogatym oczywiście się nie podoba.

http://strajk.eu/wyzsze-skladki-emerytalne-dl2a-bogatych-slychac-juz-szloch/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Wiadomości Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona:  «   1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 16, 17, 18   » 
Strona 8 z 18

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Kapitalistyczne cwaniactwo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile