Inżynierowie i naukowcy staraja sie logicznie tłumaczyc zjawiska. Gdyby np. z gory założyc, że na Nagasaki i Hiroszimę nie spadły bomby atomowe, to nelażałoby stworzyć teorię samorodków uranowych i samorodnej reakcji termojądrowej - specyficznej byc moze dla wysp japońskich. Fascynujące zjawisko o ktorym można napisać tony prac naukowych
. Każdy mówiący o specjalnie skontruowanych, w tajnych labolatoriach-miastach bombach dostawałby etykietkę oszołoma. W takiej sytuacji samo swobodne obranie kierunku badań byłoby czynem rewolucyjnym. Podobnie z 9-11. Przecietny inzynier ma dogmat: WTC1,2 zawaliły się od samolotu, a WTC7 zawaliło się samo i wokol tego dogmatu może sobie budować konstrukcję mniej lub bardziej przystającą do rzeczywistości. Wystarczy uwolnić się od tego politycznego dogmatu i po prostu analizować. Wtedy sposobem magicznym budynki przestają być takie kruche, ogień nie musi być tak potężny - bo jak sie przyjmie a priori zawalenie oficjalne, to ogień MUSI być potężny (innego wyjscia nie ma biedaczek), nawet, gdy wiekszosc czasu budynek sie kopci, płomień maleje i w swym maksimum przybiera kolor czerwony. Po zgwałceniu ognia przychodzi kolej na powietrze, ktore sprężało się niczym ekslplozje w dolnych piętrach podczas kollapsu. I tak w koncu dochodzimy do łamańca przypominajacego samordki uranowe w Japonii. A wystarczy uwolnić umysł, odrzucić dogmaty i po prostu wykonać pracę inżynierską bez politycznych założeń. Tak zrobili ci panowie.