pszek napisał: |
Dlaczego "amerykanofilię? |
Fakt, to zdecydowanie nie jest najlepsze określenie. Napisałem tak, ponieważ Polska zdaje się być jedynym z niewielu
(albo nawet jedynym) sojuszników USA, którego obywatele nie dostrzegają agresywnej polityki Waszyngtonu.
Powyższe mówi samo za siebie. Polakom wyjątkowo łatwo wcisnąć bajeczki na
"usprawiedliwienie" dowolnego postępowania Amerykanów. Jednocześnie gdyby padła symetryczna odpowiedź ze strony Rosji, Chin albo Iranu, to nie byłoby końca pierdolenia o
"łamaniu praw/etc."
pszek napisał: |
Nie ma w Europie a może nawet w świecie drugiego narodu tak "rozkochanego" w amerykańskim państwie jak Polacy.Nic nie szkodzi że bez wzajemności,nic nie szkodzi że obiekt uczuć w najmniejszym stopniu na nie zasługuje a wręcz przeciwnie.Miłość jest ślepa. |
Dokładnie. Polska nie ma żadnych powodów, by darzyć sympatią USA.
Zresztą, wydaje mi się, że u podstaw irracjonalnej miłości do Stanów i ogólnie Zachodu leży kompletne zignorowanie globalnego układu sił. Najczęściej odrzuca się fakt, iż karty zostały rozdane już dawno temu, a Polska to od wieków zapóźnione peryferia Europy, więc Amerykanie i Zachodnioeuropejczycy zawsze będą patrzeć na nas z góry, zamiast traktować po partnersku.
Znamienne, że poza Japonią, Koreą Płd. i Tajwanem - którym pozwolono na rozwój i protekcjonizm z uwagi na bliskość Chin Ludowych - dosłownie żadne inne zacofane niegdyś państwo nie zyskało niczego na współpracy z Zachodem. W Polsce to niemal temat tabu, gdyż kwestionującym ten dogmat mydli się oczy zachodnim dostatkiem bez uwzględnienia geopolityki, co mija się z celem.