W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Uwaga! Znajdujesz się w jednej z sekcji autorskich forum.
Administracja forum nie ponosi odpowiedzialności za ewentualną cenzurę w tym wątku.
Moderatorem tego tematu jest jego założyciel czyli autor pierwszego posta.

polacy, i ich bohatyrstwo  
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
2 głosy
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Autorskie Odsłon: 7034
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
vkali




Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 300
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 14:37, 14 Mar '15   Temat postu: polacy, i ich bohatyrstwo Odpowiedz z cytatem

...naszło mnie dzisiaj na podsumowanie wielu refleksji z ostatnich kilku lat nt. nas polaków, naszego braku szacunku do siebie samych oraz o naszym wyniszczającym bohaterstwie mającym wyrównać nam brak wzajemnego szacunku do siebie samych... tym bardziej że, po ponownym wyniszczeniu i zbiednieniu polski, jej synów i córek, przez polskojęzycznych u władzy,... jesteśmy znowu przez nich popychani do wojny z silniejszym...w imieniu zdobycia i ochrony rynków silniejszych i cwańszych od nas...
..spróbowałem założyć ten wątek bo axima wykasowała kilka istotnych moich refleksji,..być może znajdą jakiś pozytywny odzew,...oto one w zebraniu:

"
Cytat:
Człowieka, który cieszył się 80% poparciem wśród Rosjan raczej trudno byłoby kropnąć i przedstawić sukcesora, który bez żadnego lamentu ze strony opinii publicznej przejąłby pałeczkę po poprzedniku.


..człowieka można zabić,...niezależnie od poparcia,...putin mógł się czuć zagubiony, ..i zagubionymi w decyzjach putina mogli się czuć jego silni współpracownicy...
..trudno podejmować jasne i proste decyzje gdy serce mówi jedno a analityczny mózg drugie,...chciałbym by to tylko był czas dany wołodii na refleksję i podjęcie tej właściwej w danym tuteraz decyzji, ..ale wiem również, że mogli również nie wytrzymać ci bardziej zdeterminowani jego współpracownicy,.. bo walka jest ostateczna, ..być lub nie być rosji,..a może być lub nie być znanego nam świata..
..polakom trudno zrozumieć, dylemat putina i jego silnych współpracowników,.. bo od bardzo dawna nie mieli i nie mają u władzy ludzi, którzy dobro polski i polaków mają na względzie...mają ludzi, którym nazbyt łatwo przychodzi [za/s]przedawanie demonom zarówno polski jak i ich samych...
..polacy to naród który od dawien dawna przestał szanować siebie i innych, ..naród któremu, nazbyt łatwo przychodzi darmo oddawać ciało i krew swoją i bliskich, ciała i krew swych dzieci oraz ciała i krew swych wnuków za nieswoje interesy...


....nadchodzi wojna,..a proszą się o nią m.in. polacy, którzy wzorem ich dziadków i babć wybierają do władz nieodpowiedzialnych palantów,..teraz styropianowych palantów,..którzy polskę i polaków,.. jej zagładę i ich zagładę, mają za nic...
...polacy od dawna nie szanują siebie i swoich,..nazbyt łatwo poświęcają siebie i swych bliskich,..swe ciała i swą krew, ...ciała i krew swych dzieci, ... ciała i krew swych wnuków,..za nieswoje interesy, ..za interesy demonów... i nie ważne czy demonów mośkowych, usiawskich, ruskich, czy niemieckich..
..daj polakowi pieśń na usta i karabin do ręki, a zabije dla dobra demonów ... i siebie, ..i swych bliskich,..i swe dzieci,.. i swe wnuki... co najdziwniejsze zrobi to z imieniem boga w swym sercu..

Cytat:
...polska nigdy nie będzie w stanie stworzyć prawdziwego społeczeństwa.


...będzie mogła,.... gdy polski naród w końcu nauczy się przegrywać, ..bo by zwyciężać najpierw trzeba nauczyć się przegrywać,..., a nie klęskę przegranej, racjonalizować sobie mordowaniem swoich, którzy chcą oraz mają prawo żyć w pokoju i bogu,.. jak to w ubiegłych wiekach czynili polscy przeklęci bohaterzy, na usługach niepolskich rządów, ..., żydowskich, francuskich, brytyjskich, usiawskich, ruskich czy niemieckich, ..zwani teraz dla niepoznaki bohaterami, żołnierzami wyklętymi...w dodatku dziwna nazwa, bo jak tę nazwę rozumieć, ..wyklęci z polski, z mądrości, ze zwycięstw, czy wyklęci z boga i jego świata.
..bohaterstwo bez nauki przegrywania jest tylko zwykłą nieodpowiedzialną bohaterszczyzną, rodem dzieci z piaskownicy,....z której to jeszcze nie wyrośli polacy lub tylko polakom nie dano z niej wyrosnąć,... wszelka nieodpowiedzialna bohaterszczyzna jest wrogiem, pokoju, wrogiem dobra,... wrogiem boga, ..jest szatańskim narzędziem do zniewalania tych, którzy boga jeszcze w sercu noszą, a nie tylko noszą już jedynie plakietki z jego imieniem..

…często odwiedzam kapliczki i mogiły powstańców styczniowych oraz żołnierzy przeklętych w puszczy augustowskiej, ..słucham ich bólu, żalu, ich win i pretensji do siebie oraz spokojnie ze zrozumieniem rozmawiam z nimi,.. chodzę często po warszawie, wysłuchuję wołań warszawskich powstańców, warszawskich dzieci, którzy z tęsknoty za nieodpowiedzialnym bohaterstwem wylali nie tylko krew swoją, zabili nie tylko swe ciała, ale również krew i ciała swoich rodziców, babć i dziadków cioć, wujków i sąsiadów, którzy po doświadczeniach wojny nie śmieli tęsknić za nieodpowiedzialnym bohaterstwem, ..słucham ich żalów, pretensji , win oraz mądrości rodzącej się z ich nieodpowiedzialnej głupoty,.. to lepsze niż czczenie ich i ich głupoty na wszelkiej maści naprędce zwoływanych apelach, mszach czy akademiach, ..to lepsze niż czczenie ich wyciem syren oraz jednominutową stójką i ciszą, każdego 1 sierpnia, o siedemnastej na ulicach warszawy… lepiej ich wysłuchajcie, niż pokazowo pajacujcie na cześć ich nieodpowiedzialności na cześć ich zwykłej młodzieńczej głupoty,.. dajcie im i sobie szansę zwyciężyć mimo klęsk, będących ich udziałem,…wówczas będziecie silniejsi i wówczas nie powiodą was inni gdzie nie chcecie i nie chcieliście…nawet wówczas gdy ci inni mówią i nawołują w polskim języku...

..odwiedzam również pochowane w puszczy miejsca straceń, ….są jeszcze takie i są jeszcze oznaczone, choć z roku na rok oznaczeń ubywa, … i mogiły polskich straceńców,.. straconych przez niemców i rosjan w odwecie za okupacyjny opór odważnych polaków, ..a właściwiej straconych przez tych polskojęzycznych, co głośno krzyczeli „nie oddamy nawet guzika” a pierwsi zwiali, już 3 września przez przejście w zaleszczykach, zostawiając na zgubę tych których swym głośnym nawoływaniem wystawili okupantom.. ci mają również dużo nam do powiedzenia,
…dużo do powiedzenia mają również ci polegli na obcej ziemi, ..za anglię, za włochy, za francję , za belgię i holandię… zwiedzeni i wystawieni przez przedstawicieli kolejnych polskich rządów na uchodźctwie tworzonych przez tych samych polskojęzycznych, którzy najgłośniej krzyczeli „ jesteśmy silni, zwarci i gotowi” i którzy najpierwiej zwiali,
..słucham również głosów wielu już umarłych ” matek polek”, które same często w biedzie i niedostalku wychowywały i wychowują następne pokolenia polskich bohaterów,…ślepych, głuchych, nieczułych i mało odpowiedzialnych …
…trafiam również w swych wędrówkach nie tylko po puszczy na mogiły niemieckich i rosyjskich żołnierzy,… tych z pierwszej i drugiej światowej wojny, ..ci jednak w większości są dumni, że zginęli walcząc o dobro i szczęście swoich bliskich pozostawionych w spokoju daleko od pola walki, ..trudniej do nich dociera, że oni również zostali wystawieni i wystawili bliskich na cierpienia wojny…"

...czy również ty teraz postawisz na ślepość, głuchość, nieczułość i małą odpowiedzialność polskich bohatyrów...
_________________
www.eterofizyka.pl
www.v-tao.eu
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Wainmore




Dołączył: 26 Cze 2014
Posty: 72
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 15:02, 14 Mar '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

... .... ... ... ... może jeszcze ... czytać się nie da ...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
vkali




Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 300
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 15:18, 14 Mar '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

... by cit'ać nie tylko po literkach, potrzeba włożyć w cit'ane trochę wysiłku,..a własny wysiłek włożony w cit'anie nie tylko pozwala zrozumieć czytane, ale również mocno docenia samego cit'ającego czy tylko czytającego oraz samodzielnie rozumiejącego cit'ane, ..zawsze możesz nie czytać, nie cit'ać ..ale wówczas warto świadomie wiedzieć, cit'ać dla siebie samego co cię odstręcza od cit'ania czy tylko czytania i dlaczego odstręcza... gdy brak tych odpowiedzi pozostaje wiele próżności...lub pozostaje się w wielu próżnościach lub w jednym wielkim próżnym wozie lub się jest tylko wożącym próżne, do tego wielkie próżne...co wybierasz lub co już wybrałeś...
_________________
www.eterofizyka.pl
www.v-tao.eu
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
vkali




Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 300
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:17, 14 Mar '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Żołnierze Wyklęci – tragicznej historii ciąg dalszy



Wielu bacznych obserwatorów życia politycznego III RP na pewno zadaje sobie pytanie o to, dlaczego – wbrew konsekwentnie prowadzonej przez władze naszego państwa antypatriotycznej polityce – zostało ustanowione święto państwowe na cześć tzw. Żołnierzy Wyklętych. Co więcej, jest to promocja swoistego ich kultu.

Na pierwszy rzut oka można by przypuszczać, że chodzi o to, by dać Polakom jakąś nieszkodliwą namiastkę patriotyzmu. Jednakże po głębszym zastanowieniu się trudno nie dostrzec, iż taka forma patriotyzmu jest propagowana właśnie dlatego, że ma ona na trwałe szkodzić Polsce.

Mamy tutaj bowiem do czynienia z celowymi działaniami wychowawczymi (w rozumieniu socjocybernetyki), które mają u Polaków wytworzyć postawy, które są szkodliwe z punktu widzenia interesów narodu polskiego. Po pierwsze, działania te mają służyć „podtrzymaniu przy życiu” stereotypu męczennika, który jest dominującym stereotypem patriotyzmu w społeczeństwie polskim. Związany jest z nim kult tych, którzy w imię racji moralnych przegrali walkę polityczną. Po drugie, działania te mają wzmocnić panującą w Polsce ideologię antykomunizmu. Po trzecie, kult ten ma także na celu podtrzymanie w społeczeństwie polskim rusofobii.

Zacznijmy od pierwszego aspektu kultu Żołnierzy Wyklętych. Kult ten idealnie wpisuje się w dominujące wśród Polaków wyobrażenie patriotyzmu jako gotowości do złożenia najwyższej ofiary za swoją ojczyznę. Tak rozumiany patriotyzm ignoruje pytanie o skuteczność podejmowanych działań na rzecz ojczyzny – liczy się jedynie ich etyczny wymiar, rozumiany jako gotowość do umierania za rzekomo słuszną rację moralną.

Takie właśnie oprogramowanie patriotyczne oczywiście sprzyja przegrywaniu na polu – nazwijmy to – codziennej i przyziemnej walki politycznej. Nie uczy ono bowiem podejmowania działań w sposób przemyślany, zdyscyplinowany i konsekwentny. Zamiast tego wzmacnia emocjonalny i spontaniczny (wręcz odruchowy) sposób reagowania na konkretne wyzwania i zagrożenia. Kult Żołnierzy Wyklętych ma więc odwracać uwagę Polaków od takich wzorców patriotyzmu, które zakładają podejmowanie planowych i systematycznych działań na rzecz państwa polskiego.

Zatrzymajmy się dłużej przy tym zagadnieniu.

W tekście, który ma stanowić pierwszy rozdział książki pt. „Podstawy naukowe nacjokratyzmu” (dostępnym na stronie http://www.socjocybernetyka.pl), Józef Kossecki omawia rolę taktyki, sztuki operacyjnej, strategii i ideologii w działaniach społecznych. Cytuje on klasyka nauk wojennych, generała Stefana Mossora:

Taktyka w pojęciu nowoczesnym obejmuje nie tylko umiejętność ugrupowania wojska do walki, ale i uzgodnienie kilku walczących obok siebie czynników do wspólnego wysiłku mającego jeden cel ograniczony w czasie i przestrzeni. […] Strategia jest najwyższą dziedziną sztuki wojennej. Nie zniża się ona nigdy do rzemiosła wojennego, jakim jest bezsprzecznie taktyka, pozostając zawsze na wyżynach potężnych zamiarów, rozstrzygających o losach krajów.

Na tle takiego rozróżnienia należy przyjąć, iż Żołnierze Wyklęci działali wyłącznie na poziomie taktycznym, ich działania nie były jednak podejmowane w ramach jakiejkolwiek przemyślanej strategii. Podtrzymywanie takiego kultu ma więc na celu to, aby Polacy nie potrafili myśleć i podejmować skutecznych działań na poziomie strategicznym. J. Kossecki wskazuje na to, że

W polityce dodać tu jeszcze trzeba walkę ideologiczną, gdyż ideologia w rozumieniu socjocybernetycznym, wytycza zasadnicze cele wszelkich działań społecznych, w tym również wszelkich rodzajów walki. […] Strategia wynika z ideologii, sztuka operacyjna wynika ze strategii, zaś taktyka ze sztuki operacyjnej. […] Pojęcie ideologii ma w tych rozważaniach znaczenie ogólne i oznacza systemy norm społecznych wytyczających zasadnicze cele działań społeczeństwa jako systemu autonomicznego. Przy czym przez system autonomiczny – zgodnie z definicją Mariana Mazura – rozumiemy system, który ma zdolność do sterowania się i może przeciwdziałać utracie tej swojej zdolności, albo inaczej mówiąc jest swoim własnym organizatorem i może się sterować zgodnie z własnym interesem (w określonych granicach).

Ze słów tych jednoznacznie wynika, że o społecznym systemie autonomicznym możemy mówić tylko wtedy, kiedy jest on w stanie wypracować swoją własną ideologię i strategię. Dopiero po wykonaniu tego zadania można przystąpić do celowych i skutecznych działań społecznych. W przeciwnym razie – jak słusznie stwierdza J. Kossecki: „narażamy się na fiasko tych działań, albo też przejęcie – jawne lub ukryte – sterowania tymi działaniami przez inny system, który powyższe problemy rozwiązał i może działaniami społecznymi skutecznie sterować – oczywiście we własnym interesie”.

Rozważania J. Kosseckiego na temat związku między strategią a ideologią prowadzą nas do drugiego aspektu kultu Żołnierzy Wyklętych, czyli kwestii ideologii antykomunizmu. W celu uniknięcia możliwych nieporozumień chciałabym zaznaczyć, że pod pojęciem ideologii antykomunizmu rozumiem ideologię, która jest odpowiednikiem ideologii antyfaszyzmu.

Ideologia ta nie posługuje się żadnym precezyjnie zdefiniowanym pojęciem komunizmu, nie proponuje żadnej spójnej teoretycznie krytyki komunizmu oraz tworzy czarno-biały obraz rzeczywistości, zgodnie z którym obywatele PRL dzielili się na komunistów oraz opozycję demokratyczną.

Po dokonaniu tego uściślenia przywołajmy jeszcze raz J. Kosseckiego, który stwierdza, iż

w hierarchii skuteczności społecznej, najwyżej stoi wybór odpowiedniej ideologii, następnie właściwej strategii, potem rozwiązań operacyjnych i na koniec taktycznych. Błędnych wyborów ideologicznych nie da się nadrobić nawet najlepszą strategią, sztuką operacyjną czy taktyką […]

Jak już to już zostało wspomniane, kult Żołnierzy Wyklętych idealnie wpisuje się w ideologię antykomunizmu, która zdominowała polskie życie polityczne. Zgodnie z tą ideologią cały dorobek PRL należy uznać za z gruntu zbrodniczy i potępić go moralnie. Z tego wynika taka sama ocena każdej formy współpracy ze strukturami ówczesnej państwowości.

W świetle tej ideologii postawa np. Adama Doboszyńskiego, który nawoływał do zaprzestania walk przez żołnierzy, współcześnie nam obwołanych Żołnierzami Wyklętymi, także zasługuje na moralne potępienie. Kult Żołnierzy Wyklętych ma więc służyć temu, aby w Polsce nie powstała żadna inna ideologia, która mogłaby wyprzeć ideologię antykomunizmu. Zaś ideologia antykomunizmu powstała w ośrodkach sterowniczych innych systemów, które za jej pomocą, zgodnie z przytaczanymi słowami J. Kosseckiego, sterują społeczeństwem polskim w swoim własnym interesie. Zagadnienie to wymaga osobnego opracowania, w tym tekście chciałabym tylko zwrócić uwagę na jeden aspekt szkodliwych dla Polski skutków tej ideologii.

Chodzi o kwestię Ziem Odzyskanych. Przyłączenie tych ziem do Polski jest ściśle powiązane z powstaniem PRL-u i polityką Związku Radzieckiego. Co więcej, także z PRL-em powiązane jest ściśle zbudowanie struktur polskiej państwowości na tym obszarze. Ideologia radykalnego antykomunizmu, czyli radykalnego negowania legalności i dorobku PRL, siłą rzeczy musi prowadzić do zanegowania wysiłku tych wszystkich osób, które pracowały nad budowaniem struktur polskiej państwowości na tych terenach.

W świetle kultu Żołnierzy Wyklętych działania tych osób jawią się jako antypolskie – jako wyraz podległości Moskwie i hołdowania komunistycznej ideologii. Pod wpływem działania tej propagandy sami Polacy coraz częściej negują koncepcję Ziem Odzyskanych i traktują ją wyłącznie jako wytwór propagandy komunistycznej (należy na marginesie dodać, że pod wpływem tej samej propagandy wielu Polaków posługuje się propagandowym terminem „wypędzonych”). Co więcej, coraz częściej uważają za moralnie uzasadnione żądania niemieckie do odtwarzania niemieckości na tych terenach – właśnie w ramach rozrachunku z komunizmem i „antyniemiecką propagandą PRL”.

Żeby nie pozostać gołosłownym, przywołam jeden przykład. Zacytujmy fragment artykułu Jacka Nizinkiewicza pt. „Wrocław: historia przezwyciężona”:

Nowo przybyła ludność urzędowo „odniemczała” Wrocław. Miasto ludnościowo stawało się polskie. Powojenna polityka komunistyczna propagandowo, już od najmłodszych lat w szkołach, wpajała, że zamieszkane wcześniej miasto przez ludność niemiecką było przesiąknięte polskością. Rodząca się w PRL podziemna opozycja próbowała odkłamywać przeszłość i narzucaną Polakom przez Związek Radziecki niechęć do Niemców. Częściowo niechęć Wrocławian do zachodnich sąsiadów wynikała z obawy przed odbiorem ziem i domostw, które to obawy nigdy się nie spełniły. […] Dziś Polacy na Dolnym Śląsku z radością witają niemieckich turystów, którzy z akceptacją wrocławian nazywają Wrocław Breslau. Dziś we Wrocławiu z powodzeniem funkcjonuje mniejszość niemiecka. […] Wcześniej część Wrocławian łączyła się w solidarnościowym zrywie przeciwko komunistycznej władzy i jej propagandzie. Dziś mieszkańcy miasta wydają się być pogodzeni z niełatwą kulturą Wrocławia i żyją świadomie w pełnej asymilacji kulturowej.
(30.08.2013r., http://www.rp.pl/artykul/1043303.html).

O fatalnych skutkach ideologii antykomunizmu w kontekście kwestii Ziem Odzyskanych świadczy także artykuł Roberta Kościelnego pt. „Na straży polskich interesów”. Zaprezentujmy jego dłuższy fragment:

Chodzi o fakt, że obszar ten, choć słowiański, to jednak od średniowiecza zniemczany przez kolonistów, później należący do państwa pruskiego, a następnie Niemiec, dostał się po II wojnie światowej w granice sowieckiego protektoratu, zwanego od 1952 r. Peerelem, rządzonym przez polskich namiestników na podstawie otrzymanego od Moskwy jarłyku. Namiestnicy wyznaczali lokalnych kacyków otaczających się prowincjonalnym dworem. Wśród dworzan byli również historycy. I to oni właśnie oraz ich młodsze klony piszą dziś historię tych ziem po 1945 r., równie zakłamaną jak ich życiorysy. […]

Przyjąć, że w 1945 r. rodziła się państwowość polska czy w ogóle państwowość – wszak niektórzy socjologowie uważają, że Peerel nie tylko nie był Polską, ale również nie wypełniał definicji państwa – jak też uznanie, że w czasach przełomu tworzyliśmy jakąś wspólnotę będącą w stanie razem (z PZPR) odbierać doświadczenia „na drodze do społeczeństwa obywatelskiego”, to uruchomić katarynę, która już będzie mówić za nas: z różnych stron historycznego podziału szliśmy do tego samego celu – III RP, „demokratycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej”. To przyznać, że racje rotmistrza Pileckiego były tyle samo warte co Humera, że Polska z testamentu „Warszyca” nie może rościć pretensji do bycia lepszą od tej opisanej w konstytucji z 1952r., a I sekretarz KW miał swoją rację i palący gmach KW mieli swoje racje.[…]

Należy podnieść znaczenie Szczecina – uświadomić mieszkańcom miasta i kraju, a nade wszystko sąsiadowi z Zachodu, że jesteśmy tu, bo wywalczyliśmy sobie te ziemie walką z komunizmem: krew Polaków wylana w 1970 r., męstwo lat 1980-1981, walka i ofiary stanu wojennego uzasadniają w sposób absolutny i bezsporny naszą obecność nad Odrą i Bałtykiem. Dzięki naszemu zaangażowaniu i poświęceniu w walce z nasłanymi z „moskiewskiego chanatu” nadzorcami runął mur berliński, mogło dojść do zjednoczenia narodu niemieckiego, Europa mogła odetchnąć od trwogi przed komunizmem i wojną atomową.

Wywalczyliśmy sami sobie te ziemie. W sposób heroiczny, pokojowy. I dlatego tu jesteśmy i będziemy. A nie dzięki sowieckim czołgom i pepeszom – jak to próbują wciskać niewolnicze dusze, które wychynęły z cienia Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie. Nie może być tak, że do miasta wjeżdża się Trasą im. Piotra Zaremby, pieszczocha władzy ludowej. Do Szczecina winno się wjeżdżać promenadą bohaterów Grudnia ´70 i Sierpnia ´80. A witać przybyszów powinien olbrzymi monument upamiętniający ofiary komunizmu i niezłomnych walczących z reżimem. („Nasz Dziennik”, 29.10.2012).

Celowo przytoczyłam dłuższy fragment tego tekstu, gdyż stanowi on dobitne potwierdzenie postawionych w moim tekście tez. Autor maluje czarno-biały obraz PRL, którego obywatele rzekomo dzielili się na polskich namiestników na podstawie otrzymanego od Moskwy jarłyku oraz prawdziwych patriotów-opozycjonistów, do których należeli oczywiście Żołnierze Wyklęci.

Wyznawcy ideologii antykomunizmu – co zostało zaprezentowane na dwóch powyższych przykładach – potępiają działania podejmowane przez wszystkich tych, którzy po wojnie pracowali nad ustanowieniem polskiej państwowości na tych terenach. Za wyraz rzekomej uległości Moskwie muszą oni więc uznać np. powojenną twórczość Melchiora Wańkowicza. Wańkowicz w książce pt. „Walczący gryf” pisze tak:

Na zjeździe w pięćsetlecie Grunwaldu zorganizowanym w Krakowie w 1910 roku witałem imieniem młodzieży Pomorzan składających wieńce u stóp pomnika Jagiełły. W 1913 roku, przemierzając Pomorze Gdańskie, drętwiałem widząc ład pruski zakrzepły na mierzwie słowiańskiej. W 1919 roku szedłem pieszo z Kolibek do Gdyni po wyzwolonym brzegu. W dwudziestoleciu widziałem Gdynię rosnącą z piachu nadmorskiego. W lipcu 1939 roku widziałem fanfary i parady hitlerowskie w Gdańsku; niebawem runął kolejny odwet. I doczekałem nowego nawrotu fortuny. Ale tym razem nie szedłem od Kolibek do Gdyni, tylko jechałem naszym brzegiem od Gdańska po Szczecin. W dwa i pół tygodnia po wyzwoleniu Gdańska i nazajutrz po osadzeniu tam pierwszego wojewody, w dniu 16 kwietnia 1945 r., wpisano do ksiąg pierwszego noworodka – Barbarę Labun, córkę artystki-malarki […] Czas pracuje na nas.

Wańkowicz dalej wymienia wszystkich tych, którzy pomagali mu przy pisaniu tej książki – wśród nich są także osoby publiczne. Wspominam o tym dlatego, iż dla wyznawców ideologii antykomunizmu są oni wyłącznie zdrajcami. Niestety, podczas gdy ci ostatni pracowali nad tym, aby Polska umiejętnie wykorzystała ten „nowy nawrót fortuny”, polscy antykomuniści skutecznie przyczyniają się do tego, że Polska te ziemie traci.

Jak słusznie stwierdza Rafał Brzeski, w naszej części globu rzadko prowadzi się wojny energetyczne, natomiast dominują tu wojny informacyjne. Różnicę między nimi Brzeski, w sposób obrazowy, tak charakteryzuje: „Jeśli Kali palnąć kogoś maczugą, zgruchotać mu czaszkę i zabrać jego krowy, to jest to wojna energetyczna, ale jeśli Kali przekonać kogoś, żeby sam mu przyprowadził swoje krowy, to jest to wojna informacyjna” („Wojna informacyjna”, http://www.socjocybernetyka.pl/).

Propagowanie w Polsce ideologii antykomunizmu bez wątpienia jest jednym z elementów toczącej się wojny informacyjnej. Tajemnicą Kościelnego pozostanie bowiem uzasadnienie tego, że rzekomo walka z komunizmem dała nam prawo do Ziem Odzyskanych. Natomiast nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że negowanie realnego faktu, iż to właśnie dzięki sowieckim czołgom i pepeszom weszliśmy w posiadanie tych ziem, może doprowadzić do katastrofalnych skutków. Wańkowicz pisał o tym, że „Furor Teutonicus” ciągle usprawniał swojej metody – Smętek znowu przystąpił do ataku, jak zwykle, w sposób bardzo nowoczesny.

Należy jeszcze krótko wspomnieć o związanej z kultem Żołnierzy Wyklętych rusofobii. Za pomocą podtrzymywanej w polskim społeczeństwie anty-rosyjskości pcha się Polskę w ramiona UE – a przede wszystkim Niemiec – i USA.

Podsumowując, należy stwierdzić, że kult Żołnierzy Wyklętych idealnie wpisuje się w praktykę propagowania wśród Polaków patriotyzmu rozumianego jako pozbawionej głębszego namysłu gotowości do radykalnego konfrontacjonizmu.

Powstańcy warszawscy – Żołnierze Wyklęci – radykalne skrzydło opozycji solidarnościowej to różne wariacje na ten sam temat. Tym pierwszym poświęcono muzeum, drugim święto państwowe, a ci trzeci mają zostać upamiętnieni w tworzonym w Gdańsku Europejskim Centrum Solidarności (na marginesie należy wspomnieć, iż jego dyrektorem jest mieszkający od wielu lat w Niemczech Basil Kerski, redaktor naczelny polsko-niemieckiego czasopisma „Dialog”).

Niestety, tragizm żołnierzy niezłomnych (bo tak właściwie należałoby określać ich los) polega na tym, że tak jak po wojnie ich walka przyczyniła się do umocnienia się pozycji faktycznego namiestnika na podstawie otrzymanego od Moskwy jarłyku, czyli Bermana, tak teraz jej wspomnienie wykorzystywane jest w celu umacniania się wrogich Polakom ośrodków władzy.

http://magdalenazietek.blogspot.se

źródło: Dziennik gajowego Maruchy
_________________
www.eterofizyka.pl
www.v-tao.eu
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
vkali




Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 300
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:28, 14 Mar '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

„Wyklęci” w PZPR i ZBoWiD


Niemożliwe? A jednak. Kult tzw. żołnierzy wyklętych osiągnął w Polsce granice absurdu. Ten dramatyczny okres w historii został w dużej mierze zakłamany – wahadło wychyliło się w drugą stronę. O ile przed 1989 rokiem nazywano ich bandytami i nie pisano niczego dobrego, to teraz stali się jedynymi sprawiedliwymi, bohaterami bez skazy, bezkompromisowymi wrogami „komuny”.

Tymczasem, jak wynika z lektury książki Marka A. Koprowskiego, będącej zapisami rozmów z żyjącymi jeszcze „wyklętymi” – prawda jest jak zawsze o wiele bardziej złożona. IPN konsekwentnie przemilcza życiorysy „wyklętych” po okresie walki i uwięzienia (choć wielu ujawniających się nie było potem prześladowanych). Życiorysy te kończą się albo na wyroku albo na dacie wyjścia z więzienia, rzadko pisze się, co ci ludzie robili przez następnych 30 lat.

Wielka zasługa autora książki polega na tym, że pokierował rozmowami właśnie w tym kierunku. I co się okazuje? Po lekturze niektórzy mogą przeżyć szok. Dwóch rozmówców po 1956 roku wstąpiło do PZPR, jeden z ZBoWiD-u, a jeszcze jeden pracował w klubie „Polonia”, gdzie obsługiwał na basenie wysokich funkcjonariuszy Partii i SB.

Myślę, że w okresie 1945-1948 były trzy fale „wyklętych”.

Pierwsza to kontynuatorzy konspiracji wojennej. Znaleźli się w lesie niejako z „rozpędu”, często nie wiedząc co robić lub chcąc uniknąć aresztowania. Ta pierwsza fala skończyła się latem 1945, kiedy Delegatura Sił Zbrojnych (DSZ), będąca kontynuacją struktur Polskiego Państwa Podziemnego – zaapelowała do leśnych o ujawienie się i zaprzestanie walki. Większość podporządkowała się temu rozkazowi.

Druga fala to ci, którzy zostali w lesie lub dołączyli do oddziałów zbrojnych w obawie przez terrorem UB. Większość z nich ujawni się w 1947 roku korzystając z amnestii.

I wreszcie ostatnia fala, po 1947 roku – tzw. nieprzejednani. Z reguły byli to ludzie z tzw. dołów, mieszkańcy wiosek, nie bardzo zorientowani politycznie, często zagubieni, nieraz zdemoralizowani. Ci z trzeciej fali często uznawali swoich kolegów, którzy podejmowali decyzje o ujawnieniu za „zdrajców” i „komunistycznych sługusów”.

Bohaterami książki Koprowskiego są „wykleci” z drugiej fali, ci, którzy korzystając z amnestii ujawnili się w 1947 roku nie widząc sensu dalszej walki. Jak wspomina jeden z nich, Eugeniusz Kuśmiderski, ich ojciec ujął to tak: „No chłopaki, skończyło się, bierzcie się do roboty”. To właśnie oni są rozmówcami autora. Oni przeżyli. Po 1956 roku, który był ogromnym przełomem w historii PRL, urządzili sobie życie w tej nowej, postalinowskiej Polsce. Jak już pisałem, dwóch z nich wstąpiło do PZPR. Oto fragment wspomnień jednego z nich:

Zdzisław Wodzisławski: „Później przeniesiono mnie na stanowisko dyrektora do spraw inwestycyjnych. Pełniąc tę funkcję, przepracowałem w „Konstalu” prawie dziesięć łat. Stamtąd przeniesiono mnie do Śląskich Zakładów Drobiarskich, gdzie też zajmowałem się inwestycjami. Zbudowałem między innymi rzeźnię drobiu, wytwórnię pasz i ponad sto kurników, każdy o powierzchni tysiąca metrów. Była to bardzo ciężka praca, nie taka jak teraz. Nie było mowy o wolnej sobocie, zdarzało się też, że musiałem do biura przychodzić w niedzielę.

Ostatnie pięć lat przed emeryturą spędziłem w Urzędzie Wojewódzkim, pełniąc funkcję starszego inspektora do spraw inwestycji, czyli kogoś w rodzaju dyrektora wydziału. Miałem do dyspozycji samochód z kierowcą i jeździłem po budowach, które nadzorowałem, przede wszystkim oczyszczalniach ścieków, wodociągach, ujęciach wody, elektrowniach, sieciach kanalizacyjnych. W sumie miałem pod opieką ponad trzysta wznoszonych obiektów. Musiałem wiedzieć, co się na każdym dzieje i jaki jest postęp prac, by w każdej chwili podać odpowiednią informację wojewodzie. W kompetencjach mojej komórki znajdowało się także budownictwo mieszkaniowe.

W sumie nie wspominam tych czasów źle. Do Partii należałem, ale w żadną politykę się nie mieszałem. Byłem człowiekiem od czarnej roboty i cieszyłem się, że jestem użyteczny i mogę widzieć efekty swojej pracy. Wielu moich przełożonych było zwykłymi matołami, przysłanymi przez komitet, ale szanowali mnie, bo wiedzieli, że sami nie dadzą sobie rady. Fachowców wtedy jednak ceniono. Widziałem też entuzjazm ludzi, którzy cieszyli się, że Polska idzie do przodu. Dziś cały zbudowany wówczas przemysł leży w ruinie, a bez niego daleko nie zajdziemy… Nie będzie po prostu miejsc pracy.

Kiedyś w województwie katowickim oddawaliśmy rocznie od stu do stu sześćdziesięciu tysięcy mieszkań. Dziś w całej Polsce oddaje się najwyżej dwadzieścia tysięcy mieszkań. Mówi się, że Gierek zadłużył Polskę, ale jego dług w porównaniu z obecnym, którego nie spłacą jeszcze nasze wnuki, był niewielki. Poza tym… Gierek coś po sobie zostawił”.

Drugi życiorys jest także charakterystyczny. Stanisław Nowak jest członkiem PZPR, zajmuje ważne stanowisko dyrektorskie, ale ma pecha. Jedzie do swojej wsi, gdzie żyją pamiętający to, co robił w 1946 roku. Wybuch skandal, bo Nowak nie napisał w danych osobowych, że był w lesie po 1945. Zostaje usunięty z Partii. Ale jest ciąg dalszy. Oto jego relacja:

„Wróciłem do domu. Miałem jeszcze sporo oszczędności, ale wiadomo, że pieniądze też się kiedyś skończą. Otrzymałem tylko zawiadomienie, że za zatajenie swojej przeszłości zastosowano wobec mnie najwyższą karę partyjną, czyli wydalenie z szeregów PZPR. Dalej nie wiedziałem, co robić, ale z pomocą przyszła mi żona, która znała panią Mitręgową, żonę ówczesnego wicepremiera i ministra górnictwa, który mieszkał w Katowicach przy ulicy Różanej. Pojechała do niej i przedstawiła całą sprawę.

Po jakimś tygodniu zostałem wezwany do Komitetu Wojewódzkiego Partii. Przyjął mnie II sekretarz, profesor Tadeusz Pyka, zastępca I sekretarza, bardzo zacny człowiek, który z panem Mitręgą miał bardzo dobre układy. Ja mu wszystko bez żadnych ogródek opowiedziałem, a on po wysłuchaniu mojego wystąpienia orzekł: Partia się nie myli! Pewne sprawy są nieodwracalne! Dodał jednak, że nie pozwoli, by mi się stałą krzywda. Niech się pan zgłosi do pana Suchorończaka, doradcy ministra Mitręgi, on dla pana coś znajdzie, poradził. W sumie rozmawiał ze mną bitą godzinę. Jak na osobę niesamowicie zajętą, poświęcił mi bardzo dużo czasu”. Pracę mu znaleziono.

Jak wynika ze wspomnień innych rozmówców, wybory tych ludzi po 1956 roku były różne – obok PZPR wybierali SD albo ZBoWiD. Inny pracował jako kierownik basenu na stadionie „Polonii”, z którego korzystali wysocy oficerowie wojska i SB. Wspomina ten czas z sentymentem. Jeszcze inny był skromnym krawcem, którego już nikt się nie czepiał. Jedno jest pewne – większość z nich zaakceptowała Polskę po 1956 roku jako swoje państwo i gotowi byli dla tego państwa pracować.

Na inne zjawisko zawraca uwagę inny rozmówca, Wacław Szacoń. Chodzi tu o pojawienie się w ostatnich latach konfabulantów i hochsztaplerów, którzy podszywają się pod „wyklętych”. Tam mówi o tym zjawisku:

„Obecnie biorę udział w życiu kombatanckim, dostaję jakieś odznaczenia czy awanse. Nie lubię jednak paradować w mundurze. Nie przepadam ani za stopniami, ani za odznaczeniami. Dziś jest za dużo bohaterów, którzy na dobrą sprawę nigdy nie byli w antykomunistycznym podziemiu. Przyznają się do „Zapory”, „Uskoka” czy „Ognia”, a ich na oczy nie widzieli. Nie jestem rozgoryczony, zgorzkniały, co stało się, niestety, udziałem części moich kolegów. Postaw niektórych z nich nie podzielam. Nigdy nie byłem skrajny; nie lubię skrajności”.

Wnioski z lektury tej książki są pouczające. Historia, jeśli ma być czymś pożytecznym dla narodu, nie może być obiektem ordynarnej manipulacji do celów doraźnych. A tak się dzieje. „Wyklęci” to kawałek polskiej historii, ale trzeba tę historię pokazać uczciwie, w przeciwnym razie mamy do czynienia z czystą mitologią oderwaną od rzeczywistości, a takie mitologie są szkodliwe.

IPN konsekwentnie nie zauważa przełomu, jaki dokonał się w Polsce po 1956 roku, z uporem i wbrew prawdzie historycznej utrzymując, że Polska roku 1953 niczym nie różniła się od Polski roku 1959 czy 1965. To jest fałsz, i o tym dowiedzieć się można z omawianej tutaj książki. Książka ta pozwala także na nowe spojrzenie na kwestię „wyklętych”, na złożoność ich losu i złożoność polskiej historii tego okresu.

Jan Engelgard
Marek A. Koprowski, „Żołnierze wykleci – i znów kraty”, Zakrzewo 2015, ss. 358.
Myśl Polska, nr 11-12 (15-22.03.2015)
http://mysl-polska.pl

źródło: Dziennik gajowego Maruchy
_________________
www.eterofizyka.pl
www.v-tao.eu
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
vkali




Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 300
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:41, 14 Mar '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pamięci Żołnierzom Wyklętym – oddział Burza.

Posted by Marucha w dniu 2015-03-02 (poniedziałek)

Mieczysław Wądolny ps. ‘’Mściciel’’

1 marca to dzień gdzie chylimy czoła przed tymi, którzy nie złożyli broni po roku 1945 mając cichą nadzieję że sojusznicy (którzy sprzedali Polskę Stalinowi) przybędą nam na ratunek, a zwłaszcza, że będą to oddziały polskie działające na zachodzie.

Na zdjęciu: Mieczysław Wądolny ps. ‘’Mściciel’’

Nie doczekawszy się pomocy oddawali często życie, zhańbieni po śmierci i obdarci z godności. Naszym obowiązkiem jest im tą godność przywrócić odfałszowując historię.

Historia 80. osobowego oddziału podległemu Armii Polskiej w Kraju „Burza” pod dowództwem Mieczysława Wądolnego pseudonim „Mściciel” zaczyna się w powiecie wadowickim i myślenickim, sięgając okolic Krakowa jak i samego Krakowa.

Działania oddziału objęły także okolice Babic – Okleśni – Podłęża. Okolic z których pochodzę i gdzie trzeba przywrócić dobre imięludziom podziemia antykomunistycznego.

Do współczesnych czasów panuje pogląd iż Mieczysław Wądolny oraz Mieczysław Spuła byli wyłącznie pospolitymi mordercami i bandytami grasującymi w tych okolicach, żyjących z rabunku i mordów.

Przez wiele lat lansowano jako obowiązujący pogląd, iż przeciętni obywatele Polski zmęczeni wojną pragnęli spokoju i chcieli budować państwo pod wodzą Polskiej Partii Robotniczej, odnosząc się pozytywnie do zachodzących przemian.

Dokumenty archiwalne tezy te obalają bezdyskusyjnie. Dobitnie świadczą o tym wyniki tzw. referendum ludowego z 30 czerwca 1946 r. gdzie komuniści nie mieli nawet 10 % poparcia. Niestety, miejsce volksdeustchów i hitlerowców zajęli członkowie aparatu komunistycznego i jego współpracownicy. Niechętni tego typu zamianie okazało się polskie podziemnie zbrojne, które nie miało zamiaru poddać się dobrowolnie następnemu reżimowi.

Oto historia pewnego oddziału „Burza”:

Celem priorytetowym dla oddziału „Burza” byli funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa i radzieckiego NKWD. Powszechnie zdawano sobie sprawę, że UB-owcy i ich zwierzchnicy – instruktorzy z NKWD – byli najważniejszym ogniwem nowego reżimu w terenie i zbrojnym ramieniem partii komunistycznej.

Nie stosowano jednak zasady odpowiedzialności zbiorowej i każdy fakt zastrzelenia funkcjonariusza musiał być umotywowany. Dlatego też osoby zidentyfikowane jako agentura sowiecka skazywana była na karę chłosty (wysokość wyroku uzależniona była z reguły od aktywności danego działacza) lub w ostateczności, karę śmierci. Równocześnie przeprowadzano jako formę zadość uczynienia społeczno-gospodarczego na rzecz walczących o niepodległość Polski konfiskatę mienia.

Nieco inaczej traktowano żołnierzy ludowego Wojska Polskiego a nawet milicjantów (zwłaszcza szeregowych funkcjonariuszy MO). Jeżeli nie było wobec nich udokumentowanego zarzutu zbrodni przeciw Polakom, pozbawiano ich tylko broni i mundurów.

Jedynie w wypadkach stwierdzonej aktywnej współpracy z UB lub przynależności do PPR wykonywano karę chłosty, a bardzo rzadko karę śmierci. Ale tylko w przypadku nie zaprzestania pracy dla UB rozstrzeliwano.

Kolejnym aspektem wartym podkreślenia w badaniu dziejów konspiracji jest fakt, że żołnierze największego oddziału zbrojnego „Burza” po jego podporządkowaniu Armii Polskiej w Kraju nie tylko działali na terenie powiatu wadowickiego, ale wykonywali akcje zbrojne daleko poza jego granicami. Przykładem jest akcja ekspropriacyjna z 31 października 1946 r. na transport pieniędzy Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowej w Krakowie. W centrum stolicy województwa, pomiędzy budynkiem DOKP przy pl. Matejki a Dworcem Głównym PKP, mimo konwojowania pieniędzy przez uzbrojonych strażników Służby Ochrony Kolei żołnierze„Mściciela” zdobyli 3.400 tys. złotych. Jak wiadomo, część z tych pieniędzy przeznaczonom.in. na pomoc ludności powiatu wadowickiego współpracującej z podziemiem i represjonowanej przez UB.

Z kolei jeszcze w lipcu 1946 r. płk A. Dellman podczas inspekcji w oddziale „Burza” rozkazał por. M. Wądolnemu zorganizowanie sieci informacyjnej APwK w woj. śląsko-dąbrowskim.

„Mściciel”zadanie budowy siatki informacyjnej powierzył swojemu zastępcy, ppor. Hieronimowi Wolniakowi „Samotny”, zaś zadania wywiadowcze dla niej opracował ppor. Mieczysław Loch „Jarema”, „Lech”. W siatce, której szefem został kpt. Eugeniusz Metta vel Zawistowski „Sprytny”, działał również m.in. mjr. Józef Bednarz„Wicher”. Jedna z grup wywiadowczych tej siatki działała aż w Kłodzku na Dolnym Śląsku. Od października 1946 r. siatka śląska przygotowywała także akcję ekspropriacyjną w kopalni „Centrum” w Bytomiu. Miała się ona odbyć 1 grudnia, a wykonawcami mieli być żołnierze „Burzy”, którzy specjalnie w tym celu udali się do Bytomia. Wskutek opóźnień w przepływie informacji akcja ta nie została zrealizowana. Udała się natomiast akcja rekwizycyjna towaru w jednym ze sklepów tytoniowych w Bytomiu.

Używanie żołnierzy „Burzy” do akcji w nieznanym terenie i w dużych skupiskach miejskich świadczy o traktowaniu oddziału „Burza” jako kadrowego oddziału bojowo-dywersyjnego APwK (Armia Polska w Kraju) i o dobrym przygotowaniu wojskowym i konspiracyjnym żołnierzy.

Z aktywnością bojową podziemia wiąże się sprawa dysponowania odpowiednią bronią. Na nielicznych fotografiach partyzantów ziemi wadowickiej, zwłaszcza grup I. Sikory czy M. Spuły, widać młodych ludzi uzbrojonych przysłowiowo „po zęby” w nowoczesną broń automatyczną.

Zdobywano ją w akcjach zbrojnych, ale także w wyniku różnych działań logistycznych podziemia. Marian Pióro „Sęp” wspominał np. o zdobyciu w 1946 r. informacji o poniemieckiej broni maszynowej zmagazynowanej na strychu stacji PKP w Jawiszowicach. Broń tę bez żadnych problemów zapakowano w Jawiszowicach do skrzyń z napisami „ostrożnie szkło” i przewieziono pociągiem do stacji w Zagórzu, gdzie odebrali ją partyzanci.

Do jednej z najbardziej spektakularnych akcji zbrojnego podziemia niepodległościowego w miejscowości Wadowice doszło w biały dzień, tuż po południu 1 czerwca 1945 r. w centrum Wadowic. Przeprowadzono ją bez rozlewu krwi, a przebieg akcji mógłby posłużyć do napisania scenariusza sensacyjnego filmu.

Do budynku KKO znajdującego się zaledwie o 40 m od gmachu zajmowanego przez PUBP zbliżało się czterech młodych mężczyzn. Wartownik czuwający przed budynkiem UB nie zwrócił na nich uwagi. Podobnie zdawali się ich nie dostrzegać patrolujący ulicę nieco dalej funkcjonariusz MO i dwóch kolejnych ubeków. Mężczyźni weszli do wnętrza budynku, po czym od wewnątrz zaryglowali wielkie drzwi. W sali kasowo-obsługowej wydobyli broń i sterroryzowali siedem znajdujących się tam osób, pracowników banku i klientów, po czym związali ich i zakneblowali po uprzednim ustaleniu, gdzie przechowywana jest gotówka i depozyty. A właśnie w tym dniu, jak zwykle pierwszego w każdym miesiącu, zgromadzone były w sejfach KKO środki na wypłaty dla kilku wadowickich instytucji. Zdobyte wtedy aktywa przekazane zostały do sztabu okręgu NZW a w kilka dni później przeznaczone m.in. na zakup radiostacji. Część pieniędzy przeznaczono także na pomoc rodzinom żołnierzy podziemia, którzy musieli się ukrywać i nie mogli zapewnićutrzymania swoim najbliższym.

23 IX 1945 r. oddział Mieczysława Wądolnego „Mściciela” zlikwidował referenta UB z posterunku w Babicach (pow. Chrzanów), a po kilku tygodniach dokonał rozbicia i całkowitego zniszczenia posterunku MO, także w Babicach.

W rok później także w biały dzień w Wadowicach podjęto próbę likwidacji znanego z bezwzględności i sadyzmu sekretarza Komitetu Powiatowego PPR, Władysława Pasternaka.

Ten pochodzący z Targanic przedwojenny agent Kominternu już w 1920 r. był agitatorem bolszewickim (nie zgłosił się do WP) a po klęsce Armii Czerwonej pod Warszawą zbiegł z Polski do Francji, skąd wydalony został jako agent sowiecki w 1932 r. Do zamachu doszło 7 sierpnia 1946 r. na alei prowadzącej do stacji PKP w Wadowicach. Wykonawcami byli dwaj żołnierze oddziału „Burza” Mieczysława Wądolnego „Mściciela” – Adam Zygmunt „Wicher” „Błyskawica” oraz nieustalony z nazwiska partyzant „Boruta”.

Pasternak został ciężko ranny, ale przeżył. Efektem zamachu był fakt, iż Pasternak po wyleczeniu przestał chodzić do PUBP by uczestniczyć w przesłuchaniach i torturowaniu żołnierzy podziemia. Warto przypomnieć, iż już w lipcu 1945 r. wyroki śmierci wydane zostały także na dwóch słynących z sadyzmu funkcjonariuszy PUBP, Michała Czerkiedę (Czekierdę?) oraz Mariana Góralczyka. „Ostrzeżenie” otrzymałwtedy szef PUBP, ppor. Władysław Kubka (od 1960 r. Kubicki).

W Kalwarii Zebrzydowskiej w trakcie rozbicia posterunku MO 25 lipca 1946 r. przez jedną z grup oddziału Burza” Mieczysława Wądolnego „Mściciel”, zginął sowiecki doradca (instruktor) PUBP w Wadowicach – przez PPR-owców uważany za faktycznego szefa PUBP – kpt. Mikołaj Zabłockij.

W sierpniu 1946 r po zamordowaniu rodziny Zabagło z Okleśni, właściciela Młyna oraz dwóch jego córek, 14-sto i 17-sto letnich, za współpracę z podziemiem antykomunistycznym, oddział pod dowództwem Mieczysława Spuli ‘’Felusia’’ dokonuje akcji odwetowej w Podłężu i zabija dwóch milicjantów.

Mieczysław Wądolny ‘’Mściciel’’ ginie 13 stycznia 1947 roku.

W nocy liczne oddziały KBW z Krakowa i Wadowic otoczyły pewien dom w Łękawicy, gdzie nocował Wądolny z kilkoma podkomendnymi. Podczas próby ucieczki z tego domu, Wądolny zostaje zastrzelony przez jednego z żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Po śmierci Wądolnego w styczniu 1947 roku jego działalność partyzancką kontynuuje jeden z najwybitniejszych dowódców pododdziału „Mściciela”,Mieczysław Spuła –„Feluś” ze Spytkowic.

Terenem najczęstszych działań oddziału Spuły były okolice Brzeźnicy, Wysokiej i Kalwarii oraz także w Tłuczaniu, Stanisławiu Górnym i Dolnym, Ryczowie, Półwsiu, Paszkówce, Przytkowicach, Zebrzydowicach.

W lecie 1947 roku oddział ‘’Spuły ‘’ zapuścił się do Kalwarii Zebrzydowskiej i przeprowadził w Rynku atak na sekretarza PPR Kubackiego i posterunek milicji na ulicy Krakowskiej.

Podobne działania trwają do roku 1949.

Mieczysław Spuła ginie 11 czerwca 1949 roku z rąk, cieszącego się dużym zaufaniem Spuły, Kubarka (imię nieznane), ps. „Muzykant” – będącego „na usługach Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Wraz z „Felusiem” śmierć poniósł oddany swemu dowódcy towarzysz broni, jego prawdziwy, jedyny przyjaciel, Kazimierz Kudłacik, ps.„Zenit”, pochodzący ze Skotnik. Obydwaj, Mieczysław Spuła i Kazimierz Kudłacik zostali zamordowani przez Kubarka podczas snu.

Do zbrodni doszło w lesie, zwanym „Babicak”, pod Krzemionką w Babicy. Po przewiezieniu ciał, podstępnie zamordowanych (których zgon stwierdził nieżyjący już wadowicki lekarz – Zygmunt Wisznowicer), do Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Wadowicach, za zamkniętym murem urzędu przebierano zwłoki w celu wykonania fotografii, także tych w „pozycji bojowej”, rozlepianych później w formie propagandowych plakatów, na murach i słupach ogłoszeniowych Wadowic przez pracowników operacyjnych UBP. Tu należy podkreślić, że przyjęty przez Wydział Operacyjny krakowskiego UBP który nadzorował akcję, sposób zamordowania bojowników o Wolną Polskę był tradycyjnym. Wszystkim podstawowym działaczom zbrojnego podziemia zamykano usta podczas tzw. „akcji przeciw bandytom” (np. Mieczysław Wądolny, ps. „Mściciel”, Feliks Kwarciak, ps.„Staszek”, Jan Sałapatek, ps. „Orzeł” i wielu innych).

Ówczesna władza nie chciała pozwolić na aresztowanie dowódców oddziałów zbrojnych oraz ich ”uczciwy proces” sądowy, ponieważ obawiała się, iż będą oni w stanie publicznie oczyścić się ze stawianych im zarzutów o bandytyzm i zbrodnie nie tylko przeciwko lokalnej władzy, ale także przeciwko lokalnej ludności, kiedy na forum publicznym poddadzą w wątpliwość słuszność socjalizmu i związanej z nim narzuconej „władzy ludowej”.

Historia jak wiele innych takich historii kończy się tragicznie dla Żołnierzy Wyklętych. Naszym jednak obowiązkiem jest przekazywać prawdęhistoryczną. Chwała Bohaterom !

Opr. Janusz Mucha
Dzielnica Małopolska Obozu Wielkiej Polski
Kontakt: janusz.mucha@owp.org.pl

Źródło:
„Przygotowani na najgorsze do końca wierni Polsce’’ – Michał Siwiec – Cielebon
”Walka z okupacją w latach 1939-1955 między Wisłą a Babią Górą’’ – Aleksy Siemionow.

http://www.owp.pl

http://kronikanarodowa.pl

źródło: Dziennik gajowego Maruchy
_________________
www.eterofizyka.pl
www.v-tao.eu
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
vkali




Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 300
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:50, 14 Mar '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

“Żołnierze wyklęci” – najlepsi z najlepszych



Co stanowi o metodzie działania sowieckiego na podbity naród? Tę metodę można porównać do operacji chirurgicznej, polegającej na wyjmowaniu pacjentowi jego mózgu i serca narodowego. Ale wiemy, że pierwszym warunkiem jest, aby pacjent leżał spokojnie. (…) Pod tym względem bolszewicki zabieg chirurgiczny nie tylko nie różni się od normalnego, a raczej bardziej niż każdy inny uzależniony jest od mądrze stosowanej etapowości, a warunkiem jego powodzenia jest właśnie ta straszna, milcząca, zastrachana, sterroryzowana psychicznie bierność społeczeństwa. Jego bezruch. Jego fizyczne poddanie. Społeczeństwo, które strzela, nigdy się nie da zbolszewizować. Bolszewizacja zapanuje dopiero, gdy ostatni żołnierze wychodzą z ukrycia i posłusznie stają w ogonkach. Właśnie w Polsce gasną dziś po lasach ostatnie strzały prawdziwych Polaków, których nikt na świecie nie chce nazywać bohaterami (…). Józef Mackiewicz fragment artykułu z londyńskich “Wiadomości” z 1947 r.


“Żołnierze wyklęci” to żołnierze polskiego zbrojnego podziemia niepodległościowego walczący przez lata z reżimem komunistycznym. Ludzie skazani przez komunistów na zapomnienie, na nieistnienie w społecznej świadomości. Przez dziesięciolecia zniesławiani, opluwani – wykluczeni z narodowej pamięci. Po raz pierwszy obchodzimy dziś nowe święto państwowe – Dzień Żołnierzy Wyklętych. Warto przypomnieć, co kryje się za tym pojęciem, kto jest jego autorem, kto w istocie był inicjatorem tego święta i dlaczego przypada ono właśnie 1 marca. A także to, kim w istocie byli owi “żołnierze wyklęci”.

Termin “żołnierze wyklęci” nie jest określeniem historycznym, nie pochodzi z epoki walki prowadzonej przez niepodległościowe podziemie. Powstał znacznie później, w początku lat dziewięćdziesiątych, w warszawskim środowisku Ligi Republikańskiej, w grupie młodych ludzi skupionych wokół mecenasa Grzegorza Wąsowskiego, odpowiedzialnego za działania mające przywrócić społecznej świadomości żołnierzy antykomunistycznego podziemia niepodległościowego. Powstała wówczas wystawa poświęcona podziemiu niepodległościowemu – pod takim właśnie tytułem “Żołnierze Wyklęci” – objechała dosłownie całą Polskę. Była to pierwsza wystawa po upadku rządów partii komunistycznej w Polsce poświęcona bohaterom podziemnej walki zbrojnej z komunizmem.

Pojęcie “żołnierze wyklęci” zostało szeroko spopularyzowane następnie przez Jerzego Ślaskiego, dzięki jego książce o podziemiu, wydanej przez Oficynę Wydawniczą RYTM. Pokłosiem wystawy stworzonej przez Grzegorza Wąsowskiego i jego kolegów był też monumentalny album pod takim samym tytułem, którego drugie wydanie w 2002 roku (z przedmową premiera, prof. Jerzego Buzka) połączone było z prezentacją wystawy w Sejmie. Pamiętam, jak kolosalne wrażenie wywierały na widzach, także parlamentarzystach, wystawowe plansze. Wbrew ukutej przez propagandę komunistyczną tezie o “bandach” i “bandytach” – z setek fotografii spoglądały twarze inteligentnych, młodych ludzi, w mundurach Wojska Polskiego, z orłem w koronie na czapkach i często ryngrafem z Matką Boską Ostrobramską lub Częstochowską na piersi. Widok, który skłaniał do zastanowienia – to jednak nie byli “bandyci”…

Mecenas Grzegorz Wąsowski z grupą przyjaciół pozostał wierny sprawie, której od lat służy. Kieruje pracami Fundacji “Pamiętamy”, mającej za cel przywracanie dobrej pamięci o ludziach, którzy pierwsi przeciwstawili się komunistycznemu bezprawiu. Którzy oddali życie za niepodległość Polski, wolność człowieka i wiarę przodków. Którzy nie mają najczęściej własnych grobów, a przez komunistów i ich duchowych spadkobierców zostali obdarci nawet z prawa do dobrego imienia.

Jak powstańcy

“Żołnierze wyklęci” to ludzie, których porównujemy z uczestnikami powstań narodowych, którzy nie mając szans na zwycięstwo, także chwytali za broń w imię wartości najwyższych. Historycy coraz częściej nie wahają się określać zjawiska, jakim była walka zbrojnego podziemia z reżimem komunistycznym, mianem polskiego powstania antykomunistycznego.

Porównajmy – przez szeregi powstańcze w latach 1863-1864 przewinęło się około 200 tysięcy uczestników, z tym że nigdy w polu nie było jednorazowo więcej niż 22-23 tysiące ludzi pod bronią (lato 1863 r.).

W 1945 r. w podziemiu niepodległościowym przeciwstawiającym się komunistom było około 200 tysięcy uczestników, w tym około 20 tysięcy w oddziałach partyzanckich lub bojowych jednostkach dyspozycyjnych.

Wydaje się, że oba zjawiska polskich zbrojnych wystąpień z lat 1863-1864 oraz 1944-1956 są porównywalne. Dziś nikt z nas nie nazywa Powstania Styczniowego zaburzeniami roku 1863 czy w jakiś podobny sposób. Nie mamy wątpliwości, że było to powstanie. Skąd więc wątpliwości w drugim przypadku?

Dlaczego właśnie 1 marca stał się Dniem Żołnierzy Wyklętych? Bo to data symboliczna – 1 marca 1951 r. życie stracili zamordowani “w majestacie komunistycznego prawa” członkowie IV Zarządu Głównego Zrzeszenia “Wolność i Niezawisłość”, największej niepodległościowej struktury poakowskiej.

Inicjatorem proklamowania Dnia Żołnierzy Wyklętych i wyboru 1 marca jako jego terminu był śp. dr hab. Janusz Kurtyka, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, placówki, której dorobek w zakresie badań nad najnowszą historią naszego kraju, w tym dziejów oporu przeciw reżimowi komunistycznemu, jest nie do przecenienia. Prezes Kurtyka nie doczekał zrealizowania swojego postulatu, dołączając 10 kwietnia 2010 r. do grona tych, o których pamięć zawsze walczył i dbał. Nie doczekał także prezydent Lech Kaczyński, dla którego działalność “żołnierzy wyklętych” zawsze była istotnym elementem naszej historii. Dość wspomnieć, iż to właśnie on podjął przywracanie im należnej godności – honorując, niestety najczęściej pośmiertnie, wysokimi odznaczeniami państwowymi. Ustanowienie święta bohaterów polskiego powstania antykomunistycznego staje się niejako zwieńczeniem działań przez nich podjętych.

Cześć bohaterom

Gdy zastanawiamy się nad dziejami polskiego zbrojnego oporu przeciwko reżimowi komunistycznemu, nieuchronnie nasuwa nam się pytanie – kim byli organizatorzy i uczestnicy podziemia powojennego – tej najtrudniejszej i najtragiczniejszej karty walki o niepodległość.

Pochylając się nad życiorysami “żołnierzy wyklętych”, wbrew tezom głoszonym przez kilkadziesiąt lat przez komunistów, nie znajdziemy wśród nich przedstawicieli “warstw uprzywilejowanych” – tzw. kapitalistów, bogaczy czy wielkich posiadaczy ziemskich. W ogromnej większości to synowie chłopów, rzemieślników i urzędników, przedstawicieli wolnych zawodów. To z reguły mieszkańcy prowincji – małych powiatowych miasteczek, wsi – stanowiących główne zaplecze polskiej Wandei. Wrośnięci w lokalne społeczności – będący emanacją ich dążeń niepodległościowych, świadectwem sprzeciwu wobec komunistycznej rzeczywistości. To pokolenie wychowane i ukształtowane w wolnej Polsce lat międzywojennych – młodzi nauczyciele, urzędnicy, leśnicy, oficerowie i podoficerowie rezerwy, rzadziej oficerowie zawodowi, często ochotnicy – świeżo upieczeni maturzyści lub gimnazjaliści. Nie brakło wśród nich (choć rzadziej) także intelektualistów lub przedstawicieli zawodów elitarnych. Znajdziemy wśród nich uczestników walki o niepodległość Polski w latach 1914-1920, wywodzących się chyba z wszystkich formacji tej epoki. Reprezentantów wszystkich opcji politycznych istniejących w Polsce międzywojennej, od Polskiej Partii Socjalistycznej po Stronnictwo Narodowe, i apolitycznych propaństwowców, dla których podstawowym imperatywem działania były nie ambicje polityczne, ale gotowość poświęcenia i walki o wolną Polskę.

Gdy patrzymy na biografie “wyklętych”, na ich drogi życiowe, nieuchronnie nasuwa nam się też pytanie – kim byliby w Polsce w normalnych warunkach. Badając ich dzieje, uświadamiamy sobie, jak wiele Polska straciła przez ich śmierć z rąk komunistów. Nie zawahamy się nazywać ich “najlepszymi z najlepszych”. Tworzyliby z pewnością lokalne elity, których tak dziś krajowi brakuje. W życiu gospodarczym, samorządach, kulturze… Zapewne komuniści też mieli tę świadomość i tym bardziej śmierć naszych bohaterów stawała się nieuchronna.

Bohaterowie powstania antykomunistycznego, a zwłaszcza jego dowódcy, to ludzie konsekwentni w dokonywanych przez siebie wyborach. W ogromnej większości zaczynający swoją służbę dla Rzeczypospolitej w szeregach konspiracji już na początku okupacji niemieckiej. Mający za sobą, tak jak “Orlik”, “Łupaszka”, “Warszyc”, “Huzar”, “Młot”, “Ogień”, dziesiątki walk w obronie polskiego społeczeństwa – ze wszystkimi jego wrogami. Dla nich agresja sowiecka i komunistyczny przewrót mogły oznaczać tylko jedno – kontynuację walki. Postawę tę wzmacniała jeszcze inna wspólna dla owych postaci cecha – poczucie odpowiedzialności za podkomendnych, za ich rodziny i społeczności lokalne narażone na nieuzasadnione niczym represje komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. To właśnie owo poczucie odpowiedzialności skłaniało ich do formowania oddziałów partyzanckich będących miejscem schronienia dla ściganych żołnierzy “wolnej Polski”, do akcji z zakresu samoobrony – odbijania aresztowanych, zwalczania agentury komunistycznej bezpieki – stanowiącej największe zagrożenie dla członków konspiracji. To owo poczucie odpowiedzialności za życie powierzonych im istnień determinowało wreszcie ich postawę w godzinach najcięższej próby – kiedy to w sytuacjach bez wyjścia decydowali się ostatnią kulę przeznaczać dla siebie – zabierając do grobu całą wiedzę o współtowarzyszach broni i ich pomocnikach. Wiedzę tak groźną w obliczu ubeckich tortur.

I ostatnia chyba refleksja, należna tym, którzy mimo wszelkich trudności przechowali pamięć o naszych poległych w polskim powstaniu antykomunistycznym. To najczęściej zwykli mieszkańcy polskich wiosek i miasteczek, ludzie, którzy bezpośrednio stykając się z żołnierzami podziemia niepodległościowego lub wywodząc się z ich kręgu, wiedzieli, jak nieprawdziwy i krzywdzący ich pozostawał obraz wykreowany przez komunistyczną propagandę. Tacy ludzie, jak państwo Marian i Aniela Kiersnowscy z Kiersnowa, którzy wznieśli pierwszy pomnik majora Zygmunta Szendzielarza “Łupaszki”, jak państwo Krzyżanowscy, którzy postawili pomnik partyzantów 5. Brygady Wileńskiej AK poległych w boju z NKWD w Miodusach Pokrzywnych. Jak Stanisław Świercz z Mławy, jeden z “wyklętych”, który cudem przeżywszy, nie zapomniał o swych towarzyszach broni i wielokroć upamiętniał ich na Mazowszu. Jak liczni, a nieznani mi opiekunowie partyzanckich mogił w Perlejewie, Śledzianowie, majdanie Topile, Klichach i dziesiątkach innych miejscowości.

Kazimierz Krajewski, dr Tomasz Łabuszewski

Kazimierz Krajewski i dr Tomasz Łabuszewski są pracownikami Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie.

To są rycerze

W mojej powieści jeden z bohaterów mówi do innego: “Podziwiam tych, którzy żyją prawem wilka, ścigani, odstrzeliwani, opluwani (…). Jesteście nadzieją, której ja niestety już nie dożyję”. Naszą rolą jest to, żeby o nich pamiętać.

Z Sebastianem Reńcą, historykiem, dziennikarzem, pisarzem, autorem powieści “Z cienia” poświęconej “żołnierzom wyklętym”, rozmawia Agnieszka Żurek

W jaki sposób dowiedział się Pan o istnieniu zbrojnego podziemia antykomunistycznego? W szkole o “żołnierzach wyklętych” oficjalnie nie można było uczyć.

– To było tak dawno temu, że już nie pamiętam. Takie rzeczy po prostu się wie. Ta wiedza przyszła sama, wraz z kolejnymi lekturami. Jako student historii dużo na ten temat czytałem. Kiedy byłem początkującym reporterem w “Dzienniku Zachodnim”, szukałem tematów, które mógłbym poruszyć na łamach gazety. Początkujący dziennikarz zawsze zaczyna od pisania o tym, na czym się zna, toteż ja zacząłem od “Bartka” – zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych walczącego z komunistami po wojnie. Wydawało mi się nie do pomyślenia, że śmierć blisko 170 osób tak długo może pozostawać zagadką. Nie wiemy, gdzie ci ludzie zostali pochowani, nie wiemy, kto w istocie odpowiadał za ich śmierć. Postanowiłem poruszyć ten temat na łamach gazety. Pojechałem zatem do Krakowa, spotkałem się z wdową po jednym z żołnierzy “Bartka” i napisałem reportaż. Kolejne teksty, które czytałem na ten temat, nie ujawniały niczego nowego. Badający sprawę historycy także nie docierali do nowych źródeł. Doszedłem do wniosku, że skoro nie da się już pogłębić tego tematu w ujęciu czysto historycznym, napiszę o tym powieść.

I tak powstała książka “Z cienia”?

– Tak. Jest ona oparta na faktach, ale oczywiście także fabularyzowana. Prawdziwa jest na przykład defilada “Bartka” w Wiśle, prawdziwa jest też niestety obecność agenta bezpieki w szeregach oddziału. Potem szukałem wydawcy, zgłosiła się do mnie “Fronda”, w którym to wydawnictwie ukazała się powieść. Znakiem czasu jest to, że odezwały się do mnie przede wszystkim wydawnictwa kojarzone z “naszą stroną barykady”. Wydawnictwa tak zwanego głównego nurtu ciągle nie chcą podjąć tematu “żołnierzy wyklętych”.

Czy ogłoszenie 1 marca Dniem Żołnierzy Wyklętych w symboliczny sposób zamyka epokę triumfowania propagandy komunistycznej? Żołnierzom leśnej partyzantki nie oddano jednak jeszcze należnego hołdu.

- Oczywiście, że wciąż jeszcze czekają oni na zajęcie należnego im miejsca w historii. Został na szczęście ustanowiony dzień ich pamięci, ale nie znaczy to jeszcze, że pamięć o nich dzięki temu automatycznie wzrośnie. Nawet kolejne pomniki czy tablice stawiane “żołnierzom wyklętym” mogą dać jedynie impuls do przemyśleń, ale nie zmienią przecież od razu świadomości większości ludzi. Kiedy pytany, o czym piszę książkę, odpowiadałem, że zajmuję się tematem Narodowych Sił Zbrojnych, słyszałem często odpowiedź: “Jak to, pisze pan o tych, którzy współpracowali z Niemcami?”. Jako sztandarowy przykład podawano Brygadę Świętokrzyską, która przecież przedostała się na Zachód, walcząc z Niemcami oraz Sowietami i wyzwalała hitlerowski obóz koncentracyjny. Oskarżanie tej formacji o kolaborowanie z Niemcami jest absurdem.

Propaganda komunistyczna przedstawiająca “żołnierzy wyklętych” w jak najgorszym świetle wciąż zbiera żniwo?

– Propaganda komunistyczna nie różni się wcale istotnie od propagandy współczesnej. Tygodnik “Nie” nadal szkaluje polskich “leśnych” w tym samym stylu, w jakim robili to dawni komuniści. Używa nawet tego samego języka, żywcem wyjętego z prasy powojennej, w której NSZ-owcy opluwani byli bardziej jeszcze niż akowcy. NSZ czy NZW były to formacje z góry skazane przez komunistów na zagładę. Z “wyklętymi” się nie dyskutowało. Jeżeli już rozmawiano z nimi, to wyłącznie z pozycji szpiega, który miał rozbić ich oddziały od środka.

Może komuniści nienawidzili ich tak bardzo właśnie dlatego, że nie byli w stanie ich “kupić”?

– Tak, “kupić” ich się nie dało. To byli chłopcy, którzy z komunistami nie chcieli się “dogadywać”. Czekali na jakąś szansę, myśleli o tym, że może wybuchnie III wojna światowa. Władysław Anders na białym koniu jednak nie przyjechał.

Część z nich była chyba jednak świadoma, że tak się może stać, że prawdopodobnie nie przeżyją. A jednak trwali do końca.

– Tak, trwali do końca. Ostatni z nich zginął w 1963 roku. Ludzie żyli sobie wtedy normalnie, a oni nadal walczyli w lesie. A było to już przecież tyle lat po śmierci Stalina czy po październiku 1956 roku…

W filmie “Popiełuszko. Wolność jest w nas” młody ksiądz Jerzy jest świadkiem ubeckiej obławy na oddział “leśnych”. Słyszy krzyki komunistów: “Bandyci!”, i pyta ojca: “Czy to są bandyci?”. Ojciec odpowiada: “Nie, synku”. Chłopiec pyta dalej: “Czy to są żołnierze?”. I słyszy odpowiedź: “Nie”. I po chwili: “To są rycerze”. Czy Pan także postrzega “żołnierzy wyklętych” jako reprezentantów polskiego ducha w najczystszej postaci?

– Myślę, że tak. W mojej powieści jeden z bohaterów mówi do innego: “Podziwiam tych, którzy żyją prawem wilka, ścigani, odstrzeliwani, opluwani (…). Jesteście nadzieją, której ja niestety już nie dożyję”. Naszą rolą z kolei jest to, żeby o nich pamiętać. Na szczęście istnieją przebłyski nadziei, że pamięć ta zaistnieje w świadomości ogólnej. Najbardziej boli, że wciąż jeszcze można spotkać ludzi nazywających “wyklętych” faszystami. Na szczęście istnieją takie inicjatywy, jak zapowiadany film Jerzego Zalewskiego o “Roju” czy jak płyta zespołu “De Press” zatytułowana “Myśmy rebelianci”. Andrzej Dziubek zrobił świetną robotę. Byłem na koncercie De Press w Krakowie i widziałem, jak zachowują się pod sceną młodzi ludzie – aż mnie ciarki przechodziły ze wzruszenia. Kiedy z kolei na koncercie w Muzeum Powstania Warszawskiego starszy pan zaśpiewał piosenkę, którą znał z okresu leśnej partyzantki pt. “Niech się pani pomodli”, okazało się, że linia melodyczna tej piosenki jest prawie identyczna z tą, którą skomponował – nie znając jej wcześniej – Andrzej Dziubek. Jest w tym jakaś metafizyka.

Myśli Pan, że mimo wszystko patriotyzm w Polsce zdobywa kolejne przyczółki?

– Jesteśmy Narodem, którego patriotyzm manifestuje się w chwilach tragicznych. Przykładem takiej manifestacji było to, jak zachowaliśmy się po 10 kwietnia. Kiedy widzimy takie zachowania, napełnia nas optymizm i nie były to wcale “demony patriotyzmu”, jak próbowano nam wmówić. Z drugiej strony – kiedy rozmawiam z gimnazjalistami, mówią mi, że więcej dowiedzieli się o historii z mojej beletrystyki niż z lekcji i z podręczników. Niedawno ukazał się także zbiór moich opowiadań o działaczach podziemia solidarnościowego “Wiktoria”. Dostałem wtedy bardzo miły list od gimnazjalisty, który jasno powiedział mi, że nie miał pojęcia o tym, jak w rzeczywistości wyglądał PRL. Znał go tylko z filmów Stanisława Barei i nie wiedział, że PRL był krajem totalitarnym – niezależnie od tego, czy rządził Bolesław Bierut, czy też Wojciech Jaruzelski.

A Jaruzelski zapraszany jest na salony…

– Tak, i to jest straszne. Wojciech Jaruzelski zapraszany na salony, Czesław Kiszczak tytułowany jest człowiekiem honoru… Po 1989 roku Polacy nie umieli rozliczyć tego, co było wcześniej, i dopiero wtedy zacząć żyć na nowo. A my zastanawiamy się teraz, jak to się dzieje, że naszymi służbami specjalnymi czy dyplomacją wciąż mogą sterować dawni pracownicy lub współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. Nikt nie wyobrażał sobie sytuacji, żeby po wojnie Niemcy przejęli aparat nazistowski. A u nas niektóre nazwy ulic pozostały takie, jakie były przed 1989 rokiem. Brak zmian tłumaczy się kosztami. Oszczędzamy, a potem ponosimy straty dużo większe. Nie możemy przecież mieszkać przy ulicy Nowotki, bez przesady. Nikt nie będzie mieszkał przy ulicy Goebbelsa w Berlinie.

A propos nazw ulic – widziałam ostatnio zdjęcie, na którym w nazwie ulicy Żołnierzy Wyklętych drugie słowo zostało zamalowane czerwonym sprayem.

– Pewnie, niestety, zrobił to jakiś młody człowiek. Trudno się dziwić, jeśli młodym ludziom wciąż serwowane są opowieści o “faszystowskim” podziemiu antykomunistycznym wykonującym wyroki na ludziach za to, że nie podobał im się czyjś kształt nosa. Tak nie było. Ci żołnierze, kiedy wykonywali wyroki, to nie za to, że ktoś miał takie lub inne pochodzenie, ale dlatego, że był na przykład w komunistycznej bezpiece, partii, NKWD czy Armii Czerwonej. Nazywanie ich faszystami to skrajnie niesprawiedliwa ocena. To nie byli żadni faszyści, to byli patrioci. I to najwięksi, tacy, którzy nie zgodzili się na żadną formę współpracy z reżimem totalitarnym. Oni doszli do wniosku, że żadna forma współpracy z komunistami nie ma po prostu sensu. Premier Stanisław Mikołajczyk za to współpracował z nimi wtedy, kiedy w lasach wciąż jeszcze walczyli ludzie. Dziesiątki tysięcy “rebeliantów”.

Jakie przesłanie skierowaliby do polskiej młodzieży “żołnierze wyklęci” w 2011 roku?

– Myślę, że powtórzyliby za mistrzem Józefem Mackiewiczem: “Tylko prawda jest ciekawa”. Dzisiaj nie musimy walczyć z zaborcami czy okupantami, ale musimy walczyć o prawdę – czy dotyczy ona Katynia 1940 roku, czy Smoleńska 2010 roku. To jest nasz obowiązek. Wielkie zasługi na polu przywracania pamięci o “żołnierzach wyklętych” ma fundacja “Pamiętamy”, Mariusz Kamiński i całe środowisko Ligi Republikańskiej, działające na wielu polach naszego życia społeczno-politycznego. Warto wymienić także katowickie stowarzyszenie “Pokolenie”, podobnie jak Liga wywodzące się z dawnych działaczy Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Wydaje ono z kolei choćby Encyklopedię “Solidarności”. Trzeba oddać hołd tym, o których warto pamiętać. Ta walka jest często naprawdę trudna.

Henryk Elzenberg twierdził, że miarą wartości walki nie jest to, czy zakończy się ona zwycięstwem czy klęską, ale wartość sprawy, jakiej ta walka dotyczy. Takie motto umieściła na swojej stronie internetowej fundacja “Pamiętamy”.

– Dokładnie to zdanie przebija się także w mojej książce, nie pamiętam tylko, czy jako cytat, czy też jako wypowiedź któregoś z bohaterów. Najważniejsze jest to, żeby młodzi ludzie o tym wiedzieli. Podobnie jak w XX-leciu międzywojennym istniała pamięć o powstańcach styczniowych, a z kolei “żołnierze wyklęci” pamiętali o zwycięskiej wojnie polsko-bolszewickiej z 1920 roku. Wmawia się nam, że patriotyzm jest domeną wyłącznie ludzi starszych, w ten sposób przedstawia się to w mediach głównego nurtu. A tymczasem po katastrofie smoleńskiej “obudziło się” także wielu młodych ludzi.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 1 marca 2011, Nr 49 (3980)

http://www.bibula.com/?p=33566

źródło: Dziennik gajowego Maruchy
_________________
www.eterofizyka.pl
www.v-tao.eu
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
vkali




Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 300
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 18:10, 14 Mar '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dlaczego zamordowano Jana Rybaka?

autor Zbigniew Wiktor , Kwiecień 22, 2013

Na Rzeszowszczyźnie wciąż
pamięta się o ofiarach NSZ-owskiego terroru

Na początku marca 2013 r. celebrowane było przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, organy państwowe i instytucje publiczne święto „żołnierzy wyklętych”. Żyjący jeszcze kombatanci antyludowych, antydemokratycznych i antysocjalistycznych podziemnych oddziałów dostali odznaczenia i awanse na wyższe stopnie wojskowe, na grobach i przed pomnikami „żołnierzy wyklętych” składano wieńce i kwiaty. W ten sposób kolejny raz zakłamywano historię Polski, szczególnie lata 1944-1949, kiedy to takie organizacje jak NIE, Wolność i Niezawisłość czy Narodowe Siły Zbrojne, uciekając się do brutalnego terroru przeciwko władzy ludowej, postępowym działaczom i ludności, z bronią w ręku dążyły do przedłużenia wojny domowej w Polsce, destabilizowały kraj i czekały na III wojnę światową. Dziś „żołnierze wyklęci” są przedstawiani jako bohaterowie, a było zupełnie inaczej.
Pod koniec lutego br. Ewa Gąsowska z Wrocławia opublikowała w internecie „List otwarty do Prezydenta Rzeczypospolitej Bronisława Komorowskiego”, będący swoistą skargą na postępowanie organów wymiaru sprawiedliwości. List ten w obszernych fragmentach został opublikowany m.in. na łamach „Przeglądu” (nr 13/2013). Autorka od wielu lat broni dobrego imienia dziadka, Jana Rybaka, który w lipcu 1945 r. został w bestialski sposób zamordowany w Radomyślu nad Sanem przez bandę Alfonsa Chmielowca, pseudonim „Orzeł”, i jego kompanów z oddziału Nadsanie. Bezpośrednią przyczyną wystąpienia Ewy Gąsowskiej było opublikowanie przez brata Alfonsa Chmielowca, Bolesława (także członka bandy), wspomnień z tych lat. W książce „Wspomnienia straconych (?) dni” dopuścił się on licznych przekłamań i oszczerstw m.in. wobec Jana Rybaka, ówczesnego sekretarza komórki PPR w Radomyślu i radnego Powiatowej Rady Narodowej w Tarnobrzegu.

Kłamstwa Chmielowca

Do 1948 r. mieszkałem wraz z rodzicami w Radomyślu. Następnie wyjechaliśmy na Ziemie Odzyskane. Nazwisko Chmielowców jest mi znane od najmłodszych lat, gdyż zamordowali oni bądź przyczynili się do bestialskiego zabójstwa nie tylko Jana Rybaka. Jako małe dziecko byłem straszony w Radomyślu słowami, że „przyjdą Chmielowce i zrobią z wami porządek”. Przez ponad pół wieku nie można było publicznie powiedzieć, kto zamordował Jana Rybaka, ponieważ śledztwo zostało umorzone ze względu na ucieczkę sprawców za granicę i amnestię, która darowała im kary. Dopiero wydanie książki Bolesława Chmielowca i toczący się proces sądowy umożliwiły obronę dobrego imienia Jana Rybaka i wskazanie sprawców tej ohydnej zbrodni.
Sam Bolesław Chmielowiec, członek NSZ (w książce wspomina tylko o przynależności do AK), po wojnie ujawnił się, zdał broń i skorzystał z amnestii. Dzięki łaskawości władzy ludowej mógł – o czym pisze – wykonywać swój zawód, założyć rodzinę, dorobić się.
Chmielowiec chełpi się zabiciem Jana Rybaka, ale okoliczności jego śmierci przedstawia kłamliwie, zniesławiając go. Nazywa Jana Rybaka konfidentem PUBP w Tarnobrzegu („był na usługach tarnobrzeskiego UB”, stwierdza na s. 252), a nawet ośmiela się włożyć w usta nieżyjącego już syna Jana Rybaka, Eugeniusza, kłamliwe zdanie: „Sprzątnijcie tego szpicla, bo niejednemu on jeszcze krzywdę wyrządzi”
(s. 257). Takie preparowanie faktów przez Bolesława Chmielowca słusznie oburza rodzinę Jana Rybaka, a także obywateli Radomyśla, którzy byli świadkami zbrodni dokonanych przez NSZ w latach 1944-1945.
Książkę Bolesława Chmielowca opublikowało Wydawnictwo Diecezjalne w Sandomierzu, z nazwy – wydawałoby się – zobligowane do szerzenia i obrony wartości chrześcijańskich. Wydając książkę, stanęło po stronie nieprawości i zła. Czy wiedzą o tym biskup sandomierski i arcybiskup lubelski?

terror NSZ

Do relacji historycznych tej publikacji wypada wnieść pewne uzupełnienia, uściślające wydarzenia i podziały polityczne lat 1944-1945, nie tylko na terenie Nadsania. Dawni NSZ-owcy podają się dziś za żołnierzy AK. Rzecz jednak w tym, że w lipcu 1945 r., kiedy zamordowano Jana Rybaka, Armii Krajowej nie było. Już 19 stycznia 1945 r. gen. Leopold Okulicki wydał rozkaz rozwiązania AK. Odbywało się to w sytuacji wyzwolenia części ziem polskich spod okupacji hitlerowskiej przez Armię Radziecką i odrodzone Wojsko Polskie oraz rosnącego poparcia dla Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, przekształconego 31 grudnia 1944 r. w Rząd Tymczasowy RP. Wspólnym celem wszystkich sił patriotycznych było wówczas jak najszybsze wyparcie hitlerowców z Polski i rozgromienie faszystowskiej Rzeszy.
Liczni członkowie AK na przełomie 1944 i 1945 r., kierując się pobudkami patriotycznymi, wstąpili do odrodzonego Wojska Polskiego i wzięli udział w wyzwalaniu zachodnich ziem polskich, a także w operacji berlińskiej. Ważną przesłanką ich decyzji był m.in. rozkaz gen. Okulickiego o rozwiązaniu AK. Całkowitym nieporozumieniem jest stawianie na jednej płaszczyźnie okupacji hitlerowskiej i „okupacji sowieckiej”, która jakoby zastąpiła tę pierwszą. Dla Bolesława Chmielowca, który używa tego terminu wielokrotnie, skończyła się ona dopiero po 1989 r. (s. 288, 294).
Chmielowiec i jego kompani, w tym banda „Orła”, operująca wiosną 1945 r. na terenie Nadsania, nie podporządkowali się rozkazom gen. Okulickiego. Było to zresztą szersze zjawisko, bo już w listopadzie 1944 r. część Narodowych Sił Zbrojnych, pozostających od marca 1944 r.
w ramach AK, wyodrębniła się i połączyła z Narodową Organizacją Wojskową, tworząc Narodowy Ośrodek Wojskowy (NOW). Na pobliskiej Kielecczyźnie działała Brygada Świętokrzyska NSZ. Wojciech Roszkowski, którego nie można posądzić o sympatie do komunizmu, pisze w „Historii Polski 1914-2001”: „Po nawiązaniu kontaktu z wycofującymi się władzami niemieckimi Brygada ewakuowała się w styczniu (1945 r. – przyp. ZW) przez Śląsk i Czechosłowację na teren Niemiec i dostała się na początku maja pod okupację amerykańską” (s. 145). Roszkowski nie wyjaśnia, jak zbrojny i liczny oddział partyzancki NSZ mógł przemieszczać się swobodnie po szlakach komunikacyjnych III Rzeszy. Nie pisze, jak dowódcy brygady porozumiewali się z oficerami w sztabach Abwehry, Gestapo i Wehrmachtu w Berlinie, a później dowódcami lokalnych garnizonów m.in. w Prudniku, Nysie, Ząbkowicach, Świdnicy, Wałbrzychu, Trutnovie itd. Było to możliwe, ponieważ władze hitlerowskie traktowały tę brygadę, a także innych „bojowników” NSZ, jako nieoficjalnych politycznych i zbrojnych pomocników, którzy od 1943 r. dawali liczne dowody lojalności wobec okupanta niemieckiego, a także „zasłużyli się” bratobójczymi mordami. M.in. 9 sierpnia 1943 r. wymordowali oddział Gwardii Ludowej pod Borowem, 8 września 1944 r. napadli na oddział AL pod Rząbcem. Tę działalność kontynuowała banda „Orła”, dla której walka z „sowieckim okupantem i jego rodzimymi satelitami” stała się głównym celem.

Zastraszanie społeczeństwa

Po kapitulacji wojsk hitlerowskich w maju 1945 r. powstały korzystne warunki międzynarodowe dla umęczonego sześcioma latami wojny kraju, w którym faszyści wymordowali ponad 6 mln polskich obywateli i zniszczyli prawie 40% potencjału gospodarczego. Polska odzyskała ziemie zachodnie i północne, których włączenie i zagospodarowanie przyczyniło się do rozwiązania napiętych problemów gospodarczych, socjalnych i demograficznych.
Kwestie te znalazły się w centrum uwagi utworzonego 28 czerwca 1945 r. Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, w skład którego weszli także demokratyczni Polacy z Londynu. Rząd ten cieszył się rosnącym poparciem narodu, szczególnie ludzi pracy, wkrótce też został uznany za prawowitą polską władzę przez mocarstwa zachodnie i prawie wszystkich członków ONZ. W tym stanie rzeczy dotychczasowa działalność oddziałów NSZ i innych antypaństwowych, a w rzeczywistości antynarodowych organizacji przybrała charakter nielegalny i bandycki. Nadzieje na III wojnę światową Zachodu ze Związkiem Radzieckim oddalały się. Organizująca się młoda władza ludowa miała wręcz obowiązek zarówno z punktu widzenia prawa wewnętrznego, jak i międzynarodowego zaprowadzić porządek, a przede wszystkim rozprawić się z bandami NSZ i im podobnymi, które, nie mając żadnego mandatu, wprowadzając w błąd szeregowych członków, terroryzując zwykłych obywateli, uciekały się do masowych aktów gwałtu, rabunków, a przede wszystkim zabójstw politycznych. Bojówki NSZ mordowały bez litości tych, którzy włączali się w nurt życia pokojowego, organizowali administrację, działali w związkach zawodowych, postępowych organizacjach młodzieżowych itp. Potwierdza to sam Bolesław Chmielowiec, opisując szczegółowo owe „akcje” (np. s. 239).
Szczególna nienawiść i terror dotykały działaczy Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej, członków rad narodowych, radykalnego ruchu ludowego, MO, ORMO. Tych mordowano w pierwszej kolejności, dążąc także do zastraszenia społeczeństwa. Historia ziemi tarnobrzeskiej, Lubelszczyzny, Kielecczyzny i Rzeszowszczyzny z lat 1944-1945 dostarcza aż nazbyt licznych przykładów tego typu akcji, przeprowadzanych m.in. przez bandy „Orła”, „Tarzana”, Alfonsa i Bolesława Chmielowców i im podobnych. To właśnie z ich rąk 18 lipca 1945 r.
zginął męczeńską śmiercią 60-letni Jan Rybak z Radomyśla.

Wierzył w uczciwość

Kim był Jan Rybak, że spotkał go tak tragiczny los? Był statecznym obywatelem Radomyśla nad Sanem, cieszącym się jeszcze przed wojną szacunkiem i poważaniem współobywateli. Należał do biedniejszych radomyślaków, zahartowanych w walce o przetrwanie. Kiedy w 1937 r. zapadła decyzja o budowie Centralnego Okręgu Przemysłowego, jako jeden z wielu chodził na piechotę do pracy przy budowie obiektów Stalowej Woli, by za zarobione tam pieniądze wybudować drewniany domek przy Małym Rynku. Był wrażliwy na krzywdę ludzką, dlatego wybrano go do zarządu związku zawodowego, w którym bronił zwalnianych z pracy, walczył o wyższe stawki godzinowe, a jeśli trzeba było, współorganizował strajk robotniczy w 1938 r. Za to był represjonowany przez ówczesne władze, znalazł się na czarnej liście i został wyrzucony z pracy.
Z powodu działalności związkowej, a zapewne także bliskich kontaktów z Michałem Krajewskim, znanym przed wojną w Radomyślu działaczem socjalistycznym, Rybakowi przypięto łatkę komunisty. Tak pisze o nim Bolesław Chmielowiec, dodając, że liczył on „na stołek bolszewickiego komisarza” (s. 257). O ile jednak wiem, w rodzinnych wspomnieniach Rybaków nie zachowała się żadna informacja potwierdzająca tę opinię. Nie ma też żadnego dokumentu, np. legitymacji, potwierdzającego taki fakt. Nic nie wiadomo, żeby Jan Rybak był przed wojną członkiem Komunistycznej Partii Polski, która, przypomnijmy, wiosną 1938 r. została rozwiązana przez Komitet Wykonawczy Międzynarodówki Komunistycznej. W okresie okupacji hitlerowskiej Rybak od 1942 r. do połowy maja 1944 r.
przebywał na robotach przymusowych w III Rzeszy. Do Radomyśla wrócił z podniszczonym zdrowiem, z kilkoma reichs-
markami w kieszeni i bezpłatnym biletem kolejowym, wydanym przez władze okupacyjne. W 1943 r. zmarła na gruźlicę jego żona, Julia z Pakułów Rybakowa, pochodząca z Nowin, pozostały dwie córki z wnukami i syn Gienek. Wszyscy zgodnie mieszkali w skromnym, dwuizbowym domu przy Małym Rynku.
Jan Rybak, podobnie jak wielu innych szczerych patriotów polskich, wyciągnął wnioski z morderczej okupacji niemieckiej. Kiedy zgłosili się do niego dawni koledzy ze związku zawodowego z propozycją włączenia się w budowę Polski Ludowej, podszedł do tego poważnie. Został wybrany na sekretarza Polskiej Partii Robotniczej w Radomyślu. Jako doświadczony przez życie robotnik, identyfikował się z celami partii, która miała w nazwie przymiotniki polska i robotnicza. Nikomu nie wadził, wielu pomógł, a został zamordowany, gdyż dostał się w tryby terroru stosowanego przez NSZ-owskie bandy. Wiedział, że wydano na niego wyrok, był jednak na tyle prawomyślny – a może naiwny – że liczył, iż jego prawomyślność i uczciwość go ochronią. Nie przypuszczał, że te cechy i wartości podeptane zostały przez Chmielowców, bandytów „Orła”. W związku z tym inaczej należy spojrzeć na zarzuty Bolesława Chmielowca, jakoby Jan Rybak „był na usługach UB”. Do czego Chmielowcowi jest potrzebne to oszczerstwo, on sam wie najlepiej. Być może kluczem do tej zagadki są akta procesowe i dokumenty UB dotyczące Chmielowca, znajdujące się obecnie w zasobach archiwalnych IPN. Czy sąd dopuści je jako dowód?
Młyny historii mielą powoli, ale skutecznie. Nie powstrzymają ich kłamstwa i nieprawdy, których przykładem jest książka Bolesława Chmielowca.

Literatura:
B. Chmielowiec, ps. „Komar”, Wspomnienia straconych(?) dni, Wydawnictwo Diecezjalne, Tarnobrzeg 2002
St. Myszka, Radomyśl nad Sanem. Dzieje miasta i parafii, Muzeum Regionalne w Stalowej Woli, 2003
W. Roszkowski, Historia Polski 1914-2001, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002
A. Czubiński, Polska i Polacy po II wojnie światowej (1945 1989), Poznań 1998
A. Czubiński, W. Olszewski, Historia powszechna 1939-1997, Poznań 1999
Towarzystwo Naukowe w Rzeszowie, Z rewolucyjnych walk na Rzeszowszczyźnie (wspomnienia), pod red. Z. Trawińskiej, Rzeszów 1979
J.A. Borzęcki, W mrowisku historii, „Tygodnik Nadwiślański” nr 21 i 29 z 2004 r.
„Przegląd”: 38/2004, 16/2005, 10/2011, 13/2013

Autor jest doktorem habilitowanym, emerytowanym profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego, profesorem nadzwyczajnym Dolnośląskiej Wyższej Szkoły Wynalazczości i Techniki w Polkowicach
Kategorie Opinie
Tagi: 17-18/2013, Zbigniew Wiktor
Autor
Zbigniew Wiktor

źródło: Tygodnik Przegląd
_________________
www.eterofizyka.pl
www.v-tao.eu
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
vkali




Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 300
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:21, 14 Mar '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

...z pieśnią na usta być może jeszcze kiepsko,..ale środki mobilizacji już przygotowali...

W lutym w Polsce pośpiesznie przyjęto kilka aktów prawnych przygotowujących nas do wojny.

Posted by Włodek Kuliński - Wirtualna Polonia w dniu 2015-03-14

Rządzący Polską politycy planują chyba wysłanie nas wkrótce na wojnę. Stosowne ustawy przygotowujące kampanię wojenną przyjmowano w lutym bieżącego roku. Oczywiście tak zwane media nie informują na ten temat, aby nie wzbudzać paniki wśród Polaków. Wygląda na to, że jest się czego bać, bo opublikowano nie tylko Rozporządzenie, które wprowadza obowiązkowe ćwiczenia wojskowe dla wszystkich w wieku do 50 lat, ale też kilka innych aktów prawnych, które trudno nie odebrać jako przygotowania do wojny. Polskie media jak zwykle zapomniały o tym poinformować.

Po 23 marca bieżącego roku, kiedy rozporządzenie Ewy Kopacz wejdzie w życie, wojsko polskie będzie mogło się upomnieć o każdego z nas i to w każdym momencie, nawet niedogodnym dla nas. Okazuje się, że to nie wszystko i w lutym podjęto też kilka innych aktów prawnych, które dopiero zestawione ze sobą wskazują na to czego należy się spodziewać w najbliższym czasie. Niestety logicznym wnioskiem jest założenie, że władze spodziewają się wojny i dokonują ostatnich poprawek w prawie.

Niektóre ustawy wojenne dają nadzieje, że być może wojna jest rozważana w innym horyzoncie czasowym niż miesiące. Żeby szkolić trzeba mieć czas. Tak można odbierać plan wzięcia w kamasze wszystkich Polaków, który podpisała premier Kopacz. Zmiany dotknęły też procedury mobilizacyjne co znalazło się wRozporządzeniu Ministra Obrony Narodowej z dnia 6 lutego 2015 r. w sprawie przydziałów mobilizacyjnych i pracowniczych przydziałów mobilizacyjnych. Do kompletu opublikowano jeszcze Obwieszczenie Ministra Obrony Narodowej z dnia 4 lutego 2015 r. w sprawie sposobu odbywania zasadniczej służby wojskowej. To oczywiście może być zupełny przypadek, ale uwierzyć w to może chyba tylko wyjątkowo zatwardziały wyborca partii rządzącej.

Interesująco brzmi też koincydencja czasowa publikacji Obwieszczenia Ministra Obrony Narodowej z dnia 4 lutego 2015 r. w sprawie przekraczania granicy państwowej i lotów obcych wojskowych statków powietrznych w przestrzeni powietrznej Rzeczypospolitej Polskiej i Obwieszczenia Ministra Obrony Narodowej również z dnia 4 lutego 2015 r. w sprawie Komisji do rozpatrywania roszczeń z tytułu szkód wyrządzonych przez wojska obce.

Na koniec warto zauważyć, że 20 marca w życie wejdzie Rozporządzenie Ministra Obrony Narodowej z dnia 17 lutego 2015 r. w sprawie płatności uposażenia i innych należności pieniężnych oraz pokrywania przez Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej kosztów pogrzebu żołnierzy niezawodowych. Tak tak to chodzi o nas, mięso armatnie, które ma iść walczyć na tej wojnie. Jest to po prostu podstawa prawna do wyprawienia naszych państwowych pogrzebów gdy już zginiemy.

Źródło: zmianynaziemi.pl
_________________
www.eterofizyka.pl
www.v-tao.eu
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Agre




Dołączył: 01 Paź 2014
Posty: 798

PostWysłany: 09:45, 15 Mar '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

quote="vkali"]...ale środki mobilizacji już przygotowali...

W lutym w Polsce pośpiesznie przyjęto kilka aktów prawnych przygotowujących nas do wojny.

[/quote]
no ba przygotowywania na rżnięcie polaków ,zlecone skądś tam ...ktokolwiek to jest pewnie przynosi im jakiejś korzyści za prowadzenie takiej polityki, a nie innej.Czyli jak zawsze historia się powtarza.

Powiadasz że polska ma się nauczyć przegrywać ,no ja nie znam kraju na świecie który by tyle razy przegrywał i nadal "polak nie mądry po szkodzie"
Niestety nie da się wykluczyć ingerencji zewnętrznej ,która generalnie systematycznie robi z nas bez narodowców ,i zamyka w klatkach zwanych Fejsbukiem
+
Fakt że większość polaków ma kompletnie wylane w wybory i inicjatywy społeczne, a na wyborach głosuje tylko publiczna kasta i najbliżej z nimi związani. O ile wybory to w ogóle nie ściema.
+
Masa polaków to lemingi a min. takie "Hity" jak poniższy powoli sprawiły że ktoś kto nie jest lemingiem jest jakiś "dziwny" https://www.youtube.com/watch?v=ABhDiXbUaBE
+ Nawet jeśli ludzie posiadają wiedzę wykorzystują ja dla siebie nie społeczeństwa w sumie to dla polaków jest dziwne.
Zmiana mentalności z indywidualizmu na kolektywizmu na poziomie jednostki w stosunku do kraju byłby pierwszym krokiem w dobrym kierunku
=Nie ma szans na budowanie kolejnej Polski nawet po ewentualnej rewolucji ,to jest jak budowanie domu na bagnie. Na chujowym fundamencie moglibyśmy zbudować cokolwiek i tak jebnie.[
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Autorskie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


polacy, i ich bohatyrstwo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile